Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-05-2018, 21:03   #307
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=hOlGNeVZrRU[/MEDIA]
Mrówcza praca w kodach i cyfrach szła opornie, powoli, ale jakimś cudem do przodu. Na pierwszy ogień poszły dane Johana, Guardian przyjął nowe zmiany, a drugi informatyk się nie zorientował. Jeszcze. Kwestią czasu pozostawało kiedy MP wreszcie zorientują się że w ich ogródku żeruje kret i podgryza im grządkę od spodu. Brown 0 walczyła z holo, powstrzymując chęć aby zwymiotować pod nogi. Nie była odważna, ani tym bardziej opanowana. Dla niej konieczność siedzenia pod czujnym, niechętnym okiem kapitana żandarmów przypominało torturę.
Rozmowa z Maxem na chwilę wywołała w niej radość, ale gdy się skończyła, informatyczka miała duży problem żeby się zacząć płakać. Łzy same cisnęły się jej do oczu, dolna warga drżała. Za każdym razem jak zamknęła powieki, widziała twarz Johana. Żył… nie został sam w okropnej, lodowatej i trującej burzy. Kapitanowi też nic nie było. Mieli wsparcie… co innego Zoe i Chelsey. Z tego co pisał szary lekarz, zostały przy klubie, rozdzielili się, a Mai brakło odwagi żeby samej odpalić HUD i zrewidować posiadane informacje. Z ulgą za to przyjęła że dźwięk śmierci Parcha nie oznaczał nikogo z jej bliskich, choć i tak zrobiło się jej żal obcego skazańca. Nikt nie powinien umierać na tym koszmarnym globie, to było cholernie nie fair.
Ogarnięcie się zajęło dłuższy moment, podczas którego Vinogradova siedziała apatycznie pod płaszczem, walcząc z mokrymi powiekami. Ożywił ją dopiero głos MP, mówiący o ocalonych.
- Oni mogą… nas wkopać - wyszeptała do pani sierżant, uciekając wzrokiem do kaprala. - Kto to może być? Wysyłaliśmy kogoś… tak daleko między budynki?

- Nie mam pojęcia. Ale nasi raczej zdążyli się zawinąć do schronu pod terminalem. Tylko BRR wyjechała z lotniska.
- blondwłosa sierżant zmarszczyła brwi i mówiła szeptem ale też wydawała się skonsternowana odkryciem ludzi przez żandarmów na drugim krańcu lotniska.

- Może naprawdę ktoś tu ukrywał się wcześniej? Jesteśmy na lotnisku dość krótko. Ale rano, zanim przełamano Zachodnią Barykadę to jeszcze wszędzie tu byli ludzie. - kapral Otten dołączył się do tych rozważań też chyba będąc tak samo zdziwiony odkryciem żywych ludzi na lotnisku jak i cała reszta obsady wieży kontroli lotów na tym lotnisku z MP włącznie.

- Albo to ludzie pana Aki. - Brown 0 dodała swoje spostrzeżenie - Chyba nie ma ich w schronie. W BRR i Eagle 1 tym bardziej. Miałam z nim porozmawiać… ale zabrakło czasu. Zdążyłam tylko złapać pana Morvinovicza.
- Posłuchajcie - przełknęła ślinę - Zostały kamery. Mamy jedno holo, podmieniam chłopakom kartoteki a to trochę zajmie. Nie dam razy przemienić kamer… jest jednak… alternatywa. Wyłączyć zasilanie wieży. To zapasowe. Odciąć generatory. Tylko wtedy przestanie nam tu dostarczać tlen. Chyba że skokowo. Włączać, wyłączać. Symulować awarię linii. - popatrzyła na Ottena jakby w jego oczach szukała odpowiedzi.

- No ich chyba rzeczywiście nie pokazuje. Aż dziwne. Jakby się urwali z choinki. - sierżant zmrużyła brwi i mówiła tak wolno, że pewnie właśnie sprawdzała swojego HUD. - Ale alarm się darł wystarczająco by kto chciał to mógł udać się do schronu. Ale jak ich nie pokazuje to właściwie nie wiadomo gdzie oni są. - sierżant zastanawiała się na głos nad propozycją Brown 0.

- Bliżej by mieli do tego schronu pod nami. Albo ten ich transporter też porządnie wygląda. Jak nie jest uszkodzony to powinien być hermetyczny i mieć systemy ABC. - kapral łączności dopowiedział swoje też jednak nie wiedział chyba co o tym myśleć. Z czujników było wiadomo tyle, że sam transporter wciąż stoi przed terminalem i nic więcej.

- A z tym zasilaniem awaryjnym to nie bardzo. - kapral wrócił do drugiej sprawy którą poruszyła Vinogradova i chyba czuł się w tym temacie bardziej pewnie. - Zasilanie awaryjne, jest czy nie ma, to nie ma większego znaczenia póki działa główne. Dopiero jak główne nie działa to się przełącza na awaryjne i wtedy jak nie działa to jest problem. - wyjaśnił swoje wahanie co do tego mechanizmu o jakim mówiła Maya. Sierżant Johnson też wydawała się nad czymś intensywnie myśleć.

- Można by włączyć jakiś alarm. Przeciwpożarowy albo podobny. To mogłoby ich trochę rozproszyć. Powinno się dać odpalić przez konsolę. - kapral wskazał na holo trzymane w dłoniach przez Rosjankę. Rzeczywiście powinno się dać choć nie wiadomą było jak zareagują na to MP-i.

Brown 0 przejrzała dostępne opcje na holo, przeszukując oprogramowanie bezpieczeństwa, ale szybko spasowała.
- Poczekamy, musimy poczekać. Najpierw kartoteki. To priorytet - wyszeptała, oddychając płytko - Na razie podmieniłam Johana. Jego dane w bazie i na responderze. Została czwórka. Postarajcie się mnie… zakryć. - przesunęła się, żeby móc wygodniej usiąść i okryć kurtką, a pod nią zaczęła tworzyć nową osobowość. Tym razem dla Karla.

Dwójka podoficerów po chwili zastanowienia pokiwała głowami na znak zgody i wróciła do swojej parawanowej zasłony. Maya znów utonęła w kolejnych kombinacjach programów, poleceń i kodów by sprokurować kolejną legendę dla kolejnego zbiega. Znowu szło klnąc ten niewygodny panel który spowalniał pracę i orientację co jest co. Ale prace dzięki umiejętnościom skazanej informatyczki szły całkiem sprawnie do przodu. A jedna sierżant też odwróciła się nieco bokiem do reszty sterówki i wyglądało jakby chciała wygodniej wyciągnąć nogi.
- Posuń się trochę. - powiedziała cicho choć ciut głośniej niż wcześniej nieco rzeczywiście przesuwając się w kierunku sofy zajmowanej przez Rosjankę w Obroży. Trochę przeciągnęła na swoją stronę ten koc jaki wcześniej kapitan MP zgodził się by mogła wziąć więc wyglądało na to, że też chce nieco wypocząć w bardziej komfortowych warunkach niż siedząc sztywno na pufie.

Ruch ten na chwilę przykuł uwagę żandarmów ale widocznie nie dopatrzyli się w tym nic zdrożnego. Pod kocem jednak Vinogradova widziała co robią dłonie blondynki. Odpięły z jednej z przywieszek jeden z granatów, i zaczęły go rozbrajać. Palce pracowały pod kocem więc po omacku dlatego prace przebiegały wolno ale jednak całkiem pewnie. Kawałek, po kawałku kolejne fragmenty niewielkiego pojemniczka lądowały na podołku saper.

Niedługo potem usłyszeli kroki na schodach. Zaraz potem jeden z żandarmów otworzył drzwi do HQ i do środka wjechał raczej mały niż średni robot z ckm i na gąsienicach. Jeden z tych które mogły robić właściwie za zdalne gniazdo ruchomej broni ciężkiej. Zaraz za nim do środka weszło kilkoro kaszlących i przemarzniętych ludzi. Kombinezony robocze, marynarka, cywilne ubrania, nawet jakiś chyba ochroniarz. Poza nim reszta to wypisz, wymaluj, zbitka wymrożonego i przestraszonego cywilnego nieszczęścia. Żandarmi szybko posadzili ich po przeciwnej stronie niż siedziała trójka pierwotnej obsługi wieży i zajęli się pierwszą pomocą. Koce, kubki z wodą, któryś zaczął przygotowywać kawę i herbatę przy kąciku do tego przeznaczonym co wszystko trochę zaabsorbowało sporą część żywych żandarmów. Tylko Delgado nadal pracował na konsolecie a kapitan Yefimov choć w pierwszej chwili też pomagał udzielać cywilom pomocy gdy już byt wydawał się zabezpieczony przyglądał im się uważnie pozwalając pracować podwładnym. Potem zaczął krążyć z rękami założonymi z tyłu i coś cicho z kimś rozmawiał przez komunikator.

Garnitury, komplety biurowe i przerażenie na twarzach - pierwszy widok grupki cywili łapał za gardło. Maya wolała nie myśleć co czuli zamknięci tak długi czas gdzieś pod ziemią bez większej nadziei na ocalenie, ale te przyszło. Może nie tak jak powinno wedle procedur, jednak położenie obsługi lotniska zmieniło się na plus. Gorzej rzecz się miała z dawna obsadą HQ. Nowe oczy, nowi obserwatorzy równali się większej szansie na wpadkę. Do tego sierżant majstrująca przy granacie… Vinogradova nawet nie wiedziała co ona dokładnie zamierza. Plus był taki, że kapitan zajął się czymś innym, a ona mogła dalej pracować co też robiła, starając nie rzucać się w oczy.

Mundurowi zajęli się odnalezionymi prawie przypadkowo cywilami. Wyglądało na to, że kapitan żandarmerii chyba się z kimś konsultował i to pewnie z kimś z zewnątrz. W końcu albo się z tym kimś dogadał, naradził czy uzgodnił co innego bo przestał chodzić i choć przez jeden krytyczny moment spojrzał prosto na trójkę pierwotnej obsady HQ i na moment nawet zajrzał wprost w oczy Rosjanki to jednak wzrok przesunął mu się dalej i odwrócił się do nich plecami. Wiedział coś? Domyślał się? Knuł coś? Z pleców i tej wyprostowanej, sępiej sylwetki ciężko było coś wyczytać.

Zaraz potem te małe, ruchome gniazdo ckm na gąsienicach wyjechało z powrotem na zewnątrz i chwilę jeszcze słychać było jak telepie się po schodach. Oficer dowodzący operacją ujęcia poszukiwanych osób zaś usiadł przy cywilach na jednej z puf, podawał im gorące napoje i najwidoczniej rozmawiał z nimi. Przy okazji jednak był tyłem niż Brown 0 i dwójka jej wspólników w przestępstwie knujących pod kocem. Już miała kolejną kartotekę.

Porucznik jednostki antyterrorystycznej “Raptor”, Karl Hollyard, profesjonalny kierowca i strzelec wyborowy zmienił się według niej w porucznika Armii Federacyjnej, Scott’a Lunę. Plus reszta odpowiednio spreparowanej legendy z wysługą lat, prawem jazdy, historią awansów i przebiegiem służby. Takie podrabianie danych było dość powszechną rutyną w osobach o wykształceniu Mayi choć niezbyt czystym sumieniu i intencjach. Więc i gotowych półproduktów i podprogramów nawet podstawowe oprogramowanie jakie miała w swoim naręcznym komputerku miała tego sporo. Dalej to kwestia wyczucia, finezji, doświadczenia, fantazji no i znajomości realiów przygotowywanego życiorysu by błędy logiczne nie waliły po oczach. Ale na oko czarnowłosej informatyczki nowy Karl wyszedł jej całkiem przyzwoicie a nawet nieźle.

Pod kocem widziała jak palce blondynki rozbroiły granat na tyle, że zdołały dostać się do jego zawartości. Sierżant wyjęła po omacku z bocznej kieszeni spodni jakąś kartkę i przygotowując coś w rodzaju pogiętej, improwizowanej miski wysypała do jej wnętrza sypki materiał wybuchowy.

Tym razem jeszcze szczęście się nie odwróciło od Rosjanki, druga legenda poleciała w świat, a wraz z nią spadło prawdopodobieństwo wykrycia kolejnego poszukiwanego przez węszących zawzięcie MP. Moment w którym część opuściła HQ zabrał Parchowi oddech na ćwierć minuty.
Spóźniła się, popełniła błąd? Kapitan już wiedział? Delgado wykrył przeciek? A może znaleźli w kamerach to czego szukali, a czego stara obsada Gniazda nie chciała im dać?
Vinogradova wiedziała, że powinna coś jeszcze zepsuć, nim kamery zostaną przejrzane… ale nie było gwarancji że wtedy, albo jeżeli uruchomią alarmy, zdąży sprokurować brakujące akta.
Tańczyła więc dalej po cienkim lodzie, sunąc między elektronicznymi liniami. Ciężka rzecz, gdy widok zasnuwała mgła, a oczy piekły. Obok niej druga kobieta też się nie poddawała, pracowały pilnie obie, ryzykując wykrycie w każdej chwili.
- Karl gotowy, teraz Elenio - wyszeptała do niej, zabierając się za trzeci zestaw danych.

Kapitan Yefimov dalej rozmawiał z ocalałymi cywilami i ci chętnie coś odpowiadali a on uważnie słuchał i mówił. Albo nawet pytał. Pocieszające było, że nadal go to zajmowało chociaż niepokoić mogło to, że nie słychać było o czym rozmawiają. Ale wymowne były głosy i emocje cywilów. Strach, ból, gniew, ulga, nadzieja, rozczarowanie. Niektórzy po prostu się rozpłakali inni otuleni w koce, ręczniki i co tylko się dało patrzyli osowiałym wzrokiem przed siebie. W pewnym momencie jednak dało się poznać o czym rozmawiają. Oficer w powietrzu wyświetlił holo a te przytomniej zachowujące się twarze spojrzały na nie. Dzięki temu, że holo było półprzezroczyste dało się choć trochę rozeznać co tam jest. Portrety. Pięć. Twarze wpatrywały się w nie chwilę po czym pokręciły przecząco głową. Pojawiło się na nich zmieszanie i zaskoczenie.

- Nic się panu nie pomyliło? Przecież to nasi policjanci a ta Sara jest naszym architektem. - któryś z mężczyzn zaoponował ostrożnie nieco podnosząc zdziwiony głos przez co był słyszalny nawet w drugim rogu nie tak znowu wielkiej sali kontroli lotów.

- Tak, ma pan absolutną rację. Ale proszę to jest nakaz zatrzymania. - kapitan pokiwał głową i zareagował pewny siebie i spokojny wyświetlając obok kolejny holo który pewnie nawet i był oficjalnym nakazem aresztowania osób których portrety wyświetlał. Mężczyzna zmieszał się do końca nie wiedząc widocznie co z tym fantem począć. - Pytam jeszcze raz, czy widzieli państwo tych ludzi w ciągu ostatniej godziny? Przypominam, że ukrywanie takiej informacji przed wylegitymowanym funkcjonariuszem, w warunkach stanu wojennego to poważne przestępstwo. - kapitan wskazał dłonią jeszcze raz na wyświetlane portrety ale twarze pokręciły głową odmownie.

- Już panu mówiłem, zamknęliśmy się na cztery spusty a nasza radiostacja nie działała. Nie mieliśmy pojęcia co się dzieje na górze ani kontaktu z nikim póki te wasze roboty nie przyszły. - ten sam facet znowu się odezwał z mieszaniną pretensji i jednocześnie jakby się tłumaczył i przepraszał, że nie może pomóc.

- Dobrze, to mi wystarczy. Dziękuję bardzo państwu za pomoc. - oficer wstał i skłonił się lekko po czym od razu podszedł śmiałym krokiem do stanowiska zajmowanego przez Delgado. Nachylił się nad nim i coś mu mówił albo tłumaczył. Ten słuchał i czasem wolno kiwał głową.

- Świetna robota Mayu. A ja mam śmierdziela. Trzeba go tylko podrzucić. - srg. Johnson wsadziła z powrotem pusty już granat z powrotem do przywieszki. Papier zwinęła i obwiązała skądś wciągniętą gumką. W dłoniach naszykowała zapalniczkę i zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. - Spróbuję ich zagadać za chwilę. - szepnęła cicho dając chwilę czasu by Maya dalej wyglądała jakby robiła cokolwiek poza grzebaniem na klawiaturze pod kocem. Rosjanka miała już wstępny projekt dla Patinio. Miał zostać st. srg. FA Amaro Perezem. Ale potrzebowała jeszcze trochę czasu by dokończyć robotę.

- Daj mi 3 minuty proszę - Vinogradova odszeptała, nie odrywając oczu od holo. Jeszcze chwila, tylko chwila i trzeci z pięciu zestawów będzie gotowy. - Myślisz że o czym rozmawiają? Kapitan i Delgado. - przełknęła ślinę. Jeżeli ukrywanie informacji było ciężkim przestępstwem jak nazwać to, co właśnie wyczyniała? Dywersja? Pocieszał fakt, że przynajmniej już dostała obrożę.

- Nie wiem. - blondwłosa saper też wydawała się tak samo spięta jak czarnowłosa informatyczka. Też zerknęła na podejrzanie zaangażowanych w rozmowę dwóch najważniejszych MP-i w tym pomieszczeniu. Wyglądało na to, że coś ustalają i jeszcze kapitan coś się pytał czy radził Delgado a ten próbował znaleźć odpowiedź albo inne wyjście. Widać było, że się zastanawia. Obydwaj czasem wpatrywali się w ekrany konsolet przed jakimi siedział informatyk żandarmów i coś tam pokazywali.

- Słuchajcie jak się spieprzy mówcie, że wam kazałam i działaliście na mój rozkaz. - nagle sierżant popatrzyła szybko i na kaprala i na skazańca. Kapral wydawał się nie wiedzieć jak powinien zareagować i popatrzył z kolei na Vinogradovą. Po chwili kłopotliwego milczenia saper dalej tłumaczyła swoje. - To nie działa tak od razu. Jak dobrze pójdzie to zrobi się dym który wykryje czujnik dymu. No i chwilę zajmie, zanim się zapali. Podrzucę to tamtym. - wskazała na grupkę cywili siedzącą na kanapie wokół których nadal uwijali się szeregowi żandarmi.
- To powinno dać nam trochę czasu. Może nawet łykną, że to jakiś pożar albo coś z zewnątrz. - najstarsza stopniem z ich trójki a nawet z całej obsady lotniska jeśli nie liczyć dwóch oficerów którzy właściwie byli w tej chwili zbiegami przedstawiła swój sklecony na chybcika plan.

- N...nie pani sierżant - Brown 0 nie wiedziała gdzie ma uciec wzrokiem. Zwalać winę na jedną osobę? Tak nie wolno! - Je… jeżeli się sypnie proszę… - przełknęła ślinę i zatrzęsła się, zbierając do kupy żeby popatrzeć drugiej kobiecie w oczy - Proszę powiedzieć że to mój pomysł i ja was przekonałam. Prz… ja już mam Obrożę. Nie… nie jestem tu za dob-dobre sprawowanie - spróbowała się uśmiechnąć mimo drżących ust. Bała się, jak wtedy gdy ostatni raz pracowała na wolności, ale inaczej się nie dało - Proszę… oni was aresztują, albo gorzej… już i tak ryzykujecie pomagając… tak będzie lepiej. To my jesteśmy ci źli, nic… nic nie szkodzi. - opuściła wzrok na panel. Parę minut… tyle potrzebowała żeby skończyć kartę Elenio. Gorzej, że zostawały jeszcze dwie? Zdąży? Na sama myśl że nie, traciła oddech.

- Oj, słodziak z ciebie. - niespodziewanie blondynka uśmiechnęła się całkiem sympatycznie i przesunęła kciukiem po policzku Vinogradovej. - Ale obawiam się, że nikt nie uwierzy, że zawodowy podoficer armii jaki miał dowodzić obroną placówki po zdjęciu dwóch oficerów starszych stopniem, słuchał skazańca w Obroży. Przecież to tak jakby Parch dowodził jednostką wojskową. - sierżant westchnęła i opuściła dłoń z powrotem do siebie. Kapral łączności choć się skwasił to jednak lekko, pokiwał głową przyznając jej niemo rację.

Palce informatyczki pracowały jak szalone wbijając kolejne komendy,wysyłając kolejne kody i współtworząc kolejne warstwy przygotowywanej legendy dla kaprala Armii z rozwaloną nogą który pewnie był ileś pięter pod nimi. Nie mieli stamtąd żadnych wiadomości odkąd zabrała ich paramedyczka do schronu.

Suchy kapitan MP który miał wygląd drapieżnego ptaka kiwał teraz głową gdy z kolei Delgado coś mówił. Pokazywał coś przy tym na konsolecie. Oficer zmarszczył brwi i coś się dopytał na co młodszy wiekiem i stopniem żandarm mu odpowiedział. Brwi oficera zmarszczyły się jeszcze bardziej i chwilę nad czymś myślał. Potem coś zaczął mówić ale do komunikatora zaś Delgado najwidoczniej czekał na wynik.
- O. A to ciekawe. - kapitan Yefimov przekrzywił nieco głowę i niespodziewane ponad głową Delgado spojrzał wprost na trójkę pierwotnej obsady wieży. Może był przypadek a może nie. To jednak sprowokowało blondynkę do reakcji.

- Panie kapitanie czy możemy jakoś pomóc? - zapytała a Maya pod kocem widziała jak srg. Johnson kurczowo wręcz zaciska papierową torebkę aż ta zaszeleściła cicho. Sama już nie była pewna czy głos sierżant brzmiał względnie naturalnie czy jednak coś ją zdradzało? Kapitan to dostrzeże? Sierżant wskazała brodą w kierunku grupki cywili na drugiej sofie , po drugiej stronie pomieszczenia. Dokładnie w tym momencie informatyczka mogła wcisnąć symboliczne “Enter” gdy skończyła właśnie majstrować elektroniczne alterego dla Elenio.

Jeden krok bliżej do końca pracy, już połowa roboty. Tylko kapitan gapił się tak, jakby już wiedział. Co dostrzegł na monitorze? Czyżby zapisy z kamer? Na przykład Rosjankę i marine podczas pożegnania, albo idących za rękę do jednego z opuszczonych biur? Trochę lotniska złazili wspólnie, wcześniej informatyczka nie zwracała na to uwagi… aż do teraz. Ruch na kanapie zmusił ją do przerwania na minutę-dwie, aż sepia uwaga dowódcy wróci do Delgado i ekranów.
“Jeszcze trochę… tylko troszeczkę" - powtarzała w myślach, zaczynając tworzyć trzecią legendę. Tym razem dla Sary. Crystal Williams, bibliotekarka… wydawało się w porządku.

- Pomóc? - kapitan powtórzył pytanie jakby się zdziwił, że padło. Spojrzał na Delgado ale ten nie okazał się zbyt pomocny tym razem więc oficer ominął jego krzesło i przy ścianie zaczął powoli zbliżać się do trójki na sofie. Sierżant gwałtownie ale dyskretnie próbowała na chybcika wepchnąć papierowo zawiniątko do kieszeni. - Pani sierżant chciałaby pomóc. - oficer MP pokiwał głową mijając drzwi wejściowe i tym powolnym ale nieustępliwym tempem zbliżając się do trójki. Było w tym coś złowieszczego, że mimo, że niby nic nie robił. tylko obracał w pytanie w ustach, spokojnie szedł to dwójka spiskowców była wyraźnie spocona i zdenerwowana. Sierżant wreszcie wepchnęła “śmierdziela” do kieszeni i poderwała się na baczność.

Kapral błyskawicznie powtórzył gest i stanął obok niej, też wyprężony jak pomóc. Celowo czy nie trochę zasłaniali informatyczkę ale kapitan był już tak blisko, że i tak mógł zauważyć holo kaprala w rękach Rosjanki gdyby dalej pracowała.

- Ależ oczywiście. Będzie to bardzo mile widziane. - kapitan niespodziewanie powiedział uprzejmym tonem i uśmiechnął się pogodnie wskazując brodą na cywili po drugiej stronie sali. Dwójka podoficerów jakby przez chwilę nie uwierzyła albo wahała się co zrobić. Ale w końcu sierżant dała przykład.

- Dziękuję panie kapitanie. - skinęła głową i ruszyła w stronę drugiej kanapy nie odwracając się za siebie. Kapral Otten pozwolił sobie odwrócić się i krótko spojrzeć urwanym spojrzeniem na skazańca nim podążył za sierżant. Co prawda właściwie poszło zgodnie z planem sierżant ale jakoś dało się wyczuć, że zostawiają Mayę samą na pastwę tego suchego oficera MP. Oboje podeszli do cywili a kapitan popatrzył chwilę za nimi, złapał ich urwane spojrzenia jakie kierowali ku niemu i kobiecie pozostawionej na sofie i w końcu odwrócił się frontem do niej.

- A ty Brown 0? Komu chciałabyś pomóc? - zapytał patrząc na nią z tym niby uprzejmym uśmiechem ale nawet Delgado obserwował tą scenkę z wyraźnym napięciem.

Tu już… domyślili się co jest grane. Cała krew odpłynęła informatyczce z twarzy, zrobiła się blada jak trup gdy wstawała powoli, czując jak schowane do kieszeni holo pali żywym ogniem. Wzorem poprzedniej dwójki stanęła na baczność, zaciskając trzęsące się dłonie żeby nie rzucały się aż tak w oczy.
- J… ja, sir? - wydobyła z siebie parę głosek, tracąc przy tym oddech. Popatrzyła na cywili, potem na dwóch współwinnych dywersji, a na koniec zahaczyła o Delgado, nim odważyła się spojrzeć na Yemirova.
- N..nie jestem dobra… w… kontaktach i-interpersonalnych. Pr-praco… pracowałam… jako analityk… w-wojskowy. Z-znam się… mogę pomóc w kwestiach… technicznych. Chciała… chciałabym ż-żeby… żeby już nikt - opuściła wzrok gapiąc się na własne buty - Żeby… nikt nie… nie zginał p-przez.. przez te potwory i żeby… żeby państwo mogli wrócić… wrócić do domów. Cali… wszyscy.

- Och, to bardzo miłe z twojej strony.
- kapitan nie tracił spokoju ani pogody ducha, zdobył się nawet by poklepać po przyjacielsku informatyczkę po ramieniu. Dość oszczędnym gestem. Pokiwał głową i odkręcił się jakby miał zamiar odejść. Rzeczywiście zrobił krok i kolejny wracając w stronę stanowiska Delgado. - Powiedz Delgado, jeśli dobrze zrozumiałem to te namiary dzięki którym znaleźliśmy tych państwa to właściwie były jakieś zakłócenia? - kapitan zwolnił i pytał swojego informatyka a ten potwierdził. - Rozumiem. A te zakłócenia pokazywała lotniskowa aparatura tak? - kapitan zapytał a informatyk znowu potwierdził zastanawiając się chyba do czego zmierza szef.

- No tak, tak. No zdarza się. Burza mówisz, to może być przez burze tak? - zapytał jakby właśnie wcześniej o czymś takim rozmawiali. Informatyk pokiwał głową twierdząco i chyba chciał coś powiedzieć ale oficer go ubiegł. - A tak i uszkodzenia po wcześniejszych walkach. Tak, to prawda, mówiłeś tak. - oficer zgodził się lekko machając ręką na znak zgody na ten detal. Na to Delgado znowu zgodnie pokiwał głową. Stał już trochę bokiem tak, że do końca nie było wiadomo czy mówi bardziej do Delgado czy bardziej do Vinogradovej.
- I ta niefortunna awaria w śluzie schronu. To też dość zwyczajna sprawa w takich okolicznościach? - oficer tokował dalej a Delgado zmrużył oczy jakby próbował przejrzeć zamiary szefa ale w końcu z wolna pokiwał głową.

- No cóż, no zdarza się. Jest wojna, teraz ta straszna burza. Bywa. - oficer wzruszył ramionami i zaczął chodzić znowu po pomieszczeniu z rękami założonymi za siebie. Delgado spojrzał nierozumiejącym wzrokiem to na niego, to na Mayę, to na innych żandarmów ale ci jakoś szybko zajęli się czymkolwiek innym unikając jego spojrzenia. A kapitan zrobił tak jeszcze kilka kroków rozmyślając nad czymś.

- Ale mówisz, że sprawdziłeś rejestry jak prosiłem i wcześniej aparatura pomiarowa nie notowała takich błędów i zakłóceń? - oficer zatrzymał się nagle i zapytał podwładnego. Ten odpowiedział cicho “no nie” i otarł rękawem pot z czoła szybkim ruchem. - A przy wcześniejszych wejściach, ile ich tam naliczyłeś? Dziesiątki? Setki? Śluza działała poprawnie? - Delgado pokiwał powoli głową. - Ale sprawdziłeś dokładnie? - zapytał oficer lekko unosząc jedną brew. Delgado zbladł jak ściana i chyba chciał coś szybko powiedzieć czy wyjaśnić ale dowódca uciszył go jednym gestem ręki. - Ależ oczywiście, że sprawdziłeś dokładnie, wybacz, stare nawyki. A jak teraz? Czy śluza i aparatura działają poprawnie? Są jakieś awarie albo zakłócenia? - kapitan z wolna wznowił swój marsz z rękami założonymi do tyłu. I z wolna znowu zaczął kierować się ku Brown 0.

- Na razie nic nie mam panie kapitanie ale sprawdzam. Wprowadziłem odpowiednie algorytmy które… - Delgado pochylił się nad konsoletą i szybko zaczął na niej coś klikać i przesuwać ale szef znowu uciszył go gestem ręki.

- Ty jesteś technikiem Delgado ty to zrób po swojemu tą technikę. - kapitan zbył tłumaczenia ruchem ręki wciąż zbliżając się do Brown 0. Podwładny pokiwał głową i zamilkł. - Ciekawa rzecz. Skanery dronów na bliski zasięg wykryły ludzi ale nie tych których szukamy. Nawet obsada nie mogła wiedzieć o ich istnieniu bo czujniki ich nie pokazywały. Więc na mapie wyglądało to jak odludny, kawałek lotniska. - kapitan o sępim spojrzeniu stał już ze cztery kroki przed czarnowłosą informatyczką i uśmiechał się. Ale jakoś niekoniecznie sympatycznym uśmiechem. - I nikt ich nie widział od godziny. - z wolna pokiwał głową i nagle odwrócił się do Delgado. - I wiesz co Delgado? Wierzę im. - pokiwał znowu głowa a informatyk MP-i niepewnie popatrzył na niego i też pokiwał głową tylko wolniej. I na wszelki wypadek wrócił do swojej konsolety.

- A powiedz Delgado. Myślisz, że gdyby ktoś miał odpowiednie umiejętności, kody dostępu i chęci to mógłby dokonać takiej manipulacji systemami by wyszły takie awarie i pomyłki? - zapytał informatyka ale patrzył już tylko na skazańca z brązowych barwach.

- Noo to by było możliwe ale to by musiał mieć albo niezłą konsolę przenośną albo właściwie taka jak tu no i właściwie to… ooo… - Delgado zaczął mówić trochę zamyślonym tonem wciąż pracując na swojej konsoli gdy chyba nagle dotarło do niego do czego dąży kapitan. Przerwał i spojrzał w zaskoczeniu na szefa i na Vinogradovą od jakiej już stał gdzieś tylko o krok. Kapitan uśmiechnął się do niego a potem wrócił spojrzeniem i z tym uśmiechem z powrotem do Mayi.

- Nie zapominaj Delgado, że to tylko same poszlaki. Takie teoretyzowanie. Żaden sąd tego by nie uznał. - powiedział dając krok i kolejnego z jednej strony skazańca na drugą. Tam odwrócił się i spojrzał na nią ponownie. - No ale nie jesteśmy przed sądem. To jak Brown 0? Zapytam jeszcze raz. Komu byś chciała pomóc? Albo może komu już pomogłaś? - kapitan stał z założonymi z tyłu rękami i uprzejmie czekał na odpowiedź. Zanim jednak Brown 0 zdążyła cokolwiek wydusić z siebie zabrzmiał ostrzegawczy brzęczyk alarmu przeciwpożarowego. Ludzie na moment znieruchomieli a potem popatrzyli na siebie. Kapitan uniósł głowę do góry zerkając na wyjącą syrenę.
- Ciekawe. - powiedział ale pewnie tylko stojąca najbliżej Vinogradova to usłyszała. - Zachować spokój! Nie możemy opuścić tego pomieszczenia! Znajdźcie źródło ognia i ugaście je! Reszta niech siedzi na miejscu! - kapitan zwrócił się do dwóch żandarmów i ci zaczęli przeszukiwać pomieszczenie. Zaniepokojeni cywile zaś siedzieli jak na szpilkach.

Komu pomagała? To było oczywiste… dla tych którzy znaleźli się na lotnisku przed żandarmerią - nikogo z cywilnej grupy zbitej w kącie. Brown 0 wypuściła wstrzymywane w płucach powietrze, ledwo dając radę stać na nogach. Więc nadeszła chwila, której tak się bała i wyczekiwała jednocześnie. Serce łomotało jej jak wściekłe, a w głowie zagościł ogromny żal.
Nie zdążyła, nie dała rady. Zawiodła chłopaków, dwie ostatnie kobiety z grupy Black. Sarę.
- T..to nie ja - wyjąkała podnosząc wzrok na alarm. - Sir. T...to naprawdę nie ja. - opuściła głowę nie marząc o niczym bardziej, niż znaleźć się jak najdalej od terroru w mundurze, stojącym tuż przed nią.
- N… nie pomogłam nik-nikomu. Ale… ale chcę. - przełknęła ślinę - P… pomóc. Bardzo.

- Lubisz pomagać ludziom widzę.
- kapitan zdawał się nie tracić dobrego humoru. Zrobił znowu dwa kroki przed Vinogradovą tak, że wrócił z powrotem na swoje miejsce w jakim stał przed chwilą. Tam zatrzymał się i chwilę wpatrywał się w wykładzinę. A potem nagle odwrócił się z powrotem w kierunku Brown 0. - No to może pomożesz mnie? - zapytał i dał krok w stronę skazańca tak, że stanął bardzo blisko niej. - Nie potrzebuję dużo. - powiedział ciszej i tonem jakby prosił o jakąś drobnostkę czy inną przysługę. - Szukam piątki ludzi. - powiedział stając obok Mayi i podobnie jak niedawno przed cywilami na przeciwległej kanapie wyświetlił te pięć półprzezroczystych portretów tak świetnie poznanych przez Rosjankę w ciągu ostatnich kilku godzi ludzi. - Ale najważniejsi są ci trzej. - portrety Sary i kpt. Hassela nieco przyblakły a pozostałe trzy powiększyły się trochę po drobnym ruchu palców oficera przy swojej bransolecie. - Właściwie wystarczyłby nawet jeden. - teraz oficer MP ściszył głos tak bardzo, że zszedł prawie do szeptu.

- Panie kapitanie! Dym! - zameldował któryś z żandarmów którzy mieli zlokalizować źródło ognia. Z przeciwnej strony rzeczywiście ten dym było już widać gołym okiem. Ktoś, pewnie Delgado, wyłączył brzęczyk alarmu ale światła alarmowe nadal błyskały. Oficer oderwał się zirytowanym wzrokiem do podwładnego i fuknął na niego.

- No to gaśnice w dłoń i do roboty! Mam wam mówić każdy ruch?! - zirytował się dowódca i dwóch żandarmów rzeczywiście podbiegł szybko do skrytki przeciwpożarowej.

- Więc jak Mayu? Pomożesz mi? Wystarczy mi jeden człowiek z tych trzech. Zabieramy go, odlatujemy i zapominamy o tych wszystkich kłopotach i niedogodnościach jakie sobie robimy nawzajem. Jeśli mi nie pomożesz to nie będę mógł spakować się i odlecieć stąd no i będę musiał węszyć dalej. A sama widzisz co mi się czasem zdarza wywęszyć. - kapitan wrócił do tematu i czekał na odpowiedź czarnowłosej kobiety.

Znajdowali się daleko poza jurysdykcją sądów, w strefie wojny, a przed Vinogradovą stał pełnoprawny kapitan żandarmerii i zadawał pytania, żądając odpowiedzi. Wiedział że podkopywała pracę Delgado… albo świetnie blefował, Mimo to informatyczka nawet nie rozważała drugiej opcji. Skoro wysłano go na poszukiwania musiał być bystry i inteligentny, a ona była tylko introwertycznym informatykiem który nie radzi sobie z ludźmi.
- P… panie kapitanie… - wychrypiała, patrząc na portrety Svena i Sary. Jedno z nich, nawet nie z kanałów, a przede wszystkim nie Johan. Mogli żyć, zostaliby w miarę bezpieczni na lotnisku, doczekali się pomocy. Nikt nie zrobiłby im krzywdy, przestał polować jak na zwierzęta. Wystarczyło… zdradzić, najpewniej kapitana, bo jeżeli wskazałaby Sarę nigdy nie mogłaby spojrzeć Karlowi w oczy. Albo Johanowi… tak nie można było. Poświęcać jednego kosztem innego życia, kiedy strach o każde z nich osobna doprowadzał do szaleństwa.
- J.. jeśli pan s..sobie życzy, s-spróbuję. Ich… znaleźć - dokończyła martwo, patrząc w punkt przed sobą.

- Spróbujesz ich znaleźć. - kapitan powtórzył wyrażenie użyte przez Brown 0 jakby je smakował w ustach. Kiwał głową powoli i popatrzył gdzieś w podłogę. Uwagę jednak przykuło zamieszanie na drugim końcu sali. Jeden z żandarmów odsunął sofę wcześniej każąc zejść z niej cywilom a potem zaatakował strumieniem gaśnicy. Oficer zawrócił się znowu ku Vinogradovej gdy niespodziewanie jeden z tych dwóch z gaśnicami zawołali go.

- Panie kapitanie. Chyba powinien pan to zobaczyć. - zawołał niepewnie jeden z szeregowych żandarmów. Coś w głosie żołnierza było, że nawet kapitan spojrzał na niego uważnie.

- Przepraszam cię na chwilę, zaraz wrócimy do tej rozmowy. Spocznij sobie jeśli chcesz. Pomyśl. - powiedział oficer wskazując na puste obecnie sofę i pufy na jakich wcześniej siedziała trójka spiskowców. Kapitan podszedł do żołnierzy a ci coś pokazali. Chyba na podłodze za sofą. Dowódca chyba się zdziwił albo był zaciekawiony. Uklęknął i chwilę tak chyba w czymś grzebał. Po chwili wstał z czymś w dłoni i strząchał z tego resztki piany z gaśnic. Coś sprawdził jakby konsystencję palcami, mieszając to coś między nimi a w końcu powąchał. Brwi uniosły mu się do góry a on sam wyszedł znowu zza kanapy.

- Ciekawe. Zasuńcie to. A państwo proszę siadać. Myślę, że więcej zagrożeń pożarem przez jakiś czas nie będzie. - powiedział oficer po kolei wskazując na podwładnych. Ci szybko, wręcz rzucili się by spełnić jego polecenie i zasunąć sofę na miejsce a cywile siedli posłusznie na niej zaraz potem. Kapitan przechadzał się po sali trzymając kupkę tego czegoś w wyciągniętej dłoni a drugą swoim zwyczajem chowając przed siebie.
- Zabawne. Jestem prawie pewny, że to wygląda jak zmajstrować z wojskowych materiałów petarda dymna. - powiedział nieco unosząc kupkę w górę i poświęcając jej całkowitą uwagę. Maya złapała jak kapral Otten nerwowo zerknął na sierżant a ta chyba przygryzła wargi. Ale oboje milczeli.
- Mógłbym pewnie kazać wszystkim opróżnić kieszenie z granatów. I zapewne jeden mógłby okazać się pusty. - kapitan zatrzymał się i dalej wpatrywał się w kupkę chyba popiołów na swojej dłoni mówiąc niefrasobliwym tonem niedzielnych ploteczek. Sierżant o blond włosach wyglądała jakby zaczęła jej się broda trząść.

- Tylko to co wtedy bym musiał zrobić u której znalazłbym taki pusty granat. Jako oficer żandarmerii polowej. Na służbie. W warunkach wojny. No to już byłoby mniej zabawne. Zasmuciło by mnie to bardzo no ale nie miałby innego wyjścia. - kapitan Yefimov rozłożył smutno ramiona dalej wpatrzony w kupkę popiołów na swojej dłoni. - Podobnie oczywiście musiałbym postąpić ze współwinnymi którzy nie uczestniczyli aktywnie ale też nie powiadomili odpowiednich władz planowanym zamachu terrorystycznym. A przecież wszyscy wiemy jakie są kary za terroryzm w strefie wojny prawda? - kapitan uśmiechnął się i odwrócił najpierw do Delgado który gorliwie pokiwał głową a potem na Ottena i Johnson. Kapral wyglądał jakby lada chwila miał dostać jakiejś zapaści. Bladł i czerwieniał na zmianę. Po tej dwójce od samego patrzenia było widać, że nie mają czystego sumienia. Para żandarmów patrzyła wyczekująco to na dowódcę to na tą dwójkę.

- No ale… - kapitan uśmiechnął się łagodnie i nagle zrzucił kupkę popiołów na posadzkę i zaczął otrzepywać dłonie jakby to było coś wyjątkowo obrzydliwego. - Po co nam takie brzydkie rzeczy? - zapytał rozglądając się po żandarmach, cywilach, żołnierzach i skazańcach. - Wszystko to się może skończyć w jednej chwili. Potrzebuję tylko jednego człowieka. - oficer znowu powtórzył numer z trzema fotografiami po czym usiadł sobie na rogu jednej z konsol i udawał, że coś robi. Ale wiadomo było, że czeka na to co się stanie.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.

Ostatnio edytowane przez Czarna : 07-05-2018 o 21:05.
Czarna jest offline