Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-05-2018, 18:36   #481
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Czwarty werset, zwłoki Imogen i tabletki nasenne

Rozbrzmiała chwila ciszy, którą burzył jedynie szelest wiatru i gałęzi. Robiło się coraz później i nieco zimniej, choć słońce wciąż tkwiło wysoko na nieboskłonie. Wokół nie było żadnych zwierząt - w każdym razie nie żywych - lecz to nie wydawało się Alice aż takie dziwne. Zdołała przyzwyczaić się do pustego lasu, będąc gościem u Mielikki i Tapiego.
- Czy jesteś gotowa? - zapytała Saleja.
Śpiewaczce było miło. Poczuła się dziś pierwszy raz wartościowo… Skoncentrowała się na Salei
- Tak. Proszę - odpowiedziała jej, uprzejmie, teraz czekając na werset. Przełknęła ślinę, mając nadzieję, że wszystko się uda. Rzeczywiście robiło się późno… Ciekawe, co u Terrence’a i Kirilla? Czy kontaktowali się między sobą po tym jak rano pomogli jej zrozumieć sytuację w bagażniku samochodu? Myśl o tym, że to było tyle godzin temu… Że od tak długiego czasu Sonia nie żyła… Że od tak długiego czasu nie żył Joakim. Rudowłosa zmarszczyła lekko brwi na wspomnienie. Ten dzień był tak długi. Tak męczący… Czekała.

Sowa odchrząknęła po czym zaczęła mówić.
- Jest troje mężów i są trzy znamiona
Młota błyskawic, a nieba korona
Schowana w krzyżu ich będzie czekała.
Minęły wieki, cały czas płakała.

Choć głos sowy brzmiał tak samo… to jednak Alice odniosła wrażenie, że być może nie do końca. Jakby w każdą zgłoskę wplecono nieco bożej iskry, specjalnego namaszczenia. Śpiewaczka poczuła dreszcze na ramionach.
Alice zadrżała delikatnie
- Dziękuję, że mi go przekazałaś - zapamiętała werset, powtarzając go kilka razy w głowie. Tymczasem jej umysł już zaczął pracować. Troje mężczyzn i symbole młota błyskawic. Że młota Thora? Widziała takie… I to u trzech mężczyzn. I to całkiem niedawno… Czy ich tatuaże miały jakiś związek ze znalezieniem Korony Nieba? I o jakim krzyżu była mowa. Chrześcijańskim? Celtyckim? W całych Helsinkach na pewno był ich ogrom. Niemal ją rozbolała głowa od tego główkowania.
- Teraz powiedz mi, jak mogę ci pomóc dostać się do Sowiej Kniei? - zapytała spokojnym tonem, ponownie koncentrując swoją uwagę na tu i teraz.
- Jeżeli wyciągniesz rękę, a ja dotknę dziobem twojego znamienia, to będę mogła nawiązać połączenie z Sartejem. Powstanie między nami nić, której chwycę się. Pociągnie mnie do innego wymiaru. Do domu - wypowiedziała ostatnie słowo z ogromną tęsknotą. Po tym wszystkim, co tu przeżyła, na pewno chciała już opuścić ziemię. - Jeszcze raz dziękuję, że mi pomogłaś - powiedziała swym uroczym głosem.
Harper uśmiechnęła się do sówki, po czym wysunęła dłoń, gdzie znajdowało się znamię od Sarteja
- Ja również cieszę się, że mogłam ci pomóc. Pozdrów Sarteja ode mnie, jak już dotrzesz na miejsce i uważaj. Fersaj wspomniał coś o tym, że Tuonetar próbuje manipulować energią tego znamienia - powiedziała jeszcze, żeby sówce nic się nie stało.
Saleja wysłuchała uważnie jej ostrzeżenia.
- Gdy tylko poczuję, że coś jest nie tak… - zawiesiła głos - ...możesz być pewna, że zrobię krok do tyłu. Za bardzo boję się bólu, aby wskoczyć prosto w pułapkę. Nie jestem też głupia - zastrzegła. - Bądź co bądź należę do mojego vaki - skinęła sobie głową.
Następnie nachyliła się i jej dziób musnął rękę Alice. Saleja zamknęła oczy, koncentrując się. Wnet jasno rozbłysła, przypominając przez krótki moment Sarteja. Podciągnęła do góry powieki i spojrzała na śpiewaczkę. Teraz w jej ślepiach gościł błogi spokój. Alice musiała wiele przejść, aby zapewnić go haltii, jednak udało się. Wnet Harper mrugnęła i Saleja zniknęła. Tym samym rudowłosa została kompletnie sama.
Śpiewaczka obserwowała uważnie cały proces ‘przenosin’ Salei do domu. Kiedy została w końcu całkowicie sama, poczuła tonę ulgi. Komuś pomogła. Naprawdę komuś pomogła. Wyciągnęła teraz telefon z torebki, by sprawdzić kto to wcześniej dzwonił. Zaraz zamierzała też napisać też sms do Mary, o prostej treści ‘Mam go’.
Spostrzegła, że dzwoniła właśnie Colberg. Z jakiegoś powodu chciała skontaktować się z Alice. Pewnie nie była to błaha rzecz, znając jej charakter. Kobieta tylko raz zadzwoniła i nie zostawiła żadnej wiadomości, jednak to nie znaczyło, że nie zależało jej na rozmowie.
Alice widząc, że to właśnie Mary dzwoniła, zaniepokoiła się nieco. Wybrała więc jej numer, celem oddzwonienia… Kobieta odebrała po trzecim sygnale.
- Gdzie jesteś? - zapytała krótko neutralnym tonem.
- W spalonym lesie, nad jeziorem - odrzekła krótko śpiewaczka, nie chcąc podawać ekstremalnie dokładnych namiarów, gdyby ich rozmowa była podsłuchiwana.
- To dobrze. Chciałabym się z tobą w nim zobaczyć - mruknęła. - Albo gdziekolwiek, ale szybko. Mam dobre wiadomości - powiedziała tak bezbarwnym tonem, że Alice nie była pewna, czy naprawdę czekały na nią jakieś dobre wieści, czy może raczej Mary skorzystała z sarkazmu.
- To proponuję przy bramie na parkingu tu. Mam tu jeszcze coś do zrobienia, nim wrócę do centrum - powiedziała spokojnym tonem. Alice ulżyło, że Mary nic się nie stało i miała najszczersza nadzieję, że to nie był sarkazm
- Też mam dobre wieści. Wymienimy się - dodała jeszcze.
- Tak zrobimy - Mary zgodziła się. - Spróbuję przyjechać jak najszybciej.
Następnie zamilkła na moment.
- Możesz powiedzieć, co masz do zrobienia? Chodzi o coś związanego z projektem? Bo wolałabym, abyś nie podejmowała działań na własną rękę, bez konsultacji ze mną. Może przez przypadek pokrzyżujesz moje intrygi, będąc kompletnie nieświadomą tego - zadrwiła.
- O ile twoje intrygi nie zawierają jakiegoś punktu o dawno spalonych zwłokach, to nie. Nie pokrzyżuję - odrzekła wcale nie rozbawionym tonem śpiewaczka. Temat Imogen nie był dobrym na rozmowę telefoniczna.
- Mam nadzieję, że nie spaliłaś nikogo przy świadkach - Mary odpowiedziała, po czym rozłączyła się. Tymczasem komórka zapikała, informując o tym, że wymagała podłączenia do ładowarki. Czy na campingu wciąż działały gniazdka? Zapewne nie? Ciężko było stwierdzić bez przetestowania ich. O ile Alice w ogóle zależało na tym, aby utrzymać ten telefon w dalszym ciągu sprawnym i działającym.
Harper wrzuciła komórkę do torby, po czym dosiadła gokartu, celem obrania trasy w drogę powrotną. Chciała jakoś przemieścić ciało Cobham, by nie leżało tak… Bez poszanowania na drodze. Po drodze rozglądała się w tej mniej spalonej części za jakimiś gałązkami, czy chociażby nawet większa gałęzią z rozłożystymi końcami. Może mogłaby taką zastosować jako okrycie dla ciała? Nie miała łopaty, więc nie mogła jej uczynić grobu. Znalazła po drodze nieco odpowiednich gałęzi, choć większość liści na nich zazwyczaj albo spaliło się, albo odpadły, albo kompletnie zwiędły i utraciły sprężystość pod wpływem gorąca. Mimo to po chwili szukania jej oczom ukazał się prawie idealny okaz, którego pożar nie zdołał strawić.
Kobieta zgarnęła więc odpowiednią gałąź, ostrożnie na gokart, po czym przewiozła do miejsca, gdzie wcześniej widziała ciało Imogen… Może i nie znały się za długo, ale Cobham zdawała jej się dobrą osobą, co więcej Camille zdawała się ją lubić, skoro tak bardzo jej szukała. Była dla niej ważna. Alice nie chciała porzucać ciała zmarłej towarzyszki, by znalazł je ktoś inny w takim przykrym stanie. Odsunięcie go z drogi i okrycie gałęzią było chociaż czymkolwiek co mogła dla niej zrobić, by okazać trochę godności w tym stanie, w jakim była.

Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Spopielone ciało wyglądało upiornie. Pomysł, żeby dotknąć go wcale nie wydawał się zbyt zachęcający. Na dodatek Imogen została tak jakby wtłoczona żarem w podłoże, przez co nie można jej było tak łatwo przesunąć. Przykleiła się od spodu i Harper bała się, że jeżeli za bardzo ciągnąć, to rozerwie jej ciało. Czy jednak warto było spróbować?
Alice do tej pory nigdy nie była w sytuacji w której musiałaby obcować z martwym ciałem… Wygrzebała z torby Sonii jakąś reklamówkę, w której wcześniej wyniosła butelkę wódki. Spróbowała choć odrobinę przesunąć ciało Imogen, owijając dłonie w folię. Wstrzymywała oddech i starała się nie patrzeć wprost na ciało kobiety. Widok i tak wypalił jej się pod powiekami za pewne do końca życia… Czyli jeszcze jakieś… Pięć, sześć godzin? Bo zakładała, że jeśli jej się nie powiedzie, to w Tuoneli na kole szybko straci zmysły, by to pamiętać. Pociągnęła Imogen za nogi, a ta dzięki Bogu okazały się w dalszym ciągu solidnie przytwierdzone do ciała. Alice pociągnęła, ale Cobham nie chciała przemieścić się. Dopiero po chwili rozległ się głośny, nieprzyjemny dżwięk i zwłoki przesunęły się. Alice oceniła, że część nielicznych niespalonych włosów, ubrań oraz tkanki pozostała na poprzednim miejscu. Wkrótce zdołała przesunąć Immy na pobocze, choć ta kilkumetrowa podróż nie odbiła się zbyt pozytywnie na denatce. Tyle że dla Cobham to i tak już nie miało znaczenia. Dobrze, że Camille nie towarzyszyła Alice. Jak zareagowałaby, gdyby zobaczyła ciało? Lepiej było się nie przekonywać.
Gdy wreszcie Harper przetransportowała ciało Imogen na bok drogi, ułożyła je w godny sposób… A przynajmniej spróbowała zapanować nad układem jej kończyn. Po czym przyniosła gałąź i nakryła nim ciało Cobham. Nadal było widoczne, ale chociaż nie było tak boleśnie odsłonięte. Alice wyrzuciła folię obok, po czym pomodliła się ku pamięci kobiety. Czas uciekał, więc Alice w końcu wróciła do gokarta i ruszyła w drogę z powrotem do obozu campingowego.

Gdzie dotarła bardzo szybko. Na szczęście pamiętała drogę, choć znajdowała się w tych okolicach od niedawna i nie miała zbyt wielu okazji na zapamiętanie wszystkich tras. Po drodze widziała kilkoro ludzi, którzy przemierzali las, zapisując coś w notatnikach, jednak nie zwracali uwagę na Alice. Być może byli pracownikami nadleśnictwa… tak właściwie nie było wiele innych możliwości. Kiedy śpiewaczka dotarła do obozu, spostrzegła, że nadal jest pusty. Podjechała prosto do bramy, jednak Mary tam jeszcze nie było. Wyglądało na to, że nie potrafiła prowadzić samochodu z równą wprawą, co szalony taksówkarz Alice.
Rudowłosa zsiadła więc z gokarta i zaczęła krążyć w pobliżu bramy. Miała sporo rzeczy do przemyślenia i na tym się skoncentrowała. Co rusz zerkała w stronę drogi, która prowadziła na miejsce od strony Helsinek, szukając jakiegoś samochodu, który zbliżał się w tę stronę. miała nadzieję, że Mary będzie miała ładowarkę do telefonu i że użyczy jej, chociaż na czas rozmowy i drogi do Helsinek. Alice przyszło bowiem do głowy, że jednak aktywny telefon będzie jej dziś potrzebny.
Po kilkunastu minutach ujrzała kompletnie niczym niewyróżniający się ford w kolorze bardzo ciemnej zieleni, która mogłaby zostać pomylona z czernią. Harper nie wiedziała, kto znajduje się w nim. Według Colberg Valkoinen było sparaliżowane pożarem kasyna… jednak co, jeżeli myliła się? Tuonetar wiedziała, gdzie znajduje się Alice. Czyżby udało jej się kogoś wysłać po nią? Szybko jednak obawy okazały się kompletnie niepotrzebne. Śpiewaczka ujrzała znajomą twarz za kierownicą, choć przykrywały ją tak duże okulary przeciwsłoneczne, że mogłaby nie rozpoznać Mary, gdyby nie widziała jej tak niedawno. Kobieta zatrzymała się przy bramie i patrzyła na Alice. Chyba oczekiwała, że wsiądzie do jej samochodu i porzuci gokarta.
Harper nie ociągała się. Zabrała torbę, po czym ruszyła do forda Mary. Wsiadła zaraz na siedzenie pasażera i zamknęła za sobą drzwi. Zerknęła na czarnowłosą kobietę
- Mam werset - oznajmiła wprost co to za dobrą wiadomość miała dla ich wspólnego planu. Interesowało ją też, co miała jej do przekazania Mary.
- Ja też - odpowiedziała Colberg, uśmiechając się nieznacznie.
Alice uniosła brew
- Czyli Camille sie udało? To dobrze… bardzo dobrze - powiedziała, szczerze zaskoczona, że jednak coś się dziś pomyślnie postanowiło poukładać. Odetchnęła
- Masz może ładowarkę do telefonu? Komórka mi padła, a wydaje mi się, że dobrze by było, gdyby działała… - dodała jeszcze
- Mogę ci podać werset do zapisania, ale nie wiem jak miałabym poznać te, które ty znasz. To raczej będzie trudne, biorąc pod uwagę moje zmysły, do których nie tylko ja mam dostęp. Jest pewien sposób, ale chwilowo nie jesteśmy w jego zasięgu… - dodała.
- A co to za sposób? - zapytała kobieta. - Mam dla ciebie jeszcze jedną wiadomość, która raczej cię zainteresuje - rzekła. - Camille udało się włamać do systemu, czy też raczej mi się udało i uzyskałam nieco korespondencji IBPI. Wynika z niej, że monitorują lotniska, dworce i tego typu miejsca. Ze względu na sojusz pomiędzy nimi, a Kościołem Konsumentów, otrzymali od tej drugiej organizację listę osób, które należy prędko schwytać w przypadku spostrzeżenia. I niedawno dopisano do niej pewnego Rosjanina o nazwisku Kaverin. Bo dzisiaj wylądował w Helsinkach. Leciał aż z Kairu.
Harper zbladła, o ile w ogóle było to możliwe.
- Wylądował?! Schwytać? O cholera… - wyraźnie bardzo poważnie się przejęła
- Był gdzieś widziany? Coś więcej wiesz? Kiedy wylądował? - dopytywała się śpiewaczka, zapominając chyba o tym, że miała dobry nastrój, jeszcze dwie sekundy temu.
- Jakąś godzinę temu? Tak mi się wydaje. Został spostrzeżony, jednak zdołał uciec. Zdawało się, że wiedział o tym, gdzie i kiedy zostanie napadnięty przez IBPI. Uniknął pułapki, po czym rozpłynął się w powietrzu. Nasza ukochana organizacja nie wie, co się z nim dalej stało, co… jak mniemam, jest dla ciebie dobrą wieścią.
Alice uspokoiła się momentalnie. Odetchnęła lekko
- Tak… To dobra wieść… Trudno jest złapać kogoś, kto ma władzę nad czasem Mary. Dobrze… Wracając do tematu… Podam ci werset. A następnie zadam bardzo dziwne pytanie, ale czy nie masz może… silnych środków nasennych? Albo jakichkolwiek? - zapytała Harper.
- Cierpisz na bezsenność w środku dnia? Myślę, że ten problem możesz skreślić z listy najpilniejszych - Colberg spojrzała na Alice z niedowierzaniem. - To jakiś psychologiczny mechanizm ratunkowy? Chcesz przespać resztę tego dnia?
Harper przerwała jej, jeśli miały nastąpić kolejne pytania
- Trochę więcej wiary w szaleństwo. Potrzebuję zasnąć. Jeśli mi się uda, to nam bardzo ułatwi sprawę. Myślę, że nawet pół godziny zrobiłoby robotę. Jestem jednak zbyt spięta, sama nie zdołam się zmusić do drzemki. Jak zasnę, potem wszystko zostanie ci wyjaśnione po co to drzemanie. Tylko nie teraz, dobrze? - Alice popatrzyła na nią z poważną miną. Miała nadzieję, że Mary trochę jej zaufa i nie będzie dalej cisnęła pytania.
- No dobra, ale ja ci nasennych tabletek nie zsyntetyzuje z powietrza - odpowiedziała Mary. - Tak samo jak jestem kiepska w sowiej dyplomacji, tak nie jestem laborantką, która nosi ze sobą cudowną kolbę, co jak się nią potrząsa, to zapełnia się wymarzonym specyfikiem. Przykro mi.
Alice kiwnęła głową
- A szkoda. Wyglądasz mi na cudotwórczynię. A przynajmniej na jakiegoś magika… Najwyraźniej jednak, tylko klawiatury - powiedziała bez cienia złośliwości w tonie. Po prostu weszła na stopę porozumiewawczą języka Mary.
- Zapiszesz werset od razu? - zapytała, bo nie znała jeszcze planu czarnowłosej. Ta skinęła głową, otwierając komputer, który trzymała na tylnym siedzeniu.
Śpiewaczka podała jej czwarty werset, a następnie zmieniła temat
- I jaki teraz masz plan? Mi zależy na tym, byśmy… Znalazły Kaverina, zanim zrobi to ktokolwiek inny - powiedziała wprost, czego teraz potrzebowała.
- Dla mnie to jakiś przypadkowy mężczyzna, z którym Dahl miał zatarg - odpowiedziała Mary. - Uznałam, że możesz go znać, ale to był raczej ślepy traf. Dlaczego tak bardzo ci na nim zależy? - Colberg spojrzała uważnie na Alice.
Harper milczała przez moment
- Ponieważ… Ponieważ też jest Gwiazdą… A jeśli to kompletnie nic dla ciebie nie znaczy, to ma zdolności, które mogą się dla nas okazać bardzo przydatne. Otóż, cofa czas - powiedziała. Do tego, Alice miała wrażenie, że mając Kirilla fizycznie, przy sobie, będzie się czuła mocniej psychicznie. Biorąc pod uwagę ile razy w ciągu tych dwóch dni podnosił ją z emocjonalnych upadków.
- Ale czy możemy mu ufać? - zapytała Colberg. - Tak właściwie nie mam pojęcia, dlaczego ufam tobie. Pewnie dlatego, bo jesteś w najgorszej sytuacji z nas wszystkich i przez to wydajesz mi się przewidywalna - mruknęła.

Śpiewaczka poczuła się lekko dotknięta słowami Mary
- Ten takt, to masz po mamie? - zapytała unosząc brew. Na to Colberg, o ile to możliwe, uniosła brwi jeszcze wyżej.
- Możemy mu zaufać, ręczę za niego - powiedziała poważnym tonem Alice.
- Rozumiem. Niech tak będzie, nie posiadamy zbyt rozbudowanej drużyny - mruknęła Mary. - Ale i tak nie posiadam środków nasennych - rzekła. - Nie potrzebuję ich. Zazwyczaj staram się ograniczać sen do minimum, a nie odwrotnie.
Alice kiwnęła głową
- Coś wymyślimy, choćby to się wiązało z… A nie odpada… Godzina policyjna w całych Helsinkach - mruknęła niespokojnie
- To teraz czy mogę podpiąć telefon do twojego komputera, by choć trochę się podładował w czasie drogi do Helsinek? - zapytała poważnym tonem i zerkneła na swoja torebkę, czekając jednak, czy Mary da na to przyzwolenie.
- Jasne. Ładowarka jest w schowku. I ostrzegam cię… jeżeli podpięcie tej komórki ma na celu wykradnięcie mi jakichś danych z komputera, to nie uda ci się. Jestem zabezpieczona - mruknęła. - Ale tak jak wspominałam, jesteś przewidywalna, więc nie sądzę, żebyś próbowała czegoś podejrzanego - mruknęła. - Jedziemy do apteki? Nie wierzę, że tak bezwarunkowo zgadzam się na twoje nasenne szaleństwo… - zawiesiła głos.
Harper zaraz podpięła telefon do komputera Mary
- To ty tu jesteś komputerowym tajnym agentem, nie ja - powiedziała z niezadowoloną miną, że kobiecie w ogóle przyszło do głowy, że Alice chciałaby jej cokolwiek wykraść.
- Apteka… To jest myśl - stwierdziła tylko krótko śpiewaczka, nie ciągnąc tematu swojego wariactwa dalej, niż było trzeba.
- A może camping? - Mary zawiesił głos, patrząc na bramę oraz czuwajacy nad nią napis. - Jeżeli nie wszystko spłonęło, to może tutaj znajdziesz coś nasennego? Choć nie wiem, czy nie szybciej będzie jednak wrócić do Helsinek. Nie mamy pewności, czy ktoś na tym campingu cierpiał na bezsenność. A jak tak, to czy pozostał po tym ślad w postaci tabletek.
Śpiewaczka pokręciła głową
- Apteka jest lepszą opcją - przypomniała sobie teraz, że miała przecież nadal butelkę wódki, jeśli udałoby jej się znaleźć ten lek, który wcześniej zakupił dla niej Kirill… To byli w domu.
Mary skinęła głową, po czym zawróciła samochód i ruszyła w stronę Helsinek.
- Podasz mi adres? - zapytała, rozwijając prędkość. Jazda z powrotem do stolicy była znacznie spokojniejsza, niż w drugą stronę, jednak Colberg wcale nie zamierzała wleczyć się powoli. Prowadziła bezpieczniej, choć wciąż szybko.
- Jasne - odrzekła śpiewaczka, po czym zerknęła na telefon, wybierając opcję Google Maps. po czym uśmiechnęła się lekko i podała jej dokładnie ten adres, który prowadził do przystanku taksówek, z którego dziś dwa razy odjeżdżała. W budynku obok, który był chyba jakimś centrum handlowym, znajdowała się bowiem apteka. Wreszcie dojechały na miejsce. Alice zdążyła wejść do środka tuż przed zamknięciem. Mogła kupić jedynie środki, które nie były na receptę, jednak w połączeniu z alkoholem… powinny zadziałać.

Harper nie była zbyt rozmowna w trakcie trasy do Helsinek. Kiedy więc znalazła się wreszcie w aptece, od razu zakupiła środek nasenny, który powinien się sprawdzić. Miała nadzieję, że jej to nie zabije, ale raczej w to wątpiła. Po zakupie, wyszła z apteki i wróciła do samochodu Mary. Usiadła ponownie na fotelu, wycisnęła dawkę leków na dłoń, po czym… Wzięła je do ust, wyciągnęła z torby butelkę wódki i popiła z gwinta. Nie było to najsubtelniejsze, czy najprzyjemniejsze doznanie dla przełyku, bo aż stanęły jej łzy w oczach i kaszlnęła, wzdrygając się od sensacji smakowej po ciepłym alkoholu. Zakręciła zaraz butelkę i wsadziła z powrotem do torby. Zerknęła krótko na Mary
- Spróbuj mnie obudzić za jakąś godzinę maksymalnie. Minimum czterdzieści minut… - przekazała czarnowłosej, nie komentując tego, co przed sekundą uczyniła na jej oczach, jakby to była jej codzienna norma, że popija leki wódką.
Colberg spojrzała na nią, jak gdyby śpiewaczka była jej kolejnym problem i głośno westchnęła. Wnet jednak obraz Mary zaczął zacierać się przed oczami Alice. Zaczynała robić się senna. Jej oddech stawał się coraz wolniejszy, a mięśnie opadały z sił.
Trzy minuty później już spała.
 
Ombrose jest offline  
Stary 08-05-2018, 18:38   #482
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Kirill w garniturze

Białe, okrągłe pomieszczenie było jednym z nielicznych kompletnie niezmiennych elementów wszechświata. Może dlatego, bo tak naprawdę nie istniało, a przynajmniej nie w sensie fizycznym. Jednak za każdym razem, kiedy Alice znajdowała się w nim, wydawało się takie prawdziwe, choć kompletnie inne i nieziemskie… Czy naprawdę było jedynie wytworem ich umysłów? A może we śnie podróżowali po innych wymiarach, a ten jeden był ich prywatnym.
- Wreszcie! - Kirill krzyknął.
Mężczyzna stał na środku pokoju. Miał ręce założone o siebie i spoglądał wprost w oczy śpiewaczki. Nie dość, że był ubrany, to jeszcze w szykowny, czarny garnitur. Śnieżnobiały kołnierzyk, choć bardzo elegancki, wpijał się w jego szyję.
- Nie przyszło ci do głowy, by sprawdzić, co u mnie, prawda? - westchnął. Zdawało się, że nie miał tak naprawdę pretensji do Alice. Śpiewaczka odniosła wrażenie, że już od dłuższego czasu chciał się z nią skontaktować i to z faktu samego czekania brała się irytacja.
Harper przyglądała mu się chwilę w milczeniu, po czym ruszyła w jego stronę. Obcasy jej butów stukały o posadzkę białego pomieszczenia. Odgarnęła kosmyk włosów za ucho
- Wybacz. Ścigałam sowę, która miała werset. Natychmiast jak dostałam informację, że wylądowałeś i z polecenia Kościoła szuka cię IBPI… No powiedzmy, że nie robię najlepiej swojej wątrobie tymi drzemkami. Gdzie jesteś, albo gdzie możesz być w jak najszybszym czasie? Zabieram cię stamtąd - oznajmiła mu, zatrzymując się w końcu tuż naprzeciw Kirilla. Zerknęła na kołnierzyk, który miał zapięty po ostatni guzik. Zamyśliła się, że tym razem był ubrany.
Kirill obrócił się do niej bokiem, wpatrując w białą ścianę. Przybrał kompletnie skupioną minę. Zdawało się, że zastanawia się nad różnymi sprawami w czasie rozmowy ze śpiewaczką.
- Ja jestem w… - zamyślił się, jak gdyby zapomniał, gdzie znajduje się jego ciało. - Jestem w parku miejskim. Przy Pomniku Sibeliusa. Siedzę na kamieniu i medytuję, próbując skontaktować się z tobą. Nie zdołałem, masz wokół siebie więcej… - zamilkł na moment, próbując znaleźć odpowiednie słowo - ..zapór - dokończył. - Które osłaniają twój umysł. Gdyby nie one, być może udałoby mi się dotrzeć do ciebie, gdy jesteś na jawie, choć nie jest to coś, czego jestem kompletnie pewien.
Alice kiwnęła głową i uśmiechnęła się blado
- Teraz już będziemy mieć to z głowy. Zaraz to ja znajdę cię na jawie… Jeśli z jakiegoś powodu w międzyczasie, gdy skończymy rozmowę, będziesz musiał wynieść się ze swojego obecnego miejsca, to wtedy spróbuj dostać się do Ogrodu Botanicznego w parku Kaisaniemen. Powiedzmy, że jeżeli nie znajdę cię pod twoim pomnikiem, to spotkamy się tam. Czy może być? - zapytała, nie poruszając się i cały czas mu przyglądając.
Mężczyzna skinął głową.
- Czy coś się stało? - zapytał. - To naprawdę ty? Wyglądasz… inaczej - jego wzrok skoncentrował się na czubku głowy Alice, po czym powędrował w dół aż do stóp i z powrotem. Miał nieodgadniony wyraz twarzy, co w przypadku Kirilla tak właściwie nie było niczym nowym.
Śpiewaczka wyprostowała się, po czym spojrzała po sobie w dół. Wygładziła materiał sukienki, obejrzała swoje dłonie. Dotknęła twarzy
- Inaczej? Ale że źle? W jakim sensie? - zapytała zaniepokojona. Nie pomyślała, że może po prostu przez to jak się odstroiła dzięki Sonii, to mogło być to ‘inaczej’. Jej umysł natychmiast poleciał do Tuonetar. Czy coś zrobiła z wizją jej astralnego wyglądu? Czu jej dusza już zaczynała inaczej wyglądać? Zmartwiła się.
- Twoje włosy… i ta sukienka… po co ci taki wygląd do ratowania świata... i ratowania siebie… Chcesz nim rozpraszać wszystkich wrogów na swojej drodze? A przynajmniej mężczyzn? - zapytał.
Najwyraźniej to nie Tuonetar, tylko rzeczywiście Sonia.
Alice przyglądała mu się z niedowierzaniem. To była z jego strony pretensja, czy suche pytanie? Nie miała pojęcia
- Osoba, która wyciągnęła mnie z bagażnika uznała, że należy mi się odnowa wyglądu. Zwłaszcza, że leki, które podał mi Terrence nie potraktowały mnie najdelikatniej. Nie podoba ci się? Mogę się rozebrać - powiedziała nieco sztywno i skrzyżowała dłonie przed sobą, czując się… Dziwnie.
Kiedy tylko Alice wypowiedziała imię Anglika, na twarzy Kirilla pojawił się ślad emocji. Rozgoryczenie? Czy tak by to nazwała?
- De Trafford… czy to dla niego tak się wystroiłaś?
Czyżby Kaverin był po prostu zazdrosny? Uważał, że Harper nie powinno zależeć na tym, aby ładnie wyglądać, skoro go obok nie było?
Alice przechyliła głowę, podchodząc do niego jeszcze bliżej i nie pozwalając mu uciekać wzrokiem na boki
- Czy ty jesteś zazdrosny? Nie. Nie dla de Trafforda. Dla siebie, żeby poprawić sobie nastrój. Bo jak się ładnie wygląda, to człowiek choć nieco lepiej się czuje. Przynajmniej z takiego założenia wychodziła Sonia… Nim na moich oczach nie przestrzelono jej czaszki… - powiedziała i wyraźnie echo wspomnienia odbiło się bólem w jej oczach, bo teraz to ona uciekła wzrokiem od Kaverina
- Tak czy inaczej. Nie ubrałam się tak, żeby komuś było miło, jeśli to się komuś spodoba, to poprawi nastrój i mi. Uważam, że to odpowiedniejsze odzienie, niż ratowanie świata w t-shirtcie i jeansach. Poza tym… Wypominasz mi sukienkę, a sam stoisz w garniturze… - zauważyła wskazując na niego ręka i podparła drugą biodro.
Słowa Alice chyba dotarły do Kirilla. Być może wzmianka o wybuchającej głowie znajomej śpiewaczki kazała mu wycofać się.
- Nie zamierzam tłumaczyć się z tego, że mam na sobie ubrania - zażartował. - Ale to fakt, że teraz… - zastanowił się, lekko przegryzając wargę - ...pasujemy do siebie. Uznałem, że lepiej odziać się w coś podczas podróży samolotem - mruknął. - Rzeczywiście mogłem wybrać t-shirt i jeansy, ale… - zamyślił się - ...chyba miałem nastrój na coś bardziej eleganckiego.
Zdawało się, że chciał kontynuować wypowiedź, ale nagle złapał się za plecy i wydał z siebie wysoki dźwięk. Odczuł nagły, intensywny ból. Wnet jednak zapanował nad nim i z powrotem spojrzał na śpiewaczkę, jak gdyby nic się nie stało.
Śpiewaczka przyglądała mu się
- No. I tym lepiej, że pasujemy ubiorem - oznajmiła, chcąc uciąć ten temat, ale gdy Kirill złapał się za plecy i krzyknął, Alice wzdrygnęła się cała i odskoczyła wręcz, prawie skręcając kostkę w butach na obcasie przy tym ruchu.
- Co się… Co jest?! - zapytała zaniepokojona.
- Co? - Kirill odparł dopiero po chwili. Chyba w tym czasie zagryzał zęby z całej siły, aby nie dać po sobie poznać, że cierpi. I rzeczywiście… prawie udało mu się wyzuć twarz z emocji, jednak Alice i tak udało się wyczytać z niej katusze, które przeżywał Kaverin. - To? To nieważne… - mruknął. - Podobnie jak ubrania. Rozpraszamy się głupotami…
Harper podeszła do niego ze spiętym wyrazem twarzy, po czym bez słowa ostrzeżenia zaczęła mu rozpinać marynarkę
- Przestań udawać, że to coś nieważnego. Cierpisz. Co jest? Jesteś ranny? Dlatego pojawiłeś się tu w ubraniach, a nie tak jak za każdym poprzednim razem? Żebym nie zauważyła? - zapytała z poważną, zaniepokojoną o niego miną. Nawet jak się opierał, dalej wyglądało na to, że chce zobaczyć jego plecy.
Kirill westchnął. Nie wykonał żadnego ruchu, pozwalając Alice działać.
- Nie powinnaś - pokręcił głową.
Harper spostrzegła, że choć marynarka była czysta i elegancka, to koszula nie. Choć jasny kołnierzyk sugerował bezwzględną czystość… to z tyłu na plecach znajdowały się liczne ślady krwi układające się w podłużne linie.
- Mówiłem, że nie powinnaś - powtórzył Kaverin. - Koszuli też chcesz mnie pozbyć? - zapytał.
Alice znieruchomiała, widząc ślady krwi na jego koszuli. Potrafiła sobie wyobrazić jak w takim razie wyglądają jego plecy. Cofnęła się od niego o krok, ściskając dłonie na brzegu marynarki, którą miała teraz w rękach
- Co się stało? - zapytała. Wyglądała, jakby miała kilka pomysłów, ale chciała usłyszeć odpowiedź od niego samego.
- Marnujemy czas - teraz Kirill warknął, biorąc z jej rąk marynarkę i ponownie ubierając ją. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki z powrotem przeobraził się w normalnego, eleganckiego dżentelmena. - Kiedy już poruszyliśmy najważniejsze tematy, czyli modę i moje… - spuścił wzrok - ...sposoby radzenia sobie z problemami, powinniśmy przejść do tych kompletnie nieistotnych, czyli wersetów. Mówiłaś, że znalazłaś kolejny? Możesz mi go przekazać? - Kirill starał się sprowadzić rozmowę na te tematy.
Harper poczuła się dotknięta, bo zrozumiała, że choć go prosiła, to znów się skrzywdził. A prosiła… Przy ich ostatniej rozmowie. Wygięła lekko usta w podkowę, po czym sucho wyrecytowała mu werset.
- To czwarty. Ostatnie brakujące zna Mary Colberg. To z nią teraz spędzam czas. Poręczyłam jej za ciebie, że można ci ufać. Choć najwyraźniej nie bywasz skłonny do spełniania czyichś próśb… To już będzie drugi raz w ciągu dwóch dni… - powiedziała odrobinę urażonym tonem. Nerwowo ponownie przygładziła brzeg sukienki, już na Kirilla nie patrząc.
- Przepraszam, że nie spełniam twoich oczekiwań - odpowiedział mężczyzna. - Chyba jednak nie jestem w stanie zmienić tego, kim jestem tylko dlatego, bo mnie o to poprosisz. Choćbym chciał.
Zapadła chwila ciszy.
- Jeżeli pozostałe wersety zna Colberg… to będzie mogła mi je przekazać. A ja z kolei mogę przekazać je tobie tutaj, tyle że to wymagałoby ponownego dręczenia twojej biednej wątroby. Jesteś pewna, że Tuonetar ich nie posiada? Bo w przeciwnym razie ta konspiracja nie miałaby znaczenia.
Alice milczała dłuższą chwilę
- Uważam, że nawet jeśli je zna, to i tak lepiej dmuchać na zimne. Moja wątroba wytrzyma. Robale Tuonetar pracują za trzech, żeby utrzymywać moje ciało w świetnej, niby żywej formie. Jeśli nie mamy już nic więcej do omówienia, proponuję pobudkę - zmieniła temat.
- Poczekaj chwilę… Które to wersety ma Mary? - zapytał. - Ty przekazałaś mi właśnie czwarty.
Teraz, gdy kompletnie panował nad sobą i swoimi odruchami, można byłoby przysiąc, że rany na jego plecach wcale nie istniały i jedynie przyśniły się Alice. Ta jednak wiedziała, że wcale jej się nie przywidziało i Kiril rzeczywiście postanowił ukarać się w sposób niezwykle dotkliwy.
Harper skrzyżowała ponownie ręce pod biustem
- Siódmy i piąty… Zakładam jednak, że siódmy, to ten który usłyszałam od ducha na samym początku, bo tak by pasowało do całej wierszowej układanki. Więc brakuje nam tylko piątego, który jest identyczny jak dziesiąty - zauważyła tłumacząc mu i przypominając o tym ‘wolnym’ wersecie, którego nie wiedzieli gdzie wcześniej przypasować.
- Valkoinen może mieć piąty, prawda? Bo jest z Finlandii i zakładamy, że mafia już go zdobyła - po części oznajmił, po części zapytał. - Dlatego, gdyby nie udało nam się spotkać i nie mógłbym przekazać ci wersetu… Mówię “gdyby”, choć nie powinno nic stanąć nam na drodze, jednak najlepiej być przygotowanym na najróżniejsze opcje… W każdym razie… W takim wypadku mogłabyś poprosić Mary o piąty werset i umiejętnie ją wypytać, czy ten od ducha to naprawdę siódmy. Tak proponuję - mruknął.
Alice kiwnęła głową
- Mam jednak nadzieję, że nic nie stanie nam na drodze i znajdę cię w jednym z dwóch parków - powiedziała poważnym tonem
- A potem kupimy ci jakieś… Bandaże, albo chociaż plastry, bo przecież nie możesz tak chodzić i cierpieć - dodała jeszcze, nieco ciszej.
Kirill wahał się, czy kontynuować ten temat, czy może jednak nic nie odpowiedzieć.
- To wszystko już jest zabandażowane - mruknął.
Jak bardzo jego rany musiały krwawić, skoro mimo to osocze pojawiło się na koszuli? A może to z powodu lotu samolotem i zmiany ciśnień?
Kaverin milczał przez chwilę.
- Przykro mi - w końcu wydusił z siebie.
Harper zacisnęła usta w cienka linię
- A więc przydadzą ci się świeże, czyste bandaże - powiedziała tylko, już nie złoszcząc się i nie okazując irytacji. Jemu było pewnie równie przykro co jej w tej chwili, więc postanowiła nie dowalać mu więcej. Bo jeszcze znowu coś sobie zrobi. Wzięła głębszy wdech, jakby to miało jej dodać otuchy. Pozbierała się w sobie i znów wyprostowała
- Tak czy inaczej… Widzimy się, mam nadzieję, za chwilę... - powiedziała znów na niego spoglądając i nawet zdołała się nieco uśmiechnąć, nie będąc pewną czy pociesza i podnosi na duchu siebie, czy jego.
Kirill również uśmiechnął się niepewnie.
- Razem będziemy silniejsi - powiedział. - Tak działają gwiazdy - dodał. - Cieszę się, że cię zobaczę… i nie będę musiał być już dłużej sam - zawiesił głos. Następnie podniósł dłonie, przygotowując je do klaśnięcia, które miało przerwać kontakt, który nawiązali.
Alice kiwnęła tylko głową i spuściła spojrzenie od jego oczu do jego dłoni, które za moment uwolnią ich oboje z tego miejsca. A potem będzie mogła zobaczyć go naprawdę… Na żywo.

Chwilę później otworzyła oczy. Poczuła okropny ból głowy, który w połączeniu z paskudnym posmakiem tabletek i alkoholu, który został w jej ustach… sprawił, że chciało jej się wymiotować. Już kolejny raz tego dnia, wcześniej opróżniła żołądek w bagażniku Sonii. Czy teraz miała to zrobić w aucie Mary?
- Żyjesz? - zapytała Colberg, patrząc na nią ukradkiem. W dalszym ciągu siedziała za kierownicą, natomiast Alice tuż obok na siedzeniu pasażera. Poczuła lekki ból karku. Jej głowa musiała spoczywać w bardzo niewygodnej pozycji, a Mary najwidoczniej nie bardzo się tym przejmowała. Zamiast tego spoglądała na ekran komputera i coś pisała. Wcześniej córka dyrektorki zarzucała Alice bycie przewidywalną… jednak sama Colberg zdawała się co najmniej równie łatwa do przewidzenia. W każdej wolnej chwili pracowała na laptopie.
Harper wzięła powolny, głębszy wdech. Odwróciła się, by uchylić nieco okno i pooddychać chłodniejszym powietrzem
- Tak… Znaczy nie… Znaczy… Zaraz doprowadzę się do porządku… - odpowiedziała powoli, po czym rozejrzała się za komórką Sonii, potrzebowała wpisać w MapyGoogle miejsce, które musieli teraz odwiedzić
- Ile czasu spałam? - zapytała zaraz.
- Jakieś pół godziny. Króciutko - odpowiedziała Mary. - Choć nie patrzyłam na zegarek. Czy teraz możesz mi powiedzieć, po co ten cyrk? - zapytała, znowu zaszczycając ją spojrzeniem. Tym razem jej mina wskazywała, że nie spodziewa się żadnej odpowiedzi prócz twierdzącej. - Jeżeli nie odpowiesz mi, to przysięgam ci… kogoś w tym samochodzie trafi szlag. Nie wiem tylko kogo.
Śpiewaczka sprawdziła miejsce na telefonie.
- Teraz musimy pojechać i załatwić jedną rzecz… Tutaj… - pokazała jej ekran telefonu
- Gdy to zrobimy, dowiesz się wszystkiego. Obiecuję - powiedziała przepraszającym tonem, ale skoro nie tłumaczyła jej nic wprost, to musiał być ku temu ważny powód.
Mary nie wydała żadnego dźwięku, odwróciła wzrok. Zamknęła komputer i położyła go na tylnym siedzeniu.
- Teraz zamierzasz upić się w parku? - zapytała, włączając silnik. Następnie nacisnęła pedał i pojazd ruszył do przodu. - Przysięgam… jest tylko jeden powód, dlaczego nie wypierdoliłam cię jeszcze na zewnątrz - mruknęła, koncentrując się na jeździe.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 08-05-2018, 18:39   #483
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Pomnik Sibeliusa

Alice zerknęła na nią
- Więcej zaufania do ludzi. To pomocne jak masz z kimś współpracować - powiedziała spokojnym tonem. Nie chciała denerwować Mary mocniej, bo jeśli ta wywaliłaby ją z forda, to dostanie się do Kirilla potrwałoby… Długo, a nie wiadomo, czy Valkoinen już nie pozbierało się po pożarze… Choć z tego co mówiła Mary o siedemnastej, obstawiała, że to miało być kilka godzin… Czy tylko dwie, czy może jednak cztery? Nie wiedziała. Wolała też nie zadawać teraz kobiecie pytań, udając, że jest powietrzem w aucie.
- Tylko, że ty tym zaufaniem nie jesteś w stanie obdarzyć mnie, skoro nie chcesz nic powiedzieć. I nasza współpraca ma opierać się na tym, że bez słowa wyjaśnienia wykonuje twoje polecenia, choć nie mam pojęcia, do czego nas prowadzą. A każda minuta jest cenna, bo mamy ich coraz mniej - mruknęła. - Trzymaj tę komórkę tak, żebym widziała wyświetlacz. Chcę wiedzieć, jak tam dojechać.
Harper ustawiła więc telefon na takiej wysokości, by Mary mogła na niego zerkać
- Tobie ufam. Nie ufam Tuonetar - wyjaśniła krótko. Sama starała się nie zerkać na trasę, po prostu patrząc do przodu na ulicę przed nimi, nie skupiając uwagi na niczym konkretnym, by nie zdradzić ich dokładnego położenia. Nie była pewna ile dokładnie zajmie im czasu dojechanie do parku, ale była cała napięta i na swój sposób podekscytowana, by i to im się udało. Bo to już by był drugi ogromny krok dzisiejszego dnia.
Mary prowadziła uważnie pojazd, kierując się najszybszą trasą. Na szczęście aplikacja informowała o korkach, dzięki czemu mogli ominąć te najbardziej zajęte przez samochody ulice.
- Wspominałaś jeszcze o jakimś zadaniu na campingu - Mary przypomniała sobie. - Miałaś jeszcze coś zrobić. O co chodziło? O ile możesz powiedzieć - uśmiechnęła się półgębkiem.
Alice zerknęła na nią
- Jadąc gokartem, za śladem sowy, po drodze znalazłam ciało Imogen Cobham. Nie chciałam mówić ci tego przez telefon, skoro IBPI może podsłuchiwać takie rzeczy. Po pierwsze dlatego, że była detektyw wysłaną do Helsinek, tak jak ja, pięć dni temu. A po drugie, żeby ta informacja nie doszła w żaden sposób do Camille. Już jej powiedziałam, przekazując wieść od Tuonetar, że zmarła. Nie musi wiedzieć, że jej zwęglone ciało leżało porzucone na poboczu leśnej drogi. Ułożyłam je bardziej godnie i mniej uwłaczająco dla zmarłego - odpowiedziała szczerze.
- Kojarzę tę Cobham, miała krótki staż w IBPI - rzekła Mary. - Byłam badaczką pracującą w Portland i przydzielono mnie do jej misji. To znaczy, miałam czuwać nad telefonem i szukać informacje przydatne dla sprawy MSC Poesii - mruknęła. - Bardzo marnowałam się w IBPI - mruknęła. - Na Atlantydzie robiłam ważne rzeczy, jednak to było dawno temu. Portland było ogromną stratą czasu w moim życiu.
Śpiewaczka nie komentowała, po prostu uprzejmie wysłuchała jej opowieści
- Dlaczego więc przeniesiono cię z Antarktydy do nas? - zapytała. Dopiero po chwili zmarszczyła brwi i pokręciła głową
- Znaczy, do Portland - stary nawyk myślenia o oddziale w Portland, jako o miejscu, do którego przynależy jeszcze jej nie minął. Był jak świeża rana, która jeszcze nie miała czasu się zabliźnić.
- Sama przeniosłam się - odpowiedziała kobieta. - Nie chciałam dłużej przebywać w zamkniętej bazie z matką. To bardzo samotna osoba, choć cały czas przebywa z kimś i jej dnie są wypełnione rozmowami ze zbyt dużą ilością ludzi. Nawet w jej sypialni stoi dwójka strażników przez cały czas, kiedy śpi. Moja relacja z nią okazała się na tyle toksyczna, że uciekłam do Portland. Tyle że nie spodziewałam się tego, że ucieknę również od bycia przydatną do roli… na dobrą sprawę… sekretarki - skręciła w bok. Dojechały na miejsce, teraz szukały tylko parkingu.
Alice milczała chwilę
- Nie mieliście łatwo z tego co widzę. Ani ty, ani twój brat - powiedziała tylko, czekając aż zaparkują

- Wysiądę i za kilka chwil wrócę - oznajmiła poważnym tonem, biorąc torebkę na ramię i wydobywając się z pojazdu. Nie czekała na nic, wyglądała jakby jej się mocno spieszyło. Bo dokładnie tak było. Szybko sprawdziła kierunek na telefonie i ruszyła tam, prawie truchtem, co totalnie nie pasowało do jej kreacji, ale śpiewaczka w tym momencie miała inny, ważniejszy cel, niż myślenie o tym jak się prezentuje.
- Alice? - Mary zawołała za nią nieco niepewnie. Harper opuściła pojazd tak szybko, nie zdołała zadać swojego pytania. Czy śpiewaczka chciała marnować czas na rozmowy z nią?
Harper przechyliła się jeszcze do uchylonego okna
- Za moment dokończymy! - rzuciła i teraz już się nie zatrzymywała, lecąc do posągu, przy którym miał na nią czekać Kaverin.
Mary zaparkowała w kompletnie niedozwolonym miejscu na Mechelininkatu i Alice weszła na teren parku nie głównym wejściem, lecz z boku. Na szczęście teren nie był ogrodzony i nic nie stało na przeszkodzie. Oprócz tego, że śpiewaczka nie znała rozkładu okolicznych ścieżek i nie miała pojęcia, gdzie szukać pomniku Sibeliusa. Okoliczne drzewa i krzewy były piękne, a ich zielony kolor intensywny, jednak nie miało to znaczenia, skoro nie chciały wskazać jej drogę do Kaverina. Czy powinna zacząć go nawoływać?
Alice ponownie spojrzała więc na mapę, próbując wytyczyć sobie jakąś trasę do tego pomniku. Nie chciała wołać Kirilla po imieniu, bo nie wiedziała, czy ktoś jeszcze nie był już w tym parku. A tak dla Mary i dla Tuonetar miała nadzieję, że nadal było zagadką czego śpiewaczka chciała od tego pomnika. Postanowiła więc najpierw znaleźć ów pomnik, potem będzie martwiła się jak wrócić do samochodu Mary.
Niestety jej telefon wariował, jeśli chodziło o ustalanie położenia śpiewaczki. Niebiesko kółko, które wskazywało jej położenie, przesuwało się, nawet gdy Alice na moment przystanęła w miejscu. Mimo to, na szczęście, w końcu udało się dotrzeć na miejsce. Pomnik Sibeliusa był piękny i nowoczesny. Złożony z fantazyjnie ułożony rur - jedne były grubsze, drugie cieńsze, jedne dłuższe, drugie krótsze… Metaliczna całość jasno błyszczała w świetle słońca. Alice ujrzała siedzącego nieopodal mężczyznę, który patrzył na kompozycję i wydawał się nie zauważać obecności śpiewaczki. Był ubrany w garnitur. Kirill.


Śpiewaczka nie zwalniała. Jej kroki stały się jednak już bardzo nierówne. Kolejny trucht w butach na obcasie dzisiaj, mordował jej nogi. Zwolniła więc do chodu, czując jak jej łydki wołają o pomstę do nieba, paląc ją żywym ogniem. Skoncentrowała swoją uwagę na Kaverinie
- Kirill - odezwała się, będąc już blisko na tyle, że na pewno ją usłyszał. Uśmiechnęła się blado.
- Alice - mężczyzna obrócił się z uśmiechem. - W tych pięknych okolicznościach przyrody widzimy się po raz kolejny - rzekł. - Zawsze chciałem zobaczyć pomnik Sibeliusa. Podobno to Paraspatium. Czy wyczuwasz coś, co byłabyś w stanie skonsumować? - zapytał, patrząc na zbiór metalowych rur.
Harper podeszła do niego blisko
- Jest naprawdę ładny w swojej nowoczesnej formie. Czy jest Paraspatium, tego nie wiem. Nie wyczuwam nic od tak… Jeśli jednak masz przy sobie coś ostrego, możemy to zaraz sprawdzić - odpowiedziała, czekając i łapiąc oddech.
- Ty nie lubisz, kiedy ja się kaleczę, więc ja nie powinienem tobie na to pozwalać - odpowiedział mężczyzna. Wstał, po czym zrobił krok w jej stronę i uśmiechnął się, jak gdyby nie poruszył wcale tematu samookaleczania. - Powiem ci szczerze… nie spodziewałem się, że naprawdę uda nam się zobaczyć. Jeszcze po tym, co miało miejsce na lotnisku - westchnął, kręcąc lekko głową.
Alice popatrzyła na niego od stóp do głów.
- Skoro nie chcesz, żebym się raniła, to chodźmy. Nie mamy wiele czasu. Nie mogłam nic wytłumaczyć Mary, żeby nie sprzedać Tuonetar przedwcześnie niespodzianki - powiedziała i wyciągnęła do niego rękę, jakby zamierzała go za nia poprowadzić ponownie do samochodu. Kompletnie bez zastanowienia. Jakby tym gestem sama chciała się upewnić w tym, że on naprawdę tu jest. Kirill chwycił ją. Gdyby ktoś ich zobaczył w tej chwili, mógłby uwierzyć, że widzi zwykłą parę, choć bardzo elegancko ubraną, która spacerowała po parku popołudniem. Jak niewiele można było dowiedzieć się o nich po samym wyglądzie…
- Jaka jest ta Mary? Córka Joakima… - Kaverin posmakował te słowa. - Przypomina swojego ojca? - zapytał neutralnym tonem.
Śpiewaczka zaczęła go prowadzić w stronę skąd przyszła, a gdzie zostawiła Mary w fordzie
- Zamknięta w sobie. Nieufna. Łatwo ją rozdrażnić. Chyba introwertyczna. I zgryźliwa. Dopiero co coś zaczęła mi o sobie opowiadać, po tym jak uznała, że doprowadzam ją do szału tym, że nic nie mówię i robię dziwne rzeczy. Zdaje mi się, że mocniej odbiło się na niej przebywanie z matką na Antarktydzie. To mocno zbuntowana dusza, ale inaczej niż Joakim, czy Noel - wyjaśniła swoje obserwacje po drodze. Rozglądała się też czujnie.
- Noel… - Kirill powtórzył. - Na moment zapomniałem, że on też jest jego synem. Tak właściwie były długie okresy, kiedy celowo usuwałem z umysłu pamięć o tym. Dziecko nie jest swoim rodzicem, rzecz jasna - mruknął Kaverin. - Jednak za każdym razem, kiedy w jakiś sposób zawiodłem się na nim, choć nie miało to miejsce zbyt często, przypominałem sobie o Joakimie. I pchała mi się do głowy myśl, że wychodzi z niego jego ojciec.
Alice zerknęła na Kirilla
- Myślę, że Noel może czasami go przypominać… Na pewno z urody jest podobny, ale zdecydowanie nie jest w pełni nim. Brakuje mu tego… Hm… Tego czegoś. Noel zdaje się łagodniejszy i ciemny w inny sposób. Nie wiem czy pojmujesz mój tok myślenia - zerknęła przez ramię na Kaverina, po czym znów skoncentrowała uwagę na trasie, którą go prowadziła.
- Tak, właśnie powiedziałaś, że Joakim ma “to coś” - Kirill wygiął usta w zagadkowym uśmiechu.
Harper spojrzała na niego, jakby wylał na nią kubeł zimnej wody
- Znaczy w sensie, że takiej mrocznej aury. To miałam na myśli - sprecyzowała, trochę obruszonym tonem, ale aż zesztywniała na to co zasugerował Kirill tym tonem, orientując się, że rzeczywiście dobrała boleśnie niefortunnie słowa i to jeszcze o Dahlu do Kaverina…
Kaverin zamruczał coś pod nosem.
- A ty lubisz mroczne aury? - zapytał, patrząc na nią ukradkiem. Ciężko było powiedzieć, czy się z nią droczy, czy był kompletnie poważny. To było najtrudniejsze w przebywaniu z Kirillem. Cały czas należało zgadywać, co dzieje się w jego głowie poza rzadkimi sytuacjami, gdy to wylewało się na zewnątrz.
Alice milczała chwilę, po czym aż postawiła krzywo nogę, przez co się zachwiała, wpadając na niego ramieniem
- Przepr...aszaaam - wydukała, prostując się natychmiast i zerkając na swoje buty, jakby były winne temu potknięciu. Przełknęła ślinę i odgarnęła wolną ręka włosy za ucho
- Nie wiem, czy lubię - odpowiedziała poważnym tonem.
Kaverin zastanowił się.
- Założę się, że rany na moich plecach roztaczają swoją własną mroczną aurę, której grawitacja przyciągnęła cię do mnie. W pewnym sensie to przeze mnie wpadłaś. Czy powinienem cię za to przeprosić? - zapytał pogodnie. - Patrz, wróbelek - wyciągnął palec na małego ptaszka, który przefrunął nad ich głowami.
Alice nic nie mówiła na ten temat. Był trochę ciężki i zmuszał ją do myślenia o wielu rzeczach, na wielu płaszczyznach naraz. Śpiewaczka westchnęła lekko i zbierała się, by coś rzec, ale zaskakująco nietypowe zwrócenie uwagi Kirilla na małego ptaka rozproszyło ją. Powiodła wzrokiem za zwierzątkiem
- Rzeczywiście… Hm… - jej ton głosu wskazywał na to, że była czymś mocno zaskoczona, ale i jakby głęboko zamyślona i nieco wstrząśnięta? Cokolwiek to było, na razie nie rozwijała tematu, tylko spuściła głowę, poprawiła torbę na ramieniu i prowadziła ich dalej, szukając powoli wzrokiem ciemnego forda.
Jednak nieco się zgubiła. Musiała znowu skorzystać z komórkowej nawigacji.
- A tam motylek - mruknął Kirill nieco innym tonem. - I znowu niebieski. Ostatnio wszędzie je widzę - dodał tonem sugerującym, że to błaha, nieistotna rzecz. - Gdzie jest ten samochód? - zapytał.
Harper wysunęła telefon z torby i szybko odpaliła mapę, licząc na to, że nawigacja zadziała chodź tyle, by pokazać gdzie jest ulica, na której wysiadła. Jak dojdą do niej, to już pół biedy.
- Niebieski motylek… Też ich ostatnio widzę pełno. Z jednego chciałam się rzucić jak widzieliśmy się ostatnio na innym planie astralnym - wyjaśniła krótko, z nosem w komórce
- Niebieski… - dodała trochę nieobecnie, nie odpowiadając na pytanie o forda. Czekała,aż mapa zadziała.
- Może to jakaś plaga - mruknął Kirill, po czym kontynuował przechadzkę z Alice, kiedy ta znalazła odpowiedni kierunek, w którym znajdowała się Mechelininkatu. - Mamy jakiś plan? - zapytał. - W najbliższej przyszłości otrzymasz oba wersety, a potem?
Rudowłosa prowadziła go więc, próbując rozpoznać okolicę gdzie pozostawiła Mary
- Cóż. Pewnie będziemy rozszyfrowywać wersety, a potem… A potem szukać Korony - odpowiedziała.
- Chociaż to też zależy, co powie Mary - dodała, bo nie znała planów Colberg.
- O, wiesz że dziś prawie spłonęłam? - dodała nagle, jakby to już nie było nic nowego, że coś jej groziło ‘prawie’.
- Znowu? - zapytał mężczyzna, przywodząc ich pierwsze spotkanie w kościele w Sankt Petersburgu, gdzie śpiewaczka uniknęła okropnego losu dzięki mocy Megreza. - Co się stało? - spojrzał na nią uważnie, jak gdyby szukając śladów popiołu, lub poparzeń na ciele Alice. - Musisz bardziej uważać. To kiepska rada w świecie, w którym żyjemy, jednak… tak właśnie jest. Nie chciałbym nigdy usłyszeć, że pochłonęły cię płomienie - mruknął.
Alice spostrzegła, że znajdowali się już niedaleko ulicy. Zdawało się jej, że nawet widzi ciemnozielony odcień samochodu Mary gdzieś w oddali.
Harper kiwnęła głową
- Tak, znowu. Tym razem jednak musiała mi pomóc sama Tuonetar… Posyłając swoja córkę - powiedziała w zamyśleniu
- Bo widzisz, gdyby moje ciało spłonęło, nie miałaby czego przejmować, czyż nie? - dodała jeszcze
- Wiem, że na pewno byś nie chciał, ale jest to ostateczna alternatywa, o której cały czas pamiętam - powiedziała szczerze, że naprawdę myśli o takiej formie samobójstwa. Czy to był grzech? Gdyby miała to tak rozpatrywać, to w tym tygodniu rozwaliła już cały dekalog. Prowadziła ich do samochodu Mary.
- Nie powinnaś o tym mówić i o tym myśleć. Gwiazda, która gaśnie z własnej woli mogłaby zniszczyć tym cały gwiazdozbiór - rzekł poważnie. - Istnieje szansa, że wskakując w płomienie zniszczyłabyś mnie i pozostałą czwórkę.
Ciężko było stwierdzić Alice, czy Kirill mówił poważnie, czy też może raczej było to wymyślone na poczekaniu kłamstwo, które miałoby odwieść śpiewaczkę od samobójstwa. Kaverin spojrzał na nią uważnie.
- Wiesz, że ja nigdy nie myślałem o skończeniu z sobą? Bez względu na to, jak źle by nie było? - rzekł, po czym z powrotem skoncentrował się na drodze. Zamyślił się. - Ale to nie dlatego, bo mam taki silny kręgosłup i wszystko na swoim miejscu. Bardziej… po śmierci nie mógłbym odczuwać bólu. A tej łaski nie mogłem sobie zawłaszczyć - mruknął.
Wyszli z parku w miejscu znajdującym się tuż przy samochodzie Mary.
Alice zerknęła na niego, zatrzymując się
- Gdybyś mi to powiedział w łazience w Petersburgu, dwa dni temu… Wiesz. Chyba bym powiedziała, że to ‘bullshit’. Bo zdecydowanie nie wyglądałeś wtedy zbyt chętnie do dalszego egzystowania - powiedziała poważnie, po czym odwróciła się od niego, a przynajmniej tak zamierzała.
- Bo w tym jednym momencie uznałem, że wyrządzę więcej dobra temu światu, jeżeli usunę się z niego. Bo pokutą nikomu nie pomagałem, a żyjąc… szkodziłem.

Drzwi samochodu otworzyły się i wyjrzała z nich zdenerwowana Mary.
- Stoicie zamiast wchodzić? - rzuciła opryskliwie. - Serio?
Śpiewaczka już szykowała się, by mu odpowiedzieć, ale Mary wszystko przerwała.
- Dobra. Wsiadamy… - powiedziała, zmieniając ton i tym razem otworzyła drzwi na tylne siedzenie, by móc usiąść tam z Kaverinem. Najwyraźniej nie czuła się skrępowana przebywaniem blisko niego. Nie wyglądało jednak na to, że zamierzała porzucić wcześniejszą wymianę zdań
- To teraz już wiesz, po co mi była wódka i tabletki? To pytanie retoryczne, ale odpowiedzią jest obecność Kaverina. Kirill, poznaj Mary - rzuciła, przestawiając się na angielski, gdy i oni oboje wsiedli do środka, jeszcze nieco spiętym tonem.
- Mam nadzieję, że nie okażesz się zmarnowanym czasem, lecz czymś przydatnym - Colberg przywitała się, spoglądając na Kaverina poprzez przednie lusterko. - Nie rozwalcie mi komputera - dodała, wspominając laptop, który również znajdował się na tylnym siedzeniu. - Możecie go przesunąć, ale nie zniszczcie go - dodała tak, jakby Alice i Kirill zamierzali co najmniej wyrzucić go przez okno. Harper natychmiast ostrożnie, jakby był bardzo cenny, podniosła laptop i przełożyła na przednie siedzenie.
 
Ombrose jest offline  
Stary 08-05-2018, 18:42   #484
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Ostatni werset

- Dzień dobry - rzekł Kirill.
- Wciąż nie rozumiem, o co chodzi z wódką i tabletkami - mruknęła Mary, coraz bardziej zdenerwowana tymi dwoma elementami, których kompletnie nie rozumiała.
Alice spojrzała na Kaverina
- Skoro i tak spaliłeś sztukę, że się nie lubimy, czy możemy to otwarcie wytłumaczyć? - zapytała, biorąc pod uwagę, że wyjaśnienie da o tym również informacje Tuonetar.
- Przynajmniej sztuka to jedyna rzecz, jaka została spalona - mruknął Kirill. - I chcemy, żeby tak zostało, czyż nie? - zapytał, jak gdyby Alice celowo wyszukiwała pożary i chętnie w nie wskakiwała. - Myślę, że możesz to powiedzieć, ale decyzja należy do ciebie.
- Pierdolę to wszystko - mruknęła Mary, zapalając silnik i wduszając pedał gazu. Zdawało się, że chciała odjechać od Alice i Kirilla, tyle że ci, rzecz jasna, przemieścili się wzdłuż drogi wraz z nią.
Śpiewaczka postanowiła jednak zignorować zaczepkę Kirilla w temacie spaleń i wytłumaczyć Mary sytuację
- Obiecałam, że wyjaśnię ci wszystko, gdy wrócę. Więc słuchaj. Gdy zasypiam, mogę porozumiewać się z Kirillem, poza zasięgiem oczu i uszu Tuonetar - powiedziała dosadnie rzecz ujmując. Tym samym zapewne potwierdziła podejrzenia boginii, o ile ta się już tego wcześniej nie domyślała.
- Jak, to dłuższa historia. Jednak, dzięki temu będziesz mogła przekazać mi wersety tak, by nie poznały ich niepotrzebne uszy. Czy już wszystko jasne, czy masz jeszcze jakieś pytania? - zapytała poważnie, ale uprzejmym tonem. Najwyraźniej miała wiele cierpliwości dla Mary Colberg.
- I czemu nie mogłaś powiedzieć mi tego pół godziny temu? - zapytała kobieta za kierownicą. - Czy to dlatego, bo teraz to już bezwzględnie sama potrzebujesz tego, żebym dowiedziała się, inaczej nigdy nie poznasz tych wersetów?
Kirill wydawał się kompletnie nieobecny. Nie zamierzał wtrącać się do rozmowy kobiet. Zamiast tego spoglądał przez okno na okolicę, którą przemierzali.
Alice pokręciła głową, ale dopiero za moment dotarło do niej, że przecież Mary patrzy na drogę
- Nie. Nie mogłam przekazać ci wtedy, bo dwie doby temu zasialiśmy w umyśle bogini wizję tego, że bardzo się nie znosimy i w takim klimacie niezgody rozstały się nasze drogi. Co więcej, jeśli Tuonetar i Valkoinen wiedziałoby o tym, że mogę w ten sposób porozumiewać się z Kirillem, od razu zostałby uznany za dużo większe zagrożenie. A tak, dopiero tutaj IBPI zostało nasłane mu na kark. Wolałam chuchać na zimne i póki nie będzie z nami nie spala…

Kirill znów zaczął spoglądać w stronę Alice ze śladem uśmiechu na twarzy, ale wrócił do oglądania widoków za oknem, kiedy śpiewaczka zmieniła słowo, którego chciała użyć.
- To znaczy, nie ujawniać tej sprawy otwarcie na głos. Jakkolwiek by to nie miało wyglądać, nigdy nie traktuję nikogo przedmiotowo i nie zamierzam wykorzystywać do swoich celów. Bo odniosłam wrażenie, że sugerujesz, że mogłam mieć coś takiego na myśli. Przypominam ci, że współpracujemy, to oznacza pozytywne relacje… Mam nadzieje? - zakończyła wypowiedź, marszcząc lekko brwi. Oparła się tymczasem w końcu o swoje oparcie, ale starała nie zwracać uwagi na obraną trasę i drogę, koncentrując wzrok tylko na wnętrzu samochodu, lub swoich odsłoniętych przez brzeg sukienki kolanach.
- Cholera - mruknęła Mary. - Jadę, a sama nie wiem gdzie - mruknęła, po czym zajechała na pobocze, gdzie zatrzymała samochód. - Nie ma sensu, żebym marnowała paliwo - mruknęła.
Zdawało się, że nie ma kompletnie nawet najmniejszego zamiaru odnieść się do słów Alice i jej ostatniego pytania, co oznaczało… coś dobrego? A może złego? Ciężko było powiedzieć, jednak najwyraźniej Colberg zamierzała pójść do przodu.
- Wysiadam - rzekła. - A ty idziesz ze mną - mruknęła, obracając się w stronę Kirilla. W następnej sekundzie już jej nie było w samochodzie. Stała na zewnątrz, oparta o niego, najwyraźniej czekając, aż Kaverin do niej dołączy. Ten natomiast jedynie skierował oczy na Alice. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
Śpiewaczka zerknęła na niego
- No idź… Przecież cię nie zje - odezwała się do mężczyzny w jego ojczystym języku i skinęła głową w stronę drzwi samochodowych zachęcająco.
Kirill wyszedł na zewnątrz i wnet obydwoje ruszyli na drobny spacer po poboczu. Przystanęli na moment kilkanaście metrów dalej. Rozmawiali dość długo. Mijały kolejne minuty i Alice mogła jedynie zastanawiać się nad czym obradowali, i to bez niej. Bez wątpienia Mary zdążyłaby wypowiedzieć tych osiem linijek dawno temu, gdyby tylko na tym obydwoje skoncentrowali. Zdawało się jednak, że nie tylko wersety były tematem ich konwersacji.
Harper nie rozglądała się jednak i nie wodziła wzrokiem, za spacerującymi nie chcąc dać Tuonetar za wiele informacji o otoczeniu. Rudowłosa postanowiła nieco odsapnąć. Oparła głowę o zagłówek i zamknęła oczy, próbując chodź trochę się odprężyć. Kark nadal ją nieco bolał, więc podniosła rękę i lekko go rozmasowała słuchając ciszy w samochodzie i starając się skoncentrować na ważnych sprawach.
Wreszcie obydwoje wrócili i zajęli swoje wcześniejsze miejsca.
- Nie jestem pewien, czy możesz tak po prostu cały czas pić i zażywać tabletki - mruknął Kirill, spoglądając na Alice z… troską? - To działa tylko i wyłącznie z jednego powodu, dlatego, bo nie żyjesz - powiedział bez ogródek. Zdawało się, że ani on, ani Mary nie zamierzali wytłumaczyć, dlaczego tak dużo czasu zajęła ich rozmowa.
- Podajcie mi komputer zanim zajmiecie się swoimi sprawami - rzekła Colberg, a kiedy Kirill wskazał jej siedzenie obok niej, zmarszczyła brwi. - Kiedy on się tu znalazł? - zapytała, ale chyba retorycznie, bo nie czekała na rozmowę, tylko wzięła laptopa do rąk i otworzyła go, trafiając do swojego ulubionego, dobrze znanego jej, cyfrowego świata.
Alice uchyliła lekko powieki zerkając na Kirilla
- A masz lepszy sposób? Nie wiem. Grzmotniesz mnie w głowę? Sama z siebie nie zasnę, za dużo widziałam w ciągu ostatnich dwóch dób, by być w stanie się po prostu uspokoić i zdrzemnąć - zapytała obserwując go uważnie. Zamknęła znów oboje oczu i westchnęła
- Skoro nie żyję i to działa, to róbmy z tego użytek - dodała po chwili.
- Nie podoba mi się tylko to, że z nas wszystkich ty jedna możesz pić tę wódkę i to jeszcze dla dobra świata - mruknęła Mary.
- To pij, Alice, pij - rzekł Kirill, przyjmując od Colberg szklaną butelkę. - Losy nas wszystkich zależą od tego, żebyś się upiła.
- Gdzie położyłaś te tabletki? - Colberg zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu siatki z apteki.
Harper otworzyła oczy i popatrzyła na nich oboje strasznie podejrzliwie. Albo oboje byli cyniczni, albo oboje byli śmiertelnie poważni… A ona utknęła w samochodzie z dwójką introwertyków, którzy nie okazywali wprost co im chodzi po głowach.
- Wy tak na serio, czy ze mnie kpicie? - zapytała ostrożnie, trzymając butelkę w rękach
- Tabletki mam w torbie - dodała, żeby Mary nie szukała.
- Wspominałaś o tym, że jesteśmy drużyną, tak? - odpowiedziała Colberg. - Kpienie z drugiego człowieka to negatywne emocje, których nie potrzebujemy.
- Nie potrzebujemy - Kirill przejął rolę echa Mary. Alice jednak nadal miała wątpliwości, czy to w dalszym ciągu nie jest jakaś z niej kpina… Kaverin jednak kontynuował
- Mary będzie czuwać nad naszymi ciałami. Mam włączony dyktafon w komórce, więc będę wiedział, jeżeli zaczną rozbrzmiewać jakieś dziwne szelesty.
- Nawet nie wiem, co masz na myśli - rzekła Colberg. - Jeżeli myślisz, że zgwałcę cię, kiedy będziesz nieprzytomny, to się mylisz - mruknęła. - Mnie i mojego ojca łączy tylko i wyłącznie to, że obydwoje zrobilibyśmy to tylko wtedy, gdy byłbyś w pełni świadomy.
Kirill uśmiechnął się w taki sposób, w jaki uśmiechają się pokonane osoby, które nie mają nic do dodania.
Śpiewaczka otworzyła i zamknęła usta. Nie wiedziała czego dotyczyła ich rozmowa na zewnątrz, ale atmosfera w samochodzie z napiętej przed paroma minutami stała się naprawdę… dziwna.
- No dobrze… Więc… Hmm… Nie ma ktoś przypadkiem wody do picia? Bo jednak po drzemce to już nie jest tak wesoło jak gdy popijam te leki… - powiedziała, po czym zakładając, że i tak nikt nie chwyci dodała od razu
- Żartuję… Dobra… - powiedziała, po czym wycisnęła tabletkę na dłoń i popatrzyła na nią, jakby naprawdę nie chciała, ale musiała. Połknęła ją, a następnie odkręciła znów wódkę, wstrzymała oddech i napiła się z gwinta i tak jak ostatnim razem, zaraz przełknęła, zakaszlała i pokręciła głową na jej palący, dziwny smak. Wzięła głębszy wdech i otarła usta, zakręcając butelkę i odstawiając ją pod swoje nogi. Zaraz jednak spróbowała usiąść nieco wygodniej, by tym razem jej głowa nie była tak boleśnie skrzywiona. Zerknęła na Kirilla, po czym znów zamknęła oczy. Miała nadzieję, że to nie była jakaś gra, a oni nie zaplanowali tego, by zdrzemnęła się w niewiadomych jej celach. Wzdrygnęła się i spięła nieco, przypominając sobie jak taką drzemkę załatwił Terry.

Ostatnią rzeczą, jaką zobaczyła przed utratą przytomności, były oczy Kirilla. Kiedy przebudziła się, one wciąż na nią spoglądały. Mężczyzna wyglądał dokładnie tak samo, jak poprzednim razem, kiedy spotkali się w tym białym pokoju. Tyle że wydawał się nieco bardziej zmęczony. Być może nawiązanie w ten sposób kontaktu wymagało od niego więcej energii, niż można byłoby się spodziewać. Albo problem tkwił w tym, że tak niewiele czasu minęło od ich ostatniego spotkania zafundowanego przez Iter.
- To trochę dziwne i niezręczne - rzekł Kaverin. - Jakby rozmawiać przez telefon z osobą, która znajduje się tuż obok ciebie.
Harper rozejrzała się po pomieszczeniu, czy stan osłabienia Kaverina w jakikolwiek sposób wpłynął na wizualizację miejsca ich spotkań. Nie, wszystkie było dokładnie takie samo. Następnie powróciła wzrokiem do mężczyzny
- No cóż, trochę to rzeczywiście dziwne, ale inaczej bezpiecznie nie porozmawiamy… Swoją drogą, o czym gawędziliście tak długo na zewnątrz? - zapytała nie kryjąc swojego zaciekawienia tym tematem
- Aha i chciałam ci powiedzieć, że skoro samodzielny wybór śmierci przez gwiazdę doprowadzić może do śmierci pozostałych, to w Petersburgu sam chciałeś zabrać nas wszystkich ze sobą - dodała jeszcze i skrzyżowała ręce.
- No cóż, nigdy nie twierdziłem, że jestem ideałem - Kirill uśmiechnął się nieznacznie, choć raczej nie sprawiał wrażenie zbyt wesołego. - Gawędziliśmy o różnych rzeczach. Nic, co warte byłoby powtórzenia - zapewnił. - Nie mamy żadnych tajemnic, bez obaw. Ale nie traćmy teraz czasu. Zostało nam go już bardzo niewiele - odpowiedział.
Alice kiwnęła głową
- W porządku. W takim razie… Powiedz mi wersety - poprosiła tonem i zaczęła spacerować po pomieszczeniu, jakby to pomagało jej uspokoić myśli i skoncentrować się. Zaczęła obracać kosmyk włosów na palcu w odruchu temu towarzyszącym.
- To najpierw ten włoski, siódmy.
Następnie mężczyzna zamknął na moment oczy, aby skoncentrować się w pełni.
- Ogar piekielny, co złym ogniem zionie
Zrodzony w nędzy w przaśnej kurwy łonie
Zgniła macica na świat go wydała
Prawość skreśliła, z demonem sypiała

Kiedy skończył mówić, ponownie spojrzał na Alice, oceniając jej reakcję.
- To ten werset, który przekazał ci duch? - zapytał.
Śpiewaczka mruknęła
- Tak, to ten… Czyli tak jak zgadywałam, woda morska może powstrzymać Surmę… A ten piąty? - zapytała, spoglądając teraz na Kirilla i zatrzymując swój spacer.
- Powinniśmy w takim razie trzymać przy sobie duże ilości morskiej wody - mruknął Kirill. - Bo Surma wróciła, nieprawdaż? - zapytał Alice, na moment odwlekając przekazanie piątego wersetu. Chyba nieświadomie.
Alice kiwnęła głową
- Tak… Niestety. Teraz jest w ciele jednego z braci Emerensa, chłopaka który pomagał mi w Aalborgu i okazał się spokrewniony z Aalto… Wspominałam ci o tym - powiedziała tylko i spochmurniała myśląc o Jelle, ale i o jego bracie Jasperze.
- Przykro mi - mruknął Kirill, utrzymując kompletnie pokerową minę, jak gdyby tak naprawdę kompletnie go to nie obchodziło, co zapewne wcale nie było prawdą… A może jednak? Kaverin westchnął i przeciągnął się, po czym zastygł w bezruchu. Wcześniejsze poruszenie się musiała sprawić, że rany na plecach odezwały się, sprawiając mu ból.
- Jesteś gotowa na poznanie ostatniego wersetu? - zapytał mężczyzna. - Potem, jak już poznasz wszystkie… trzeba będzie wpaść na to, co dalej z nimi robić. W pewien sposób gonienie za nimi było łatwiejsze, niż użycie ich… Tak mi się wydaje.
Alice popatrzyła na niego uważnie
- Zaraz ocenimy, jak już podasz mi wreszcie ten ostatni werset Kirillu… - powiedziała i uśmiechnęła się, chcąc skryć swoje zniecierpliwienie faktem, że mężczyzna przeciągał.
- Jesteś przekonana, że chcesz go usłyszeć? Bo potem może już nie być odwrotu…
Teraz wydawało się jasne, że mężczyzna żartował sobie, choć brak odpowiedniego tonu i mimiki wskazywała na coś kompletnie innego.
Harper podparła biodra rękami
- Kirill! - ponagliła go, ale nadal była lekko uśmiechnięta. Przyglądała mu się wyczekująco. Miała nadzieję, że nie każe jej dłużej czekać.
Mężczyzna westchnął.
- Ale jak ci go przekażę, to już nie będziesz mnie potrzebować… - zawiesił głos. - Z tego powodu podobno najlepiej nie odkrywać wszystkich kart…
Potem jednak, kiedy zobaczył wzrok Harper, uśmiechnął się lekko i przekazał jej werset.
- Co o tym sądzisz? - zapytał.
Alice milczała chwilę… A następnie w milczeniu zaczęła krążyć, stukając palcami o przedramię w rytmie słów linijek przepowiedni. Mruczała cicho pod nosem kolejne wersy.
- Hmm… - mruknęła w końcu, zatrzymując się. Zmarszczyła lekko brwi i cmoknęła, ponownie zaczynając spacerować
- Krzyż niesiony z morza, przez cztery dziewice… W którym jest korona… trzej mężowie z symbolami młota błyskawic… To pewnie młot Ukka, a w wybicie godziny dwunastej w nocy, gdy byłam w Essen widziałam trzy osoby z takimi tatuażami, tak się złożyło. Swoją drogą…
W trakcie wypowiedzi Alice spostrzegła, że Kirill nieco pobladł.
- Czy moglibyśmy kontynuować to w samochodzie? - zapytał. - Tracę siły…
Na pewno rany na plecach nie pomagały mu. A przed pierwszą rozmową z Alice Kirill jeszcze korzystał ze swojej mocy Megreza, aby uciec na lotnisku przed IBPI. Potrzebował odpoczynku. Przynajmniej takiego od używania swoich zdolności.
Śpiewaczka zerknęła na niego
- Tak oczywiście. Przepraszam. Musisz odsapnąć. Obudź nas - poprosiła go zatroskanym tonem.
- Byłoby dobrze, gdybyś wnet sama nauczyła się lepiej korzystać z Iteru - mruknął mężczyzna. - Byłoby nam lżej.
Następnie podniósł dłonie i je złączył.

Alice obudziła się. Czuła się okropnie. Nie dość, że bolałą ją głowa, to jeszcze alkohol zwiotczył jej mięśnie. Bez wątpienia nie tylko Kirill był w kiepskim stanie. Tak właściwie… ona mogła być w jeszcze gorszym. Wcześniej odczuwała chęć wymiotowania, ale teraz była znacznie silniejsza, niż przedtem. Musiała szybko zareagować, zanim cała tylna połowa samochodu oraz Kirill zostaną zabrudzeni.
Harper nie odzywając się, odwróciła się w stronę drzwi, jedną ręką łapiąc za klamkę, a drugą zgarniając swoje włosy w górę, by nie przeszkadzały. Otworzyła i pchnęła drzwi jedną ręką, by po prostu przechylić się w dół najgłębiej jak mogła, aby nie zabrudzić siebie, czy auta i zwymiotowała na ziemię. Minęło parę godzin od tego, jak jadła, ale nadal lepiej że miała w brzuchu cokolwiek, niż gdyby miała męczyć się z torsjami na pusty żołądek. Spędziła w tej niewygodnej pozycji kilka chwil, nim się nie uspokoiła. Jej mięśnie drżały od przeciążenia, gdy brała wdechy chłodniejszego powietrza na zewnątrz, czekając aż jej ciało całkiem wróci do siebie.
Poczuła dłoń Kaverina na swoich plecach. Nie zapytał, czy wszystko w porządku, bo widział, że nie do końca. Dał jej tyle czasu, ile potrzebowała, po czym podał jej dwa listki ręcznika papierowego, którego Mary znalazła w schowku po stronie pasażera. Dzięki nim mogła wytrzeć się, niestety okropny posmak w ustach pozostał, a wody mineralnej brakowało.
- Już koniec? - zapytał Kirill. - Czy jeszcze będziesz?
Alice skrzywiła się i powoli spróbowała wyprostować. Nieprzyjemne kłucie w żołądku odbijało się echem w spięciach mięśni jej twarzy. Zerknęła na Kaverina i pokręciła głową
- Chyba… Chyba już… - powiedziała cicho. Zmarszczyła lekko brwi
- Potrzebuję… Jakiejś łazienki - poprosiła cicho.
- Zamkniesz oczy, a my zabierzemy cię do hotelu - rzekł Kirill. - Zostaniemy w nim aż do czasu, gdy wymyślimy, co zrobić dalej z wersetami. Ustalimy tam, gdzie nas prowadzą.
- Jedziemy prosto, czy najpierw do sklepu? - zapytała Mary. - Potrzebujecie czegoś?
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 08-05-2018, 18:44   #485
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Zakupy i pogoń za Jasperem

Harper zmarszczyła brwi
- Dobrze… Ale przydałoby mi się coś niegazowanego do picia na potem. Jak już się pozbieram. Więc jeśli sklep to wodę poproszę - dodała jeszcze, po czym próbując nie przełykać śliny za często, zamknęła oczy i przytknęła dłoń do brzucha, próbując w ten sposób opanować ból żołądka.
- Gdybyś choć trochę czasu poświęcała każdego dnia na medytację, potrafiłabyś sama wprowadzić się w odpowiedni trans - Kirill powiedział dość ojcowskim tonem. Jak gdyby był jej niezadowolonym rodzicem. W rzeczywistości tylko martwił się o nią i czuł niezręcznie, nie mogąc ulżyć jej w cierpieniu, jednak i tak zabrzmiało to bardzo protekcjonalnie.
Tymczasem Mary wdusiła gaz i skierowała ich ku centrum Helsinek.
Alice mruknęła
- Gdybym wiedziała, że będę potrzebować takich zdolności, medytowałabym od dziecka… Dodam sobie do listy rzeczy, które od teraz trzeba robić regularnie o ile przeżyję - powiedziała trochę zgryźliwie i znów zamilkła, koncentrując się na kojeniu bólu.
Chwilę potem Mary zaparkowała samochód na niewielkim parkingu jakiegoś małego sklepu spożywczego, który był otwarty całodobowo.
- Ja też bym poszedł - rzekł, widząc że Colberg wcale nie zamierza zostać sama ze śpiewaczką i przyszykowuje sto euro uzyskane od Camille. - Ale nie pójdę, bo nie możesz zostać sama - mruknął, spoglądając na Alice. Chyba spodziewał się przyzwolenia z jej strony.
Harper pokręciła głową
- Możesz iść. Miałam zamknięte oczy, więc nie wiem gdzie jesteśmy. Poczekam - powiedziała zapewniając, że wytrzyma chwilę w aucie sama. Nie spodziewała się więcej ekscesów żołądka, bo zdawało jej się, że nieco się uspokoił. Potrzebowała po prostu teraz chwilę odpocząć.
- Coś ci kupić jeszcze? Jesteś głodna? Powinnaś coś zjeść… tak mi się wydaje. Chyba że miałabyś z tego powodu czuć tylko kolejne nudności - mężczyzna mruknął niepewnie. - Kupić ci przeciwbólowe? Choć nie wiem, czy to rozsądne, by faszerować cię większą ilością leków. Jednak paracetamol może by nie zaszkodził…
Bez wątpienia przejmował się Alice. Zerknął na Mary, która wchodziła już do sklepu, kompletnie na nikogo nie czekając.
Śpiewaczka pokręciła głową
- Leków nie. Po prostu wody… Na jedzenie teraz nie mam ochoty i to bardzo, ale może później, więc jak weźmiesz mi jakiś jogurt i wafle ryżowe to da radę. Proszę - powiedziała cicho. Po czym poczuła się dziwnie. Nigdy nikt nie robił dla niej nic w taki sposób. To było dla niej kompletnie obce uczucie, mówić komuś co lubiła jeść na kolację. Obco normalne… Zamilkła zaskoczona tym doświadczeniem.
Mężczyzna skinął głową, po czym wyszedł na zewnątrz. Alice odprowadziła go wzrokiem aż do momentu, w którym wszedł do sklepu. Kobieta pozostała sama w samochodzie zaparkowanym na prawie pustym parkingu. Gdzieś niedaleko włóczył się kot, który rozglądał się po otoczeniu… aż wreszcie zlokalizował źródło zapachów - śmietnik za budynkiem. Zwinnie wskoczył do jednego z kubłów i zaczął w nim buszować.

Harper myślała, że będzie to najciekawsza rzecz, którą napotka w tej okolicy… tym większe było jej zdziwienie, kiedy spostrzegła kobietę. Nieznajoma wybiegła na ulicę gdzieś z boku i zaczęła obracać się wokoło własnej osi. Trzymała dłonie na głowie i chyba płakała… Alice usłyszała również jej krzyk. Był paniczny i zdradzał, że kobieta bardzo bała się. Niestety śpiewaczka nie widziała jej twarzy zbyt dobrze, jednak zdawała się około czterdziestki.
Alice spięła się, widząc biegnącą kobietę. Natychmiast spojrzała w stronę, z której ta nadbiegła szukając wyjaśnienia dla jej przerażonego stanu. Uciekała przed czymś? Rudowłosa wahała się. Czy powinna spróbować jej pomóc? Ale jak? Mimo to już trzymała dłoń na klamce i obserwowała bieg wydarzeń.
Nieznajoma nie wydawała się przed nikim uciekać. A w każdym razie już dalej nie biegła i Alice nie spostrzegła, żeby ktoś ją gonił. Stanęła na środku ulicy, a potem, jak gdyby jej nogi były zbyt słabe, padła na kolana. Klęczała na jezdni, co rzecz jasna nie było ani rozsądne, ani bezpieczne, ani przyjemne. Wydawała się tkwić w tak głębokim szoku, że kompletnie nic do niej nie docierało. Nawet to, że mogła zostać zaraz rozjechana przez samochód, który nie zdążyłby zatrzymać się, wyjeżdżając z pobliskiego zakrętu, który znajdował się bardzo niedaleko kobiety.
Harper nie wahała się, mimo że miała czekać w samochodzie, to wysiadła. Nie zabierała torebki, bo w końcu po co. Tylko chciała pomóc tej kobiecie przenieść się na krawężnik. Ruszyła w jej stronę
- Nie powinna pani tu siedzieć - odezwała się do niej, podchodząc bliżej i lekko potrząsając zaszokowaną kobietę za ramię, by ocucić
- Halo… Proszę wstać. To jest środek ulicy - powiedziała chcąc pomóc jej się podnieść.
Kobieta powoli podniosła głowę, aby spojrzeć na śpiewaczkę. Popatrzyła na nią czarnymi oczami. Nie tylko tęczówki i źrenice były tego koloru… ale także białka. Kompletnie pusty wzrok, jak gdyby nieznajoma została opętana przez demona. Kontrastowało to z perfekcyjnym makijażem i zadbanymi, farbowanymi na blond włosami.
- M-moje dziecko… on coś zrobił m-mojemu dziecku… - załkała. Wyciągnęła rękę i wskazała jakiś kierunek, jednak palec wahał się, nie mogąc odnaleźć miejsca. Zdawało się, że blondynka była ślepa.
Alice widząc jej oczy, osłupiała. Milczała przez chwilę
- Kto zrobił? - zapytała tylko, niepewnie. Spróbowała mimo wszystko przeprowadzić ją z ulicy na bezpieczny trawnik i krawężnik obok.
- Potwór - odpowiedziała kobieta, dając przesunąć się na bok. Choć zdawało się, że nie do końca była świadoma tego, że jej nogi poruszają się. Chyba w dalszym ciągu tkwiła zamknięta w koszmarze, w którym znajdowała się ona, jej syn… oraz ta trzecia istota. - Utkany z mroku. Cień… ja.. ja nic nie widzę - zapłakała. - Gdzie jest mój syn? Czy widzi pani mojego syna? - pytała rozpaczliwie.
Śpiewaczka pomogła jej usiąść
- Nie. Nie widzę… Musiała pani przebiec jakiś kawałek - powiedziała szczerze. Słysząc o potworze utkanym z cienia, natychmiast pomyślała o Jasperze. Czy to on grasował gdzieś w pobliżu? Zerknęła w stronę drogi, skąd nadbiegła kobieta
- Proszę się na razie spróbować uspokoić. Za chwilę wezwę karetkę, ale będzie pani musiała na nią poczekać - dodała jeszcze. Wyprostowała się i zerknęła w stronę sklepu gdzie był Kirill i Mary. Miała nadzieję, że zaraz z niego wyjdą.
- Proszę mi pomóc - rzekła. - Proszę odszukać mojego syna… ja nie wiem… ja nie wiem, co się z nim stało - pokręciła głową, szlochając. Podniosła rękaw bluzki i wytarła nim nos. - Ja muszę do niego wrócić… Dlaczego uciekałam…? - zwiesiła głowę. Bez wątpienia robiła sobie wyrzuty.
Kirill i Mary wciąż nie wracali. Jak zwykle czas spędzony na robieniu zakupów mijał znacznie szybciej niż czas spędzony na czekaniu na robiących zakupy.
Alice zawahała się… Z jednej strony nie powinna się oddalać, ale z drugiej było jej żal tej kobiety, tak jak każdej niewinnej osoby w tym mieście.
- Proszę tu poczekać, sprawdzę, czy to coś dalej tu gdzieś jest - powiedziała poważnym tonem, po czym ruszyła szybko jak mogła iść w stronę, z której nadbiegła zapłakana kobieta. Nie miała zamiaru oddalać się i skręcać w ową ulicę. Jedynie wyjrzeć zza rogu, czy coś było widać.

To była okolica domów jednorodzinnych. Działki zdawały się niewielkie, podobnie jak domy i ogródki, lecz mimo to prawdopodobnie teren i tak kosztował krocie w takiej lokalizacji. Alice rozglądała się, idąc szybko wzdłuż chodnika… gdy spostrzegła jeden, jedyny dom, w którym drzwi frontowe stały na oścież. Jak gdyby dopiero co ktoś wybiegł przez nie na zewnątrz… Czy powinna udać się do środka? A może lepiej wrócić do supermarketu i zaalarmować towarzyszy? Tyle że jeśli życie syna kobiety było w niebezpieczeństwie, każda sekunda mogła liczyć się. Kilka dni temu Irma Pajari poprosiła ją o odnalezienie jej syna. Czy Alice powinna odmówić tym razem tej akurat matce?
Harper zawahała się pomiędzy powinnościami względem swoich towarzyszy, a prostą ludzką uprzejmością.
Postanowiła przyjąć opierdol, jeśli Mary i Kirill postanowią wysuszyć jej za to głowę, bo mimo tego, że nie powinna, zaczęła biec jak szybko mogła w stronę domku z otwartymi drzwiami. Jeśli to sprawdzi, to może zdoła się uwinąć przed zakupami Colberg i Kaverina? Miała nadzieję.
Gdy wbiegła do środka, ujrzała ślady szamotaniny i walki, jednak zdawało się, że nikogo w środku nie było, przynajmniej na parterze. Ruszyła po schodach na pierwsze piętro, po drodze zahaczając o kuchnię i zabierając z niej nóż. Przeszła przez drzwi do pokoju, w którym rozbrzmiewały dźwięki. Odkryła jednak, że był to tylko włączony telewizor. Mimo to odnalezienie tego pomieszczenia okazało się pomocne, gdyż mimowolnie wyjrzała przez okno. I dzięki temu ujrzała całość ulicy ciągnącej się aż do zakrętu znajdującego sto metrów dalej. Tuż przy nim chodnikiem spacerował Jasper… czy może raczej istota, którą się stał… oraz chłopiec, na oko dziesięcioletni. Trzymali się za ręce niczym dobrzy przyjaciele, jednak Alice dostrzegała, pomimo znacznej odległości, jak bardzo drżał syn blondynki.
Śpiewaczka nie ociągając się wybiegła z domu i udała się w stronę Jaspera i chłopca
- Jasper! Stój! - zawołała za ciemnym stworem. Trzymała nóż w dłoni, w pogotowiu, szykując się by go użyć jeśli zajdzie taka potrzeba.
Kiedy jednak dobiegła w miejsce, gdzie widziała potwora i chłopca, obydwoje zniknęli. Cały czas poruszali się, więc nie było to aż tak niewiarygodne. Alice bardzo spieszyła się, jednak dystans okazał się na tyle znaczący, że okazał się problemem. Zatrzymała się i zastanowiła. Gdzie powinna udać się w następnej kolejności? Którą drogę obrał Jasper? Mogła ruszyć alejką zakręcającą w prawo, inną w lewo, lub podążać cały czas prosto…
Alice była zdenerwowana tym, że nie mogła za nim nadążyć. Mimo to, spróbowała zerknąć w alejkę skręcającą w prawo, ale i patrzyła do przodu dalej na drogę. Nie umiała zdecydować gdzie ma dalej iść...

Wtem obok niej zatrzymało się auto. Kiedy Alice usłyszała dźwięk opuszczanych szyb, obróciła się w jego stronę. Ujrzała Mary za kierownicą i Kirill na siedzeniu obok. Nic nie mówili, tylko patrzyli na nią oceniająco. Choć fizycznie kompletnie nie byli do siebie podobni, to ich miny w tej chwili zdawały się tak identyczne… że mogliby uchodzić za parę bliźniąt.
Śpiewaczka popatrzyła na nich krótko, po czym zmarszczyła brwi
- Zabrał dziecko. Jasper opętany mocami córki Tuonetar porwał czyjeś dziecko i oślepił jego matkę… - powiedziała poważnym tonem, po czym odwróciła się i rozejrzała trochę desperacko, nadal próbując dostrzec cienistą postać.
Dwójka w samochodzie milczała przez dwie długie sekundy.
- Wsiadaj - rzekł Kaverin. - Znajdziemy ich.
- A dlaczego zależy nam na tym? - Mary zapytała przytomnie.
Alice wzięła głęboki wdech i wsiadła do auta na tylne siedzenie
- Bo Jasper to brat Emerensa Fortuyna. On też ma w sobie krew Aalto, a teraz biega po Helsinkach jako cień… To dzięki temu, że się poświęcił i dał opętać wyszliśmy cało z pożaru kasyna. Nie zostawię go w tym stanie samego, w obcym mieście - powiedziała do kobiety poważnym tonem.
Mary odwróciła się od Alice i przybrała taką minę, jakby nie zamierzała się kłócić, choć nie zgadzała się z polityką śpiewaczki.
- Skoro już marnujemy na to czas… - mruknęła. - Zamienimy się - powiedziała, spoglądając na Kirilla. - Ty prowadzisz.
- Ale co…
- Aż tyle czasu nie marnujmy - Colberg ucięła.
Kaverin wstał i choć niepewnie, to mimo wszystko zajął miejsce kierowcy, a Mary usiadła na jego wcześniejszym. Otworzyła komputer i zaczęła z niego korzystać. Mężczyzna natomiast obrócił się ku Alice ze znakiem zapytania w oczach.
- Gdzie jedziemy? - zapytał ją.
Harper rozejrzała się po raz kolejny.
- Skręć najpierw w prawo, tutaj - poprosiła i wskazała kierunek.
- Odrobinę przyspiesz, bo wyprzedzili mnie nim zauważyłam gdzie są to już się oddalali - zacisnęła dłoń na rączce noża, który cały czas niosła ze sobą.
Mężczyzna postąpił zgodnie z prośbą Alice.
- Jeżeli byli pieszo, to powinniśmy ich dogonić - mruknął.
Skoncentrował się na jeździe. Na szczęście potrafił prowadzić samochód, choć wcale nie było to takie oczywiste, biorąc pod uwagę niektórych przyjaciół Harper.
- A teraz? - zapytał Kaverin, kiedy droga przed nim znów zaczęła rozdzielać się na trzy odnogi. Na żadnej z nich nie było ani śladu Jaspera lub chłopca.
Alice milczała chwilę. Po czym przyszedł jej do głowy odrobinę ekscentryczny, ale warty przetestowania pomysł. Dubhe była łowczynią, czyż nie tak? A Jasper był teraz źródłem energii, na które w pewnym sensie polowali…
Tak więc Harper zamknęła oczy i skoncentrowała się, próbując wsłuchać w siebie. Czy czuła cokolwiek. Choćby łaknienie tej energii. Wręcz próbowała zbudować w sobie na nie ochotę. Nie wiedziała, czy powinna się do tego skaleczyć, skoro póki co obcowała z energiami we własnym ciele, dalej jednak trzymała obie dłonie na nożu.
Jeżeli Alice cokolwiek czuła wewnątrz siebie, to wyniszczenie po lekach i alkoholu, na które sprint do domu oślepionej kobiety, a potem ku Jasperowi… wcale nie pomógł. Pomysł był dobry, jednak na tę chwilę wymagała od siebie zbyt wiele. Mimo wszystko była tylko i wyłącznie człowiekiem, który miał swoje limity. Zapewne mniej więcej w tym momencie Dubhe poległaby, a śpiewaczka umarła, gdyby nie świetliki w Puszczy Mielikki i Tapia. Haltije przekazały jej energię, ale wystarczającą jedynie do przeżycia jeszcze przez kilka godzin, a nie od razu zatrudnienia się na pełen etat superbohatera.
- Mam ich - rzekła Mary. - Zawracaj, źle jedziemy - mruknęła, spoglądając na ekran.
Harper przeklęła pod nosem, zdenerwowana tym, że nie może wykrzesać z siebie nic więcej poza echami zmęczenia. Już straciła nadzieję, gdy nagle Mary oznajmiła, że ich znalazła. Alice zerknęła przez brzeg fotela na ekran jej monitora, ciekawa co kobieta uczyniła, że osiągnęła ten efekt. Nie odezwała się jednak, nadal zdenerwowana poprzednimi odczuciami. Gdyby wiedziała o swoich zdolnościach wcześniej. Gdyby miała czas, by je ćwiczyć… Ale nie miała i nigdy nawet nie przyszło jej to do głowy.
Alice spostrzegła, że na monitorze kobiety pojawił się zapis z okolicznych kamer. Jedna z nich uwieczniała w tym właśnie momencie Jaspera spacerującego z chłopcem, który potykał się. Pomimo słabej jakości nagrania Harper ujrzała, że dziecko miało całe mokre spodnie w kroku.
- Włamałam się do komputera Valkoinen, który potem zapalił się. Ale zanim wybuchł, uzyskałam dostęp do danych miejskiej sieci monitoringu. Ten jeden komputer zajmował się tylko pobieraniem informacji z systemu stolicy - Mary wyjaśniła, po czym zaczęła dawać Kirillowi kolejne wskazówki, w którą stronę powinien prowadzić samochód. - Tyle że widzę, że nie tylko ja obserwuję tę istotę. Jest jeszcze jeden aktywny użytkownik… - zawiesiła głos.
Alice zerknęła na nią
- Nawet jeśli, to musimy go zatrzymać… I jakoś ściągnąć do zmysłów - powiedziała krótko.
- W ostateczności, spróbuję go skonsumować, ale… Nie wiem jak to na niego wpłynie - dodała, zamyślając się i czekając aż wreszcie dotrą na miejsce.
- Nie wiesz? - zapytała Mary. - Bo ja wiem - mruknęła ponuro, jakby złowieszczo.
Alice tak właściwie również wiedziała, czego mogła się spodziewać. Mikaela Pentti źle zniosła wygnanie Surmy i nie było powodu, dlaczego Jasper miałby poradzić sobie z tym lepiej. Jedyna różnica pomiędzy tą dwójką była taka, że matka Isma wtedy nie była w formie bestii, natomiast Fortuyn aktualnie tak.

Wreszcie skręcili w bok, kiedy Kirill nagle zatrzymał samochód.
Harper miała nadzieję, że niedopowiedzenie, które zawarła w tonie swego głosu Mary nie niosło ze sobą naprawdę tak złego losu. Alice tymczasem myślała o tym, jak mogłaby spróbować ściągnąć go do zmysłów. Gdy Kirill zahamował, rozejrzała się, chcąc zrozumieć dlaczego.
 
Ombrose jest offline  
Stary 08-05-2018, 18:46   #486
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Jennifer i Emerens

Ujrzała stojący na ulicy biały van. Jego silnik wciąż palił się, jak gdyby kierowca był w każdej chwili gotowy do ucieczki z miejsca zdarzenia. Harper spostrzegła na zewnątrz… nikogo innego, lecz Tallę Zairę. Stała oparta o karoserię. Jej oczy były zamknięte, widocznie koncentrowała się nad czymś. Zapewne korzystała ze swojej mocy, tak jak poprzednim razem w operze w Essen. Tyle że tym razem kierowała ją nie na Tuoniego, lecz na Jaspera. Istota stworzona z czerni tkwiła w klęczącej pozycji i złapała się za głowę, jakby próbując wygnać z niej czarnoskórą. Tuż przed nim Alice zauważyła kolejną znajomą osobę… Emerensa. Wydawał się taki zagubiony i zrozpaczony, kiedy patrzył na brata. Skąd wiedział, że to Jasper? Harper nie miała pojęcia, jednak Fortuynowie najwyraźniej rozpoznali się. Tuż obok stała w bezruchu Jennifer. Nie była pewna, jak zachować się, więc po kilku sekundach wahania ruszyła do dziecka i pogłaskała je po głowie. Wyglądało to na bardzo niezręczny i wymuszony gest. Alice odniosła wrażenie, że nikt z nich nie zwrócił uwagi na ciemnozielony samochód, w którym znajdowała się ona, Kirill i Mary.
Śpiewaczka wstrzymała oddech, łapiąc mocniej palcami za brzegi przednich siedzeń pasażerów i przyglądała się temu, co miało miejsce przed nimi
- Emerens, Jennifer i Zaira… Co… Co robimy? Próbujemy skłonić ich do współpracy z nami? - zapytała zerkając na Mary i Kirillla.
Kaverin nie wiedział, co odpowiedzieć, ale Colberg zabrała głos.
- Praktycznie nie znam tych ludzi. Nie licząc Zairy - mruknęła. - Ona na pewno będzie lojalna IBPI. Jeżeli pojawisz się w zasięgu jej wzroku, to możesz być pewna, że pojawi się o tym informacja w Zbiorze Legend - rzekła. - W każdym razie… najwyraźniej to oni byli tym drugim użytkownikiem w systemie. IBPI musiało włamać się do niego w międzyczasie. Zdaje się, że działają bardzo prężnie w Helsinkach od paru godzin.
Alice milczała chwilę, po czym, bardzo powoli oparła się z powrotem o tylne siedzenia.
- W takim razie… W takim razie nie wiem… Z jednej strony chciałabym pomóc Emerensowi, zwłaszcza, że jestem to winna Jasperowi. On… - głos jej się lekko załamał, gdy wspominała sceny, kiedy Jasper bał się i gdy oboje umierali od dymu, temperatury i czadu. Zamilkła kompletnie. Spojrzała na drzwi i klamkę. Wystarczyłoby wysiąść, przecież i tak teraz stali. Kusiło ją. Z drugiej jednak strony, czy nie zaszkodziłaby tym Mary, Kirillowi i sobie? Wahała się.
Ani Kirill, ani Mary nie zamierzali wtrącać się i zabierać głosu. Najwyraźniej chcieli tę decyzję pozostawić Alice. I tak właściwie to ona miała największe kompetencje, aby ją podjąć, bo to ona najlepiej znała tych ludzi i nikt prócz niej nie mógł rozważyć wszystkich za lub przeciw. Sytuacja na drodze w tym czasie nieco zmieniła się, bo Tallah - ewidentnie zmęczona - wsiadła do vana, natomiast Emerens pomógł bratu - teraz już w formie ludzkiej - również wejść do środka. Harper przewidywała, że zaraz i oni wsiądą i odjadą, ale zamiast obydwoje pozostali jeszcze na zewnątrz… pytanie brzmiało na jak długo.
Harper podjęła pewną decyzję. Zacisnęła mocno pięści, po czym spojrzała na Kirilla
- Włącz silnik. Zrobię coś, a potem musimy ruszyć czym prędzej się da, dobrze? - powiedziała, ale nie czekała na jego słowa, bo odłożyła nóż na siedzenie dalej, po czym momentalnie otworzyła drzwi i wysiadła z samochodu. Pozostawiła je otwartymi, ale stanęła tak, by jej nie zasłaniały. Przytknęła dłonie do twarzy
- RENS! - krzyknęła tak głośno ile zdołała wykrzesać pary z płuc. Potrzebowała by on, lub Jenny zwrócili na nią uwagę.
Duńczyk palił papierosa, choć wydawało się, że wcześniej nie był palaczem. Jennifer natomiast trzymała wystraszonego chłopca za rękę. Chyba prowadzili go do domu. Czemu nie wsiadli we trójkę do vana i nie odjechali? Pewnie nie chcieli pokazać chłopcu całej specjalistycznej aparatury, która znajdowała się w bazie na kółkach IBPI. Choć młody, i tak byłby świadkiem, co zdawało się niepotrzebne.
Choć Alice wykrzyczała imię Duńczyka, to porwał je wiatr. Zdawało się, że nie usłyszał go ani Emerens, ani Jennifer. Znajdowali się dobre trzysta metrów dalej i wydawali się tak oszołomieni wydarzeniem, że nie zwracali uwagę na swoje otoczenie.
- Do cholery ciężkiej… - powiedziała tylko śpiewaczka, łapiąc się za gardło i odchrząkując. Nie ćwiczyła ostatnio, a dzisiejsze zwracanie już po raz drugi nie pomagało na jej struny głosowe. Spojrzała nerwowo w stronę samochodu IBPI, po czym ponownie na Jennifer i Emerensa. Wsiadła do auta
- Zrobimy inaczej… Jak bardzo mamy dziś nastrój na ryzykowanie? - zapytała
- Wycofaj, skręć w lewo i w prawo. O ile zostaniesz tyłem… Jeśli odprowadzają go do jego domu to jest tam... - dodała tym samym tonem, płynnie przechodząc w dalszą część wypowiedzi.
- Chcesz, żebym pojechał pod dom chłopca? - zapytał Kirill.
Rens i Jenny z każdym kolejnym momentem zbliżali się i było już kwestią co najwyżej minuty, kiedy rozpoznają pasażerów samochodu, a przynajmniej Alice. Chyba, że byli tak bardzo zajęci rozmyślaniami, że w ogóle nie zwracali uwagi na swoje otoczenie.
Alice przytaknęła
- Tak, zjedźmy z widoku samochodowi IBPI. Mają tam bazę komputerową pokroju FBI, jak nie lepiej - powiedziała prosto, mając nadzieję, że Kaverin chociaż wycofa tyle, by wykręcić w boczną ulicę.
Wnet tak uczynił.
- Jesteś pewna, że nie stanowią żadnego zagrożenia? Wyszli z samochodu IBPI - przypomniała.
- Tutaj na nich czekamy? - zapytał mężczyzna. - Czy jedziemy dalej? Bo nie zrozumiałem, czy chciałaś tylko zjechać z widoku ich samochodu, czy to “tak” odnosiło się do pojechania pod dom chłopca - mruknął.
Harper zerknęła na Mary
- Jennifer jest z Kościoła. Uważam, że możemy jej zaufać, bo skoro jeżdżą dalej z IBPI, to znaczy, że jeszcze nie było ich w bazie KK… - odpowiedziała
- Denerwuję się, wybacz. Faktycznie podjedź pod tamten dom. To i tak niedaleko. Tam poczekamy - powiedziała.
Kirill skinął głową, po czym ruszył do przodu.
- Musisz dawać mi wskazówki, jak jechać, bo nie wiem, który to dom. Jest daleko? - zapytał.
Rudowłosa pokierowała więc Kaverina pod dom chłopca i rozejrzała się tam. Czekali teraz, aż Rens, Jenny i chłopiec pojawią się w zasięgu wzroku i koło domu. Zerkała też, czy samochód IBPI nie podąża za nimi.

Mijały kolejne minuty. Spacer z chłopcem zajmował Emerensowi oraz Jennifer znacznie więcej czasu, niż jazda samochodem. Wnet jednak pojawili się w zasięgu wzroku, choć kompletnie nie zwracali uwagi na ciemnozielony pojazd. O ile Fortuyn na dobrą sprawę był cywilem i mógł nie mieć umysłu wyćwiczonego pod kątem oberwacji otoczenia, to Jenny powinna zwrócić uwagę na ich forda. Najprawdopodobniej jednak kompletnie nie spodziewała się zagrożenia. Lub też wydawała się tak bardzo pewna siebie i swoich umiejętności walki, że uważała, iż może pozwolić sobie na nieuwagę.
- To jest syn tej kobiety, którą zabrała karetka? - zapytała Mary, łącząc fakty.
Alice zerknęła na Mary
- Jeśli masz na myśli tę, która siedziała wcześniej na poboczu ulicy sklepu, w którym robiliście zakupy, to tak. Najpewniej tak - rzekła, po czym znów skupiła uwagę na Rensie i Jenny.
- Wysiądę… Zamienić z nimi słowo - powiedziała już nieco bardziej opanowanym tonem, niż wcześniej. Czekała, aż zbliżą się do domu, by dopiero wtedy wysiąść z samochodu i ruszyć w ich stronę. Nadal była spięta, ale miała nadzieję, że nic złego nie wyniknie z tej rozmowy.

Mimo to nie zauważyli Alice. Kiedy zrobiła kilka kroków w ich kierunku, usłyszała strzępek rozmowy:
- ...tak, to wszystko element programu telewizyjnego… - Jennifer starała się przekonać chłopca. - Mamy cię!
Dziecko wydawało się nieprzekonane. Jasper był zdecydowanie zbyt przerażający i dziwny, by mógł być jedynie osobą w kostiumie. Mimo to chłopiec nie spierał się, tylko w dalszym ciągu słuchał kobiety. Może starał się uwierzyć w jej słowa, które przynosiły pewne ukojenie. Lub też, co wydawało się jeszcze bardziej prawdopodobne, nie znał języka angielskiego, którym posługiwała się Jenny i robił dobrą minę do złej gry.
Emerens natomiast nie mieszał się do rozmowy. Wydawało się, że było mu wszystko jedno. Nie dbał o to, co działo się w głowie dziecka. Jeżeli przejmował się, to bez wątpienia tylko tym, co stało się z jego bratem.
Alice zatrzymała się więc na skręcie prowadzącym z chodnika na podwórze domu chłopca, jednocześnie robiąc fizyczną blokadę przed ‘wycieczką’ Jennifer, Emerensa i dziecka. Czekała aż ją zauważą, jednocześnie zerknęła też w stronę drogi skąd przyszli, czy samochód IBPI nie podążał za nimi. Jednak nie spostrzegła go. Martwiła się o Fortuyna.

I właśnie Emerens zauważył ją w pierwszej kolejności. Przystanął i spojrzał na Alice, jak gdyby zobaczył ducha. Zamrugał oczami. Kompletnie nie spodziewał jej się w tym miejscu i czasie. Jennifer spostrzegła zmianę w jego zachowaniu. Spojrzała na niego uważnie, tracąc zainteresowanie dzieckiem i zmarszczyła brwi. Następnie przesunęła wzrok w kierunku, w którym patrzył Duńczyk. Ujrzała śpiewaczkę.
- Alice! - ucieszyła się, uśmiechając szeroko. - Co tutaj robisz?
Zdawała się bardzo zadowolona z tego nieoczekiwanego spotkania. Emerens natomiast spuścił wzrok na buty. Ciężko było stwierdzić, czy cieszył się, czy smucił na widok Harper. Czy myślał to samo, co Jasper? Też uważał, że śpiewaczka zrujnowała jego rodzinę?
Harper przyglądała się chwilę Emerensowi, po czym przeniosła wzrok na Jenny
- Goniłam Jaspera - powiedziała jedynie krótko
- Ale widziałam, że udało wam się go zatrzymać i wrócić do siebie… Uratował mnie i siebie z pożaru, chciałam mu się odwdzięczyć pomocą… Czy wiesz już jak wygląda sprawa w KK? Nie mamy wiele czasu, zaraz muszę uciekać. Będę jednak potrzebowała waszej pomocy, jeśli oczywiście, pomóc mi zechcecie - powiedziała, przechodząc od razu do sedna.
- Dobrze cię widzieć - mruknął Fortuyn, choć nieco drewnianym tonem. Może naprawdę tak uważał, a jedynie smutek modulował jego ekspresję. Lub też zmusiło go dobre wychowanie do wypowiedzenia tych słów.
- Terry do mnie zadzwonił i powiedział, że… - Jennifer zaczęła, kiedy nagle skrzywiła się, jakby przypomniała sobie o czymś wyjątkowo nieprzyjemnym i ważnym… o czym nie powinna zapomnieć. - Tuonetar w dalszym ciągu jest w twojej głowie, prawda? - zapytała niezbyt dyskretnie.
Chyba o mało co nie wygadała się, że Terrence nie służył wcale Tuoniemu.
Śpiewaczka kiwnęła głową
- Tak. Nadal jesteśmy nierozłączne - Alice przeniosła wzrok na Emerensa i zaczynając do niego mówić, przeszła na duński
- Rens… Posłuchaj. Wiem, że to co stało się z twoim bratem, jest upiorne… Na pewno jesteś też skonfundowany, nie wiem czy już go pamiętasz, czy jeszcze nie. Jednak musisz wiedzieć, że to co spotkało Jaspera to dlatego, że byliśmy bliscy śmierci. Tak bardzo, że jeszcze kilka minut i nic by z nas nie zostało. Więc musisz wiedzieć, że to że wybrał to co wybrał, to był bohaterski czyn. Choć on na pewno czuje się równie zagubiony. Zrozumiem też, jeżeli obaj będziecie mnie winić za to, że coś takiego spotkało waszą rodzinę. Już… Już usłyszałam zdanie twego brata w tej sprawie. Muszę teraz iść. Jeśli zechcecie mi pomóc, to mam nadzieję, że nadal pamiętasz mój mail… Mama tego chłopca została zabrana do szpitala, a w domu nie było innych dorosłych w chwili gdy tam byłam - powiedziała, po czym zerknęła na Jenny i uśmiechnęła się do niej cierpko
- Muszę iść - powiedziała znów po angielsku tylko, po czym odwróciła się i ruszyła w stronę samochodu, gdzie zostawiła Mary i Kirilla.
- Poczekaj - Jenny wyciągnęła do niej rękę. - Po tych wszystkich krzywdach, które wyrządziłaś Kościołowi Konsumentów i IBPI… niby dlaczego mielibyśmy stanąć po twojej stronie?! - krzyknęła tak bardzo dramatycznie, że dla śpiewaczki wydawało się jasne, że to nieudane próby aktorskie przed Tuonetar. Oby bogini śmierci nie potrafiła przez nie przejrzeć…
Rzeczywiście, gdyby Jennifer tak po prostu przeszła na stronę Alice, wydawałoby się to niezwykle podejrzane, biorąc pod uwagę to, jak blisko była Terry’ego, który z kolei przysięgał wierność Tuoniemu w ciele Joakima. Blondynka potrzebowała wymówki. Coś, dzięki czemu mogłaby pójść z Harper, tym samym nie poddając w wątpliwość lojalności de Trafforda.
Tymczasem Emerens skrzywił się.
- Nie wierzę, że mówisz takie rzeczy, a potem tak po prostu odwracasz się plecami i idziesz… - rzekł w ojczystym języku.
Alice spojrzała na nich oboje
- Nigdy nie byłam taka Rens. Teraz jednak ścigają mnie wszyscy, włącznie z czasem. Naprawdę, jest mi tak bardzo źle, bo to wszystko się stało, ale nie otrzymałam łaski możliwości żałoby nad nikim i niczym. Nawet nad sobą. Jest mi wstyd Rens - powiedziała i zerknęła na Jenny
- Bo po pierwsze, ten, kto teraz rządzi KK, to nie jest Joakim. A jak tylko się o tym przekonasz i zobaczysz w nim choćby cień Tuoniego, najpewniej wysadzisz mu głowę, za to co zrobił z Fabienem. Ale gdyby tego było ci mało, jeśli mi nie pomożesz, nie dowiesz się, jakie były ostatnie słowa Bonnaire’a, które chciał, żebyś usłyszała. Znam je tylko ja - Harper uderzyła w ciężką strunę, licząc na to, że blondynka nie wybuchnie… Albo z miejsca jej nie zaatakuje.

Jennifer lekko zadrżała, prawie niedostrzegalnie. Przygotowała się na teatralnie fałszywą rozmowę, która miała pokazać Tuonetar, że na początku była źle nastawiona na Alice. A dopiero potem, dzięki słowom śpiewaczki, da się przekonać do przejścia na jej stronę. Tymczasem Harper poruszyła bardzo intymny temat i zagrała ciężką kartą, która trafiła prosto w blondynkę. Jej mina zdawała się wskazywać na to, że nie miała pojęcia, co powinna uczynić i jak zareagować.
- Nie powinnaś używać go - mruknęła cicho. - Nawet po śmierci.
Fortuyn tymczasem przyglądał się samochodowi, w którym siedziała Mary i Kirill.
Chłopiec spoglądał na swoje zmoczone spodnie. Bez wątpienia odczuwał wstyd, że właśnie w takim stanie musi przybywać przy dużej ilości obcych ludzi.
Alice zerknęła na chłopca i znów spojrzała na Jennifer
- Wiem, ale to dla dobra Kościoła - powiedziała śpiewaczka poważnym tonem
- Zajmij się tym chłopcem. Wygląda na zagubionego - Harper przechyliła się do dziecka
- Hej, powiedz mi, czy znasz telefon, do któregoś ze swoich krewnych? - zapytała go po fińsku, jako pierwsza zapewne w ojczystym języku dziecka.
Chłopiec bardzo ochoczo pokiwał głową. Spoglądał na Alice zupełnie jak na jakąś zaginioną, dobrotliwą ciocię. Wystarczyło, że jako jedyna spośród zebranych ludzi potrafiła wypowiedzieć choć słowo w jego ojczystym języku.
- Tak - rzekł, jak gdyby gest głową nie wystarczył.
W międzyczasie Jenny Rens spojrzeli po sobie, przybliżyli się i zaczęli z sobą rozmawiać, choć tak cicho, że Alice słyszała jedynie wybrane słowa. Niestety nie układały się w logiczną całość.
- Czy to wróci? - chłopiec wyglądał tak, jakby znowu miał się rozpłakać.
Rudowłosa postanowiła poświęcić teraz pełną uwagę dziecku, skoro tamtych dwoje rozmawiało na osobności
- Nie. Już nie wróci, ale musisz być grzecznym chłopcem. Poza tym, wiesz, ta pani powiedziała ci już, że to było tak trochę na niby. Jak w telewizji. Posłuchaj. Wróć teraz do domku i zadzwoń do kogoś bliskiego. Cioci, babci, taty… żeby przyjechał. Twoja mama się bardzo przejęła i gorzej poczuła. Pojechała do szpitala. Dasz radę? - powiedziała głaszcząc dziecko po głowie.
Chłopiec spróbował się uśmiechnąć, ale nie wydawał się posiadać w sobie wystarczającej siły, aby utrzymać dobrą minę zbyt długo.
- T-tak… tak zrobię… - mruknął, po czym zwrócił głowę na swój dom. Stał pusty i wydawał się taki… obcy. Chyba wcale nie chciał do niego wracać, jednak musiał i zdawał się tego świadomy. Kobieta pogłaskała go jeszcze raz po głowie, by dodać mu otuchy.

Tymczasem Fortuyn i Jennifer przerwali rozmowę i spojrzeli na Alice.
- Dlaczego miałbym z tobą pójść? - zapytał Emerens. - Mój brat mnie potrzebuje, a ja nie wiem, co mu powiedzieć, kiedy zaraz wrócę do samochodu i zobaczę go. Jeżeli z tobą zostanę… jak mu później wytłumaczę, że nie było mnie wtedy, kiedy potrzebował mnie najbardziej? Nie zadaję ci tych pytań dlatego, aby cię zranić. To kwestię, która naprawdę mnie męczą i nie znam na nie odpowiedzi. Dlatego… jeśli dasz mi powód, abym z tobą został, to to zrobię… bo w mojej głowie jest tylko pustka…
Alice przyglądała się Emerensowi
- Nie ufam IBPI. Ale w dzisiejszym dniu nie mogę też w pełni zaufać KK. Ufam jednak wam obojgu, dlatego chciałabym, byście mi pomogli - zwróciła się do Jenny i Rensa, a następnie kontynuowała
- Sądzę, że powinniśmy się rozstać, jeszcze na jakiś czas. Emerens powinien porozmawiać ze swoim bratem. Jasper na pewno potrzebuje jego towarzystwa. Gdy załatwicie już co musicie, to wtedy się spotkamy. Zależy mi na waszej pomocy, ale nie chcę żebyście porzucali dla mnie swoje cele. - powiedziała poważnym tonem
- Jestem za długo w jednym miejscu, naprawdę muszę już iść - dodała i zerknęła po ulicy, jakby obawiając się zagrożenia.
Tego jeszcze nie było.
- Czyli masz tylko nas - mruknął Emerens. - To konflikt pomiędzy moją lojalnością względem brata, a lojalnością względem ciebie. Jakim człowiekiem byłbym, gdybym wybrał kobietę, którą znam jakiś dzień zamiast członka mojej rodziny, którego kocham, z którym wychowałem się, bawiłem, cieszyłem i płakałem…? Już źle mi nawet z tym, że waham się. Czy wybór nie powinien być oczywisty?
Jennifer spojrzała z irytacją zarówno na Fortuyna, jak i na Harper. Rozmawiając przy niej po duńsku świadomie wyłączali ją z rozmowy i rzecz jasna nie cieszyła się z tego powodu.
- Daj mi trochę czasu. Spróbuję cię znaleźć. Chociażby dla Bonnaire’a - mruknęła. - W jaki sposób powiadomisz mnie, gdzie będziesz?
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 08-05-2018, 18:50   #487
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Dziki Flirt

Harper zerknęła na Emerensa, a potem na Jennifer. Przełączyła się na angielski
- Emerens, zawsze możesz zabrać go ze sobą… Co do kontaktu, Rens ma mój mail. Resztę podam wam przez niego - powiedziała spokojnie
- Proszę, rozważcie moją propozycję. Muszę już naprawdę iść - powiedziała i tym razem znowu odwróciła się by ruszyć do forda.
- Napisz do mnie - mruknął Emerens.
Następnie obrócił się i ruszył w stronę samochodu IBPI. Jennifer uśmiechnęła się niepewnie do Alice. Wyglądało na to, że chciała do niej dołączyć, ale to nie był jeszcze odpowiedni moment. Harper zerknęła jeszcze na chłopca, który powinien pójść do swojego domu, a potem na oboje towarzyszy swej niedoli, którzy zbierali się w swoją stronę. Ruszyła ponownie do auta.

Szyba forda obniżyła się. Wyjrzał przez nią Kirill.
- Jedziemy? - zapytał Alice.
- Tak, jedziemy - oznajmiła w odpowiedzi Harper, po czym wsiadła i zamknęła drzwi. Westchnęła próbując się rozluźnić. Zamknęła oczy
- Wydaje mi się, że nam pomogą. Na razie jednak dałam im czas, na doprowadzenie ich spraw do końca… Jak choćby Emerensowi na rozmowę z bratem - wyjaśniła i zamilkła. Była znów pogrążona w myślach, większość z nich nie należała do najmilszych.
Mężczyzna ruszył.
- Opowiesz mi o nich coś więcej? - zapytał. - Wydajesz się w kiepskim humorze po tym spotkaniu… mimo że to twoi bliscy znajomi? - zapytał.
Mary tymczasem wydawała się kompletnie niezainteresowana życiem towarzyskim Alice i wszystkim, co z niego wynikało. Spoglądała w ekran komputera. Tym razem nie pisała, a jedynie podpierała podbródek dłonią i zastanawiała się nad czymś, tkwiąc w swoim własnym świecie.
Alice mruknęła
- To nie ich wina, że jestem w kiepskim humorze. To tematy, które poruszyłam, przywiodły do mnie niezbyt wygodne myśli. Po prostu dużo się działo. Za dużo - powiedziała, precyzując swój stan
- Jennifer jest przybraną córka de Trafforda. To ona uratowała mnie w Aalborgu i z nią udałam się do Essen, tam zginął członek KK, z którym była związana emocjonalnie. Sytuację z Emerensem znasz. To Duńczyk, który okazał się być synem bękarta Aalto. Ta czarna postać, to był jego brat… Drugi z jego braci jest obecną Surmą - powiedziała wyjaśniając Kirillowi nieco historię jej i tamtej dwójki. Śpiewaczka nie otwierała oczu ani na chwilę, by nie zdradzić już więcej Tuonetar w jaką stronę i dokąd jadą.
- Mogą nam się przydać? - Kaverin myślał praktycznie. - Wiem, że Jennifer de Trafford potrafi tworzyć eksplozje po dotknięciu danego, który ma wybuchnąć, jednak nigdy nie widziałem jej w akcji. A o umiejętnościach Emerensa wiem jeszcze mniej - mruknął.
W dalszym ciągu jechali. Gdzie? Tego Alice nie wiedziała. Zamknięte oczy skutecznie blokowały informacje o kierunku ich podróży.
Rudowłosa zastanawiała się chwilę nad odpowiedzią
- Cóż, uważam że tak. Lepiej mieć Jenny po naszej stronie, niż przeciwko. Poza tym, jestem jej coś winna… Co do Emerensa, to skomplikowana sprawa. Poza tym, że zapewne będzie mógł dostrzec haltije, jak domniemywam, to jeszcze ma w sobie istotę z miejsca zwanego Arkadią i w sytuacji zagrożenia też może się okazać na swój pokrętny sposób przydatnym. Poza tym, wolę by byli dziś z nami, niż z kimkolwiek innym - powiedziała, usilnie próbując zamaskować ton zwykłej dziecięcego ‘bo ja chcę, żeby tak było i ma być, bo będę zła i smutna’.
- Rozumiem - mruknął mężczyzna. - Chcesz wody, albo coś do jedzenia? Kupiłem gazowaną i niegazowaną. Mam też dużo pieczywa i owoców. Croissanty z musem malinowym, bardzo dobre - mruknął. Alice dopiero teraz zauważyła okruszki ciasta francuskiego na materiale spodni mężczyzny. Zdawało się, że Kirill czasami zapominał o tym, że powinien wymierzać sobie ból i cierpienie. A w każdym razem nie pościł tak bardzo, jak można byłoby się tego po nim spodziewać.
Harper prawie złapała się na tym, że otworzyła oczy, by na niego spojrzeć z niedowierzaniem
- Na razie dojedźmy do hotelu. Jak się ogarnę, będę jadła i piła. Dziękuję… Prosiłam tylko o wafle, ale… Owoce i Croissant brzmią też smacznie - powiedziała trochę zdumionym i zakłopotanym tonem. To było dziwne uczucie, jak ktoś tak mocno o tobie pomyślał, przynajmniej dla Alice. Zwłaszcza, że jakby to Terrence jej za moment wypomniał, to był do diabła ciężkiego, jej gwałciciel, jakby na to nie patrzeć.

Kilkanaście minut później wyszli na zewnątrz.
- Zamknij oczy - rzekł Kirill, choć jej oczy od dłuższego czasu były zamknięte.
- Są zamknięte - upewniła go Alice.
- Ja pójdę pierwsza i załatwię wszystko - mruknęła Mary, pakując laptopa do torby. Tak przynajmniej wydawało się Alice. Odgłosy, które słyszała, nie wskazywały raczej na nic innego. - I wrócę po was.
Rzeczywiście, gdyby wszyscy poszli razem, Alice mogłaby usłyszeć niepotrzebne informacje. Recepcjonistka mogła przy przywitaniu się wymienić nazwę hotelu, a przynajmniej numer pokoju, czy dane osobowe, pod którymi Colberg chciała zarejestrować się.
- Poczekamy, prawda? - Kirill mruknął.
- Jeśli sugerujesz, czy zamierzam powiedzieć ‘Tak, poczekam, nic mi nie będzie’, a potem wybiec z auta, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja, to odpowiedź brzmi: Poczekamy. Zwłaszcza, że na pewno teraz nie spuścisz mnie z oka - odparła do mężczyzny. Sięgnęła po drodze w miejsce, gdzie wcześniej położyła swoją torbę i przysunęła ją do siebie, by jej nie zapomnieć zabrać, gdy już będa wysiadać.
- Kto cię tam wie - mruknął Kirill. - Ludzie w stresie różnie reagują.
- Cokolwiek - Mary odparła, chyba nawet nie zauważając, że Kaverin nie mówił do niej. Ruszyła ze swoją torbę w stronę wyjścia z parkingu… a może wejścia do budynku… Alice ciężko było stwierdzić, czy już znajdowali się w podziemiach hotelu, gdzie parkowano samochody, czy też może raczej na zewnątrz. Nie odczuwała na skórze ani promieni słońca, ani powiewu wiatru. Ptaki też nie ćwierkały. Wyglądało na to, że przebywali w jakimś zadaszonym miejscu, ale nie była pewna… i dobrze. Bo to znaczyło, że Tuonetar również.
- Zostaliśmy sami - rzekł Kaverin.
Alice zacisnęła mocniej dłoń na ramiączku torby
- Tak… Zostaliśmy… Tak jak parę razy na planie astralnym, czy tak jak w... Petersburgu - zawiesiła się na moment. Z jakiegoś powodu poczuła się spięta tą myślą, kiedy Kirill tak poprostu zaznaczył fakt, że nikogo, poza nimi dwojgiem tu teraz nie było. A może to jeszcze ta dezorientacja z powodu zamkniętych oczu? Uniosła dłoń i nerwowo zaczęła kręcić kosmyk na palcach.
- Wspomniałaś o Sankt Petersburgu, po czym zaczęłaś bawić się włosami, Alice - mruknął Kaverin. - Na litość boską, zlituj się nade mną - poprosił.
Gdzieś w oddali rozległy się kroki. Jednak Rosjanin w żaden sposób nie zareagował, co znaczyło, że nie powinni obawiać się intruza.
Harper przekręciła głowę w jego stronę i momentalnie przestała maltretować końcówkę swoich włosów
- Ale co masz na myśli? - zapytała trochę zaskoczona, po czym zwróciła uwagę w stronę kroków gdzieś na zewnątrz. Nie otwierała oczu, nadal pozostawała zdana jedynie na słuch.
- Może to kwestia odmiennych narodowości - mruknął mężczyzna. - Ale zostałem wychowany w świecie, w którym… - zastanowił się - ...bawienie się kosmykami w obecności mężczyzny było zachęcającym gestem.
Kaverin westchnął, po czym wyjął z siatki butelkę i odkręcił ją. Alice słyszała syk gazu, który uciekł ze środka. Następnie Kirill napił się z gwinta. Wydawało się niewiarygodne, jak bardzo zmysł słuch mógł być przydatny w orientacji w otoczeniu.
- Woda pomaga na pragnienie - westchnął.
Śpiewaczka ścisnęła dłonie na swoich udach
- Wybacz. Mam taki odruch, że plączę coś między palcami, jak o czymś myślę, lub się denerwuję - powiedziała raczej spiętym tonem. Myślenie o nim, o wodzie i gaszeniu pragnienia sprawiło, że poczuła ucisk w dołku, więc zamilkła i skoncentrowała na równomiernym oddychaniu, by czasem nie wyszło na jaw jak poczuła się spięta.
- O czym myślałaś? Lub czym denerwowałaś się? - mężczyzna zapytał. - Wiem, że masz wiele powodów do rozmyślań i denerwowania się. Co akurat teraz zaprzątnęło ci głowę?
Postawił na podłodze wodę i wyjął jakiś owoc. Była to gruszka lub jabłko. Przynajmniej tak to zabrzmiało, kiedy wgryzł się w niego.
- Mam dzisiaj apetyt - mruknął.
Ostatnie, o czym Alice teraz chciała myśleć to jego usta, zęby i to, że miał apetyt. Wzięła głębszy wdech, żeby się uspokoić i westchnęła
- A… Cóż… - przeciągnęła, trochę niepewnie, wiercąc się i zakładając nogę na nogę, jakby siedzenie prosto stało się niekomfortowe
- Zastanawiałam się, o czym myślisz… - powiedziała półszczerze o czym dokładnie pomyślała. Śpiewaczka wygładziła brzeg sukienki przy swoim kolanie, jakby był zagnieciony, lub zagięty, choć nie był.
- O wersetach - odpowiedział Kaverin. - Jestem ciekawy, gdzie nas zaprowadzą. Jaki jest finał tej tragicznej sztuki. Oglądałem trochę fińskich programów informacyjnych i choć nie znam bardzo dobrze fińskiego, to i tak ciężko nie wyczuwać tej całej paniki i dramatu. Wcale nie dziwię się, biorąc pod uwagę to wszystko, co miało miejsce. Wydaje się, że to wszystko dobiega już końca, bo mamy coraz mniej godzin do końca Przesilenia Letniego… ale co, jeżeli najgorsze dopiero przed nami? Kiedy jest bardzo źle ludzie nie myślą, że może być jeszcze gorzej. Po wybuchu Hiltona nie spodziewali się zniszczenia katedry. A po katedrze masakry w Skalnym Kościele. Natomiast po tym nikt nie spodziewał się, że limit zła nie został jeszcze wyczerpany. Kasyno, dom kultury, wieżowiec… ciężko połapać się już nawet z kolejnością tragedii. A co, jeśli wersety zaprowadzą nas do bomby atomowej, która zmiecie z powierzchni ziemię całą stolicę? Albo cały świat?
Kirill zaśmiał się lekko.
- Czuję powoli narastającą… - zastanowił się. Zdawało się już, że nie dokończy, kiedy minęło kilkanaście sekund. Jednak dokończył. - ...ekscytację.
Harper słuchała go uważnie
- Najpierw dom kultury, potem kasyno, a potem samolot w wieżowiec. Z czego z tego ostatniego, to się będę musiała chyba spowiadać, że urządziłam WTC nieświadomym mieszkańcom Helsinkek… - jej wcale do śmiechu nie było. Słysząc jednak jak on się zaśmiał, pokręciła głową
- Chciałabym odczuwać ekscytację, zamiast napięcia i ciężaru. Bo jak narazie, to mam wrażenie, że blisko wybuchu to jestem ja sama - przyznała szczerze
- Dlatego… dlatego staram się skupić na tu i teraz, albo na sprawach ważnych… Bo po prostu chyba bym się pogubiła już dzisiaj - powiedziała jeszcze i posmutniała odrobinę bardziej.
- Ja tego tak nie odczuwam. Chyba nawet mnie to dziwi, ale napięcie i ciężar kompletnie mnie nie dotyczy. Czyżbym wreszcie oszalał? - Kirill zastanowił się. - Idąc korytarzami w sklepie zastanawiałem się, co chcę zjeść, jeżeli świat skończy się za kilka godzin i umrę. Ale nie odczuwałem z tego powodu strachu lub bólu - chyba wzruszył ramionami. - Jest pewna granica tego, jak bardzo możesz się przejmować. Potem już chyba nie rusza cię nawet to, co powinno.
Harper wzdrygnęła się
- Jeśli to przeżyję. Jakimś cudem… Nie jestem pewna, czy nie boję się tego, kim będę po tym tygodniu - powiedziała trochę ciszej. Nie była zdziwiona postawą Kirilla, nawet nieco ją rozumiała, to co przyszło jej teraz do głowy, to myśl o tym, jak mocne piętno wypali na wszystkich ten tydzień. Co się stanie, gdy to już minie i będzie można zrobić ten ‘piknik’, o którym rozmawiała z de Traffordem. Jak mocno ona sama oszaleje? Mruknęła
- Lubisz jeść słodkie rzeczy? - zapytała go, nagle zmieniając temat.
- Przecież wiesz, że tak - Kirill odpowiedział neutralnym tonem. Następnie ponownie wgryzł się w owoc, nie przestając go konsumować.
- Przecież… Nie jadłeś przy mnie nic, jak widzieliśmy się wcześniej… - Alice powiedziała, zastanawiając się chwilę. Pomyślała o sobie i parsknęła, kręcąc głową. Ona się nie klasyfikowała do jedzenia, w mieszkaniu była tylko pizza, a z tego co pamiętała pił alkohol…
Kirill zamruczał coś pod nosem.
- Mary wraca - rzekł. - Przestańmy flirtować - poprosił.
Rozbrzmiał szelest toreb, co zasugerowało śpiewaczce, że mocniej złapał ich uchwyty. Następnie kobieta poprowadziła ich przez schody, kilka korytarzy i windę prosto do pomieszczenia.
- Chwila, nie otwieraj oczu. Tylko zsunę rolety - mruknął. Po dwóch minutach rzekł, że Alice może rozejrzeć się. Ujrzała kompletnie normalny, schludny, choć raczej niezbyt drogi pokój hotelowy.
Nie skomentowała jego słów w samochodzie, nim Mary nadeszła, bo zaskoczył ją mocno. Po czym, gdy wreszcie wyszli, dała się poprowadzić na ślepo do pokoju. To zabawne, bo to było znowu jak spacer do O’Hooligans.
Gdy znaleźli się w pokoju, Alice rozejrzała się, po czym zsunęła buty na obcasie z nóg
- Przepraszam na chwilę - powiedziała, po czym poszła do łazienki. Spędziła w niej około 15 minut, doprowadzając się do porządku, po całodniowym bieganiu. Kosmetyki Sonii były niesamowite, że wytrzymały do tej pory praktycznie w nienaruszonym stanie. Alice ponownie jak rano, umyła zęby, pozbywając się wreszcie dyskomfortu. Po czym poprawiła włosy, by wreszcie uwolnić od siebie łazienkę, aby na nowo odświeżona powrócić do głównego pomieszczenia. Rozejrzała się ponownie. Wyglądała, jakby czegoś szukała, a były to zakupy, które zrobił wcześniej Kirill. Chciała się napić wody.
Znajdowały się tam dwie butelki wody gazowanej i dwie niegazowanej. Poza tym cztery czerwone jabłka, trzy gruszki i opakowanie brzoskwiń tak dużych, czerwonych i miękkich, że Alice poczuła apetyt, mimo że jej żołądek był zapewne zrujnowany. Poza tym dwie krótkie bagietki z masłem czosnkowym, dwa croissanty oraz trzy paszteciki.
- Mam ochotę na pizzę - mruknęła Mary pasywnym agresywnym tonem. - Normalnie jem tylko pizzę. Chcę zjeść pizzę.
Alice podeszła do jakiegoś wolnego krzesła i powiesiła na nim swoją torbę, a następnie wzięła butelkę wody niegazowanej, odkręciła i ugasiła pragnienie. Zerknęła na Mary, a słysząc jej żądanie, najpierw milczała kilka sekund, po czym się zaśmiała
- To mają coś wspólnego z tą pizzą… - rzuciła i usiadła, częstując się jednym croissantem. Zerknęła przelotnie na Kirilla, po czym znów na Mary
- Jak chcesz pizzę, to przecież nikt ci nie zabroni, no nie? - zauważyła. Następnie wyjęła z torby telefon i napisała maila do Emerensa

Cytat:
I jak się macie? Wszystko w porządku?
Alice spoglądała przez chwilę na ekran komórki, ale Emerens najwyraźniej nie czekał tylko na to, aż napisze do niego maila. Nie odpisał od razu i ciężko było stwierdzić, kiedy to zrobi. Minęło może pół godziny od czasu, kiedy widzieli się. Co znaczyło, że właśnie teraz Fortuynowie rozmawiali z sobą. Rens pewnie próbował uspokoić młodszego brata. Choć sam również wydawał się zdenerwowany. Jennifer natomiast najprawdopodobniej zastanawiała się nad tym, jak wszystko ze sobą pogodzić. Jak znaleźć najlepsze rozwiązanie. Czy w ogóle była w stanie?
- Nie wiem, jak długo tu będziemy - mruknęła Mary. - Ale… pieprzyć to.
Wzięła telefon i usiadła przed komputerem, aby odnaleźć numer najbliższej pizzerii. Wnet zamówiła dwie duże sztuki na cienkim cieście. Wyszła do drugiego pokoju, aby podać adres lokalu.
- Właśnie uświadomiłem sobie, że Noel również jest wielkim fanem pizzy. Nie wiem, czy to cecha tego pokolenia - Kirill rzekł co najmniej tak, jakby miał osiemdziesiąt lat. - Czy może raczej tego rodzeństwa.
Alice zerknęła na niego, kończąc jeść rogalik
- Coś mi się zdaje, że to dostali w genach… - powiedziała tylko krótko, po czym przyglądała się chwilę uważniej Kirillowi
- Swoją drogą, co u Noela? Rozmawiałeś z nim później? - zapytała jakby przypominając sobie o tej kwestii.
 
Ombrose jest offline  
Stary 08-05-2018, 18:52   #488
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Narada

- Napisał mi wiadomość, że czuje się już całkiem dobrze. Zapytał, czy może mi jakoś pomóc. Odpowiedziałem, że tak. Niech odpoczywa i leży w łóżku. Świadomość, że jest w bezpiecznym miejscu dodaje mi skrzydeł - rzekł. Następnie zmarszczył brwi. - Ciekawy dobór słów, biorąc pod uwagę, że mówię o Noelu.
Harper parsknęła lekko
- No… Choć to świetna zdolność, nie polecałabym tych linii lotniczych na dłuższą metę. Wyprawa z Helsinek, niemal do Rosji kosztowała go grypę, a mnie nerwy - powiedziała i jakby na samo wspomnienie rozbolały ją ramiona.
- Jak twoje plecy - znowu, płynnie zmieniła temat.
- Bolą - rzekł Kaverin. - I dobrze. Ludzie nie doceniają bólu. Uważają go za kulę u nogi, coś, co cię spowalnia. Mnie ból wyzwala - wyjaśnił. - Może właśnie dzięki niemu nie boję się końca świata. Mogę myśleć zdecydowanie jaśniej i bystrzej, niż gdybym znajdował się w kompletnie nienaruszonym stanie. To pewnie adrenalina - mruknął.
Podszedł do kuchni i wyjął z szuflady nóż. Zaczął się nim bawić. Spoglądał na metalowe ostrze, jak gdyby zastanawiał się nad tym, jak bardzo ostre było narzędzie.
Alice widząc ostry przedmiot w jego dłoni, wstała z krzesła, na którym do tej pory pozostawała, odkładając komórkę na stolik, po czym podeszła do niego i zanim mógł się odsunąć, złapała za nóż, miękko
- Odłóż go… - powiedziała powoli, ale patrzyła na niego trochę niespokojnie. Martwiła się o Kaverina, a jednocześnie, ostry przedmiot w jego rękach, gdy byli chwilowo sami w pomieszczeniu, wzbudzał w niej mieszane uczucia.
Mężczyzna zmarszczył brwi, patrząc na Alice. Następnie uśmiechnął się lekko.
- Na litość boską, zamierzałem tylko obrać jabłko - mruknął. - A co sobie wyobrażałaś? - zapytał. - Puścisz? - poprosił, spoglądając jej w oczy. Znajdowali się tak blisko siebie… i ich ciała pamiętały się. Powietrze pomiędzy nimi wydało się gorące.
Harper zacisnęła na moment zęby, po czym zerknęła na nóż, który trzymała. Puściła go i cofnęła dłoń
- O niczym… Nie… Nieistotne - powiedziała na wstrzymanym oddech, po czym odwróciła się do niego tyłem i ruszyła z powrotem do wcześniej zajętego krzesła
- Jeśli nie masz nic przeciwko, to też zjem jedno - powiedziała zmieniając nagle i nieoczekiwanie kierunek ruchu. Wzięła jedno z jabłek i poszła je umyć w zlewie.
Kiedy to robiła, Kirill usiadł na pobliskim blacie, trzymając w jednej ręce nóż, a w drugiej owoc. Ona myła swój, natomiast Rosjanin pozbywał się skórki, po czym pokroił jabłko i usunął nasiona. Wziął do rąk jeden kawałek po czym skierował go w stronę ust śpiewaczki, chcąc, aby go przyjęła. Patrzył jej w oczy.
- Bałaś się, że zrobię krzywdę sobie? - zapytał. - Czy tobie?
Napierał jabłkiem na jej wargi, chcąc, aby rozchyliły się.
W pierwszej chwili Alice wzdrygnęła się, gdy coś chłodnego i wilgotnego dotknęło jej ust. Zerknęła w dół na kawałek jabłka, a potem popatrzyła na Kirilla. Milczała. Następnie otworzyła usta, tak jak tego chciał, złapała kawałek jabłka zębami, zabierając mu go i obracając językiem skryła w ustach, za moment chrupiąc i jedząc. Wytarła swoje jabłko z kropelek wody
- Może… Może obie opcje przyszły mi do głowy - odpowiedziała szczerze, odwracając wreszcie od niego wzrok, na czerwony owoc by go obejrzeć, jakby był bardzo ciekawy.
W trakcie pożywiania jej, palce mężczyzny musnęły usta kobiety. W tych miejscach paliły ją swoistym ogniem. Śpiewaczka zacisnęła je, chcąc pozbyć się mrowienia.
- Cieszę się, że cię wi… - zaczął Kirill, kiedy rozległ się trzask otwieranych drzwi i Mary weszła do pomieszczenia, które stanowiło połączenie salonu i kuchni.
- Zjem coś normalnego - wydawała się tym szczególnie usatysfakcjonowana, choć i tak krzywiła się. - Do czego doszliście w tym czasie?
Kirill nawet nie patrzył na Colberg. Jego oczy dalej wpatrywały się w oczy Alice.
- Jeszcze nie doszliśmy… - szepnął.
Mary kompletnie nieświadoma niczego usiadła na kanapie i chwyciła komputer, który leżał w torbie na stole.
- Czas działać - Mary mruknęła zrzędliwie.
Kirill uśmiechnął się, jakby zgadzał się z nią.
Harper wzdrygnęła się, gdy Mary wparowała do pomieszczenia, a potem nieświadomie podsunęła takie słowa, które Kaverin w lot podłapał i jak się zdawało rudowłosej, celowo wykorzystał przeciw niej? Alice odchrząknęła, płonąc rumieńcem i odwróciła się by ruszyć do swojego krzesła, niemal parując z emocji, które ją zjadły. Zrobił to specjalnie, czy to była tylko gra słów? Teraz się głowiła
- Wersety… Proponuję nie omawiać ich szczegółowo, żeby nie zdradzić za wiele dodatkowemu słuchaczowi - mimo tego, że zmieniła temat na poważny, przelotnie zerknęła na Kirilla, karcąc go spojrzeniem, gdy już się uspokoiła za jego wcześniejszych aluzje.
- Mam parę pomysłów - powiedziała kontynuując, po czym z premedytacją obserwując Rosjanina wgryzła się w jabłko. Jeśli dobrze pamiętała, jej zęby były czymś co Kaverin mocno poczuł w Petersburgu.
Kirill również patrzył na nią, jakby pamiętał, że były rzeczy, które i Alice mocno poczuła w Petersburgu. Colberg wydawała się kompletnie nieświadoma panującego napięcia. Jedyne, o czym myślała, to pizza i wersety.
- Więc mów - mruknęła. - Nie ma sensu aż tak bardzo obawiać się Tuonetar, bo dla nas przepowiednia również będzie nieprzydatna, jeżeli nic z niej nie wyciągniemy. Niestety musimy zastanowić się nad nią - westchnęła.
Śpiewaczka oblizała usta ze słodkiego soku z jabłka
- Hm… No to tak, od początku. O dwoistości natury Ukka już wiemy. Chodzi o to, że albo panuje ład, albo panuje chaos. Z tego co się dowiedziałam, kontrolę nad tym ma, że tak powiem, stan w jakim jest korona. Jeśli spoczywa na skroni Ukka, to panuje ład. Jeśli natomiast zostałaby zniszczona, zapanuje chaos. Niejako wynika to też z wersetów. Dziewice zdają mi się ściśle powiązane z nacjami… Więc może to miejsca, skoro jak to tam idzie, ‘wyrastają z kamienia’... - zamyśliła się na moment. Przez chwilę nie patrzyła na Kirilla, tylko na jabłko, które zaczęła obracać w palcach, tak jak wcześniej się usprawiedliwiała że ma taki odruch.
- Nie wiem, o jakim krzyżu, czy krzyżach jest mowa… Za to, znam trzech mężów, którzy mają symbole młota Ukka. Tyle, że jeśli ich obecność będzie niezbędna, to szukanie ich będzie koszmarem. Bo to już nie szukanie wersetu, tylko szukanie trojga ludzi w wielkim mieście - powiedziała poważnym tonem
- Więc mam nadzieję, że to metafora - polizała jabłko, zapominając o tym czy Kirill na nią patrzy, czy też nie. Znów je ugryzła i schrupała ze smakiem. Wyraźnie bawiła się owocem, podczas jedzenia i mówienia
- Surma jest wrażliwa na wodę morską… To też wynika z wersetów. Końcówka mówi o tym, czego dowiedziałam się od żony Ukka, bóg sam nie może nic pomóc, ani postawić się po żadnej ze stron, póki trwa spór w sprawie tej korony. Pozostaje nam teraz tylko kwestia odszyfrowania zagadki, w jakim, do licha krzyżu jest owa korona, no i czy ci trzej Fenni, to nie będą nam potrzebni osobiście. A tak się przypadkiem składa, znam takich trzech, tylko jeden z nich to już na dzień dobry problem jak sto pięćdziesiąt - zakończyła wypowiedź, niemal kończąc też jedzenie jabłka. Przypomniała sobie o Kirillu. Zerknęła na niego, oblizując palce.
Mężczyzna w tej chwili wydawał się kompletnie skoncentrowany na ich zadaniu, choć jego wzrok i tak zatrzymał się dłużej na palcach, które oblizała Alice. Jednak nie pozwolił wyobraźni na działanie.
- Czemu problem? Kto to? - zapytał, przesuwając wzrok na oczy kobiety.
Alice zmarszczyła brwi
- Bo to by był sam Lumi… - powiedziała ponuro, patrząc mu w oczy i wstając by wyrzucić ogryzek i opłukać dłoń po słodkim, lepkim soku z jabłka.
- Tych trzech mężów wynika z którego wersetu? - Mary zmarszczyła brwi. - Valkoinen posiada go?
Harper zerknęła na Mary
- Z tego od sowy z Domu Kultury. Jeśli nie mieli to już i tak mają. Sowa podyktowała mi go na głos nad jeziorem Bodom - powiedziała ponuro
- Bądźmy jednak optymistami, zakładam że nie muszą wiedzieć kim są pozostałe, dwie brakujące osoby. Co prawda znalezienie drugiej, byłoby równie problematyczne co dotarcie do Lumiego, choć odrobinę prostsze, to wiem gdzie natrafić na trzecią… A przynajmniej jaki jest trop. Co za ironia swoją drogą… Mary, wszyscy byliśmy w tym samym domu po pożarze nad jeziorem - powiedziała alice enigmatycznie, bo Tuonetar w końcu nie wiedziała bezpośrednio o czym teraz śpiewaczka mówiła.
- Nie powinnaś mówić takich rzeczy… z powodu czwartej osoby w tym pomieszczeniu - przypomniała Colberg. - W każdym razie, jeżeli Valkoinen najwcześniej pozyskało ten werset, to mieli najwięcej czasu, aby go zrozumieć. A więc mogli szukać tych osób i znaleźć je, a przynajmniej uczynić jakiekolwiek przygotowania - mruknęła. - To ludzie, którzy wysadzają katedry w całej Europie. Myślę, że odnalezienie kilku osób może nie być dla nich aż tak trudne. Lumi, jeżeli wciąż żyje, powinien być w ich rękach. Natomiast pozostała dwójka… - Colberg wzruszyła ramionami. - Możemy założyć, że już ich mają.
- A właśnie, jak już o tym wspomniałaś… o co chodzi z tymi katedrami? - zapytał Kaverin.
Harper zamyśliła się i wróciła na krzesło
- W internecie czytałam, że jest taki fiński rytuał, czczenia Przesilenia, że się nad wodą zapala ognisko, ale czemu katedry… Chwileczkę… Gdzie i jakie kościoły spłonęły? Jana Chrzciciela tylko? - zapytała łącząc powoli jakies fakty. W zamyśleniu, podparła łokieć na podłokietniku i złapała kosmyk włosów obracając go w palcach, podczas myślenia.
- Tylko - Mary potwierdziła. - Najpierw w Sztokholmie, potem w Helsinkach, a później… - zastanowiła się.
Kirill roześmiał się.
- Mogę z pierwszej ręki zaświadczyć, że w Sankt Peterburgu również. Obydwoje z Alice prawie nie spaliliśmy się w nim. Właśnie tak poznaliśmy się.
- No i w międzyczasie jeszcze wybuchł w Tallinie. Nie wiem, czy kolejność ma znaczenie. W każdym razie mam mapę - mruknęła. Następnie wyjęła ze swojej torby atlas samochodowy po Europie. Wzięła czerwoną kredkę i zakreśliła cztery krzyżyki.


- Bardzo symetrycznie - oceniła.
Alice popatrzyła na mapę, po czym przechyliła głowę na bok, a potem na drugi bok
- A gdyby tak, czysto… Hipotetycznie… Założyć… Że mam trochę naiwny pomysł, ale nie chcę mówić go na głos? - odezwała się śpiewaczka, prostując głowę i zerkając na Mary.
- Myślę, że i tak nie zmieni on tego, co o tobie sądzę - odpowiedziała kobieta, zachowując neutralną twarz. Ciężko było stwierdzić, czy miała na myśli to, że tak bardzo ceniła Alice, że jedna głupia myśl śpiewaczki nie zaszkodzi jej dobrej opinii… czy może raczej coś kompletnie przeciwnego.
Rudowłosa zmarszczyła lekko brwi
- W sensie, że nie chcę, żeby Tuonetar to usłyszała… - sprecyzowała jaśniej, trochę zmieszana, czy Mary właśnie jej dojechała, czy nie.
- To napisz go na komputerze - Colberg westchnęła. - Albo na komórce i pokaż go nam. Byłam przekonana, że już opracowałyśmy to rozwiązanie, choć to może jedynie moja bujna wyobraźnia.
Alice zamilkła
- No tak. W sumie - kobieta wzięła telefon i odpaliła pisanie sms’a, po czym zamknęła oczy i zaczęła klikać na klawiaturze, następujące słowa

Cytat:
A gdyby tak korona była na samym środku połączonych linii? Na morzu?
Po czym otworzyła oczy, ale już odwracając telefon z tekstem do Mary.
Kobieta zastanowiła się.
- Ale to miejsce wynika z tego, że tam atakowało Valkoinen. A nie z przepowiedni. Jesteś w stanie podeprzeć to w jakiś sposób wersetami? - zapytała kobieta. - Nie sądzę, żeby Aalto stworzył taką zagadkę, której rozwiązanie będzie zależeć od czynów Tuoneli kilka dekad później. A tylko z powodu wybuchających katedr wpadliśmy na te cztery miasta, prawda?
Harper zastanawiała się chwilę
- Ale liczba cztery występuje w wersetach… - zauważyła Alice
- I wcześniej sugerowałam, że to mogą być miejsca… Więc, czemu nie miasta? Tylko, czy krzyże, to te kościoły, czy krzyż to no wiesz - skinęła głową na potwornie różowy telefon.
- A co o tym krzyżu mówią wersety? - Mary zmarszczyła brwi, zastanawiając się. - Tam jest mowa o jednym krzyżu a nie kilku krzyżach, więc chyba nie chodzi o kościoły. A jak już, to o jakiś jeden konkretny, ale nie wydaje mi się.
Śpiewaczka mruknęła
- No tak to masz, jak wół. Tylko czy to nie byłoby za proste? Sądzisz, że to coś głębszego? No masz cztery miasta, jakiś jeden krzyż… Ale czy w sensie, że młot Ukka? Jego też nazywano w końcu krzyżem. Może przez to, że bogowie są bogami, już na wstępie wiedzieli coś więcej niż my, w końcu mieli jakieś tysiąclecia, żeby się tego dowiedzieć, chociażby od zmarłych finnów… - zauważyła z ponura miną rudowłosa.
Mary rysowała kredką po mapie. Jej linie były mechaniczne. Najpierw poruszała ręką po linii prostej z prawa w lewo, a potem od góry do dołu. Zasłaniała obrazek w ten sposób, aby Alice go nie zobaczyła.
- Krzyż z morza… korona schowana w krzyżu… - Colberg mruczała pod nosem. - Myślę, że możesz mieć rację - westchnęła.
Alice kiwnęła głową
- Co jednak oznacza, że jeśli mam rację, to w tych wersetach, nie ma żadnej metafory… - mruknęła cicho. Czyli to oznaczało, że potrzeba będzie trzech Finnów, których nie mają, a jak założyła Colberg, może już mieć Valkoinen
- Masz jakiś pomysł jak wkopać Valkoinen, bo mi się skończyły asy w rękawie. Dziś co najwyżej przez 40 minut byłam sponsorem spadających samolotów, ale to jakby limit moich destrukcyjnych kompetencji - powiedziała pół żartem, pół serio.
- Ale co masz na myśli? - zapytał Kirill. - Musimy tam się udać. Kiedy już znajdziesz się na miejscu… nawet kiedy wyruszymy, nie będziesz musiała zamykać oczu, bo to takie miejsce, że nic, co zobaczy Tuonetar, nie nakieruje ją na lokalizację. Jak tam już będziemy… zdaje mi się, że trzech Finów jest potrzebnych do sterowania koroną. Albo do zniszczenia jej w paszczy Surmy, albo do zachowania w dobrej postaci. Jednak nam nie zależy ani na jednym, ani na drugim, prawda?
- Co masz na myśli? - Mary zwróciła na niego wzrok.
Harper zerknęła na Kirilla, łapiąc natychmiast co ma na myśli
- Tak. Masz rację. Tak… Faktycznie… Gorzej, jeśli są potrzebni, by odsłonić miejsce, gdzie się znajduje. Wiesz… Nie wiem. Chociaż w sumie… Nawet jeśli jest tam jakieś cholerne, magiczne ustrojstwo… To wszystko można skonsumować. Tylko wiesz, gorzej jak to będzie wiesz… Pod powierzchnią. Poza tym, skoro tak sprawa wygląda, potrzeba nam będzie dobrego transportu - stwierdziła na koniec.
- Zawarłam umowę z żoną Ukka, Akką, że uwolnię jej małżonka od tej korony. Znaczy, że nie wybieramy opcji A i opcji B, tylko robimy naszą własną, opcja C, kasacja zdolności korony - powiedziała do Colberg.
- Chcesz ją skonsumować… - mruknęła kobieta. - Powinnam się domyślić.
- Pytanie brzmi, czy Jennifer i Emerens są w stanie uprowadzić dla nas odrzutowiec kościoła - mężczyzna uśmiechnął się lekko. Od kilku godzin jego mimika była znacznie bardziej żywa, niż kiedykolwiek wcześniej. Chyba nie kłamał, twierdząc, że ekscytował się tym wszystkim.
- Nie potrzebny jest nam żaden odrzutowiec - Mary mruknęła. - Wystarczy motorówka. Wbrew pozorom to jest bardzo niewielka odległość… - kobieta rzekła. - Nie powinnam jej wymówić, prawda? - spojrzała na Alice.
Śpiewaczka kiwnęła głową
- Lepiej nie. Nadal jednak, czy któreś z was ma w arsenale zdolność prowadzenia motorówki? Bo ja nie umiem… Zresztą nieistotne, czego ja nie umiem… - żachnęła się.
- W porządku, ja potrafię - rzekła Colberg. - Nie wiem, czy każdy model, co prawda… Jeżeli to będzie zwykła łódka, to nie powinno być problemów. W razie problemów skorzystamy z potęgi naszych połączonych umysłów.
- Sprawdzę, czy już się odezwali - Alice zmieniła temat, skoro mieli już plan. Skasowała w telefonie opcję sms, bez patrzenia na treść i odpaliła e-mail.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 08-05-2018, 18:55   #489
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Sen o krzyżu z morza

Okazało się, że na jej mail trafiła wiadomość.

Cytat:
Mój brat powiedział, że musiał poświęcić wiele, aby uratować wasze życia. Poprosił mnie, by jego ofiara nie poszła na marne. Chce, żebym ci pomógł. Myślę, że jestem w stanie namówić Jennifer, choć jest pod wielkim wpływem swojego ojca i boję się, że może nas zdradzić. Będziemy musieli mieć oczy szeroko otwarte…
- Dostałaś coś? - zapytała Mary.
Śpiewaczka kiwnęła głową
- Tak, pomogą nam. Tylko teraz pytanie, jak się z nimi umówimy i gdzie. Pozostawić to tobie? Czy mam coś specjalnego napisać? - zapytała zerkając na Mary.
- Myślę, że ja napiszę - odpowiedziała Colberg. - Tylko jeszcze muszę znaleźć miejsce, w którym się spotkamy. Tuonetar może spodziewać się, gdzie to będzie - rzekła. - To znaczy, co to za typ lokalu. Tak sądzę.
Kirill spojrzał na nią dłużej.
- A kiedy wybieramy się tam? Jak najszybciej?
Alice podała Kaverinowi różowy telefon.
- To ustalcie wszystko, a ja wyjdę do drugiego pokoju. Wyjaśnijcie sobie, dobrze? I wtedy zawołajcie mnie z powrotem - śpiewaczka tak ustawiła komórkę, by Kaverin zdecydowanie na pewno zobaczył treść maila. Miała więc nadzieję, że załapie, aby wytłumaczyć Mary, że ‘pod wpływem Terrence’a’ nie oznacza już nic złego i że treść tego, co jest w mailu napisane, to tylko pic dla Tuonetar. Podniosła się i wyszła do pokoju, gdzie wcześniej Mary zamawiała jedzenie. Jeśli okna były odsłonięte, to i tak na nie nie patrzyła, bo natychmiast w drugim pokoju zamknęła oczy, siadając na fotelu.
Wtem rozległ się dzwonek do drzwi. Czy powinna pójść otworzyć, czy jednak zostawić tę sprawę Kaverinowi lub Colberg? W ogóle nie słyszała ich rozmowy, co raczej oznaczało, że była bardzo cicha, niż to, że obydwoje milczeli. Wokół Alice było bardzo ciemno - a przynajmniej takie wrażenie odniosła przez zamknięte powieki. Kiedy je rozchyliła - tylko nieznacznie - spostrzegła, że jedyne okno jest zasłonięte przez rolety. Albo zrobił to Kirill kiedy tylko weszli do środka, albo Mary w momencie, gdy zamawiała jedzenie. Znaczyło to, że Harper mogła swobodnie otworzyć oczy i rozejrzeć się, jednak nie spostrzegła nic szczególnie przyciągającego uwagi prócz dużego, szerokiego łóżka, które wyglądało na bardzo wygodne…
Alice nie ruszyła się, by otworzyć, z tytułu, że to mogłoby dać wskazówki Tuonetar. Pozostawiła ten temat dla Mary i Kirilla. Sama tymczasem, z czystej ciekawości podniosła się i usiadła na łóżku, sprawdzając jak było miękkie i czy w ogóle. Lubiła raczej miękkie łózka, więc taka niepotrzebna jej w żaden sposób informacja, o tym, czy w tym tajemniczym hotelu mieli miękkie łóżko, była dla niej teraz wręcz nieziemsko potrzebna. Skoro jednak, póki co nie miała nic innego do roboty, mogła zaspokoić swoją ciekawość na tym froncie.
Materac okazał się dokładnie taki, jaki Alice lubiła najbardziej. Dla wielu osób mógłby być zbyt miękki, co było dość odważnym wyborem ze strony hotelu, jednak śpiewaczce pasował idealnie. Odniosła wrażenie, że jeżeli tylko położy się na nim, to od razu zaśnie. Zupełnie jakby było Paraspatium, które rzuciło na nią swój czar. Śnieżnobiała pościel również wyglądała niezwykle kusząco. Kiedy Harper podniosła poduszkę i wtuliła w nią twarz, poczuła intensywny, słodki zapach świeżo wypranej tkaniny.
Alice uniosła brew
- Hm… - mruknęła cicho. Poprawiła poduszkę, po czym oparła na niej głowę, tym samym w najprostszy sposób kładąc się na moment. Zerknęła na drzwi prowadzące do pomieszczenia, gdzie był Kirill i Mary. Długo im to schodziło… Znowu. zaczęła się zastanawiać czemu i na moment zamknęła oczy na chwilę. Uznała, że to tak tylko na moment, skoro i tak nie ma co robić, a pościel miała tak przyjemny zapach. Splotła dłonie na splocie słonecznym i mrugała co jakiś czas, powoli, patrząc na sufit.

Mrugała coraz wolniej i w pewnym momencie chyba przysnęła, gdyż wkrótce… została obudzona.
- Alice? - zapytała stojąca w drzwiach Mary. Trzymała kawałek pizzy, której apetyczny zapach roznosił się po całym pomieszczeniu. - Spałaś? Chcesz pizzę? Już wszystko ustalone, możemy wyjeżdżać w każdej chwili.
Rudowłosa wzdrygnęła się i spojrzała na Mary i jej pizzę
- Spałam? - odpowiedziała zaskoczona. Po czym powoli podniosła się, lekko zasłaniając usta, gdy ziewnęła. Czy naprawdę spała, czy tylko jej się zdawało i drzemała? Rozejrzała się, jakby szukając wskazówek ile tak naprawdę czasu kazali jej tu czekać, aż ją zawołają. Podniosła się i poprawiła sukienkę.
- Za pizzę dzięki… Najedz się jeszcze spokojnie i wtedy ruszymy - zaproponowała jej i poprawiła włosy, mierzwiąc je palcami. Zerknęła jeszcze raz na łóżko, które było winne jej odprężeniu. Trochę jak to, które miała u siebie w mieszkaniu, w końcu wybierała je specjalnie dla siebie, wedle swoich upodobań. Westchnęła cicho.
- Dobra - Mary skinęła głową. - To odpocznij sobie jeszcze chwilę i przyjdź do nas. Zjadłam i tak już trzy kawałki, to czwarty. Nie jestem już głodna. Będziemy czekać. Myślę, że możesz jeszcze leżeć przez jakieś pół godziny, ale potem będziemy musieli już wyruszyć - dodała. - Kirill martwi się, czy żyjesz i nie zabiły cię te leki.
Alice uśmiechnęła się cierpko
- Nie, nie zabiły - powiedziała trochę głośniej, by na pewno Kaverin usłyszał w drugim pomieszczeniu.
- To ja w takim razie jeszcze chwilę odpocznę… Dzięki… Obudźcie mnie, jakby coś… - powiedziała, po czym znowu usiadła na łóżku już spokojniej, poprawiając na nowo poduszkę i kładąc się znowu na wznak jak wcześniej. Czy znowu uśnie? Czy tym razem wybita z nastroju przez Colberg już na nowo nie zdoła? Poczekała, aż nastanie w pomieszczeniu cisza i ponownie spróbowała uspokoić się i zamknąć oczy.
Zasnęła.

Lewitowała pośród nieskończonego, niebieskiego nieba oraz szumiącego, spokojnego morza. Słońce niespiesznie chyliło się ku zachodowi. Jego barwa zaczynała przybierać coraz czerwieńszego, cieplejszego wyrazu. Obłoki leniwie dryfowały, nie mogąc znaleźć sobie odpowiedniego miejsca. Alice słyszała śpiew mew, jednak sylwetki ptaków były niewidoczne. Gdzie się podziewały? Czyżby zmierzały do lądu? Jednak śpiewaczka nie widziała nigdzie ziemi, choć rozglądała się dookoła, próbując zobaczyć choć skrawek zieleni. Zdawało się jednak, że znalazła się w świecie, w którym istniała jedynie biel, błękit oraz słoneczna czerwień i żółć.

Wtem usłyszała cichy odgłos, który nie przypominał niczego, co w życiu usłyszała. Z każdą kolejną sekundą zdawał się coraz głośniejszy. Napełniał jej serce strachem, choć nie zawierał ani przeraźliwych pisków, ani bogobojnych krzyków. Intensywność zwiększała się bez przerwy, rosnąc i rosnąc… Nagle spostrzegła, że świat wokół niej zaczyna zakrzywiać się. A przynajmniej takie wrażenie odniosła w pierwszej chwili. Jednak rzeczywistość rysowała się nieco inaczej. Otóż… morze zaczęło podnosić się.

Zupełnie tak, jak gdyby grawitacja przestała mieć znaczenie. Już wcześniej szwankowała, pozwalając Alice tak po prostu unosić się ponad tym wszystkim, lecz w tej chwili została kompletnie wyłączona. Harper przestraszyła się, że morze, zmierzając w jej kierunku, utopi ją. To jednak nie wydarzyło się. Nawet jedna, pojedyncza kropelka słonej wody nie dotknęła jej skóry. Zamiast tego masyw wodny podnosił się przed jej oczami. Wędrował coraz wyżej i wyżej, prosto do nieba. Kolumna morskiej piany znajdowała się coraz wyżej, jakby chcąc posmakować nieba i płynących po nim chmur. Wnet jednak ustatkowała się i zaczęła rosnąć po bokach. Wreszcie przed jej oczami uformował się krzyż stworzony z morza. Jego środek znienacka zapalił się czerwienią tak intensywną, że Harper krzyknęła, a z jej oczu polały się łzy. Zamknęła oczy, bojąc się, że oślepła. Dopiero po chwili odważyła się ponownie je otworzyć. Kiedy to zrobiła, barwa pozostawała nie mniej intensywna, jednak teraz Alice była w stanie wytrzymać jej siłę. Kolor pulsował miarowo, przywodząc na myśl ludzkie serce.
Kobieta chciała się do niego zbliżyć. Mimo, że ten kolor był tak intensywny, chciała zobaczyć dokładnie czym było to, co zdawało jej się być sercem. Mrugała, by oczy przestały jej łzawić i teraz chciała sprawdzić, czy może się poruszać, albo w jakiś sposób przybliżyć do tego czegoś.
Spróbowała przybliżyć się i choć poruszyła się jedynie trochę, to i tak poczuła w sobie pewną pierwotną, trudną do opanowania panikę. Przyzwyczaiła się do czerwieni, kiedy znajdowała się metr dalej. Trudno było uwierzyć, że przebycie tak niewielkiego dystansu tworzyło tak ogromną różnicę… Mimo to próbowała dalej posunąć się naprzód. To jednak tylko pogorszyło jej odczucia.
Alice nie wytrzymała i odwróciła wzrok na kilka chwil. Skoro więc nie mogła się zbliżyć, to chociaż chciała dotknąć. Sprawdzić co tak naprawdę jest tuż przed nią. Zerkała co jakiś czas na czerwień, ale dalej próbowała się zbliżyć. Czy w ogóle mogła? Walczyła o każdy kawałek trasy. Jednak… Jednak czym to było w porównaniu z wyprawą na wzgórze w Tuoneli? Inny rodzaj grozy, próbowała sobie tłumaczyć.
Kiedy Alice przyzwyczajała się do pulsującego koloru, w jej głowie pojawiła się myśl… Czy naprawdę byłaby w stanie skonsumować taką potęgę? Bo to właśnie planowała zrobić. Naprawdę wystarczyło upuścić krew i skoncentrować się, aby wchłonąć coś, na co nie była nawet w stanie patrzeć? A nawet jeżeli jej się to uda… jak bardzo ją to zmieni?

Wnet Alice poczuła, że jest obserwowana. Podniosła wzrok. Ujrzała spoglądającego na nią mężczyznę, starca. Prawa fizyki zaczęły kompletnie wypaczać się, dlatego nie potrafiła ocenić, jak daleko znajdował się, ani nawet czy widzi jego twarz, czy może całe ciało. Była jednak pewna, że mężczyzna nic nie mówił… Czy jednak był w stanie słuchać?
Śpiewaczka przyglądała się sercu, a potem mężczyźnie. No tak… Korona sercem Boga, czy jeśli skonsumuje ją, o ile w ogóle zdoła, to czy nie zaszkodzi mu
- Jeśli pozbawię koronę mocy… To czy Ukko wróci do swej żony? - zapytała na głos, a przynajmniej taki miała zamiar, bo nie wiedziała, czy jej sen na to pozwoli.
- Czy gdyby Ukko już w tym momencie znał odpowiedź na to pytanie… to czy potrzebowałby, aby ktoś pozbawiał koronę mocy? - usłyszała w odpowiedzi. Głos rozbrzmiewał znikąd i tak właściwie chyba nawet nie rozbrzmiewał.
Rudowłosa zerknęła znów na serce
- To prawda… Warto jednak spróbować… A kto stworzył koronę? - zapytała, zastanawiając się czy dostanie chociaż na to pytanie odpowiedź.
- Kto spętał boga? - usłyszała. - Czyż Tuonetar nie oferowała ci tej wiedzy? Odrzuciłaś ją wtedy, czy potrzebujesz jej teraz?
Rudowłosa zmarszczyła lekko brwi, przypominając sobie spotkanie z Tuonetar w Tuoneli przy ostatniej okazji.
- Znowu prawda… W takim razie… W takim razie czy potrzeba trzech mężów, by odsłonić koronę? Czy, aby zadecydować nad ładem, lub chaosem? - zapytała o coś, co w tej chwili było najprzydatniejszą informacją. Zerknęła znów na czerwone światło, ponownie nieco chcąc się zbliżyć. Bała się jak bardzo zmieni ją jej pochłonięcie. I czym by się po tym stała, ale jednak był ktoś, kto liczył na jej pomóc. Komu dała nadzieję. Pragnęła ją spełnić, jeśli mogła.
- Czyż nie pytasz o coś, co w tej chwili byłoby dla ciebie najprzydatniejszą informacją? Bóg ten wszechmocny, a jednak bezsilny, gdy walczą dzieci jest jakby labilny…
Alice zbliżała się, oswajając się z morskim ogniem. Kiedy przemierzyła kolejny metr, poczuła, że coś wytrąca ją ze snu. Jej ramię… jak gdyby ktoś nim potrząsał. Zrozumiała, że zostało jej co najwyżej kilkanaście sekund, kiedy nie będzie mogła dłużej walczyć i wróci w krainę jawy.
Alice spojrzała w górę, na mężczyznę, z którym, jak zrozumiała, rozmawiała
- Postaram się pomóc, jak mogę, by zatrzymać to co chcą uczynić władcy Tuoneli - powiedziała i ponownie spojrzała na czerwień serca, nadal chcąc chociaż spróbować go dotknąć, nim całkiem się zbudzi.
- Nie życzę ci ani klęski, ani powodzenia - usłyszała.
Była coraz bliżej. Już wyciągnęła rękę, aby dotknął połyskującej tafli wody… kiedy obudziła się.

- Masz mocny sen - usłyszała głos Kirilla. Rozwarła oczy i ujrzała jego twarz nad sobą. - Mary mówi, że już musimy iść - rzekł. - Chcesz kazać czekać Emerensowi i Jennifer?
Harper otworzyła szeroko oczy, obserwując Kirilla nad sobą. Nie wyglądała na wystraszoną, co bardziej gdzieś pomiędzy osłupieniem, zdezorientowaniem, a zirytowaniem… Rozejrzała się i dopiero po chwili wzięła głębszy wdech i zmarszczyła brwi
- Śniło mi się… serce Boga - powiedziała zagadkowo, ale nie kłamała. Kirill był w temacie, więc powinien załapać.
- Dasz mi się podnieść, czy zamierzasz nade mną wisieć? - zapytała zaraz, orientując się, że nadal pozostawał pochylony nad nią.
- Bardziej wolałbym również położyć się - mruknął Kirill. - To łóżko wygląda na bardzo wygodne.
Podał rękę śpiewaczce.
- Co dokładnie ci się śniło? Dosłownie serce? Jak wyglądało?
Alice zerknęła na niego, wstając i za moment poprawiając sukienkę wolną ręką, bo drugą nadal trzymała jego dłoń
- Jakbyś wziął manifestacje bożej woli ze Starego Testamentu.
- To mi nic nie mówi. Choć czytałem - mruknął. - Nieważne. Możemy wyruszyć w trasę, czy chcesz coś jeszcze zrobić? Mamy dużo dobrej pizzy.
Śpiewaczka zmarszczyła brwi
- Nie wierzę, to nie robili wam z tego cotygodniowych kartkówek w seminarium? Przecież to podstawowy temat, moja babcia mnie z tego piłowała… Z tego… I z Apokalipsy. Jej ulubione fragmenty Biblii… Nieważne - pokręciła głową
- Może coś bym zjadła przed wyjściem, no i zdecydowanie czegoś się napiła - powiedziała zmieniając temat.
- Mamy wodę, pizzę i… - Kirill zaczął wymieniać, po czym machnął ręką. - A zresztą pamiętasz, co mamy. Chodź do kuchni, jedzenie jest jeszcze ciepłe. Choć raczej nie gorące. Jeżeli chcesz, to mogę zrobić herbatę - zaproponował. - Mamy czajnik, a w szafce znalazłem opakowanie, w którym pozostało kilka saszetek.
Harper pokręciła głową
- Nie trzeba. Pizza i woda wystarczą - powiedziała i uśmiechnęła się do niego lekko. Następnie udała się do drugiego pomieszczenia i bez zbędnego ociągania wybrała sobie kawałek pizzy, po czym usiadła by zjeść. Zajęło jej to chwilkę, następnie poszła umyć dłonie i usta po jedzeniu, a na koniec napiła się wody niegazowanej. Zerknęła za różowym telefonem i na oboje zebranych w pokoju
- Jeśli jesteście gotowi, to możemy już ruszać - powiedziała, teraz czekając na ich odpowiedź.
Zdawało się, że obydwoje tylko czekali na taką komendę. Kirill wstał, przeciągnął się i ruszył do wyjścia, natomiast Mary schyliła się, aby podnieść torbę i zawiesić jej pasek na ramieniu.
- Gotowi - skinęła głową. - Najprawdopodobniej jak już wyruszymy w trasę, to nie będziemy mogli wrócić. W każdym razie powinniśmy liczyć się z taką możliwością. Potrzebujesz czegokolwiek? Możemy zatrzymać się w jakimś sklepie po drodze, choć czasu mamy już naprawdę niewiele na tego typu poboczne aktywności - mruknęła.
Alice zerknęła na nią
- Nie… Myślę, że wszystko czego potrzebuję, mam już przy sobie - powiedziała i zerknęła na swoją torebkę… Zdjęła ją z krzesła i nasunęła na ramię. Wzięła do niej wodę niegazowaną, którą wcześniej piła. Rozejrzała się po pomieszczeniu w głębokim zamyśleniu.

Hotele po tym wszystkim źle jej się kojarzyły. Teraz wychodzili stąd i jeśli wszystko pójdzie źle… To ona nigdzie już nie wróci. Wszystko się skończy. Trochę się bała. Nawet więcej, niż trochę. Bała się bardzo. Nie czuła ekscytacji, a napięcie i strach, nie okazywała tego jednak po sobie, czy może raczej próbowała, kryjąc się za maską obojętności, powagi i zamyślenia. Zajrzała do środka torby, by zająć myśli czymś innym. Miała tam kosmetyki Sonii, przynajmniej tę część, której używała do makijażu i mycia. Kompletnie niepotrzebne, damskie przybory, jak szczotkę do włosów. Jakieś chusteczki, butelkę wody morskiej i niegazowanej. Portfel Sonii i zdjęcie Mary. Nóż, który zabrała z domu chłopca, którego porwał Jasper. Wódka została w samochodzie, ale leki nasenne nadal były przy niej. I ta pocztówka… Ona też cały czas jej towarzyszyła. To wszystko sprawiało, że torba nieco ważyła i na pierwszy rzut oka było kompilacją dziwnie zebranych przedmiotów, ale to były jej małe skarby. Każdy przypominał o jakimś wydarzeniu, lub o jakiejś osobie. Wzięła telefon i dołożyła do reszty przedmiotów w środku.
- Znów mam zamknąć oczy, jak mniemam? - zapytała stonowanym, przez blokadę emocjonalną, która teraz sobie narzuciła, głosem.
 
Ombrose jest offline  
Stary 08-05-2018, 18:57   #490
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Team-up

- Powinniśmy znaleźć ci jakąś opaskę na oczy - mruknął Kirill. - Na przykład taką, jaką zakłada się do snu. Choć tak właściwie nie znam nikogo, kto by korzystał z podobnych rzeczy. Śpiewaczka drgnęła
- Nosiłam taką rano, zabrudziła się krwią… - powiedziała, ale starała się o tym nie myśleć.
- Jej powieki wystarczą - Mary ucięła. - Idziemy.
Wyszła pierwsza z apartamentu. Poczekała, aż Kaverin i Alice również go opuszczą, a następnie zamknęła drzwi na klucz. Od tego momentu śpiewaczka miała oczy zamknięte. Pozwoliła prowadzić się do windy, a potem przez korytarz na parking… wreszcie wsiedli do samochodu, którym tu przyjechali.
- Uważaj, próg - Kirill pomógł jej wejść do pojazdu. - Zapnę ci pasy - mruknął i nachylił się bardzo blisko śpiewaczki, aby postąpić zgodnie z zapowiedzią. - W porządku, możemy jechać. Harper nie kłóciła się i dała mu wszystkim zająć, skoro znów ją prowadził. Czekała cierpliwie, nie poruszając się, a jedynie słuchając go i otoczenia.
Usiadł po stronie kierowcy, zapalił silnik, po czym wyprowadził samochód na drogi stolicy. Tymczasem zadzwonił telefon. Alice odruchowo dotknęła swojej torebki, jednakże komórka należała do Mary.
- Możesz zasłonić uszy? - poprosiła.
- Tak. Już - oznajmiła rudowłosa, podnosząc dłonie do uszu i zasłaniając je mocno, jednocześnie zaczęła nucić coś bardzo cicho. Z jej ust wychodził jedynie szept, ale w głowie trwała pełna melodia, gdy wyobraziła sobie orkiestrę operową, wygrywającą kolejne fragmenty utworu z Wesela Figara.
Po kilku minutach poczuła dotknięcie na ramieniu.
- Dobrze, już możesz przestać śpiewać - kobieta mruknęła cierpliwie. Zdawało się, że Alice blokowała dźwięki tak dobrze, że nie usłyszała nawet, kiedy Colberg mówiła, że już nie musi zasłaniać uszu.
- Otrzymałaś te przelewy, o których mówiłaś? - Kirill zapytał Mary. - W razie kłopotów mogę zapłacić moją kartą, tyle że może być monitorowana przez IBPI, gdyż zapłaciłem nią na lotnisku - westchnął.
- Tak, wszystko już opłacone. I, jak właśnie usłyszałam, wszystko powinno już na nas czekać - mruknęła.
Harper nie przeszkadzała im w rozmowie. Nie wtrącała nic od siebie. Milczała, kompletnie pogrążona w swoich myślach. Nie skończyła nucić fragmentu utworu z przedstawienia, w którym brała udział w wieczór, gdy to wszystko się zaczęło. Zaczęła brodzić we wspomnieniach kolejnych dni i ciężar w jej klatce nie malał. Martwiła się i obawiała, a w jakiś irracjonalny sposób wierzyła, że da radę.

”When you are not on the edge, you take up too much space” - pomyślała sama do siebie. Czy może szaleństwo pomogłoby jej przetrwać te ostatnie godziny? Może. A może na swój sposób już była szalona. Pewnie tak. Westchnęła i przetarła palcami skroń, masując ją, aby ukoić myśli.
Mary i Kirill wydawali się nieświadomi rozważań Alice. Pewnie sami tonęli w swoich własnych. Zagrożone było nie tylko życie śpiewaczki. Wyruszając w trasę i oni mogli zginąć. Czy to dlatego Kaverin twierdził, że był podekscytowany? Zaplanował sobie najmężniejszy i najodważniejszy rodzaj samobójstwa - zgon w walce o życie Alice? O czym rozmyślała Colberg? Czy zastanawiała się nad tym, jak wiele może zyskać na tym konflikcie? A może kierowała się tylko i wyłącznie zemstą? Na kim chciała się mścić? Na IBPI, którym przewodziła jej matka? A może Kościele, który był pod władaniem… przynajmniej kiedyś, jej ojca? Czy też Valkoinen, którzy niejednokrotnie próbowali ją zabić?

- Dotarliśmy na miejsce - mruknął Kirill. Zatrzymał pojazd. Rozległa się krótka chwila ciszy.

Śpiewaczka nie miała pojęcia co chodzi po głowie pozostałym. Poświęciła temu kilka myśli, ale jej umysł był tak przepełniony, że utonęły gdzieś w kotle, przewalając się i mieszając z pozostałymi. To co było pewne w jej głowie to to, że bardzo by chciała, by dziś juz nikt z drogich jej osób nie zginął. Były również inne, ważne cele, na przykład że była w stanie się poświęcić, by pomóc parze najwyższych bogów fińskich być znów razem…

Kiedy wreszcie dotarli, Alice nie była gotowa, nie miała jednak wyboru. Nadal nie otwierała oczu i wysiadła z auta, słysząc że i pozostali to czynią. Nadal nie otwierała oczu, więc czekała, aż Kirill ją pokieruje w stronę, w którą pójść powinna. Trzymała mocno dłoń zaciśniętą na rzemykach torby, która miała na ramieniu.

Kirill westchnął cicho.
- Myślę, że możesz otworzyć oczy - rzekł. - To nam ułatwi życie, a Tuonetar… Tuonetar pewnie i tak już wie, gdzie jesteśmy. A przynajmniej podejrzewa.
Rzeczywiście, sama Alice również przeczuwała. Wilgotne, słone powietrze, szum fal i cichy śpiew ptaków… musieli znajdować się nad morzem. A że nie jechali zbyt daleko, a pod jej stopami rozciągała się twarda nawierzchnia, a nie piasek… znaczyło, że nie znaleźli się na plaży, lecz zapewne w przystani portowej.
- Chodź, wsiadamy - rzekł Kaverin.
Harper otworzyła oczy, aby nie przewrócić się przy wchodzeniu na motorówkę. Była nieco większą od zwykłych i znajdowało się w niej jedno zadaszone pomieszczenie, pełniące funkcję zarówno sterowni, jak i skromnego pokoju dziennego ze stołem, krzesłami i leżanką. Pewnie można ją było nazwać łodzią, choć sprawiała wrażenie dość starej i… taniej.
- Spełni swoją funkcję - Kirill obiecał. - Mary finalizuje umowę - mruknął.
Głową wskazał jedno z okien. Za nim, na pomoście stała Colberg w towarzystwie starszego mężczyzny z siwą brodą i włosami. Sprawiał wrażenie archetypowego bosmana.
- Mam nadzieję, że naprawdę potrafi obsługiwać tę łódkę - mruknął, spoglądając na panel sterowniczy, który nie wyglądał szczególnie zachęcająco.
Śpiewaczka cały czas pozostawała poważna i spięta. Podążała za Kirillem do wnętrza motorówki. Rozejrzała się tam, zsuwając torbę z ramienia i kładąc na jednym z siedzeń koło stołu. Rudowłosa obeszła wnętrze, po czym usiadła i oparła się o jedną z drewnianych ścian. Leniwe fale powoli bujały motorówką, a tym samym i Alice. Kobieta zerknęła na Kaverina
- Sądzę, że tak… A jeśli nie, to cóż… Jakoś sobie poradzimy - oznajmiła i uśmiechnęła się nieco blado. Teraz przez chwilę było widać, że nadal męczy ją coś w jej umyśle, jednak po chwili Harper spojrzała w stronę wyjścia na pokład i zmartwienie zniknęło. Spoglądała na niebo, które było widoczne z punktu, w którym siedziała.
Czy dojdzie do bitwy morskiej? I gdzie był Rens i Jenny… Dużo pytań, żadnych prostych odpowiedzi…

Kirill usiadł przy stole i gestem zaprosił do niego Alice.
- Coś cię męczy? - zapytał mężczyzna. - Mam na myśli… - zastanowił się przez moment - ...coś, o czym chciałabyś porozmawiać?
Jego głos był spokojny i zachęcający do zwierzeń. Przez krótką chwilę śpiewaczka wyraźnie zobaczyła go w sutannie - spowiadającego wierzących, odpuszczającego im grzechy i namawiającego do nawrócenia. Czy to był ten Kirill sprzed czasów, gdy Joakim skrzywił mu psychikę? Idealny, typowy, młody, przystojny ksiądz w jakiejś zaściankowej parafii?
Alice przyglądała mu się chwilę uważnie, po czym przesunęła się nieco bliżej, by również siedzieć przy stole. Oparła na nim dłonie i zaczęła obracać palcami dłoni
- Martwię się wszystkim. Że coś się stanie i… I się nie powiedzie. Po prostu się boję. Nie jestem silna, choć staram się. Powiedziałeś, że jesteś podekscytowany. Ja tymczasem lękam się tego co nadciąga, a mimo to idę wprost w ogień, jak ćma - powiedziała poważnym tonem, spoglądając na Kaverina. Zaraz jednak odwróciła wzrok, zawstydzona, że mówi o swoich uczuciach.
- Słusznie, że się boisz - odpowiedział mężczyzna. - Bo to straszny świat, straszne czasy, straszne okoliczności, a walka toczy się o ogromne rzeczy. Gdybyś nie odczuwała lęku, uznałbym, że zwariowałaś. I tak, ja jestem jedną z tych osób, które uważają, że nie jest to nic dobrego - uśmiechnął się delikatnie. Zapewne znał podejście Joakima i Terry’ego do szaleństwa. - Pamiętaj tylko, żeby wykorzystać ten strach do własnych celów. Postaraj się, żeby cię nie sparaliżował, lecz zamiast tego pobudził i wydobył z ciebie sto procent twoich możliwości. Ja będę przy tobie. Nie jesteś sama. Reszta jest w naszych rękach.
Harper wysłuchała go, po czym kiwnęła lekko głową. Odchyliła się znowu i oparła o ścianę plecami
- Zapanować nad strachem i wykorzystać go, by cię nie sparaliżował… Łatwo powiedzieć, zobaczymy jak wyjdzie w praktyce - podsumowała jego słowa, po czym znowu na niego spojrzała, przyglądając mu się uważnie
- Kiedy masz urodziny? - zapytała nagle.
Mężczyzna wydawał się zaskoczony.
- Skąd to pytanie? - zapytał.
Rudowłosa wzruszyła ramionami
- Tak po prostu. Byłam ciekawa… - odpowiedziała wprost. Nie wiedziała w końcu ile Kirill ma lat… W ogóle nic praktycznie o nim nie wiedziała…
- Urodziłem się pierwszego stycznia - mężczyzna odpowiedział. - Bardzo hucznie co roku świętowałem moje urodziny i cały świat wraz ze mną. Choć może nie wszyscy byli świadomi, co to za okazja - lekko zażartował. - A ty? Kiedy ty przyszłaś na świat?
Alice uniosła brew i uśmiechnęła się
- To zabawne… Ale mamy urodziny w tym samym miesiącu - odpowiedziała nadal uśmiechając się do żartu o świecie świętującym urodziny Kirilla
- Z tym, że je trzynastego. W szczęśliwy dzień… - dodała, by nie kazać mu zgadywać.
- W piątek? - mężczyzna podniósł brwi do góry. - Jeśli tak, to może tu mamy winowajcę tego całego zamieszania. Najgorzej to urodzić się pod złą… - zamyślił się - ...gwiazdą…
- Trafnie zgadłeś. W piątek trzynastego - dodała i mruknęła cicho. Nie uznawała tej daty za pechową.
Na moment zamilkł, pochłonięty własnymi rozważaniami.
- Jestem ciekawy, czy jest jakaś reguła, jeśli chodzi o daty urodzeń gwiazd - zastanowił się. - Czyż nie byłoby to piękne estetycznie, gdyby cała siódemka urodziła się dokładnie w tej samej chwili? Zdaje się jednak, że nie dość, że wielu z nas dzieli godzina, dzień i miesiąc urodzenia, to niektórych również rok, czy nawet dekada… lub pokolenie - mruknął. Bez wątpienia myślał w tym momencie o Joakimie. - Sądzisz, że Alioth odrodzi się? Lub już to zrobił? Dusza gwiazdy zdążyła zamieszkać w ciele niemowlęcia? Czy została stracona na zawsze? - zawiesił głos, wpatrując się w szybę. Alice spostrzegła, że na pomoście pojawili się Emerens i Jenny, natomiast Mary i bosman zniknęli.
Poruszenie tematu Joakima było bardzo nieprzemyślanym ze strony Kirilla. Alice bowiem wzdrygnęła się cała, spuszczając wzrok na swoje dłonie, złączone na blacie. Nic nie odpowiedziała. Widać jednak było, że zatopiła się w jakimś mało przyjemnym wspomnieniu i to tak, że zapomniała o otaczającym ją świecie. Nawet pojawienie się Jenny i Emerensa nie wybiło jej z tego stanu. Kobieta po prostu zawiesiła się w psychicznym bólu.
Kaverin spostrzegł jej reakcję. Nie wydawało się, że poczuł wyrzuty sumienia, że sprawił jej ból, wspominając Dahla. Jeśli już, to na jego twarzy pojawiło się drgnięcie irytacji, że Alice wciąż tak bardzo zależało na jego największym wrogu. Mimo że ten, w przeciwieństwie do Kirilla, nie żył.
Nie wybudził jej, więc nie zareagowała w żaden szczególny sposób.
- Pójdę po nich - rzekł. - Poczekaj tu - poprosił.
Następnie wstał i wyszedł z łodzi. Zdawało się, że Emerens i Jenny nie wiedzieli, gdzie mają pójść i rzeczywiście potrzebowali pomocy. Zapewne nie otrzymali żadnych dokładnych wskazówek poza samym adresem. Kobieta była ubrana w ciemny, obcisły strój. Skórzana kurtka i czarne legginsy. Blond włosy spięła w schludny kucyk. Sprawiała wrażenie przygotowanej na wszystko, a przynajmniej na wiele. Natomiast Emerens trzymał się trochę gorzej. Miał podkrążone, czerwone oczy, jak gdyby przez długi czas nie spał, lub ostatnio płakał. Jego włosy były w nieładzie, a ubrania sprawiały wrażenie znoszonych.
Kiedy Alice, na kilka chwil została sama, nie zrobiło jej to najlepiej. Cisza w pomieszczeniu zdawała się przytłaczająca i mimo, że dookoła były jakieś dźwięki, jej myśli zdołały je błyskawicznie wyciszyć i zagłuszyć. Harper zadrżała, kiedy w jej głowie zaroiło się od bardzo nieprzyjemnych myśli i aż objęła rękami. W takim stanie zastała ją reszta, kiedy weszli do pomieszczenia. Siedziała patrząc się w żaden konkretny punkt. Dopiero większa ilość ruchu przykuła jej uwagę i rudowłosa zdawała się nieco wrócić do siebie. Wyglądała jednak jak ktoś, kto dopiero co pierwszy raz w życiu widział ducha. Wstała od stołu i przyjrzała się Emerensowi. Nie zadała jednak pytania, by nie zmuszać go do odpowiedzi.
- Witajcie ponownie - powiedziała tylko, jakby mentalnie się uspokajając, gdy jej myśli znów znalazły się tutaj, a nie gdzieś daleko. Spojrzała ostrożnie na Kirilla. Wyczuła, że się wcześniej zirytował…

Jennifer uśmiechnęła się na jej widok, ale od razu posmutniała. Może dlatego, bo spostrzegła, że Alice nie była w najlepszym humorze. Albo przypomniała sobie, że Tuonetar patrzy i nie powinno zachowywać się zbyt radośnie.
- Wciąż nie wiem, co powinnam myśleć i czuć. Dobrze, że Terry nie wie, gdzie jestem, bo zabiłby mnie! - powiedziała dość drętwo, jak gdyby były to wyuczone słowa. Choć Jennifer posiadała urodę aktorki, to na pewno nie dysponowała ani trochę umiejętnościami odgrywania roli. Pytanie brzmiało, czy Tuonetar również to widziała.
Emerens natomiast bez słowa usiadł obok Alice. Jego ręce spoczęły na stole. Patrzył się do przodu, oddychając głośno przez usta. Kirill spojrzał najpierw na niego, potem na śpiewaczkę i wreszcie zmierzył wzrokiem Jennifer.
- Miło was widzieć - rzekł uprzejmie, podając rękę kobiecie. Ta uścisnęła ją. Obydwoje uśmiechnęli się do siebie lekko, nieznacznie, jakby nieco wstydliwie. Następnie Kaverin podał dłoń Fortuynowi. Minęły dwie niezręczne sekundy zanim Duńczyk zauważył ją i uścisnął.
- Gotowi? - Konsumentka uśmiechnęła się do wszystkich po kolei. Jeżeli widziała panujące nastroje, to postanowiła nie dać tego po sobie poznać.
Alice podniosła dłoń i oparła ją na ramieniu Rensa, żeby dodać mu trochę otuchy, po czym westchnęła
- No już bardziej nie będziemy - odrzekła, po czym przesunęła się i wysunęła zza stołu. Nie chciała siedzieć w miejscu, potrzebowała coś ze sobą zrobić. Wyraźnie dłonie jej drżały, ale splotła je znów za sobą. Podeszła do swojej torby i wyjęła z niej butelkę wody. Napiła się, jakby to miało pomóc jej się w pełni uspokoić. Zdecydowanie do tego dążyła, bo chwilę to potrwało, nim odjęła butelkę od ust i ponownie zakręciła, chowając do torby. Wyglądało na to, że po tym geście kobieta pozbierała się w garść, bo zaraz rozejrzała się
- A Mary gdzie? - zapytała, zmieniając temat.
- Mary jest… - Kirill zastanowił się, po czym obrócił w stronę okna. Następnie wskazał palcem przestrzeń za szybą. - Tam.
Alice zwróciła wzrok na pomost, na którym pojawiła się Colberg. Oprócz swojej torby komputerowej posiadała kolejną, większą. Śpiewaczka była przekonana, że wcześniej nie widziała jej ani w samochodzie, ani w hotelu. Obok niej szedł pracownik obiektu. Dźwigał jakieś ciężary, wyglądały na kontenery… albo butle… Wnet Mary dotarła do łodzi. Wskazała swojemu pomocnikowi, gdzie ma zostawić bagaż i podziękowała mu skinieniem głowy.
- Gotowi? - zapytała, spoglądając na zebranych.
Podobnie jak Jennifer, również posiadała tę chłodną pewność siebie, choć obie kobiety wizualnie zupełnie się nie przypominały.
Rudowłosa zerknęła na cały bagaż, którym zarządziła Mary i na kolejne pytanie, jedynie skinęła krótko głową. Skrzyżowała ręce pod biustem. Choć potakiwała, nadal wcale nie była gotowa. Jedynie miała nadzieję. I miała też nadzieję, że ta nadzieja nie okaże się matką głupich. Potrzebowali jej teraz i paru cudów… Alice przystanęła przy okienku, jednak nie wyglądała przez nie, po prostu ciemność wnętrza motorówki nie działała na nią najlepiej, nie chciała jednak wyjść na zewnątrz i się przewietrzyć, póki nie wypłyną z portu, w którym stali.

- Kto stoi za sterami? - zapytała Jennifer, spoglądając na panel, którym obecnie nikt za bardzo nie interesował się. - Kiedyś nieco pływałam łodziami, jednak nie nazwałabym się ekspertką od nawigacji - mruknęła.
- Ja - Mary odpowiedziała krótko. Spojrzała jeszcze raz na torby, jakby chcąc je otworzyć i sprawdzić ich zawartość. Zamiast tego podeszła na przód statku i zaczęła studiować kontrolki i przyciski.
- Mogę spróbować ci pomóc - zaoferowała blondynka.
- Dam radę - Colberg ucięła.

Tymczasem Kirill usiadł obok Emerensa, spoglądając na niego z zainteresowaniem.
- Słyszałem, że jesteś przyjacielem Alice z Danii, czyż nie? - zapytał.
Fortuyn oszczędnie skinął głową, nie spoglądając na mężczyznę. Wydawał się nie mieć najmniejszej nawet ochoty na rozmowę.
- To miło z twojej strony, że zdecydowałeś się jej pomóc. To ma dla niej duże znaczenie - Kaverin dodała, jak gdyby Alice wcale nie było obok nich. Zresztą… stojąc przy okienku zapewne sprawiała wrażenie nieobecnej. Emerens na słowa Kirilla skinął głową. Splótł palce, strzelając kłykciami i westchnął głęboko.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172