Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2018, 19:03   #494
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Otso, Miodowy Niedźwiadek

- Zrobię moją komórką - zaproponowała Colberg. - A potem roześlę wam, kiedy wrócimy. Bo tutaj, jak już kolega wspomniał - chyba nie pamiętała imienia Duńczyka - nie ma zasięgu.
- Przejdźmy nieco dalej, żeby było widać brzeg - mruknęła blondynka. - To nie tylko pamiątka, chcemy zobaczyć, czy ta wyspa rzeczywiście rośnie.
Ustawili się tak, że w oddali widoczne było skały, o które rozbijało się morze. W pewnym momencie linia biegnąca po kamieniu układała się w charakterystyczny kształt litery S. Jeżeli wrócą tutaj - oby zwycięsko - to zobaczą, czy pęknięcie znajdowało się na tym samym poziomie, czy też powędrowało wyżej.
- Na pewno nie chcesz być w kadrze? - Jenny zapytała Mary.
Alice zerknęła na Jennifer
- Jenny, odpuść jej. Skoro chce być naszym fotografem - skwitowała tylko. Następnie zerknęła na Emerensa, a potem na Kirilla. Nie przypuszczała, że będzie miała okazję być na zdjęciu z takimi ciekawymi osobami.
Wnet Colberg zrobiła trzy zdjęcia, po czym schowała telefon do kieszeni.
- Czy to znaczy, że możemy kontynuować? - zapytała. - Mamy ochotę na jeszcze jakąś grupową aktywność zanim odejdziemy z miejsca lądowania?
Alice puściła łokieć Kirilla i zerknęła w stronę lasu
- Ruszmy się. Musimy znaleźć… Cokolwiek musimy znaleźć… - powiedziała poważnym tonem, ale tak naprawdę nie miała bladego pojęcia czego szukali. Zerknęła na symbol na swej dłoni. Nie będzie zbyt pomocny w tak potwornie naenergetyzowanym miejscu… A jeśli cała ta wyspa była przesycona energią, to jaki będzie to miało na nią wpływ, skoro sama obecność Tuoniego w Helsinkach starczyła, by na nią wpłynąć? Śpiewaczka trochę się tym niepokoiła, ale miała nadzieję, że jej zdolności nie przeszkodzą im w poszukiwaniach.

Jennifer przeciągła się i uśmiechnęła, dość zadowolona, że dopięła swego i fotografie zostały zrobione. Emerens spojrzał niepewnie na las, który wznosił przed nimi. Jego drzewa wpierw rosły rzadko, lecz kilkanaście metrów zdawało się tak gęsto, że aż ciemno. Wysokie korony drzew gęsto obrośnięte liśćmi tworzyły szczelny parawan chroniący od słońca. Kirill natomiast rozglądał się po skałach i wąskim pasku kamienistej plaży przy brzegu.
- Możemy iść na północ i zagłębić się pomiędzy drzewa, lub brzegiem na zachód lub północ… - zaczęła Colberg.
Harper zerknęła na las
- Czy chodzenie brzegiem nie będzie wyśmienitą okazją do zostania znalezionymi? Z drugiej strony, zagłębienie się w las to wyprawa w kompletne nieznane i niewiadomo na co trafimy tam. Zawsze jednak będzie trochę łatwiej zareagować, no i możemy dojść do czegoś, konkretnego? - zaproponowała. Las zdawał jej się strasznie zagadkowym. Z jednej strony ciekawość ją do niego ciągnęła, a z drugiej najchętniej usiadłaby i odpoczęła, nigdzie stąd nie idąc. Ruszyć się jednak musieli.
- A więc las - Mary zgodziła się.
- Masz rację z tym byciem znalezionym - włączyła się Jennifer. - Przecież dlatego nie chcieliśmy opływać wyspy dookoła, prawda? Natomiast zrobilibyśmy właśnie coś takiego, tyle że pieszo.
- Nie wziąłem odpowiednich butów do chodzenia po lesie - Emerens mruknął cicho, bardziej do siebie, spoglądając na swoje stopy. Miał na nich zwykłe tenisówki o cienkiej podeszwie. Odsłaniały kostki i nie wydawały się zbyt dobrze przystosowane do bujnej roślinności. - Ale dam radę.
- Co ja mam powiedzieć - Kirill spojrzał na swoje eleganckie buty, stanowiące komplet do garnituru. - Jestem najmniej przystosowany. Szkoda, że nie przebrałem się przed wyruszaniem w trasę - spojrzał jakby tęsknie na Mary, która nosiła biały podkoszulek i ciemne spodnie od dresu.
Harper popatrzyła na nich ponuro
- Bardzo zabawne panowie. Bardzo… - pokręciła głową i skrzyżowała ręce. Oni chociaż mieli buty na płaskiej podeszwie, a ona? Chodzenie w obcasach, chociaż nie takich wysokich, ale jednak, po lesie to dopiero będzie dla niej wyzwanie.
- Skończmy marudzić i po prostu chodźmy - zasugerowała i ruszyła przodem w stronę zieleni.

Okazało się, że w lesie wcale nie było aż tak ciemno, jak się z początku wydawało. Miejscami drzewa zagęszczały się, gdzie indziej zdarzały się powierzchnie prawie kompletnie pozbawione roślinności, choć nie zajmowały zbyt dużo miejsca. Alice rozpoznała wszystkie zwyczajne gatunki drzew. Dęby, kasztany, topole, lipy, sosny, modrzewie… nie brakowało ani liściastych, ani iglastych. Gęste runo leśne skrywało nieskończone połacie trawy, koniczyny, pokrzyw, a niektórych momentach borówek, poziomek i grzybów. Mary miała rację… z jednej strony las zdawał się kompletnie zwyczajny, natomiast z drugiej… roztaczał tak silną aurę, że znamię na ręce Alice aż mrowiło. Rudowłosa starała się nie zwracać na to uwagi, ale co jakiś czas pocierała je nerwowo, jakby rozmasowywanie miało zapobiec mrowieniu.

Stopniowo do ich uszu zaczął dobiegać coraz głośniejszy szum.
- Może zakręciliśmy i zaraz wyjdziemy na brzeg? - zapytał Emerens.
- Nie… nie tak brzmi morze - mruknęła blondynka.
I rzeczywiście, wnet napotkali strumyk.
- Zdaje się, że problem ewentualnego braku słodkiej wody rozwiązał się sam - ucieszyła się Jenny.
Alice zerknęła na rzeczkę, a potem na resztę
- Proponuję iść w jej górę - miała pewien pomysł i miała nadzieję, że nie był zły. Potrzebowali jakiejś wskazówki którędy iść, a jeśli hipotetycznie, na wyspie mogła się znajdować druga rzeka, to punkt iksa, czy też krzyża byłby u ich zbiegu.

Nagle nad nimi rozległ się obcy głos.
- Co to znaczy iść w górę rzeki? - zapytał. - Tak właściwie iść w górę rzeki powinno oznaczać wynurzanie się. Skoro góra jest na górze. I lepszym czasownikiem byłoby płynąć, w moim skromnym mniemaniu. Wtedy płynąć w dół rzeki miałoby sens jako opadanie na dno. Ty, moja droga niewiasto, miałaś na myśli, jak rozumiem podążanie przed siebie zgodnie z biegiem rzeki. Choć z drugiej strony… rzeka wcale nie biega, tylko płynie. To takie skomplikowane. Chyba najlepiej będzie pozostać w jednym miejscu. Aby uniknąć tych lingwistycznych niezrozumiałości.
- Kto to powie… - oznajmiła Alice i nagle spojrzała w górę.

Tuż nad nimi siedział na gałęzi bardzo rozgadany niedźwiadek. Miał co najwyżej metr długości, ale ważył chyba kilkaset kilogramów. Z jego pyska skapywała żółta, ciągnąca się wydzielina… najprawdopodobniej miód. Brunatna sierść przykrywała ogromną objętość zwierzęcia i jasno błyszczała w skąpym oświetleniu. Wyglądała na bardzo zadbaną.
Śpiewaczka otworzyła szerzej oczy
- Oh... ! Dzień dobry - przywitała niedźwiedzia i skłoniła głowę
- Jesteś jak mniemam mieszkańcem tego lasu. Czy zechcesz nam coś o tym miejscu opowiedzieć? - zapytała stworzenie. Zerknęła też na pozostałych, czy również go widzieli.
Widzieli. Zastygli w bezruchu jak jeden mąż. Mary zmarszczyła brwi i mrugała, Emerens patrzył z rozwartymi ustami, Jennifer uśmiechała się w zdziwieniu, a Kirill… Kirill rzecz jasna nie miał żadnego wyrazu twarzy.
- Opowiedzieć ma w sobie cząstkę “wiedzieć” - zaczął niedźwiadek. - Czy wyglądam na rozumnego stwora? Tak właściwie jestem rozumny, skoro posiadam umysł i potrafię tworzyć poprawne gramatycznie zdania. Tyle że wtedy można byłoby moją wiedzę sprawdzić jedynie zmysłem słuchu, a nie wzrokiem. Dlatego nie mogę wyglądać na rozumnego. Bo zapewne wyglądam, ale na spasionego, czyż nie? - to brzmiało jak pytanie pułapka. A z drugiej strony… może cenił sobie szczerość?
Alice uniosła brew
- Według mnie wyglądasz na istotę bardzo zadbaną. Twoja sierść błyszczy i nie wygląda na to, byś cierpiał na niedostatek - oznajmiła taktycznie. Całe życie oscylowała w krainie wyimaginowanych scen rozmów z bytami i istotami. Kiedy więc przyszło jej rozmawiać z niedźwiedziem, nie traktowała go jak zwierzęcia, które nagle zaczęło mówić, a jakby był na równi z nią. Niedźwiadek uśmiechnął się szeroko, tym samym pozwalając większej ilości miodu wydostać się na zewnątrz poprzez szczeliny i nierówności w zębach.
- Masz na pewno świetne zmysły, więc pewnie dobrze znasz miejsce, w którym jesteśmy. Też chcielibyśmy je poznać. Czy musimy zwiedzić je sami, czy chociaż powiesz nam w jakim kierunku znajdziemy coś ciekawego? - zaczęła z nieco innej strony. Nie wiedziała jak podejść tego niedźwiedzia, by wyjawił im to, czego na pewno wszyscy dowiedzieć się chcieli. Obawiała się, że proste pytanie ‘Przepraszam, gdzie jest Korona Nieba’ było zbyt prostym.
- Nie jestem przewodnikiem - mruknął niedźwiadek. - Jestem Otso. Tak brzmi moje imię. Z chęcią poznałbym również wasze. Ale wracając do twojej prośby, niewiasto… jeżeli poprawnie odpowiesz na moją zagadkę, zapoznam cię z kimś, kto poprowadzi was do celu. Niekoniecznie waszego, ale jakiegoś na pewno.
Znowu uśmiechnął się, wylewając kolejną strużkę miodu z paszczy. Towarzysze Alice spojrzeli po sobie, ale żaden specjalnie nie palił się do wyjawienia swojego imienia w pierwszej kolejności.
- Jestem Kirill - wreszcie przemówił Kaverin. - A to Jennifer, Emerens, Mary… oraz Alice. Miło mi cię poznać!
Mary szturchnęła Rosjanina w bok.
- Imiona czasami mają wielką moc… - mruknęła złowieszczo.
- A ja mam wielki brzuch - rzekł Otso. - Wielkości się przyciągają w tym miejscu bardziej niż przeciwieństwa.
Alice uśmiechnęła się do niedźwiedzia
- Bardzo miło mi cię poznać Otso. O jakiej zagadce mówisz? - zapytała. Niedźwiedź zdawał jej się naprawdę pociesznym stworzeniem. Miała nadzieję, że jego zagadka nie była zbyt trudna, bo jeśli dobrze na nią odpowie, to może znajdą kogoś kto będzie mógł im pomóc.
- Dobrze - rzekł Otso. - Co to jest. Złote niczym pszenica, ale nie wyrasta z ziemi. Tworzone przez wspólny wysiłek, przypomina ułamek raju. Daje szczęście, radość i stanowi treść życia każdego szanującego się obywatela. Cóż to jest. Mogę dać wskazówkę… nie mam na myśli gramatyki!
Harper zastanawiała się chwilę.
- Hmm… - mruknęła tylko. Miała pewien pomysł co złotego mogłoby przyjść do głowy niedźwiedziowi.
- Muszę zgadywać całkowicie sama, czy mogę ze wszystkimi? - zapytała zerkając na Otso, a potem na swoich towarzyszy.
- Jedna zagadka dla jednej osoby. Możecie naradzać się, ale wtedy usłyszycie cztery zagadki więcej - duch zawiesił głos, spoglądając na Alice przeciągle.
- No dobrze… To chwilkę… - śpiewaczka odpowiedziała, po czym zaczęła krążyć. Zmarszczyła brwi. Z jednej strony odpowiedź już jej przyszła do głowy, ale potem zaczęła mieć wątpliwości i sama się zakopała we własnych myślach.
- Dobra… Idąc zasadą, że pierwsze skojarzenie jest właściwe… Czy masz na myśli miód? - zapytała zatrzymując się w końcu i spoglądając na misia. Nic się przecież nie stanie, jeśli nie zgadnie. Zawsze były jeszcze zagadki dla pozostałych, a oni i tak pomóc jej w tym nie mogli.
Niedźwiadek spojrzał na nią raz jeszcze i zmarszczył brwi. Otworzył szerzej usta, dzięki czemu potoczyło się z nich więcej wspomnianego przez śpiewaczkę smakołyku.
- Czy to twoja ostateczna odpowiedź? - zapytał. Zupełnie tak, jak gdyby był prowadzącym szczególnie irytującego programu telewizyjnego. - Pamiętajcie, nie możecie podpowiadać - spojrzał na towarzyszy Alice, choć ci wcale nie palili się do pomocy śpiewaczce.
Harper sama na nich zerknęła, po czym przeniosła wzrok na Otsa
- No cóż, jest złoty, ale nie wyrasta z ziemi. Jest tworzony przez wspólny wysiłek pszczół. Co do raju to wiąże się również z symboliką życia. Do tego uważam, że niedźwiedzie to szanujący się obywatele i nie jest gramatyką. Tak. To moja ostateczna odpowiedź - powiedziała, mając nadzieję, że się nie pomyliła tak analizując jego zagadkę. Nie zaskoczyłoby jej jednak, gdyby była dużo bardziej skomplikowaną. Wtedy przynajmniej pozostali będa wiedzieli, czego spodziewać się po misiu.
- Gratulacje - odpowiedział Otso. - To właściwa odpowiedź.
Rozległo się głośne westchnięcie Emerensa, który przez ten czas musiał mieć wstrzymany oddech z powodu suspensu.
- Powitajcie moją drogą przyjaciółkę, pszczołę Mehiläinen - rzekł. Następnie beknął a z pomiędzy jego kłów wyfrunął drobny owad. - Jest jedną z moich najsłodszych towarzyszek pracujących w ulach zlokalizowanych w moich żołądkach - wyjaśnił.
Pszczółka przyfrunęła wprost do Alice i zawisła tuż przed jej oczami.
- Dzień dobry - rzekła bardzo wysokim głosem. - Będę waszą przewodniczką. To dla mnie ogromna…
- Ja pierdolę… - szepnęła Mary, wybałuszając oczy.
- ...przyjemność - dokończyła Mehiläinen.
Śpiewaczka kiwnęła lekko głową przed pszczółką
- Witaj Mehiläinen, miło mi cię poznać jestem Alice. Twój przyjaciel Otso powiedział nam, że możesz zaprowadzić nas w ciekawe miejsce. Skoro więc już chcesz być naszą przewodniczką, bylibyśmy zaszczyceni, gdybyś nas pokierowała. Czyż nie? - rzuciła spoglądając na pozostałych. Zachowywała się w pełni normalnie, jakby gadające zwierzęta nie były dla niej niczym nadzwyczajnym. Paradoksalnie, po prostu już jej nie dziwiły, w końcu sam Kirill polecił jej przechodzić z wydarzeniami do porządku dziennego, czyż nie? Zerknęła na niego.
- Oczywiście, że tak - rzekł Kirill bezbarwnym tonem. - Jesteśmy dumni z tego, że zechciałaś nam pomóc - dodał kompletnie nieprzekonująco. Chyba nie był najlepszą osobą do kontaktów interpersonalnych, choć wcześniej tego dnia miewał przebłyski charyzmy.
- To będzie wyjątkowe doświadczenie - rzekł Emerens. - Dziękujemy, Otso - spojrzał na niedźwiedzia, który na to machnął łapą, jakby nie było to dla niego nic wielkiego.
- Czy mamy cię nieść? - zapytała Jenny. - Będziesz w stanie sama utrzymać się w powietrzu?
- Jestem bardzo dobra w lataniu - odparła Mehiläinen. - Dlatego, bo latanie jest tym, co robię - wytłumaczyła nieomylnie.
- Ciężko sprzeczać się z tym - mruknęła Colberg.
Alice tymczasem spojrzała na Otsa
- W takim razie, ruszylibyśmy już w dalszą drogę. Dziękujemy za użyczenie nam towarzystwa swojej przyjaciółki Otso. Bardzo miło było mi móc cię poznać - kiwnęła głową niedźwiedziowi w geście uprzejmości. Ciekawiło ją dokąd zawiedzie ich ta mała pszczółka.
- To ja wrócę do snu - niedźwiadek mruknął leniwie. - Najadłem się, nagadałem, pomogłem… czas na słodkie sny - rzekł. Kiedy tylko wypowiedział ostatnie słowo, padł jakby bez życia na gałąź całym ciężarem i zaczął głośno pochrapywać.

Mehiläinen zabrzęczała.
- Powiedzcie, gdzie chcecie, abym was zaprowadziła - rzekła. - Jeżeli podążymy dalej tą rzeką, natrafimy na jezioro Alue, o których mistycznych i legendarnych właściwościach zapewne słyszeliście - wyjaśniała. Jej głos był tak wysoki, że Alice z trudem rozróżniała słowa. Musiała bardzo skoncentrować się na tym. - Idąc na zachód trafimy w końcu na diabelską górę Hornę, gdzie mieszkają mądre, pradawne, ale złośliwe ogniki - wyjaśniała. - A może wolelibyście spotkać się z Mariattą, kobietą, która z borówki zrodziła syna? To przyjaciółka Otsa. Mieszka na wschodzie. Aby do niej dotrzeć, musielibyście wpierw przekroczyć rzekę - spojrzała na bystrą wodę.
Śpiewaczka zerknęła na pozostałych
- Tak więc? Dokąd zmierzamy? - zapytała ich o zdanie. Ona zadecydowała, by ruszyli w las, teraz postanowiła wysłuchać ich zdania w tym temacie.
Rozległa się chwila ciszy.
- Wcześniej robiłem dobrą minę do złej gry i domyślałem się, o co chodzi… - zaczął Rens. - Ale ja wciąż nie znam fińskiego. Nie rozumiem brzęczenia tej pszczoły.
- Ja daję sobie radę - rzekł Kirill i spojrzał na Mary, która również pokiwała głową.
Jennifer natomiast nie odezwała, tylko patrzyła na śpiącego niedźwiadka.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline