Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2018, 18:44   #485
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Zakupy i pogoń za Jasperem

Harper zmarszczyła brwi
- Dobrze… Ale przydałoby mi się coś niegazowanego do picia na potem. Jak już się pozbieram. Więc jeśli sklep to wodę poproszę - dodała jeszcze, po czym próbując nie przełykać śliny za często, zamknęła oczy i przytknęła dłoń do brzucha, próbując w ten sposób opanować ból żołądka.
- Gdybyś choć trochę czasu poświęcała każdego dnia na medytację, potrafiłabyś sama wprowadzić się w odpowiedni trans - Kirill powiedział dość ojcowskim tonem. Jak gdyby był jej niezadowolonym rodzicem. W rzeczywistości tylko martwił się o nią i czuł niezręcznie, nie mogąc ulżyć jej w cierpieniu, jednak i tak zabrzmiało to bardzo protekcjonalnie.
Tymczasem Mary wdusiła gaz i skierowała ich ku centrum Helsinek.
Alice mruknęła
- Gdybym wiedziała, że będę potrzebować takich zdolności, medytowałabym od dziecka… Dodam sobie do listy rzeczy, które od teraz trzeba robić regularnie o ile przeżyję - powiedziała trochę zgryźliwie i znów zamilkła, koncentrując się na kojeniu bólu.
Chwilę potem Mary zaparkowała samochód na niewielkim parkingu jakiegoś małego sklepu spożywczego, który był otwarty całodobowo.
- Ja też bym poszedł - rzekł, widząc że Colberg wcale nie zamierza zostać sama ze śpiewaczką i przyszykowuje sto euro uzyskane od Camille. - Ale nie pójdę, bo nie możesz zostać sama - mruknął, spoglądając na Alice. Chyba spodziewał się przyzwolenia z jej strony.
Harper pokręciła głową
- Możesz iść. Miałam zamknięte oczy, więc nie wiem gdzie jesteśmy. Poczekam - powiedziała zapewniając, że wytrzyma chwilę w aucie sama. Nie spodziewała się więcej ekscesów żołądka, bo zdawało jej się, że nieco się uspokoił. Potrzebowała po prostu teraz chwilę odpocząć.
- Coś ci kupić jeszcze? Jesteś głodna? Powinnaś coś zjeść… tak mi się wydaje. Chyba że miałabyś z tego powodu czuć tylko kolejne nudności - mężczyzna mruknął niepewnie. - Kupić ci przeciwbólowe? Choć nie wiem, czy to rozsądne, by faszerować cię większą ilością leków. Jednak paracetamol może by nie zaszkodził…
Bez wątpienia przejmował się Alice. Zerknął na Mary, która wchodziła już do sklepu, kompletnie na nikogo nie czekając.
Śpiewaczka pokręciła głową
- Leków nie. Po prostu wody… Na jedzenie teraz nie mam ochoty i to bardzo, ale może później, więc jak weźmiesz mi jakiś jogurt i wafle ryżowe to da radę. Proszę - powiedziała cicho. Po czym poczuła się dziwnie. Nigdy nikt nie robił dla niej nic w taki sposób. To było dla niej kompletnie obce uczucie, mówić komuś co lubiła jeść na kolację. Obco normalne… Zamilkła zaskoczona tym doświadczeniem.
Mężczyzna skinął głową, po czym wyszedł na zewnątrz. Alice odprowadziła go wzrokiem aż do momentu, w którym wszedł do sklepu. Kobieta pozostała sama w samochodzie zaparkowanym na prawie pustym parkingu. Gdzieś niedaleko włóczył się kot, który rozglądał się po otoczeniu… aż wreszcie zlokalizował źródło zapachów - śmietnik za budynkiem. Zwinnie wskoczył do jednego z kubłów i zaczął w nim buszować.

Harper myślała, że będzie to najciekawsza rzecz, którą napotka w tej okolicy… tym większe było jej zdziwienie, kiedy spostrzegła kobietę. Nieznajoma wybiegła na ulicę gdzieś z boku i zaczęła obracać się wokoło własnej osi. Trzymała dłonie na głowie i chyba płakała… Alice usłyszała również jej krzyk. Był paniczny i zdradzał, że kobieta bardzo bała się. Niestety śpiewaczka nie widziała jej twarzy zbyt dobrze, jednak zdawała się około czterdziestki.
Alice spięła się, widząc biegnącą kobietę. Natychmiast spojrzała w stronę, z której ta nadbiegła szukając wyjaśnienia dla jej przerażonego stanu. Uciekała przed czymś? Rudowłosa wahała się. Czy powinna spróbować jej pomóc? Ale jak? Mimo to już trzymała dłoń na klamce i obserwowała bieg wydarzeń.
Nieznajoma nie wydawała się przed nikim uciekać. A w każdym razie już dalej nie biegła i Alice nie spostrzegła, żeby ktoś ją gonił. Stanęła na środku ulicy, a potem, jak gdyby jej nogi były zbyt słabe, padła na kolana. Klęczała na jezdni, co rzecz jasna nie było ani rozsądne, ani bezpieczne, ani przyjemne. Wydawała się tkwić w tak głębokim szoku, że kompletnie nic do niej nie docierało. Nawet to, że mogła zostać zaraz rozjechana przez samochód, który nie zdążyłby zatrzymać się, wyjeżdżając z pobliskiego zakrętu, który znajdował się bardzo niedaleko kobiety.
Harper nie wahała się, mimo że miała czekać w samochodzie, to wysiadła. Nie zabierała torebki, bo w końcu po co. Tylko chciała pomóc tej kobiecie przenieść się na krawężnik. Ruszyła w jej stronę
- Nie powinna pani tu siedzieć - odezwała się do niej, podchodząc bliżej i lekko potrząsając zaszokowaną kobietę za ramię, by ocucić
- Halo… Proszę wstać. To jest środek ulicy - powiedziała chcąc pomóc jej się podnieść.
Kobieta powoli podniosła głowę, aby spojrzeć na śpiewaczkę. Popatrzyła na nią czarnymi oczami. Nie tylko tęczówki i źrenice były tego koloru… ale także białka. Kompletnie pusty wzrok, jak gdyby nieznajoma została opętana przez demona. Kontrastowało to z perfekcyjnym makijażem i zadbanymi, farbowanymi na blond włosami.
- M-moje dziecko… on coś zrobił m-mojemu dziecku… - załkała. Wyciągnęła rękę i wskazała jakiś kierunek, jednak palec wahał się, nie mogąc odnaleźć miejsca. Zdawało się, że blondynka była ślepa.
Alice widząc jej oczy, osłupiała. Milczała przez chwilę
- Kto zrobił? - zapytała tylko, niepewnie. Spróbowała mimo wszystko przeprowadzić ją z ulicy na bezpieczny trawnik i krawężnik obok.
- Potwór - odpowiedziała kobieta, dając przesunąć się na bok. Choć zdawało się, że nie do końca była świadoma tego, że jej nogi poruszają się. Chyba w dalszym ciągu tkwiła zamknięta w koszmarze, w którym znajdowała się ona, jej syn… oraz ta trzecia istota. - Utkany z mroku. Cień… ja.. ja nic nie widzę - zapłakała. - Gdzie jest mój syn? Czy widzi pani mojego syna? - pytała rozpaczliwie.
Śpiewaczka pomogła jej usiąść
- Nie. Nie widzę… Musiała pani przebiec jakiś kawałek - powiedziała szczerze. Słysząc o potworze utkanym z cienia, natychmiast pomyślała o Jasperze. Czy to on grasował gdzieś w pobliżu? Zerknęła w stronę drogi, skąd nadbiegła kobieta
- Proszę się na razie spróbować uspokoić. Za chwilę wezwę karetkę, ale będzie pani musiała na nią poczekać - dodała jeszcze. Wyprostowała się i zerknęła w stronę sklepu gdzie był Kirill i Mary. Miała nadzieję, że zaraz z niego wyjdą.
- Proszę mi pomóc - rzekła. - Proszę odszukać mojego syna… ja nie wiem… ja nie wiem, co się z nim stało - pokręciła głową, szlochając. Podniosła rękaw bluzki i wytarła nim nos. - Ja muszę do niego wrócić… Dlaczego uciekałam…? - zwiesiła głowę. Bez wątpienia robiła sobie wyrzuty.
Kirill i Mary wciąż nie wracali. Jak zwykle czas spędzony na robieniu zakupów mijał znacznie szybciej niż czas spędzony na czekaniu na robiących zakupy.
Alice zawahała się… Z jednej strony nie powinna się oddalać, ale z drugiej było jej żal tej kobiety, tak jak każdej niewinnej osoby w tym mieście.
- Proszę tu poczekać, sprawdzę, czy to coś dalej tu gdzieś jest - powiedziała poważnym tonem, po czym ruszyła szybko jak mogła iść w stronę, z której nadbiegła zapłakana kobieta. Nie miała zamiaru oddalać się i skręcać w ową ulicę. Jedynie wyjrzeć zza rogu, czy coś było widać.

To była okolica domów jednorodzinnych. Działki zdawały się niewielkie, podobnie jak domy i ogródki, lecz mimo to prawdopodobnie teren i tak kosztował krocie w takiej lokalizacji. Alice rozglądała się, idąc szybko wzdłuż chodnika… gdy spostrzegła jeden, jedyny dom, w którym drzwi frontowe stały na oścież. Jak gdyby dopiero co ktoś wybiegł przez nie na zewnątrz… Czy powinna udać się do środka? A może lepiej wrócić do supermarketu i zaalarmować towarzyszy? Tyle że jeśli życie syna kobiety było w niebezpieczeństwie, każda sekunda mogła liczyć się. Kilka dni temu Irma Pajari poprosiła ją o odnalezienie jej syna. Czy Alice powinna odmówić tym razem tej akurat matce?
Harper zawahała się pomiędzy powinnościami względem swoich towarzyszy, a prostą ludzką uprzejmością.
Postanowiła przyjąć opierdol, jeśli Mary i Kirill postanowią wysuszyć jej za to głowę, bo mimo tego, że nie powinna, zaczęła biec jak szybko mogła w stronę domku z otwartymi drzwiami. Jeśli to sprawdzi, to może zdoła się uwinąć przed zakupami Colberg i Kaverina? Miała nadzieję.
Gdy wbiegła do środka, ujrzała ślady szamotaniny i walki, jednak zdawało się, że nikogo w środku nie było, przynajmniej na parterze. Ruszyła po schodach na pierwsze piętro, po drodze zahaczając o kuchnię i zabierając z niej nóż. Przeszła przez drzwi do pokoju, w którym rozbrzmiewały dźwięki. Odkryła jednak, że był to tylko włączony telewizor. Mimo to odnalezienie tego pomieszczenia okazało się pomocne, gdyż mimowolnie wyjrzała przez okno. I dzięki temu ujrzała całość ulicy ciągnącej się aż do zakrętu znajdującego sto metrów dalej. Tuż przy nim chodnikiem spacerował Jasper… czy może raczej istota, którą się stał… oraz chłopiec, na oko dziesięcioletni. Trzymali się za ręce niczym dobrzy przyjaciele, jednak Alice dostrzegała, pomimo znacznej odległości, jak bardzo drżał syn blondynki.
Śpiewaczka nie ociągając się wybiegła z domu i udała się w stronę Jaspera i chłopca
- Jasper! Stój! - zawołała za ciemnym stworem. Trzymała nóż w dłoni, w pogotowiu, szykując się by go użyć jeśli zajdzie taka potrzeba.
Kiedy jednak dobiegła w miejsce, gdzie widziała potwora i chłopca, obydwoje zniknęli. Cały czas poruszali się, więc nie było to aż tak niewiarygodne. Alice bardzo spieszyła się, jednak dystans okazał się na tyle znaczący, że okazał się problemem. Zatrzymała się i zastanowiła. Gdzie powinna udać się w następnej kolejności? Którą drogę obrał Jasper? Mogła ruszyć alejką zakręcającą w prawo, inną w lewo, lub podążać cały czas prosto…
Alice była zdenerwowana tym, że nie mogła za nim nadążyć. Mimo to, spróbowała zerknąć w alejkę skręcającą w prawo, ale i patrzyła do przodu dalej na drogę. Nie umiała zdecydować gdzie ma dalej iść...

Wtem obok niej zatrzymało się auto. Kiedy Alice usłyszała dźwięk opuszczanych szyb, obróciła się w jego stronę. Ujrzała Mary za kierownicą i Kirill na siedzeniu obok. Nic nie mówili, tylko patrzyli na nią oceniająco. Choć fizycznie kompletnie nie byli do siebie podobni, to ich miny w tej chwili zdawały się tak identyczne… że mogliby uchodzić za parę bliźniąt.
Śpiewaczka popatrzyła na nich krótko, po czym zmarszczyła brwi
- Zabrał dziecko. Jasper opętany mocami córki Tuonetar porwał czyjeś dziecko i oślepił jego matkę… - powiedziała poważnym tonem, po czym odwróciła się i rozejrzała trochę desperacko, nadal próbując dostrzec cienistą postać.
Dwójka w samochodzie milczała przez dwie długie sekundy.
- Wsiadaj - rzekł Kaverin. - Znajdziemy ich.
- A dlaczego zależy nam na tym? - Mary zapytała przytomnie.
Alice wzięła głęboki wdech i wsiadła do auta na tylne siedzenie
- Bo Jasper to brat Emerensa Fortuyna. On też ma w sobie krew Aalto, a teraz biega po Helsinkach jako cień… To dzięki temu, że się poświęcił i dał opętać wyszliśmy cało z pożaru kasyna. Nie zostawię go w tym stanie samego, w obcym mieście - powiedziała do kobiety poważnym tonem.
Mary odwróciła się od Alice i przybrała taką minę, jakby nie zamierzała się kłócić, choć nie zgadzała się z polityką śpiewaczki.
- Skoro już marnujemy na to czas… - mruknęła. - Zamienimy się - powiedziała, spoglądając na Kirilla. - Ty prowadzisz.
- Ale co…
- Aż tyle czasu nie marnujmy - Colberg ucięła.
Kaverin wstał i choć niepewnie, to mimo wszystko zajął miejsce kierowcy, a Mary usiadła na jego wcześniejszym. Otworzyła komputer i zaczęła z niego korzystać. Mężczyzna natomiast obrócił się ku Alice ze znakiem zapytania w oczach.
- Gdzie jedziemy? - zapytał ją.
Harper rozejrzała się po raz kolejny.
- Skręć najpierw w prawo, tutaj - poprosiła i wskazała kierunek.
- Odrobinę przyspiesz, bo wyprzedzili mnie nim zauważyłam gdzie są to już się oddalali - zacisnęła dłoń na rączce noża, który cały czas niosła ze sobą.
Mężczyzna postąpił zgodnie z prośbą Alice.
- Jeżeli byli pieszo, to powinniśmy ich dogonić - mruknął.
Skoncentrował się na jeździe. Na szczęście potrafił prowadzić samochód, choć wcale nie było to takie oczywiste, biorąc pod uwagę niektórych przyjaciół Harper.
- A teraz? - zapytał Kaverin, kiedy droga przed nim znów zaczęła rozdzielać się na trzy odnogi. Na żadnej z nich nie było ani śladu Jaspera lub chłopca.
Alice milczała chwilę. Po czym przyszedł jej do głowy odrobinę ekscentryczny, ale warty przetestowania pomysł. Dubhe była łowczynią, czyż nie tak? A Jasper był teraz źródłem energii, na które w pewnym sensie polowali…
Tak więc Harper zamknęła oczy i skoncentrowała się, próbując wsłuchać w siebie. Czy czuła cokolwiek. Choćby łaknienie tej energii. Wręcz próbowała zbudować w sobie na nie ochotę. Nie wiedziała, czy powinna się do tego skaleczyć, skoro póki co obcowała z energiami we własnym ciele, dalej jednak trzymała obie dłonie na nożu.
Jeżeli Alice cokolwiek czuła wewnątrz siebie, to wyniszczenie po lekach i alkoholu, na które sprint do domu oślepionej kobiety, a potem ku Jasperowi… wcale nie pomógł. Pomysł był dobry, jednak na tę chwilę wymagała od siebie zbyt wiele. Mimo wszystko była tylko i wyłącznie człowiekiem, który miał swoje limity. Zapewne mniej więcej w tym momencie Dubhe poległaby, a śpiewaczka umarła, gdyby nie świetliki w Puszczy Mielikki i Tapia. Haltije przekazały jej energię, ale wystarczającą jedynie do przeżycia jeszcze przez kilka godzin, a nie od razu zatrudnienia się na pełen etat superbohatera.
- Mam ich - rzekła Mary. - Zawracaj, źle jedziemy - mruknęła, spoglądając na ekran.
Harper przeklęła pod nosem, zdenerwowana tym, że nie może wykrzesać z siebie nic więcej poza echami zmęczenia. Już straciła nadzieję, gdy nagle Mary oznajmiła, że ich znalazła. Alice zerknęła przez brzeg fotela na ekran jej monitora, ciekawa co kobieta uczyniła, że osiągnęła ten efekt. Nie odezwała się jednak, nadal zdenerwowana poprzednimi odczuciami. Gdyby wiedziała o swoich zdolnościach wcześniej. Gdyby miała czas, by je ćwiczyć… Ale nie miała i nigdy nawet nie przyszło jej to do głowy.
Alice spostrzegła, że na monitorze kobiety pojawił się zapis z okolicznych kamer. Jedna z nich uwieczniała w tym właśnie momencie Jaspera spacerującego z chłopcem, który potykał się. Pomimo słabej jakości nagrania Harper ujrzała, że dziecko miało całe mokre spodnie w kroku.
- Włamałam się do komputera Valkoinen, który potem zapalił się. Ale zanim wybuchł, uzyskałam dostęp do danych miejskiej sieci monitoringu. Ten jeden komputer zajmował się tylko pobieraniem informacji z systemu stolicy - Mary wyjaśniła, po czym zaczęła dawać Kirillowi kolejne wskazówki, w którą stronę powinien prowadzić samochód. - Tyle że widzę, że nie tylko ja obserwuję tę istotę. Jest jeszcze jeden aktywny użytkownik… - zawiesiła głos.
Alice zerknęła na nią
- Nawet jeśli, to musimy go zatrzymać… I jakoś ściągnąć do zmysłów - powiedziała krótko.
- W ostateczności, spróbuję go skonsumować, ale… Nie wiem jak to na niego wpłynie - dodała, zamyślając się i czekając aż wreszcie dotrą na miejsce.
- Nie wiesz? - zapytała Mary. - Bo ja wiem - mruknęła ponuro, jakby złowieszczo.
Alice tak właściwie również wiedziała, czego mogła się spodziewać. Mikaela Pentti źle zniosła wygnanie Surmy i nie było powodu, dlaczego Jasper miałby poradzić sobie z tym lepiej. Jedyna różnica pomiędzy tą dwójką była taka, że matka Isma wtedy nie była w formie bestii, natomiast Fortuyn aktualnie tak.

Wreszcie skręcili w bok, kiedy Kirill nagle zatrzymał samochód.
Harper miała nadzieję, że niedopowiedzenie, które zawarła w tonie swego głosu Mary nie niosło ze sobą naprawdę tak złego losu. Alice tymczasem myślała o tym, jak mogłaby spróbować ściągnąć go do zmysłów. Gdy Kirill zahamował, rozejrzała się, chcąc zrozumieć dlaczego.
 
Ombrose jest offline