Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2007, 23:50   #294
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Czy kiedyś nadejdzie dzień?
Czy pełne łez chmury się wreszcie wypłaczą?
Czy nocna cisza otuli swym płaszczem świat zamiast rwać go i poganiać wściekłym wichrem?
W takie noce jak ta trudno jest wierzyć w istnienie Boga chyba, że w takiego, który gniewa się na ludzkość za jej grzechy.
Coś unosiło się w powietrzu... coś, czego nie dało się zobaczyć ani poczuć węchem. Wyczuwalna... była czyjaś obecność. Łakome oczy z każdego ciemnego rogu zdawały się przyglądać wampirom znajdującym się wewnątrz karczmy. Głodne, chciwe... złe.

Thomas dyszał ciężko, jakby wciąż potrzebował napełniać swe płuca. Z chwilą, gdy kołek zagłębił się w sercu Renaulda, a małe ciało przestało trzepotać niby w przedśmiertnych spazmach, zapadła cisza. Cisza godna grobowca, tak głęboka i pełna... no właśnie, czego?

Nagle czyjeś kroki zwróciły uwagę Milli i Thomasa, obejrzeli się jednocześnie, lecz w drzwiach kuchennych stał jedynie Jane, gapiąc się z otwartymi ustami na rozgrywającą się przed jego oczami scenę. Jego zdziwione, nierozumiejące oczy wodziły po twarzach zebranych, niemal błagalnie spozierając na swą panią.

Zanim Kainici zdążyli coś uczynić z młodym Ventrue, drzwi wejściowe do gospody otwarły się z trzaskiem, a zimne powietrze zgasiło kilka płomieni świeczek. Na szczęście ogień w kominku dawał dość blasku, by zgromadzeni mogli ujrzeć wielką postać Marcela i prowadzoną przezeń kobietę. Spokrewnieni rozpoznali w niej wieśniaczkę, która odważyła się stanąć w obronie wilkołaka. Samego jednak Lupina nigdzie nie było widać.

Sparaliżowana strachem chłopka bez oporu dała się wciągnąć do środka tawerny, jakby pozbawiono ją zupełnie własnej woli. Tylko strumienie łez, cieknące po jej licach, świadczyły o tym, że nie utraciła jeszcze całkiem zmysłów... jeszcze!
Dopiero, kiedy zobaczyła „martwego” Renaulda poczęła się rzucać w kierunku wyjścia. Czyniła to jednak odruchowo, jakby bez pomyślunku. Z jej ust zaś zamiast krzyku, wydobywało się ciche, bezradne łkanie.

Siedzący niedaleko Koniecpolski doskonale widział w świetle bijącym od paleniska jej twarz. Kobieta była dość młoda i wciąż jeszcze dostrzec można było śladu urody. Jej policzki nadal były dziewczęce – okrągłe i rumiane od emocji, niczym jabłuszka. Dodatkowo teraz lekko rozchylone usta i otwarte oczy nadawały obliczu kobiety wyraz niewinności i świeżości. Z jej oczu bił strach... ludzki strach.

Po chwili w drzwiach, prowadzących do izby sypialnej, pojawił się znany Kainitom rycerz o sumiastych wąsach. Stał chwilę wpatrując się ze zdziwieniem na to, co działo się w głównej izbie. Chrząknął, a spuściwszy wzrok, rzekł pozbawionym emocji głosem:

- Kufry spakowane, teraz idziemy je umieścić w powozie. Niedługo powinniśmy być gotowi do drogi, jeśli... nadal taki jest rozkaz.

Skłonił się jeszcze niżej, jakby z wyraźnym zainteresowaniem przypatrując swym butom.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline