Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2018, 22:38   #64
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Młoda brunetka uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi i klapnęła na najbliższy fotel by pozwolić Zaarowi i blondynce gospodarzyć.
W sumie Czarny miał rację.
Miło było nie musieć wyskakiwać przed szereg chociaż raz.

Zaar po chwili przytulił jeszcze Buraka i Czarnego, co wyglądało jak powitanie rosyjskich gangsterów.
Po chwili blondynka zaczęła wnosić spaghetti i układać na stole. Ewidentnie fotel nie był przewidziany do jedzenia. Na to o dziwo zareagował Czarny. Wział swoja porcję i jeszcze jedną, po czym położył ją przed Żenią i zajął miejsce na kanapie.
- Żenka oberwała w brzuch srebrnym nożem. Nie każmy jej siedzieć przy stole. Dość już ją wymęczyłem na tylnej kanapie auta przez ten dzień.

Zaskoczył tym Żeńkę. Zaczęła zastanawiać się, czy to ona wychodzi z wprawy czy to Czarny jej nabiera.
- Wszytko dobrze? - Od razu zainteresował się Zaar.
- Tak, w porządku. Do wesela się zagoi - uśmiechnęła się złośliwie, spoglądając na Buraka i sięgnęła po jedzenie. Z pierwszą porcją makaronu w ustach wymruczała podziękowania w stronę Czarnego.

- A jak tu się sprawy mają?
- Spróbowałem wyciągnąć duchy z mojego mieszkania, ale skubaniec miał tam coś, co mu pomagało w umbrze. Zostały tam te zamknięte w fetyszach. Zorganizowałem nalot na mieszkanie w wykonaniu policji. Ośmioosobowa grupa uderzeniowa. Sześciu zabił na miejscu, dwóch jest w szpitalu. No i uciekł. Policja zabezpieczyła mieszkanie, więc fizycznie i tak się do niego nie przejdę, żeby sprawdzić co zabrał. Wyciągnąłem Niuchacza z kompa przez Cyberświat. Kilka innych programów też się udało. W każdym razie potrzebuję czarny notes, więc ktoś tam się musi zakraść i go przynieść, a potem unieszkodliwię Marka.

- Zapalniczka pójdzie - zakomenderował Czarny.
- A jesteś pewien, że notes został w mieszkaniu? Marek go nie zabrał? - Bondar wciągnęła powoli pasmo makaronu do ust.
- Nie mam takiej pewności. Nie byłem tam. Nie wiem w jakim jest stanie.
- Aha. - Żenia zawzięła się i dzielnie milczała, rzucając spojrzenia spod rzęs to Alfie to Zapalniczce. Żeby się zatkać, załadowała kolejny widelec spaghetti do ust. Wiedziała, że wygląda jak chomik z policzkami wypchanymi makaronową paćką, ale lepsze to niż kolejna utarczka z Czarnym.
- Dobrze, Tomek pójdzie z Zapalniczką, w razie czegoś niespodziewanego. Zaar dla ciebie też będę mieć zadanie. Ale na razie dokończymy tę pyszną kolację.

Było to dobre określenie. Praktycznie cały dzień spędzili w samochodzie.

Pełny brzuch bolał tak samo jak pusty.
Żenia z zadowoleniem jednak smakowała ciepły posiłek, po którym zaczęła czuć słodki błogostan i rozleniwienie. Najchętniej zwinęłaby się w kłębek i zasnęła.
Skoro Czarny uznał, że dwójka sobie da radę, to sobie da radę.
Przymknęła leniwie powieki wciąż trzymając w dłoniach talerz z niedojedzonymi resztkami. Czekała na wyjaśnienia Alfy co za wielki plan wykminił dla Jarka.

Po zjedzonym posiłku Zaar razem z uroczą blondynką zebrali naczynia. Zapalniczka dostała kluczyki od auta i razem z Burakiem ruszyła do mieszkania Jarka. Czarny zaś odezwał się do Żenii.
- Daj teczkę. Tę z nazwiskami. I te dokumenty, które zebrałaś - ciężko było uznać to za rozkaz, ale i tak wyrwało ją to z rozanielenia.

- Mhm - mruknęła niezadowolona. Wyszperała papiery i podała je Czarnemu:
- Chcesz zarzucić wyszukiwanie? Czy więcej osób nie zaginęło?

Czarny skinął głową w milczeniu. Po chwili powiedział cicho:
- Tomek ustalił tożsamość osób, których dziadkowie i pradziadkowie byli wilkołakami. To wilkołaki lub krewniacy. Wąska pula genowa.
- Mhm, ale został najważniejszy tylko jeden. - Żenia puknęła w papier starszego mężczyzny - Ten. Z jakiegoś powodu. Linia rodowa? Specjalne umiejętności?

- To musielibyśmy ustalić. Ale najszybciej będzie, jeżeli odzyskasz pamięć. Póki co odsiejemy zaginionych od niezaginionych. Jeśli chcesz, to się zdrzemnij. Obudzę cię przed pojedynkiem na kleivy - uśmiech rozświetlił twarz Czarnego.
Ulubiona oszustka Pasikonika parsknęła śmiechem.
- Koniecznie. - mruknęła przenosząc się na sofę - Zamienisz się? - poruszyłą brwiami w górę i w dół w zachęcającym grymasie.
- Jasne - odpowiedział szaman robiąc miejsce dla dziewczyny.
Po chwili Jarek przyniósł herbatę. Czarny zabrał dokumenty i wyszedł z nim do sąsiedniego pokoju.

***



- Mała, obudź się - ktoś szeptał jej do ucha. W pierwszej chwili myślała, ze to blondynka, której imienia nawet nie poznała, ale gdy otworzyła oko zobaczyła Zapalniczkę.
- Chodź, musisz pomóc Zaarowi wyłączyć twojego brata.

W mieszkaniu było już ciemno. Zegar pokazywał 1:32 co oznaczało, że drzemka zmieniła się w regularny sen. W pomieszczeniu pełnym elektroniki tłoczyła się reszta Watahy. Z radością powitała basowe głosy Michała i Gustawa.

- Wyłączyć? - mruknęła rozespana - Jak wyłączyć? - przetarła oczy i zamrugała by zgonić sen i zogniskować spojrzenie na Sędzi. - Masz fetysze?
- Jak się uda, to zabić. Choć to się rzadko udaje z tego co mówił Zaar. Ale okaleczymy go na kilka dni, żeby się nie mieszał. Później ruszymy na Polowanie. Po to, żeby odzyskać gnozę. Chodź, chłopaki wyjaśnią ci resztę - Zapalniczka wyciągnęła rękę, żeby pomóc wstać brunetce.

Żeńka wsparła się o dłoń blondynki:
- Zaar się tłucze z Markiem? Nie mów, że grają w Mortal Kombat - skrzywiła się i stanęła na nogi.

Sięgnęła myślami w głąb, próbując dotrzeć do totemu. Robiła to bez specjalnych nadziei. Raczej wchodziło to jej w nawyk. Podobnie jak zwracanie się do Iwana. - No chodźmy. I nie odpowiedziałaś.

- Lepiej - Zapalniczka uśmiechnęła się, choć nie rozwinęła myśli.

Za to chłopaki z Tucholi byli dużo bardziej wylewni. Obydwaj szczerze ucieszyli się na widok brunetki. Gustaw jak zwykle przy ściskaniu dawał upust swej sile, co odbiło się chwilowym bezdechem u rannej wilkołaczki. Żenia musiała klepnąć siłacza w ramię by ten poluzował powitalnego misia.

- Dobra, panowe! - zainterweniował Zaar - Będę jej tu potrzebować.
- Ale o co chodzi? - Żeńka była zupełnie zdezorientowana - Mam Ci kark masować czy co? - rzuciła złośliwie.
Zaar podał jej telefon podłączony kablem do komputera. W drugiej ręce miał otwarty czarny notes. Notes pokazywał wpis z imieniem i nazwiskiem jej brata i jego numerem telefonu.

- Zadzwoń do niego i utrzymaj na linii możliwie długo. Musimy go namierzyć, a ze mną nie będzie chciał rozmawiać. Gdy on skupi się na rozmowie, to ja sieknę go moim klaivem.

W czasie gdy Zaar to mówił, to Żenia zauważyła, że na półce obok miniwieży leżał zielony smok. Był wielkości tłustego kota i obserwował zebranych, choć nikt poza dziewczyna zdawał się go nie widzieć.
Żenia pokręciła głową na jarkowego kleiva. Labrador najwidoczniej miał lekką obsesję na jego punkcie.

- Daj ten telefon - Żenia zapatrzyła się na Pasikonika.

“Co ty tu robisz? Myślałam, że siedzisz gdzieś tam za Zasłoną” - szturchnęła Zielonego Smoka, wybierając numer.
Smok wbiegł po jej ramieniu i przysiadł na nim dmuchając kłębem zielonkawego dymu tuż przed twarzą dziewczyny.
- Ile można słuchać narzekań ślepego i jąkały? Też będziesz narzekać, że cię pocięli? - zapytał gad, choć nikt w pokoju zdawał się go nie słyszeć. Żenia zmrużyła oczy i potrząsnęła głową w bezsłownej odpowiedzi nasłuchując sygnału w słuchawce.
Jeden sygnał. Drugi. Trzeci.
Ciekawe kto nie wyłączał dźwięków na noc?
Czwarty. Piąty…
- Tak… - odezwał się niski, znajomy głos w słuchawce.
- Marek - odezwała się Żenia - Możesz mi powiedzieć co Ty odwalasz?
- Cześć siostrzyczko. Co tam? - powiedział, jakby wyrwany ze snu.
- No właśnie o to pytam. Rozpieprzasz mi wszystko w drobny mak.
- Wszystko? Przecież jeszcze nie zabiłem nikogo z tych twoich znajomków - zaprzeczył Marek.
- No liczyłam na to, że się ogarniesz. - Żenia zupełnie nie wiedziała co do cholery chrzani ale bleffowała całą sobą - Byłeś już w Wawie?
- Gdzie ja nie byłem, Żabo. Kiedy się zobaczymy? - odbił piłeczkę.
- Zależy od tego co właśnie usilnie kombinujesz. Chcesz pogadać, czy nadal mnie rozszarpać własnoręcznie? - Żenia spytała obojętnie.
- Wiesz, honor starego każe mi cię rozszarpać. Dla zasady.

Na mapie zajmującej największy ekran zmniejszał się ogromny okrąg obejmujący w tej chwili kilka dzielnic Poznania. Zaar machał palcem w koło jakby mówiąc “Nawijaj, nawijaj”
- Aaaaaaale? Zjada Cię ciekawość? - Żeńka toćnęła lekko strunę jaką zdawała się wyczuwać u Mazuta.
- Ciekawość? Tak. Trochę tak. Dzwonisz do mnie o drugiej w nocy, żeby się pochwalić?
- Mhm - mruknęła Żenia z jakąś dziwną duma spoglądając na Smoka. Tego miniaturowego miała ochotę pogłaskać i pomiziać po podgardle - Nie zgadniesz co znalazłam.
- Co? - zapytał jej brat. Smok zaś podrapał się łapą po swej miniaturowej głowie.
- Spotkajmy się, bratyku.

Usłyszała po drugiej stronie słuchawki dźwięk wstawania z łóżka.
- A może podeślę kogoś po ciebie? - powiedział już ożywionym głosem.
- Nie. Nie chcę kolejnej podstawki. Ciebie poznam. - zaśmiała się obserwując popisy Pasikonika - Więc jak? Chcesz się spotkać i zobaczyć znalezisko? Powinien Ci się spodobać.

Smok odbił się i rozwijając swoje skrzydła poszybował między wilkołakami na monitor. Po chwili na swojej długiej szyi zwiesił łeb zasłaniając malejącą kropę. Żenia machnęła na niego ręką, próbując odgonić.
- Dobra, dawaj konkret, albo się rozłączam.
- Za dwie godziny - wzruszyła ramionami z pytającą miną patrząc na ekipę ściśniętą w pomieszczeniu - Pod Uniwerkiem medycznym - machnęła od niechcenia lokacją jaką odcisnęła się w jej pamięci. Odganiała smoka z monitora.
“No przestań! Ile można bawić się w kotka i myszkę?”

Zebrani zaczęli na nią dziwnie patrzeć. Rzeczywiście musieli nie widzieć smoka, który teraz pacał ogonem w rozwinięte z prawej strony ekranu menu. Kropka wskazała jakiś budynek. Na mapie mogła odpowiadać jakimś trzem metrom średnicy rzeczywistego terenu. Zaar wstał i wyjął swojego iPhona. Zaczął uruchamiać jakąś aplikację. Żenia jako stojąca najbliżej przeczytała jej nazwę. Klaive.exe.

- Dobra, zaraz tam będę, coś jeszcze? - odezwał się Mazut.
- Pamiętasz cokolwiek o Tancerzach skór? - dziabnęła niepewnie brunetka
To co zadziało się później trwało może sekundę, a może dwie. Z pewnością nie więcej. Zaar zamachnął się telefonem jakby coś próbował rozciąć. Przez moment powietrze rozświetliło się błękitnym światłem, jakby faktycznie w jego dłoni pojawiło się srebrzyste ostrze. Aplikacja wzleciała w górę ekranu znikając z wyświetlacza. W telefonie usłyszała ciche charknięcie i słowa
- … jak...ekhem… kurwa…. - trzask i łoskot upadku - Zajebię cię! - krzyk dochodził już z oddalenia.
Czarny wykonał gest ucinania, każąc rozłączyć się dziewczynie.
Żenia posłuchała.
Oddała telefon Zaarowi z lekkim, choć nieobecnym uśmiechem.

***


Żenia wyszła z niewielkiego pokoiku do salonu. Potrzebowała chwili ciszy i spokoju. To co się stało dotknęło ją mocniej niż się spodziewała. Wbrew wszystkiemu, to wciąż był jej brat. Wiedziała, że on nie zawahałby się przed zabiciem jej. Tak samo jak ojciec? Nie wiedziała. Zapatrzona w panoramę, próbowała strząsnąć z siebie uczucie smutku.
Myślała o pięciuset zabitych by wywołać w sobie gniew ale nie pomogło. Nie czuła wiele gdy wspomniała okaleczony korpus ratowanego mężczyzny czy ranną kobietę. Byli jej obojętni. Bała się, że w tym przypomina brata. To tylko nieświadome niczego worki mięsa zajęte pochłanianiem, które i tak w końcu umrą. To co wywoływało uczucia to brat i Grześ.
Nie rozumiała samej siebie.
“ Smoku, jesteś tu jeszcze? “ - spytała cicho, czując się całkowicie zagubiona - “ Masz jakąś złotą radę?”
Czarny smok połyskiwał odblaskami zieleni na swej łusce. Leżał na niskiej ławie między kanapą a fotelem. Miał już przeszło metr.
- Nie lubię złotego. Zresztą zawsze dziwiło mnie twoje uwielbienie do niego. Cóż, chciałaś założyć Caern, to załóż. Chcesz zniszczyć Pentex, to zniszcz.
- Nic z tego nie rozumiem. Mówisz jakbyśmy się znali od wieków. Jak to możliwe skoro nie byłam wilkołakiem? Znałeś mojego ojca? Braci? - uśmiechnęła się słabo do totemu - Ten cały układ nie powinien działać jakoś tak, że mi doradzisz? - usiadła na sofie obok swojego opiekuna. - Ja Ci radzę zrób jak chcesz, to nie porada.
- Tak. Znam się z twoim bratem. Rady? Jesteś zbyt wielką indywidualistką, żeby podążać wytyczoną ścieżką. Chcesz jakąś radę? Odzyskaj pamięć. Za wszelką cenę. Bez tego nawet nie wiesz kim są twoi wrogowie, a kim przyjaciele.
Smok leżał na blacie przypominając wygrzewającego się na słońcu warana.

- A którego brata? Tego co chce mnie zabić? Z resztą już próbował. Czy tego drugiego? - Żenia pokiwała głową drocząc się póki mogła z opiekunem - Hmm jesteś opiekunem któregoś z nich też?

Smok zdawał się posmutnieć. Jego ciężki łeb opadł na krawędź ławy. Gad przypominał bardziej kota niż bestię. Miano Pasikonika zdawało się pasować coraz bardziej.
- Ten młodszy nigdy nie wybrał sobie totemu. Ten starszy pozostał wierny rodzinnym ideałom. Czyli żaden nie pozostaje w mojej opiece.

W tym momencie do pokoju wszedł Gustaw.
- Hej, gadasz z kimś? - zapytał od progu.

Dziewczyna rzuciła jeszcze „Zostań trochę. Nie idź jeszcze.” nim zwróciła twarz do wchodzącego wojownika, kryjąc poruszenie rewelacjami Smoka:

- Najwyraźniej się starzeję, bo gadam do siebie na głos. Co tam, Guciu? Zapalniczka mówiła o jakimś polowaniu.

Wojownikowi takie tłumaczenie zdawało się wystarczyć. Wszedł do pokoju, klapnął w fotelu i po chwili jego stopy znalazły się na ławie. Choć najwyraźniej nie widział Smoka, to ten drugi sprytnie zwinął ogon. Leżał tuż obok stóp Gustawa.

- Taa. Czarny urządza. Będziemy szukać jakiegoś ducha, czy coś. Wiesz nigdy nie byłem wybitny w te całe duchowe szmergle - zamachał w powietrzu dłonią, jakby próbując niezrozumiałym gestem pokazać niezrozumiały przekaz. - W każdym razie to zamiast medytacji, więc fajnie. Nie będziemy musieli powtarzać ammmmmm do rytmu szumiącej wody.

Jeden rzut oka na rozciągniętego w fotelu mięśniaka wystarczył, żeby domyślić się, iż przekaz jest kompletnie szczery i nie był on wybitnym specjalistą w dziedzinie duchów.

Żenia popatrzyła na Gutka z uśmiechem:
- Za to jesteś wybitny w czym innym. Nie każdy musi być Czarnym, nie? Nie każdy jest Tobą i nie potrafi przeciwnika rozsmarować jednym plaśnięciem. Jak Ci póki co w nowej ekipie? - Żenia poklepała zachęcająco sofę obok siebie. Nie wiedziała czemu i Michał i Gutek sprawiali, że czuła się bezpieczna. Może to ich prostolinijność? Sama też spuszczała swoją gardę przy chłopakach z Tucholi. Nie czuła przymusu tańczenia przy nich na czubkach palców. Chciała wtulić się w Gutka i schować jak dziecko za tarczą. Skąd w niej przekonanie, że ahroun ją obroni? I przed czym? Aż tak brakowało jej starszego, opiekuńczego brata?

Gustaw uniósł brew ze zdziwieniem. Już się przyzwyczaił do wygodnego fotela. Choć ich związek trwał ledwie trzydzieści sekund. Za to z uroczego miejsca na sofie skorzystał Smok, który przeskoczył z blatu ławy. Gdy znalazł się obok Żeni powoedział jej tylko:
- Śmierdzą mu stopy.
Tymczasem Gustaw podrapał się po krótkiej zaniedbanej szczecinie na twarzy i powiedział:
- Póki co nie ma na co narzekać. Antek zdaje się wiedzieć gdzie przywalić. Wygodne, bo my z Michem wiemy jak przywalić. On niech się skupi na pokazywaniu palcem.

Nie wiedząc, na kogo patrzeć, Żenia zmieniła pozycję. Kręcila się przez chwilę w lekkim zażenowaniu. Siadła podwijając nogi po turecku, robiąc miejsce dla Pasikonika, którego musnęła palcami po łuskowatym łbie. Zaskoczył ją nagłym wybuchem empatii.
- No to się cieszę. A jak widzisz wjazd do Pentexu? I opowiesz coś o Tucholi? Było was więcej?

- Pentex - przez chwilę jego mina wydawała się wskazywać na to, że podane słowo usłyszał pierwszy raz w życiu. Jednak po chwili dodał:
- Pentex to z buta. Kupimy jakieś giwery może. Ale ogólnie to po naszym nalocie kamień na kamieniu nie zostanie.

Smok opadł na kanapę i zasłonił przednimi łapami oczy. Kręcił łbem z niedowierzaniem.

- A Tuchola… - kontynuował rozmarzonym głosem Gustaw.
- Sześć lat temu do nich dołączyłem. Było ich wtedy czworo. Michał dołączył na miesiąc dprzede mną. Staliśmy się ich zbrojnym ramieniem. Wiesz, tam było trzech szamanów. Nic tylko rozprawiali z tym Kruczyskiem. I planowali. I planowali. No a jak my dołączyliśmy, no to zaczęło się dziać. Aż w końcu zadarliśmy z czymś w Toruniu. Do końca nie wiem co to było, ale potem zaczęły nas nękać trupojady.

Gustaw pochylił się w fotelu i zdjął nogi z lawy.
- Wtedy dołączył ten smarkacz. Grześ… - mięśniak zamilkł na moment.

- Trzech szamanów? - Żenia wyobraziła sobie trzech Czarnych na kupę i ją zatchło z lekka. Odchrząknęła cicho i kontynuowała - a co planowali? W sensie chodzi mi o ogół. I co dalej jak Grześ dołączył? - Żenia zagarnęła Smoka bliżej wtulając się w łuskowate ciało i słuchała opowieści wilkołaka.
Smok zamanifestował swoje niezadowolenie z faktu zostania przytulanką. Buchnął zielonym płomieniem po pokoju na moment rozświetlający półmrok. Żenia aż odskoczyła, ale na szczęście Gustaw zdał się tego nie zauważyć. Kontynuował swą opowieść.
- Nie wiem co planowali w kolejnych etapach. Młody trafił pod nasze skrzydła. Razem byliśmy „zbrojnym ramieniem Kruka”. Choć Grześ to taki zbrojny jak… w każdym razie starszyzna zginęła. Zostało nas trzech. Grzechu jakoś to składał, bo rozmawiał z Krukiem. No a ja zostałem wodzem. Potem Michał. Potem znowu ja. No, ale teraz jest jak jest. Czarny jest spoko.

- A starszyzna to kto był? Chodzi mi o plemiona? - dopytywała nieco obrażona na Pasikonika Brunetka.
- Panowie Cienia i Pomioty. Ale to bez znaczenia.

- Tak? Czemu? - Żeńka oparła się wygodniej o oparcie kanapy dając swojemu brzuchowi odpocząć co nieco.
- Bo nie żyją. Liczy się to co przed nami, a nie to co za nami. Nie umiem lepiej uczcić ich pamięci jak walką. Dzięki tobie i Czarnemu mam z kim walczyć - uśmiechnął się Gustaw.

Ideologia była inna od tej, do której dziewczyna przywykła. Albo tej, która była dla niej naturalna.
- Słodziaku a nie ciekawi Cię co i za co ubił starszych Twojej ekipy? - uśmiechnęła się do ahrouna - Masz dzieci? - spytała z głupia frant.
Pokiwał przecząco głową.
- Cóż, nadepnęli czemuś na odcisk. Czemuś bardziej duchowemu, niż to ogarniam. Kto wie, może jakbym wiedział, to też by mnie dziabnęło. Ale Czarny się dowie. Postawimy Caern i Czarny wszystko ogarnie - temat o dzieciach zdawał się zignorować. Chyba, że w jego opinii kiwanie głową wyczerpywało temat. Ufał Czarnemu. Widział w szamanie światło nadziei. Tak jak Czarny zdawał się pokładać nadzieje w Żenii. Ciekawe jak zareagowałby wiedząc, że szaman szydził z tego, że nie mogli rozmawiać ze swoim totemem. Ciekawe kto w wataże poznańskiej potrafił? Tylko Czarny? Ktoś, kto sam był pod patronatem innego totemu? Wszystko nagle wydawało się pokręcone.

Smok usiadł na tylnych łapach prostując przednie. Skrzydła złożył na plecach i patrzył w twarz dziewczyny. W końcu powiedział:
- Toruń jest odcięty od kilkuset lat. Nie ma tam Żmija, Tkaczki, Dzikuna. Duchowe pustkowie. Jak na ironię pełne miejsc mocy.
Na pysku smoka pojawił się ironiczny uśmiech. Zdawał się mówić „wiem, że tego nie odpuścisz”.

- Hej Gutek, spadamy - do pokoju wszedł Michał.
- Czarny zarządził zbiórkę jutro o 9:00, musimy odpocząć.
Gustaw zerwał się i zanim Żenia zdążyła coś powiedzieć, to stał już w drzwiach.

- Pa chłopaki - dziewczyna posłała obojgu głośnego całusa.

- Odcięty przez co? Kogo? - spojrzała na Smoka bokiem spod rzęs - To wyzwanie? Chciałbyś łapki tam położyć? - dziewczyna uśmiechnęła się lekko obserwując pewnego siebie Pasikonika. - Wiesz Kto tam jeszcze próbował działać?

- Chciałbym, żebyś tam mi Caern postawiła. Ale wiesz… to jak z domem. Pierwszy budujesz dla kogoś, żeby się nauczyć. Drugi dla siebie. Na Toruń przyjdzie czas. Jutro się nie zobaczymy raczej. Czarny zdaje się szykować wam dużo zabawy w umbrze. A tam widzieliby mnie wszyscy twoi znajomi. No i ja nie mieściłbym się już na kanapach - gad odpowiedział, ale zaraz po tym jak skończył grupa wilkołaków wbiła do pokoju.
- Jakoś się pomieścimy. Dziewczyny mogą spać w salonie. My się rozparcelujemy po pozostałych dwóch pokojach - zarządza Zaar.

Rozbawiona Żenia pokiwała głową na zasadzie „słyszałam- dobre!”
Caern w Toruniu.
Dla Smoka.
No spoko.
Musi tylko znaleźć theurga, dla Smoka. Mało co parsknęła śmiechem na myśl, że przecież takiego już zna. Fedir pasował jak w pysk strzelił.
Podciagnęła nogi pod brodę gładząc na pożegnanie smoczą szyję.
Skrywała przy tym rozbawiony wzrok.
 
corax jest offline