Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2018, 19:01   #493
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Wspólne zdjęcie

Harper uśmiechnęła się lekko
- Może nie będzie nam potrzeba mapy - odpowiedziała do Jennifer
- Chciałabym poszukać jakichś haltii. Jeśli tu są, może zdołają nam pomóc? O ile oczywiście tu są… - dodała jeszcze, marszcząc lekko brwi. Pozostało im na razie poczekać, aż dopłyną i się zatrzymają. Potem zejdą na brzeg. Wtedy będą myśleć co dalej.
Rozległ się trzask. Alice drgnęła, ale Jenny szybko ją uspokoiła.
- To tylko Emerens. Zamknął drzwi.
Śpiewaczka usłyszała jego kroki aż do momentu, gdy usiadł na krześle obok niej.
- Ciężko powiedzieć z tej odległości. W jednej chwili rzeczywiście odniosłem takie wrażenie, jak mówisz… a potem zdawało mi się, że to tylko dlatego, bo przybliżamy się - wydawał się mocno skonfundowany. - Ale zdaje mi się, że coś jest w tym, co mówisz. Tylko nie wiem co.
Blondynce chyba nie spodobała się taka niekonkretna wypowiedź, bo skrzywiła się lekko.
- Zrobimy zdjęcia brzegu. Albo teraz, albo po przybyciu - zaproponowała. - A kiedy będziemy wracać… to znaczy, zwycięsko wracać… porównany te zdjęcia z rzeczywistością. Brzmi rozsądnie?
Alice uniosła brew
- Pamiątkowe selfie z wyspą? - zasugerowała. Pomysł brzmiał jednak sensownie i kiwnęła na to głową. Zawsze dzięki temu może dowiedzą się czegoś. No i jeśli się nie powiedzie, to zostaną chociaż zdjęcia z wyspy… Zamyśliła się poważniejąc. Czekała teraz, nasłuchując jak dotrą do brzegu.
- Beze mnie - mruknęła Mary. - Nienawidzę, kiedy ludzie robią mi zdjęcia. Raz nawet zwymiotowałam, kiedy…
- Nie przesadzaj - odpowiedział Kirill. - To tylko zdjęcie.
Colberg wzruszyła ramionami.
- Jeżeli chcecie, to mogę zrobić wam zdjęcie, ale mnie w nie nie mieszajcie.
Emerens jęknął.
- Przecież Alice tylko żartowała.
- Trochę tak, ale trochę też nie… w sumie co nam szkodzi takie zdjęcie - walnęła, po czym zamilkła, myśląc o tym, co ‘takie zdjęcie’ i komu w ich grupie już kiedyś zaszkodziło. Śpiewaczka milczała chwilę
- W sumie to tak… Żartowałam - zmieniła nutę i pogrążyła w posępnych myślach.
- Naprawdę powinniśmy zrobić zdjęcie - Jennifer założyła ręce o siebie. - I nie wiem, jak ty, Alice, ale ja wcale nie żartuję. Myślę, że będziemy żałować w innym razie.
- Mi wszystko jedno - mruknął Emerens, machając na to ręką.
- Mi też - Kirill zgodził się. - Ale nie mam nic przeciwko.
- W porządku, czyli zrobię wam zdjęcie - Mary rzekła tonem tak bardzo cierpliwym, jak cierpiętniczym.
Jennifer spojrzała na Alice, jakby wahając się, czy powinna naciskać na Colberg, aby również pojawiła się w kadrze. Zapewne te rzeczy wydawały się drobne i nieważne… ale lepiej było myśleć o nich, niż o tych poważnych. Rozładowywało to napięcie, jakby znajdowali się na zwykłej wycieczce. Może tak właśnie uważała Jennifer. Lub też rzeczywiście bardzo zależało jej na tym zdjęciu.
Harper kiwnęła głową
- W porządku. W końcu w pewnym sensie fotograf również jest obecny na wykonywanym zdjęciu, czy stoi przed, czy za obiektywem - zauważyła, tłumacząc Jenny swój punkt widzenia. Skoro Mary czuła się lepiej po tamtej stronie to w porządku. Alice nie miała zamiaru jej zmuszać.
Rozległ się głuchy łoskot.
- Coś mi mówi… - mruknął Emerens - ...że już jesteśmy na miejscu.
- Rzeczywiście - Kirill zgodził się. - Chodźmy.
Jennifer wstała i przeciągła się.
- Powinniśmy wziąć dużo wody mineralnej. Ile wzięliście butelek? - spojrzała na Alice.
Alice zajrzała do swojej torby
- Ja mam jedną, ale w pokoju hotelowym były jeszcze jakieś, zabraliśmy je? - zerknęła na Kirilla mając nadzieję, że je wzięli. Założyła torebkę na ramię. Nie wiadomo bowiem było, kiedy coś ze środka będzie jej potrzebne.
- Zabraliśmy - Kirill skinął głową. - Ale nie oszukujmy się, nie jesteśmy przygotowani na zbyt długie przebywanie na wyspie.
- Ale to bez znaczenia - mruknęła Mary. - To nie jest wcale tropikalna wyspa, a my mamy już tylko kilka godzin do północy… bo to termin ostateczny, czyż nie?
Wszyscy zaczęli zbierać się i rozglądać w poszukiwaniu ważnych przedmiotów, które mogą im się przydać na lądzie.
Śpiewaczka tymczasem patrząc początkowo wyłącznie pod nogi ruszyła w stronę wyjścia na zewnątrz. W końcu skoro nie zobaczy nic charakterystycznego, patrząc tylko w dół, nic się nie stanie. A zejść i tak musiała jakoś sama. Rozejrzała się więc jakby to zrobić, bez podnoszenia wzroku wyżej niż do linii brzegu motorówki.
- Pomogę ci - rzekł Kirill.
Następnie złapał ręką burtę i dość sprawnie zeskoczył do wody. W tym miejscu sięgała mu do kolan. Wyciągnął ręce tak, jakby chciał, aby Alice znalazła się w jego ramionach. Tymczasem Jennifer również sprawnie wysunęła się do wody.
- Podam ci moją torbę - rzekła do niej Mary. - Tylko nie upuść, bo cię zamorduję.
Emerens również stanął przy burcie, ale chyba chciał opuścić łódkę jako ostatni.
Alice spojrzała na Kirilla czekającego na nią. Przechyliła głowę i spojrzała na jego spodnie od garnituru
- Oh nie… Twój garnitur… - zauważyła, krzywiąc się lekko. Następnie jednak ostrożnie zeszła na sam brzeg rufy i po prostu pozwoliła sobie wpaść mu w ramiona, trzymając mocno torbę, by jej nie wypadła do wody. Więc wyszło na to, że on trzymał ją, a ona cenny przedmiot. Śpiewaczka starała się nie gapić na Kaverina i nie koncentrować na fakcie, że ją trzymał i to dość blisko.
- Wyniosę cię na brzeg - rzekł do niej.
- Chwila, nie powinniśmy tego jakoś zacumować? - zapytał Emerens. - Alice?
Harper zerknęła na Rensa
- Póki co skoro stoi, sądzę, że nieco osiadła choćby dziobem na mieliźnie… Proponuję zabrać jedną z lin, tę z przodu i przeprowadzić aż do drzewa na brzegu, tak na wszelki wypadek - zasugerowała, mając nadzieję, że to rozwieje wątpliwości Emerensa, a Kirill wreszcie zaniesie ją na brzeg i postawi. Zerknęła na niego oceniając jego minę, choć spodziewała się, że jak zwykle nie okazywał emocji. O dziwo lekko uśmiechał się. Nieznacznie. Jego mimika znienacka nie wybuchnęła wachlarzem intensywnych uczuć. Jedynie kąciki warg trzymał uniesione lekko góry. U każdego innego, normalnego człowieka nawet nie zwróciłaby na to uwagi… jednak Kirill był inny.
- Nie szczególnie kryjesz się z tym, że dobrze ci się mnie niesie - powiedziała maksymalnie cicho Alice, wiedząc, że Rosjanin ją usłyszy.
Mężczyzna zmarszczył brwi.
- Jeżeli coś czujesz… to to nie jest to, o czym myślisz - spojrzał na nią zaskoczony.
Alice zerknęła na niego z niedowierzaniem
- Ehm… Miałam na myśli… Że się uśmiechasz… - powiedziała, po czym odwróciła wzrok na bok.
- Ach, rozumiem - mruknął Kirill. - Przepraszam.
- Nie mamy tu zasięgu - krzyknął Rens. - Jeżeli stracimy tę łódź, to po nas - zastrzegł. - Jenny, czekaj, rzucę ci tę linę.
- Tylko nie puść mojej torby - warknęła Mary. Następnie i ona zeskoczyła do wody i odebrała od Jenny swoją własność.
- Rzucaj i sam też schodź! - Jennifer krzyknęła.
Kirill tymczasem szedł w stronę brzegu, nie zwracając uwagi na ruch i harmider panujący wokoło.
Alice chwilę milczała, słuchając rozmów pozostałych, a gdy Kaverin ruszył wreszcie w stronę brzegu znów na niego zerknęła
- Przecież nic się nie stało… To ja przepraszam, za niejasne sprecyzowanie myśli - dodała w odpowiedzi.
- To w porządku… może źle o mnie świadczy to, że pomyślałem właśnie o tym - zastanowił się. - Ale ja nie jestem taki spontaniczny. Tak tylko… mówię… - spojrzał na nią ukradkiem, co Alice jak najbardziej dostrzegła.
Harper zmrużyła oczy
- Musiałbyś mi zapłacić, a i tak bym nie uwierzyła, że nie jesteś TAKI spontaniczny Kirill… - powiedziała drażniąc się z nim, po czym zerknęła na brzeg i piasek, w stronę którego się zbliżali. Wolała, by nie zauważył, jak się znowu zastanawiała nad kwestiami z nim związanymi. Wystarczyło już, że na pewno poczuł, że lekko cała się spięła.
- Jeszcze chwilę, zaraz będziemy na brzegu - zapowiedział Kirill. - Ale jeśli chcesz, to mogę nieść cię tak przez cały czas. Chociażby dlatego, aby zobaczyć minę Mary.
Spojrzał na nią z lekkim uśmiechem. Następnie skrzywił się i spoważniał.
- Przepraszam… znowu to zrobiłem. Nie jestem zboczeńcem… - zawiesił głos.
Alice zerknęła na niego
- Wiem, że nie jesteś… Spokojnie… Trochę mnie stresujesz, ale w zaistniałych między nami okolicznościach, to nie jest nic niezwykłego. Jednak… Mogę cierpieć na jakąś pokrętną odmianę syndromu sztokholmskiego - spróbowała rozluźnić atmosferę żartem, na bardzo niewygodny temat.
- Choć sądzę, że nie tylko Mary mogłaby mieć kwaśną minę. Będę jednak pamiętać, że jak się zmęczę chodzeniem, to mogę się do ciebie zgłosić - dodała jeszcze.
- Będę czekał - rzekł. Następnie spojrzał w bok i lekko zadrżał, ale tylko pokręcił głową i szedł dalej.
- O czym pomyślałeś? - zapytała natychmiast, ciekawsko.
- O niczym, nieważne… Niektóre myśli czasami przychodzą do głowy i jedyne, co należy z nimi zrobić, to pozwolić im jak najszybciej odejść. Uwierz mi, że to nic wartego powiedzenia - mruknął.
Wnet Alice usłyszała, że chlupoczący odgłos zniknął.
- Postawię cię - ostrzegł zanim to zrobił.
- W porządku. Dziękuję - śpiewaczka odrzekła, gdy tylko to uczynił. Wyprostowała zaraz sukienkę i poprawiła torbę, znów zakładając ją na ramię. Zerknęła na niego i uśmiechnęła się lekko, po czym zerknęła na piasek i odrobinę zieleni troszkę dalej. Przytknęła palce do symbolu Sarteja. Była ciekawa, czy poczuje tu cokolwiek.


Nagle Alice krzyknęła i zgięła się w pół. Poczuła przenikliwą, intensywną siłę płynącą z symbolu. Nie bolało, jednak do najprzyjemniejszych również nie należało. Usłyszała, że Kirill pytał ją, co się stało i jak jej może pomóc, lecz nie była w stanie odpowiedzieć. Jeszcze nie teraz. Wsparła się na ramionach Kaverina, próbując złapać oddech. Miała wrażenie, że świat wiruje jej przed oczami, a szum fal zalewa jej umysł.
- Spokojnie, Alice - szepnął mężczyzna. - Wszystko dobrze.
Harper usłyszała, że Emerens, Jennifer i Mary dogonili ich. Jakiś kobiecy głos - Alice nie była w stanie powiedzieć, do której z dwóch towarzyszek należał - zapytał, czy wszystko w porządku.
- Nie wiem… - mruknął Kirill, spoglądając na Alice. Teraz jego twarz znów była niczym maska.
Nie wiedziała skąd to nieprzyjemne odczucie i czemu było tak silne. Wcześniej nie odczuwała niczego takiego, przy korzystaniu z symbolu Sarteja. Ręce jej drżały, jednak zmusiła jedną do złapania za nadgarstek tej, która tak ją bolała. Alice próbowała złapać wdech i odzyskać kontrolę nad zmysłami.
- Boli…? - jęknęła krótko i cicho, żaląc się między rwanymi oddechami.
- To pytanie? - usłyszała gdzieś z boku głos Mary. - Powinnaś chyba wiedzieć, czy cię boli, czy cię nie boli - mruknęła zrzędliwie, ale ktoś ją uciszył i poprowadził na bok.
- Czy to przeze mnie? - zapytał Kirill. - Źle cię niosłem?
Alice uświadomiła sobie, że porywająca siła, która sparaliżowała ją, musiała wynikać z tego, że wokoło znajdowało się tak dużo duchowej energii. Zupełnie tak, jak gdyby włożyła termometr do płonącego wulkanu. Nie dość, że nie zmierzyła temperatury, to jeszcze poparzyła się.
- Wzięliście coś przeciwbólowego? - zapytał Emerens.
- Alice, masz jakieś tabletki? - zapytał Kirill. - Może pomogą ci te, którymi się usypiasz?
Śpiewaczka sapnęła
- Bo to jest dziwne… Niby ból, ale tak przytłaczająco… Chciałam sprawdzić czy są tu jakieś haltije, ale całe to miejsce jest tak przesycone energią… Przesycone energią… - otworzyła szerzej oczy. Rozejrzała się pół obecnie. Jeśli próba polegania na symbolu haltii była nieudaną, to jak odczuwała to miejsce Dubhe? Co o nim sądziła, albo jak dobrze się tu czuła. Harper wyprostowała się i zamknęła oczy, biorąc wdech i chcąc to sprawdzić.

Poczuła, że dusi się. Jak gdyby znalazła się w pułapce i wszystkie ściany klatki zmniejszały się, aby wreszcie zmiażdżyć ją i zabić. Wszechogarniająca słabość sprawiła, że wszystkie kończyny rozluźniły się bezwładnie i teraz przed upadkiem chronił ją tylko i wyłącznie uścisk Kirilla. Dubhe słabła, a energia świetlików kończyła się. Zagłębianie się w psychikę gwiazdy było bardzo niewskazane. Czy to dlatego Tuonetar milczała ostatnio? Była tak bardzo skoncentrowana na pokonaniu ostatnich barier i zawładnięciu Alice, że odpuściła sobie irytujące przytyki?
Rudowłosa wystraszyła się na to obce, nieprzyjemne i przytłaczające doznanie. Nie zdołała jednak krzyknąć po raz drugi, gdy jej ciało osłabło, a ona na moment zawisła w ramionach Kaverina. Wycofała się z tego co chciała uczynić, ponownie zaciskając powieki, z których aż pociekły jej łzy. Poczuła swój koniec tak dosadnie. Tak dojmująco. Spróbowała się wyprostować, walcząc ze słabością.
Poczuła, że została położona pod jakimś drzewem, a jej plecy oparto o pień. Oddychała głęboko i szybko. Jennifer wyjęła z jej torebki butelkę wody, odkręciła i podsunęła pod usta.
- Pij - zachęcił Kirill. - Woda ci pomoże.
Rzecz jasna nie mógł mieć takiej wiedzy, jednak wypowiedział te słowa z taką pewnością, że ciężko było w nie nie uwierzyć. Emerens spoglądał na nią ze strachem, natomiast Mary rozglądała się po otoczeniu, chyba poszukując pułapek Valkoinen.
Śpiewaczka nie stawiała się. Napiła się wody, której jej podali. Dłonie jej się trzęsły i nie mogła jej utrzymać
- Słabnę… Dubhe… Słabnie - powiedziała cicho, między oddechami. Spróbowała się uspokoić. Mieli zadanie do wykonania, potrzebowała wziąć się w garść. Podziękowała za wodę i spróbowała wyciszyć
- Musimy iść - powiedziała jakby przekonywała siebie, nie ich. Czekała jednak, aż okropne odczucia od niej odejdą.

Kirill spojrzał na nią chwilę dłużej. Zamyślił się, zastanowił… wreszcie zamknął oczy i zastygł w bezruchu. Alice poczuła dziwne drżenie koniuszków palców. Przyjemny dreszcz przeszedł po jej palcach, jednak w niczym nie przypominał tego, czego doznała, gdy Kaverin dotknął wargami jej czoła. Z jego ust rozlała się fala spokoju, która przeszła po całym ciele śpiewaczki. Ukoiła podrażnione nerwy, wyrównała oddech. Dubhe w Alice nieco rozluźniła się dzięki bliskiej obecności Megreza. Dzięki temu siły powróciły i Harper wnet poczuła się w porządku. Miała jednak pełną świadomość, że choć Kaverin uśmierzył chorobę, to jej nie wyleczył. Tuonetar - pasożyt wewnątrz - wciąż wydzierał duszę Alice kawałek po kawałku. I był już bardzo blisko dopełnienia swojego dzieła.
Harper westchnęła z ulgą. Czując jak przynajmniej to nieprzyjemne osłabienie minęło siedziała jeszcze chwilę
- Dziękuję… Już jest lepiej… - jej ciało było zdecydowanie bardziej odprężone. Obecność Megreza dobrze wpływała na Dubhe i ona doskonale o tym wiedziała. Zamknęła na chwilę oczy, zbierając się w sobie. Za moment jednak spróbowała się podnieść. Nie mogli dłużej pozostawać na brzegu. Trzeba było iść… Tylko dokąd. Ani haltiie, ani jej wewnętrzna Gwiazda zdawały się nie móc jej pomóc. Spojrzała po wszystkich
- Nie będę kłamać, nie jest najlepiej… - odpowiedziała tylko krótko, uśmiechając się cierpko. Zatrzymała też uwagę chwilę dłużej na Kirillu, z nieco zagadkową miną. Myślała o tym jaka łączyła ich więź. Czy on odczuwał jak osłabła? Czy jemu to też sprawiło taką przyjemność jak jej? Co myślał… Czy bał się o nią? Martwiła się o to. Najgorsze, że na powrót jego mimika osłabła i ciężko było wyczytać z niej cokolwiek.
- To w porządku - rzekła Jennifer. - Najpierw możemy przespacerować się - zaproponowała. - Może zobaczymy coś ciekawego.
- Nie mamy czasu na spacerowanie - Kaverin mruknął pod nosem. - Ale obawiam się, że to nasza jedyna opcja - zawiesił głos.
- Widziałaś coś ciekawego? - Emerens zapytał Mary, która wróciła z krótkiego obchodu.
- Nie - odpowiedziała. - Przynajmniej nie w pobliżu. Głównie drzewa i krzaki. Nic ciekawego. Chociaż… otoczenie na swój sposób wydaje się dziwne. Ciężko powiedzieć o co chodzi. Jakby wisiało coś w powietrzu.
- Chwila, mieliśmy zrobić zdjęcie - przypomniała Jenny.
Alice przyglądała się dalej Kirillowi w milczeniu. Czuła się nadal nieswojo, ale już nie tak źle jak przed momentem. Zerknęła na Jenny
- Tak… Faktycznie. Zdjęcie. Zróbmy je i chodźmy - zaproponowała śpiewaczka. Miała dziwne wrażenie, że jeśli się nie uda, to to będzie przykra pamiątka po niej dla tego, kto ją zachowa… Złapała Kaverina za łokieć i przyciągnęła do siebie i w stronę Rensa, jakby już chcąc ich i siebie ustawić. Jenny nie napadała, bo ta musiała wygrzebać aparat, w końcu ona żadnego sama nie miała. Pozostawiła to więc jej i Mary.
 
Ombrose jest offline