Karl siedząc na bramie zastanawiał się nad sensownością zostawiania go tu z oddziałem strzelców i pomocnikami, gdy jego halabardnicy byli dowodzeni przez jednego z lepszych strzelców w czwartej.
- Krasnolud chyba za bardzo wkręcił się w dowodzenie i wydaje debilne rozkazy jak Baron. - Topher powiedział na głos patrząc na wieże oblężnicze. Gdy powrócił posłaniec od Leo Karl, wydał rozkaz i czterech strzelców odprawił do portu.
- Chuj! Sam tę jebaną bramę obronię jak będzie trzeba. - Powiedział, gdy żołnierzy nie było już w zasięgu słuchu.- Zjebanie tylko, że ta magiczna pinda się ulotniła.- Karl poprawił uchwyt na halabardzie i oparł się o nią patrząc na drogę prowadzącą do bramy.- No kurwa, ile ja bym dał za kilka min na tej drodze.- Topher roześmiał się.- Dwóch gównianych dowódców i bezużytecznego inżyniera.- |