Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-05-2018, 11:27   #309
Perun
 
Perun's Avatar
 
Reputacja: 1 Perun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=9mz0Nn3kGZg[/MEDIA]

Niewdzięczność ludzka nie znała żadnych granic, tak samo jak zła wola i niechęć do postawienia się po drugiej stronie co mądrzy ludzie nazywali empatią. Ten cały Mahler był tego idealnym przykładem. Sanders słuchaj jego gorzkich żali, krzywiąc się niemiłosiernie. Dzięki temu że w ładowni po zamknięciu drzwi dało się swobodnie oddychać, zdjął maskę pokazując wielce niezadowoloną minę. Tak to już było z mundurowymi, Anatolij miał całkowitą rację.
- Patrzcie go, jaki kaszaniarz… - westchnął depresyjnie do Greyów z 800, pokazując żywą urazę wyrysowaną na twarzy. Chodził między nimi, podawał stimpaki, maski tlenowe aż cała siódemka zaczęła przypominać ludzi gotowych do dalszej akcji.

Wreszcie w eterze zapanowała cisza, zmaltretowane uszy Grey 35 mogły odpocząć. Znaczy mogłyby, gdyby urażona duma nie dźgała złamanego serca zmuszając gębę do wylania własnego słowotoku.
- Daruj sobie jezusowanie, bo zgubiłeś aureolkę opalając byndola na tym pikniku o którym wspomniałeś. Ja ci nie kazałem odpierdalać i uciekać żandarmom. Znajdź sobie innego wafla do wylewania frustracji, specjalizacji psychoterapeuty nie robiłem. Szkoda mi było czasu - prychnął skonsternowany do żywego, przysiadając obok całkiem niezłej blondyny. Włączył HUD i chwilę pogapił się na mapę, ogarniając kto, gdzie i jak się znajduje.

Parchową tęczę nieźle porozrzucało, jedna duża grupa ciągle znajdowała się przy zdemolowanym sklepie, druga trochę mniejsza pikała tam gdzie klub zwykłego biznesmena. Jeden punkcik za to świecił na lotnisku i podpisano go Brown 0. Po katalogu Sanders znalazł właściwą twarz i aż się ucieszył. Całkiem niezła czarnulka, a jakie miała ślepia! Jak kot ze Shreka.
“Siemasz lalka, potrzebuję przysługi” - napisał krótką wiadomość co nie przeszkadzało mu dalej marudzić.
- Obaj wiemy, że ja w tym twoim planie ratowania świata jestem na ostatnim miejscu i nie po mnie ruszyłeś dupę, a przypomnisz sobie że trzeba mnie zdjąć z półki i odkurzyć jak będzie trzeba waszych połatać…

Gdzieś w tym momencie komunikator zawibrował przychodzącą wiadomością.
“Hej, tutaj Maya. Miło cię czytać. Jestem trochę zajęta ale zrobię co mogę. Coś się stało? Jak mogę Ci pomóc?”

-... a przypadkiem to nie jest wasza fucha za którą zgarniacie żołd? Czołganie w błocie i robienie za bohaterów na holo? - Grey35 splunął na podłogę, śledząc tekst na wyświetlaczu i nagle dostał obuchem w łeb. Brown 0, informatyk.
“Jestem Max. Dzięki że nas sprowadziłaś na ziemię w jednym kawałku. Black 8 mówiła że dzięki tobie Guardian nas nie rozwalił. Wychodzi że wszyscy z Grey powinni ci postawić po flaszce. Dzięki mała, jeszcze nie wiem jak, ale jakoś się odwdzięczę. Masz na to moje słowo.”

Druga wiadomość przyszła szybciej niż pierwsza, była też dłuższa i chyba pisano ją w pośpiechu.
“Przecież tak trzeba było zrobić, nie masz za co dziękować. Nie mogliście tam zginąć, przepraszam że nie ochroniłam wszystkich kapsuł. Mieliśmy tu jeszcze akcję ratunkową, a bardzo brakuje ludzi. Nie tylko ja pomagałam, ale jeszcze pani kapral i tutejsza architekt. Nie jesteś mi nic winny Max, postaraj się na siebie uważać, okey? Jesteś w bezpiecznym miejscu, co z pozostałymi? Co z Zoe? Z Black 8? A Chelsey? Black 2? Razem do was poleciały. Kapitan Hassel? Pan Morvinovicz? Jak masz okazję to pozdrów ich proszę ode mnie i życz powodzenia. Nie wiem ile potrwa ta krioburza, na razie MP siedzą w HQ i schronie. Ale jak się skończy zaczną szukać. Johana i pana kapitana też. Mam prośbę, ale Ty pierwszy : )”

Zdziwienie wykrzywiło twarz Sandersa w niezbyt mądrej minie. Czytał z niedowierzaniem co mu popisano, kręcąc głową powoli na boki.
- No sorry kurwa że wam dywanu nie rozwinąłem, niewdzięczna gnida ze mnie. Do tego parchata, gorzej trafić nie można. - w międzyczasie nadawał po łączu, a ledwo skończył czytać, zabrał się za odpisywanie.
Co tylko chcesz Mayu - mówisz i masz. Nie rób sobie wyrzutów. Wylądowało tu od cholery ludzi. Black 2 i 8 miały się dobrze jak je widziałem ostatnio. Rozdzieliło nas przy klubie, ale żyją. Piknęło tylko że G29 się przekręcił. Nie wiem jak, odłączyłem się od nich i wylądowałem z G800, Hasselem, Anatolijem i Gulą. Pozdrowię, ale co za Johan? Dasz nazwisko to sie rozejrzę. Jest tu BRR i jeden wkurwiąjacy kapral. Mówi że go szukają MP, a na lotnisku zostawił swoją niuńkę i nie ma jak sprawdzić czy jej nie odjebali. Popytasz ocb? Może jak dostanie jakieś info przestanie być taki upierdliwy bo jęczy że sam zadzwonić nie może. No mówię ci, żyć nie daje. Czepia się i frustracje wylewa. Chuj strzela od samego słuchania. Dobrze że się na niego gapić nie muszę.”

“Ten kapral. Jest cały?”
- Brown 0 odpisała prawie natychmiast.

- I co z tego że spotkałeś Blacki? - lekarz sapnął przez nos przechodząc płynnie do kolejnego żalu zarówno w mowie jak i w piśmie.
“Cały i wkurwiający. Wozi się jak pierdolony rezus, prawie jak ten Hassel. Co odjebali że MP ich ściga?” - wydziergał smsa, wolną ręką łapiąc za manierkę przez co zapanowała cisza, ale krótka.
- Też je spotkałem, jedna mnie nawet wymacała. Nasza znajomość była przelotna, ale liczę na powtórkę. I do mnie dzwoniły, stalkują przez HUD. Przynajmniej jedna. Jakoś znalazła czas - nie podarował przytyku i złośliwego uśmiechu po którym nastąpiło zniesmaczenie - Pobajerowałbym je gdybym do kurwy nędzy nie miał zajętego łącza przez praktyki terapii grupowej i inną dupeczkę co do mnie wypisuje. Niezły słodziak. Ciekawe jak wygląda poniżej Obroży. Umawiasz się z taką mocną 9/10, a na spotkanie przychodzi pasztet z kaszalota z potrójnym podbródkiem i zajmuje trzy krzesła w restauracji. Te profilowe foty bywają zdradliwe. - zadumał się.

“Nie zrobili nic złego, to dobrzy ludzie.” - tym razem minęła chwila zanim przyszedł komunikat z lotniska - “Honorowi i odważni. Johan, Elenio i Karl wpadli w zasadzkę, porwały ich te potwory i zamknęły w kokonach. Zainfekowały pasożytem. Jednym z tych z którymi walczymy. Rosły im w piersiach, ale udało się je wyciąć. Byłam tam, widziałam operację na własne oczy. Są zdrowi, nie stanowią zagrożenia… tylko Centrala tego nie rozumie. Chcą ich dorwać i zrobić… chyba krzywdę. Kłamią że są zarażeni wirusem. To nieprawda! Kapitan miał ich aresztować. To jego przyjaciele, nie mógł tego zrobić. Dlatego ma czerwony nakaz. On i narzeczona Karla.”

- Kochany blondasek? Kurwa typie, lecisz na mnie czy co? - Grey 35 czytał i mamrotał, ale z coraz mniejszym przekonaniem o obrazie własnej i żalu do okolicy. - Raz w dupę to nie pedał, a o północy się zeruje. Niestety ja tego nie uznaję, czaisz? Weź mi lepiej nie stawaj za plecami bo się poczuje niepewnie i ścisku pośladów dostanę. Moja dupa jest ciasna jak po praniu i tak ma pozostać.

Nie zdążył odpisać, gdy holo zawibrowało, przesyłając ciąg dalszy wiadomości. Przychodziły szybko, niewielkimi paczkami, wprawiając jego Obrożę w miarowe drgania prawie bez przerwy.

“Nie powinnam prosić o coś takiego, wiem że nasza sytuacja jest niebezpieczna. Wszędzie xenos i jeszcze krioburza, ale nie ma nikogo innego do kogo mogłabym się zwrócić.”

“Masz na głowie własne problemy i też chcesz żyć, rozumiem.”

“Też dobry z Ciebie człowiek, Max. Inaczej byś do mnie nie napisał. Nie pytał się i nie próbował pomóc.”

“Dziękuję że się odezwałeś. Nie mogłam sama sprawdzić, bałam się że utknął sam gdzieś na zewnątrz.”

“Myślałam że zwariuję.”

“Powiedz mu, żeby się nie martwił, nic mi nie jest. Siedzę w HQ razem z kapralem Ottenem i sierżant Johnson. MP przejęli dowodzenie, nas trzymają w kącie, jednak bez związanych rąk. Gramy na czas.”


- I dla ciebie pan blondas...
- Sanders dodał machinalnie, bardziej zajęty czytaniem. Ledwo nadążał, sam przestał odpowiadać dajac drugiej stronie dokończyć, a im więcej się dowiadywał, tym bardziej zaciskał zęby.

“Dbajcie o siebie, trzymajcie razem. Tak jest łatwiej, gdy masz za plecami kogoś komu możesz zaufać. Im możesz. Johanowi, kapitanowi, Zoe, Chelsey. Nie zostawią cię, będą chronić. Workteam. Tylko dlatego ciągle żyjemy.”

“Udało mi się wejść do kartotek Guardiana i podmienić dane personalne podpięte pod sygnał Identyfikatora. System czyta teraz Johana jako Huntera Braya, starszego szeregowego Floty. Działa na elektronikę, nie na obraz. Twarz została ta sama. Unikajcie MP.”

“Zostały jeszcze 4 respondery. Zacznę od lotniska, bo MP przeszukują teren. Przeproś kapitana, będzie jako ostatni. Nie dlatego że go nie lubię, bo to nieprawda. To taki kochany i dzielny człowiek… tylko jest teraz poza zasięgiem MP i muszę też przekonwertować sygnał Klucza. Nie wiem kiedy MP dojdą że im brużdżę. Mają swojego informatyka, w końcu to nastąpi. Do tego czasu spróbuję skończyć ile dam radę. Jeżeli będę mogła do Ciebie pisać na poszczególnych etapach… żebyście wiedzieli na czym stoicie, bardzo ułatwi. Przepraszam że Cię w to mieszam.”

“Tym bardziej mi głupio, zawracając Ci głowę kolejnymi prośbami. Błagam cię Max, przypilnuj go. Johana. Ja nie mam jak, uziemili nas. Zresztą tutaj mogę zrobić cokolwiek. Jeżeli coś mi się stanie. Jeżeli mnie zabiją, albo zorientują się co jest grane i wezmą na zakładnika, nie pozwól mu zrobić niczego głupiego. Niech tu nie wraca, nie po mnie. Nie jestem warta tego żeby ryzykował. Ani on, ani kapitan. Ani ktokolwiek. Nie zasłużył na to co się dzieje, żaden z chłopaków. Ani Sara.”

“Zanim Eagle wystartował rozmawiałam z panem Morvinoviczem. Obiecał że w jego taksówce znajdzie się miejsce dla żołnierzy i Sary. Nie chciał Raptorów, ale można go przekonać. Jakoś. Nie jest taki zły jak mówią chłopaki, to porządny przedsiębiorca i ma złote serce. Nie pokazuje tego, bo musi być twardy jak nie chce wypaść z biznesu. Uściskaj go ode mnie i niech też na siebie uważa. I dziękuję Max. Przepraszam że ci tak truję. Masz obok Johana. Możesz mu coś przekazać? Ja nie mogę do niego zadzwonić.”


Niewiele razy w życiu Sanders czuł zmieszanie, nie lubił tego wrażenia i unikał jak ognia. Dziwnych układów, kontaktów. Te jednak znajdowały go same, wbrew pobożnej chęci prześlizgnięcia się bokiem przez największe awantury.

- Ja pierdolę… stary - mruknął chropowato do kaprala, który go wkurwiał i przetarł twarz dłonią. Dał sobie trzy sekundy na przetrawienie informacji. Nie był dobry w te klocki i wstyd przyznać - laska której nigdy nie widział złapała go za serce i nie chciała puścić. Nie wiedział co ma odpisać kobiecie po drugiej stronie łącza, zamkniętej pod nadzorem MP i ryzykującej to co jej z parchatego dobra zostało, a skazańcom prócz życia nie zostało wiele. Słowa które pisała, sposób w jaki to robiła nie pasował do stereotypowego obrazu kryminalisty z wyrokiem liczonym w dekadach. Przez to czuł się jeszcze bardziej nieswojo.
“Jasne, zaraz powiem im co i jak, zgarnę tego twojego na bok wiec jak masz coś dla niego to śmiało. Coś trzeba nie krępuj się. Przyprowadzę ci twojego chłopa w jednym kawałku. Ale musi mieć do kogo wracać. To znaczy że ty też masz głupio nie ryzykować. Zrób co się da, ale się kurwa nie poświęcaj, rozumiesz? Jak mi to obiecasz mamy układ. Lecisz z prywatą, skończę łatać G800 i go złapię.”

Odetchnął, ale niewiele pomogło. Ciągle coś go gniotło w piersi.
- Dlaczego kurwa od razu nie mówiłeś, że twoja niuńka to ta sama, która nas ocaliła przy lądowaniu? - spytał ze złością, kopiąc nogą pustego stimpaka. Strzykawka przeleciała przez ładownię i rozbiła się na ścianie po drugiej stronie.
- Ja pierdolę - powtórzył, splunął i rozejrzał się po otaczających go Greyach z ósmej paczki - Mają tu system obronny, Guardiana. Chciał nas rozjebać przy zrzucie z orbity. Zestrzelić nasze kapsuły. Żyjemy bo laska z lotniska zmieniła w ostatniej chwili procedury i sprowadziła nas na ziemię. Bez tego wyparowalibyśmy jeszcze w powietrzu. - odwrócił głowę tam gdzie za ścianą grzebał się w mechanicznych bebechach Mahler - Nic jej nie jest, siedzi na wieży z Ottenem i Johnson czy jakoś tak, ale mają tam też MP. Nie aresztowali ich, ale pilnują. Jest bezpieczna, wieża ma SPŻ i zabezpieczenia antyburzowe. Dzielna dziewczyna. Macie pozdrowienia. Ty, kapitan i Anatolij. Martwi się o was. Za co ją, cholera, przymknęli? Spóźniła się z rozliczeniem podatkowym?

Przerwał, bo nadeszła nowa wiadomość. Zerknął na ekran i westchnął rozdzierająco. Żeby tak jego narzeczona swego czasu okazała tyle zaangażowania nigdy nie dostałby Obroży.
Przeczytał, chociaż niby nie powinien. Szybko pożałował, przepijając wodą gorzki posmak na czubku języka.

“Johan… kochanie. Chciałam żebyś wiedział… to że się poznaliśmy było najlepszą rzeczą jaka mnie spotkała przez całe życie. Cieszę się, że nic ci nie jest. Dbaj tam o siebie, dobrze? O resztę też i mną się nie przejmuj. Wieża ma wewnętrzne systemy zabezpieczeń przeciwko krioburzy, nic mi tu nie będzie. Martw się teraz o siebie i przepraszam że Cię zdegradowałam. Niższe stopnie mniej rzucają się w oczy. Na razie jedźcie do HH, pod ziemię. Tam sygnał będzie słabszy, postaram się dokończyć. Będę na Ciebie czekać. Żyj proszę i do zobaczenia wkrótce.”

- MP przeszukują lotnisko, gra na czas. Grzebie w systemie i kartotekach. Kazała… nie, nie kazała. Prosiła… - pokręcił niedowierzająco blond głową, wstając z ławeczki - Ej Mahler, ty nie możesz do niej zadzwonić, ona nie może zadzwonić do ciebie. Na szczęście Obroże mają wbudowany system komunikacji tekstowej. Wysłała ci coś, wiadomość. Sam sobie ją przeczytaj - mruknął zmęczonym głosem, zakładając maskę i patrząc na innych Parchów - Dawajcie, podzielimy się na pół. Jest nas ósemka, obstawimy furę na dwie tury. Jedna będzie pilnować, druga łapać oddech. Szybciej pójdzie, trzeba się stąd zbierać. Dojdę do was, tylko doniosę smsa. To… - skrzywił się - Ważne. Dla niej, tej laski z lotniska. Mayi. Brown 0. Coś jesteśmy jej winni.

Siódemka skazańców w szarych barwach z 8-kami na początku kodu wyglądała już znacznie lepiej i przytomniej niż jeszcze kilka minut temu gdy praktycznie wszyscy leżeli pokotem. Zupełnie jak ten scenariusz z mieszanych grup 200 i 300 ze schronu pod przypadkowym sklepem ledwo ileś tam minut temu. Teraz jednak byli już zdecydowanie na chodzie i wyglądali jak uzbrojona banda kryminalistów wyglądać powinna.

- Ktoś nas chciał zestrzelić? - zdziwił się jakiś brodacz zerkając niepewnie na swoich towarzyszy ale ci odpowiedzieli mu podobnymi spojrzeniami. - I jakaś laska mu nie dała? - powtórzył kolejne pytanie patrząc na szykującego się do wyjścia Grey 35.

- A ty co? Sam zostałeś? W ogóle to dzięki za połatanie. - powiedziała Grey 86 trzymając już w dłoniach automatyczną strzelbę dużo pewniej niż wcześniej gdy leżała obok niej.

Grey 35 jednak zaraz wyszedł na świat zewnętrzny. Który zdecydowanie był mniej przyjemny niż wnętrze ładowni “Eagle 1”. Ledwo wyszedł na zewnątrz i zamknął za sobą drzwi ładowni wicher od razu jakby uparł się by go obalić. Temperatura też biła i dawała się we znaki. Swoje robiła też mglista zawiesina jaką szarpał wiatr ciskając w szkła maski i wciskając się w każdą szczelinę. W porównania do świata zewnętrznego ta uwalana krwią, posoką i stopniałym syfem ładownia, przyjemnie oświetlona mętnymi światłami wydawała się całkiem przyjaznym i przyjemnym miejscem. No i nie było tam xenos.

W tej zawierusze podszedł do dwóch sylwetek które majstrowały przy silniku. Grey 35 był laikiem jeśli chodzi o silniki i inne mechanizmy ale w tym zawiewanym zmrożonym syfem wnętrzu silnika te wszystkie przestrzeliny od broni ciężkiej, podłużne ślady pazurów i braki w owiewce z którymi nie wiadomo czy dorobił obcy, ckm czy roztrzaskały się gdzieś po drodze no to nie wyglądało to zachęcająco. Dwójka mundurowych jednak dalej uparcie przy tym grzebała współpracując z dwójką pilotów w kabinie która wygląd miała bardzo dopasowany zrujnowaną stylistyką do tego silnika. Jedna z sylwetek odwróciła się od silnika i podeszła o krok na spotkanie z Parchem. Z bliska widać było głównie oczy przez podobną gazmaskę jaką miał i skazaniec. Jedynie plakietka na pancerzu pozwalała zidentyfikować z kim się rozmawia. MAHLER. Ten sam z którym Grey 35 gadał przed chwilą w ładowni i który przywitał ich po przybyciu BRR na miejsce. Reszta sylwetek widoczna wokół maszyny była rozstawiona żałośnie rzadkim kordonem.

Marine podszedł i chyba czekał dość niecierpliwie co powie, pokaże albo zrobi Grey 35. Ten przekazał informacje od Vinogradovej jako holo wyświetlane przez jedną z opcji Obroży. Tą właśnie do wyświetlania potrzebnych czy pomocnych informacji np. map, zdjęć czy tekstów. Marine czytał te kilka wersów szybko przebijając się przez tekst. A potem chyba jeszcze raz. I jeszcze. Zrobił gdzieś krok w bok drapiąc się po czole a raczej górze gazmaski pod hełmem i przez chwilę wydawało się, że stracił wątek. Patrzył gdzieś w bok, na szalejącą zamieć albo gdzieś w okolice swoich butów.

- Nie wiem za co siedzi. I nie obchodzi mnie to. Ale jakoś ją z tego wyciągnę. - powiedział w końcu kręcąc głową i dla odmiany patrząc gdzieś w górę, gdzie normalnie było zielonkawe niebo z przygniatającym ciężarem Yellow i małym krążkiem tutejszej gwiazdy Relict ale teraz była taka sama zamarznięta breja szarpana wiatrem jak w każdym innym kierunku w jakim wzrok nie miał wcześniej żadnych, innych przeszkód.
- Dzięki. - powiedział nagle marine odwracając się znowu twarzą do Sandersa. - Myślałem, że jesteś zwykłym, rozkapryszonym chujem. Ale widzę, że niekoniecznie. - dodał wyciągając rękę w stronę skazańca.

- Zwykłym. Rozkapryszonym. Chujem - Grey 35 powtórzył z żywą pretensją - Ja? - dopytał jakby nie wierzył w to usłyszał i aż pokręcił głową na ten jawny przejaw obrazy jego skromnej osoby.
- Wypraszam sobie, nie jestem zwykły - zrobił chwilę przerwy i dowalił z uśmiechem oraz o wiele pogodniejszym głosem - Jestem nadzwyczajny, pamiętaj - uścisnął podaną dłoń, potrząsając nią - Max. Tytuł doktora mi zabrali. Czasowo - wzruszył ramionami. Też popatrzył gdzieś w bok, gryząc się z myślami aż wreszcie sapnął.
- Teraz jesteś Hunter Bray. Tak system czyta twój identyfikator. Maya grzebie w Guardianie, zmieniła ci kartotekę, dlatego pisała o degradacji. Starszy sierżant, ale gęba ta sama. Mamy unikać ludzi. No i kamer. Lepiej nie zdejmuj maski i zorganizuj sobie nową plakietkę na mundur. Teraz siedzi i pracuje nad pozostałą czwórką ściganych. Hassel idzie na koniec, bo jesteśmy najdalej od łap MP. Wiem za co was ścigają - wrócił twarzą do marine, a potem opuścił głowę i spojrzenie na jego pierś - Gnida w… jak to możliwe? Trzeba ci czegoś przeciwbólowego, ogarniasz? Jeżeli zrobi ci się gorzej mów od razu, jasne? Coś wymyślę, obiecałem jej… ech - westchnął, potrząsając karkiem. Zbystrzał też w jednej sekundzie - Ona ma jakąś rodzinę… tam na zewnątrz? - spytał, zezując symbolicznie do góry - Ja mam. Rodziców. Pomagają z więziennym syfem i czekają aż wrócę. Chcesz ją wyciągnąć może będę mógł pomóc, ale nie tu i nie teraz. - znowu popatrzył na żołnierza.
- Ciągle jestem bogatym chujem - wyjaśnił niechętnie - Ojciec ma długie ręce i konto bez dna. Zamiast kary śmierci załatwił mi raptem dwucyfrowy wyrok, a uwierz że krzesło elektryczne było blisko mojej dupy. Prawie na nim siedziałem. Jednak nie siedzę. Będzie okazja to do nich zadzwonię, albo zostawię info. Mama ma pełny dostęp do moich oszczędności, a nieźle zarabiałem i z racji rodzinnych koneksji dostałem… a chuj tam, wiesz jak jest. Maya ma wyjść, trzeba akcję zaaranżować. Po pierwsze dobry prawnik, to podstawa. Dwa to odpowiedni PR. Ławę przysięgłych można przekupić… pokazać odpowiedni punkt widzenia. Ja też zostałem ofiarą zbiegu okoliczności i działałem w afekcie… kurwa. To zostaje między nami, bo jeszcze ktoś pomyśli że miękka pała ze mnie - skończył kwaśno, grzebiąc w HUD.

- On ma takiego jednego papuga. Morvinovicz. Jak Karl opowiadał z jakich ten go przekrętów wywinął to człowieku… - Mahler niechętnie spojrzał w kierunku rozbitej kabiny pilotów na zwykłego biznesmena który akurat był od ich strony ale widocznie był zajęty teraz czymś na konsoli pilota bo tam coś się wpatrywał i robił. - Ale to nie na kieszeń kaprala takie typki. - pokręcił smutno głową i westchnął chwilę przypatrując się nadal gościowi w białym i pewnie drogim garniturze. Tak drogim, że nawet w tym całym syfie jaki się tu walał i był uwalany, pod wojskowym pancerzem to nadal wyglądał na drogi.
Kapral a raczej teraz wedle nowych danych st.szeregowy Hunter Bray wolno odkleił plakietkę ze swoim nazwiskiem. Wpatrywał się w nią jak w kartkę z życzeniami albo jakimś listem.
- Serio? Zrobiłbyś to? Pomógłbyś jej? Z tym prawnikiem i w ogóle? - zapytał przesuwając palcami w rękawicy po nieco wypukłych literach układających się w jego nazwisko.
- Dlaczego? - zapytał podnosząc twarz w gazmasce na drugą twarz w gazmasce.

- Grey 800, przygotować się do obsadzenia perymetru za minutę. - w słuchawkach odezwała się jakaś kobieta rozkazującym tonem.

- Dobry prawnik musi być drogi, płacisz za jakość - Sanders wyjaśnił, też gapiąc się na plakietkę. Typ przed nim pewnie całe życie pracował na stopień kaprala… marny, bo marny, ale swój. Kwestia braku kredytów… blondyn znał ją z opowieści. Tak, był rozpieszczony, rozkapryszony - mógł sobie na to pozwolić. Nie każdy jednak miał tak łatwo, że wygrywał w chwili urodzenia los na loterii.
- Zanim wpadło na nas wielkie bydle i się rozdzieliliśmy, Black 8 powiedziała, że wasz Guardian chciał nas rozwalić na orbicie gdy spadaliśmy w kapsułach. Całą szarą falę… w tym mnie. Tak na starcie, bez kurwa możliwości wykaraskania, ani żadnej reakcji. Twoja niunia jest informatykiem, włamała się do systemu i… nie wiem. Wyłączyła wieżyczki, albo zmieniła procedury. Grunt że zadziałało. Uratowała nam dupy. Każdemy Greyowi który stanął tu na Yellow. Dała szansę… się wyratować. Od gnid, wyroku. To więcej niż dali nam z Centrali. Wiesz co zrobiła jak jej podziękowałem? - dodał zamyślonym tonem i skrzywił się pod maską. - Przeprosiła, że nie dała rady monitorować nas wcześniej i ktoś oberwał, a nie mogła bo chroniła jeszcze jakąś waszą akcję ratunkową. Poza tym.. trochę pogadaliśmy - zamknął się, kręcąc głową na boki.
- Bardziej martwi się o was, niż o siebie, a o ciebie już w ogóle - chciał dodać coś jeszcze, ale odezwał się nowy głos. Brwi blondyna uniosły się do góry.
- To ktoś stąd? - pokazał ruchem głowy okolice pionolotu.

- No tak, to do niej podobne. Kochana dziewczyna. - kapral a wedle obecnych papierów st.szeregowiec pokiwał głową i choć przez gazmaskę nie było tego widać słychać było w słuchawce, że się uśmiechnął gdy Grey 35 sprzedał mu powód swojego zainteresowania losem Brown 0. O samym numerze informatyczki mówił tak jakby właśnie się o nim dowiedział.
- A tutaj, tak, to kapral Mason. Zawiaduje teraz kordonem. Zmieniacie jej ludzi. - Mahler wrócił tematem do otaczającej ich szarej, zmrożonej i bardzo ujemnej rzeczywistości wskazując na widoczne tu i tam sylwetki z bronią w łapach. - Dobra dzięki za wszystko ale mi już też łapy zaraz odpadną a ten szajs niestety sam się nie naprawi. - głowa w hełmie machnęła w stronę otwartego silnika “Eagle 1” a dłoń klepnęła po przyjacielsku w ramię Parcha.

- Jakie zmieniacie? Ja jestem z 300, nie z 800. - Sanders odruchowo się obruszył, przybierając pozę urażonej godności - Poza tym… łapy ci odmarzają? Co z tego? Stary… na tej wichurze fryz mi siada. Dali nam prochy, wodę, żarcie i broń, ale nie wosk do włosów...to dopiero tragedia. Gdzie teraz znajdę odpowiednią drogerię na tym wypizodwie? - mówił poważnie bardzo niepoważne rzeczy i rozłożył bezradnie ręce - No dobra, wracaj leżeć byndolem do góry, ja pójdę udawać że pracuję. Kto wie czy nie trafi się jakaś omdlała foczka do reanimacji. Ta Mason nieźle brzmi. Lubię służbistki - podzielił się z Mahlerem mądrością życiową i zawinął się przed wyjście z ładowni.

Ledwo zniknął ex-marine z zasięgu głosu, przełączył komunikator na prywatny kanał z Hasselem.
- Musimy pogadać, zaraz tam u ciebie będę. Nie chciałem gadać przy Mahlerze. Możesz spławić Anatolija na chwilę?

- Taa.
- Johan chyba się na koniec uśmiechnął i znowu wsadził łapy w odkrytą maszynerię silnika by razem z drugim, mundurowym mechanikiem próbować przywrócić maszynę do stanu lotnego.

- Grey 800, zmiana. - w słuchawkach całej głosy rozległ się ten sam służbowy ton kpr. Mason. Przez bulaje kadłuba widać było sylwetki wewnątrz maszyny. Po chwili zwłoki boczne drzwi w kadłubie trzasnęły i na mróz zaczęły wyskakiwać sylwetki z różnoraką bronią w łapach.

- Nie. I lepiej nie zapominaj się gdy mówisz do kogoś ze stopniem. - odpowiedź od kapitana przyszła prawie w tym samym momencie. Krótka, rzeczowa, spokojna złośliwy mógłby nawet powiedzieć, że oschła.

- Stopnie, nakazy, nagonki MP. Mogę nawet mówić misiu pysiu, jak cię to rajcuje. Chociaż nie do twarzy ci w czerwonym. Tak zakładam, bo te maski nie są ze szkła - Sanders wylał urażoną dumę, krzywiąc się artystycznie i mijając wychodzących Parchów. Poczekał aż znikną i dorzucił ciszej - Właśnie dopierdalam sobie kolejną dekadę do wyroku, pomagając wam zamiast zgłosić Centrali. Strasznie stresująca rzecz, aż idzie dostać luk w pamięci. Zapomnieć co ci miałem przekazać z lotniska. Od kogoś kto właśnie też ryzykuje żeby wam pomóc. Tyle że jej raczej nie dowalą dodatkowego wyroku, tylko rozwalą z miejsca za… to co robi. Bo już jedną kolię ma. Mną też nie będą się przejmować, walną “trójkę” z marszu. Nie wiem na ile Anatolij jest w temacie. Chcesz gadać przy nim spoko, ja mam wyjebane czy to usłyszy i co dalej zrobi. Tylko trochę się nie lubicie i nie wiadomo kiedy i czy wykorzysta info.

- Czekaj, coś tu trzeba sprawdzić. -
odpowiedź doszła do słuchawki tym razem po dobrych kilku krokach. I jeszcze kilku. - Morvinovicz coś nie trybi w górnych układach. Sprawdź to póki Mahler jest zajęty. Zacznij od tego co ta Black naprawiała. Trzecia skrzynka bezpiecznikowa jeśli nie kupiłeś tej licencji na bazarze powinieneś ogarnąć. - kapitan Policji dalej mówił tym swoim oschłym i pewnym siebie tonem podszytym odrobina ironii czy nawet szydery jaką akurat często zwracał się do “zwykłego biznesmena”. Ten coś prychnął zirytowany ale wstał ze swojego miejsca i wyszedł z kabiny przechodząc do ładowni. Przez okno Grey 35 z kolei dostrzegł machnięcie ręki. Grey 800 w tym czasie rozmawiały z jakąś postacią w wojskowym oporządzeniu i bez trudu dało się odczytać, że tłumaczy im co i jak z tym obsadzaniem kordonu wokół maszyny. Mundurowi jeszcze nie zeszli ze swoich stanowisk ale pewnie miało się to zmienić lada chwila.

- Wozi się jak pierdolony rezus, co? Jak wy z nim wytrzymujecie? - Parch mruknął do garniaka w przelocie, zdejmując maskę i patrząc boleśnie na sufit. Szybko się ogarnął i klepnął zwykłego biznesmena w ramię - Wiesz Anatolij, Maya kazała cię pozdrowić i pilnować żeby cię nic nie rozwaliło... ale uściski sobie darujemy bo to gejowe. Czuj się wyściskany. A w ogóle masz tu gdzieś żel do włosów? Przez ten wiatr jebła mi fryzura. Nie da się bajerować foczek z takim fryzem… od razu wychodzisz na plebs, albo frajera do odstrzału. Więc jak coś znajdziesz daj znać - machnął mu ręką na pożegnanie, idąc do miejsca ostatecznego rozwiązania… czyli do kabiny pilotów. Założył z powrotem maskę. Zamknął za sobą drzwi i dopiero odetchnął.

- Czy każda loszka na tym zjebanym księżycu musi się nad tobą rozpływać i wypłakiwać oczy? Najpierw ta Latina od Blacków co ci słodziła przez szczekaczkę, potem ruda która gdyby nie odległość wygryzłaby krtań byle mieć pewność że cię połatam, postawię na nogi i na nich utrzymam. Teraz Maya pisała że… cytując “kochany i dzielny człowiek” z ciebie. Ja pierdolę - wywalił najpierw co mu leżało na wątrobie - Jesteś tu jakimś superbohaterem czy co? Ech, dobra. Ile potrwa ta burza? Pytam bo póki nie minie musimy cię schować w HH. Do końca zamieci… albo do czasu aż Maya podmieni ci kartotekę. Z Johanem już to zrobiła. Zmieniła mu personalia w systemie. Działa na Guardiana, detektory, czujniki… ale nie na kamery. Mordy będziecie mieli te same. Noś maskę, albo coś wymyśl. Prosiła… żebym cię przeprosił w jej imieniu. Będziesz na końcu, ciężej cię MP dorwać na odległość. Najpierw grzebie przy tych z lotniska, co są bliżej. Ma dać znać jak skończy, o ile jej nie rozwalą. Siedzi w wieży pod nadzorem MP, ale jakoś… daje radę działać. Dopóki jej nie zdemaskują, a mają drugiego informatyka. Wtedy pewnie urwą jej głowę.

- Weź nie wiem co za muł go zrobił kapitanem. I to antyterrorów. Czemu nie w pogranicznikach? Co by szkodziło siedzieć gdzieś na krańcach układu? Pewnie dał w łapę komu trzeba. Bez dwóch zdań.
- Morvinovicz grzebał coś pod sufitem sprawdzając po kolei co trzeba ale, że nie zdjął maski i hełmu dalej wyglądał dość bezosobowo. Za to głos już miał całkiem plastyczny a temat pierwszego pilota “Eagle 1” podjął z chętnie ulaną dawką skargi i żalu.

- Niekoniecznie. Jeśli wysłali po nas kogoś z głową na karku. - odpowiedział policyjny kapitan a raczej w słuchawce Parcha odpowiedział jego głos bo przez wicher panujący w kabinie choć siedział na fotelu drugiego pilota to ledwo słyszał własnymi uszami, że facet obok coś mówi. Bez sprzętu łączności pewnie trzeba było się do siebie drzeć by cokolwiek usłyszeć i zrozumieć nawet z tak krótkiej odległości.

Pilot zamilkł na chwilę i piloci hełm dopełniony maską tlenową wpatrywał się chwilę w gazmaskę siedzącą na drugim fotelu.
- Daruj sobie te gadki. Z kolegami sobie tak rozmawiaj. Nie jesteśmy kolegami. - wyjaśnił dość oschle, że ton i styl jakim się zwracał do niego skazaniec uważa za niestosowny. - Odezwij się tak do mnie publicznie nie zostawisz mi wyboru. - dopowiedział jeszcze na koniec tego wątku. - Z Johanem znam sprawę. System pokazuje nas wszystkich, ciebie, jego, mnie też. Widzę jak się teraz nazywa i kim jest. Świetnie Mayi poszła ta robota. - kapitan wrócił do głównego wątku z jakim przyszedł Sanders. Odwrócił sie ku drzwiom do ładowni jakby sprawdzał ile jeszcze mogą mieć czasu.
- Burza zwykle trwa pół godziny do godziny. Potem się uspokaja. Nie będziemy tyle czekać. Jak Mahlerowi uda się naprawić silnik wracamy do tej speluny Morvinovicza. A potem niżej do schronu. Tam przeczekamy burzę. Burza nam sprzyja. MP nie wystartuje bez nas. Xenos też się chowają przed burzą. Większość. - pilot odwrócił głowę od ładowni i spojrzał na siedzącego obok skazańca. - Masz łączność z Mayą. Napisz jej by nie pisała ani nie gadała z nikim z naszej piątki. Z Johanem też nie. Jak przysłali kogoś cwanego to to rozgryzie i rozegra ją by nas ściągnąć na lotnisko. Niech mówi, że ma przekonania czy coś w ten deseń. Coś ogólnego, społecznego a nie osobistego. - powiedział facet w masce tlenowej i hełmie całkowicie zakrywających jego twarz i głowę. W kadłubie znowu trzasnęły drzwi gdy mundurowi zastępowali skazańców w przerwie do zawieruchy na zewnątrz. Tylko para pilotów i mechaników wciąż pracowała na zewnątrz w tej krioburzy.

Pretensje. Pretensje wszędzie, a przecież Sanders chciał dobrze. Oczywiście gliniarz jak zwykle musiał się popanoszyć i pokazać kto tu rządzi.
- Powiedz… innym dzieciom w przedszkolu pewnie zabierałeś zabawki. Czy ja ci nadaję po ogólnym? Nie, przylazłem i się pruję w cztery oczy. I oczywiście że nie jesteśmy kumplami, nie przypominam sobie żebyśmy razem łazili do kasyna. Może kiedyś, jak wyjdę. Na razie badam fenomen testosteronu jeżeli nie zauważyłeś - rozłożył ręce pokazując ogrom niezrozumienia i złej woli jaka go atakowała od strony fotela pierwszego pilota - Wkurwia mnie, że nic nie mogę zrobić. Nienawidzę… tego - prychnął, patrząc przez przednią szybę - Nie obawiaj się, Maya nie ściągnie was na lotnisko, nawet jeżeli dojdą kto jest jej facetem… i to drugi powód dla którego tu siedzę. Mam ci przekazać, że macie nie wracać, cokolwiek się nie stanie… z nią. A szczególnie Mahler, tyle że ja mam Obrożę i go nie usadzę w razie czego. Tego że ją zamknęli też mu nie mówiłem. Odwala dobrą robotę, z zajebiście dużym marginesem ryzyka - przekręcił kask w bok, na rozmówcę - Nie jest głupia, nie wsypie was. Ani nie będzie dzwonić. Ma pisać na czym stoimy. Boi się - pokręcił karkiem i zaklął cicho pod nosem. Włączył ekran, wyświetlając na nim HUD i parchy przy HH.
- Xenos chowają się przed burzą. W budynkach. Te małe i takie wielkości bydlaka co nas strącił. Jak jesteś w połowie tak bystry na jakiego wyglądasz wiesz co to oznacza - pokazał palcem skaczące słupki przy portretach dwóch Blacków i dwóch Greyów. Cokolwiek działo się w klubie… działo się i to na grubo - Wiem dlaczego po mnie przelecieliście i ryzykujecie. Postawie twoich na nogi, tylko daj mi zgarnąć sprzęt. Podobno jest tam… pod ziemią. - zamknął holo i wyłamał palce - Inna rzecz. Masz na lotnisku kogoś zaufanego kogo MP nie trzymają pod nadzorem? Kogokolwiek, cywila, innego mundura. Musisz mieć telefon, każdy teraz ma. Anatolij też. I ci z lotniska. Linia poza HUD i nadzorem. Nie wiemy co dzieje się poza wieżą… a osobiste pierdoły. Mahler dostał smsa od niej. Prywatnego. Mam nadzieję, że nie będą grzebać w jej Obroży. Ja was nie sprzedam, o to się nie martw. Jak to się skończy… jakoś. Jesteś stąd? Gdybym chciał przesłać wiadomość do innego układu skąd mogę to zrobić? Albo zadzwonić. - zgrzytnął zębami i wypuścił ze świstem powietrze - Muszę zadzwonić.

- Tak. To jest jeden z powodów dla którego chcę wrócić do klubu. Bo bezpieczniej byłoby się wznieść ponad burzę i przeczekać.
- pilot postukał palcem w obudowę jakiegoś urządzenia. Wyglądało na to, że był się z myślami lub coś obmyślał. Gdy się nie odzywał a przez ten hełm i maskę nie było widać mimiki twarzy kompletnie nie szło zgadnąć jaki ma teraz nastrój. - Moi pewni ludzie to ci z listu gończego. Johan jest tutaj a reszta się ukrywa więc nie mam z nimi kontaktu. Od siebie mogę polecić jeszcze tą reporterkę, Conti. Jest wkurzona bo ją przyblokowali z orbity jak nas. I Herzog, paramedyczka. Kiedyś służyła u nas. Jest w porządku. I chyba ta srg. Johnson która dowodzi obroną lotniska. Chyba jej głupio, że góra ją wpakowała w tą sytuację. Ale jej jestem najmniej pewny. - drzwi w kadłubie trzasnęły obwieszczając zamknięcie kadłuba i koniec załadunku przemarzniętych żołnierzy, marines i policjantów.
- Wysłać da się, Z każdego międzysystemowego statku na orbicie da się rozesłać po całym systemie. A jak trzeba któryś może przesłać wiadomość przez Bramę. Tylko cała sztuka wydostać informację stąd na taki chętny statek na tej orbicie. - gliniarz mówił już szybko bo słychać było już kroki zbliżające się do kabiny a przez okienko widać było, że drugi pilot wracał do kabiny.

- Coś się wymyśli, bez obaw. - Grey 35 też zagęścić ruchy w mowie i wstał z fotela - Postawcie nas na skrzydła jak najszybciej. Zejdziemy pod ziemię, znajdziemy resztę. Przysiądziemy i znajdziemy wyjście. Musi jakieś być. Zawsze jest, a ty i twoi kumple nie jesteście tu sami - zrobił parę kroków w kierunku wyjścia, ale zatrzymał się nagle i obrócił przez ramię - Dobrze zrobiłeś stary, nie zdradza się przyjaciół i bliskich, to najgorsze skurwysyństwo… - zawahał się i chyba chciał coś dodać, ale sobie darował - Dzięki za rozmowę. Kapitanie. Dam znać jeżeli dowiem się czegoś nowego. Na razie idę zobaczyć jak radzi się ósma setka. Przyda się tam im ktoś rozsądny - kiwnął mu głową i szarpnął za klamkę.

Kapitan skinął głową w hełmie ale w drzwiach Parch minął się z drugim pilotem. Jeden z nich wychodził a drugi wchodził do kabiny.
- Wszystko wygląda w porządku. Chcesz to sam idź w tym grzebać. - burknął drugi pilot zamykając drzwi i wracając na właśnie opuszczone przez Grey 35 miejsce. Sam zaś Grey 35 miał teraz za towarzystwo dość podobne jak przed chwilą tyle, że ci tutaj nie mieli Obroży. Ale broń i pancerze wyglądały na podobnego sortu. W końcu pod względem uzbrojenia i wyposażenia Parchy bazowały na wojskowym sprzęcie i pod tym względem niczym nie ustępowały regularnym jednostkom Armii czy marine.
 
__________________
Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu,
Upał na ulicy i plamy na Słońcu.

Hej, hej…
Perun jest offline