Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2018, 18:58   #491
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Makao!

Harper nagle popatrzyła po nich wszystkich bardziej przytomnie. To była najbardziej kolorowa i niezwykła grupa ludzi, jaką kiedykolwiek poznała, a to wiele znaczyło, bowiem była artystką, a wśród artystów już na ‘dzień dobry’ można było znaleźć naprawdę ekscentryczne ikony. Tutaj natomiast zebrała ludzi, których dopiero co tak naprawdę poznała, a nadal w sumie nie najlepiej. Każde z nich było zupełnie inne. Każde z zupełnie innych realiów. Wszystkich natomiast łączył wspólny cel.
To było coś… Wartościowego.
Mina śpiewaczki zmieniła się nieco. Wyglądało to tak, jakby nieco rozpromieniała przy takiej ciepłej myśli. Alice nie potrzebowała wiele by się podnieść na duchu choć trochę. Zerknęła na Jennifer uważnie, chciała z nią zamienić parę słów. Chciała jej zadać pytania, ale jeśli by to uczyniła, zdradziłaby za wiele Tuonetar. Uśmiechnęła się słabo, akceptując los nieświadomej co się działo poza tym statkiem i nie zaczepiała sama nikogo do rozmowy. Poki co, miała nadzieję, że Kirill jakimś sposobem podniesie nieco Emerensa na duchu.

Nagle rozbrzmiał dźwięk silnika, łodzią zatrzęsło na moment, po czym szum ucichł.
- Kurwa! - krzyknęła Mary bardzo agresywnym tonem, waląc w panel. Chyba nie wszystko szło po jej myśli. Emerens zwrócił na nią wzrok, na chwilę zatrzymał, po czym spojrzał przed siebie.
- Mam nadzieję, że uda nam się wypłynąć - rzekł bardzo cicho.
Jennifer spojrzała na niego, po czym podeszła z wahaniem do Mary.
- To ja ci może jednak pomogę… - zaproponowała po chwili wahania. Jeżeli Colberg zamierzała warknąć coś uszczypliwego w odpowiedzi, to pohamowała się. Zamiast tylko krótko powiedziała:
- Proszę.
Kirill uśmiechnął się na to magiczne słowo i spojrzał na Alice. W pierwszej jednak chwili zinterpretowała spojrzenie Kaverina nieco inaczej. Pomyślała o czymś i odwróciła wzrok na bok, na krótko.
- W pewien przewrotny sposób wszystko się układa - rzekł. - Przynajmniej pod względem nawiązania współpracy pomiędzy członkami zespołu.
- Myślę, że naprawdę powinniśmy już stąd wypłynąć - mruknął Rens, spogladając przez okno. Zupełnie tak, jakby spodziewał się lada chwila zobaczył agentów Valkoinen, tak jak w Aalborgu, gdzie znienacka porwano go i śpiewaczkę. Jego obawy zapewne nie były kompletnie bezpodstawne, jednak w tym akurat momencie wciąż byli bezpieczni.
- Myślę, że dziewczyny razem zaraz ogarną sterowanie i się stąd zabierzemy - odpowiedziała zapewniając Emerensa, że tak będzie. Jako, że nie miała co ze sobą zrobić, a nie chciała się plątać, to jednak wróciła i znów usiadła przy stole. Zerknęła na Kirilla
- Miałam przeczucie, że dogadanie się nam wyjdzie - przyznała szczerze.
- Naprawdę? - zapytał Emerens. Spojrzał na nią jakby nieco zdziwiony. - Ja w ogóle na to nie liczyłem.
Kirill spojrzał na niego ciężko, co nie umknęło uwadze Duńczyka.
- Ale cieszę się z tego powodu - Fortuyn dokończył, uśmiechając się krzywo. - Po prostu… martwię się przez tak wiele rzeczy, że mam wrażenie, że oszalałem, wybierając się na ten rejs z kompletnie obcymi ludźmi. Aż ciężko mi uwierzyć, że naprawdę tu jestem. I że mogę jakoś pomóc - dodał ciszej.
- A chciałbyś?
Rens spojrzał na Kirilla nierozumiejącymi oczami.
- Chciałbyś pomóc? - Kaverin sprecyzował.
Fortuyn powoli skinął głową.
- I to się liczy. Reszta już ułoży się sama - Rosjanin klepnął go po ramieniu. Zdawało się, że jak tak dalej pójdzie, zaraz nazwie go “synem”.

Tymczasem silnik zapalił się.
- To działa? - zdziwiła się Mary.
- Chyba działa - mruknęła Jenny.
- Oczywiście, że, działa - Colberg warknęła zniecierpliwionym głosem. - Teraz trzeba jeszcze poluzować sznur - mruknęła, wyglądając przez okno.

Alice zerknęła w stronę wyjścia
- Mogę zdjąć cumy… - zaproponowała, po czym wstała i wyszła na pokład. To nie było wymagające zadanie. Odwiązać liny, zabrać na pokład. Podeszła więc do tyłu łódki i przyjrzała się węzłom. Po czym pociągnęła za te, które zdawały się przytrzymywać całość. Najpierw jeden, potem drugi. Zwinęła je jako tako, by nie pałętały się po pokładzie.
- Odwiązane! - oznajmiła, wracając do wnętrza, bo na zewnątrz było dość głośno, gdy silnik pracował.
Nie odpowiedział jej żaden głos. Zamiast tego łódź wyskoczyła do przodu. Mary bez wątpienia nie chciała przebywać w porcie ani chwili dłużej. Lub, co było co najmniej równie prawdopodobne, nie potrafiła odpowiednio zapanować nad sterami. Zerwał się mocny wiatr, który rozrzucił włosy Alice do tyłu. W jej umyśle pojawiła się scena lotu nad morzem wraz z Noelem, gdzie czuła się bardzo podobnie. Rześkie, morskie powietrze orzeźwiało, choć było nieco zbyt zimne, aby przebywanie zbyt długo na zewnątrz sprawiało przyjemność. Alice wróciła do środka, uciekając również przed głośną pracą silnika.
- Potrzebuję kogoś do nawigacji - rzekła Mary. - W mojej torbie powinno być urządzenie GPS. Nieco lepsze od tego komórkowego.
Chłód na zewnątrz orzeźwił Alice, a wilgotne powietrze sprawiło, że jej idealnie ułożone włosy delikatnie zmierzwiły się i pofalowały. Słysząc, że Mary potrzebuje pomocy w nawigacji, najpierw od razu znowu chciała się zgłosić jako ochotnik, po czym skrzywiła się
- To chyba nienajlepszy pomysł, bym wiedziała dokładnie w jaki punkt płyniemy, tak mi się zdaje? Bo jak to już nie ma znaczenia, to mogę się i tym zająć - powiedziała spokojnym tonem, ale tak by Colberg usłyszała.
- Nie, może lepiej nie - mruknął Kirill. - Ja to…
- Ja zajmę się tym - Emerens wstał i podszedł do Mary. Patrzył jednak na Kirilla. - Tak jak wspominałem, chcę pomóc. - W której przegródce znaleźć to urzędzenie? - zapytał Colberg.
- Pierwszej, tej na zewnątrz. Nauczę cię obsługiwać to, powinieneś dać sobie z tym radę - mruknęła Mary. Rens skinął głową, po czym usiadł obok niej.

Jennifer spojrzała na nich przez chwilę.
- Zdaje się, że moja praca skończona - uśmiechnęła się lekko, po czym usiadła przy stole. - Jesteś cała blada, Alice. To znaczy… bardziej niż zwykle. Zmarzłaś?
Kirill rozejrzał się.
- Gdzieś powinny być koce. Mary, gdzie są koce?
Colberg obróciła się i spojrzała na niego wzrokiem Meduzy. Bez wątpienia nie zamierzała zajmować się takimi drobiazgami, kiedy siedziała za sterami, nie mając prawie żadnego doświadczenia.
Harper uniosła dłonie w międzynarodowym geście ‘Zwolnijcie’.
- Wszystko jest w porządku. Na zewnątrz jest chłodno, ale nic mi nie będzie. Przecież nie dostanę kataru, czy coś takiego… - zauważyła i uśmiechnęła się kwaśno. W końcu nie żyła. Przeziębienie było jej najmniejszym zmartwieniem.
- Ale dzięki za troskę - dodała i usiadła przy stole, obok Kaverina i potarła dłonie o siebie. Zerknęła na Jennifer, a potem na Rosjanina.
- To jest moment, w którym ktoś powinien zapytać, czy ktoś ma karty do gry… - znowu spróbowała zażartować, ale zerknęła na pusty stół jakby naprawdę żałowała, że nie mają się chwilowo czym zająć.
Kirill spojrzał na nią poważnie.
- Wydaje mi się, że ten pracownik coś mówił o schowku, w którym są przydatne rzeczy - poskrobał się po skroni, spoglądając na otoczenie. - Sztućce, talerze, tego typu obiekty. Może będą jakieś karty.
- Nie pamiętam, kiedy ostatni raz w coś grałam - odpowiedziała Jenny, zastanawiając się. - Tak właściwie… chyba nie znam żadnej gry. To pewnie jedna z tych rzeczy, które robią normalni ludzie, ale mnie jakby ominęły.
- Chyba nie ma czego żałować - rzekł Kaverin. - Mogę nauczyć cię grać w makao. Jeśli chcesz.
- Nawet nie wiemy, czy tu są jakieś karty - Jennifer przypomniała, po czym wstała i zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Kirill zresztą tak samo. Sprawdzili dwie szafki, ale były puste.
- Tutaj - Emerens obrócił głowę w ich stronę. Kaverin i Jenny robili tyle hałasu poszukiwaniami, że pewnie sam chciał im dopomóc w jak najszybszym odnalezieniu wspomnianego schowka. - Są drzwiczki pod panelem. Śpiewaczka poszukiwania pozostawiła im, ale z punktu gdzie siedziała, rozglądała się, szukając przestrzeni, której nie sprawdzili. Kiedy Rens wskazał schowek, zwróciła uwagę w tamtą stronę, zaciekawiona. Sama dawno nie grała w karty, a makao? Tej gry nie znała, co innego poker, czy brydż.

Mary nieco przesunęła się, odblokowując dostęp, który wcześniej zasłaniały jej nogi. Jennifer schyliła się, otworzyła szafkę, po czym zaczęła szukać.
- Hmm… - mruknęła. - Mamy warcaby.
- Warcaby? - zapytała Harper zaskoczonym tonem
- W to to nie grałam od lat… Tylko to, czy coś jeszcze? - zapytała z cichą nadzieją, że szafka skrywała więcej skarbów. Inaczej pozostawało im granie w warcaby. Już widziała, te ekscytujące pojedynki, na czarno-białej planszy.
Jennifer mruknęła coś pod nosem.
- Wydaje mi się, że są tutaj też pionki do szachów. Ale ja nie będę grała w szachy - zastrzegła. - Nie zamierzam.
- To dobra gra - Kirill zawiesił głos.
- Na litość, kurwa, boską - Mary mruknęła pod nosem.
- O, jest też tarcza do rzutków. I są nawet rzutki - Jennifer zagłębiła się dalej w ogromną szafkę, przestawiając talerze, szklanki i inne rzeczy, na których im w tej chwili nie zależało.
Alice zerknęła na Kirilla
- W szachy pogramy sobie innym razem - obiecała mu. Też lubiła tę grę, domyślała się, że Terry musiał męczyć nią młoda Jennifer i dlatego tak od niej stroniła. To by do niego pasowało.
- Hmm, rzutki… - rozejrzała się, czy było tu jakieś miejsce, gdzie można było zawiesić tarczę.
Było. W łodzi znajdowało się tylko jedno pomieszczenie, było za to stosunkowo duże.
- Przysięgam, jak zaczniecie mi teraz rzucać nad głową rzutkami, to wsadzę je wam w… - Mary nie dokończyła.
- Spokojnie - Kirill podniósł ręce w geście poddania, przerywając kobiecie. - W takim razie żadnych rzutków.
- O, znalazłam karty - Jennifer ucieszyła się. Wzięła talię, po czym zamknęła szafkę i obróciła się na pięcie. Chwilę potem siadła przy stole. - W co umiesz grać? - zapytała Alice.
Harper uśmiechnęła się na słowa Mary i zmianę zdania w sprawie rzutek. Kiedy znalazły się karty, przesunęła się znów, robiąc miejsce dla Jenny i mruknęła
- Cóż… W brydża i w pokera, z czego w to drugie w wersję nieoficjalną i kasynową - przyznała niewinnie.
Siedzieli teraz we trójkę przy stole. Blondynka wyjęła karty i zaczęła je tasować. Wyglądała w tej chwili jak profesjonalna krupierka w kasynie, choć, jeśli wierzyć jej słowom, nie potrafiła grać w żadną grę.
- A czym one się różnią? - zapytała.
Alice mruknęła
- Głównie tym, że wersja nieoficjalna jest kompletnie uproszczona i bazuje na czystym farcie. Gdzie tymczasem wersja kasynowa to w głównej mierze matematyka przyprawiona szczęściem - wyjaśniła. Zerknęła na Kirilla
- A co to jest to makao?
- To całkiem prosta gra - rzekł Kaverin. - Rozdajesz po pięć kart. Choć jeżeli masz ochotę na dłuższą rozgrywkę, to może być ich więcej. Karty od piątki do dziesiątki, damy, oraz król karo i trefl nie mają szczególnego znaczenia. Natomiast karty bitne, bo tak się je nazywa, to dwójki i trójki. Można kumulować ilość kart “do brania” poprzez dokładanie bitnych do koloru lub wartości. Dwójki nakazują wzięcie dwóch kart, a trójki trzech.
- Przepraszam, chyba wyłączyłam się - mruknęła Jennifer.
- Bitnymi kartami - Kirill kontynuował niewzruszony - są też króle pik i kier. Król kier oznacza pięć kart do przodu, a król pik pięć kart w tył. Jeśli osoba, do której został rzucony król pik odbije inną kartą bitną, branie kart wraca do gracza, który rzucił króla pik…
- Ja nic nie rozumiem - Jennifer spojrzała na Alice, jakby poszukując w niej ratunku przed tłumaczeniem Kaverina.
Rudowłosa uważnie wysłuchała tłumaczenia Kirilla, po czym zerknęła na Jennifer i zaczęła tłumaczyć to troszkę prościej, tak jak zrozumiała, zerkając tylko na Rosjanina dla potwierdzenia, lub zaprzeczenia czy ma rację, kiedy nie była tego do końca pewna
- To wszystko jak na razie… - zakończyła tymi słowami, dając znać Kirillowi, że jeśli zamierzał kontynuować, to to jest pora.
- To gramy? - zapytał Kaverin.
- Ale jeżeli mi pomożecie - poprosiła Jennifer niepewnie. Chyba nie chciała wyjść na tą głupią, choć wciąż nie do końca rozumiała tę niby prostą grę.
- Pomożemy? - Kirill uśmiechnął się lekko, spoglądając na śpiewaczkę.
Alice zerknęła na niego
- Oczywiście, że pomożemy - zapewniła Jennifer. Ona na pewno zamierzała jej pomóc i ograć Kaverina. Miała to niemal wypisane na czole.
Wnet okazało się, że blondynka rzeczywiście nie była mistrzynią gry, choć nie poszło jej wcale tak źle. W każdym razie nie wyglądała wcale na zniechęconą, kiedy rozgrywka dobiegła końca. Przez długi czas wydawało się, że wygra Kirill, któremu szło rewelacyjnie. Wtem jednak losy odwróciły się i wynik Alice - do tej pory świetny - okazał się zdumiewający. Okazała się niekwestionowanym zwycięzcą.
- Oby szczęście cię nie opuszczało - Kirill mruknął pod nosem. - Gratulacje.
- Ha, myślałeś, że wygrasz, co nie? - Jennifer roześmiała się.
Kaverin tylko spojrzał na nią spode łba, na co blondynka parsknęła kolejną salwą śmiechu.
Harper choć bardzo chciała wygrać już od samego początku, w pewnym momencie gry wyciszyła się, obserwując jak grał Kirill. W głównej mierze wiele wywnioskowała z obserwacji jego zagrań, aż wreszcie sama opracowała swoją taktykę i wykiwała go pod sam koniec tak, że musiał być zaskoczony. Uśmiechnęła się z satysfakcją do niego. Wyraźnie sprawiło jej przyjemność pokonanie go na jakimś polu. Na tyle, że zapomniała o dręczących ją niepokojach.
Wyciągnęła do niego rękę, jak godnemu przeciwnikowi do uściśnięcia
- Masz ochotę na rewanż, czy poczekamy z tym, żeby nie wykończyć moich zapasów opatrzności losu na dziś i przyjmiesz porażkę na jakiś czas? - rzucała mu lekkie wyzwanie, ale po prostu rozbawiona tą małą próbą sił w kartach. Najwidoczniej panna Harper lubiła takie drobne przyjemności jak konkurowanie w grach towarzyskich.
 
Ombrose jest offline