Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2018, 10:39   #116
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Wsłuchując się w słowa wampira widać było jak wzrok Jessie lekko odpływa. Miało się niemal wrażenie, że ventrue delektuje się głosami dwójki wampirów. Widząc to, rycerz powoli nakłuł własny nadgarstek kłem oraz przyłożył do warg związanej Jessie. Pierwsze kropelki czerwieni upadły na jej spieczone usta.
- Pij, pij proszę, jest twoja, masz do niej prawo, to tych kilku łyków … - szeptał wtórując Florence.
Nagle poczuł ukłucie. Jessie wgryzła się w jego nadgarstek. Ciało wampira przeszył rozkoszny wstrząs. Czuł jak jego ciało reaguje na każdy łyk i chciał się zatracić w tym uczuciu.
- Henry, zatrzymaj ją. - Głos Florence był stanowczy i wyrwał wampira z zawładniającej nim przyjemności.
- Jak na mnie to nie są przyjacielskie uczucia. - W głosie Anny pojawiła się ironia.
- Stój! - wydał polecenie. Uf, było miło, ale miała rację. - Lady Jessie, proszę się zatrzymać - poczekał chwilkę, gotowy wyciągnąć jej rękę, ażeby nie przesadziła z tą właśnie krwią. Jednak zaniepokoiła go Malkavianka, czyżby wyczuła jakąś niechęć wobec niego? Warto było się przekonać. Na tym etapie lojalność Jessie musiała być absolutnie pewna. Przeto spojrzał na jej Aurę. Jednak barwy odczuć Ventrue mieszały się ze sobą, przelewały, stanowiły kompletny chaos, albo może Gaheris tak właśnie to odczuwał. Nie potrafił się skupić, aby wniknąć głębiej. Ewentualnie faktycznie wampirzyca obecnie koncentrowała się na piciu krwi, pozostałe zaś uczucia, poza pragnieniem, stanowiły zbiór nie tyle pusty, tylko kompletnie chaotyczny. Pewnie unormuje się później, przeto będzie trzeba powtórzyć za jakiś czas, kiedy będzie już nasycona oraz jako tamo bardziej uspokojona. Na pewno wyczuwał nastroje swoich towarzyszek Florence i Charlie były zaniepokojone. Anna wyraźnie rozbawiona.
- Mogę to podbić. - Radośnie zamachała nóżkami
- Nie. - Florence prawie warknęła.
- Co nie i co podbić? - niezbyt łapał intencje dziewczyn. - Czy mamy jeszcze trochę krwi? - spytał ogólnie. - Lady Jessie, jak się czujesz teraz?
- Bardzo chętnie jeszcze napiję się z ciebie.
- Jessie oblizała wargi lubieżnie.

Wydawało się, że kobieta jest już w zdecydowanie lepszej formie. Jednak owe wargi lizała jakoś dziwnie. Cóż, ostatecznie wyszła właśnie spod topora, każdy więc oszalałby ze swojego farta.
- Innym razem. Straciłem sporo krwi oraz muszę również uzupełnić - wyjaśnił, zresztą właściwie zgodnie z prawdą, bowiem najpierw poszła kwaterka do miski, później zaś Jessie bynajmniej nie żałowała sobie. Ponadto chyba Florence nie patrzyłaby na to zbyt miło, podobnie Charlotta. - Nie mniej, trochę innej krwi się znajdzie. Lady Jessie, rozumiem, że pomożesz nam obronić się przed Tarquinem - powiedział konkretnie. Pewnie bowiem wiesz, że chciałby uczynić nam krzywdę.
- Czemu chcecie się bronić przed panem? Pan nie czyni nikomu krzywdy. - Wampirzyca była szczerze zaskoczona.
- Ma papkę w głowie. - Anna prawie parsknęła.
- Wcale nie. Lord Tarquin jest najcudowniejszym mężczyzną na świecie. - Jessie wyraźnie zaczynała się robić zła.
- Najcudowniejszym? Cóż może dla ciebie, ale poprzednich nocy on oraz jego pomocnicy zabili wiele wampirów, ghuli oraz prostych mieszkańców Londynu. Czy chciałabyś się przejechać po mieście. Chętnie pokazałbym ci, jak wygląda obecnie Londyn. Twoja siedziba także. Przykro mi Jessie. Gdyby Tarquin sobie spokojnie siedział, jak my wszyscy, jak wiesz, nic by mu się nie działo, wszyscy byliby zadowoleni. Jednak chyba rozumiesz, że nikt nie chce pozwolić, ażeby ktokolwiek podpalił jego dom. Dlatego właśnie się bronimy - wyjaśnił jej.
- Lord Tarquin nie mógłby zrobić czegoś takiego. Czemu go oczerniasz? - Jessie zrobiło się wyraźnie smutno.
- Ach, schwytaliśmy jego Ghula, pracownika banku nazwiskiem - przez chwilę szukał w pamięci - ooo Thomas Gedge - przypomniał wreszcie. - Właśnie on potwierdził to, co wcześniej sprawdzone zostało także innymi dowodami. Ale … - zawahał się - … cóż, wobec tego nie będę oczekiwał od ciebie, żebyś w jakikolwiek sposób występowała przeciwko niemu. Jedynie chcę od ciebie informacji, gdybyś została wezwana oraz żebyś nie wspominała ani o mnie, ani o nikim tutaj. Rzeczywiście być może jest to coś, co się jeszcze wyjaśni - pozwolił Ventrue, żeby chwyciła się tej deski godząc obydwie lojalności. Zakładał, że może kiedy się sama przekona, jak tamten oszukiwał ją, zmieni swoje poglądy.
- Z przyjemnością, powinniście się poznać. Obaj jesteście wspaniałymi mężczyznami. - Jessie ucieszyła się. Gaheris zaś poczuł się niczym podły łgarz. Sprawa Tarquina była bowiem jednoznaczna. Jessie mogła nie zdawać sobie z tego sprawy, jednak oni jak najbardziej wiedzieli, jaki był jego udział.
- O to się może nadać! - Anna zeskoczyła z krzesła i podeszła do ventrue. - Mogę cię przeprosić Henry? - Mała wampirzyca wyraźnie miejsce w którym stał Gaheris. Mężczyzna odsunął się. Malkavianka miała jakiś pomysł, to mogło zadziałać. Zresztą dziwne pomysły dziewczynki działały.
- Jesteś bardzo dobrą dziewczynką. - Anna uśmiechnęła się, a oczy Jessie o ile do tej pory skupione były głównie na Gaherisie teraz koncentrowały sie całkowicie na oczach małej wampirzycy. Korzystając właśnie z chwili, kiedy mała wampirzyca coś zaczęła swojego kombinować, Gaheris uznał, iż Ventrue powinna mieć już troszkę bardziej ułożone myśli oraz uczucia. Istnieje przeto większa szansa, iż coś sensownego dojrzy. Uruchomił więc Nadwrażliwość starając się odkryć tajniki Aury blondynki. Nagle postać ventrue wypełniła się licznymi barwami aur. Widział ślady fioletu i głębokiej czerwieni, zapewne pozostałości po wampirzym pocałunku jaki złożyła na jego nadgarstku, jasny błękit wskazywał na to, że Jessie była już spokojna. Jednak to co dominowało nastrój ventrue był to jaśniutki fiolet, bardzo rzadko widywany w tych okrutnych czasach, bo był barwą zaufania. Cokolwiek robiła Anna działało tak, że ten dominujący nastrój zaczął przytłaczać wszystkie inne i przybierać na sile. Po chwili wampir mógłby powiedzieć, że Jessie jest nie wampirem, a człowiekiem. Gdyż jej aura była wyraźniejsza nawet od aury Charlotty.
- Lady Jessie - zrozumiał pomysł przyjaciółki - to co powiedziałem przed chwilą jest dla ciebie bolesne, lecz naprawdę prawdziwe. To straszne, kiedy osoby którym ufamy, zawodzą nas, kiedy oszukują, wykorzystują, kiedy kłamią. To straszne. Przypomnij sobie te wszystkie razy, kiedy Tarquin powiedział ci coś, ale nie do końca, oraz byłaś zdziwiona, wręcz przykro ci było, że stało się tak, jak się stało. Pamiętasz już to spotkanie na dworze księcia … przyzwoity wampir, jak ty, nie może uwierzyć, że ktoś inny, komu ufał to drań - skinął na Malkaviankę, żeby rozcięła więzy Jessie. - Przepraszam, że to mówię, bardzo nie chciałbym. Podtrzymuję, że nie żądam od ciebie, byś walczyła przeciwko niemu. Istnieje także magik, który współpracuje z nim. Jeśli wiedziałabyś coś na jego temat, może udałoby się jego dorwać. Wtedy może Tarquin odpuściłby? - rzucał jej kolejną kotwicę, chociaż oczywiście poprzednie kwestie były prawdziwe.
Ventrue przez dłuższą chwilę się wahała, w końcu opuściła wzrok.
- On nie odpuści… on nigdy nie odpuszcza. - Gaheris był niemal pewny, że za słowami Jessie kryje się coś więcej.
- Czyli, Jessie, to bardzo istotne. Przecież wiesz, że możesz powiedzieć mi wszystko. Jesteśmy powiązani ze sobą teraz krwią, ja zaś szanuję twoją postawę, dlatego proszę, jeśli wiesz coś, powiedz. Jeśli możesz pomóc słowem jakimkolwiek, pomysłem, pomóż proszę nam - starał się wywrzeć na nią nacisk, ale też bez przesady. Gaheris nie był dyktatorem. Owszem jasne, wpływał na innych, jednak dbając, aby mieli margines swobody. Sprawiało to, iż po prostu wierzono mu wiedząc, że nie przekroczy granic przyzwoitości.
- On...on wie, że jest tu jakiś jego wróg. Chce się go pozbyć. Ale to podobno bardzo zły wampir. - Jessie podniosła na niego wzrok z nadzieją. - Podobno Charlotta wie gdzie on jest, więc… był u niej gdy ją pojmałam. Ale podobno tylko rozmawiali! Naprawdę!
- Jessie, ufam ci, że tak ci powiedział
- przygryzł wargi. Widać było, że drań traktował swoją prawnuczkę niczym śmiecia. - Hm, oczywiście wiesz, jak się nazywa twój przodek, ale czy wiesz, kim jest, albo kim był jako człowiek? - spytał ją.
Jessie pokręciła przecząco głową.
- Szkoda, ale to faktycznie wymaga zainteresowań historią, ty zaś byłaś zajęta działaniem bankowym. Opowiem ci, będziesz mogła to zresztą przeczytać w każdej książce zawierającej legendy króla Artura. Haha, tak, właśnie tego. Wśród wielu postaci jest również sir Tarquin, właśnie twój przodek. Ci wszyscy pisarze, wydawcy nie mogli się wszak zmówić, żeby pisać o nim źle. Sama sprawdzisz książki, nikt cię nie zmusi do uwierzenia bez owego sprawdzenia. Sir Tarquin dzierżył zamek Mamecestre w czasach króla Artura, 1400 lat temu. Miał rozrywkę, przed zamkiem rosło drzewo … - przerwał na moment. - Jessie, czy według ciebie jestem zły? Czy uczyniłem ci cokolwiek złego, albo komukolwiek, kogo znasz oraz osobiście była świadkiem takiej sytuacji?
- Ale to na pewno nie chodziło o ciebie, prawda
? - Jessie uśmiechnęła się. - To jakiś stary wampir. Możesz spytać Charlottę na pewno powie ci o kogo chodzi.
- Rozmawiałem z Charlottą już na ten temat i tak, chodzi o mnie. Znałem Tarquina wtedy oraz poznałem jego drzewo przed zamkiem. Wisiał na nim wielki kocioł oraz tarcze rycerzy, których trzymał w straszliwych kazamatach. Och, nie ja go pokonałem. To był sir Lancelot, jednak walczyliśmy później wiele razy. Ja jako Rycerz Okrągłego Stołu, on chcąc ubijać kolejnych rycerzy, którzy nic mu nie zawinili. Jednak pewnie pomyślisz, że nie wyglądam na starego wampira. Przespałem trzynaście wieków. Twój przodek omal nie ubił mnie także, jednak walczyliśmy wewnątrz piwnic opactwa, obecnie ruin. Był mocniejszy, przyznaję, sama wiesz, jakim utalentowanym jest wampirem
. - Jessie przytaknęła. - Jednak okazało się, że walka wzruszyła fundamenty. Zaczęło się walić. Miał wybór, albo pozostać tam, albo pozostawić mnie samemu uciekając. Wybrał sensownie to drugie. Przespałem tysiąc trzysta lat, dopóki nie odnalazła mnie Charlotta. Ot, taką mam historię. Jestem więc taki stary maleńki oraz naprawdę nie jestem taki zły, przynajmniej bardzo staram się nie być - popatrzył na nią podchodząc oraz zabierając się za jej więzy. Rzucał spojrzeniami przy tym na wampirzyce, czy nie zaprotestują jakoś.
Anna usiadła z powrotem na krześle, a Florence stała kawałek dalej z Charlottą delikatnie tarmosząc jej włosy. Ghulica była wyraźnie przybita. Żadna z kobiet nie protestowała.
- Przykro mi - przytulił Ventrue.
Jessie objęła go, a z jej oczu popłynęły krwawe łzy. W tym momencie usłyszał zamykające się drzwi. Teraz w pokoju pozostały tylko same wampiry. Florence wpatrywała się w niego wzrokiem bez wyrazu, a Anna cały czas radośnie machała nóżkami. Gaheris natomiast najchętniej kląłby, aczkolwiek wszak Jessie stanowczo nie przypominała namiętnej kochanki, tylko skrzywdzone dzieciątko. Dziwne aż, że mogła wzbudzić takie uczucia niechęci w pięknej Charlotcie. Jednak właśnie myśli pędzą własnymi drogami, przeto więc nie mógł nic więcej uczynić. Tylko co jeszcze? Gładził Jessie po główce, po jasnych włosach oraz tulił ją właśnie niczym obolałego kilkulatka. Jednocześnie zerknął na obydwie wampirzyce prosząc pomocy. Bowiem niby co miał jeszcze czynić?

Wyglądało jednak na to, że nic więcej nie było do zrobienia. Jessie uległa mu. Ufała mu, była gotowa mu pomóc. Nie potrzebowali nic więcej. Mieli jeszcze trochę czasu nim słudzy Boyla przygotują im miejsce na nocleg. Ventrue przestała płakać i wtulała się w niego tylko. Jedno było pewne kobieta nie była kilkulatkiem, tylko dojrzałą i kształtną osobą. Jej piersi przyjemnie ocierały się o jego ciało, które nazbyt chętnie powracało do wspomnienia wampirzego pocałunku. Pewnie faktycznie, Jessie miała śliczną urodę, naturalne blond włosy oraz regularne oblicze. Pasowałaby doskonale do eleganckiego przyjęcia. Jednak szlag trafił, akurat stanowczo nie miał ochoty kontemplować czyjejkolwiek urody. Nie był rozpłodowym bykiem, któremu staje kiedy tylko pojawi się jałowica jakaś. Całe to wydarzenie odebrało mu nastrój przynajmniej na czas jakiś.
- Hm, czy Boyle ma tutaj bibliotekę? - spytał, bowiem jeśli tak, mógł mieć jakieś opowieści arturiańskie. Chętnie poszedłby także za ukochaną Charlottą, ale czy mógł teraz zostawić Jessie. Przecież mogła zostać wezwana, więc non stop trzeba było ją mieć na swoim oku.
- Na pewno. - Florence zerknęła w stronę drzwi. - Nie wiadomo tylko czy jest dostępna dla wszystkich.
- W takich domach zazwyczaj przechowują jakieś skarby, prawda
? - Anna nadal była w przednim nastroju.
- Nie wiem, ale Charlotta chodziła za dnia po domu. Wiele wie. Może poszukamy jej. Florence, czy mogłabyś jednak wcześniej znaleźć odpowiedni strój dla lady Jessie? - poprosił, bowiem ten wyglądał nadzwyczaj kiepsko pod względem stanu.

Wampirzyca wyraźnie nie była przekonana do użyczania ventrue swojej garderoby.
- Coś się może uda znaleźć. Zabiorę z sobą Charlie nie ma sensu by siedziała sama. - Starsza spojrzała na wampira i Gaheris nagle zdał sobie sprawę, że w ogóle nie jest w stanie wyczytać co ta czuje. Zupełnie jakby się zamknęła.
- Dobrze, będę wdzięczny, przyjdźcie proszę zaraz - wspomniał, ale to, że taka blokada pokerowa nie jest dobra. Kurde blade, ale co miał zrobić, kiedy dookoła wszyscy powariowali. Lubił Londyn, jednak niekiedy wolałby mieszkać daleko stąd mając gdzieś wszystkie fochy wszystkich osób.
Florence wyszła bez słowa po chwili usłyszał jej oddalające się na korytarzu kroki.
- Jesteś pewny, że chcesz się bawić w to całe małżeństwo? - Głos Anny przerwał ciszę, która na chwilę wypełniła pomieszczenie. Jessie siedziała na krześle wpatrzona w podłogę wyraźnie walcząc z tym co działo się w jej głowie.
- Porozmawiamy kiedy indziej, dobrze? - powiedział pozornie spokojnie. Nie rozumiał zresztą uwagi. Ślub nie był dla niego zabawką, ale przysięgą osobie, którą naprawdę kochał. - Naprawdę bardzo cię lubię oraz nie zapomniałem, ile mi pomogłaś. Nigdy nie zapomnę - powiedział to, choć był na nią wściekły, bowiem takie gadki mogłyby tylko przeszkodzić osiągnięciu celu. Jessie miała im pomóc ile się dało i nie należało zaprzątać jej myśli czymkolwiek innym.
- Widzisz, staram się pomóc zanim coś jeszcze popsujesz. - Anna zamachała nogami. - Ja widzę dużo… bardzo dużo. - Uśmiechnęła się do niego.
- Chyba zbyt głupi jestem. Prosiłbym tak jak do głupka jakiegoś.
- Florence to cudowna wampirzyca i choć dużo sobie naobiecywała to odbija ci narzeczoną
. - Anna ściszyła głos tak, że tylko dzięki wyostrzonym zmysłom mógł ją usłyszeć. - Nie masz lustra, nie widziałeś siebie gdy ona z ciebie piła, ale Charlie tak. Swoją drogą cudowny widoczek. To też z jej tyłka pradziadek Jessie zrobił jesień średniowiecza, a ty teraz bawisz się w pocieszyciela. Ta ghulica jest twarda ale coś czuję, że jeśli Florence zapewni jej pocieszenie hm… no cóż.
- Dziękuję za twoją uwagę oraz za szczerość. Jeszcze coś? Pytam poważnie.
- Po prostu się zastanów. Widziałam cię, lubisz kobiety. Małżeństwo to poważna sprawa… przynajmniej mój Robert cały czas to powtarza. Ale w sumie to naiwny romantyk
.

Szczerze mówiąc wszystkich chyba pogrzało. Dosłownie wszystkich. Londyn się wali, im zaś tylko dupy chodzą po łbach. Powiedziałby kilka przekleństw, jednak nie mógł znaleźć wystarczająco mocnego. Trudno chyba byłoby poszukiwać teraz “Słownika wyrazów brzydkich.” Wydawało się, że wśród szaleńców był jedynym normalnym. Jeszcze do tego Charlotta. Wściekłby się, gdyby nie to, że rycerze się nie wściekają. Na Charlottę, że miała gdzieś cały plan oraz przestała mu ufać, na Florence, że zaczyna robić mu wredną robotę oraz na Malkaviankę, iż używa durnowatych słów typu zabawiać się jako pocieszyciel. Szlag trafił! Przecież albo wezmą Jessie pod włos, albo sprawa się rypnie. Czy wszyscy oszaleli?
- Dobrze, proszę pozostań na chwilę, idę poszukać Charlotty …
- Jakby co
… - Anna uśmiechnęła się. - Pamiętaj, że doskonale widzę twoje nastroje. - Mrugnęła do niego. - Nic jej przez chwilę nie będzie, ale popilnuję. Nawet jakby uciekła… my mamy konie, a ona nie.
- Książę ma moje słowo. Jest pod moją opieką ale też nadzorem. Koniowi … nieważne, idę oraz dziękuję, iż chwilę zostaniesz
.
 
Kelly jest offline