Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2018, 18:50   #487
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Dziki Flirt

Harper zerknęła na Emerensa, a potem na Jennifer. Przełączyła się na angielski
- Emerens, zawsze możesz zabrać go ze sobą… Co do kontaktu, Rens ma mój mail. Resztę podam wam przez niego - powiedziała spokojnie
- Proszę, rozważcie moją propozycję. Muszę już naprawdę iść - powiedziała i tym razem znowu odwróciła się by ruszyć do forda.
- Napisz do mnie - mruknął Emerens.
Następnie obrócił się i ruszył w stronę samochodu IBPI. Jennifer uśmiechnęła się niepewnie do Alice. Wyglądało na to, że chciała do niej dołączyć, ale to nie był jeszcze odpowiedni moment. Harper zerknęła jeszcze na chłopca, który powinien pójść do swojego domu, a potem na oboje towarzyszy swej niedoli, którzy zbierali się w swoją stronę. Ruszyła ponownie do auta.

Szyba forda obniżyła się. Wyjrzał przez nią Kirill.
- Jedziemy? - zapytał Alice.
- Tak, jedziemy - oznajmiła w odpowiedzi Harper, po czym wsiadła i zamknęła drzwi. Westchnęła próbując się rozluźnić. Zamknęła oczy
- Wydaje mi się, że nam pomogą. Na razie jednak dałam im czas, na doprowadzenie ich spraw do końca… Jak choćby Emerensowi na rozmowę z bratem - wyjaśniła i zamilkła. Była znów pogrążona w myślach, większość z nich nie należała do najmilszych.
Mężczyzna ruszył.
- Opowiesz mi o nich coś więcej? - zapytał. - Wydajesz się w kiepskim humorze po tym spotkaniu… mimo że to twoi bliscy znajomi? - zapytał.
Mary tymczasem wydawała się kompletnie niezainteresowana życiem towarzyskim Alice i wszystkim, co z niego wynikało. Spoglądała w ekran komputera. Tym razem nie pisała, a jedynie podpierała podbródek dłonią i zastanawiała się nad czymś, tkwiąc w swoim własnym świecie.
Alice mruknęła
- To nie ich wina, że jestem w kiepskim humorze. To tematy, które poruszyłam, przywiodły do mnie niezbyt wygodne myśli. Po prostu dużo się działo. Za dużo - powiedziała, precyzując swój stan
- Jennifer jest przybraną córka de Trafforda. To ona uratowała mnie w Aalborgu i z nią udałam się do Essen, tam zginął członek KK, z którym była związana emocjonalnie. Sytuację z Emerensem znasz. To Duńczyk, który okazał się być synem bękarta Aalto. Ta czarna postać, to był jego brat… Drugi z jego braci jest obecną Surmą - powiedziała wyjaśniając Kirillowi nieco historię jej i tamtej dwójki. Śpiewaczka nie otwierała oczu ani na chwilę, by nie zdradzić już więcej Tuonetar w jaką stronę i dokąd jadą.
- Mogą nam się przydać? - Kaverin myślał praktycznie. - Wiem, że Jennifer de Trafford potrafi tworzyć eksplozje po dotknięciu danego, który ma wybuchnąć, jednak nigdy nie widziałem jej w akcji. A o umiejętnościach Emerensa wiem jeszcze mniej - mruknął.
W dalszym ciągu jechali. Gdzie? Tego Alice nie wiedziała. Zamknięte oczy skutecznie blokowały informacje o kierunku ich podróży.
Rudowłosa zastanawiała się chwilę nad odpowiedzią
- Cóż, uważam że tak. Lepiej mieć Jenny po naszej stronie, niż przeciwko. Poza tym, jestem jej coś winna… Co do Emerensa, to skomplikowana sprawa. Poza tym, że zapewne będzie mógł dostrzec haltije, jak domniemywam, to jeszcze ma w sobie istotę z miejsca zwanego Arkadią i w sytuacji zagrożenia też może się okazać na swój pokrętny sposób przydatnym. Poza tym, wolę by byli dziś z nami, niż z kimkolwiek innym - powiedziała, usilnie próbując zamaskować ton zwykłej dziecięcego ‘bo ja chcę, żeby tak było i ma być, bo będę zła i smutna’.
- Rozumiem - mruknął mężczyzna. - Chcesz wody, albo coś do jedzenia? Kupiłem gazowaną i niegazowaną. Mam też dużo pieczywa i owoców. Croissanty z musem malinowym, bardzo dobre - mruknął. Alice dopiero teraz zauważyła okruszki ciasta francuskiego na materiale spodni mężczyzny. Zdawało się, że Kirill czasami zapominał o tym, że powinien wymierzać sobie ból i cierpienie. A w każdym razem nie pościł tak bardzo, jak można byłoby się tego po nim spodziewać.
Harper prawie złapała się na tym, że otworzyła oczy, by na niego spojrzeć z niedowierzaniem
- Na razie dojedźmy do hotelu. Jak się ogarnę, będę jadła i piła. Dziękuję… Prosiłam tylko o wafle, ale… Owoce i Croissant brzmią też smacznie - powiedziała trochę zdumionym i zakłopotanym tonem. To było dziwne uczucie, jak ktoś tak mocno o tobie pomyślał, przynajmniej dla Alice. Zwłaszcza, że jakby to Terrence jej za moment wypomniał, to był do diabła ciężkiego, jej gwałciciel, jakby na to nie patrzeć.

Kilkanaście minut później wyszli na zewnątrz.
- Zamknij oczy - rzekł Kirill, choć jej oczy od dłuższego czasu były zamknięte.
- Są zamknięte - upewniła go Alice.
- Ja pójdę pierwsza i załatwię wszystko - mruknęła Mary, pakując laptopa do torby. Tak przynajmniej wydawało się Alice. Odgłosy, które słyszała, nie wskazywały raczej na nic innego. - I wrócę po was.
Rzeczywiście, gdyby wszyscy poszli razem, Alice mogłaby usłyszeć niepotrzebne informacje. Recepcjonistka mogła przy przywitaniu się wymienić nazwę hotelu, a przynajmniej numer pokoju, czy dane osobowe, pod którymi Colberg chciała zarejestrować się.
- Poczekamy, prawda? - Kirill mruknął.
- Jeśli sugerujesz, czy zamierzam powiedzieć ‘Tak, poczekam, nic mi nie będzie’, a potem wybiec z auta, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja, to odpowiedź brzmi: Poczekamy. Zwłaszcza, że na pewno teraz nie spuścisz mnie z oka - odparła do mężczyzny. Sięgnęła po drodze w miejsce, gdzie wcześniej położyła swoją torbę i przysunęła ją do siebie, by jej nie zapomnieć zabrać, gdy już będa wysiadać.
- Kto cię tam wie - mruknął Kirill. - Ludzie w stresie różnie reagują.
- Cokolwiek - Mary odparła, chyba nawet nie zauważając, że Kaverin nie mówił do niej. Ruszyła ze swoją torbę w stronę wyjścia z parkingu… a może wejścia do budynku… Alice ciężko było stwierdzić, czy już znajdowali się w podziemiach hotelu, gdzie parkowano samochody, czy też może raczej na zewnątrz. Nie odczuwała na skórze ani promieni słońca, ani powiewu wiatru. Ptaki też nie ćwierkały. Wyglądało na to, że przebywali w jakimś zadaszonym miejscu, ale nie była pewna… i dobrze. Bo to znaczyło, że Tuonetar również.
- Zostaliśmy sami - rzekł Kaverin.
Alice zacisnęła mocniej dłoń na ramiączku torby
- Tak… Zostaliśmy… Tak jak parę razy na planie astralnym, czy tak jak w... Petersburgu - zawiesiła się na moment. Z jakiegoś powodu poczuła się spięta tą myślą, kiedy Kirill tak poprostu zaznaczył fakt, że nikogo, poza nimi dwojgiem tu teraz nie było. A może to jeszcze ta dezorientacja z powodu zamkniętych oczu? Uniosła dłoń i nerwowo zaczęła kręcić kosmyk na palcach.
- Wspomniałaś o Sankt Petersburgu, po czym zaczęłaś bawić się włosami, Alice - mruknął Kaverin. - Na litość boską, zlituj się nade mną - poprosił.
Gdzieś w oddali rozległy się kroki. Jednak Rosjanin w żaden sposób nie zareagował, co znaczyło, że nie powinni obawiać się intruza.
Harper przekręciła głowę w jego stronę i momentalnie przestała maltretować końcówkę swoich włosów
- Ale co masz na myśli? - zapytała trochę zaskoczona, po czym zwróciła uwagę w stronę kroków gdzieś na zewnątrz. Nie otwierała oczu, nadal pozostawała zdana jedynie na słuch.
- Może to kwestia odmiennych narodowości - mruknął mężczyzna. - Ale zostałem wychowany w świecie, w którym… - zastanowił się - ...bawienie się kosmykami w obecności mężczyzny było zachęcającym gestem.
Kaverin westchnął, po czym wyjął z siatki butelkę i odkręcił ją. Alice słyszała syk gazu, który uciekł ze środka. Następnie Kirill napił się z gwinta. Wydawało się niewiarygodne, jak bardzo zmysł słuch mógł być przydatny w orientacji w otoczeniu.
- Woda pomaga na pragnienie - westchnął.
Śpiewaczka ścisnęła dłonie na swoich udach
- Wybacz. Mam taki odruch, że plączę coś między palcami, jak o czymś myślę, lub się denerwuję - powiedziała raczej spiętym tonem. Myślenie o nim, o wodzie i gaszeniu pragnienia sprawiło, że poczuła ucisk w dołku, więc zamilkła i skoncentrowała na równomiernym oddychaniu, by czasem nie wyszło na jaw jak poczuła się spięta.
- O czym myślałaś? Lub czym denerwowałaś się? - mężczyzna zapytał. - Wiem, że masz wiele powodów do rozmyślań i denerwowania się. Co akurat teraz zaprzątnęło ci głowę?
Postawił na podłodze wodę i wyjął jakiś owoc. Była to gruszka lub jabłko. Przynajmniej tak to zabrzmiało, kiedy wgryzł się w niego.
- Mam dzisiaj apetyt - mruknął.
Ostatnie, o czym Alice teraz chciała myśleć to jego usta, zęby i to, że miał apetyt. Wzięła głębszy wdech, żeby się uspokoić i westchnęła
- A… Cóż… - przeciągnęła, trochę niepewnie, wiercąc się i zakładając nogę na nogę, jakby siedzenie prosto stało się niekomfortowe
- Zastanawiałam się, o czym myślisz… - powiedziała półszczerze o czym dokładnie pomyślała. Śpiewaczka wygładziła brzeg sukienki przy swoim kolanie, jakby był zagnieciony, lub zagięty, choć nie był.
- O wersetach - odpowiedział Kaverin. - Jestem ciekawy, gdzie nas zaprowadzą. Jaki jest finał tej tragicznej sztuki. Oglądałem trochę fińskich programów informacyjnych i choć nie znam bardzo dobrze fińskiego, to i tak ciężko nie wyczuwać tej całej paniki i dramatu. Wcale nie dziwię się, biorąc pod uwagę to wszystko, co miało miejsce. Wydaje się, że to wszystko dobiega już końca, bo mamy coraz mniej godzin do końca Przesilenia Letniego… ale co, jeżeli najgorsze dopiero przed nami? Kiedy jest bardzo źle ludzie nie myślą, że może być jeszcze gorzej. Po wybuchu Hiltona nie spodziewali się zniszczenia katedry. A po katedrze masakry w Skalnym Kościele. Natomiast po tym nikt nie spodziewał się, że limit zła nie został jeszcze wyczerpany. Kasyno, dom kultury, wieżowiec… ciężko połapać się już nawet z kolejnością tragedii. A co, jeśli wersety zaprowadzą nas do bomby atomowej, która zmiecie z powierzchni ziemię całą stolicę? Albo cały świat?
Kirill zaśmiał się lekko.
- Czuję powoli narastającą… - zastanowił się. Zdawało się już, że nie dokończy, kiedy minęło kilkanaście sekund. Jednak dokończył. - ...ekscytację.
Harper słuchała go uważnie
- Najpierw dom kultury, potem kasyno, a potem samolot w wieżowiec. Z czego z tego ostatniego, to się będę musiała chyba spowiadać, że urządziłam WTC nieświadomym mieszkańcom Helsinkek… - jej wcale do śmiechu nie było. Słysząc jednak jak on się zaśmiał, pokręciła głową
- Chciałabym odczuwać ekscytację, zamiast napięcia i ciężaru. Bo jak narazie, to mam wrażenie, że blisko wybuchu to jestem ja sama - przyznała szczerze
- Dlatego… dlatego staram się skupić na tu i teraz, albo na sprawach ważnych… Bo po prostu chyba bym się pogubiła już dzisiaj - powiedziała jeszcze i posmutniała odrobinę bardziej.
- Ja tego tak nie odczuwam. Chyba nawet mnie to dziwi, ale napięcie i ciężar kompletnie mnie nie dotyczy. Czyżbym wreszcie oszalał? - Kirill zastanowił się. - Idąc korytarzami w sklepie zastanawiałem się, co chcę zjeść, jeżeli świat skończy się za kilka godzin i umrę. Ale nie odczuwałem z tego powodu strachu lub bólu - chyba wzruszył ramionami. - Jest pewna granica tego, jak bardzo możesz się przejmować. Potem już chyba nie rusza cię nawet to, co powinno.
Harper wzdrygnęła się
- Jeśli to przeżyję. Jakimś cudem… Nie jestem pewna, czy nie boję się tego, kim będę po tym tygodniu - powiedziała trochę ciszej. Nie była zdziwiona postawą Kirilla, nawet nieco ją rozumiała, to co przyszło jej teraz do głowy, to myśl o tym, jak mocne piętno wypali na wszystkich ten tydzień. Co się stanie, gdy to już minie i będzie można zrobić ten ‘piknik’, o którym rozmawiała z de Traffordem. Jak mocno ona sama oszaleje? Mruknęła
- Lubisz jeść słodkie rzeczy? - zapytała go, nagle zmieniając temat.
- Przecież wiesz, że tak - Kirill odpowiedział neutralnym tonem. Następnie ponownie wgryzł się w owoc, nie przestając go konsumować.
- Przecież… Nie jadłeś przy mnie nic, jak widzieliśmy się wcześniej… - Alice powiedziała, zastanawiając się chwilę. Pomyślała o sobie i parsknęła, kręcąc głową. Ona się nie klasyfikowała do jedzenia, w mieszkaniu była tylko pizza, a z tego co pamiętała pił alkohol…
Kirill zamruczał coś pod nosem.
- Mary wraca - rzekł. - Przestańmy flirtować - poprosił.
Rozbrzmiał szelest toreb, co zasugerowało śpiewaczce, że mocniej złapał ich uchwyty. Następnie kobieta poprowadziła ich przez schody, kilka korytarzy i windę prosto do pomieszczenia.
- Chwila, nie otwieraj oczu. Tylko zsunę rolety - mruknął. Po dwóch minutach rzekł, że Alice może rozejrzeć się. Ujrzała kompletnie normalny, schludny, choć raczej niezbyt drogi pokój hotelowy.
Nie skomentowała jego słów w samochodzie, nim Mary nadeszła, bo zaskoczył ją mocno. Po czym, gdy wreszcie wyszli, dała się poprowadzić na ślepo do pokoju. To zabawne, bo to było znowu jak spacer do O’Hooligans.
Gdy znaleźli się w pokoju, Alice rozejrzała się, po czym zsunęła buty na obcasie z nóg
- Przepraszam na chwilę - powiedziała, po czym poszła do łazienki. Spędziła w niej około 15 minut, doprowadzając się do porządku, po całodniowym bieganiu. Kosmetyki Sonii były niesamowite, że wytrzymały do tej pory praktycznie w nienaruszonym stanie. Alice ponownie jak rano, umyła zęby, pozbywając się wreszcie dyskomfortu. Po czym poprawiła włosy, by wreszcie uwolnić od siebie łazienkę, aby na nowo odświeżona powrócić do głównego pomieszczenia. Rozejrzała się ponownie. Wyglądała, jakby czegoś szukała, a były to zakupy, które zrobił wcześniej Kirill. Chciała się napić wody.
Znajdowały się tam dwie butelki wody gazowanej i dwie niegazowanej. Poza tym cztery czerwone jabłka, trzy gruszki i opakowanie brzoskwiń tak dużych, czerwonych i miękkich, że Alice poczuła apetyt, mimo że jej żołądek był zapewne zrujnowany. Poza tym dwie krótkie bagietki z masłem czosnkowym, dwa croissanty oraz trzy paszteciki.
- Mam ochotę na pizzę - mruknęła Mary pasywnym agresywnym tonem. - Normalnie jem tylko pizzę. Chcę zjeść pizzę.
Alice podeszła do jakiegoś wolnego krzesła i powiesiła na nim swoją torbę, a następnie wzięła butelkę wody niegazowanej, odkręciła i ugasiła pragnienie. Zerknęła na Mary, a słysząc jej żądanie, najpierw milczała kilka sekund, po czym się zaśmiała
- To mają coś wspólnego z tą pizzą… - rzuciła i usiadła, częstując się jednym croissantem. Zerknęła przelotnie na Kirilla, po czym znów na Mary
- Jak chcesz pizzę, to przecież nikt ci nie zabroni, no nie? - zauważyła. Następnie wyjęła z torby telefon i napisała maila do Emerensa

Cytat:
I jak się macie? Wszystko w porządku?
Alice spoglądała przez chwilę na ekran komórki, ale Emerens najwyraźniej nie czekał tylko na to, aż napisze do niego maila. Nie odpisał od razu i ciężko było stwierdzić, kiedy to zrobi. Minęło może pół godziny od czasu, kiedy widzieli się. Co znaczyło, że właśnie teraz Fortuynowie rozmawiali z sobą. Rens pewnie próbował uspokoić młodszego brata. Choć sam również wydawał się zdenerwowany. Jennifer natomiast najprawdopodobniej zastanawiała się nad tym, jak wszystko ze sobą pogodzić. Jak znaleźć najlepsze rozwiązanie. Czy w ogóle była w stanie?
- Nie wiem, jak długo tu będziemy - mruknęła Mary. - Ale… pieprzyć to.
Wzięła telefon i usiadła przed komputerem, aby odnaleźć numer najbliższej pizzerii. Wnet zamówiła dwie duże sztuki na cienkim cieście. Wyszła do drugiego pokoju, aby podać adres lokalu.
- Właśnie uświadomiłem sobie, że Noel również jest wielkim fanem pizzy. Nie wiem, czy to cecha tego pokolenia - Kirill rzekł co najmniej tak, jakby miał osiemdziesiąt lat. - Czy może raczej tego rodzeństwa.
Alice zerknęła na niego, kończąc jeść rogalik
- Coś mi się zdaje, że to dostali w genach… - powiedziała tylko krótko, po czym przyglądała się chwilę uważniej Kirillowi
- Swoją drogą, co u Noela? Rozmawiałeś z nim później? - zapytała jakby przypominając sobie o tej kwestii.
 
Ombrose jest offline