Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2018, 11:33   #71
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Goblinom nie wolno ufać. Gobliny są złe, podstępne i brzydkie. Każde dziecko w Shire o tym wiedziało. Niejedna niania opowiadała maluchom straszne opowieści o występnych, podłych goblinach. „Jedz kaszkę, bo goblin ci ją zje”, „bądź grzeczny, bo goblin Cię zabierze”, „smarkaj nosek, bo urośnie ci jak u goblina”.

Nic zatem dziwnego, że odmierzając trzy krople dziwnej substancji Madoc wcale nie miał pewności, czy dobrze robi. Przy pomocy Hildiego udało mu się jednak wlać płyn do ust ledwie przytomnej Mirt. Dziewczyna zakrztusiła się, gdy płyn spłynął jej do gardła, ale wypiła. Zaraz też odemknęła oczy i zaczęła wolno, głęboko oddychać. Nie wyglądało na to, by substancja jej zaszkodziła przynajmniej nie od razu.

Gimbrin kątem oka obserwował całą operację i powoli opuścił kuszę. Goblin mógł spokojnie salwować się ucieczką. Krasnolud zaś podszedł do leżącego nieruchomo Doderica i pochyliwszy się nad nim stwierdził ze smutkiem w głosie:
- Nie żyje. Biedny chłopiec.
Swą wielką dłonią zamknął powieki martwego hobbita. Zapadła cisza przerywana tylko spokojnym oddechem Mirt.

Stan dziewczyny zaczął się poprawiać. A znaleziona wśród gratów goblinich maść, choć śmierdziała to po posmarowaniu rany na głowie przyniosła dziewczynie wyraźną ulgę. Przede wszystkim zmniejszyła ból. Po jakimś kwadransie odpoczynku Mirt mogła już samodzielnie wstać na nogi.

Wszystkim pozostał do wypełnienia smutny obowiązek pogrzebania zmarłych. Jakoś nie mogli się zdobyć na to, by towarzysza pochować razem z napastnikami.

Gimbrin zajął się truchłem wilków i goblina po prostu znosząc je z góry do wykrotu jaki znalazł nieopodal wzgórza. Tymczasem hobbitom udało się wykopać niewielki dół w pobliżu wieży, gdzie złożyli ciało towarzysza wraz z jego osobistymi rzeczami. Ceremonia była krótka i bardzo smutna. Każdy się zastanawiał, jak po powrocie powiadomią rodzinę, że Doderic nigdy już nie wróci do Shire.

Noc w wieży minęła im spokojnie. Nikt ich nie niepokoił i choć wystawili warty, to mogli się wyspać. Następny dzień wstał pochmurny i będąc już w drodze zaskoczył ich deszcz. Hildi który wszedł w posiadanie czapki z jaskini trolli założył ją teraz na swoją kędzierzawą głowę.

Po chwili ku swemu zaskoczeniu zauważył, że krople deszczu które bezlitośnie spadały na jego towarzyszy, jego omijają, jakby otaczała go niewidzialna peleryna. Nie działała jednak ona dalej jak na cal od jego postaci i kucyk na którym jechał moknął w sposób jak najbardziej naturalny.

Z czasem deszcz nasilił się na tyle, że musieli przerwać podróż i rozbić obóz. Jako że trudno było rozpalić ogień w nienajlepszych humorach zjedli zimny posiłek. Deszcz nie ustawał i ledwie kilka mil od wieży musieli zatrzymać się na nocleg. Niebo rozdzierały dalekie na szczęście błyskawice, ale powtarzające się grzmoty zapowiadały, że żywioł tak łatwo nie odpuści. Jedynie Hildi był suchy, co bynajmniej nie zjednało mu sympatii towarzyszy.
Nocą do niepogody dołączył zimny wiatr z północnego zachodu, który z wściekłością atakował płótna namiotów podróżnych. Wył w dodatku tak, iż mało kto mógł zasnąć.

Kolejny dzień minął im bez niespodzianek. Podróżowali co prawda pod pochmurnym niebem, po rozmokniętym trakcie, ale nie padało, a wiatr choć chwilami porwisty nie dawał się zbytnio we znaki, tym niemniej było chłodno. Madoc owinięty szalikiem, choć w wigotnym ubraniu czuł, że jest mu znacznie cieplej i to w całym ciele, nie wyłączając kudłatych stóp. Z ciekawości ściągnął szal i od razu poczuł przenikliwy chłodny wiatr. Założył go z powrotem i ogarnęło go przyjemne ciepełko.

Rana na głowie Mirt goiła się nadspodziewanie dobrze i jak oznajmił doświadczony w tych sprawach Gimbrin nie powinno być zbyt dużej blizny.
Pogorszenie pogody miało i tę dobrą stronę, że od czasu opuszczenia wieży nie napotkali na szlaku, ani żywej duszy. Choć trudno było nazwać to czym się poruszali szlakiem. Im dalej podróżowali na północ, tym częściej musieli się przedzierać przez zupełne gąszcza traw, krzewów i drzew, które przez wiele lat porosły drogę. Jedynie dzięki Gimbrinowi i jego zmysłowi orientacji zawdzięczali, że co jakiś czas odnajdywali fragmenty starego traktu.


Wydawało się, że dobra pogoda na dobre ich opuściła. Kolejne dni podróży były do siebie bliźniaczo podobne. Chłodne, pochmurne pustkowie z rzadka porosłe drzewami ciągnęły się w nieskończoność. Kucyki ze smętnie zwieszonymi łbami wytrwale podążały na przód przemierzając kolejne, niezliczone pagórki. Aż wreszcie ….

Na kolejnym wzniesieniu w oddali dostrzegli dalekie jeszcze ruiny wielkiego miasta. Było akurat wczesne popołudnie i od dawna nie widziane słońce zaczęło przebijać się przez coraz rzadsze chmury.


Gimbrin zatrzymał się i niemal stając w strzemionach wskazał coś ręką.
- Nie podoba mi się to. – mruknął.
Przed ruinami Fornostu zobaczyli wielki płonący stos i jakieś postacie kręcące się w pobliżu. Z tej odległości jednak trudno było ocenić kim są wrogami, czy przyjaciółmi.
- Niestety grobowiec Halbarada jest po drugiej stronie za miastem. Możemy się tam dostać przechodząc przez ruiny lub okrążając Fornost. Nie wiemy kim są ci przed nami. Co radzicie? – spytał swoich towarzyszy.
 
Tom Atos jest offline