Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2018, 19:23   #100
TomBurgle
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
- Powiedzże coś więcej o tym dziwnym zachowaniu, bo to brzmi jakby ktoś na was tam urok rzucił, w samym ratuszu - urok wyjaśniałby tak nagłe zmiany nastawienia rajców … ale byłby też wygodną wymówką. Odszukał spojrzenie lady Diany, upewniając się że to usłyszała - jeżeli ktoś miał szansę wykryć osobę zdolną do takiego czynu, to ona, ale nie chciał nadwyrężyć pozytywnego nastawienia karczmarza - Skąd w ogóle wzięli się ci krzywoprzysięzcy, co świadków udawali?
- Oni faktycznie stracili bliskich, a pani Lei nie udało się ich uleczyć. Nie wiem też czy był to jakiś urok, lecz było to wszystko, jak teraz o tym myślę, bardzo dziwne.
- Tako i mnie wydaje się to dziwne, więc wysil pamięć: czy ktoś ich wprowadził? Albo wiedział że będą wcześniej niż inni?
- Gdy tak mnie wypytujecie, wydaje mi się, iż widziałem przed sala kapłana Sedryka z nimi rozmawiającego.

W karczmarzu nie było fałszu, przynajmniej na tyle na ile było Tanisowi wiedzieć. Co oznaczałoby, że w przyszłości będzie dobrym sojusznikiem w zmienianiu tego miasta na lepsze. A może nawet odwrotnie - to oni jego, bo rajca w półgębkiem zdradził swój plan.
- Cały czas myślę jak wyciągnąć przed ogłoszeniem resztę niewolników z rąk łowców niewolników. Myślałem nad prawem bezwzględnego składu w końcu niewolnice to taki sam towar jak inny, podlega podatkom. Tylko one szkolone dopiero czyli tora i nie towar, jeśli mnie rozumiecie Tanisie. Muszę jednak was już opuścić


- Samymi srebrnymi monetami brzuchów nie napełnią, chyba że to bardziej stosowne środki. Macie tu jedynie dwóch myśliwych na iluset ludzi? - dopytał. To nie tak że problem go bezpośrednio dotyczył - był samowystarczalny, a i okazjonalnie mógł wyżywić kogoś jeszcze - ale na pewno nie chciał zimować w mieście morzonym głodem.
- Nie jest tak źle Tanisie. Na zimę i tak przeważnie trzebi się stada. Zostawia się tylko tyle zwierząt by móc je wykarmić przez zimę a potem na wiosnę odbudować. Owszem będzie brakowało mięsa, ale spichlerze mamy pełne innych plonów. Możemy przeżyć na samych skopcowanych ziemniakach. Będzie trudno na przednówku.
Uśmiechnął się i klepnął półelfa po plecach.
- O tylu wiem. Zapewne wśród przybyszy znajdą się też inni znający się na polowaniu. To, że ściągnęła ich tu gorączka złota, nie znaczy, iż zapomnieli wszystkich swoich umiejętności


- Chodziło mi Tanisie raczej o tych co przybyli z własnymi niewolnikami do miasta. Jest ich kilku. No i oczywiście o samych łowców niewolników. Oni raczej swojego … khym... „towaru” … nie oddadzą po dobroci, po zmianie prawa.
- Więc tak samo jak przybyli będą mogli to miasto opuścić. Albo uwolnić tych ludzi - mocno zakcentował to słowo - i zostać. Jeżeli są rozsądni, to zobaczą że lepsza strata zysku niż wyjście z osady w taką zimę. A jeżeli nie … to wtedy zaprowadzi się prawo siłą. Ale prawo, a nie bezprawie.
- O tym to już będziecie musieli porozmawiać z Lordem Vurnonem. On jest wojownikiem i dowódca wszystkich zbrojnych miasta. Wolałbym bym jednak by znalazł się jakis sposób na uwolnieni niewolików, którzy zostali pod władzą łowców niewolników, przed ogłoszeniem delegalizacji niewolnictwa. - Gwidon Piwosz wzruszył sugestywnie ramionami.


Ellena dostrzegła podniesione w zdziwieniu brwi Tanisa.
- Ech, ta lakoniczność Lorda. Kontroluję buredel bo dbam o to by “Dawczyniom Szczęścia” nic się nie stało, by były zdrowe oraz by klienci nie byli okradani, jak to ma miejsce w niektórych burdelach. Co zaś się tyczy kontroli nad niewolnikami mam pieczę nad ich zdrowiem, pilnuję by nie byli traktowani gorzej niż zwierzęta. Kontroluję też ilość niewolników w mieście. Wiem, że w chwili przed przybyciem karawany łowców niewolników w Oakhurst było mężczyzn niewolników stu dwudziestu jeden, głównie pracowali w rudokopach. Siedemnaście kobiet niewolnic z czego szesnaście pracuje w burdelu, jedna gotuje posiłki dla robotników jednego z rudokopów. Oto i moja kontrola nad tymi sprawami.
- Takie niedopowiedzenia mogą zepsuć wiele krwi - półelf nieco się rozchmurzył, choć lekkość z jaką szafowano tutaj ludzkimi żywotami była niezwykła, nawet jak na rubież cywilizacji i krążył myślami wokół czarnych spraw - Radym to usłyszeć.-

Zapytana po negocjacjach o potwora, Ellena powtórzyła większość znanych już Tanisowi faktów i dodała tylko
- Naprawdę więcej nie mogę powiedzieć bo i sam nie wiem szukaliśmy jakiś leż potwora ale nic takiego nie znaleźliśmy poza leżami zwierząt, ale zwierzęta polują dla mięsa a tu ciał nic nie pożerało.
- A gdzie już szukaliście? I na co warto uważać, kiedy my będziemy szukać? -
Ellena poprowadziła Tanisa do mapy okolic. Wskazała delikatnie narysowany okrąg.
- To zasięg patroli. Zostało obejrzane wszystko w tym okręgu. Oczywiście nikt nie schodził do Bezsłonecznej Cytadeli. Nie było na tyle szalonych to ruiny które w każdej chwili mogą się zawalić. Oprócz niej przepatrzono wszelkie znalezione jamy i wykroty. Poza zwykłymi zwierzętami , które niekiedy trzeba było zabić nic niepojącego nie znaleziono.

Kiedy poruszyli kwestię niewolnictwa, dodała za to kolejny szczegół sugerujący przyjrzenie się kapłanowi Waukeen.
- Tak jak burmistrz wiem, iż jest to czasowe, dążymy do całkowitego zakazu posiadania niewolników, są opory w radzie od strony Kapłana.

W kwestii Lei półelfowi trafił się nawet ciekawszy kąsek.
- Mogę tylko dodać, że dziewczyna ma faktycznie ponad piętnaście lat. Nie prostowałam pomyłki bo niższy wiek dawał jej więcej szans na niższy wyrok. nie wiem czemu inni tego nie prostowali.
- Niższy niż sprzedanie w niewolę? I jak tu wydajecie wyroki, skoro widzę że wszyscy z radnych znali Leię osobiście, więc ciężko mówić o pomyłce - dopytał, nonszalancko przysuwając się bliżej i ściszając głos
- Też wydawało mi się, że to dziwne. Większości radnych dziwnie się zachowywała w czasie procesu. Tak niższa kara. Sprzedanie w niewolę, zawłaszcz gdy wiem, że niewolnictwo ma być zniesione, w krótszym lub dłuższym okresie czasu, jest niewątpliwie niższą karą od upieczenia żywcem. A taka jest kara za użycie złych czarów. I takiej chciał burmistrz, gdyby większość radnych go nie przegłosował, to rotowalibyście Leę z pomiędzy ognisk.



- I właśnie dlatego Morn jest tym, na kim polegamy, kiedy trzeba coś rozważnie ustalić. - Tanis przyklasnął pomysłowi towarzysza
- Wrócimy, już tylko we dwóch, ustalić detale, kiedy rozeznamy się w tym co się tu dzieje, bo nie wygląda to na pojedyncza bestię -

- Trzeba będzie jutro ruszyć na zwiedzanie okolicy - powiedział Morn - I, na wszelki wypadek, zaopatrzyć się w trochę ognia.

- Ano trzeba, ale przedtem dobrze by się zebrać, i obgadać to co już wiemy. A i ty, Diano, chciałaś coś powiedzieć - zagadnął paladynkę. Miał zamiar przekonać ją do skupienia się na wyszukiwaniu zła w mieście, zwłaszcza w okolicy ratusza i wśród rajców - tak by znaleźć tego kto mógł, jeżeli tak było, rzucić takie zaklęcie.

- Chciałam się targować Tanisie. Owszem ruszę przeciwko złu, uświadomiłam sobie, iż burmistrz ma w tym rację, oraz, że Tyr mówi wyraźnie by wykazać się cierpliwości w dążeniu do zmiany praw i może to trwać długo nawet lata.

- Na targowanie przyjdzie czas, Morn mądrze zdecydował. Mam pewne podejrzenia … i chciałbym żebyś poprosiła Tyra o łaskę sprawiedliwej oceny Seldaryka. Wszystkich rajców, ale jego szczególnie. Coś za często się pojawia w sprawie Lei, a i z niewolnictwem jest mu zbyt po drodze. - poprosił, kiedy był już pewny że nikt ich nie słyszy
- Masz na myśli miejsce ataku z przedwczoraj?

- Tak się zastanawiam... - Morn potarł brodę. - Skoro te napady na pasterzy następowały w różnych miejscach, to może trzeba by zastawić pułapkę? Sprowokować tego stwora do ataku w wybranym przez nas miejscu? Zatrzymać stada w jednym miejscu, a części nie wypuszczać w ogóle? Jeśli tak kocha zabijanie, to może da się skusić?

- Mam coraz większe obawy, czy to aby nie inteligentne stworzenie. Żyjące w samym środku terytorium na któym występowały ataki … - Tanis rozejrzał się znaczaco po otaczających budynkach - A wtedy zasadzka musi być naprawdę dobra. Ognia mówiłeś? To i srebra. -

- Większość żywych i nieżywych stworzeń nie lubi ognia - odparł Morn. - No i o srebrny oręż trudniej, niż o oliwę na przykład. Bo chyba nie będziemy rzucać srebrnymi monetami w jakiegoś wilkołaka - dodał - Ale jeżeli burza ma trwać i trwać, to mamy trochę czasu na przygotowania. Poza tym musimy znaleźć dach nad głową.

- To akurat prawda. Choć liczę że obozowisko które rozbili ludzie Diany pod miastem wytrzyma tą zawieruchę. -



Wychodząc z spotkania z burmistrzem Tanisa zatrzymał urzędnik, który ledwo dzień wcześniej zaproponował mu wynajem domu.
- Oferta wycofana. Lea odzyskała swoją własność. Oto pieniądze za wynajem Tanisie. Nie sądzę by w mieście ktoś miał dom, czy pokój do wynajęcia. Pozostaje zawsze karczma, lecz i tam miejsc jest niewiele.
Poinformował wręczając sakiewkę z pieniędzmi półelfowi.
- Tak działają umowy w Oakhurst? Pyk, i umowy nie ma? - półelf nie wyciągnął ręki po pieniądze - Człowiek zapłacił za wynajem, a nagle ma zostać bez dachu nad głową na zimę?
Urzędnik nieco się zafrasował. Podsunął jeszcze raz sakiewkę z pieniędzmi Tanisa
- Tanisie sytuacja się zmieniła. Jeszcze wczoraj miasto dysponowało wolnym domem, który mogło na miesiąc wynająć. Zapłaciłeś też tylko za miesiąc, więc nigdy nie było mowy o całej zimie. Zresztą podpowiem. Uratowaliście właścicielkę domu - Lady Leę przed strasznym losem. Sądzę, że z chęcią przyjmie Was wszystkich na zimę pod swój dach. Chociaż z ludźmi Lady Diany może być tam nieco ciasno.
- Chyba nie wypada wpraszać się do kogoś, kogo się ocaliło, prawda? - Do rozmowy wtrącił się Morn. - Macie tu jakieś dziwne zwyczaje. O tym, że za zerwanie umowy chyba też się należy jakieś zadośćuczynienie, prawda?
- A dajcie żeście mi wszyscy spokój. - urzędnik podrzucił do góry, w kierunku Tanisa sakiewkę, potem odwrócił się i odszedł.
- Ejże! Co to ma być! - wykrzyknał Tanis, z oburzeniem zwrócił się do towarzyszącego im strażnika - Jak tak się miasto będzie wywiązywało z swojej części umowy, to co my tu szukamy?
- Ewidentny dowód na to, że powinniśmy wyjechać jak najszybciej i jak najdalej - odparł Morn. - Niech sobie miasto same radzi ze swymi problemami - dodał.
- Będzie musiało, jak mi zaraz ktoś tego nie wyjaśni - potwierdził półelf
Młody strażnik wyznaczony im do pomocy, jak na razie nie wykazał się cechami, za które chwalił go jego dowódca.
- Wielmożny Tanisie racz przyjąć moje przeprosiny za zaistniałą sytuację. Na przeprosiny Greda nie macie co liczyć. - młodzieniec machnął ręką w kierunku korytarza, którym odszedł urzędnik. - Trafiliście na najbardzej zrzędliwą i gburowatą osobę jaką znam. Jednak jest fachowy aż do bólu i przestrzega przepisów. Z pewnością nie umówiliście się wcześniej na rekompensatę za zerwanie umowy, dlatego tak się zachował. Dowódca wspomniał mi na szybko, gdy wydawał polecenie towarzyszenia wam, iż wzięliście pod opiekę panienkę Leę. Pomysł byście jako jej opiekunowie zamieszkali w jej domu nie jest wcale taki niedorzeczny. W ten sposób ochronicie ją w przypadku jakiegoś ataku. Zresztą idzie burza śnieżna, a tu zapewne jeszcze nie wiecie pierwsza w roku burza śnieżna trwa od kilku dni do nawet ponad dwóch dekadni. Na szczęście potem są one sporadyczne i trwają tylko kilka godzin. W tym czasie schronienie można znaleźć w ratuszu oraz u Lorda w kasztelu. A co do Greda zawsze możecie na niego donieść do rady. Może go zwolnią, Pewnie mu wyświadczycie tym tylko przysługę. Znajdzie w rudokopach lepiej płatną posadę.
- Tak, a później ktoś inny fachowo i zgodnie z przepisami powie nam że nici z nagrody. Kilka dni zamieci, Morn, słyszałeś? - Tanis zdecydowanie zniechęcił się do jakiejkolwiek umowy z tym mieście.
- Tanisie rozumiem twoje wzburzenie, lecz Lord Vurnon nie rzuca słów na wiatr. Jeśli się na coś umawiał to dotrzyma swego słowa. Jeśli zaś tak mieszkańcom nie ufacie to czemu stąd nie uciekniecie? Chociaż w czasie burzy śnieżnej to pewna śmierć, nikt nie przetrwał dłużej niż kilka godzin. Tanisie twoje słowa były obrazą wobec naszego Lorda a to zakończyć można półrocznymi ciężkimi robotami. Tylko dlatego, że rozumiem wzburzenie nie przekażę tego dalej. - Strażnik skrzywił się.
- Jakież to dziwne - powiedział Morn - że cokolwiek powiemy czy zrobimy, nawet w obronie własnej, to od razu jesteśmy winni.


Czas między spotkaniami Tanis poświęcił na dalsze zapoznawanie się z mieszkańcami do których miał jakąś sprawę - Eleną, Leo, Samem grzybiarzem - jak i takimi - jak miejscowy płatnerz czy kupiec - do których sprawę najpewniej będzie miał w przyszłości. Już w napierśniku i z Błękitną Księgą pod pachą szybkim krokiem przemykał przez zadymkę starając nie odmrozić sobie uszu w czasie samego przejścia z budynku do budynku.
Wypytywał o dziwne zmiany w osadzie podobne do tego co zdarzyło się na spotkaniu Rady i o "potwora", ale tez o to czym miasto żyło i co dało się w nim dostać za odpowiednią opłatą.
Potrzebował też dostępu do kuźni.

Sama Grzybiarza znalazł, palącego fajkę w swojej niedużej chatce. Staruszek z którym rozmawiał wcześniej, wypytywany o różnorakie sprawy wspomniał że jakieś trzynaście lat temu lat Belak, "taki człowiek z dużą żaba" także intensywnie wypytywał o Cytadelę. Tanis wiedział to od Jace'a, ale powtórzenie dodawało tamtemu świadectwu kelnerki większej pewności.
Tak czy siak, ponoć zdecydował się iść do Cytadeli i nie wrócił, przynajmniej do wioski.

Leo Wilk nie był w stanie dodać już nic o potworze, ale za to dołożył kolejne informacje o Cytadeli - że wcześniej mieszkały tam gobliny, od niedawna koboldy, i że do środka można się było dostać przede wszystkim przez opuszczenie się na linach w uskok w który się zapadła.

Koniec końców, ruszył by odszukać Leię. Miał jej do zwrócenia jedną małą uwagę, drobnostkę, o której wszyscy wydawali się zapomnieć, a która mogła obrócić wniwecz wiele dobrego.
Doba w dybach była łaską tylko jeżeli ułaskawieni nie zamarzli na śmierć.



- No proszę, nawet tu zdążyliście - docierający do posiadłości Hucrele jako jeden z ostatnich Tanis od razu zagadnął grupę wypadową - Udało się wam znaleźć co trzeba? -
- Witaj Tanisie, miło Cię widzieć - Zoren uśmiechnął się, bezskutecznie próbując dalej ścierać krew z ubrania - Jak pewnie zdążyłeś już zauważyć, znaleźliśmy więcej niż było to zaplanowane. Jeśli zaś mówimy o naszej podstawowej misji, to chwilowo uważam ją za zakończoną - kołkownice zostały wypalone. Niestety, nie mogę dać stuprocentowego zapewnienia, że po pewnym czasie nie odrosną. Nie miałem możliwości i środków na dokładne rozwiązanie tej kwestii.
- Właśnie widzę - półelf otrzepał śnieg z kaptura, wchodząc pod zadaszenie przed domem
- Nasz czas w mieście to rozczarowanie za rozczarowaniem, od bójki w karczmie po te strzępki informacji które udało się zebrać - Tanis mówił rozżalonym tonem, ale jego oczy mówiły zupełnie co innego. Krzyczały że coś znalazł.
- Jesteś skłonny podzielić się z nami owymi strzępkami teraz, czy preferujesz bardziej komfortowe warunki, podczas lub po kolacji?
- Teraz - Tanis zastanowił się chwilę - wartoby rzec że Thalgen i Sharwyn Hucrele - czarodziejka i wojownik których tu chcą byśmy odnaleźli, ruszyli do Cytadeli z tropicielem Karakasem i paladynem Lathandera Sir Brafordem. I że w ruinach od dawna mieszkają gobliny, od rzekomo od niedawna koboldy. Że dostęp do niej wymaga zejścia na linach. A resztę opowiedziałbym przy kolacji w jakimś ustronnym miejscu - zaakcentował znaczący fragment. Nie miał zamiaru zdradzać się z podejrzeniami co do kapłana przez zwykłą nieostrożność.


Dworne rozpoczęcie rozmowy przez alchemika przewyższało wszystko co mógł z siebie wykrzesać Tanis - miał wprawę w takich rozmowach, ale z całą pewnością nie był to szlachetny szlif, a bardziej praktyczne doświadczenie.
Przedstawienie go jako akolity Tyra było ... ryzykowne. To że cała Trójca udzielała mu - przynajmniej na chwilę obecną - swych łask, było jednym. Ale Paladynka zrobiła kościołowi Tyra złe pierwsze wrażenie, a nie czuł się na siłach to naprawiać.

-Oczywiście, kompletnie inną sprawą są chęci mych szlachetnych towarzyszy, za których nie śmiem podejmować decyzji..-

- Z całą pewnością chętnie wysłucham o jakim zleceniu mówimy - pomny postawy Morna w poprzedniej negocjacji, Tanis postąpił podobnie. Jak zdążył się dowiedzieć, Kerowyn faktycznie była głową rodziny. Największej i najbogatszej rodziny w Oakhurst, kupców ustępujących jedynie bogacącemu się na złocie wydobywanym na jego terenie burmistrzowi.

Ale fakt faktem, pytanie o umiejętności miało sens. Wszak Thalgen, czarodziejka, i Sharwyn Hucrele, wprawny wojownik tam poszli z towarzyszami - tropicielem Karakasem i paladynem Lathandera Sir Brafordem. Którzy nie wrócili.


Amberlie
- Te wilki nie zostały poranione przez inne zwierzęta - uwaga Zorena zainteresowała Amberlie, na tyle, żeby nawet mimo warunków poświęcić jej trochę więcej uwagi.
- A wiemy przez co? - jej ubrania były przesiąknięte zamarzającą właśnie krwią i choć mróz nie czynił jej krzywdy, nie było to przyjemne.
Służba bywała wymagająca.

Rzecz jasna, przed wyruszeniem w powrotną drogę sama także przyjrzała się wskazanym przez alchemika śladom, ale nie udało się jej dowiedzieć nic więcej.

- A ty, masz pojęcie co mogło to zrobić? - ze złością przekrzykując zadymkę zapytała Ferę o ślady
- Wyglądają jak ślady tego co zabija zwierzęta i ludzi z miasta.



Powrót do tego szalonego miasta był ciężki, nawet dla Amberlie. Tym skorzej po powrocie przebrała się w suche rzeczy.

Wnioski z podróży - i te o wpływie na umysły ludzi i te o prawie - należało sprawdzić. I działać, działać, bo bierność oddawała inicjatywę w ręce wrogów Porządku. Miała podejrzanych, a i sojuszników dobrze było poddać osądowi Helma.
Krążyła więc między budynkami, co raz to chwilę zmieniając swój pozorny wygląd tak, by najmniej rzucać się w oczy - raz była górnikiem uciekającym przed zadymką do karczmy, innym razem strażnikiem który chciał się osłonić od wiatru w zaułku.
I sondowała. Boskim natchnieniem oceniała prawdziwą naturę każdego.
Tylko dwóch rajców naprawdę dbało o coś poza porządkiem: Gwidon Piwosz, który oprócz prawa miał w sercu także dobro, i Sedaryk, nie dbający o prawo, a przesiąknięty do głębi złem.

Wśród łowców niewolników znalazła czwórkę ludzi, którzy nie byli jeszcze zepsuci do cna, których być może wartoby oszczędzić, kiedy już sprowadzą na nich miecz Helma.



Zapowiedź Zorena potwierdziła jedynie skinieniem głowy. Nie wtrącała się - na razie - oceniając Kerowyn i obserwując całą sytuację. Szukając dźwigni, argumentu, czegoś co będzie mogła użyć później.
Kobieta była człowiekiem zasad - nie ważne jakich, byle były i się ich trzymać. I z jakiegoś powodu te zasady kazały jej wciąż szukać zaginionych. Wysłać im na pomoc najlepszych, ale czy to dla najlepszego efektu czy ochrony pętaków którzy mieliby tam zwyczajnie zginąć, tego zgadnąć nie potrafiła.
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 16-05-2018 o 00:04.
TomBurgle jest offline