Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-05-2018, 11:16   #61
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Bazą wypadową okazała się stara stodoła w jednej ze wsi położonych na skraju puszczy. Była ona oddalona od miejsca walki około jedenastu kilometrów. Niestety konieczność transportu rannych spowodowała, że dotarli tam dopiero koło południa. Na miejscu był Harad. Nie wyglądał na rannego. Wyglądał wręcz imponująco. Siedział na równo ułożonym drewnie i wspierał się o ogromny miecz. Pełni obrazu wojownika z Conana dopełniał fakt, że Alfa nie miał na sobie zarzuconej żadnej koszuli, ani nawet podkoszulka. Jedynym elementem ubioru powyżej pasa był naszyjnik z wielkim kłem.

Gdy zobaczył Żenię, która sama wymagała pomocy w marszu skłonił się z honorem. Spełniła swoją obietnicę. Pytanie, czy Harad zdecyduje się spełnić swoją. Żenia odpowiedziała krótkim skłonieniem. Przez krótką chwilę przyglądała się góralowi.

Zapalniczka znowu wyszła bez szwanku. Burak siedział skulony pod lokalną studnią. Gustaw miał na swojej klatce ślad czterech szponów, co z łatwością można było rozpoznać jako ślad po ataku wilkołaka. Co znaczyło, że poznał kogoś ze Spiral z bliska.

- No tak. Chwilę mnie nie ma a Ty cały poharatany - burknęła brunetka przechodząc obok tucholskiego psychologa. Niby to ochrzaniała wilkołaka ale cieszyła się na jego widok. - Michał cały?

Gustaw widząc ją uśmiechnął się szeroko i uderzył w lewą pierś prawą ręką zwinięta w pięść. Wypiął ją przy tym niczym gladiator pozdrawiający cesarza. Choć nieco się przeliczył, gdyż wprawne oko żenii dojrzało grymas gdy jego ręka uderzyła w świeżą ranę.
- Tamten wyglądał gorzej. Mówię ci! A Michu siedzi w umbrze. Medytuje czy coś. Idzie na spotkanie alf niedługo. Powiedział, że ma mnie dość i musi się wyciszyć.
Mina Żenii była bezcenna.
“Jaja se ze mnie robią?”
Podejrzliwy wyraz twarzy nie zmienił się przez dłuższą chwilę.
- To niemożliwe. No wiesz, by Cię mieć dość. Jesteś słodki jak cukierek - wyszczerzyła się lekko złośliwie. Skinęła głową na znak, że idzie pogadać z Tomkiem i zaraz wróci.

Podeszła do Omegi, stając nad skulonym mężczyzną.
- Całyś?
Nie rozwodziła się. Raczej rzucała pytanie kontrolne.
Skinął głową potwierdzając, lecz się nie odezwał.
- Będę potrzebować pomocy. Potrzebuję się podszkolić w walce.
Burak wstał i jakby się rozpogodził.
- Powiedz kiedy.
- Jak najszybciej. Możemy od jutra. Muszę odpocząć. Nie chcę nic normalnego. Brudne chwyty mile widziane. Atak z tyłu i te sprawy. - spoglądała w oczy Srebrnego Kła nie wypowiadając tego co tłukło się w jej głowie.
- Wylecz to. Wtedy zaczniemy - pokazał na ranę brzucha skrzętnie skrywaną za bluzką dziewczyny.

- Mhm - mruknęła dziewczyna posłusznie. Jakoś nie miała specjalnej siły, aby się kłócić. - Dobrze, że jesteś w jednym kawałku - mruknęła cicho i powlokła się w kierunku stodoły.

W budynku znajdowali się pozostali ludzie Harada i Szramy. Wilkołaki potrafiły się bardzo szybko leczyć, toteż te, które nie natrafiły na szpony Tancerzy Czarnej Spirali mimo pogryzienia i trafień kulami nie nosiły żadnych śladów walki. Prawie żadnych. Wśród nich znajdowała się Zapalniczka. Jednak nigdzie nie było widać Zaara.

- Gdzie Jarek? - brunetka pociągnęła blondynkę za rękę. Wcześniej powitała zebranych skinieniem głowy.
- Wyjechał. Czarny go odesłał. Zaciera nasze ślady. Podobno twój braciszek zaczął nam bruździć. Zaar ma uruchomić swoje kontakty - Zapalniczka odgarnęła włosy i poprawiła rewolwer. Żenia czuła, że czegoś jej nie mówi.
- Samego go Czarny puścił? - Żeńka zmrużyła oczy - Do czego się nie chcesz przyznać? Coś jeszcze?
- Mazut znalazł mieszkanie Zaara. Dostał się do niego. Ma dostęp do Niuchacza i innych zasobów - powiedziała Zapalniczka przez zaciśnięte zęby.
- Gdzie moje rzeczy? - Bondar wciągnęła ostro powietrze. Rozglądała się w poszukiwaniu środka transportu.
- Są w jednym z aut na zewnątrz - odpowiedziała Aniela. W stodole nie było nic, co wilkołaczka mogłaby użyć do transportu. Przed stodołą poza trzema terenówkami widziała chyba stary rower, ale nie była tego pewna.
- Są otwarte? Czy muszę znaleźć klucznika?
- Dalemir ma kluczyki. To ten koleś, który mierzył do ciebie przy spotkaniu z Haradem. Powinien kręcić się koło niego - odpowiedziała dziewczyna, po czym sięgnęła po coś do swojego plecaka
- Napij się - powiedziała podając Żenii butelkę wody.
- Dzięki - brunetka łyknęła wody i oddała butelkę Zapalniczce.
Ruszyła na poszukiwania Dalemira.

Nie musiała szukać długo. Mężczyzna kończył właśnie rozmowę z Haradem. Widziała też, że przy góralu pojawił się Michał. Obecność Czarnego i Szramy mogła świadczyć, o tym, że za chwile zacznie się narada o jakiej poinformował ją Gustaw.

- Hej - nie czekając na nic zastąpiła drogę klucznikowi - Dasz kluczyki? Potrzebuje swoje rzeczy, a Zapalniczka mówiła, że są w wozie. - Żenia starała się wyglądać gorzej niż się czuła.

- Hę - patrzył na nią, jakby właśnie spadła przed niego prosto z kosmosu. Chwilę zdawał się trawić przekaz jaki miała dla niego dziewczyna, po czym odpowiedział:
- A tak, jasne. Twoje rzeczy leżą z tyłu - po czym sięgnął do kieszeni, kliknął na przycisk, a lampy w jednym z Hummerów zamrugały pomarańczowym światłem.

- Dzięki. - posłany uśmiech miał utwierdzić Dalemira o jej wdzięczności. Wślizgnęła się na tylne siedzenie i sięgnęła po swój plecak. Z niego komórkę i wyśłała smsa do Zaara:
- Cały jesteś? - przy okazji oglądała sobie kokpit Hammera i sprawdzała gpsa do Poznania.

Auto było chyba nieco starsze niż to Zaara. Choć przebieg miało dość spory. Silnik mieścił się wewnątrz kabiny, przez co ogromne auto miało zaskakująco mało miejsca wewnątrz. Wtedy poczuła wibracje, przypominające jej o tym, że wyłączył dźwięki w telefonie po spotkaniu z Elektrykiem.
Najpierw pojawiła się wiadomość od Zaara o wiele mówiącej treści:
“TAK”.
Potem zastąpił ją komunikat “Bateria słaba”. Wskaźnik pokazywał 2%. W końcu smartfon nie był ładowany od kilku dni.
- Dalemir? Nie dałbyś naładować komórki? Na chwile tylko silnik włączysz? Proszę - Wilkołaczka pomachała komórką w stronę prawej ręki Harada.
Dalemir podszedł powoli do dziewczyny i samochodu. Rzucił krytyczne spojrzenie na telefon.
- Nie mam ładowarki do iPhone’a. - powiedział oschle.
- Ale ja mam - jego oschłość napotkała uśmiech brunetki. - O! - wygrzebała kabelek z plecaka.- To jak? Odpalisz?
- Eee - patrzył na Żenię jak na idiotkę - to jest sam kabel. A ładowarka samochodowa?
Żeńka spojrzała na mężczyznę z podobnym wyrazem twarzy:
- Nie masz wejścia USB? - ściągnęla brwi.
Dalemir wsiadł na miejsce kierowcy i przekręcił kluczyk. W koło rozległ się hałas sześciolitrowego diesla.
- Zobacz w schowku. Harad powinien coś mieć - powiedział szaman lokalnej watahy.
- Ok, - zabrała plecak z tylnego siedzenia i nim wsunęła się na siedzenie pasażera otworzyła schowek. Syknęła zginając się i naruszając ranę brzucha.
Pomacała dłonią
Znalazła małe urządzenie do wpięcia w gniazdo zapalniczki. Był w niej kabelek zupełnie nie pasujący do jej telefonu, ale można go było wymienić i podłączyć ten, jaki dziewczyna używała w swojej ładowarce. Dalemir wpiął urządzenie i już po chwili na telefonie pojawiła się informacja o ładowaniu.

Fajnie było po prostu posiedzieć.
Dziewczyna czuła się zmęczona i wkurzona.
Plan nie wypalił jak miała na to nadzieję, zginęło pięciu garou, a szósty ma spore szansę albo na to samo albo na porwanie przez jej braciszka.
“Co byś zrobił?”
Toćnęła mentalnie swojego opiekuna.
Smok zdawał się milczeć. Być może analizował jeszcze cóż się stało z jego watahą.

- Eeeeeh - zirytowane westchnienie wyrwało się z ust Żeńki.

***


Po kilku godzinach do tej maleńkiej wioski wjechał czarny bus. Auto było mocno ubabrane błotem. Po chwili wysiadł z niego mężczyzna, którego Żenia nie widziała dotychczas. Pierwszej fali zaniepokojenia przerwały gesty powitania ludzi Harada. Nie miała okazji poznać wszystkich. Ten najwyraźniej zorganizował dla nich zaopatrzenie. W busie znalazł się potężny garnek z zupą w przenośnym systemie grzewczym. Poza tym mężczyzna przywiózł ze sobą kilkanaście styropianowych opakowań z daniami na wynos. Miło było coś zjeść. Zwłaszcza dla Żenii, która nie jadła od poprzedniego dnia. Rana brzucha goiła się, choć niemiłosiernie powoli. Srebro było naprawde paskudne dla wilkołaków.

Słońce miało się ku zachodowi, gdy wróciła czwórka przywódców. Harad bez zastanowienia poszedł do stodoły. Czarny skierował się w pierwszej kolejności do Zapalniczki. Tymczasem do Żenii podszedł Michał.

- Jak tam? Kolejne blizny bitewne? - rzucił krytycznie patrząc na brzuch brunetki.
- Ja nie mam żadnych. Moje ciało jest gładkie jak pupa niemowlęcia - mruknęła z chytrym uśmiechem.
- Tak? - Michał zamarkował szybki cios w brzuch dziewczyny, a jej organizm napiął się, żeby zredukować obrażenia. Napiął się, a Żenia poczuła jak bardzo boli ją rana. Poczuła jak cofa się to co zjadła. Michał zobaczył jej minę i dodał:
- To dobrze, że taka gładka jesteś. Przyda się jak pójdziesz znowu na przynętę. Gutek, chodź tu - machnął na swojego blond kolegę. Gustaw wstał i podszedł bez słowa.

Michał położył lewą dłoń na ramieniu towarzysza. Prawą na ramieniu Żenii. Dziewczynie skojarzyło się to z naradą jakiejś drużyny piłkarskiej… czy jakiejś innej drużyn.
- Rozmawiałem z Czarnym - zaczął patetycznym głosem Michał - i myślę, że to dobry pomysł, żebyśmy zostali strażnikami Caernu. Jeżeli wszystko się uda, to możemy naprawdę odbudować siłę wilkołaków w tej części europy. Dlatego dołączymy do totemu Kojota.
Gustaw wydawał się zmieszany. Jego mina przywodziła na myśl skojarzenie ze znienawidzoną teściową spadającą w przepaść jego nowiutkim samochodem. Niby szczęście… ale jakim kosztem. Wzrok Michała zaś spoczywał na Żenii. W końcu zrealizował jej pomysł. Mogli teraz mieć wspólnego patrona. No… gdyby nie pewien wielki Smok.

- Jjjjjjeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeej! - Żenia rzuciła się szyję brodacza i wycmokała mu siarczyście policzki. Musiała jakoś zatuszować kwestię totemu - Bardzo dobra decyzja! Będą z Was zajebiści strażnicy caernu! - rzuciła się w kierunku Gustawa i zawisła na szerokiej szyi “Gladiatora” - Bardzo jestem z was dumna. Moje chłopaki! - wycmokała i Gutka, głośno i z emfazą na zakrycie kwestii opiekunów. - No to teraz tylko caern postawić! I już!

Michał uśmiechnął się wyraźnie. Gustaw aż rozpromienił. Miał wątpliwości, owszem. Jednak reakcja dziewczyny zdawała się je wszystkie rozwiewać. Już nie żałował Kruka. Miał teraz nową, większą rodzinę.
- No, to teraz naszym Alfą jest Czarny - powiedział Michał.
- Wart tego? - zapytał Gustaw z ciekawością, na co Michał z cała powagą swojego opuszczanego już stanowiska alfy watahy rzekł:
- Tak, spuścił im srogi wpierdol, tak, że spierdzielali po całości.
Gustaw zaśmiał się w głos słysząc tę odpowiedź.
- Ale teraz teren wataha ma pod sobą! Ohoho! Prawie zachodnia Polska pod nami! - Żeńka wystawiła dłoń do przybicia.
Chłopaki przybijali z entuzjazmem. Gdy Gustaw skomentował słowa Żenii o terenie głębokim - nooo - zaczęła się zastanawiać na ile był obeznany w geografii kraju.
- Ej! Misiu, Gucio… a pouczycie mnie walczyć? Burak obiecał też ale chcę różnych rzeczy. Takich wiecie, urwać łeb przy samej rzyci czy coś. - Żenia naprężyła chuderlawy w porównaniu z dresiarzami bicepsik.
- Jasne - Gustaw zareagował z entuzjazmem jakby co najmniej jedzenie mu oferowano. I zaraz po tym ataku radości wyprowadził markowany cios, jak wcześniej Michał.
Jednak tym razem dziewczyna nie zdążyła się skupić na bólu. Michał złapał ją za szyję, przechylił i kostkami palców prawej ręki potarł ją mocno po głowie.
- Takich rzeczy cię nauczymy, że nikt cię na dzielni nie ruszy - dodał brunet.
- A ja was nauczę uwodzenia - próbowała się wyrwać z uścisku Miśka - żebyście mogli się zadawać z ekstra laskami. O!
Między ukłuciami bólu chichotała radośnie.
- Ekstra laski umiom się bić? - powiedział Gustaw.
- Jej chodziło o takie laski do tłuczenia innych po głowie - poprawił go brunet wypuszczając Żenię ze swojego stalowego uścisku.
- Aaa - powiedział blondyn kiwając głową w akcie wielkiego zrozumienia
- Czekajcie, czekajcie jeszcze Szekspira będziecie recytować - odgrażała się Żenia.

***


Słońce zaszło nad zabudowaniami. Na niebie pojawił się księżyc i niemal wszyscy poczuli napływ świętego gniewu wprost od Luny. Rosnąca tarcza księżyca przypomniała brunetce, że noc otwarcia Caernu się zbliżała. Czekała aż Alfa najpotężniejszej watahy w polsce przybędzie z nią porozmawiać. Zamiast tego do siedzącej dziewczyny przyczłapał się jednooki wilk ze zdartą z nóg sierścią. Jej czujne oko popatrzyło na dziewczynę przenikliwie. PRzez moment obie pozostawały w bezruchu.*

“Nie pokaż jej języka! Nie pokaż jej języka!” Zaklinała siebie samą.
- Co? - Córka Ognistej Wrony spytała niepewnie.

Wilczyca podsunęła się bliżej. Szturchnęła dłoń Żenii swoim zimnym nosem, po czym polizała ją.
- Hm. Czy to znaczy, że już nie chcesz mnie zabić? - Żenia zachichotała i natychmiast przestała - Przykro mi z powodu Tańczącej, Szrama. - Dłoń dziewczyny powoli musnęła łeb wilczycy.
Jednooka zaskomlała lekko ku pamięci najbardziej ludzkiej z jej stada, po czym ułożyła się przy nogach Żenii.
“Ciekawe czy nadstawi brzuch do miziania?”
Żeńka przesunęła po sierści Szramy pocieszając ją bez słów.
- Jeszcze się z nią spotkamy. - mruknęła po dłuższej chwili milczenia.
Wilczyca nie odpowiedziała. Tymczasem tarcza księżyca wędrowała po niebie.
 
corax jest offline  
Stary 11-05-2018, 11:27   #62
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację



Sen przyniósł ukojenie. Wilczyca była przyjemnie ciepła. Dla Żenii wreszcie znalazła się chwila wytchnienia. Słoma w stodole zdała się wygodniejsza niż najwygodniejsze łóżko.

Po chwili leżała na stogu i wpatrywała się w błękitne niebo.
- Przepraszam za lakonicznego smsa. Twój brat siedzi w moim mieszkaniu. Ma dostęp do mojego sprzętu. Mógł spętać duchy z moich fetyszów. W teorii rozpiąłem wszystkie urządzenia z naszej sieci, ale będziesz musiała zmienić telefon i konto w chmurze. Szykuje mu pewną niespodziankę. Muszę sprawdzić jak sobie radzi w walce na kleivy.

Ubrany w garnitur Zaar we śnie miał parę oczu. Dziewczyna miała też wrażenie, że jest przystojniejszy niż w rzeczywistości.Ona zaś nie miała żadnego śladu po ranie brzucha.

- Nie idź się z nim bić. Chciałam z niego zrobić przynętę. Wystawić go policji. Zamienić w zbiega przed Pentexem. - Żenia oglądała wyśnionego Zaara bojąc się nieco, że pojawi się tam zaraz Smok. - On jest manipulatorem. Wszyscy jesteśmy. Popełni kiedyś błąd. Możemy mu w tym pomóc przy okazji budując kontakty w policji. - uśmiechnęła się lekko - poza tym stęskniłam się.

- Wiem - odpowiedział, choć nie wiadomo na którą część rzuconych przez brunetkę twierdzeń odpowiedział.
- Mam kontakty w policji. Właśnie kombinuję jak zrobić nalot na własne mieszkanie i jednocześnie odsunąć podejrzenia od małego, biednego Jarosława. Opowiedz jak poszło ze Spiralami. Czarny nie odebrał ode mnie telefonu.

- Aha - Żeńka skwitowała elokwentnie - Normalnie. Podejrzany o współpracę z terrorystką i powiązany z Ukrainą były agent ABW wpadł ci do chaty, bo zbierałeś materiał o ostatniej aferze. Twoje życie jest zagrożone bo wariat myśli, że coś znalazłeś a Ty kompletnie nie wiesz o co mu chodzi. Czujesz się prześladowany czy coś. A ze Spiralami - dziewczyna westchnęła - pięciu od nas nie żyje, dwójka ich i kilkudziesięciu ichnich krewniaków ubita. Alfa, szaman i dziewucha nawiali. Czarny był na naradzie. Tuchola jest częścią Poznania teraz. Szara chyba się do mnie przekonała. Przyjechać do Poznania?

Zaar mrugał. Chciał rzucić cierpki komentarz o tym, że nie lubi gdy ktoś uczy go co ma robić. Jednak nie zdążył.Gdy usłyszał o piątce zabitych przysiadł na snopku i złapał się obydwoma dłońmi za głowę. Wiadomość o Tucholi w ogóle zdawała się do niego nie dotrzeć. W końcu spojrzał na brunetkę ze strachem w oczach.
- Ale Tobie nic nie jest, prawda?

- Nic. Wszystko jest ok. - odruchowo ukryła prawdę - Czekam na rozmowę z Czarnym. Ale usnęłam. No i teraz gadamy.

- Eh. Ciekawe jak się Antek w tym odnajduje. Tydzień temu był ledwie naszym szamanem. Teraz jest alfą. Nasza wataha rośnie. Ciekawe jak poradzi sobie z odpowiedzialnością - gdzieś w domyśle wyczuła, że Zaar nigdy nie wierzył w Buraka, który był poprzednim alfą. Czy gdyby nie Żenia, to cokolwiek z wydarzeń, które zaszły miałoby miejsce?

- Wydawał się zainteresowany odrestaurowaniem wilkołaków w Europie środkowej. Więc jak mu pomożesz i poradzisz dobrze to pewnie ogarnie ten burdel. - Żeńka miała minę wcielonej niewinności.

Wilkołak pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Tak, dobrze się stało. Ten Caern też jest dobrym pomysłem. Gdy zyskamy przychylność duchów to atak na Pentex będzie łatwiejszy. Kto konkretnie poległ?*
- Tańcząca w Deszczu i kilku ludzi Harada. Szrama mało nie straciła nóg ale Czarny ją uleczył. Przepraszam za to oko. - dodała już cicho, niemal pod nosem, zdając sobie sprawę, że w zasadzie od wydarzeń w domu Kowalskiego nie miali czasu pogadać sam na sam. - Ale może zrobisz fetysz ze sztucznego, cyberoka? Będziesz jak terminator.
Zaar zdawał się doceniać łagodne przekazywanie informacji. Spochmurniał słysząc wieści o wilkołakach. We śnie, w którym ukrył brak oka nie potrafił ukryć żalu po martwych towarzyszach broni. Jednak nie skomentował tego. Przez moment chciał skomentować fetysz cyberoka, ale i to odpuścił. Zamiast tego usiadł na snopku słomy obok Żenii. Objął ją i przycisnął jej ramię do siebie.
- Nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiała, ale od tej utraty pamięci jesteś przyjemniejsza. A może to przemiana tak zadziałała? Nie wiem.
To co zdawało się być dobre dla wszystkich stało się ich przekleństwem. Zaar znowu miał tę swoją minę zbitego labradora. Żenia niemal czekała aż słowa „musimy się rozstać” padną z jego ust. Może powinna wysłać go na terapię?

- Wiesz, z tego co widzę nie było zbyt wielu wspomnień, które napełniałyby szczególnym optymizmem i miłością do świata. - burknęła dziewczyna - Może to też ma coś wspólnego, z tym że jestem garou a nie krewniaczką? Inaczej do mnie podchodzicie, bo głupio traktować “jedną z was” jak mięso armatnie albo chodzącą macicę? Nie pomyślałeś o tym? - Żenia spojrzała z gniewnym wyzwaniem na Zaara, mając w nosie jego wyższy status.

- Może - labrador nie odwrócił wzroku, tak jak możnaby się po nim spodziewać.
- Cóż, nie wszyscy jesteśmy tak źli jak nas odbierasz. Ale mam nadzieję, że gdy odzyskasz wspomnienia to będziesz taka jak teraz. Nie taka jak wtedy.
Zabrał ramię i odsunął się lekko.
- Teraz może spróbuj się wyspać - wstał powoli ze snopka.

- Nie powiedziałam, że wszyscy jesteście źli. - Żenia też się podniosła z jakimś zrezygnowaniem. Chciała opowiedzieć Zaarowi o swoich wątpliwościach i tym, że zastanawia się nad odzyskiwaniem wspomnień.
Chciała mu opowiedzieć o tylu rzeczach: o pobycie u Spiral, o nowym totemie i swoich obawach przed rozmową z Czarnym, podzielić się wrażeniami i radością, że Tuchola dołączyła do Poznania, że Szara ją zaakceptowała, opowiedzieć o krewniakach i o tym, że gadała z Burakiem i jak się z tym czuła... ale... jego kolejne słowa jednak ostudziły jej zapędy. Miała wrażenie, że oddala się od Jarka i że mimo uczuć jakie do niej podobno żywił, on jej nie rozumie.

Z jakimś smutkiem pomyślała, że może tak ma być.

W końcu i tak musieli się rozstać.

Pokiwała głową bez słowa.

Sen się rozwiał. Zanurzyła się w ciemność.


***


Poczuła szturchnięcie. Chciała jeszcze pospać. Jednak szturchający jej nie pozwolił. Przez sklejone powieki zobaczyła Czarnego z palcem przy ustach. Machnął głową, żeby podążała za nią. Szrama na moment uniosła glowę, ale zaraz ją opuściła robiąc miejsce dla wstającej Żenii.
Czarny opuścił stodołę, a przez drzwi do środka wleciało rześkie powietrze poranka.
Żeńka ziewnęła rozdzierająco i zatrzęsła od chłodu poranka drepcząc za Szponem Cieni. Przetarła zaspane oczy i objęła rękoma by zatrzymać ciepło Szramy przy sobie.
- Czarny? Spać nie możesz? - zamarudziła jak dzieciak o jeszcze pięć minut w łóżku. - Czy wiek już zaczyna doskwierać?
Dziewczyna doczłapała do szamana od duchów.
Czarny patrzył w las. Las, który kilka godzin wcześniej był teatrem działań wojennych. Las, który skrywał śmiertelnego wroga.
- Nikolai Horváth coś ci mówi? - spytał w końcu zupełnie z czapy szaman. Na niebie robiło się powoli jasno, choć nadal nie było widać słońca. Do wschodu zostało może z pół godziny. Pierwszą oczywistą odpowiedzią był, że nie mówi jej kompletnie nic. Jednak byłaby to nieprawda. Na pewno jakiś Horváth był w teczce od Buraka.

- Ty to wiesz jak budzić dziewczyny. - Żeńka znalazła sobie niziutki wystający pieniek i przysiadła na nim namyślając się - Zdaje się, że był w teczce Tomka. A co?

- To członek watahy Harada. Władca Cieni. Kilkanaście miesięcy temu pojawiłaś się tutaj. Zaczęłaś się prowadzać z tym Nikolaiem. Nie wnikam w naturę relacji. W każdym razie przez kilka tygodni byliście nierozłączni. Oni tak, jak my myśleli, że jesteś krewniakiem, więc wciągnęli cię do rodziny. Potem ty musiałaś wyjechać. W trzy tygodnie później Nikolai przestał odbierać telefonu. Harad go próbował odnaleźć. Nic z tego. Dalemir postawił Wahadełko. To samo, którym ja ciebie szukałem. Nic nie pokazało. Horváth przepadł jak kamień w wodę. Potem pojawiłaś się ze mną. Śmierdząca Żmijem. Harad zaczął składać jakieś głupie podejrzenia. Ten cały plan był nieprzemyślany. A on przystał na niego w nadziei, że zginiesz. Budzę cię przed świtem, bo chcę, żebyś wiedziała czego możesz się spodziewać ze strony naszego gospodarza - mówił cicho. Monotonnie. A jednak mówił to dlatego, że się o nią martwił. Albo jak wszyscy grał we własną grę.
- Jeżeli jest w tej teczce, to pozbądź się go. Nie wiem jak Harad do tego by podszedł, ale coś mi mówi, że widziałby w tym obciążający cię dowód.

- Wygląda na mój modus operandi - uśmiechnęła się krzywo ale bez zwykłej dla siebie przekory raczej z jakimś zrezygnowaniem. Czuła, że wydarzenia dwóch ostatnich dni wycisnęły na niej jakiejś piętno i wyssały z niej siłę - Jasne, że plan nie był przemyślany. - wzruszyła ramionami - Mieliśmy omówić szczegóły z Haradem. Co to tego Nikolaia...pewnie jest w Łodzi. Skoro nie mogłeś mnie znaleźć a ja tam byłam przez trzy dni, to jakoś zdaje się to być logiczną opcją. Pewnie mają jakieś zabezpieczenia. Tylko… skoro ja wyjechałam a jemu zniknięcie zajęło trzy tygodnie to… co się działo w tym czasie? To było przed czy po moim zniknięciu?
- Przed. Dużo przed. Kilkanaście miesięcy temu. Według mnie to było jakoś zanim związałaś się z nami - w głosie Czarnego brakowało pewności.

Nagłe olśnienie spłynęło na brunetkę:
- Dlatego Szrama przy mnie waruje? - dodała lekko cynicznie i cicho bo poczuła jakby Parch wbił jej srebrne ostrze raz jeszcze w brzuch - Ma mnie mieć na oku?
- Waruje? Nie. Widzisz lupusy, urodzeni jako wilki, nie znaja kłamstwa, podstępu, ironii. Są niezwykle prości. Myślę, że Szrama przekonała się do ciebie, bo walczyłyście ramię w ramię. W walce na śmierć i życie. Akurat w jej wypadku naprawdę nie doszukiwałbym się drugiego dna. Ale ludziom Harada nie ufaj.
Żeńka, która w tym momencie postanowiła nie wspominać nic na temat swojego nowego opiekuna, po słowach Czarnego poderwała lekko głowę.

“Żebyś wiedziała, czego możesz się spodziewać ze strony naszego gospodarza.”
Gdzieś w głębi umysłu piknęła uśpiona i zasypana tymczasowym poczuciem bezpieczeństwa nieufność.
No tak.
Przecież sama chciała dołączyć do Tucholi zamiast do Poznania. Nawet nie zdziwiło ją przeświadczenie, że Czarny będzie próbował zagrać jej własną kartą przeciwko niej samej.
Nie jest częścią jego watahy.
Nigdy nie była.
Jakby na przekór jej myślom Czarny się odezwał. Zrobił też krok w jej stronę i rzekł:
- Jest coś, co chciałbym, żebyś wiedziała. Ale najpierw przyrzeknij, że nie zdradzisz tego nikomu.

Żenia siedziała nieruchomo z zadartą do góry głową.
Patrzyła na szamana, o którym myśl pozwalała jej jakoś przejść spotkanie ze Spiralami.
Czujne spojrzenie zdradzało walkę jaką toczyła by pozwolić sobie mu zaufać.
- Czarny… mówże. To Ty mi usunałeś wspomnienia czy jak? - próbowała rozładować napięcie jakie odczuwała - Komu mam zdradzić skoro nikt mi nie ufa?
- Ja ci ufam - przywalił niczym młotem Czarny - to co? Dotrzymasz tajemnicy?
- Mhm, coś wykombinował? - Żeńka była faktycznie ogłuszona oświadczeniem Szpona Cieni chociaż wciąż podejrzewała go o jakąś grę.
- Byłabyś ciut bystrzejsza, to już byś sama wykombinowała. Na moje szczęście nie jesteś - uśmiechnął się drwiąco. - To co, dajesz słowo, czy zmieniamy temat? Wiesz liczę, że uwiniemy się ze wszystkimi do południa - Czarny spojrzał na wschód, gdzie niebo powoli czerwieniało*
- No co? - wzruszyła ramionami dziewczyna - Wiele rzeczy mi wychodzi z kombinowania. I nigdy nie twierdziłam, że jestem bystrzejsza niż Ty ani ktokolwiek inny, nie? - Żeńka sama nie wiedziała po co ciągnie tę dyskusję - No, daję. Pomogą z tym caernem?
- Pomogą - odpowiedział na ostatnie pytanie.
- Pewnie nie wiesz kim sa Niosący Światło. Prawda? W zasadzie mało kto ze starszyzny wie, a ty ze swoją pamięcią nawet jeżeli wiedziałaś, to próżno nam tej wiedzy szukać. Widzisz mam pomysł jak wykorzystać twój szczególny zapach - ten eufemizm uderzył w Żenię. Dziwna odmiana po “smrodzie”.
- Widzisz, ci którzy przynoszą światło często muszą na co dzień działać tak jak ty wczoraj. Muszą udawać, że pomagają Tancerzom Spirali, Wampirom, Pentexowi. Myślisz, że mogłabyś wykorzystać swoją wadę by pomóc społeczności Garou na szerszą skalę?*

WIlczyca z całych sił powstrzymywała szeroki uśmiech, jak wyciekał z każdego pora w jej ciele.
Spuściła wzrok by Czarny nie wyczytał prawdy w jej spojrzeniu.
- Zanim Ci odpowiem, musisz coś wiedzieć. Ale teraz Ty przyrzeknij, że nie powiesz tego nikomu. - zagrała w jego grę. Nie wątpiła, że w zmęczonym do tej pory życiem Antonim Ogórku leżą pokłady ciekawości równie wielkiej jak u niej samej.
Skinął głową i mruknął coś pod nosem, co zapewne było przyobiecanynm słowem honoru.

- Tam coś się stało. - Żenia podniosła się by stanąć naprzeciwko starszego Władcy Cieni - Chcieli bym weszła do labiryntu. Ale się nie zgodziłam. - z jakiegoś powodu zaczęła szeptać - Stanęło na tym, że mówiłam z ich totemem. - zawiesiła głos wpatrując się z napięciem w Alfę.
Mężczyzna kiwnął ze zrozumieniem.
- Ich totem musi być bardzo potężny. Większość nie potrafi rozmawiać z wilkołakami. Dlatego plemiona potrzebują szamanów znających mowę duchów - stwierdził fakt. Nie oceniał, nie komentował. Czekał na dalszą część historii.

- Mhm jest. - młoda wilkołaczka pokiwała zdecydowanie głową - Jest. - przypomniała sobie wrażenie jakie na niej zrobił smok i nieco pobladła. - Miałam do wyboru dogadać się z nim albo Pieśń Udręki by mnie zabił. No… i dogadałam się… z Zielonym Smokiem. - dodała już ledwo słyszalnie.

Czarny słuchał z uwagą. Przez moment milczał bez ruchu. W końcu kiwnął głową.
- To nawet lepiej. Moim patronem jest Tajfun. Burzowy Smok - powiedział tak, jakby oznajmiał, że nia śniadanie jajecznica.
- To na cholerę mnie naciągałeś na Kojota skoro masz własny totem? - prychnęła dziewczyna.
On zaś przyłożył palec do ust.
- To właśnie ta tajemnica, o której nie możesz nikomu nic powiedzieć. Pamiętasz jak przed ta akcją wspominałem, że możesz zdecydować się na osobisty totem? To nie było bez powodu. Jesteś bardzo zdolna, co udowadniasz każdego dnia. Dziwisz się, że chcę mieć ciebie u siebie? Kojot od lat udaje, że ma mnie pod swoimi skrzydłami. Nikt z Poznania nie wie, że jestem Niosącym Światło. Zresztą… teraz muszę się zająć watahą dużo bardziej niż kiedyś. Nie mogę sobie pozwolić na zostawianie swoich ludzi na długie tygodnie.
Czarny zacisnął szczękę, przez co zyskiwał wygląd twardziela. Przechylił lekko głowę.
- Czy teraz już masz jasność dlaczego mi tak zależało na tobie w naszych szeregach?
Żenia pokiwała spokojnie.
- Jest jeszcze jedno. To nie było moje pierwsze spotkanie z Pasikonikiem. Ten nóż, fetysz jest od niego. Jak to możliwe skoro wcześniej nie byłam garou?
- Nadal nie mamy pojęcia o trzech dobach twojego życia. Może wtedy coś się zadziało? - zapytał Antoni.
- Może. - westchnęła Żeńka - To co teraz? Wszyscy do Poznania?
- Chciałbym najpierw z tobą i Szramą ruszyć do Handlarza wspomnieniami. Zwłaszcza, skoro miałaś już wcześniej układy ze Smokiem - powiedział dość stanowczo szaman.
- Myślę, ja ta mniej bystra, że lepiej umocnić pozycję watahy i twoją. Założyć caern. Mieć wsparcie tych Twoich duchów. Skoro Harad ma coś do mnie, może próbować coś kombinować zrobić Tobie i wataże. Szczególnie, że Poznań rośnie nagle.
- Nie. Harad nie wystąpi przeciw nam otwarcie. Dla nich honor jest ponad wszystko. Może będzie chciał znaleźć na ciebie haka i przez to zdyskredytować mnie - zawahał się - Nie. Na pewno będzie chciał tak to rozegrać. Ale oficjalnie nam pomoże. Żeby mieć się czym chełpić. Za to jeżeli coś ze smokiem ustalałaś i nie pamiętasz, to czułbym się spokojniejszy i pewniejszy gdybyś odzyskała te wspomnienia.
- A ja nie wiem sama czy to dobry pomysł. Podobno jestem lepsza w tej wersji. - mina Żeńki faktycznie była niepewna i jakaś nieśmiała.
- Co to znaczy lepsza? - wyraził swą wątpliwość przywódca stada.
- Burak twierdzi, że silniejsza. Inni, że przyjemniejsza. Taka Bondar 2.0. Swoją drogą czemu nie zaatakowaliście ichniej bazy? Nie mogliście użyć wahadełka? - dziewczyna odruchowo odwracała uwagę od siebie.
- Wahadełko korzysta dość aktywnie z pomocy duchów penumbry. Tych najbliższych. Tam gdzie byłaś musiało ich nie być. Nie do końca wiem na jakiej zasadzie. Może ich szaman jest bardzo dobry w te klocki. Może emanacja Żmija zakłócała nasze wahadełko. W każdym razie nie wiemy gdzie jest ich baza. Bondar 2.0… - powtórzył Antek i zaraz dodał: - brzmi jak nazwa jednego z fetyszów Zaara.
- Pfffff - Żenia przewróciła oczami - I co jeszcze? Aaaa co z tymi krewniakami? Może dać ich Zapalniczce pod opiekę?
- Nie wiem jeszcze. Znaczy ustaliliśmy, że trójka trafi do nas, a trójka do Harada. Szrama nie chciała zajmować się ludźmi. Jednak na opiekę nad nimi w tej chwili nie mamy środków. Też myślałem o Zapalniczce. Bo fizycznie chciałbym, żeby Tomek zabezpieczył im utrzymanie w Poznaniu.
Nagle zupełnie niespodziewanie złapał dziewczynę za rękę.
- Zostaniesz Niosącą Światło?
- Znaczy szukasz kozła ofiarnego, żeby przekazać pałeczkę a samemu spijać śmietankę i płaszczyć zadek na tronie Alfy? To mi proponujesz? - Żenia powstrzymywała uśmieszek.
- Nie. Proponuję ci dołączenie do wroga i życie w ciągłym strachu. Proponuję ci wystawienie się na największe wypaczenia. Związanie się ze sługami Żmija. Proponuję ci taniec na linie nad przepaścią. A jeżeli ci się nie uda, to nikt po tobie nie zapłacze. Ba, może nawet przyjdą opluć twój grób - odpowiedział szaman, a w jego głosie nie było nic z drwiny.
- Nooo jak tak stawiasz sprawę, to jak mogłabym się oprzeć takiej propozycji. - Żenia niby kpiła ale minę miała poważną. - Ten Putin Cię tak nakręcił? - ścisnęła lekko dłoń Alfy - Mam wrażenie, że ktoś mnie przygotowywał albo do tego albo do bycia Spiralą, Czarny.
- Wątpię - uciął - ale mam prośbę. Zanim zdecydujesz się dołączyć, to odzyskamy Twoje wspomnienia. Nie chcę, żeby coś nagle wypłynęło. Że będziesz musiała wybierać, między mną a czymś innym. Pewnie za chwile wstaną ludzie Harada. On będzie chciał porozmawiać. Wypytać o tancerzy. Ja będę przy tej rozmowie. Będę cię bronić jeżeli zajdzie potrzeba. Ale nastaw się na nóż w plecy z jego strony. Ta uśmiechnięta góralska twarz to pozór.

- Mam wrażenie, że nie umywa się Mazutowi do stóp - skrzywiła się dziewczyna - Dostał ich na tacy. Jeszcze mu nie dość?
Czarny pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Twój brat też ma swoje miejsce w moich planach. Ale najpierw Caern. Jeszcze jedna rzecz musi zostać między nami. Chłopaki z Tucholi. Dołączyli do nas. Wiesz dlaczego?
- Bo im się chapnie więcej honoru w caernie niż w lesie?
Czarny pokiwał przecząco głową.
- Bo ich kruk nie jest tak potężny jak twój smok. Nie mówi do nich w naszym języku. A żaden z nich nie mówi mową duchów. Michał nawet nie mógł przedstawić Krukowi w czym rzecz gdy postanowił zrezygnować z jego opieki.
Szaman szczerzył się.
Szczerzyła się i Żenia.
- No cóż… wyciszenie nie poszło tak jak miało. - rozłożyła ręce z niewinną minką w końcu wyzwalając dłoń z uścisku Czarnego - A pokojowe połączenie watah, na pewno punktuje na Twoją korzyść.
- Punktuje - przyznał kiwając głową szaman.
- Za sześć nocy od dziś postawimy ten Caern. Do tego czasu muszę mieć pewność, że nie przywleczesz ze sobą czegoś, czego teraz nie pamiętasz. Dlatego chciałbym, żebyśmy dziś poszli do Handlarza Wspomnieniami. - Czarny wykładał swoje dalsze plany.
Żeńka spochmurniała.
- Mhm. - niby rozumiała powody i w sumie się z nimi zgadzała. Ale najzwyczajniej w świecie się bała. Te przebłyski jakimi obrywała od czasu do czasu odstręczały, odrzucały. Nie chciała więcej bólu i cierpienia. Nie chciała kolejnych obrazów krzywdy. Nie miała w sobie jednak też dość siły by przeciwstawiać się Alfie po raz trzeci tego poranka - Skontaktuj się z Zaarem. Musimy wywalić komórki. Na wszelki wypadek.
- Zaar coś kombinował, że nas niby teraz wyświetla gdzieś na antypodach. Ale tak, powinniśmy je wyrzucić. Choć nie wiem na ile to podziała. W mieszkaniu Zaara jest Wielki Czarny Notes.
W głowie Żenii pojawiło się wspomnienie małej czarnej książeczki w jakiej Zaar miał zapisany numer do jej brata.
Słońce pojawiło się już nad lasem. Ciepło w miły sposób ogrzewało ich twarze. Zapach lasu był intensywny. Powietrze rześkie. Mogłaby zapomnieć o całym otaczającym ją świecie, gdyby nie fakt, że brzuch miała owinięty bandażem i przeszyty kilkoma szwami. Niestety Czarny wyczerpał źródło swej mocy, więc musieli ją połatać inaczej niż magicznym dotykiem.

- Chodź, nauczę cię medytacji. Dzięki temu wzmocnisz swoją więź z duchami i z przodkami.
Czarny nie czekając na jej reakcję ruszył w stronę wzgórza osłaniającego zabudowania.

Chcąc-niechcąc podreptała posłusznie za Alfą.
Po którymś kroku zachichotała:
- A Zaar się martwił o Ciebie i o to jak się odnajdziesz w roli wielkiego szefa. - Żenia przyspieszyła kroku by zrównać się z Ogórkiem. - A jak się odnajdujesz? - dopytała bezczelnie ciekawsko.
- Powoli - odpowiedział już lakonicznie niczym Czarny z Poznania.
- Siadaj - wskazał jej miejsce na zielonej trawie i samemu najpierw uklęknął a później opadł tyłkiem na swoje pięty. Zamknął oczy i wciągnął głęboko powietrze.
- Najtrudniejszej jest oczyszczenie umysłu. Próbowałaś kiedyś nie myśleć o niczym?

- Nie pamiętam - uśmiechnęła się kpiąco dziewczyna, moszcząc się na przeciwko - Teraz zaczniemy mruczeć ommmmmm i siegać po zen?
- Nie wiem co to zen. Nie myśl. Nie mów. Oddychaj. Powoli. Zacznij chłonąc nie tylko powietrze, ale i duchy wkoło - mówił spokojnym głosem.*

- Mmmhmm - mruknęła leniwie. Nim zamknęła oczy, przyglądała się Szamanowi dłuższą chwilę jakby widząc go po raz pierwszy. Nie myślała o niczym przeciągając spojrzeniem po zarysie szczęki, linii nosa i brwi, zmarszczkach i fałdach skóry. Z fałd skóry jej myśli automatycznie skoczyły na załamania w smoczych łuskach i Żeńka wspomniała nie tak dawne spotkanie z Pasikonikiem, jak zaczęła pieszczotliwie nazywać Zielonego Smoka.

Myślenie o Pasikoniku nie pomagało odegnać trosk. Wręcz przeciwnie. Wiedziała, że w walce nie pomógł ani jej, ani żadnemu innemu ze swych dzieci. Jak miała nawiązać z nim więź? Albo z innymi duchami? Wsłuchiwała się w oddech Czarnego. Jego patronem też był smok. Też ukrywał to przed swoją watahą. Przed ich watahą?

Jednak w końcu się udało. Poczuła energię duchów. Poczuła się jak naczynie, które znów się napełnia.

***


Słońce było już wysoko, gdy przyszedł do nich Dalemir. Szaman watahy Sokoła.
- Harad chce was zobaczyć. Oboje. Potem wyjeżdżamy - ton mężczyzny był obojętny.
Czarny wstał i wyciągnął rękę w stronę rannej brunetki i odrzekł:
- Już idziemy.

Żeńka podciągnęła się do góry.
- Dalemir… - puknęła poufale mężczyznę lekko łokciem gdy ruszyli - … ja wiem, że mnie masz w dupie i jakoś to przeżyję, z żalem bo z żalem. Ale Ty jesteś szamanem u Harada, co jest Twoim Alfą nie? A Czarny tutaj jest też szamanem, ale to on jest Alfą. To nie powinno być tak, że zgodnie z Litanią należy mu się szacun? - Żeńka miała szczerze przyjacielski uśmiech na twarzy i spojrzenie okapujące niewinnością, gdy dopytywała mrukowatego jegomościa.

Swoją drogą zauważała też podobieństwa między dwoma szamanami.
- Przecież nie powiedziałem nic bez szacunku - szczerze się zdziwił.
- Przerwałeś nam medytację - powiedział Czarny przez zęby.
- Ja.. ja - nagle Dalemir zaczął przypominać jeszcze innego szamana jakiego spotkała Żenia - ja przepraszam.
Czarny jedynie parsknął a Żenia poklepała Dalemira po łopatce z przyjacielską minką.

***


Tym razem spotkanie nie odbywało się na zewnątrz, ani też w stodole w której wszyscy spali. Szli prosto do małego domku z czerwoną dachówką. Żenia zauważyła, że ci, których widziała rannych poprzedniego dnia byli już praktycznie kompletnie zdrowi. Najpierw ją to zaskoczyło, potem przypomniała sobie, że natknęła się jedynie na dwóch przeciwników uzbrojonych naprawdę groźnie.

Domek był mały i ciasny. Czarny musiał się schylić by przejść przez drzwi, a nie należał do szczególnie wysokich mężczyzn.

Harad siedział w starym fotelu przy drewnianym stole. Było to jedno z dwóch pomieszczeń w małym budynku. Czech gestem ręki odprawił Dalemira i wskazał swoim gościom miejsca na krzesłach przy sporym stole z surowego drewna.

- Żenia, to może opowiesz mi jak tam było? Z Tancerzami - gdy to powiedział, znów miała to dziwne uczucie, jak wtedy, gdy pierwszy raz usłyszała od Zaara o Tancerzach Czarnej Spirali. *

- Strasznie - dziewczyna wcisnęła dłonie między uda i gibnęła do przodu by zaraz skrzywić się z bólu. - Dziwnie. Zimno. - Żeńka rzucała skojarzeniami, a gdy wspomniała wizję po drugiej stronie zasłony otrząsnęła się i zbladła. Wzruszyła ramionami nie umiejąc oddać wszystkiego słowem. To wszystko i tak miała wrażenie, nie dobiegało jej bratu do pięt - Ciemno. - dodała w końcu.

- Cóż, tacy są Tancerze. Ale spisałaś się. Ich przywódca został ciężko ranny. Ich szaman też długo nie spróbuje swych zagrań z duchami. Możemy spokojnie pomówić o budowie Caernu pod Poznaniem. Opowiedz mi proszę o tym jacy oni byli. Czego mogę się spodziewać gdy już zaliżą rany? - Harad oparł łokcie na stole i złożył dłonie pod brodą zasłaniając tym samym usta i świdrując Żenię w skupieniu. Czarny zaś nie dał po sobie niczego poznać. Jego twarz była rozluźniona i doskonale obojętna.
Żenia przyglądała się mowie ciała Harada ze spokojem. Wypowiadał się jakby miał wiedzę o Tancerzach w małym palcu. Skoro tak to czemu wypytuje ją o to jacy byli?
- Cieszę się, że zdecydowałeś się udzielić pomocy w sprawie caernu - uśmiechnęła się ciepło i z radością - To ważne by społeczność garou miała więcej takich miejsc. By mieć siły do walki ze Żmijem. - uśmiechnęła się szerzej jak szczeniak, którego dopuszczano do narady Alf. Szukała w oczach górala powiązania, nitki. Przemieściła się ku stołowi i oparła łokciem - kopiując nieco ruch Harada.
- Jeśli ciężko ranni to chyba niewiele będą próbować? - spojrzała to na jednego to na drugiego Alfę - To wy z nimi walczycie od ponad roku, więc łatwiej przewidzieć następne zagrania wroga wam niż mi. Ja tam byłam ledwo 12 godzin.Jeden jest niewidomy - to Alfa, drugi się jąka to Szaman, dwójkę osiłków ubita przez Szramę i mnie z pomocą Czarnego. Została jeszcze jedna dziewczyna. Niespecjalnie rozważali przy mnie co zrobią na wypadek przegranej z Tobą. - mina Żenii była niepewna - Miałam ich wam wystawić. Nie było wiele czasu na poznawanie ich tajnych sekretów.
- Czyli została tylko trójka. Dobrze. Bałem się, że mają kogoś jeszcze. Ich broń, coś o niej wiesz? - zapytał twardym głosem.*
- Pieśń Udręki - Alfa - ma uszy jak nietoperz, i klika językiem. Ma duży nóź - zabił nim Tańczącą w deszczu. Szaman - Fedir - włada nie wiem czym, jak się to nazywa. W umbrze przywołuje takie czarne ludzkopodobne stwory. Nie jest je trudno zabić, ale problemem jest ich liczba. Może ich mieć dziesiątki. Dziewczyna nie wiem. No i mają jeszcze sporo krewniaków. Sporo mięsa armatniego. - Żeńka rzuciła pogardliwie i z ukrywanym gniewem.
- Ten nóż ślepego… on był przepełniony energią Żmija, Nigdy nie widziałem czegoś takiego - głos Harada wskazywał, że góral zaczyna wspominać walkę. Zignorował ton dziewczyny. Nawet nie drgnął. “Krewniacy to mięso armatnie.” Zdanie tak samo prawdziwe jak: “niebo jest niebieskie, a trawa zielona”.
- W każdym razie ślepy napieprzał jak Rutger Hauer w “Ślepej furii”. A ten szaman? - zapytał Harad po chwili milczenia.
- Związał ducha ziemi. Albo ducha lasu. Nie wiem do końca. Wypaczył go. Według mnie cały obszar należący do nich jest dla nas szczególnie niebezpieczny. Z drugiej strony ten jąkała nie jest w stanie kontrolować tych istot poza swoją sferą wpływów. Dlatego nie będzie w stanie nas zaatakować - Czarny mówił szybko i pewnie. Po wojskowemu.
- Nie wiem. Noża nie widziałam aż do polany. A jąkała nie był zbyt gadatliwy. - Żenia mówiła z namysłem. Ciekawa była, czy każdy tak bardzo zlewa kwestię krewniaków. Zaczynał jej świtać plan długoterminowy. - Mam wrażenie, że oni mają coś osobiście do Ciebie, Harad. - rzuciła powoli.
Harad pokiwał głową. Musiała mieć rację.
- Postawimy ten Caern i wtedy ich zmiażdżymy. Tymczasem jeszcze jedna sprawa.
Wielki Ahroun pochylił się i sięgnął po coś pod stołem. Po chwili rzucił na stół pojedynczą kartkę. Spadła ona kawałek od Żenii. Wyglądała jak CV. Zdjęcie przedstawiało młodego, gładko ogolonego mężczyznę. Na oko kilka lat starszego od brunetki. Obok był szereg informacji.
“Nikolai Horvath, lat 24, student elektrotechniki i informatyki, uniwersytet Praski. Później kilka wzmianek jak imię ojca i matki. Ich zawody. Adres zameldowania.
- Teraz pogadajmy o nim. I być może o innych - ręce Harada już nie zasłaniały mu twarzy. Teraz spoczywały na blacie odsłaniając krzywy uśmiech. Uśmiech kojarzący się z wyszczerzonymi kłami.

Żeńka pochyliła się by przyglądnąć się bliżej kartce.
Spojrzała na fotkę licząc, że obraz twarzy coś jej przypomni.
Wzruszyła ramionami, gdy żadno wspomnienie nie przemknęło jej przez myśl. Westchnęła.

- Ok - spojrzała na obydwu mężczyzn pytająco - Co Ci potrzeba? - uniosła brwi.

- Mówiłem, że niczego nie pamięta. Powinniśmy odbyć tę rozmowę dopiero po spotkaniu z Handlarzem wspomnieniami - powiedział twardo Czarny.
- Ale ta kartka była w jej teczce! Tej samej, którą miała w samochodzie - Harad powiedział wyraźnie zdenerwowany.
- Czyli gdy ja poszłam do obozu Spiral, żeby ich Tobie wystawić, Ty kazałeś swoim ludziom przegrzebać moje rzeczy? - Żenia spytała chłodno - Jeszcze czegoś brakuje w moim plecaku?
Harad westchnął ciężko.
- Nie. Tylko tę jedną kartkę zabrałem, choć myślałem o całej teczce. Jak myślisz, dlaczego to zrobiłem? - pytał wojownik z wyzywającą miną. Czarny zaś jakby delikatnie się odsunął od Żenii. Położył łokcie na blacie. Podparł głową. Obserwował dyskusję tej pary. Niczym trener, który patrzy jak jego podopieczna poradzi sobie na ringu.

- Bo Ci zależy. - mruknęła Żenia po chwili obserwacji wskazała na CVkę. Zmrużyła oczy ale ton jej zmiękł nieco - Pomogłam teraz? Pomogę gdy będę mogła i z tym. Teraz nie mogę, bo nie pamiętam nic. A zamiast rozgrywać mnie za plecami, więcej możesz ugrać dla siebie i dla watahy grając w otwarte karty. - Żenia pochyliła się nieco - Ty masz przewagę. Znasz mnie. Pamiętasz. Znasz Czarnego dłużej niż mnie. Znasz Szramę i chłopaków z Tucholi. Myślisz, że wszyscy tak na moje piękne oczy polecieli? Mimo, że od kilku dni śmierdzę Żmijem?
Przez moment zdawało się, że na zacienionej twarzy Czarnego pojawił się uśmiech. Natomiast Harad oparł się w swoim fotelu. Myślał chwilę. Trawił przekaz dziewczyny. W końcu przechylił się z powrotem do stołu i powiedział:
- To, że śmierdzisz nie jest problemem. Czarny też śmierdział, gdy był młodszy. Bardziej mnie martwi coś innego. Widzisz, gdy ktoś jest wilkołakiem, to jest. I już. Mój syn jest wilkołakiem, choć ma sześć lat. Czekamy na jego przemianę. Ale całe plemię wie, że jest wilkołakiem. A Ty?
Wielki mężczyzna wstał i sięgał głową prawie do sufitu.
- Ty byłaś krewniakiem. Ale już nie jesteś. Takie rzeczy się nie zdarzają. No, chyba, że jesteś Tancerzem skór.

W głowę Żenii trafiła fala bólu i przenikliwego zimna. To nie Tancerze Czarnej Spirali napawali ją przerażeniem. To od pierwszego razu, gdy rozmawiała z Zaarem podświadomie wzdrygała się na myśl o TYCH Tancerzach. Jednak dreszcz nie był wspomnieniem. Nie niósł obrazów. Była to pewna porcja wiedzy, która wypłynęła z oceanu niepamięci.

- Tancerze skór to miejskie legendy - zaprotestował Czarny - wiesz dobrze, że był tylko Samuel, a wraz z jego śmiercią nikt już nie pamięta rytuału.
- To jak chciałnbyś uzasadnić to, że nie była wilkołakiem, a teraz jest? - Wyrzucił wojownik wprost w twarz szamana.

Czarny wstał. Zmierzył większego wilkołaka.
- Ona… jest… Kami… - wycedził przez zęby z naciskiem na każde słowo.

Harad parsknął śmiechem.
- To poleciałeś. Tancerze Skór byli prawdziwym zagrożeniem jeszcze w latach dziewięćdziesiątych. A o prawdziwych Kami nikt nie słyszał od setek lat.
- Tym bardziej nie dziwi, że pojawiła się teraz - Czarnemu nie udzieliło się rozbawienie towarzysza.
- Harad, Czarny. To jest gadanie po próżnicy. - Żenia podniosła się powoli i spojrzała najpierw na Harada potem na Antoniego. - Harad możesz pytać, rzucać oskarżenia, nakręcać spiralę paranoi. Czarny i ja możemy się pluć i powtarzać “ona nie pamięta”. Mamy w planach wizytę u Handlarza. Chcesz to chodź z nami. - brunetka podeszła dwa kroki bliżej górala - po ostatniej wizycie w Umbrze im więcej tym lepiej. Ale nie marnujmy więcej czasu na jałowe gadki. Chcę móc widzieć w Tobie sojusznika. I chcę być Twoim sojusznikiem. Garou jest coraz mniej, a straciliśmy kilku dopiero co wczoraj. Możecie sobie pozwolić na utratę kolejnego? - Żenia powoli wysunęła dłoń ku Słowakowi. - Kami czy nie Kami?

Harad odwrócił się od wyciągniętej dłoni. Stanął przy jednej z zamkniętych okiennic. Światło wpadało między szpary w drewnie i oświetlało jego twarz i tors. Było wyraźnie widać, że toczy walkę sam ze sobą. Pod skóra pracowały jego mięśnie szczęk. W końcu się odwrócił. Położył lewą dłoń na karku. Przechylił głowę i wyciągnął prawą rękę w stronę Żenii.

- Do Handlarza pójdzie z tobą Dalemir. Ja muszę się zająć przygotowywaniem obrony pod naszą nieobecność. Teraz muszę wyjechać i spotkamy się pewnie dopiero na budowie Caernu. Walczyłaś dzielnie. Oby Czarny się nie mylił - nie było już śladu śmiech na jego twarzy.

- Dziękuję, Harad, za wszystko. - Żenia uścisnęła wielką jak bochen dłoń, dając Alfie Srebrnych Kłów smak satysfakcji na koniec - Bądź ostrożny - poprosiła nieśmiało - i do rychłego zobaczenia.

Spojrzała na Czarnego pytająco, czy zostawić ich samych. Harad skinął głową w podzięce i wrócił za stół.
Czarny otworzył drzwi od małego domku przepuszczając w nich Żenię. Wyszedł praktycznie zaraz za nią. Widocznie na poziomie wodzów sprawy były załatwione dużo wcześniej.


***



- Uff, niezłe to było… - mruknęła Żeńka, gdy oddalili się od chaty - … co to jest Kami?
Spojrzała na Szpona Cieni kroczącego obok.

- Gaia jest wszechmocna. Może wepchnąć ducha wilka w ciało człowieka. Wtedy ma on podwójną naturę. Realną i duchową. Ale też ludzką i wilczą. Podobno tak powstały pierwsze wilkołaki. Co kilkaset lat pojawia się taki wybraniec. Ktoś, dla kogo Gaia ma specjalne zadanie. Często ten ktoś nie wie nawet o tym, póki Gaia osobiście mu owego zadania nie ujawni - mówił monotonnym tonem jednocześnie trzymając dobre tempo marszu.

- Aha - skwitowała Żenia. Jakoś nie czuła się ani wybrańcem ani nikim specjalnym. - No to fakt. Dobre wytłumaczenie. - zgodziła się jakoś obojętnie bo teorie Czarnego jakoś nie trzymały się dla niej kupy. - To co teraz? Poznań? Czy wyprawa w Umbrę? Myślisz, że dał się przekonać? Czy Dalemir ma mnie ubić na miejscu jak się mu coś nie spodoba?

- Nikt cię nie ubije w moim towarzystwie. Nie martw się. Teraz czas wrócić do Poznania. Jutro chciałbym spróbować odzyskać jeszcze nieco gnozy. Dzięki niej mogę więcej zrobić po tamtej stronie lustra. Dlatego jutro ruszymy do umbry. A jeszcze dziś spróbujemy spotkać się z Zaarem.
W końcu się zatrzymał, co niedawno ranna brunetka przyjęła z ulgą.

- No? Co? Co wydumałeś? - oparła się lekko o ramię mężczyzny przytrzymując wciąż piekący od srebra brzuch.

- Kojarzysz Tancerzy skór? Teoria Harada ma kilka logicznych fragmentów. Mam nadzieje, że wizyta u Handlarza cię oczyści z podejrzeń - powiedział spokojnie.

- A co jeśli nie? - Żeńka podniosła głowę - Albo jeśli w te kilka dni stało się coś zupełnie nieważnego? Wtedy oferta będzie nieważna, co? - dziewczyna puściła ramię szamana z drwiącym uśmiechem.

- Nie wycofam się ze swojej deklaracji. Ale Wielki Ojciec Piorun pozna twoją prawdziwą naturę tak czy inaczej. Zresztą, jeżeli jesteś Kami to też może się okazać, że Gaia przewidziała dla ciebie inną drogę. Sama widzisz - westchnął - dużo niewiadomych. Dlatego jutro o zachodzie słońca ruszymy do Handlarza Wspomnień.
 
corax jest offline  
Stary 11-05-2018, 11:40   #63
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Czarna Skoda Superb z reklamą wypożyczalni jechała autostradą A2. Prowadził Czarny. Był skupiony, choć prowadził już kilka godzin. Po jego prawej stronie siedział Tomek. Wpatrywał się w płyty które w teorii miały blokować dźwięk niosący się z autostrady. W teorii, bo w praktyce były sposobem na wzbogacenie się lokalnego watażki. Korupcja była najlepszą bronią Żmija, jak wykładał Czarny. Z tyłu siedziały dziewczyny. Zapalniczka skulona w sobie przeglądała coś na tablecie. Ostatnio ewidentnie się nie wykazywała. Żenia zgarniała wszystko. Sama brunetka zaś siedziała z podkulonymi nogami. Superb miał zaskakująco dużo miejsca z tyłu, więc ranna mogła ułożyć się w praktycznie dowolnej pozycji. Nagle Czarny zgłośnił Radio:
- … dlatego właśnie tacy ludzi powinni być zawodowymi wojskowymi. W służbach specjalnych szkoli się żołnierzy tak, że są oni odporniejsi na pranie mózgu, jakiemu może ich poddać obcy wywiad.
- Uważa pan więc, że mamy do czynienia z agresją obcego państwa?
- Jestem o tym przekonany panie redaktorze. W Poznaniu zginęło pięćset osób. Teraz kolejnych sześciu policjantów w czasie próby zatrzymania Mazuta. Wszystkie poszlaki wskazują, że był on zindoktrynowany przez obcy wywiad.
- Rosyjski?
- W tej chwili jeszcze za wcześnie na takie spekulacje.
- Rozumiem. Nasz czas antenowy dobiegł końca, naszym gościem był Generał Roman Polko, były dowódca jednostki specjalnej Grom. Aktualnie niezależny konsultant -
dalsza część rozmyła się, bo Czarny znów przyciszył.
- Pięćset osób. Skurwiele zabili pięćset osób. Żeby zatrzeć ślady -
uderzył pięścią w kierownicę.
- A tych sześciu glinarzy? - zapytał Burak.
- Pewnie Zaar posłał ich do mieszkania. Co za skurwiel z tego Mazuta - Czarny machał głową z niedowierzaniem.

- Szuka mnie. Po to przylazł do Zaara i tam się rozpanoszył. Może warto by znalazł? Można go wyciągnąć z miejscówy. I wtedy go unieszkodliwić?

- A może choć raz odpuścisz? Odpoczniesz. Poczekasz aż zrośnie się rozcięty srebrem nóż. Odzyskasz wspomnienia? -
odpowiedział kierowca.

- No i co? Mam tak sobie leżeć i patrzeć jak się miotacie? - burknęła Żeńka z lekkim fochem.

- Nie miotamy się. Na razie Mazut schodzi na drugi plan. I tak jeszcze sporo przed nami. Zaar go przyblokuje na jakiś czas.Swędzi go ręka do kleiva już od jakiegoś czasu - powiedział Czarny. Za to Burak zaśmiał się pod nosem.
- Taa… Zaar i jego kleiv - mruknął pod nosem wpatrzony w szybę.
- Mało oberwał ostatnio? I co? Pójdzie odwalać „W samo południe?” Przecież Marek na to liczy. A Zaar hmm nie jest fizykiem. Jest od soft skilli, w których żadne z nas się nie specjalizuje - te słowa skierowała do Buraka- i głupio by było stracić zaplecze informatyczne, bo go coś swędzi. - Żeńka machnęła dłonią - Ale spoko. Skoro jest ok i klepnąłeś jego akcję z kleivem to niech idzie zgrywać solo. - wypowiedź dziewczyna skwitowała wzruszeniem ramion.
- Spokojnie. Jeszcze dziś widzimy się z Zaarem. Więc będziesz stać za jego plecami przy tym “W samo południe” - uśmiech odbijający się w lusterku świadczył o tym, że Czarny wiedział o czymś, czego Żenia nie brała w ogóle pod uwagę.

***


Wjazd do Poznania przypomniał im o tragedii. Dawne mieszkanie Czarnego było teraz Strefą Zero. Dookoła nadal stała masa sprzętu budowlanego, a obraz zniszczeń był ogromny. Nie zatrzymywali się. Przejechali spokojnie dalej, do kolejnych osiedli kilka kilometrów dalej. Wielki blok z płyty dawał anonimowość. Ponad tysiąc mieszkańców w jednym budynku. Z jakiegoś powodu wszyscy pomyśleli o kolejnym ataku i kolejnych zabitych, jeżeli coś im nie wyjdzie. Ciasną windą wjechali na dziesiąte piętro piętnastopiętrowego bloku. Na samym końcu korytarza było mieszkanie, do którego kierował się Antoni a za nim jego wesoła gromadka. Ostatnia szła Żenia nadal osłabiona raną w brzuchu. Czarny zapukał, a drzwi otworzyła mu urocza blondynka z kręconymi włosami, w obcisłych spodenkach i zwiewnej koronkowej bluzeczce.
- O to wy, wejdźcie, czekamy.
Wpuściła ich do sporego mieszkania. Jeden z pokojów był wypchany elektroniką, niczym mieszkanie Zaara. Z kuchni dobiegał zapach gotowanego obiadu.
- Wejdźcie do salonu, zaraz podam kolację.
W salonie poza dużym stołem wisiał też telewizor naprzeciw narożnikowej kanapy. Był wyłączony. Widok z okna ukazywał panoramę osiedla. Po chwili do salonu wszedł i sam Zaar. Uśmiechnął się na ich widok, po czym najpierw przytulił Zapalniczkę, a po chwili Żenię.
- Cieszę się, że jesteście cali!
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 11-05-2018, 22:38   #64
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Młoda brunetka uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi i klapnęła na najbliższy fotel by pozwolić Zaarowi i blondynce gospodarzyć.
W sumie Czarny miał rację.
Miło było nie musieć wyskakiwać przed szereg chociaż raz.

Zaar po chwili przytulił jeszcze Buraka i Czarnego, co wyglądało jak powitanie rosyjskich gangsterów.
Po chwili blondynka zaczęła wnosić spaghetti i układać na stole. Ewidentnie fotel nie był przewidziany do jedzenia. Na to o dziwo zareagował Czarny. Wział swoja porcję i jeszcze jedną, po czym położył ją przed Żenią i zajął miejsce na kanapie.
- Żenka oberwała w brzuch srebrnym nożem. Nie każmy jej siedzieć przy stole. Dość już ją wymęczyłem na tylnej kanapie auta przez ten dzień.

Zaskoczył tym Żeńkę. Zaczęła zastanawiać się, czy to ona wychodzi z wprawy czy to Czarny jej nabiera.
- Wszytko dobrze? - Od razu zainteresował się Zaar.
- Tak, w porządku. Do wesela się zagoi - uśmiechnęła się złośliwie, spoglądając na Buraka i sięgnęła po jedzenie. Z pierwszą porcją makaronu w ustach wymruczała podziękowania w stronę Czarnego.

- A jak tu się sprawy mają?
- Spróbowałem wyciągnąć duchy z mojego mieszkania, ale skubaniec miał tam coś, co mu pomagało w umbrze. Zostały tam te zamknięte w fetyszach. Zorganizowałem nalot na mieszkanie w wykonaniu policji. Ośmioosobowa grupa uderzeniowa. Sześciu zabił na miejscu, dwóch jest w szpitalu. No i uciekł. Policja zabezpieczyła mieszkanie, więc fizycznie i tak się do niego nie przejdę, żeby sprawdzić co zabrał. Wyciągnąłem Niuchacza z kompa przez Cyberświat. Kilka innych programów też się udało. W każdym razie potrzebuję czarny notes, więc ktoś tam się musi zakraść i go przynieść, a potem unieszkodliwię Marka.

- Zapalniczka pójdzie - zakomenderował Czarny.
- A jesteś pewien, że notes został w mieszkaniu? Marek go nie zabrał? - Bondar wciągnęła powoli pasmo makaronu do ust.
- Nie mam takiej pewności. Nie byłem tam. Nie wiem w jakim jest stanie.
- Aha. - Żenia zawzięła się i dzielnie milczała, rzucając spojrzenia spod rzęs to Alfie to Zapalniczce. Żeby się zatkać, załadowała kolejny widelec spaghetti do ust. Wiedziała, że wygląda jak chomik z policzkami wypchanymi makaronową paćką, ale lepsze to niż kolejna utarczka z Czarnym.
- Dobrze, Tomek pójdzie z Zapalniczką, w razie czegoś niespodziewanego. Zaar dla ciebie też będę mieć zadanie. Ale na razie dokończymy tę pyszną kolację.

Było to dobre określenie. Praktycznie cały dzień spędzili w samochodzie.

Pełny brzuch bolał tak samo jak pusty.
Żenia z zadowoleniem jednak smakowała ciepły posiłek, po którym zaczęła czuć słodki błogostan i rozleniwienie. Najchętniej zwinęłaby się w kłębek i zasnęła.
Skoro Czarny uznał, że dwójka sobie da radę, to sobie da radę.
Przymknęła leniwie powieki wciąż trzymając w dłoniach talerz z niedojedzonymi resztkami. Czekała na wyjaśnienia Alfy co za wielki plan wykminił dla Jarka.

Po zjedzonym posiłku Zaar razem z uroczą blondynką zebrali naczynia. Zapalniczka dostała kluczyki od auta i razem z Burakiem ruszyła do mieszkania Jarka. Czarny zaś odezwał się do Żenii.
- Daj teczkę. Tę z nazwiskami. I te dokumenty, które zebrałaś - ciężko było uznać to za rozkaz, ale i tak wyrwało ją to z rozanielenia.

- Mhm - mruknęła niezadowolona. Wyszperała papiery i podała je Czarnemu:
- Chcesz zarzucić wyszukiwanie? Czy więcej osób nie zaginęło?

Czarny skinął głową w milczeniu. Po chwili powiedział cicho:
- Tomek ustalił tożsamość osób, których dziadkowie i pradziadkowie byli wilkołakami. To wilkołaki lub krewniacy. Wąska pula genowa.
- Mhm, ale został najważniejszy tylko jeden. - Żenia puknęła w papier starszego mężczyzny - Ten. Z jakiegoś powodu. Linia rodowa? Specjalne umiejętności?

- To musielibyśmy ustalić. Ale najszybciej będzie, jeżeli odzyskasz pamięć. Póki co odsiejemy zaginionych od niezaginionych. Jeśli chcesz, to się zdrzemnij. Obudzę cię przed pojedynkiem na kleivy - uśmiech rozświetlił twarz Czarnego.
Ulubiona oszustka Pasikonika parsknęła śmiechem.
- Koniecznie. - mruknęła przenosząc się na sofę - Zamienisz się? - poruszyłą brwiami w górę i w dół w zachęcającym grymasie.
- Jasne - odpowiedział szaman robiąc miejsce dla dziewczyny.
Po chwili Jarek przyniósł herbatę. Czarny zabrał dokumenty i wyszedł z nim do sąsiedniego pokoju.

***



- Mała, obudź się - ktoś szeptał jej do ucha. W pierwszej chwili myślała, ze to blondynka, której imienia nawet nie poznała, ale gdy otworzyła oko zobaczyła Zapalniczkę.
- Chodź, musisz pomóc Zaarowi wyłączyć twojego brata.

W mieszkaniu było już ciemno. Zegar pokazywał 1:32 co oznaczało, że drzemka zmieniła się w regularny sen. W pomieszczeniu pełnym elektroniki tłoczyła się reszta Watahy. Z radością powitała basowe głosy Michała i Gustawa.

- Wyłączyć? - mruknęła rozespana - Jak wyłączyć? - przetarła oczy i zamrugała by zgonić sen i zogniskować spojrzenie na Sędzi. - Masz fetysze?
- Jak się uda, to zabić. Choć to się rzadko udaje z tego co mówił Zaar. Ale okaleczymy go na kilka dni, żeby się nie mieszał. Później ruszymy na Polowanie. Po to, żeby odzyskać gnozę. Chodź, chłopaki wyjaśnią ci resztę - Zapalniczka wyciągnęła rękę, żeby pomóc wstać brunetce.

Żeńka wsparła się o dłoń blondynki:
- Zaar się tłucze z Markiem? Nie mów, że grają w Mortal Kombat - skrzywiła się i stanęła na nogi.

Sięgnęła myślami w głąb, próbując dotrzeć do totemu. Robiła to bez specjalnych nadziei. Raczej wchodziło to jej w nawyk. Podobnie jak zwracanie się do Iwana. - No chodźmy. I nie odpowiedziałaś.

- Lepiej - Zapalniczka uśmiechnęła się, choć nie rozwinęła myśli.

Za to chłopaki z Tucholi byli dużo bardziej wylewni. Obydwaj szczerze ucieszyli się na widok brunetki. Gustaw jak zwykle przy ściskaniu dawał upust swej sile, co odbiło się chwilowym bezdechem u rannej wilkołaczki. Żenia musiała klepnąć siłacza w ramię by ten poluzował powitalnego misia.

- Dobra, panowe! - zainterweniował Zaar - Będę jej tu potrzebować.
- Ale o co chodzi? - Żeńka była zupełnie zdezorientowana - Mam Ci kark masować czy co? - rzuciła złośliwie.
Zaar podał jej telefon podłączony kablem do komputera. W drugiej ręce miał otwarty czarny notes. Notes pokazywał wpis z imieniem i nazwiskiem jej brata i jego numerem telefonu.

- Zadzwoń do niego i utrzymaj na linii możliwie długo. Musimy go namierzyć, a ze mną nie będzie chciał rozmawiać. Gdy on skupi się na rozmowie, to ja sieknę go moim klaivem.

W czasie gdy Zaar to mówił, to Żenia zauważyła, że na półce obok miniwieży leżał zielony smok. Był wielkości tłustego kota i obserwował zebranych, choć nikt poza dziewczyna zdawał się go nie widzieć.
Żenia pokręciła głową na jarkowego kleiva. Labrador najwidoczniej miał lekką obsesję na jego punkcie.

- Daj ten telefon - Żenia zapatrzyła się na Pasikonika.

“Co ty tu robisz? Myślałam, że siedzisz gdzieś tam za Zasłoną” - szturchnęła Zielonego Smoka, wybierając numer.
Smok wbiegł po jej ramieniu i przysiadł na nim dmuchając kłębem zielonkawego dymu tuż przed twarzą dziewczyny.
- Ile można słuchać narzekań ślepego i jąkały? Też będziesz narzekać, że cię pocięli? - zapytał gad, choć nikt w pokoju zdawał się go nie słyszeć. Żenia zmrużyła oczy i potrząsnęła głową w bezsłownej odpowiedzi nasłuchując sygnału w słuchawce.
Jeden sygnał. Drugi. Trzeci.
Ciekawe kto nie wyłączał dźwięków na noc?
Czwarty. Piąty…
- Tak… - odezwał się niski, znajomy głos w słuchawce.
- Marek - odezwała się Żenia - Możesz mi powiedzieć co Ty odwalasz?
- Cześć siostrzyczko. Co tam? - powiedział, jakby wyrwany ze snu.
- No właśnie o to pytam. Rozpieprzasz mi wszystko w drobny mak.
- Wszystko? Przecież jeszcze nie zabiłem nikogo z tych twoich znajomków - zaprzeczył Marek.
- No liczyłam na to, że się ogarniesz. - Żenia zupełnie nie wiedziała co do cholery chrzani ale bleffowała całą sobą - Byłeś już w Wawie?
- Gdzie ja nie byłem, Żabo. Kiedy się zobaczymy? - odbił piłeczkę.
- Zależy od tego co właśnie usilnie kombinujesz. Chcesz pogadać, czy nadal mnie rozszarpać własnoręcznie? - Żenia spytała obojętnie.
- Wiesz, honor starego każe mi cię rozszarpać. Dla zasady.

Na mapie zajmującej największy ekran zmniejszał się ogromny okrąg obejmujący w tej chwili kilka dzielnic Poznania. Zaar machał palcem w koło jakby mówiąc “Nawijaj, nawijaj”
- Aaaaaaale? Zjada Cię ciekawość? - Żeńka toćnęła lekko strunę jaką zdawała się wyczuwać u Mazuta.
- Ciekawość? Tak. Trochę tak. Dzwonisz do mnie o drugiej w nocy, żeby się pochwalić?
- Mhm - mruknęła Żenia z jakąś dziwną duma spoglądając na Smoka. Tego miniaturowego miała ochotę pogłaskać i pomiziać po podgardle - Nie zgadniesz co znalazłam.
- Co? - zapytał jej brat. Smok zaś podrapał się łapą po swej miniaturowej głowie.
- Spotkajmy się, bratyku.

Usłyszała po drugiej stronie słuchawki dźwięk wstawania z łóżka.
- A może podeślę kogoś po ciebie? - powiedział już ożywionym głosem.
- Nie. Nie chcę kolejnej podstawki. Ciebie poznam. - zaśmiała się obserwując popisy Pasikonika - Więc jak? Chcesz się spotkać i zobaczyć znalezisko? Powinien Ci się spodobać.

Smok odbił się i rozwijając swoje skrzydła poszybował między wilkołakami na monitor. Po chwili na swojej długiej szyi zwiesił łeb zasłaniając malejącą kropę. Żenia machnęła na niego ręką, próbując odgonić.
- Dobra, dawaj konkret, albo się rozłączam.
- Za dwie godziny - wzruszyła ramionami z pytającą miną patrząc na ekipę ściśniętą w pomieszczeniu - Pod Uniwerkiem medycznym - machnęła od niechcenia lokacją jaką odcisnęła się w jej pamięci. Odganiała smoka z monitora.
“No przestań! Ile można bawić się w kotka i myszkę?”

Zebrani zaczęli na nią dziwnie patrzeć. Rzeczywiście musieli nie widzieć smoka, który teraz pacał ogonem w rozwinięte z prawej strony ekranu menu. Kropka wskazała jakiś budynek. Na mapie mogła odpowiadać jakimś trzem metrom średnicy rzeczywistego terenu. Zaar wstał i wyjął swojego iPhona. Zaczął uruchamiać jakąś aplikację. Żenia jako stojąca najbliżej przeczytała jej nazwę. Klaive.exe.

- Dobra, zaraz tam będę, coś jeszcze? - odezwał się Mazut.
- Pamiętasz cokolwiek o Tancerzach skór? - dziabnęła niepewnie brunetka
To co zadziało się później trwało może sekundę, a może dwie. Z pewnością nie więcej. Zaar zamachnął się telefonem jakby coś próbował rozciąć. Przez moment powietrze rozświetliło się błękitnym światłem, jakby faktycznie w jego dłoni pojawiło się srebrzyste ostrze. Aplikacja wzleciała w górę ekranu znikając z wyświetlacza. W telefonie usłyszała ciche charknięcie i słowa
- … jak...ekhem… kurwa…. - trzask i łoskot upadku - Zajebię cię! - krzyk dochodził już z oddalenia.
Czarny wykonał gest ucinania, każąc rozłączyć się dziewczynie.
Żenia posłuchała.
Oddała telefon Zaarowi z lekkim, choć nieobecnym uśmiechem.

***


Żenia wyszła z niewielkiego pokoiku do salonu. Potrzebowała chwili ciszy i spokoju. To co się stało dotknęło ją mocniej niż się spodziewała. Wbrew wszystkiemu, to wciąż był jej brat. Wiedziała, że on nie zawahałby się przed zabiciem jej. Tak samo jak ojciec? Nie wiedziała. Zapatrzona w panoramę, próbowała strząsnąć z siebie uczucie smutku.
Myślała o pięciuset zabitych by wywołać w sobie gniew ale nie pomogło. Nie czuła wiele gdy wspomniała okaleczony korpus ratowanego mężczyzny czy ranną kobietę. Byli jej obojętni. Bała się, że w tym przypomina brata. To tylko nieświadome niczego worki mięsa zajęte pochłanianiem, które i tak w końcu umrą. To co wywoływało uczucia to brat i Grześ.
Nie rozumiała samej siebie.
“ Smoku, jesteś tu jeszcze? “ - spytała cicho, czując się całkowicie zagubiona - “ Masz jakąś złotą radę?”
Czarny smok połyskiwał odblaskami zieleni na swej łusce. Leżał na niskiej ławie między kanapą a fotelem. Miał już przeszło metr.
- Nie lubię złotego. Zresztą zawsze dziwiło mnie twoje uwielbienie do niego. Cóż, chciałaś założyć Caern, to załóż. Chcesz zniszczyć Pentex, to zniszcz.
- Nic z tego nie rozumiem. Mówisz jakbyśmy się znali od wieków. Jak to możliwe skoro nie byłam wilkołakiem? Znałeś mojego ojca? Braci? - uśmiechnęła się słabo do totemu - Ten cały układ nie powinien działać jakoś tak, że mi doradzisz? - usiadła na sofie obok swojego opiekuna. - Ja Ci radzę zrób jak chcesz, to nie porada.
- Tak. Znam się z twoim bratem. Rady? Jesteś zbyt wielką indywidualistką, żeby podążać wytyczoną ścieżką. Chcesz jakąś radę? Odzyskaj pamięć. Za wszelką cenę. Bez tego nawet nie wiesz kim są twoi wrogowie, a kim przyjaciele.
Smok leżał na blacie przypominając wygrzewającego się na słońcu warana.

- A którego brata? Tego co chce mnie zabić? Z resztą już próbował. Czy tego drugiego? - Żenia pokiwała głową drocząc się póki mogła z opiekunem - Hmm jesteś opiekunem któregoś z nich też?

Smok zdawał się posmutnieć. Jego ciężki łeb opadł na krawędź ławy. Gad przypominał bardziej kota niż bestię. Miano Pasikonika zdawało się pasować coraz bardziej.
- Ten młodszy nigdy nie wybrał sobie totemu. Ten starszy pozostał wierny rodzinnym ideałom. Czyli żaden nie pozostaje w mojej opiece.

W tym momencie do pokoju wszedł Gustaw.
- Hej, gadasz z kimś? - zapytał od progu.

Dziewczyna rzuciła jeszcze „Zostań trochę. Nie idź jeszcze.” nim zwróciła twarz do wchodzącego wojownika, kryjąc poruszenie rewelacjami Smoka:

- Najwyraźniej się starzeję, bo gadam do siebie na głos. Co tam, Guciu? Zapalniczka mówiła o jakimś polowaniu.

Wojownikowi takie tłumaczenie zdawało się wystarczyć. Wszedł do pokoju, klapnął w fotelu i po chwili jego stopy znalazły się na ławie. Choć najwyraźniej nie widział Smoka, to ten drugi sprytnie zwinął ogon. Leżał tuż obok stóp Gustawa.

- Taa. Czarny urządza. Będziemy szukać jakiegoś ducha, czy coś. Wiesz nigdy nie byłem wybitny w te całe duchowe szmergle - zamachał w powietrzu dłonią, jakby próbując niezrozumiałym gestem pokazać niezrozumiały przekaz. - W każdym razie to zamiast medytacji, więc fajnie. Nie będziemy musieli powtarzać ammmmmm do rytmu szumiącej wody.

Jeden rzut oka na rozciągniętego w fotelu mięśniaka wystarczył, żeby domyślić się, iż przekaz jest kompletnie szczery i nie był on wybitnym specjalistą w dziedzinie duchów.

Żenia popatrzyła na Gutka z uśmiechem:
- Za to jesteś wybitny w czym innym. Nie każdy musi być Czarnym, nie? Nie każdy jest Tobą i nie potrafi przeciwnika rozsmarować jednym plaśnięciem. Jak Ci póki co w nowej ekipie? - Żenia poklepała zachęcająco sofę obok siebie. Nie wiedziała czemu i Michał i Gutek sprawiali, że czuła się bezpieczna. Może to ich prostolinijność? Sama też spuszczała swoją gardę przy chłopakach z Tucholi. Nie czuła przymusu tańczenia przy nich na czubkach palców. Chciała wtulić się w Gutka i schować jak dziecko za tarczą. Skąd w niej przekonanie, że ahroun ją obroni? I przed czym? Aż tak brakowało jej starszego, opiekuńczego brata?

Gustaw uniósł brew ze zdziwieniem. Już się przyzwyczaił do wygodnego fotela. Choć ich związek trwał ledwie trzydzieści sekund. Za to z uroczego miejsca na sofie skorzystał Smok, który przeskoczył z blatu ławy. Gdy znalazł się obok Żeni powoedział jej tylko:
- Śmierdzą mu stopy.
Tymczasem Gustaw podrapał się po krótkiej zaniedbanej szczecinie na twarzy i powiedział:
- Póki co nie ma na co narzekać. Antek zdaje się wiedzieć gdzie przywalić. Wygodne, bo my z Michem wiemy jak przywalić. On niech się skupi na pokazywaniu palcem.

Nie wiedząc, na kogo patrzeć, Żenia zmieniła pozycję. Kręcila się przez chwilę w lekkim zażenowaniu. Siadła podwijając nogi po turecku, robiąc miejsce dla Pasikonika, którego musnęła palcami po łuskowatym łbie. Zaskoczył ją nagłym wybuchem empatii.
- No to się cieszę. A jak widzisz wjazd do Pentexu? I opowiesz coś o Tucholi? Było was więcej?

- Pentex - przez chwilę jego mina wydawała się wskazywać na to, że podane słowo usłyszał pierwszy raz w życiu. Jednak po chwili dodał:
- Pentex to z buta. Kupimy jakieś giwery może. Ale ogólnie to po naszym nalocie kamień na kamieniu nie zostanie.

Smok opadł na kanapę i zasłonił przednimi łapami oczy. Kręcił łbem z niedowierzaniem.

- A Tuchola… - kontynuował rozmarzonym głosem Gustaw.
- Sześć lat temu do nich dołączyłem. Było ich wtedy czworo. Michał dołączył na miesiąc dprzede mną. Staliśmy się ich zbrojnym ramieniem. Wiesz, tam było trzech szamanów. Nic tylko rozprawiali z tym Kruczyskiem. I planowali. I planowali. No a jak my dołączyliśmy, no to zaczęło się dziać. Aż w końcu zadarliśmy z czymś w Toruniu. Do końca nie wiem co to było, ale potem zaczęły nas nękać trupojady.

Gustaw pochylił się w fotelu i zdjął nogi z lawy.
- Wtedy dołączył ten smarkacz. Grześ… - mięśniak zamilkł na moment.

- Trzech szamanów? - Żenia wyobraziła sobie trzech Czarnych na kupę i ją zatchło z lekka. Odchrząknęła cicho i kontynuowała - a co planowali? W sensie chodzi mi o ogół. I co dalej jak Grześ dołączył? - Żenia zagarnęła Smoka bliżej wtulając się w łuskowate ciało i słuchała opowieści wilkołaka.
Smok zamanifestował swoje niezadowolenie z faktu zostania przytulanką. Buchnął zielonym płomieniem po pokoju na moment rozświetlający półmrok. Żenia aż odskoczyła, ale na szczęście Gustaw zdał się tego nie zauważyć. Kontynuował swą opowieść.
- Nie wiem co planowali w kolejnych etapach. Młody trafił pod nasze skrzydła. Razem byliśmy „zbrojnym ramieniem Kruka”. Choć Grześ to taki zbrojny jak… w każdym razie starszyzna zginęła. Zostało nas trzech. Grzechu jakoś to składał, bo rozmawiał z Krukiem. No a ja zostałem wodzem. Potem Michał. Potem znowu ja. No, ale teraz jest jak jest. Czarny jest spoko.

- A starszyzna to kto był? Chodzi mi o plemiona? - dopytywała nieco obrażona na Pasikonika Brunetka.
- Panowie Cienia i Pomioty. Ale to bez znaczenia.

- Tak? Czemu? - Żeńka oparła się wygodniej o oparcie kanapy dając swojemu brzuchowi odpocząć co nieco.
- Bo nie żyją. Liczy się to co przed nami, a nie to co za nami. Nie umiem lepiej uczcić ich pamięci jak walką. Dzięki tobie i Czarnemu mam z kim walczyć - uśmiechnął się Gustaw.

Ideologia była inna od tej, do której dziewczyna przywykła. Albo tej, która była dla niej naturalna.
- Słodziaku a nie ciekawi Cię co i za co ubił starszych Twojej ekipy? - uśmiechnęła się do ahrouna - Masz dzieci? - spytała z głupia frant.
Pokiwał przecząco głową.
- Cóż, nadepnęli czemuś na odcisk. Czemuś bardziej duchowemu, niż to ogarniam. Kto wie, może jakbym wiedział, to też by mnie dziabnęło. Ale Czarny się dowie. Postawimy Caern i Czarny wszystko ogarnie - temat o dzieciach zdawał się zignorować. Chyba, że w jego opinii kiwanie głową wyczerpywało temat. Ufał Czarnemu. Widział w szamanie światło nadziei. Tak jak Czarny zdawał się pokładać nadzieje w Żenii. Ciekawe jak zareagowałby wiedząc, że szaman szydził z tego, że nie mogli rozmawiać ze swoim totemem. Ciekawe kto w wataże poznańskiej potrafił? Tylko Czarny? Ktoś, kto sam był pod patronatem innego totemu? Wszystko nagle wydawało się pokręcone.

Smok usiadł na tylnych łapach prostując przednie. Skrzydła złożył na plecach i patrzył w twarz dziewczyny. W końcu powiedział:
- Toruń jest odcięty od kilkuset lat. Nie ma tam Żmija, Tkaczki, Dzikuna. Duchowe pustkowie. Jak na ironię pełne miejsc mocy.
Na pysku smoka pojawił się ironiczny uśmiech. Zdawał się mówić „wiem, że tego nie odpuścisz”.

- Hej Gutek, spadamy - do pokoju wszedł Michał.
- Czarny zarządził zbiórkę jutro o 9:00, musimy odpocząć.
Gustaw zerwał się i zanim Żenia zdążyła coś powiedzieć, to stał już w drzwiach.

- Pa chłopaki - dziewczyna posłała obojgu głośnego całusa.

- Odcięty przez co? Kogo? - spojrzała na Smoka bokiem spod rzęs - To wyzwanie? Chciałbyś łapki tam położyć? - dziewczyna uśmiechnęła się lekko obserwując pewnego siebie Pasikonika. - Wiesz Kto tam jeszcze próbował działać?

- Chciałbym, żebyś tam mi Caern postawiła. Ale wiesz… to jak z domem. Pierwszy budujesz dla kogoś, żeby się nauczyć. Drugi dla siebie. Na Toruń przyjdzie czas. Jutro się nie zobaczymy raczej. Czarny zdaje się szykować wam dużo zabawy w umbrze. A tam widzieliby mnie wszyscy twoi znajomi. No i ja nie mieściłbym się już na kanapach - gad odpowiedział, ale zaraz po tym jak skończył grupa wilkołaków wbiła do pokoju.
- Jakoś się pomieścimy. Dziewczyny mogą spać w salonie. My się rozparcelujemy po pozostałych dwóch pokojach - zarządza Zaar.

Rozbawiona Żenia pokiwała głową na zasadzie „słyszałam- dobre!”
Caern w Toruniu.
Dla Smoka.
No spoko.
Musi tylko znaleźć theurga, dla Smoka. Mało co parsknęła śmiechem na myśl, że przecież takiego już zna. Fedir pasował jak w pysk strzelił.
Podciagnęła nogi pod brodę gładząc na pożegnanie smoczą szyję.
Skrywała przy tym rozbawiony wzrok.
 
corax jest offline  
Stary 11-05-2018, 22:38   #65
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Młoda brunetka uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi i klapnęła na najbliższy fotel by pozwolić Zaarowi i blondynce gospodarzyć.
W sumie Czarny miał rację.
Miło było nie musieć wyskakiwać przed szereg chociaż raz.

Zaar po chwili przytulił jeszcze Buraka i Czarnego, co wyglądało jak powitanie rosyjskich gangsterów.
Po chwili blondynka zaczęła wnosić spaghetti i układać na stole. Ewidentnie fotel nie był przewidziany do jedzenia. Na to o dziwo zareagował Czarny. Wział swoja porcję i jeszcze jedną, po czym położył ją przed Żenią i zajął miejsce na kanapie.
- Żenka oberwała w brzuch srebrnym nożem. Nie każmy jej siedzieć przy stole. Dość już ją wymęczyłem na tylnej kanapie auta przez ten dzień.

Zaskoczył tym Żeńkę. Zaczęła zastanawiać się, czy to ona wychodzi z wprawy czy to Czarny jej nabiera.
- Wszytko dobrze? - Od razu zainteresował się Zaar.
- Tak, w porządku. Do wesela się zagoi - uśmiechnęła się złośliwie, spoglądając na Buraka i sięgnęła po jedzenie. Z pierwszą porcją makaronu w ustach wymruczała podziękowania w stronę Czarnego.

- A jak tu się sprawy mają?
- Spróbowałem wyciągnąć duchy z mojego mieszkania, ale skubaniec miał tam coś, co mu pomagało w umbrze. Zostały tam te zamknięte w fetyszach. Zorganizowałem nalot na mieszkanie w wykonaniu policji. Ośmioosobowa grupa uderzeniowa. Sześciu zabił na miejscu, dwóch jest w szpitalu. No i uciekł. Policja zabezpieczyła mieszkanie, więc fizycznie i tak się do niego nie przejdę, żeby sprawdzić co zabrał. Wyciągnąłem Niuchacza z kompa przez Cyberświat. Kilka innych programów też się udało. W każdym razie potrzebuję czarny notes, więc ktoś tam się musi zakraść i go przynieść, a potem unieszkodliwię Marka.

- Zapalniczka pójdzie - zakomenderował Czarny.
- A jesteś pewien, że notes został w mieszkaniu? Marek go nie zabrał? - Bondar wciągnęła powoli pasmo makaronu do ust.
- Nie mam takiej pewności. Nie byłem tam. Nie wiem w jakim jest stanie.
- Aha. - Żenia zawzięła się i dzielnie milczała, rzucając spojrzenia spod rzęs to Alfie to Zapalniczce. Żeby się zatkać, załadowała kolejny widelec spaghetti do ust. Wiedziała, że wygląda jak chomik z policzkami wypchanymi makaronową paćką, ale lepsze to niż kolejna utarczka z Czarnym.
- Dobrze, Tomek pójdzie z Zapalniczką, w razie czegoś niespodziewanego. Zaar dla ciebie też będę mieć zadanie. Ale na razie dokończymy tę pyszną kolację.

Było to dobre określenie. Praktycznie cały dzień spędzili w samochodzie.

Pełny brzuch bolał tak samo jak pusty.
Żenia z zadowoleniem jednak smakowała ciepły posiłek, po którym zaczęła czuć słodki błogostan i rozleniwienie. Najchętniej zwinęłaby się w kłębek i zasnęła.
Skoro Czarny uznał, że dwójka sobie da radę, to sobie da radę.
Przymknęła leniwie powieki wciąż trzymając w dłoniach talerz z niedojedzonymi resztkami. Czekała na wyjaśnienia Alfy co za wielki plan wykminił dla Jarka.

Po zjedzonym posiłku Zaar razem z uroczą blondynką zebrali naczynia. Zapalniczka dostała kluczyki od auta i razem z Burakiem ruszyła do mieszkania Jarka. Czarny zaś odezwał się do Żenii.
- Daj teczkę. Tę z nazwiskami. I te dokumenty, które zebrałaś - ciężko było uznać to za rozkaz, ale i tak wyrwało ją to z rozanielenia.

- Mhm - mruknęła niezadowolona. Wyszperała papiery i podała je Czarnemu:
- Chcesz zarzucić wyszukiwanie? Czy więcej osób nie zaginęło?

Czarny skinął głową w milczeniu. Po chwili powiedział cicho:
- Tomek ustalił tożsamość osób, których dziadkowie i pradziadkowie byli wilkołakami. To wilkołaki lub krewniacy. Wąska pula genowa.
- Mhm, ale został najważniejszy tylko jeden. - Żenia puknęła w papier starszego mężczyzny - Ten. Z jakiegoś powodu. Linia rodowa? Specjalne umiejętności?

- To musielibyśmy ustalić. Ale najszybciej będzie, jeżeli odzyskasz pamięć. Póki co odsiejemy zaginionych od niezaginionych. Jeśli chcesz, to się zdrzemnij. Obudzę cię przed pojedynkiem na kleivy - uśmiech rozświetlił twarz Czarnego.
Ulubiona oszustka Pasikonika parsknęła śmiechem.
- Koniecznie. - mruknęła przenosząc się na sofę - Zamienisz się? - poruszyłą brwiami w górę i w dół w zachęcającym grymasie.
- Jasne - odpowiedział szaman robiąc miejsce dla dziewczyny.
Po chwili Jarek przyniósł herbatę. Czarny zabrał dokumenty i wyszedł z nim do sąsiedniego pokoju.

***



- Mała, obudź się - ktoś szeptał jej do ucha. W pierwszej chwili myślała, ze to blondynka, której imienia nawet nie poznała, ale gdy otworzyła oko zobaczyła Zapalniczkę.
- Chodź, musisz pomóc Zaarowi wyłączyć twojego brata.

W mieszkaniu było już ciemno. Zegar pokazywał 1:32 co oznaczało, że drzemka zmieniła się w regularny sen. W pomieszczeniu pełnym elektroniki tłoczyła się reszta Watahy. Z radością powitała basowe głosy Michała i Gustawa.

- Wyłączyć? - mruknęła rozespana - Jak wyłączyć? - przetarła oczy i zamrugała by zgonić sen i zogniskować spojrzenie na Sędzi. - Masz fetysze?
- Jak się uda, to zabić. Choć to się rzadko udaje z tego co mówił Zaar. Ale okaleczymy go na kilka dni, żeby się nie mieszał. Później ruszymy na Polowanie. Po to, żeby odzyskać gnozę. Chodź, chłopaki wyjaśnią ci resztę - Zapalniczka wyciągnęła rękę, żeby pomóc wstać brunetce.

Żeńka wsparła się o dłoń blondynki:
- Zaar się tłucze z Markiem? Nie mów, że grają w Mortal Kombat - skrzywiła się i stanęła na nogi.

Sięgnęła myślami w głąb, próbując dotrzeć do totemu. Robiła to bez specjalnych nadziei. Raczej wchodziło to jej w nawyk. Podobnie jak zwracanie się do Iwana. - No chodźmy. I nie odpowiedziałaś.

- Lepiej - Zapalniczka uśmiechnęła się, choć nie rozwinęła myśli.

Za to chłopaki z Tucholi byli dużo bardziej wylewni. Obydwaj szczerze ucieszyli się na widok brunetki. Gustaw jak zwykle przy ściskaniu dawał upust swej sile, co odbiło się chwilowym bezdechem u rannej wilkołaczki. Żenia musiała klepnąć siłacza w ramię by ten poluzował powitalnego misia.

- Dobra, panowe! - zainterweniował Zaar - Będę jej tu potrzebować.
- Ale o co chodzi? - Żeńka była zupełnie zdezorientowana - Mam Ci kark masować czy co? - rzuciła złośliwie.
Zaar podał jej telefon podłączony kablem do komputera. W drugiej ręce miał otwarty czarny notes. Notes pokazywał wpis z imieniem i nazwiskiem jej brata i jego numerem telefonu.

- Zadzwoń do niego i utrzymaj na linii możliwie długo. Musimy go namierzyć, a ze mną nie będzie chciał rozmawiać. Gdy on skupi się na rozmowie, to ja sieknę go moim klaivem.

W czasie gdy Zaar to mówił, to Żenia zauważyła, że na półce obok miniwieży leżał zielony smok. Był wielkości tłustego kota i obserwował zebranych, choć nikt poza dziewczyna zdawał się go nie widzieć.
Żenia pokręciła głową na jarkowego kleiva. Labrador najwidoczniej miał lekką obsesję na jego punkcie.

- Daj ten telefon - Żenia zapatrzyła się na Pasikonika.

“Co ty tu robisz? Myślałam, że siedzisz gdzieś tam za Zasłoną” - szturchnęła Zielonego Smoka, wybierając numer.
Smok wbiegł po jej ramieniu i przysiadł na nim dmuchając kłębem zielonkawego dymu tuż przed twarzą dziewczyny.
- Ile można słuchać narzekań ślepego i jąkały? Też będziesz narzekać, że cię pocięli? - zapytał gad, choć nikt w pokoju zdawał się go nie słyszeć. Żenia zmrużyła oczy i potrząsnęła głową w bezsłownej odpowiedzi nasłuchując sygnału w słuchawce.
Jeden sygnał. Drugi. Trzeci.
Ciekawe kto nie wyłączał dźwięków na noc?
Czwarty. Piąty…
- Tak… - odezwał się niski, znajomy głos w słuchawce.
- Marek - odezwała się Żenia - Możesz mi powiedzieć co Ty odwalasz?
- Cześć siostrzyczko. Co tam? - powiedział, jakby wyrwany ze snu.
- No właśnie o to pytam. Rozpieprzasz mi wszystko w drobny mak.
- Wszystko? Przecież jeszcze nie zabiłem nikogo z tych twoich znajomków - zaprzeczył Marek.
- No liczyłam na to, że się ogarniesz. - Żenia zupełnie nie wiedziała co do cholery chrzani ale bleffowała całą sobą - Byłeś już w Wawie?
- Gdzie ja nie byłem, Żabo. Kiedy się zobaczymy? - odbił piłeczkę.
- Zależy od tego co właśnie usilnie kombinujesz. Chcesz pogadać, czy nadal mnie rozszarpać własnoręcznie? - Żenia spytała obojętnie.
- Wiesz, honor starego każe mi cię rozszarpać. Dla zasady.

Na mapie zajmującej największy ekran zmniejszał się ogromny okrąg obejmujący w tej chwili kilka dzielnic Poznania. Zaar machał palcem w koło jakby mówiąc “Nawijaj, nawijaj”
- Aaaaaaale? Zjada Cię ciekawość? - Żeńka toćnęła lekko strunę jaką zdawała się wyczuwać u Mazuta.
- Ciekawość? Tak. Trochę tak. Dzwonisz do mnie o drugiej w nocy, żeby się pochwalić?
- Mhm - mruknęła Żenia z jakąś dziwną duma spoglądając na Smoka. Tego miniaturowego miała ochotę pogłaskać i pomiziać po podgardle - Nie zgadniesz co znalazłam.
- Co? - zapytał jej brat. Smok zaś podrapał się łapą po swej miniaturowej głowie.
- Spotkajmy się, bratyku.

Usłyszała po drugiej stronie słuchawki dźwięk wstawania z łóżka.
- A może podeślę kogoś po ciebie? - powiedział już ożywionym głosem.
- Nie. Nie chcę kolejnej podstawki. Ciebie poznam. - zaśmiała się obserwując popisy Pasikonika - Więc jak? Chcesz się spotkać i zobaczyć znalezisko? Powinien Ci się spodobać.

Smok odbił się i rozwijając swoje skrzydła poszybował między wilkołakami na monitor. Po chwili na swojej długiej szyi zwiesił łeb zasłaniając malejącą kropę. Żenia machnęła na niego ręką, próbując odgonić.
- Dobra, dawaj konkret, albo się rozłączam.
- Za dwie godziny - wzruszyła ramionami z pytającą miną patrząc na ekipę ściśniętą w pomieszczeniu - Pod Uniwerkiem medycznym - machnęła od niechcenia lokacją jaką odcisnęła się w jej pamięci. Odganiała smoka z monitora.
“No przestań! Ile można bawić się w kotka i myszkę?”

Zebrani zaczęli na nią dziwnie patrzeć. Rzeczywiście musieli nie widzieć smoka, który teraz pacał ogonem w rozwinięte z prawej strony ekranu menu. Kropka wskazała jakiś budynek. Na mapie mogła odpowiadać jakimś trzem metrom średnicy rzeczywistego terenu. Zaar wstał i wyjął swojego iPhona. Zaczął uruchamiać jakąś aplikację. Żenia jako stojąca najbliżej przeczytała jej nazwę. Klaive.exe.

- Dobra, zaraz tam będę, coś jeszcze? - odezwał się Mazut.
- Pamiętasz cokolwiek o Tancerzach skór? - dziabnęła niepewnie brunetka
To co zadziało się później trwało może sekundę, a może dwie. Z pewnością nie więcej. Zaar zamachnął się telefonem jakby coś próbował rozciąć. Przez moment powietrze rozświetliło się błękitnym światłem, jakby faktycznie w jego dłoni pojawiło się srebrzyste ostrze. Aplikacja wzleciała w górę ekranu znikając z wyświetlacza. W telefonie usłyszała ciche charknięcie i słowa
- … jak...ekhem… kurwa…. - trzask i łoskot upadku - Zajebię cię! - krzyk dochodził już z oddalenia.
Czarny wykonał gest ucinania, każąc rozłączyć się dziewczynie.
Żenia posłuchała.
Oddała telefon Zaarowi z lekkim, choć nieobecnym uśmiechem.

***


Żenia wyszła z niewielkiego pokoiku do salonu. Potrzebowała chwili ciszy i spokoju. To co się stało dotknęło ją mocniej niż się spodziewała. Wbrew wszystkiemu, to wciąż był jej brat. Wiedziała, że on nie zawahałby się przed zabiciem jej. Tak samo jak ojciec? Nie wiedziała. Zapatrzona w panoramę, próbowała strząsnąć z siebie uczucie smutku.
Myślała o pięciuset zabitych by wywołać w sobie gniew ale nie pomogło. Nie czuła wiele gdy wspomniała okaleczony korpus ratowanego mężczyzny czy ranną kobietę. Byli jej obojętni. Bała się, że w tym przypomina brata. To tylko nieświadome niczego worki mięsa zajęte pochłanianiem, które i tak w końcu umrą. To co wywoływało uczucia to brat i Grześ.
Nie rozumiała samej siebie.
“ Smoku, jesteś tu jeszcze? “ - spytała cicho, czując się całkowicie zagubiona - “ Masz jakąś złotą radę?”
Czarny smok połyskiwał odblaskami zieleni na swej łusce. Leżał na niskiej ławie między kanapą a fotelem. Miał już przeszło metr.
- Nie lubię złotego. Zresztą zawsze dziwiło mnie twoje uwielbienie do niego. Cóż, chciałaś założyć Caern, to załóż. Chcesz zniszczyć Pentex, to zniszcz.
- Nic z tego nie rozumiem. Mówisz jakbyśmy się znali od wieków. Jak to możliwe skoro nie byłam wilkołakiem? Znałeś mojego ojca? Braci? - uśmiechnęła się słabo do totemu - Ten cały układ nie powinien działać jakoś tak, że mi doradzisz? - usiadła na sofie obok swojego opiekuna. - Ja Ci radzę zrób jak chcesz, to nie porada.
- Tak. Znam się z twoim bratem. Rady? Jesteś zbyt wielką indywidualistką, żeby podążać wytyczoną ścieżką. Chcesz jakąś radę? Odzyskaj pamięć. Za wszelką cenę. Bez tego nawet nie wiesz kim są twoi wrogowie, a kim przyjaciele.
Smok leżał na blacie przypominając wygrzewającego się na słońcu warana.

- A którego brata? Tego co chce mnie zabić? Z resztą już próbował. Czy tego drugiego? - Żenia pokiwała głową drocząc się póki mogła z opiekunem - Hmm jesteś opiekunem któregoś z nich też?

Smok zdawał się posmutnieć. Jego ciężki łeb opadł na krawędź ławy. Gad przypominał bardziej kota niż bestię. Miano Pasikonika zdawało się pasować coraz bardziej.
- Ten młodszy nigdy nie wybrał sobie totemu. Ten starszy pozostał wierny rodzinnym ideałom. Czyli żaden nie pozostaje w mojej opiece.

W tym momencie do pokoju wszedł Gustaw.
- Hej, gadasz z kimś? - zapytał od progu.

Dziewczyna rzuciła jeszcze „Zostań trochę. Nie idź jeszcze.” nim zwróciła twarz do wchodzącego wojownika, kryjąc poruszenie rewelacjami Smoka:

- Najwyraźniej się starzeję, bo gadam do siebie na głos. Co tam, Guciu? Zapalniczka mówiła o jakimś polowaniu.

Wojownikowi takie tłumaczenie zdawało się wystarczyć. Wszedł do pokoju, klapnął w fotelu i po chwili jego stopy znalazły się na ławie. Choć najwyraźniej nie widział Smoka, to ten drugi sprytnie zwinął ogon. Leżał tuż obok stóp Gustawa.

- Taa. Czarny urządza. Będziemy szukać jakiegoś ducha, czy coś. Wiesz nigdy nie byłem wybitny w te całe duchowe szmergle - zamachał w powietrzu dłonią, jakby próbując niezrozumiałym gestem pokazać niezrozumiały przekaz. - W każdym razie to zamiast medytacji, więc fajnie. Nie będziemy musieli powtarzać ammmmmm do rytmu szumiącej wody.

Jeden rzut oka na rozciągniętego w fotelu mięśniaka wystarczył, żeby domyślić się, iż przekaz jest kompletnie szczery i nie był on wybitnym specjalistą w dziedzinie duchów.

Żenia popatrzyła na Gutka z uśmiechem:
- Za to jesteś wybitny w czym innym. Nie każdy musi być Czarnym, nie? Nie każdy jest Tobą i nie potrafi przeciwnika rozsmarować jednym plaśnięciem. Jak Ci póki co w nowej ekipie? - Żenia poklepała zachęcająco sofę obok siebie. Nie wiedziała czemu i Michał i Gutek sprawiali, że czuła się bezpieczna. Może to ich prostolinijność? Sama też spuszczała swoją gardę przy chłopakach z Tucholi. Nie czuła przymusu tańczenia przy nich na czubkach palców. Chciała wtulić się w Gutka i schować jak dziecko za tarczą. Skąd w niej przekonanie, że ahroun ją obroni? I przed czym? Aż tak brakowało jej starszego, opiekuńczego brata?

Gustaw uniósł brew ze zdziwieniem. Już się przyzwyczaił do wygodnego fotela. Choć ich związek trwał ledwie trzydzieści sekund. Za to z uroczego miejsca na sofie skorzystał Smok, który przeskoczył z blatu ławy. Gdy znalazł się obok Żeni powoedział jej tylko:
- Śmierdzą mu stopy.
Tymczasem Gustaw podrapał się po krótkiej zaniedbanej szczecinie na twarzy i powiedział:
- Póki co nie ma na co narzekać. Antek zdaje się wiedzieć gdzie przywalić. Wygodne, bo my z Michem wiemy jak przywalić. On niech się skupi na pokazywaniu palcem.

Nie wiedząc, na kogo patrzeć, Żenia zmieniła pozycję. Kręcila się przez chwilę w lekkim zażenowaniu. Siadła podwijając nogi po turecku, robiąc miejsce dla Pasikonika, którego musnęła palcami po łuskowatym łbie. Zaskoczył ją nagłym wybuchem empatii.
- No to się cieszę. A jak widzisz wjazd do Pentexu? I opowiesz coś o Tucholi? Było was więcej?

- Pentex - przez chwilę jego mina wydawała się wskazywać na to, że podane słowo usłyszał pierwszy raz w życiu. Jednak po chwili dodał:
- Pentex to z buta. Kupimy jakieś giwery może. Ale ogólnie to po naszym nalocie kamień na kamieniu nie zostanie.

Smok opadł na kanapę i zasłonił przednimi łapami oczy. Kręcił łbem z niedowierzaniem.

- A Tuchola… - kontynuował rozmarzonym głosem Gustaw.
- Sześć lat temu do nich dołączyłem. Było ich wtedy czworo. Michał dołączył na miesiąc dprzede mną. Staliśmy się ich zbrojnym ramieniem. Wiesz, tam było trzech szamanów. Nic tylko rozprawiali z tym Kruczyskiem. I planowali. I planowali. No a jak my dołączyliśmy, no to zaczęło się dziać. Aż w końcu zadarliśmy z czymś w Toruniu. Do końca nie wiem co to było, ale potem zaczęły nas nękać trupojady.

Gustaw pochylił się w fotelu i zdjął nogi z lawy.
- Wtedy dołączył ten smarkacz. Grześ… - mięśniak zamilkł na moment.

- Trzech szamanów? - Żenia wyobraziła sobie trzech Czarnych na kupę i ją zatchło z lekka. Odchrząknęła cicho i kontynuowała - a co planowali? W sensie chodzi mi o ogół. I co dalej jak Grześ dołączył? - Żenia zagarnęła Smoka bliżej wtulając się w łuskowate ciało i słuchała opowieści wilkołaka.
Smok zamanifestował swoje niezadowolenie z faktu zostania przytulanką. Buchnął zielonym płomieniem po pokoju na moment rozświetlający półmrok. Żenia aż odskoczyła, ale na szczęście Gustaw zdał się tego nie zauważyć. Kontynuował swą opowieść.
- Nie wiem co planowali w kolejnych etapach. Młody trafił pod nasze skrzydła. Razem byliśmy „zbrojnym ramieniem Kruka”. Choć Grześ to taki zbrojny jak… w każdym razie starszyzna zginęła. Zostało nas trzech. Grzechu jakoś to składał, bo rozmawiał z Krukiem. No a ja zostałem wodzem. Potem Michał. Potem znowu ja. No, ale teraz jest jak jest. Czarny jest spoko.

- A starszyzna to kto był? Chodzi mi o plemiona? - dopytywała nieco obrażona na Pasikonika Brunetka.
- Panowie Cienia i Pomioty. Ale to bez znaczenia.

- Tak? Czemu? - Żeńka oparła się wygodniej o oparcie kanapy dając swojemu brzuchowi odpocząć co nieco.
- Bo nie żyją. Liczy się to co przed nami, a nie to co za nami. Nie umiem lepiej uczcić ich pamięci jak walką. Dzięki tobie i Czarnemu mam z kim walczyć - uśmiechnął się Gustaw.

Ideologia była inna od tej, do której dziewczyna przywykła. Albo tej, która była dla niej naturalna.
- Słodziaku a nie ciekawi Cię co i za co ubił starszych Twojej ekipy? - uśmiechnęła się do ahrouna - Masz dzieci? - spytała z głupia frant.
Pokiwał przecząco głową.
- Cóż, nadepnęli czemuś na odcisk. Czemuś bardziej duchowemu, niż to ogarniam. Kto wie, może jakbym wiedział, to też by mnie dziabnęło. Ale Czarny się dowie. Postawimy Caern i Czarny wszystko ogarnie - temat o dzieciach zdawał się zignorować. Chyba, że w jego opinii kiwanie głową wyczerpywało temat. Ufał Czarnemu. Widział w szamanie światło nadziei. Tak jak Czarny zdawał się pokładać nadzieje w Żenii. Ciekawe jak zareagowałby wiedząc, że szaman szydził z tego, że nie mogli rozmawiać ze swoim totemem. Ciekawe kto w wataże poznańskiej potrafił? Tylko Czarny? Ktoś, kto sam był pod patronatem innego totemu? Wszystko nagle wydawało się pokręcone.

Smok usiadł na tylnych łapach prostując przednie. Skrzydła złożył na plecach i patrzył w twarz dziewczyny. W końcu powiedział:
- Toruń jest odcięty od kilkuset lat. Nie ma tam Żmija, Tkaczki, Dzikuna. Duchowe pustkowie. Jak na ironię pełne miejsc mocy.
Na pysku smoka pojawił się ironiczny uśmiech. Zdawał się mówić „wiem, że tego nie odpuścisz”.

- Hej Gutek, spadamy - do pokoju wszedł Michał.
- Czarny zarządził zbiórkę jutro o 9:00, musimy odpocząć.
Gustaw zerwał się i zanim Żenia zdążyła coś powiedzieć, to stał już w drzwiach.

- Pa chłopaki - dziewczyna posłała obojgu głośnego całusa.

- Odcięty przez co? Kogo? - spojrzała na Smoka bokiem spod rzęs - To wyzwanie? Chciałbyś łapki tam położyć? - dziewczyna uśmiechnęła się lekko obserwując pewnego siebie Pasikonika. - Wiesz Kto tam jeszcze próbował działać?

- Chciałbym, żebyś tam mi Caern postawiła. Ale wiesz… to jak z domem. Pierwszy budujesz dla kogoś, żeby się nauczyć. Drugi dla siebie. Na Toruń przyjdzie czas. Jutro się nie zobaczymy raczej. Czarny zdaje się szykować wam dużo zabawy w umbrze. A tam widzieliby mnie wszyscy twoi znajomi. No i ja nie mieściłbym się już na kanapach - gad odpowiedział, ale zaraz po tym jak skończył grupa wilkołaków wbiła do pokoju.
- Jakoś się pomieścimy. Dziewczyny mogą spać w salonie. My się rozparcelujemy po pozostałych dwóch pokojach - zarządza Zaar.

Rozbawiona Żenia pokiwała głową na zasadzie „słyszałam- dobre!”
Caern w Toruniu.
Dla Smoka.
No spoko.
Musi tylko znaleźć theurga, dla Smoka. Mało co parsknęła śmiechem na myśl, że przecież takiego już zna. Fedir pasował jak w pysk strzelił.
Podciagnęła nogi pod brodę gładząc na pożegnanie smoczą szyję.
Skrywała przy tym rozbawiony wzrok.
 
corax jest offline  
Stary 11-05-2018, 23:04   #66
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Noc była spokojna. Nie było żadnych snów. Nie przyszedł Zaar, żeby wspólnie siedzieć na sianie. Za to do pokoju weszła lokowana blondi, która miała dzielić z nimi pokój. Zapalniczka powiedziała, że tamta ma na imię Justyna. Mieszanie należy do niej. I jest krewniaczką Zaara.

Ranek był ciepły. Wstała chwilę przed dziewiątą. W kuchni czekało śniadanie przyrządzone przez Zaara. Proste, ale pożywne. Czarny wyglądał na zdenerwowanego. Chwilę temu słyszała jak przeklinał do telefonu, ale wyrwało ją to ze snu i nie potrafiła skleić kontekstu. Po śniadaniu wyszli na zewnątrz. Powietrze w mieście było cięższe niż w górach.

Michał i Gustaw dojechali chwilę później. Z nimi była też Szrama. Wilk w mieście powinien dziwić, jednak jakoś nie było zbyt wiele osób na ulicy. Zebrali się na parkingu między kilkoma samochodami i Czarny zaczął odprawę.

- Dziś urządzimy rytualne polowanie. Zazwyczaj trwa od wschodu księżyca do wschodu. Ale nie mamy tyle czasu. Robimy to ku chwale Kojota. W zamian on wzmocni naszą więź ze światem duchów. Wszyscy tego potrzebujemy po ostatniej walce.

Żeńka obserwowała zebranych oceniająco.
Ilu jeszcze musi zebrać?
I kogo?
I skąd?
Przydałby się Sędzia. Mają tylko jedną. To mało. Trzech wojowników. Theurg. Ragabash. Jeden kronikarz.
Słuchała Czarnego jednym uchem.

Jeżeli trupojady piją krew wampirów i są przez to szybsze i lepsze to czy to samo można zrobić z wilkołaczą krwią? A co jeśli trupojada napoić krwią wilkołaka? Czemu Gaia stworzyła ich tak mało? Dlaczego narzucona jest Litania zabraniająca dzieci wilkołakom. To nie ma sensu. Czemu dwa dobre duchy tworzą spaczone dziecko?

Żeńka odpłynęła w zamyśleniu.

- W takim razie spotykamy się nad jeziorem, tam przechodzimy na drugą stronę i zaczynamy polowanie.
Zebrani po tych słowach szamana ruszyli do samochodów. Żeni znów przypadło miejsce z tyłu czarnej Skody. Tym razem jechał z nimi też Zaar, któremu Burak ustąpił miejsca

A co jeśli są inni?
I gdzieby ich znaležć?
Dziewczyna kontynuowała rozważania przez co była nad wyraz cicha i spokojna.
Czy doł-czyliby do nich?
Czy zainteresowani byliby walką przeciw Pentexowi?
Z jakiegoś powodu Żenia nie miała wiele przeciw wataże Pieśni. Miała wrażenie, że jest to przeciwwaga do garou. Pentex zaś to toczący obie frakcje nowotwór służący już dawno własnym celom.
Czy był to wpływ Totemu?

Żeńka skuliła się nieco i przymknęła oczy znudzona szumem jazdy.

***


Malta była specyficznym miejscem. Sztuczne jezioro wykopane w środku miasta. Obok sztucznego stoku narciarskiego. Przy wielkiej galerii handlowej w cieniu jeszcze większej galerii handlowej. Między Politechniką a gorzelnią Wyborowa SA. Szrama była bardzo skołowana ale i reszcie wilkołaków nie specjalnie odpowiadała cała ta otoczka.

Zaar machnął ręką niczym Jedi wsączajacy swoją wolę otaczającemu światu.
- Monitoring wyłączony - zameldował.
Zapalniczka do wysiadającej Żenii rzuciła cicho:
- Weź nóż, może się przydać.
Był ranek. Zaskakująco mało ludzi wokół jeziora. Chłodny wietrzyk kontrastował z upałem, jaki miało przynieść słońce w zenicie.
Wilkołaki stoczyły się nad brzegiem jeziora wpatrując w jego powierzchnię. Wtedy brunetka poczuła szarpnięcie w bok. Śniadanie na szczęście nie powędrowało aż do przełyku, ale i tak czuła pewien dyskomfort. Świat momentalnie zrobił się bardziej szary. Ludzie zniknęli. Gdzieniegdzie wędrowały samotne pająki wielkości psów. Zdawały się zapracowane. Dalej majaczyły też inne kształty, choć Żenia nie umiała przypisać ich do żadnych żyjących zwierząt. Zaar zaczął jakiś zaśpiew głęboko z gardła. Było to bardziej wibrujące mruczenie, niż jakaś pieśń. W umbrze był inaczej ubrany niż w rzeczywistości. Płaszcz Czarnego zdawał się zrobić większy. Unosił się na wietrze, którego nie było. Dodawał szamanowi mrocznego wyglądu. Chłopaki z Tucholi stali w samych spodniach pokazując imponujące klatki piersiowe i monumentalne bicepsy. Zapalniczka miała na sobie przyległe spodnie i sportowy stanik. Żenia spojrzała na swoje ubranie. W zasadzie od kilku dni chodziła w tym samym. Nie czuła z tego powodu dyskomfortu, ale miała dziwne uczucie, że strój ją ogranicza w świecie po drugiej stronie lustra. Szrama zmieniła się. Stała się monumentalna. Jak Czarny przy pokazaniu swojej wilczej formy w mieszkaniu Zaara.

Pierwszy ruszył Czarny, wchodząc do wody. Wykonał gest przywołania dłonią i pozostali stanęli w kole wokół niego. Wszyscy mieli wodę co najmniej po kolana, ale nikt nie czuł się mokry. Fizyka po tej stronie lustra działała jakoś inaczej. Zaśpiewy Zaara przypominały mantrę. Powtarzały się cyklicznie wprawiając ich w jakiś hipnotyczny stan.

Zaczęli od rytuału trzynastu oddechów. Ku chwale Gai. Wdychali jej powietrze. Dziękowali za łaskę.
Potem Czarny rozpoczął przywołanie ducha. Reszta czekała w napięciu. Stali bez ruchu i czekali. Czas biegł, a fakt, że nic się nie działo powodował, że biegł wolniej niż zwykle. W końcu pojawiła się jakaś istota. Wyglądała jak mała burzowa chmura, która z której zamiast piorunów co jakis czas wystrzeliwały macki jak u ośmiornicy.
- Zobacz - mruknął Michał do Gustawa - Grzechu już by coś o Latającym Potworze Spaghetti gadał.

Tymczasem Czarny wyciągnął ręce przed siebie. Kształt oplótł mu nadgarstki mackami. Wtedy Czarny przemówił zmienionym głosem i językiem jaki nie kojarzył się z niczym co kiedykolwiek słyszała.
“Tylko potężne duchy mogą rozmawiać z ludźmi.” Wspomniała słowa szamana w odniesieniu do dawnego opiekuna mięśniaków.

Kształt zdawał się zaniepokoić. Wyrywał się szamanowi. Tymczasem Antek odsunął ducha dzierżąc go mocno w lewej uniesionej dłoni. Prawą wyjął z kieszeni mapę Poznania. Cały czas coś inkantował, albo mówił do trzymanej istoty. Położył mapę na wodzie i palcem wykonywał gest rysowania graniczy wokół miasta. Duch zaczął rzucać się jakby próbował uciec z klatki. Tymczasem Czarny uniósł mapę z wody. Podeszła do niego Zapalniczka z lekko pochyloną głową. Dziewczyna sięgnęła ręką do mapy, a szamanowi podała mały srebrny przedmiot. Jakżeby inaczej… zapalniczkę.

Antoni zapalił mapę, która mimo ociekającej wody spłonęła niemal natychmiast. W miejscu upadku płonącej kartki unosiła się teraz klepsydra. Mała. Jak z gier planszowych. Duch zmienił się w dziwny zadymiony kształt i wystrzelił nad ich głowami w głąb lasku mającego budować ułudę natury otaczającej jezioro.

Potem wszyscy pochylili głowy i ściskając różne rzeczy zaczęłi szeptać prośby do Gai o udane polowanie. Żenia ścisnęła odruchowo rękojeść swojego noża.

Później było czekanie. Czekali aż klepsydra przesypie ostatnie ziarenko piasku, żeby móc ruszyć w pogoń za dziwnym duchem. Oczekiwanie nie było tak patetyczne, szybko zaczęły się pierwsze ustalenia:

- Podzielimy się na pary, tak, żeby efektywnie przeczesać jak największy obszar - rozkazał Czarny.

Żenia nie pchała się do ubierania się w pary.
Ostatnie przemyślenia jakoś ją wyciszyły chwilowo. Chociaż z drugiej strony życzenie Pasikonika dodawało ostróg. Zakładała, że ostatni zostanie wybrany Burak. Zdała sobie sprawę, że tylko jego nie widziała w akcji. Chciała poznać siły i słabości watahy. Swoje przy okazji. On był jej słabością. Zapewne jedną z wielu. Stała z boku Tomka przyglądając się kto dobiera kogo. Ciekawa była instynktownych wyborów.*
Czarny wybrał Szramę. Widocznie taka była powinność gospodarza wobec gościa. Chłopaki z Tucholi z dzikim rykiem zderzyli się klatkami dając tym samym znak, że polują razem. Zaar spojrzał na Żenię i chciał już coś powiedzieć, gdy Zapalniczka weszła między nich.
- Lecimy razem?
Spojrzał tylko nad jej ramieniem w stronę Żenii, po czym odpowiedział:
- Tak. Jasne.
Dziewczyna zdawała sobie sprawę z zagrania Zapalniczki i powodów jakie nią kierowały.
Skinęła głową Zaarowi i stuknęła Buraka w ramię.

- Jesteś wojownik. Prowadź.

Burak podniósł się. Był kompletnie nagi. Być może nie wolno było mu nosić ubrań? W końcu miał być upodlony, a sama Żenia nie wiedziała jak zakrywałaby swoją nagość bez rytuału przeprowadzonego przez Czarnego. Ustępował nieco budową Michałowi i Gustawowi, a w jego postawie nie było śladu dumy.

- Nie wiem. Pewnie wyszedł z umbry.

- Duch z umbry? Na cholerę? - zdziwiła się nieco Żenia.
Burak wzruszył ramionami.
- Żeby nas zmylić? Żeby przyjąć inną formę? Żeby nam utrudnić? Nie ja jestem Entlingiem. A ten wyglądał na niechętnego do uciekania przed wataha wilkołaków.

- A to całe polowanie nie powinno się odbywać tutaj? Żeby odzyskać więź z duchami i tak dalej?
Żeńka zdawała sobie dość dobitnie sprawę, że nic nie robią. Stoją i pitolą na środku niczego.
Burak pokiwał głową przecząco, jednak powstrzymał się od komentarzy.
- Szaman wzywa Entlinga. To taki Strzępniak Gai. Naładowany mocą jak mały generator. Potem negocjują. Szaman obiecuje, że jeżeli Entling będzie przestrzegać zasad polowania, to po nim odrodzi się w innym miejscu umbry. Potem szaman wskazuje teren polowania i daje godzinę na ucieczkę Entlingowi. Gdy go złapiemy, to rozszarpiemy go i pożremy. Co spowoduje, że cała ta moc z ducha przejdzie w nas. Tak odzyskamy więź ze światem duchów.
Skończył swoją przydługa odpowiedź.

W tym czasie klepsydra się przesypała. Co ciekawe chyba nie tylko Burak miał takie zdanie, bo postaci wilkołaków szybko znikały. Wychodzili z umbry.

- Dużo zachodu jak na istotę, która nie chce uciekać. - mruknęła dziewczyna sama jakoś niespecjalnie skora do uganiania się za Strzępiakiem. W ostatnich dniach nabiegała się dość sporo i obecnie najchętniej wyciągnęłaby się w fotelu. Skąd u niej taka przekora? - No to co? Przełazimy?

Burak kiwnął głową i po chwili zaczął się rozpływać. Żenii poszło to ciut sprawniej. Okolica nie zapełniła się ludźmi, więc grupa półnagich wilkołaków nie zwróciła na siebie szczególnej uwagi.
- Teraz musimy tylko się domyślić jak może wyglądać w tym świecie.*

- to może być dowolna postać? Rzecz, roślina? Człowiek? - Żeńka rozglądała się wokół ignorując nieco Tomka.

- Zazwyczaj są to zwierzęta. Roślina nie daje mobilności, a Strzępniak w ciągu godziny nie byłby w stanie zmienić się w człowieka. Chyba - Tomek ruszył spokojnie na parking, gdzie stała jego Toyota. Ze środka wyjął ubrania, które wciągnął na siebie.*

- Co sądzisz o Haradzie? - spytała dziewczyna. Czekając aż Omega się ubierze wskoczyła na maskę samochodu. Zamajtała nogami leniwie.

- Harad jest szlachetnym i słownym przywódcą. Oddanym dla swoich ludzi. Broni najbliższego caernu - powiedział, a brunetka pomyślała, że klepie wyuczoną formułkę*

- Aha. - pokiwała głową - Czyli go nie lubisz. Albo nie szanujesz. Albo jedno i drugie. Nie zgadzasz się z nim?
- On jest alfą. Ja jestem omegą. Co czuje mrówka wobec słońca? Złości się na nie? Nienawidzi? Co mrówka może zmienić w biegu słońca? - odpowiedział*

Mina Żeńki mówiła wyraźnie, że dziewczyna zaraz puści pawia.
- Aha. Czyli Ci z nim nie po drodze. A czemu?
- Jesteśmy spokrewnieni. Choć teraz każdy temu zaprzeczy. Jakiś pomysł jak złapać ducha? - uciął temat Burak*
- Nope. Jeśli jemu nie chciało się nawiewać to pewnie się przyczaił i chce przetrzymać całą imprezę. - Bondar wzruszyła ramionami - Jak blisko? To spokrewnienie? - Żenia zmrużyła oczy. Na braci nie wyglądali.
- Może jest jakimś potulnym kotkiem? Co? Albo kundelkiem wesoło machającym ogonem.*
- Ciekawe, że akurat te dwa pomysły padają po pytaniu o bliskość spokrewnienia. - Żenia wyszczerzyła się bezczelnie i złośliwie - A może zamienił się w rybę? Albo żabę? Albo kijankę? Oooo...czekaj… może jest rozwielitką? Planktonem? - rzucała pomysłami drocząc się z Burakiem.
Od niechcenia rzucił okiem w stronę jeziora.
- Nie wiem czy tu jest plankton. Tak szczerze, to nie mam pomysłu. A o kuzynie Haradzie nie chcę gadać, ok?
Żenia miała na końcu języka, że ona też nie chciała, żeby ją bzyknął wciskając w drzewo. Spojrzenie jej stwardniało gdy przyglądała się mężczyźnie przed nią.
- A coś chcesz robić? - zaczynała intuicyjnie postrzegać co było nie tak z Tomkiem
Tomek spochmurniał.
- Może gdybym złapał tego Entlinga, to mógłbym odzyskać honor. W jakimś stopniu. Ale nie mam pojęcia o duchach. A Ty chyba mi nie pomożesz.

- Ahh rozumiem. Jako Alfa rozstawiałeś ludzi po kątach i miałeś kim się wysługiwać. Jako Omega nadal próbujesz bo nie wiesz jak podejść do tematu. Może warto pomyśleć jak się przysłużyć innym zamiast myśleć o swoim honorze. Zdaje się, że przed chwilą kpiłeś z kuzyna, hm?

- Nie kpiłem z Harada nawet przez chwilę - odpowiedział, po czym zagryzł zęby.*
- No tak. Tylko robileś wykład o mrówkach i słońcu. - Żenia zeskoczyła z auta i ruszyła w stronę jeziora. - Te duchy mają jakieś zapachy, coś specyficznego? Polowałeś wcześniej na nie, nie?
- Cóż, możemy spróbować go zwęszyć. Łatwiej byłoby jakbyśmy byli wilkami.*

- Mhm… i pewnie czekasz aż ja zmienię postać? - Żenia spojrzała ironicznie na Srebrnego Kła. - I zamerdam ogonkiem? Tak to było?

Twarz Tomka wydłużyła się. Szczęka zrobiła się smuklejsza. Krótki zarost rozciągnął się na cały pysk. Po chwili zmienił się w wilka, który zaczął wąchać w koło.

- Chodźmy - mruknęła Żenia ruszając w stronę jeziora. Dopiero przy tafli wody zmieniła postać. Wciągnęła głęboko powietrze nie mając pojęcia czego tak naprawdę szuka. Rozglądała się jednak powoli i z uwagą.

Ahroun o srebrzystej sierści kręcił się bez celu. Widać było, że nic nie wyczuł. Żenia nie żywioł specjalnie nadziei co do odnalezienia ducha, jednak jej nadludzkie zmysły chwyciły dziwny trop. Nieludzki. Nienaturalny. Ale nie trzymał się przy jeziorze… ruszał w głąb. W kierunku gorzelni.

Burak wywalił język i przechylił głowę jakby czekając na dalsze pomysły.

Czarna wadera kłapnęła cicho zębami i ruszyła za nowym, nieznanym zapachem.
No tak.
Gorzelnia mogła zabić wszelkie ślady i zapachy przy dobrych wiatrach.
Córka Ognistej Wrony pognała za wychwyconą wonią. Zwolniła dopiero w okolicach budynku.
Tam spojrzała na Kła sprawdzając, czy wyczuł zapach czy nie.

Pisnęła cicho do Tomka. Sięgnęła do mocy wężowego noża by aktywować ciszy.
Kłapnęła zębami koło nosa jakby pytając, czy Omega wyczuł w końcu strzępiaka. Zastawiła sobą drogę dając do zrozumienia, że ruszy teraz sama.

Z zadowoleniem zaobserwowała, że jej ruchy nie wywołują dźwięków. Ruszyła do budynku szukając takiego miejsca, przez które mógłby wcisnąć się Burak.
Niuchała zawzięcie chcąc upewnić się, że duszek nadal siedzi w środku. Odruchowo skradała się wciskając do wnętrza.

Dwa wilki z łatwością dostały się na teren gorzelni. Jednak zapach ciągnął się do głównej bramy omijając budynki.

Wadera poprowadziła ich dwójkę za wonią. Skupiała się głównie na zapachu, wystawiając go starszemu towarzyszowi.

Wilki przemaszerowały przez gorzelnię nie zwracając niczyjej uwagi. Dotarły do ruchliwej trzypasmowej drogi przez którą ów zapach zdawał się przebiegać. Przebycie drogi było karkołomnym wyzwaniem, gdyż w mieście panował spory ruch.

Zapach ciągnął ich dalej, aż do brzegu rzeki. Na szczęście nie urywał się on, ale biegł wzdłuż brzegu w stronę mostu. Mostem przebyli rzekę, a następnie ruszyli w stronę pobliskiego parku. Przebyli już kilka kilometrów, ale zapach zdawał się mocniejszy. Gdy weszli do parku zobaczyli Szramę. Czekała przy jednym z krzaków. Nie usłyszała zbliżającej się Żenii.

Czarna wilczyca przyglądała się Alfie przez chwilę obserwując kierunek, w którym spoglądała jednooka. Wciągnęła mocniej zapach ducha przy okazji sprawdzając, czy nie uda jej się go dostrzec.

Szrama patrzyła w stronę Czarnego, który powoli w swoim ciemnym płaszczu podchodził do istoty, która najwyraźniej wydzielała ów specyficzny zapach. Jednak gdy tylko się zbliżył kotek prysnął na pobliskie drzewo.

Żenia miała uczucie deja vu. Sama niedawno pryskała przed wilkami na drzewo. Ciekawe czy w Umbrze siedzi Fedir?

Czy Czarny będzie się wspinać po drzewie?

Żenia popatrzyła na Buraka odsłaniając lekko kły. Zabraniała mu iść za sobą.
Łbem wskazała kierunek przeciwny w jakim planowała ruszyć. Burak miał odwrócić uwagę duszka. Sama ruszyła w krzaki za drzewem jakie wybrał sobie koteczek.

Przyczajona zmieniła formę.
Czekała by Srebrny Kieł w końcu się do czegoś przydał i zaczęła wspinać się na drzewo. Powoli i miarowo.

- Żenia? - zapytał zdziwiony Czarny. - Szybko go znalazłaś - w jego głosie było coś pomiędzy poczuciem dumy, a “spodziewałem się”. Tymczasem Tomek przybrał ludzką formę i również rozpoczął wspinaczkę. Żenia dość szybko dogoniła kota, jednak on usiadł na końcu gałęzi, która uginała się pod kobietą.

- No dawałam wam fory ale ile można… - mruknęła dziewczyna wpatrzona w puchate stworzonko - … chodź tutaj kiciusiu…
Kot prychnął odganiając się uzbrojoną w pazurki łapką.
Tymczasem pod park podjechał Auris Zaara, z którego wyskoczyła Zapalniczka.
Tomek wszedł na gałąź na której już znajdowała się Żenia i kocur. Drzewo zatrzeszczało.*

- Oszalałeś? - wysyczała do niego przez zęby Żenia - Zlecimy oboje. Zaraz się złamie gałąź. Miałeś odwrócić uwagę.
Dziewczyna zerknęła w dół:
- Czarny… łap jakby co…
Kotek opuścił łapkę i patrzył z ciekawością na brunetkę. Ta próba uspokojenia zwierzęcia zdawała się skutkować. Mogła podejść odrobinę bliżej. Jednak zwierzę znów zaczęło robić się niespokojne. Zdecydowała się na skok. A w skakaniu była dobra. Może powinna być Córką Płonącej Żaby?

Złapała kota w lewą dłoń, po czym spróbowała docisnąć kota jeszcze prawą. Zabrakło jej jednak gałęzi. Po chwili leciała w dół. Dzierżąc zdobycz.

Uderzyła o ziemię z hukiem. Ból przyćmił jej świat. W oczach pojawiły się łzy. Na nadgarstkach wykwitały ślady zadrapań. Ale trzymała dzielnie zdobycz.

- No no - czarny skwitował. Po chwili rozległ się dźwięk pękającej gałęzi. Tomek zjechał z drzewa po złamanej gałęzi uderzając tyłkiem o ziemię.

Szrama wyła donośnie oznajmiając zakończenie polowania.

W głowie Żenii szumiało, jakby oberwała kijem bejsbolowym.

- Brawo - krzyczał Zaar.

Antek stał nad brunetką z wyciągniętą ręką. Chyba chciał tego biednego kotka.

Zamiast kotka, dostał dłoń Żenii. Nie mogła do końca zebrać wzroku więc by pokryć kwestię chaosu we łbie zamarudziła cokolwiek bełkotliwie:
- Miałeś łapać…
Czarny bez wahania złapał jej rękę. Chyba właśnie po to sięgał, a Żenia źle odczytała jego intencje. Podniósł ją i obejrzał
- Wszystko dobrze? Nie miałem pojęcia, że ty się z tej gałęzi rzucisz. Nie zdążyłem zareagować.
Żeńka potrząsnęła głową nieco opierając się o Alfę ramieniem, które podtrzymywał:
- Dobrze, dobrze… masz to … trzymaj. Tomek pomagał w znalezieniu gnojka. Wykrakał, że to kotek będzie. Chociaż miał być potulny.
Czarny uśmiechnął się. Uniósł trofeum, tak żeby wszyscy mogli zobaczyć. Szrama zawyła jeszcze raz. Szaman szepnął ciche “dziękuję” w stronę Żenii.

Czekali jeszcze kilka minut, zanim dojechali Michał i Gustaw. Wtedy Czarny przy wszystkich rozerwał małego kotka na strzępy i wpił się zębami w jego szyję. Większy kawałek trafił do Szramy, zaś kawałek obgryziony przez Antka szaman podał Jarkowi. Usta miał upaćkane krwią.
Żenia ponownie nie pchała się a swój kawałek oddała Tomkowi.
Czarny widząc to zabrał kawałek od omegi i podał dziewczynie.
- Jedz. Starczy dla każdego.
Nie był to opiekuńczy ton jaki przejął się jej upadkiem z drzewa. To był ton surowego nauczyciela, który wytykał błąd.
Nie chciała psuć chwili więc dała się mu złajać. Ale zdecydowanie psuł jej plan uzależnienia od siebie Buraka. Żuła z wolna kawałek zdobyczy, puknąwszy łokciem w łokieć Zaara. Uśmiechnęła się lekko do wilkołaka.
Krew miała metaliczny posmak. Ale Żenia czuła jak jej ciało przepełnia więź z duchami. Czuła, że może przeskakiwać na drugą stronę lustra niczym gazela.
Zaar uśmiechnął się. Zapalniczka gdy się posiliła to podała swój kwałek Tomkowi.
W końcu Zaar odezwał się:
- Mogę iść z wami do umbry?
Żenia rozejrzała się zaskoczona pytaniem. Nie do końca łapała kogo pyta Jarek. I po co.
On zaś niezrażony kontynuował:
- Czarny chce, żebym został tutaj, ale ty możesz go jakoś przekonać. Wiesz, w końcu cała ta eskapada jest dla ciebie - wpatrywał się w Żenię i ścierał krew z twarzy
- Masz na myśli odzyskanie wspomnień? - dziewczynę nieco olśniło.
Zaar pokiwał głową twierdząco.
- Czarny chce iść tylko z tobą, szramą i tym szamanem Harada. Myślę, ze przydałby się wam ktoś jeszcze.*
- Tak myślisz, czy gna Cię czysta ciekawość? - uśmiech Żeńki był coraz szerszy.*
Zaar rozejrzał się po zebranych, po czym ciszej dodał:
- Martwię się o ciebie.
- Wchodzi Ci w nawyk - odszeptała brunetka próbując rozbawić Kronikarza co nieco - Jak dla mnie możesz. Ale przydałby się tutaj też ktoś kto ogarnie tę całą resztę.
- Za dużo z nim siedzisz. Gadasz tak samo jak Czarny.
- Pogadamy później? Ok?
 
corax jest offline  
Stary 14-05-2018, 21:39   #67
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Po południu Żeńka postanowiła skoczyć do sklepu. Nie wyobrażała sobie szczerej rozmowy z Jarkiem z całą watahą pod ręką. Wyprawa po “coś słodkiego” brzmiała dostatecznie niewinnie by wyciągnąć jednookiego najlepiej obeznanego z okolicą mieszkania swojej krewniaczki.
- Szukam sponsora i przewodnika - zastukała palcem w ramię Zaara. - Sklepik? Pieniążek? Proszę? - wyciągnęła złożoną w łódeczkę dłoń z oczami kota w butach.

Zaar odstawił tableta, z którym był nierozłączny i wstał z uśmiechem. Zaczął nosić czarną opaskę na oku, co poprawiało jego wygląd. Spod opaski wystawał kawałek blizny.
- Chodźmy.
Zaar przed wyjściem zabrał jeszcze ciemne okulary.
- Yesssss - syknęła po cichu, zgrywając się, jakby przekonywanie Jarka zajęło jej wieki.
Zbiegła po schodach jak na skrzydłach.

- Nie pamiętam ostatniego spaceru do sklepu - uśmiechnęła się do Jarka, gdy w końcu wyszli poza rejon możliwych obserwacji i podsłuchów. - Jak się czujesz?

Szedł z rękami w kieszeniach rozpiętej bluzy z kapturem. Ostatnio zmienił styl ubierania. Tak, żeby się ukryć w razie potrzeby? W zasadzie nadal byli na widelcu.
- Martwię się nadal twoim bratem. W końcu się podniesie. Nie wiem jakie ma zaplecze w tej chwili. Nie mogę ustalić jak Pentex poradził sobie z jego dyskredytacją w ABW. No i jeszcze twoje wspomnienia. - urwał nagle Zaar.
- Zabezpieczyłeś swoich krewniaków? A Pentex pewnie ma więcej ludzi w ABW. Jaka jest szansa, że Ty też masz? Antek mówił, że macie powiązania.
- W ABW zrobili czystki po odsunięciu poprzedniego ministra obrony. Trochę mi to pokrzyżowało plany. Mam ludzi w rządzie i w samym ministerstwie, ale ABW to państwo w państwie. Jestem na etapie wprowadzania nowych ludzi, ale tego nie robi się w tydzień. Za kilka lat moi ludzie będą znowu mieć dostęp do informacji o najwyższym stopniu poufności, ale aktualnie ta agencja jest poza moim zasięgiem. Co do krewniaków… Zabezpieczyłem ich najlepiej jak potrafię, ale jednak Marek jest Tancerzem Spirali - Zaar naprawdę się martwił.

- No to teraz muszę odzyskać jak najszybciej wspomnienia, żeby zrobić wjazd do Pentexu. - Żenia wsunęła rękę pod ramię Zaara - Myślę, że mój brat przeniesie punkt ciężkości zainteresowania z Ciebie na mnie. Teraz to już nie jest zlecenie Pentexu, ABW czy innych. Teraz to już kwestia honorowa. - Żenia wzruszyła ramionami - Uciekłam kilka razy, a teraz jeszcze to. Dlatego myślę, że jesteś potrzebny bardziej tutaj. Nie rozerwiesz się na dwoje. Gutek i Michał to słodziaki ale trzeba nimi pokierować. Tak samo jak Burakiem. Dalemir ma dołączyć, żeby mnie pilnować. Nie wiem co wykmini Harad w między czasie. Myślę, że na jakiś czas się z nim dogadałam ale mam wrażenie, że będzie chciał kombinować. Lepiej, żeby Czarny miał kryte plecy tu i mógł się skupić na Handlarzu. - marzenia Żenii o krótkim spacerze bez zmartwień prysnęły już dawno. - A potem Pentex. Ok?

- Spokojnie. Tu wszystko jest opanowane. A co z Tam? Jak się czujesz z myślą o tym, że odzyskasz wszystkie wspomnienia? - na twarzy Zaara pojawił się lekki uśmiech.

- Jeszcze nie wiem czy je odzyskam. Nie zastanawiałam się nad tym do tej pory. Mało czasu było. Na wszystko. I na Ciebie też. - dodała ciszej.

- Teraz mamy jeszcze ładnych kilka godzin - po uśmiechu i ruchu brwi za okularami mogła się domyślić, że zdrowe oko mrugnęło.

- Hmmm daleko ten sklep, co? - Żenia patrzyła przed siebie.- To jak mamy kilka godzin, to opowiedz mi o Justynie.

- Sklep był za rogiem. Chciałem pogadać, dlatego idziemy do czegoś dalej. Chyba, że jesteś bardzo głodna - Rozmyślnie uciekł od tematu Justyny.

- No to gadamy. - uśmiechnęła się lekko - Bardzo chcesz wywołać zazdrość? Czy faktycznie coś między wami jest? - dziewczyna w końcu odwróciła twarz ku Jarkowi.

- To kuzynka Zapalniczki. Córka dawnego prezydenta miasta. Posłałem jej ojca z torbami, ale jej pomogłem. Teraz u niej się ukrywam. Nic między nami nie ma - zakłopotany Zaar ściszył głos - kiedyś było.

- To źle? Źle Ci z tym? Przecież to krewniaczka.
- Tak, ale znalazłem inną krewniaczkę, z którą się pokomplikowało - zagryzł zęby.
- Wiesz. Krewniaczek nie ma nieskończonej ilości. Może lepiej odkomplikiwać? Sam mówiłeś, że musimy się rozstać. Może to znak?
- Znak? Ale, że co jest tym znakiem? Bo ja jakoś nic takiego nie widzę. - Zaar zdawał się zdenerwować.
- Straciłeś przeze mnie oko, mieszkanie, zasoby, ludzi - Żenia ściszyła głos - Mało?
Powstrzymała dalsze kroki i stanęła naprzeciwko towarzysza.
- Straciłem? No oko tak - odwrócił się patrząc na nią czujnie lewą stroną twarzy - dom, zasoby i ludzie są do odzyskania. Ale za to ile honoru zdobyłem. No i wreszcie miałem gdzie użyć Kleiva.
Uśmiechał się szczerze.
- Faceci i ich priorytety. - Żeńka pogładziła lekko prawy policzek Jarka - no a jak sobie to pokomplikowanie wyobrażasz dalej? Wataha rośnie, więcej Poznania na świeczniku. Nie chcę, żeby ktoś na Ciebie sikał. Sama mam opory przed takimi jazdami. - Żenia wyszczerzyła się bezczelnie.
- Póki co idzie nam ukrywanie się. Po postawieniu caernu oficjalnych spotkań nie będzie więcej. No może trochę. No ale nie zaczniemy się na nich całować, ani obściskiwać. A reszta? Kto nam będzie siedzieć w sypialni w czasie wolnym? Czarny? - Zaar objął dziewczynę w pasie.
- Nie chcesz mieć dzieci? Przedłużyć linię? Zamieszkamy razem? - Żenia z jakiegoś powodu nie mogła przestać drążyć. Przy okazji nie omieszkała wtulić się ciaśniej w Zaara. Zacisnęła lekko dłonie na jego ramionach.
Objął ją ściskając mocno. Chciał. Bardzo chciał wszystkich tych rzeczy. Ale nie miał ochoty rozmawiać o tym teraz w obliczu niepewnego jutra.
- Chodź, zjemy coś w prawdziwej knajpie - Zaar wyjął telefon i kliknął coś dwa razy.
- Ok - Żeńka odpuściła. Nie odpuściła jednak cmoknięcia Zaarowego ucha. - Chodźmy.

***


Rozmowę kontynuowali chwilę później w małej włoskiej restauracji wciśniętej między blokowiska. Była wczesna godzina, więc w zasadzie byli na miejscu sami. Choć kuchnia zdawała się pracować pełną parą. Dużo zamówień wysyłano na wynos.

- Jaki masz plan na układanie się z Handlarzem Wspomnień? - spytał Jarek maczając kawałek pieczywa w oliwie.

- Nie mam planu. - Żenia wzruszyła ramionami - Na Spirale też nie miałam.
Zakręciła się na krześle niepewnie.
- Nie… - zaczęła i ugryzła się w język. - Nie martw się, Pieseńku. - poruszyła brwiami z rozbawieniem.
Zaar wykrzywił minę słysząc nową ksywkę.
- Nie możesz tak całe życie brylować na fali tego, że się udaje. Zresztą to duch. Może się nie złapać na Twój urok osobisty - kwestionował Jarek.
Żeńka zamoczyła strategicznie usta w szklance z wodą i pokiwała głową bez słowa. Myślami była przy spotkaniu z Pasikonikiem.
Przełknęła łyk wody.
- No to co sugerujesz? Pewnie będzie coś chciał w zamian.
- Nie mam pojęcia, czego może chcieć w zamian. Wspomnień kogoś innego? - wzruszył ramionami Jarek.

Żenia uśmiechnęła się:
- Wiesz, że jesteś słodki?
- Wiem - odpowiedział z dużą pewnością siebie. Co więcej odsunął się w krześle.
- A wiesz, że tobie każdy je z ręki? Jakimś sposobem wiesz dokładnie kiedy i co powiedzieć, żeby owijać sobie innych wokół palca.
Sięgnął po kieliszek.
- Za najmłodszą stażem wilkołaczkę w naszej wataże.
- Nadal nie jestem częścią watahy, wiesz o tym przecież - brunetka spojrzała na Jarka z ukosa z kuszącym uśmiechem - Trzeba wymyślić nazwę dla caernu. Masz coś ciekawego?

- Nadal nie wiemy kto zostanie duchem opiekuńczym. Od tego też sporo zależy. Ale pomyślę. W końcu to musi być chwytliwa nazwa. Jedyny caern w kraju. I czarny na jego czele. Ciekawe jak Antek sobie poradzi. Raczej unikał ludzi odkąd go znam - Zaar zdawał się zamyślić.

- Ja tam bardziej kmnię jak poradzi sobie Zapalniczka albo chłopaki jako strażnicy. Albo Ty … jako Beta - Ostatnie słowa dziewczyna rzuciła niewinnie.
- Ja zawsze robię to, co do mnie należy. Cóż, będziemy się tym martwić jak już ten caern postawimy. Samo tworzenie caernu jest dość kłopotliwe. To tak duże miejsce mocy, że w czasie rytuału przyciągniemy różne siły z tamtej strony. To nie będzie łatwe.

Nawet nie wiedział o ile trudniejsze z Pasikonikiem na karku. Oczy dziewczyny błysnęły.
Jeśli Smok chciał caern, to warto z nim się dogadać by pomógł chronić obecnych w rytuale. “Tak. To brzmiało jak dobry układ” - postanowiła Żenia.

W końcu Pasikonik sam mówił, że pierwszy caern to próbny. Żeby miał mu kto caern stawiać potrzebuje pozostałych. Żywych. I z doświadczeniem.

- O czym myślisz? - wyrwał ją z milczenia Zaar gdy kelnerka podała danie główne i zabrała talerze po przystawkach.

- O Toruniu. - Żenia mruknęła zabierając się za jedzenie - Ciekawe… ciekawe… co dzieje się z Czarną Spiralą bez wspomnień?
- Czarną Spiralą bez wspomnień? Toruniu? Rany, przez ten czas spędzony z Czarnym stajesz się Enigmą - powiedział Jarek.
- Nieee jestem podobno Kami czy coś. - Żenia machnęła dłonią - No myślę, czy nie przehandlować wspomnień Marka.

- No proszę. A wymyśliłaś już jak zabierzesz wspomnienia brata? A może już planujesz szkolenie go jako jednego z nas? Wiesz, kiedyś, jak byłem szczeniakiem to była taka gra na kompa… KOTOR, czy coś innego o Jedi. W każdym razie tam mistrzowie Jedi złapali najgorszego i najpodlejszego typa w galaktyce i wyczyścili mu pamięć. A potem wzięli na szkolenie do swoich, żeby mu wkręcić, że jednak był tym dobrym - Zaar po przydługim wspomnieniu gry postanowił zabrać się wreszcie za makaron w śmietanowym sosie.

- Prawie jak wy mnie - skwitowała krótko dziewczyna - Może robicie mnie wszyscy w bambuko. A pamięć czyściłeś mi Ty? I wkręcasz mi to wszystko? Burak musi być bohaterem.
- Gdybym to był ja, to zaimplementował bym ci wspomnienia mojej seksualnej niewolnicy - uśmiechnął się i dopił wino.

- Mhm. - brunetka pokiwała głową z udawaną powagą - A co jeśli pamięć sczyścił Pentex i jestem ich wtyczką?

Zaar zamarł i dziewczyna nawet na moment miała wrażenie, że pobladł. Przełknął kęs dość głośno.
- Powrót do Justyny nie wydaje się już takim złym pomysłem, co? - Żenia obserwowała Jarka jedząc spokojnie.
- Może powinienem z wami iść do tego Handlarza? Kto wie co tam sobie przypomnisz.
- Myślisz, że Czarny sobie nie da rady jakbym zamieniła się w smoczycę?
- Czemu w smoczycę? Planujesz wrócić jako Mokole?
- Jako co?
- Mokole. Dinozaurołaki. Takie tam miejskie legendy. Podobno zanim zrodzili się ludzie, to oni rządzili światem, a ich formy bojowe wyglądały jak smoki. Teraz jest ich jeszcze mniej niż wilkołaków, a w ich krwi więcej jest z padalców i jaszczurek niż smoków. - wykładał dzielnie gaillard.
- A są inni?! W Polsce? - dziewczyna ożywiła się zdecydowanie
- Inni co? Mokole? Nie… chyba nie - zamyślił się.
- No inni. Jak dinozaury i wilkołaki? Tacy jak my co się potrafią zmieniać?
- Hmm - Odchylił się w krześle, wyciągnął lewą dłoń przed siebie i zaczął wyliczać - kotołaki, szczurołaki, krukołaki. Hmm… to chyba wszystko w tej części świata. Kiedyś mieliśmy też turołaki, no ale tury wyginęły. Szkoda. Ponoć zmienione wyglądały jak minotaury.

- Masz kontakty w czarnym notatniczku? Ustawiłbyś spotkania? - Żenia aż pochyliła się zapominając o jedzeniu.
- Nie. W notatniczku są kontakty do tych, których imiona i nazwiska znasz. Jakoś muszą być zapisane. Po co chcesz się z nimi spotykać? Może naprawde jesteś Kami? Czyżby Gaia zesłała cię, żebyś zjednoczyła wszystkie nacje? A może to ta wyprana pamięć i program zaszczepiony ci przeze mnie i Czarnego?
- Już wolę jak mi zasuwasz od Enigm - dziewczyna prychnęła opadając na oparcie - Trudno byłoby ich znaleźć? - rzuciła wyzwanie niczym pytanie o pogodę.
- Wężołaki i pająkołaki pewnie siedzą pod kamieniami. Szczurołaki hmm, w śmietnikach? Reszta nie wiem. Widzisz, oni są poszukiwani tak jak my. Więc im nie zależy na tym, żeby ktoś ich znalazł. W caernie i tak nam nie pomogą. Twoich wspomnień nie mają. Czego więc od nich byś chciała?
- Niuchacz nie znajdzie? Czego? Nas jest ledwo garstka. Na palcach rąk policzysz. Jakoś nowych fal nie widzę na horyzoncie. Krewniaków hmmm uznajmy że nie ujmę w rozrachunków. Jeśli można znaleźć pomoc przeciw Pentexowi to czemu nie? Tym bardziej, że wojna na Ukrainie nie jest tak daleko.

- Czuję tu jakiś mistrzowski plan. Dobrze więc. Ty będziesz szukać wspomnień, a ja poszukam zmiennokształtnołaków. Zobaczymy jak sobie poradzę. Zamawiamy deser? - zmienił temat Zaar.

- Myślałam, że ty jesteś moim deserem. - Żeńka poczuła napływ nadziei. Może uda się znaleźć innych? Może uda się ich przekonać.
- Cóż, z tym deserem to może da się coś zrobić. A co do innych… oni nadal nie specjalnie lubią nasz gatunek. Jakiś czas temu, będzie kilka wieków, nasza rasa stwierdziła, że tylko my możemy godnie reprezentować Gaię. No i ruszyliśmy z naszą wersją holokaustu. No niby było to dawno temu, no ale teraz ty chcesz wystąpić w roli Niemca proponującego sojusz Żydom.

- Oj tam. Niemiec i Żyd obawiają się tego samego,nie? Nie bądź negatywnie nastawiony. Nie lubię gorzkich deserów - Żeńka mrugnęła do Jarka wesoło.
- Gorzkich? - nie zrozumiał Zaar
- Mhm, negatywizm, gorycz. Ty - mój deser. Wolę po prostu jak jesteś słodki.
- No dobrze. Wierzę, że uda ci się przekonać innych. Ale jak poznają naszą alfę, to jego urok może do nich nie trafić - roześmiał się głośno.
- To się idealnie składa, że mamy słodkiego Betę. Widzisz? Wszystkie klocki wpadają we właściwe miejsca. - zawtórowała mu Bondar.
- Jaaj - zawtórował i pomachał entuzjastycznie rękami nad stołem.
- No to mamy ustalone. Oswoimy dinozaurołaka i spalimy Pentex.
- Za to wypijmy! - Żenia wzniosła toast resztką soku. - Hmmm to ile mamy jeszcze czasu? - jedna brew dziewczyny uniosła się sugestywnie.
- Myślę, że jeszcze jakąś godzinę - odpowiedział, po czym odstawił talerz i przetarł usta po wypiciu wina.
- To chodźmy - Żenia wstała wyciągając dłoń do Jarka - później zjesz sobie Marsa.
Galiard przywołał kelnerkę, zapłacił kartą za rachunek, po czym wyszli z restauracji.
- Będę też musiał wypić energetyka, żeby móc całą noc zaglądać pod kamienie.
- Mój rycerz - mruknèła Żenia cmokając Jarkowy policzek i obejmując go w pasie.
- To dokąd teraz? - objął ją i lewą dłonią złapał jej lewą rękę, przyciągając ją do siebie.
- Do sklepu po kakao i do łóżka z Tobą?
Zaar tylko kiwnął głową, a prawą dłonią wybierał aplikację wzywającą taksówkę.
Żenia przymknęła oczy wtulona w Jarka. Chwila spokoju i wytchnienia w zawierusze.
Dziwne, że pomimo wątpliwości w jego postępowanie, w takich chwilach zdawał się jej opoką.
Nie odsunęła się od Zaara nim nie podjechała taksówka.
 
corax jest offline  
Stary 17-05-2018, 13:38   #68
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Po chwili znaleźli się w hotelu. Zaar płacił kartą za taksówkę i za pokój. Być może miał trefne karty na taką okazję? A może jakoś jego duchy zacierały za nim ślady w internecie? Nie unikali też monitoringu. Zaar podał prawdziwe nazwisko. Jedynym środkiem ostrożności było wypisanie kwitów meldunkowych na niego dwa razy. Żenia nie musiała niczego wypisywać. Nie pokazywała też żadnych dokumentów.

Pokój był ciekawym połączeniem. Z jednej strony cena jaką Zaar zapłacił za całą dobę pozwoliłaby wykarmić kogoś przez miesiąc. Z drugiej strony zdawał się być luksusowym motelem, do którego jeździ się w jednym celu.


Sypialnia połączona z łazienką. Prysznic bez żadnej kotary. Tak, żeby ktoś leżący na łóżku mógł obserwować kogoś biorącego prysznic.

Zaar zamknął za nimi drzwi pokoju. Od razu przysunął się do Żenii. Złapał ją z tyłu za ramiona i zaczął delikatnie całować jej szyję.
- Tęskniłem - szepnął będąc tuż przy jej uchu.
- Tak? - nie dał się nie dosłyszeć ciepła w nagle ściszonym głosie brunetki - Bardzo? -Żenia odchyliła nieco głowę w bok by odsłonić szyję na kolejne muśnięcia ust Jarka. Oparła się też wolno plecami o mężczyznę.
- Bardzo - wyszeptał i zaczął całować jej szyję. Co jakiś czas czuła na niej jego zęby. Jakoś nie pamiętała, że obydwoje są wilkołakami. Tymi samymi zębami mógł przecież zabijać. Jego dłonie puściły jej ramiona. Zamiast tego wodziły powoli w stronę piersi i brzucha. Jedna wsunęła się pod koszulkę.
- Muszę jakoś podtrzymywać Twoje zainteresowanie, wiesz? - Żenia przymknęła powieki i poddając się nietypowo zdecydowanym pieszczotom Zaara odwróciła twarz by poszukać jego ust.
Mężczyzna jednym zdecydowanym ruchem podciągnął koszulkę dziewczyny zdejmując ją przez jej głowę. Gdy jej ukryte pod stanikiem piersi przycisnęły się do jego klatki jego dłonie ruszyły do rozpinania jej spodni. Usta zaś całowały ją namiętnie niemal pożerając. Od czasu do czasu wilkołak pomrukiwał.
Dziewczyna sięgnęła do zapięcia bluzy Jarka i szarpiąc się z nim nieco rozpięła ją. Nie przerywając ani na chwilę pocałunków i wbrew logice wtulając się w Zaara ciaśniej zaczęła ściągać z niego ciuch.
Przygryzła lekko dolną wargę Jarka, próbując na nowo uwolnić jego dłoń.
Zaklęła lekko w duchu, gdy straciła przez to nieco bliskości. Mruknęła protestująco.
Delikatnie pchnął ją na łóżko i nie tracąc czasu zdjął z niej spodnie, które odrzucił gdzieś w kąt, po czym sam ułożył się na niej, zatapiając dłoń w jej włosach. Całował ją szybko po szyi, po czym wolno wsysał się w usta.
Dłonie wilkołaczki miały własne plany i pomknęły przez plecy, wzdłuż kręgosłupa Galiarda. Wróciły tą samą drogą w górę tuż po tym jak odnalazły jego ciepłą i gładką skórę. Żenia zaplotła nogę na nodze Zaara. Paznokciami podrażniła skórę tuż nad paskiem spodni by zacisnąć je na pośladkach Bety. Zatracała się w budzonym przez Zaara podnieceniu.
Położył dłoń na jej rozgrzanym podbrzuszu. Przycisnął. Zaczął gładzić przez delikatną bieliznę. Twarz w końcu oderwał od jej ust i zsunął się niżej. Uwalniając jej piersi z więzienia stanika. W szerokimi ustami objął cały jej sutek i zaczął na przemian drażnić językiem i ssać. Co jakiś czas czuła też jak delikatnie wciskał zęby w miękką tkankę jej piersi.
Westchnienie ulgi zmieszanej z rosnącym napięciem wypełniło powietrze.
Żenia wyprężyła się, wyciągając ramiona za głowę. Zacisnęła palce na grubej narzucie.
Poczuła mocniejszy wybuch gorąca pod dłonią Zaara i poruszyła biodrami nakierowując centrum żaru pod jego czuły dotyk. Ugięte w kolanach nogi rozsunęła nieco i wbiła pięty w brzeg materaca. Całą sobą nadstawiała się pod dotyk Zaara.
- Ja też tęskniłam…
- Mhm - mruknął, po czym ugryzł płatek jej ucha. Po chwili usłyszała dźwięk rozpinanego zamka w spodniach. Napierał na nią. Ocierał się swoją męskością ukrytą pod bielizną.
Żenia nie pozostała dłużna. Poruszyła uniesionymi biodrami sugestywnie, leniwie. Otworzyła przymknięte powieki i uśmiechnęła do Jarka czując ciepło na policzkach.
- Dasz mi Cię pokochać? - dobór słów wypadł naturalnie gdy przesuwała czule dłonią po policzku Zaara. Wsunęła palce w jego włosy i uniosła nieco by sięgnąć ustami jego ust.
Pocałował ją mocno. Potem zdecydowanym ruchem zsunął jej majtki. Przez moment bawił się jej nagością. Muskał opuszkami palców. Czuł jak jej ciało porusza się pod jego palcami. Był niczym artysta grający na wspaniałym instrumencie. Gdy w nią wszedł nadal był delikatny. Lecz zdecydowanie bardziej stanowczy. To nie był Labrador jakiego poznała. Ba, nie był nawet tak delikatny jak za pierwszym razem. Czy za którymś z kolei… ale pierwszym który pamiętała. Wciskał się w nią mocno. Z ich ciał znikały resztki ubrań.
Żeńka otuliła Jarka nogami i wbiła palce w plecy wilkołaka. Cieszyła się poczuciem wypełnienia, zespolenia. Lubiła czuć ciężar Zaara na sobie. Czuć jego napinające się mięśnie, wilgotną od wysiłku skórę.
Z ust brunetki wyrwał się pierwszy głośniejszy jęk. Zdusiła go kąsając ramię jednookiego.
- Mocniej… - poprosiła napiętym głosem. - Mocniej.
Jej ugryzienie zdawało się napełnić go jeszcze większym podnieceniem. Jego biodra zaczęły uderzać o nią jeszcze mocniej. Wdzierał się głęboko. Czuła jego rosnące podniecenie z każdą chwilą. Robił to nie tylko mocniej, ale i szybciej.
Dziewczyna wcisnęła zaczerwienioną twarz w zagłębienie szyi Zaara. Każdy ruch wilkołaka witała cichym jękiem. Gorący oddech omiótł skórę kochanka. Brunetka czuła narastające napięcie, pierwszy przedsmak rozkoszy. Wbiła palce głębiej w plecy Jarka rysując głębokie zadrapania paznokciami.
Druga dłoń zacisnęła się kurczowo na pośladku kochanka.
- Ja...rek - stęknęła wraz z kolejnym ruchem. Chciała powiedzieć coś ale kolejna iskra przyjemności przerwała trzeźwość myśli.

Jarek zaś nieprzerwanie pracował. Rytmicznie. Jakby chciał ją przebić na wylot, albo co najmniej przepchać łóżko tymi ruchami. Przez chwilę też zdawać się mogło, że warknął. Żenia mu na to pozwoliła. Pozwoliła mu ujawnić swą zwierzęcą naturę. I tak właśnie było.

Kochali się niczym dwa zwierzęta. Jakby nic dookoła nie miało znaczenia.
Pogoń Pentexu.
Ranny brat Żenii.
Łamanie Litanii.
Nic.
To wszystko przestało istnieć.
Było tylko tu i teraz.
Z powarkującym Zaarem, który pracował w niej z zapałem drwala ścinającego kolejne drzewa.

Jego wysiłek wkrótce przyniósł rezultat. Żenia wykrzyczała go głośno, napiętym, drżącym ciałem przylegając ciasno do Jarka. Pod kurczowo zaciśniętymi powiekami orgazm rozbłyskiwał białym światłem. Wciśnięta głęboko w rozgrzebane łóżko, przygwożdżona ciężarem Zaara, wypełniona przez niego, czuła, że to jest jej miejsce. Że należy właśnie tu i teraz. wciąż przyspieszony Oddech i jej i jego rozsadzał jej uszy. A moze to bylo bicie jej serca?

- Kocham Cię, Jarek - ni to szepnęła ni to wymamrotała w jego pierś.
Jarek sapnął głośniej niż wcześniej. Padł obok niej. Objął ją. Przytulił tak, jakby nigdy więcej nie miał pozwolić jej się oddalić. Zanurzył dłoń w jej włosy. Pocałował jej czoło, bo nie mógł sięgnąć ust.

- Ja Ciebie też Żeniu. Ja Ciebie też.
Leżeli tak wtuleni przez kilka minut, aż wibracja telefonu Galiarda nie przypomniała im, że świat nie zatrzymał się czekając na ich spełnienie. Obydwoje mieli masę rzeczy do załatwienia. Obiad zdawał się w tym najbardziej trywialny.


***



Dalemir przyjechał około 21:00. Najpierw poszedł rozmawiać z Czarnym. Obaj wyglądali na zdenerwowanych i spiętych. Coś się działo, ale nikt nie wiedział co.

W końcu Czarny i Dalemir przyszli do Żenii czekającej razem ze Szramą.
Bez zbędnych powitań Dalemir zapytał:
- To prawda, że droga tam prowadzi przez Bliznę.
Wilczyca skinęła głową.
- Ale są też inne prawda?
Ponownie skinęła potwierdzając.
- Znasz je?
Tym razem pysk przemieścił się z lewej do prawej zaprzeczając.
- Może poszukamy? - tym razem młody szaman zapytał Czarnego.
- Pełnia jest za cztery dni. Nie mamy czasu szukać. Dalemir - zamilkł na moment, a cisza w pomieszczeniu zdawała się niemal namacalna - nie musisz z nami iść, jeżeli się boisz.
Szaman spochmurniał. Przechylił głowę, tak, że coś chrupnęło w jego karku. Czarny rozegrał to po mistrzowsku, bo młodzieniec zapytał tylko:
- To gdzie jest lustro?

***



Blok w którym było przejściowe mieszkanie Zaara zdawał się nie zmieniać od wielu lat. Układ pomieszczeń był identyczny. Nawet kolor farby na korytarzu znalazł odbicie w Umbrze. Zeszli te dziesięć pięter po schodach. Miasto już nie było takie wesołe po tej stronie zasłony. Wszystko aż dobijało szarością. Po okolicy szwędały się pająki wielkości sporych psów. Wkoło były też postaci podobne do tych, jakie wzywał Fedir, jednak zdawały się ich ignorować.

Wszyscy zmienili się w wielkie wilki, gdyż ta forma uchodziłą za najszybszą. Szrama nie znała drogi w odbiciu Poznania. Jednak wszystko wskazywało na to, że z jakiegoś określonego miejsca uda się im trafić do celu.

- Powodzenia! - usłyszała czarna wilczyca w maleńkiej słuchawce wciśniętej w ucho.

Żenia szczeknęła cienko dwa razy.
Nie wiedziała kogo pociesza: Jarka czy siebie.
Była podminowana.
Nie wiedziała czego się dowie.
Ani czy to co się dowie spodoba się jej.
Będzie więcej pytań czy uzyska jakieś odpowiedzi.
I czy te odpowiedzi ją przedefiniują?
Póki co biegła za Czarnym i Szramą obok Dalemira.

Przebiegli sporą część miasta zanim dotarli na dworzec. Żenia czuła, że jest zadymiony i paskudny. Było tu więcej ciemnych sylwetek. Ale za to Szrama zdawała się ożywić. Wąchała uporczywie po ścianach, aż w końcu zaszczekała. Czarny przybrał formę Crinosa i przyjrzał się ścianie. Była iluzją. Ruszył jako pierwszy. Szrama za nim. Dalemir spojrzał na Żenię i również pocwałował znikając za murem z cegieł.
Wadera wahała się. Zakręciła się w kółko. Uniosła łapę jakby chcąc pacnąć powierzchnię muru. Pisnęła odruchowo i oblizała nos. Warknęła w końcu cicho i ze zniecierpliwieniem i zrobiła krok za pozostałą trójką.
W pierwszej chwili zdawało jej się, że się odbiła. Stała na dworcu, tak jak przed chwilą. Był może ciut większy i bardziej zaludniony. Widziała na nim różne istoty. Niektóre przypominały ludzi. Inne cienie. A jeszcze inne nie przypominały kompletnie niczego.

Szrama też była już wielkim szarym Crinosem
- X I I I - podała cztery litery w taki sposób, że Żenia pomyślała, że się jej coś stało. Jednak Czarny szybko przetłumaczył
- Sczynaście - mówił przez zęby. Prawie warcząc.
Po tych słowach ruszył po torach w stronę dalekiego peronu. Reszta wilkołaków nie czekała i puściła się biegiem za alfą.
Nie pozostawało więcej niż tylko zaufać dwójce szefów watah. Dawno nie gnała na ślepo - Bondar złapała się na tej myśli - ledwo dwa dni temu.
Przyspieszyła, wydłużając krok.
Czego będzie chciał Handlarz?
Smok chce caernu, jakie życzenie będzie miał ktoś kto ma pod ręką pamięć innych?
Dotarli na miejsce. Peron XIII. Teraz pozostawało im czekać.

Minął może kwadrans i na tory wjechał najdziwniejszy pociąg jaki mogła sobie wyobrazić młoda wilkołaczka.


Z jednej strony wyglądał na coś super nowoczesnego, z drugiej strony przywodził na myśl maszynerię osiemnastowieczną. Czarny przybrał ludzką postać.
- Dobra, to teraz wmieszamy się między pasażerów.

Wsiedli i kontynuowali podróż w nieznane. Podróż do Blizny.
 
corax jest offline  
Stary 17-05-2018, 13:45   #69
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację



Pociąg jechał jednostajnie. Żenia miała za sobą długi dzień. Choć musiała to przyznać, że w porównaniu z poprzednimi dniami pogoń za kotkiem była prawdziwym relaksem. Wszystko wskazywało na to, że w pociągu do Blizny nie było trzeba mieć biletów. Szrama siedziała wpatrzona w okno. Czarny z Dalemirem rzucali sobie od czasu do czasu spojrzenia. Mieli jakieś sprawy między sobą. Jednak dziewczynę ukołysał do snu jednostajny stukot kół.

Nagle zaczęła kaszleć. Zerwała się rozglądając po pozostałej trójce. Wjechali do miasta, nad którym słońce było niemal całkowicie zasłonięte przez chmury dymu. To właśnie ten dym wgryzał się w płuca. Pociąg zaczynał hamować, a Żenia przez okno mogła oglądać zmęczonych życiem ludzi. Wyglądali jakby coś wyssało z nich jakąkolwiek chęć do życia.

W końcu wysiedli na stacji. Z pociągu poza nimi wypadło sporo innych pasażerów. Tylko nieliczni wiedzieli dokąd należy się udać. Czarny spojrzał na Szramę, a ta rozglądała się zdezorientowana.

Na końcu peronu pojawił się jakiś trzymetrowy gigant i szedł wzdłuż wagonów wyłapując zagubionych podróżnych.

- Nadzorca - powiedział Dalemir.

Czarny zaczął przemieniać się w formę bojową, jednak młodszy szaman położył mu dłoń na ramieniu.

- Nawet jeśli go zabijemy, to przyjdą kolejni, aż w końcu nas tutaj zamkną!

- Szybko! Miedzy wagony. - Żenia pociągnęła Dalemira i Czarnego odwracając się na pięcie. Szukała prześwitu pozwalającego na prześlizgnięcie się całej czwórki.
- Szrama, tędy!

Nie musiała powtarzać. Natychmiast ruszyli za nią. Szrama jedynie chwilę się zawahała, ale nie miała problemu z nadgonieniem. Przeskakiwali między kolejnymi torowiskami. Na całym dworcu zauważyli jeszcze dwóch Nadzorców. Jednak nikt z nich nie dążył do konfrontacji. Po kilkunastu minutach znaleźli się na ulicy.

Świat był jakiś dziwny. Szary. Przygaszony. Nie było wiadomo, czy to dzień, czy też noc. Niebo było zachmurzone, choć był to raczej dym, niż chmury. Kilka chwil pod gołym niebem i wszyscy czuli pył w swoim futrze. Szrama zatrzymała się na moment i zaczęła drapać. Na ulicach były nieliczne duchy. Wyglądały bardziej jak cienie niż jak duchy. Gdzieś Żenii mignął wielki ptak gubiący pióra. W niczym nie przypominał Ognistej Wrony.*

- Ugh - mruknęła Żenia - zapamiętam by nie rezerwować tutaj wakacji. Dokąd teraz?
Dziewczyna odczuwała niejasny niepokój z każdą spędzoną w tym miejscu chwilą. Rozglądała się i co chwilę sprawdzała widok za plecami.

Wydawało się jej, że ktoś ją ich śledzi. Czarna, chuda postać. Rozmywająca się. Podobna do stworzeń jakie miał na swoje usługu jąkający się szaman. Jednak gdy zerknęła tam jeszcze raz i postać zniknęła. Tymczasem Szrama wysunęła się przed resztę. Niczym pies tropiący biegnąc ciasnymi uliczkami. Dwaj szamani ruszyli za nią.

- Ktoś nas śledzi - Żańka mruknęła przez zęby do Czarnego doganiając go. - Czarne widziadło. Jak u spiral.

- Jesteś pewna? - Zapytał Czarny, ale zaraz się otrząsnął. Klepnął szeroką łapą w klatkę Dalemira. Wykonał kilka gestów, po czym coś szepnął do młodego szamana. Po chwili odwrócił się do Żenii.
- Idźcie dalej, my spróbujemy to zdjąć z ogona

- Jak nas znajdziecie? - Żenia kontynuowała marsz za Szramą. - nie wiadomo dokąd idziemy.

- Ma rację - rzucił od niechcenia Dalemir, który przyjął postać Glabro. Czarny warknął.
- To jak inaczej ich zdejmujemy? - Drążył człowiek Harada.
- Ja… sam… idźcie - Czarny odepchnął Dalemira i ruszył w boczną uliczkę.

Żeńka zazgrzytała zębami.
To nie był dobry pomysł.
A teraz było za późno.
- Szrama, szybciej! Nie dajmy im za wiele przewagi.

Ostatni raz spojrzała za Czarnym i przyspieszyła do biegu.

Duchy w bliźnie przyjmowały raczej humanoidalne postaci. Dlatego miasto kojarzyło się z miastami ludzi.


Środek komunikacji jakim były małe kolejki zdawał się nie tylko pomagać w przemieszczaniu. Był też jednym z głównych źródeł dymu. Szrama zatrzymała się nagle i zaczęła poszczekiwać w kierunku wysokiego budynku. Wieża zegarowa przypominała nieco Big Bena, lecz była bardziej mroczna. Poza tym cumowały przy nich sterowce.
- Naprawdę? Do najwyższej wieży w centrum miasta? - powiedział Dalemir.
- Jak nas tu złapią, to zostaniemy niewolnikami. Wiesz o tym? Czy może Czarny nie pochwalił się znajomością terenu?
- Nie pochwalił. Co to za miejsce? - Brunetka miała do wyboru rozmowę z wilkiem lub niechętnym szamanem Harada. - i czemu duch miałby się tu dokować?
Żenia skanowała niespokojnie otoczenie.
- Duchy się tu nie dokują. Duchy są tu sprowadzane na siłę i zmuszane do pracy. Niewolniczej pracy. Lokalne fabryki wyciągają z niewolników gnozę. Później wykorzystują ją do produkowania duchowych baterii i zasilania fetyszów sług Żmija. My też stąd nie wyjdziemy, jeżeli nasza wilczyca się zgubi.

Jakby w odpowiedzi Szrama puściła się biegiem.
W tłumie było więcej dziwnych postaci. Z drugiej strony Córka Ognistej Wrony nie była szamanem od duchów. Może to był tylko zbieg okoliczności? Może odesłała Czarnego zupełnie bezpodstawnie?

Odepchnięte w niepokoju myśli kłębiły się gdzieś z tyłu umysłu dziewczyny.
- Dzięki, że tu jesteś.

Żenia ruszyła za Szramą.

***


Dotarli do szerokiej ulicy. Przy ulicy znajdowała się podstawa wielkiej wieży zegarowej. Przed wejściem po chodnikach przechadzali się uzbrojeni we włócznie strażnicy. Żenia naliczyła dwunastua przy dziesiątym zaczęła wątpić czy to był w ogóle dobry pomysł.

- To wszystko duchy? - mruknęła do szamana. Odruchowo sprawdzała alternatywy i otoczenie dużego budynku.

- Prawdopodobnie. Czasem zdarza się im uczynić niewolników z ludzi czy wilkołaków. Ale raczej nie szkolą ich na żołnierzy. To pewnie Zmory. Złe duchy.

Szybko w oczy Żenii rzuciły się pobliskie niewysokie budynki. Z ich dachów można byłoby się przedostać na czwarte, albo piąte piętro wieży. Stąd nie widziała tam strażników. Budynki były dwa. Po jednym na każdą stronę wieży zegarowej.

Puknęła Dalemira łokciem:

- Może tamtędy? - wskazała na budynki przy wieży - Dacie rady tu we dwójkę się utrzymać? I ochraniać mi zad na wszelki wypadek?

Brunetka nie wyobrażała sobie wspinaczki we trójkę.

- I co niby zrobisz tam sama? - zapytał młody szaman.

Tymczasem Szrama zmieniła się w wielką bojową formę i odciągnęła Żenię w ciemną uliczkę.

Po chwili przyjęła postać Glabro i zaczęła mówić.
- Gdy zegar wybije godzinę musisz dotknąć jego tarczy. To Księżycowy Most. Nim przejdziesz do krainy snów. Nie możesz nawet na chwilę z niego zejść. Choćby nie wiadomo co się działo! Jeżeli zbłądzisz, to przepadniesz. W krainie snów znajdziesz świątynię z białego marmuru. Między strzaskanymi kolumnami świątyni znajdziesz Handlarza Wspomnień. Wrócić możesz pociągiem. Wtedy wyjdziemy stąd razem.

Dalemir machał głową przecząco.
- To pewna śmierć jeśli pójdzie sama!

- Znajdźcie Czarnego. Musicie wrócić i postawić caern. To jest najważniejsze. - Żenia pokiwała głową przyglądając się obojgu - dajcie mi dwie godziny. Potem wychodźcie.

- Sama nie wyjdziesz z Blizny - odpowiedziała Szrama. - Jeżeli nie wrócisz tu, to nie wyjdziesz.

- Może poczekajmy na Czarnego? - zasugerował Dalemir.

- Jak długo? - dziewczynie nie uśmiechała się samotna wyprawa. Zatesknila do Pasikonika. - Moze pojde na zwiad na tyły?

- Ok - skinął głową Dalemir. - Rozdzielmy się i spotkajmy w tamtym zaułku za kwadrans.

Żenia zrobiła sobie spokojny spacer w czasie którego słusznie zauważyła, że tył budynku miał mniejsza obstawę. Ledwie trzech strażników w dziwnych strojach z długimi hełmami i włóczniami. Kolejnych czterech spacerowało w parach wokół budynku. Pojawiali się za lewym rogiem budynku i maszerowali w prawo. Około czterdzieści, może pięćdziesiąt sekund. Po kolejnej minucie pojawiała się kolejna dwójka. Dawało im to w teorii około minuty na zdjęcie trzech strażników, jeśli chcieli wejść niepostrzeżenie. Nadal nie wiedziała co zastanie wewnątrz.

Zastanawiający dla Żenii był ekwipunek strażników. Włócznie. Czy były takie jak noże wilkołaków? Napakowane jak�-ś magią? Duchami?
Jak oni działali? Na baterie? Chichocik przepełnił na chwilę myśli dziewczyny.

Powoli wycofała i wróciła na miejsce spotkania.

Szrama dziwnie wyglądał w formie nagiej kobiety. Chyba chodziło o totalny brak zawstydzenia. Było w niej coś zwierzecego i nie potrzebowała ubrań. A jednak Żenia zauważyła u Dalemira lekkie zniesmaczenie.
- Studzienka kanalizacyjna zdaje się prowadzić pod budynkiem. Moglibyśmy spróbować tamtędy - powiedziała jednooka wilczyca w formie średnio ładnej dziewczyny.
Dalemir pokiwał głową.
- Opcja z dachem i przejściem między budynkami wydaje się być niegłupia. A ty co znalazłaś? - spojrzał pytająco na Żenię, która ostatnia dotarła na miejsce.

- Tyły mają mniejszą obstawę: dwie pary strażników wymieniają się co jakąś minutę. Nie wiem jak funkcjonują bo mają twarze całkowicie zasłonięte bez przerw na oczy. Na węch? Na jakieś dary? Wyposażeni w długie włócznie. Czarny się nie pojawił?

- Dajmy mu jeszcze chwilę. Na moje, to wejście górą wydaje się rozsądne. Wejście tyłem to szybka walka, uruchomienie alarmu, a po wszystkim szalona ucieczka do wieży zegarowej. I tam musimy być o pełnej godzinie, więc łatwo o błąd. A może się okazać, że nie dotrwamy do kolejnej godziny. Kanały zdają się najbezpieczniejszą opcją, ale może się okazać, że będziemy przez kilka godzin przebijać się z kanału do budynku. - Podsumowywał młody szaman.

- One czują. To zestawienie węchu i świadomości. To Zmory. Jesteśmy w ich świecie. Nam brakuje zmysłów. A to, że nie mają otworów na oczy w hełmach ma uśpić naszą czujność. W otwartej walce zabijemy dwóch może trzech każdy. Z zaskoczenia będzie łatwiej. Ale nie ryzykowałabym ran w walce. Później może być trudno. - Szereg mądrych słów wypłynął z ust nagiej kobiety w ciemnym zaułku po drugiej stronie lustra.*

- Myślisz, ze dachy nie mają żadnych zabezpieczeń? Dziwne by było zostawiać tę drogę niezabezpieczoną. - wilkołaczka rozważała na głos.

- Wątpię, żeby była niezabezpieczona. Ale sądzę, że jest ich tam mniej. A jeżeli na wysokości czwartego, czy piątego piętra natkniemy się na kogoś, to i tak będziemy mieć bliżej do tarczy Zegara
- wtrącił Dalemir. Zaś w cieniu zaułka pojawił się ogromny czarny kształt.

- Fałszywy alarm - powiedział Czarny.
- A jak u was? - to pytanie kierował ewidentnie do brunetki.

- Chyba dobrze - Dziewczyna z ulgą przyjęła powrót Alfy - Do wyboru jest wspinaczka dachami, walka na tyłach albo wyprawa kanałami. Dalemir głosuje za wspinaczką. Ja też myślę, ze to dobra opcja. - dodała na wszelki wypadek.

- A kanały? Bo walka nie wchodzi w grę. - Powiedział Alfa.
- Są czyste, ale nie wiemy jak w środku i ile czasu stracimy na przebicie się - powiedziała Szrama.
Czarny pokiwał ze zrozumieniem łbem.

***





Minęły około dwa kwadranse na pokonanie budynku po lewej stronie od wieży zegarowej. Nie chcieli wzbudzać podejrzeń, dlatego też omijali strażników. Jak się okazało przedzierali się przez coś, co przypominało szpital z horroru. W budynku strażnicy w czerwono-srebrnych płaszczach terroryzowali duchy. Te były podłączane do różnego rodzaju aparatury i zdawały się z tego powodu cierpieć.

Dalemir, który był teraz tylną strażą szturchnął Żenię, która na dłużej zatrzymała się obserwując sytuację.
- Wysysają z nich resztę gnozy. Te duchy są już niezdolne do pracy w innych fabrykach. Tutaj kończą niewolnicy. Wykorzystywani aż po grób.

Po chwili znów byli na zewnątrz. W nozdrza wdarł się piekąco-dławiący zapach dymu. Przed nimi znajdował się maszt, na którym na czerwonym tle powiewał srebrny symbol czegoś przypominającego ośmiornicę. Mogli spróbować skoku z dachu na niższy poziom sąsiedniego budynku, albo po maszcie odbić się na poziom równoległy.

Brunetka z każdym etapem traciłam przekonanie czy ta wyprawa to dobry pomysł. Widoki, niewolnictwo, tortury nawet po tej stronie i na tym etapie nieistnienia odbierały resztki pokładów nadziei. Westchnęła z wahaniem.
Oceniała odległości.
- Może ten maszt? - mruknęła bez przekonania.

Czarny kiwnął głową z aprobatą.
- Będziemy piętro wyżej. A to dla nas lepiej. Oszczędzimy czas. Żenia, skacz pierwsza.

- Ok. - dziewczyna ruszyła podejrzanie pewnym krokiem. Dla pewności rozłożyła nieco ręce by utrzymać równowagę. Niedawne doświadczenie z kotkiem i gałęzią było automatycznym skojarzeniem. Znaleźć najlepszy fragment masztu i skoczyć. Betka i bułka z masłem…
Żeńka spięła się do skoku i odbiła się.

Poszło jej z równą łatwością. Wylądowała na krawędzi budynku praktycznie na stopach bez większego wysiłku. Przez moment tylko balansowała, żeby utrzymać równowagę, po czym pochwyciła otwarte okno. Wewnątrz był pusty korytarz.

Następna do skoku szykowała się Szrama. Szara wilczyca z zaskakującą gracją przebiegła po wiszącym lekko ze skosa maszcie. Skoczyła jeszcze dalej niż Żenia uderzając rozpędzonym ciałem o murek pod parapetem.

Czarny nie miał tyle umiejętności. Doskoczył, ale ledwie co. Gzyms, na którym dziewczyny lądowały nogami Czarnemu trafił w klatkę piersiową. Jednak wyszkolenie wojskowe wyrobiło w nim pewne odruchy i zanim spadł kilka pięter w dół, to zacisnął mocno palce na elewacji budynku.*

Żenia pochyliła się nad krawędzią i złapała Szaman od Duchów za jedną ręką, kiwając na Szramę by uczyniła to samo z drugiej strony.
- No chodź, staruszku. - wyszczerzyła się szeroko - Uratujemy Cię z opresji.

Nieważne, że większość ratowania przypadła silniejszej od niej Szramie. Żeńka otrzepała i oglądnęła Czarnego w podobny sposób jak on ją po upadku z gałęzi. Nie mogła pozwolić by czarny płaszcz był zakurzony… to by uwłaczało godności Alfy Poznania. Otrzepywała i otrzepywała dusząc przyjacielski chichocik.

Czarny szepnął burknął pod nosem coś co brzmiało jak “Ragabash”. Miało to uzasadnić wszystko co miało miejsce przed chwilą.

Ostatni skakał Dalemir. Nic nie wskazywało na to, żeby poszło mu lepiej niż poznańskiemu szamanowi, ale tym razem byli na to gotowi. Czarny wciągnął młodego Słowaka na gzyms. Po chwili przez uchylone okno dostali się do wnętrza budynku.

Wnętrze było dziwnie sterylne. Szare matowe ściany i czerwony dywan. Sporo okien, ale wewnątrz bardzo mało drzwi. W korytarzu też było coś co nasuwało skojarzenia z windą. Czarny stwierdził, że muszą szukać dalej, bo ruch windy między piętrami kogoś zaalarmuje.

Nikt nie był pewny, czy w tym świecie będą schody. W końcu chyba nie obowiązywały tu normy budowlane…

Wtedy zobaczyli ich. Strażnicy. Kule w kolorze srebrnym, wielkości piłki do koszykówki. Po bokach miały coś co przypominało skrzydła, jednak szybkość pracy sugerowała, że są wyposażone w jakiś silnik. Były dwa. Chyba wszystkim skojarzyły się z dronami.

Z pewnością były szybkie, ale raczej nie nastawione na walkę. Czarny szepnął do Żenii i Szramy.
- Zdążycie je zneutralizować zanim kogoś zaalarmują? Obok nich są drzwi. Coś mi mówi, że tam są schody. Ewentualnie możemy się przekraść.

- Mogę spróbować sprowadzić ciemność i wyjdziemy pod jej osłoną. Brak tych kulek też powinien kogoś zaalarmować. - zaszeptała dziewczyna.

- Możemy spróbować - szepnął Dalemir.

- Trzymajcie się blisko - mruknęła Ragabash i skoncentrowała się. Na coś Pasikonik moze się przyda?

Efekt zaskoczył wszystkich. Korytarz zalała kompletna ciemność. Nie tylko ich. Nie tylko strażników. Ciemność zalała wszystko. Zdawała się niczym gęsty dym zasłonić okna. Wszystkie źródła światła zniknęły.
- Cholera, nie widzę własnego nosa - powiedział Czarny.
- ups - wyrwało się sprawczyni pomroczności jasnej. - Czarny chwyć Dalemira i mnie za ręce - mruknęła łapiąc za dłoń Szramy -Idziemy zanim coś się tu wymodzi.
W myślach posłała podziękowania do swojego łuskowatego i wrednego opiekuna. Pociągnęła gromadkę w kierunku drzwi.

Drony wydawały się skołowane. Kilkukrotnie odwróciły się wokół własnej osi, po czym ruszyły gwałtownie. Można było odnieść wrażenie, że w kompletnie losowych kierunkach. Pierwszy odbił się od ściany, następnie od sufitu. Po chwili zaczął kręcić się wokół własnej osi. Drugiemu zdawać się mogło poszło lepiej. Rozpędził się i wystrzelił w ich kierunku. Choć ewidentnie ich nie widział. Korytarz na szczęście był szeroki. Żenia widziała wyraźnie przeciwnika, więc przyciągnęła swoich ludzi do ściany. Dron z zawrotną prędkością minął ich i leciał dalej do końca korytarza. Po chwili ciszę przerwał dźwięk, który kojarzył się z uderzeniem wielkiego zegara z kukułką o ścianę. Pisk, zgrzyt, jakieś rozlatujące się sprężyny.
- Czyżbyś właśnie załatwiła jednego z nich? - zapytał Dalemir.
- Sam się załatwił - Zenia była nieco skruszona i skonfudowana. Miało być przecież po cichu. A ten hałas zaalarmuje połowę dzielni. Westchnęła. - Idziemy dalej…
Szybko dotarli do drzwi na klatkę schodową. Tu też rozlewała się ciemność. Schodziła na półpiętro. W górę zaś próbowała się wydrzeć wyżej. Dobre półtorej piętra.
- Hm. No tego tak nie planowałam - gdyby ktoś mógł zobaczyć teraz Bondar z pewnością w pierwszej chwili pomyliłby ją ze zdziwionym szczeniakiem, który bardzo próbuje udawać, ze nic nie przeskrobał. Odchrząknęła i pociągnęła gromadkę za sobą w górę.


Szybko wynurzyli się z ciemności.
- Dobra, biegniemy do końca - powiedziała Szrama, która od jakiegoś czasu podróżowała w formie Glabro, choć ewidentnie nie było jej z tym dobrze.
- Pozwól, że zapytam, jak przeszłaś tę drogę sama? - z niezwykłą ciekawością Dalemir zapytał wilczycę.
- Po cichu - ucięła gdy dotarli do drzwi na końcu schodów.
Czarny pociągnął klamkę. Nic się nie stało.
- No dobra, kto zajmie się wytrychami? - patrzył wymownie na Żenię przy tym jakże retorycznym pytaniu.
- Wszystko mam sama robić? - fochnęła się na to brunetka. Tak szczerze przed samą sobą przyznała, że nie ma pojęcia CO robić. Zrewidowała zawartość plecaka. Mogłaby ten zamek przestrzelić. Byłoby najłatwiej.
- W zasadzie, to dobrze ci idzie. My postaramy się nie przeszkadzać - spróbował podłapać dowcip Dalemir.
Żenia wywaliła język w odpowiedzi. Nagle mu się aktywował dowcip. Pffff…

Zaczęła dłubać kościanym nożem przy zamku czując się jak Alicja w Krainie Czarów. Bo laska tak właśnie musiała się czuć po pożarciu tych wszystkich grzybków halunów.
Z rękojeści wysunęło się czarnozielone ciało węża. Dziwnie mocno kojarzące się z Pasikonikiem. Połyskiwało w nikłym świetle. Łeb węża zdawał się zmniejszyć do wielkości paznokcia, gdy po ostrzu wsunął się do dziurki od klucza. Po chwili jego ciało przekręciło się, ocierając o dłoń Zenii. Był zimny i śliski. A jaki był Smok? Gdy ta myśl nawiedizła jej głowę coś w zamku zaklekotało, a drzwi się uchyliły.
- A ty jak przeszłaś? - dalemir spojrzał z uniesioną brwią na Szramę.
Kobieta o wyglądzie nagiej zapaśniczki wzruszyła potężnymi ramionami.
- Było otwarte.
- Czyli ktoś poznał drogę? Czy może nie powinno mnie tu być? - zażartowała Żenia.

“Jak cie nie wpuszcza głównym wejściem to wróć przez okno” myśl pojawiła się i zgasła, gdy Zenia z wolna zarzucała żurawia przez uchylone drzwi.
Pomieszczenie za nimi można było z grubsza określić “pomieszczeniem technicznym”. Nie było ścian jako takich, tylko rusztowania pokryte jakimiś płytami.

- Eternit. Cholera, mają dach pokryty azbestem - natychmiast rozpoznał Czarny.
- Azbestem - zapytała Szrama nie rozumiejąc.
- Wspaniała technologia sprzed lat, która wykorzystywała niebezpieczne materiały. Gdy te płyty się krusza to kurz z nich pełen jest maleńkich igiełek. Tak maleńkich, że wdychasz je z powietrzem, a one później wbijają się w płuca - czuł potrzebę wyjaśnienia szaman.
- Polacy są wysokiej klasy specjalistami w zakresie usuwania azbestu - zażartował Dalemir. Z każdą chwilą wydawał się coraz bardziej rozluźniony.
Powoli weszli do pomieszczenia. Byli sami. Tarcza zegara, a w zasadzie szereg mechanizmów pracujący za tarczą stał przed nimi. Miał jakieś pięć czy sześć metrów wysokości. Tak wysoko nad nimi znajdował się szczyt budynku i drewniane belki stropowe.

- Dziewięć minut. - Żenia dla odmiany stała się niespokojna. - lepiej się ukryjmy. - wskazała na sklepienie dachu. - Podejrzanie łatwo poszło. Nic nie czujecie? - spytała szamanów.

- To dopiero połowa drogi - wtrąciła się niepytana Szrama.
- Może po prostu dobrze to rozegraliśmy? Pewnie głównym wejściem wywołalibyśmy krwawą jatkę? - podsumował Czarny.
Dalemir patrzył na sklepienie.
- Eee, ja tam nie wejdę - powiedział, po czym zamknął drzwi otwarte przez węża.
Żenia z ciekawości spróbowała je na nowo otworzyć. Niecierpliwiła się powolnym upływem czasu.
Drzwi pozbawione klucza otwierały się i zamykały bez problemu.
Żenia doszła do wniosku, przeświadczenia, całkowitej pewności, że nie lubi zamkniętych pomieszczeń. I czekania. A tych dwóch rzeczy połączonych w jedno wprost nie trawi. Kręciła się niespokojnie, gdy dostrzegła drugie drzwi. Ukryte niemal tuż obok tarczy zegara. Najwyraźniej były tam po to by umożliwić prace konserwacyjne a Zenii widok na zewnątrz. Z niepokojem wyjrzała w dół spodziewając się dostrzec zastępy zmor czy coś równie uroczego. Ale mimo, że ulica była dość … żywa… nie widać było nadciągającego zagrożenia. Żenia sapnęła.

***


Pierwsze wybicie godziny niemal rozerwało jej głowę. Echo odbijało się w czaszce. Byli zdecydowanie zbyt blisko źródła dźwięku. Wewnątrz Szrama szła pewnym krokiem (bo w formie wilka była dużo pewniejsza) szła wprost na tarczę. I w nią wsiąknęła. Jakby tarcza była jakimś hologramem czy czymś. Zaraz za nią ruszył dalemir w formie Glabro. Czarny w swoim płaszczu machał nagląco ręką w stronę czarnej wilczycy..
Żenia miała dość huku. Skoczyła by złapać dłoń Szamana od Duchów i ruszyć śladem pozostałej dwójki. Niech ktoś wyłączy ten dźwięk!
Ciemność.
Szarpnięcie w bok.
Jak przy przejściu przez lustro.
Potem upadek. W jakiś grysik? Kawałki metalu? Drobnica? Przy upadku obtarła ramię. Podniosła się szybko. Czarny podniósł się obok. Byli na ścieżce usypanej z tych drobnych metalicznych kamyczków.
- Księżycowy Most - powiedział Dalemir i pierwszy raz od początku wieczoru sięgnął po przytroczony do pasa nóż.
Czarny uklęknął i zamknął oczy. Dłonie położył na kolanach. Żenia cieszyła się ciszą, która ich otaczała, ale nie spodziewała się, żeby był to dobry czas na medytację. Szrama kręciła się w miejscu.
- Hmmmm…. nie powinniśmy się stąd zabierać? - szeptem dopytywała młodszego z szamanów.
- Tak - odpowiedział bez wahania, - tyle, że to nie jest Księżycowy Most otwarty przez nas. Nie wiemy skąd dokąd prowadzi. Teoretycznie mamy pięćdziesiąt procent szans. Czarny próbuje wyczuć airty.
Szaman zmierzył wzrokiem Żenię i jakby wyjaśniając dodał: - znaczy kierunki.
Czarny wstał i wskazał ręką stronę przeciwną do tej po której kręciła się Szrama.

Najmłodsza z obecnych skinęła grzecznie głową. Ruszyła obok Alfy Poznania.

***


Czas w wieży przebiegł bardzo szybko. Marsz Księżycowym mostem zdawał się ciągnąć w nieskończoność. W końcu coś się pojawiło kilka metrów od połyskującej usypanej ścieżki. Gdy się zbliżyli Żenia zobaczyła swojego brata z wielkim mieczem.

- Witaj, Żabo.
- Nope - mruknęła Żenia tonem i gestem odganiając brata jak roznosiciela reklam. - W życiu. - dziewczyna zdecydowana była iść dalej. Jej brat nie był typem wojującym mieczem.

Szli dalej nie zwalniajac. SZrama zaczęła na coś warczeć, ale dalemir ją uspokoił. Później pojawiały się kolejne sylwetki. Ludzi. Zwierząt. Zdarzeń. Jakiś pożar. Wypadek samochodowy. Gruzowisko osiedla Czarnego, na którym Żenia rozkopywała ruiny. Tak, Żenia widziała samą siebie… Gdy tylko mijali obrazy, te rozwiewały się i zmieniały w srebrny pył.

W końcu most zaczął się przechylać. Kończył się zejściem. Zejściem we mgłę.
- Jesteśmy na miejscu - powiedział Czarny.
- Jeszcze tylko świątynia - powiedział dalemir chowając broń.
- No tak. Trzeba znaleźć handlarza między kolumnami. Tam na dole, we mgle już nic nie bèdzie? Ostatnia pułapka czy coś?
- Strażnicy - powiedziała Szrama.
- Ale oni nic nam nie zrobią, jeżeli nie będziemy rozrabiać.
Obydwaj szamani pokiwali głowami.

Po chwili wędrowali we mgle. Żenii przypominało to pierwsze spotkanie z przodkiem. Mgła zakrywała kolana i utrzymywała się przy gruncie. Pod stopami czuła idealnie równą powierzchnię. Jakby szła po wyszlifowanym metalu, albo tafli szkła.

Zmęczenie zaczęło dawać się im we znaki. Minęło kilka godzin, a przecież eskapadę zaczynali o dwudziestej pierwszej.

- A po co byłaś u Handlarza, Szrama? Jaki on jest? - Żenia pytała żeby odgonić zmęczenie - Dalemir masz jakieś wspomnienia, które byś przehandlował?

Szrama zdawała się speszyć. Szaman Harada przyszedł jej z pomocą.
- Chętnie zapomniałbym o pierwszej dziewczynie. Strasznie wredna była.

Wilczyca pokręciła głową.
- Nikt dla takiej błahostki tu nie przyszedł.

Brunetka poklepała młodszego z szamanów pocieszająco. Rzuciła tonem wiekowej staruszki:
- nie martw się, normalnie ciągnie swój do swego ale na pewno znajdziesz jakąś nową dziewczynę. Musisz być tylko cierpliwy.

- No domyślam się. - dziewczyna jednak nie cisnęła wilczycy.

W końcu ukazała im się świątynia. Przypominała jakąś grecką budowlę. Proste kolumny, trójkątna płaskorzeźba. Schody przed wejściem. Jednak nie tam wchodzili. Obok schodów znajdowała się alejka złożona z popękanych i połamanych kolumn. Alejka prowadząca… do nikąd?

- Nikogo tu nie ma…- Córka Ognistej Wrony rozglądala się niepewnie - Jakoś trzeba go przywoływać? - dopytała szeptem Czarnego.

Z jednej z kolumn wyłonił się mężczyzna w czarnym stroju, kojarzący się dziewczynie z rycerzem Jedi. Jego oczy wyglądały jakby były dwoma oszlifowanymi obsydianami. Dziewczynę przeszył dreszcz. Coś… jakieś wspomnienie chciało przyjść, ale nie mogło. Nie przedarło się w tym świecie.

- Wy do Handlarza? Wchodzicie pojedynczo - rzekł strażnik.

- Tylko ona. My jesteśmy tylko pomocą - odpowiedział Czarny.

Strażnik wskazał za sobą dalszą drogę we mgłę. Kolumny nie były popękane coraz niżej. To teren zdawał się opadać i zanurzać w gęstym oparze.

Dziewczyna spojrzała na Czarnego. Wciąż pomimo przebycia całej tej drogi nie była przekonana.

Puknęła słuchawkę w uchu dwa razy.

- No… to idę. - jakoś nogi nie chciały jej słuchać.
- Jesteś jedną z nas. Tego już nie zmienią stare wspomnienia - szepnął Czarny, po czym objął ją lekko. Choć w zasadzie delikatnie pchnął na drogę przeznaczenia. Żeńka niemal się potknęła na drewnianych nogach.
 
corax jest offline  
Stary 17-05-2018, 13:53   #70
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Żenia idąc między kolumnami zanurzyła się we mgle. Znalazła się jakby pod nią. Teraz miała mgłę przy kostkach i mgłę nad głową. A pomiędzy jedną a drugą płaszczyzną rozciągały się kilkumetrowe kolumny, których nie mogłaby objąć gdyby stanęła przy nich. Ciągnęły się daleko przed nią.

- Rany, dawno się nie odzywałaś. Zacząłem się martwić - powiedział Zaar w słuchawce.
- Cokolwiek by się działo, to pamiętaj, że cię kocham.

- Postaram się nie zapomnieć znowu - Żenia zażartowała sztywno - Wszystko ok. Chyba. Ja Ciebie też - mruczała coraz ciszej jakby nie chcąc mówić za głośno. Nie wiedziała kto słucha.

- Cóż cię do mnie sprowadza? - odezwał się damski głos. Coś mówiło dziewczynie, że go zna.

Po chwili zza kolumny wyłoniła się starsza kobieta w żakiecie. Wzrok Żenii odruchowo powędrował do jej stóp. Ale mgła je zasłaniała. Nie widziała czy w tej rzeczywistości kobieta ma na sobie lakierki jakie zabrała jej wilkołaczka terroryzując pistoletem.
- ponownie… sprowadza ponownie - Żeńka niemal dławiła się ze śmiechu z ironii sytuacji. Nie była pewna czy Handlarz przybrał formę wspomnienia czy babcia z zaułka manifestowała się pierwszego dnia.

- Wy, śmiertelni, macie tendencję do dziwnego reagowania na mój widok. Gdy kilku zmarło w mej domenie postanowiłem przybierać formę kogoś z waszych dawnych wspomnień. To miało ułatwić. Ale jak widzę po reakcji kolejnych przybyszy jedynie nie zabija.

Rozwiał wątpliwości dziewczyny… wątpliwości niewypowiedziane.

- Tak, znam twoje myśli. Gdy tylko stają się wspomnieniem. Pamiętasz w końcu co myślałaś sekundę temu, prawda? - Staruszka zdawała się droczyć.
- czy to znaczy ze dawałeś mi już wykład o tym, że czas to pètla i to co myślę teraz już było? - Żenia nadal starała się nie szczerzyć w śmiechu.
- Jesteś tu pierwszy raz. Dziwne zważywszy na to w jakim towarzystwie się obracasz. Niestety nie mam dobrych wieści.
Staruszka odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie między kolumnami.

- Masz na myśli wilkołaki? - Żenia ruszyła za starowinką - Czyli nie przehandlowałam wspomnień. Wiesz jak je straciłam? - Dziewczyna próbowała dojrzeć stopy kobiecinki.

Stopy pozostawały ukryte. Tymczasem kobieta się oddalała.
- Nie. Nie wilkołaki. Resztę. Choć twój brat jest wilkołakiem. Prawda. W takim razie “nie tylko wilkołaki”. Wspomnienia zabrał ci ten, który do niedawna był jedynym którego kochałaś. Nie należą już do ciebie, tylko do niego. Więc jak rozumiesz, ja nie mogę przehandlować JEGO wspomnień.

- Hm. - dziewczyna zamyśliła się nieco.
- A mozesz przehandlować kontakt z nim?
- Nie ma go tu. Moja władza nie wykracza poza tę domenę i wasze wspomnienia - staruszka była już ledwie widoczna we mgle.*

- A wiesz gdzie był ostatnio? - dziewczyna rzuciła w jej ślad - I czemu zabrał mi wspomnienia? I czy miał coś wspólnego z moim wilkołactwem?

- Tam gdzie utraciłaś wspomnienia. Zrobił to dla ciebie. Tak - głos rozległ się gdzieś z mgły na suficie.

- Jest Spiralą? - Żeńka westchnęła czując, że wyprawa na Pentex będzie większym wyzwaniem.
- Nie. - odpowiedział głos.
- A czym? - Handlarz był lakoniczny.
- Prawda zależy od perspektywy. Dla ciebie był oparciem. Kochankiem. Nadzieją.
- Nadzieją na co?
- Przykro mi, że utraciłaś pamięć - rozbrzmiało. - To nie tak miało być. On tego nie przewidział. Rytuału uciszenia wyroczni nikt nie odprawiał od wieków. A on nie miał nauczyciela. Nie każdy ma w tyle szczęścia po swojej stronie co ty - głos nie niósł żadnych emocji.
- Uciszenie wyroczni? Co to za rytuał?
- Gdy czegoś chcesz, coś musisz oddać. Z czym przychodzisz? - kolumny zdawały się wibrować gdy głos przemawiał.
- Moich wspomnień nie mam, ale mogę zaoferować wspomnienia brata. Ich brak mógłby mu pomóc.
- Jak chcesz mi przynieść wspomnienia swojego brata?
- Na pewno znajdzie się tu jakiś przedmiot, w którym można je zamknąć. Fetysz?
- Nie dla ciebie - kolumny zawibrowały mocniej.
- Nie, nie dla mnie. Wspomnienia dla Ciebie. Jeśli nie ma tu fiolki do przechowywania wspomnień jak zwykle je otrzymujesz? Nie każdy może dopchać się tu przez Bliznę, prawda?
- Są inne drogi. Ta przez Bliznę jest dość niedogodna. Mogliście wejść do krainy snów inną drogą. Jeżeli twój brat CHCE oddać swoje wspomnienia, to musi tu przyjść. Nie pomogę ci w kradzieży jego wspomnień.

- Poproszę go. Na pewno się zgodzi mi pomóc - zażartowała Żenia. Westchnęła. - tylko jedno. Nikolai. Czy wiesz czy jest cały i zdrowy i po naszej stronie?

- Nie ma “naszej strony” A Nikolai jest przy tobie cały czas.
- Yyyyyyh - Żeńka stęknęła podłamana. Zrobiło jej się sucho w ustach. - Przy mnie. Cały czas
Tancerze Skór wypaliło się jej po wewnętrznej stronie czaszki - Ok…
- Ciekawy sposób myślenia. Chcesz brata pozbawić wspomnień, żeby stał się twym sojusznikiem. Nie dając mu wyboru. A wzdrygasz się na myśl, że ktoś może zostać wilkołakiem jako owocem rytuału? - kolumny wibrowały w rytm głosu.
- W pierwszym wypadku mówimy o kimś kto chce mnie zabić. W drugim o kilku osobach, które … - Żenia nie była pewna co niby chciała osiągnąć odprawiając ten rytuał. Zmarszczyła brwi. *
- Rytuał poszedł źle. Kochanek zabrał zbyt wiele wspomnień. Nie miał pojęcia jak przepełnionym naczyniem byłaś. Sam ledwie sobie z tym poradził. Część wspomnień zabrał bezprawnie. I te wspomnienia ci oddam. Ale nie za darmo. - głos zawahał się na długo - Zaproponujesz coś, czy to ja mam ustalić cenę?
Żenia słuchała Handlarza po łebkach.
- Co byś chciał? - mruknęła wciąż nieco oszołomiona faktem, że była wynikiem rytuału.
- Chciałbym, żeby ktoś o tobie zapomniał. Doprowadź do tego. Jeżeli ktoś w ciągu najbliższej doby w twoim świecie pomyśli, że żałuje, spotkania z tobą kiedykolwiek to ja te wspomnienia odbiorę. A podeślę to co zabrano bezprawnie.
Żenia skinęła głową:
- Brat może być? - uśmiechnęła się kpiąco - Ten kochanek miał jakieś imię? - kto pyta nie bładzi. Nie szkodziło spróbować.
- Może być ktokolwiek. Brat też. A kochanek nadal ma imię. Choć woli to jak go nazywałaś. - kolumny znów wibrowały pod ciężarem głosu zza oparów.
- ten staruszek z teczki jest ważny do tego rytuału? - Żenia miała dość gadek o jakimś kochanku, którego nie pamiętała.
- Nie pamiętasz? - Drwił duch - Dlaczego twój przodek tak bardzo cię szanuje? Jak myślisz?
- Bo mu załatwiłam czerwone buty Tuhajbeja? - odcięła się dziewczyna. - A może boi się smoka?
- A może myśli, że twoja krew jest szlachetniejsza niż jest? Może starannie dobierałaś sobie “geny” - to słowo zaakcentował w sposób szczególny - swoich przodków? To wspomnienie zabrał, choć nie miał do niego prawa.

Żenię uderzyło wspomnienie. Siedziała w mieszkaniu. Nie, w domu. Siedziała w domu w Kamionkach. W pokoju w którym zabiła mężczyznę ze strzelbą. Siedziała przy biurku i segregowała zdjęcia. Notowała. Tworzyła drzewo genealogiczne. U jego dołu znajdował się jakiś szlachcic. Daty wskazywały na przełom XIX i XX wieku.

Wspomnienie rozwiało się. Znów otaczały ją kolumny i mgła.

Zamrugała gwałtownie próbując się opanować.
- Jednego nie rozumiem. Po co to wszystko? Koszmarnie dużo zachodu, żeby móc hasać z nożem za paskiem i pogadać z duchem przodka…

- Cóż, decyzje jakie podjęłaś otworzyły ci pewne drogi. Może nie chciałaś być klaczą rozpłodową wilkołaków? Może wolałabyś sama zdecydować o swoim losie.

- Mhm może - jakoś gdybanie Handlarza nie przekonywało brunetki - Jak nie przez Bliznę to jak można stąd wyjść?

- Mogę odesłać cię dokąd chcesz.

Kolumna pękła w pół. Jej górna część rozpadła się w pył. Na powstałym postumencie leżał mały przedmiot. Łańcuszek z czarnym kamieniem. Prawdopodobnie opalem.

- Gdy już wypełnisz moją prośbę, to ściśnij mocno ten kamień i zamknij oczy. Pojawisz się tutaj.

- Moich towarzyszy też odeślesz ze mną w to samo miejsce?
- Blisko. Dość blisko, żeby to było bezpieczne.
- Co to znaczy bezpieczne? - Żenia dreptała w kierunku kolumny - Co jest w Toruniu?
- Pomnik Kopernika? Nic co pamiętasz. Bezpieczne, to takie, gdzie ludzie nie zobaczą jak się materializuje czwórka wilkołaków. - kolumny drżały mniej. Duch się uspokajał? Żenia nie potrafiła odnieść się do jego emocji.

- Ok. Dziękuję - Żenia rozkmniniała dostępne opcje - Możesz odesłać resztę do Poznania tam gdzie ukrył nas Zaar? A mnie odesłać do brata? Nie do Mazuta. Tego drugiego.

Na moment przed dziewczyną znów ukazała się starsza kobieta. Przymknęła oczy i skłoniła głową.

***


Żenia poczuła jak jej żołądek wywraca się do góry nogami. Jakaś potężna siła poderwała ją z ziemi, przebiła mglisty sufit i wydarła dalej. Wilkołaczka leciała ku niebu niesiona siłą wiatru. Wyżej i wyżej. Prędkość była na tyle duża, że musiała się skulić, bo czuła ból w kończynach. Po chwili ujrzała horyzont. Najpierw lekko zaokrąglony, a później coraz bardziej kolisty. Widziała planetę, kontynenty, oceany… czy powinna móc oddychać? Zatrzymała się. Przez chwilę miała głupią myśl, że jej drugi brat był astronautą. Wtedy zaczęła opadać. Najpierw powoli. Potem coraz szybciej. Ziemia zbliżała się przerażająco szybko. Ale nie poczuła uderzenia. Stała na miękkiej ziemi pod szerokim dębem.

Był środek lata.

Żenię uderzyła fala wspomnień. Tamten dzień. Jesienią. Padało. Pogoda pasowała do nastroju tak bardzo. Marek stał ze smutną miną. Był młodszy… ile? Żenia stała pod dębem. Jej ubranie było przemoczone. Ich ojciec klęczał przed dębem. Ręce wbijał w błoto. Jego gęste ciemne włosy odklejały ciało. Oddychał ciężko.

Nikt z nich nic nie mówił. Żenia ściskała misia. Ile miała lat? Jak dawno to było?
W końcu ojciec wstał i odwrócił się. Kruczoczarną brodę przeplatały pasma siwizny. Był podobny do Marka. Żenia odwróciła twarz ze strachem. Spodziewała się ciosu. Dlaczego?

Tamtego dnia go pochowali. Pod dębem. Na ich podwórku. Jak psa…
Pamiętała, że pytała o to Marka. Brat odpowiadał jej ze ściśniętym gardłem. „Bo go szukają. Bo Pentex prowadziłby na nim badania.”

Ich brat stał się kolejną ofiarą wojny. Niepotrzebną. Płakała, a deszcz zmywa jej łzy.

Marek podszedł i objął dziewczynę. Przycisnęła się do niego. Na niego zawsze mogła liczyć. Teraz został jej tylko on.

Było jej zimno. Choć wokoło był środek lata. Już wiedziała gdzie jest. W domu. Setki, jeśli nie tysiące kilometrów od Czarnego i jego Caernu. W miejscu w którym mogła odzyskać więcej wspomnień, niż dał jej handlarz.

Wspomnienie wstrząsnęło dziewczyną. Sama nie wiedziała czego się spodziewała. Teraz już wiedziała, że przeszłość wysłana jest śmiercią.

Różnica w układach z Markiem była kolejnym ciosem.
Sama nie wiedziała czy ma jeszcze w sobie łzy, czy może mała dziewczynka z misiem wypłakała je już za nią wszystkie.

Oderwanie wzroku od drzewa, od miejsca pochówku jej brata, którego imienia nie pamiętała zdawało się niemal niemożliwe.
A jednak.
Coś zwróciło uwagę brunetki.

Coś tak niepasującego do wspomnień, że Żenia wciągnęła raptownie powietrze.

Biały domek zdawał się zgrzytem rzeczywistości. Zaburzeniem mrocznych i smutnych wspomnień.

Zdziwienie sprawiło, że Żenia niemal postąpiła krok.

Wstrzymała się w ostatniej chwili.

Puknęła dwa razy w słuchawkę.

- Zaar? - szepnęła - Jesteś tam? Zaar?

Kręciła się powoli wokół własnej osi obserwując okolicę

Poza domem za jej plecami była otwarta przestrzeń. Kilkadziesiąt metrów. A za nią las.

- Jezu, Żenia… gdzie ty jesteś? Czarny z resztą wrócili godzinę temu. Zniknęliście na cztery dni. Jutro w nocy budujemy Caern. Nic ci nie jest? - W tych ostatnich czterech słowach był potężny ładunek emocjonalny.

- Nic mi. Jestem w domu. Na Ukrainie. - głos dziewczyny był napięty - Ale gdzie dokładnie, nie wiem. Mój brat...drugi… tu leży. Nie zdążę wrócić. Jest tam Czarny?

- Jak… co? Ale, że jak? Jesteś pewna, że na Ukrainie? Musisz tu być, przecież bez ciebie ten rytuał… - Zaar był ewidentnie skołowany - Czarny w życiu nie wpadłby na to, żeby ten rytuał przeprowadzić, gdyby nie ty.

- Jarek… daj mi pogadać z Ogórkiem. Proszę. Spróbuj mnie namierzyć w między czasie.
- Dobrze, już go daje - powiedział. W słuchawce coś zatrzeszczało. Żenia usłyszała jakieś głosy. Ktoś rozmawiał. Nagle dość wyraźnie usłyszała głos Czarnego.
“Jakiej kurwa Ukrainie? Daj mi tę słuchawkę!”
- Żenia? Jesteś tam? - zabrzmiał już ciszej, ale wyraźniej głos w słuchawce.

- Czarny słuchaj i nic nie mów jeśli tam jest młody góral. - Żenia zatrzymała ruch obrotowy i zapatrzyła się w pieprzony, biały domek. Brakowało dwójki bliźniąt, psa, kota i cycatej blondyny do pełni sielskiego obrazka - Nie udało się odzyskać wspomnień. Bo Handlarz ich nie ma. Ma je ktoś inny. Mówi Ci coś rytuał wyciszenia wyroczni?

Dziewczyna przełknęła raptownie, zaciskając pięść.

- Mhm - usłyszała mruknięcie i jakiś hałas. - Ale ogólnie nic ci nie jest, tak? - Czarny się poruszał. Słyszała jego dyszenie, zamykane i otwierane drzwi.
- Zaar coś mówił o Ukrainie, o co chodzi? - kolejne kilkanaście sekund, kolejny trzask drzwiami.

- Dobra. Jestem sam na klatce schodowej. Rytuał o którym mówisz to legenda. Podobno kiedyś, w starożytności potężni szamani pomagali wieszczkom. Widzisz, ich wizje mogły być dla nich bolesne. Takie dziewczyny były zbyt cenne, żeby pozwolić sobie na ich szaleństwo. Dlatego szaman odprawiał rytuał i zabierał bolesne wspomnienia. Wyrocznia nie wiedziała, że widziała całe to zło i zmysły jej wracały. Mogła wieszczyc dalej. Ale…. nie słyszałem, żeby ktoś korzystał z tych rytuałów nawet w średniowieczu. To taki trochę mit. Jak lot Ikara, czy coś - skończył mówić Czarny.

- Hm - Żenia zdecydowanie nie czuła się wieszczką. Co było tak cenne, że ten “kochanek” i ona zdecydowali się na mityczny rytuał? Nikolai i inni, którzy “byli obok”?- No to by wyjaśniało utratę pamięci. Ale cała reszta? - mruknęła - Jestem na Ukrainie. U brata. Drugiego. On nie żyje od dawna. - smutek zawibrował w jej słowach - Raczej nie dopcham się na czas do Poznania. Postaram się zagadać, żeby załatwić wam wsparcie na czas rytuału i poszukać drogi do Ci...was.

- Wyślemy kogoś po ciebie. Ale uważaj. Wiesz jak tam wygląda sytuacja - powiedział lakonicznie Czarny. - Wracam do reszty i zaraz dam ci Jarka. On coś wymyśli z transportem jak już cię zlokalizujemy.

- Ok. Czarny… - Żenia zawiesiła głos na chwilę zastanawiając się czy powiedzieć mu o Haradowym wilkołaku. To nie był dobry moment. - ...uważaj na siebie.

- Zawsze uważam. Ale to nie ja jestem w kraju ogarniętym wojna, w świecie w którym wampiry polują na wilkołaki - znowu trzaski i otwieranie drzwi. Czyjeś głosy. “Gdzie ona?” usłyszała i była niemal pewna, że to Michał. Po chwili jednak w słuchawce odezwał się Zaar:

- Masz tam jakiś środek transportu? I jakiekolwiek źródło internetu? Bo moje wskazania pokazują połać lasu o wymiarze jakichś dziesięciu kilometrów kwadratowych. Mapy są niedokładne.

- Zaraz zobaczę. Jest tu jakiś dom. Biały. Tyle widzę. Zaraz spróbuję ogarnąć co to. - Żenia ruszyła ku domkowi po tym jak pogłaskała czule dąb.
“Śpij dobrze, braciszku” - mrugnęła by uciszyć dziewczynkę z misiem.

Wtedy przypomniała sobie jego twarz. Był młodszy od Marka. Dmitrii. Tak miał na imię. Dimitrij Bondar. Zabrała go wojna. Tyle pamiętała. Wojna…. Czy wojna wilkołaków z wampirami? Czy może ta zwykła, związana z najazdem Rosji? Nie potrafiła sobie przypomnieć.

***


Podeszła do domu. Otworzyła drzwi od kuchni i…
Dom był zmasakrowany. Prawdopodobnie wybuchła w nim jakaś bomba. Sufit i piętro były rozerwane. W miejscu które pamiętał z wizji jako salon teraz ział lej po bombie. Frontowa ściana budynku nie istniała, ale od tyłu nie było tego widać. Ale ta kuchnia… pamiętała jak pachniało w niej jabłecznikiem… i piernikami… Tu było jej dzieciństwo…

- Tu nic nie ma, Zaar - stwierdziła głucho - To zdewastowana ruina.

Ile razy może człowiekowi pękać serce?
A ile razy może ono pękać wilkołakowi?

Żeńka przestąpiła ostrożnie gruzowisko.

Czy to dlatego Marek dołączył do Spiral?
Bo nie mógł sobie poradzić z tym...wszystkim?

- Może sprawdzę co po drugiej stronie Zasłony bo inaczej ruszam z buta.

- Daj mi jeszcze chwilę mała. Proszę. Wiesz, gdybyś tam wylądowała parę lat temu, to wysłałbym Grom. Teraz ja już nie mam takich dojść. A Grom wywołałby międzynarodowy incydent. Uważaj tam, nie wiadomo jak tam za zasłoną - był lekko poddenerwowany.

- Jarek - Żenia uśmiechnęła się smutno - zawsze gadasz jak się martwisz, co?

- Nie martwię się - skłamał tak perfidnie, że nawet dziecko by go przejrzało - tylko daj mi chwilkę, co?*

- Przecież daję. Stoję i słucham, jak się nie martwisz. Może kiedyś odbuduję tę ruderę. Mało kto by tu czegoś szukał. Albo kogoś

- Masz tam jakieś inne punkty orientacyjne, poza białym domkiem? Na wysokiej rozdzielczości cię zobaczę. Znaczy chatkę. Ale to trwa dłużej*

- Sprawdzę.

Żenia wróciła wejściem kuchennym na tyły domku i ruszyła powoli ku frontowi.
Wolała nie myśleć o widoku jaki tam zastanie.

Przed domem biegła ścieżka. W zasadzie droga, ale utwardzona była tylko na odcinku kilku metrów przed samym domem.

Ruszyła dróżką w głąb lasu.
Odwróciła się kilka razy by obejrzeć dom rodzinny z nowej perspektywy.

Od frontu domek ukazywał wizję nędzy i rozpaczy. Betonowy gruz mieszał się z drewnem połamanych więźb dachowych. Ktoś rozkradł elektronikę. Poza lodówką, której chyba nikt nie chciał taszczyć. Kuchenka nie miała już tyle szczęścia. W kuchni ziała po niej dziura widoczna aż z ulicy. Odbudowanie tego domu kosztowałoby więcej niż postawienie czegoś od zera.


- Nie widzę tu nic szczególnego, Zaar - dziura po kuchence przypomniała jej o Grzesiu.
Ruina i Pożoga.
Dobre imiona dla Tancerki Spiral…
Brunetka otrząsnèła się.
- Ktoś tu bawił się bombami. A potem dom rozkradziono na części. Dalej jest ścieżka w las. - Żenia ruszyła nią z wolna.

- Jak duża ta ścieżka? - Przerwał jej głos w słuchawce.

- Kawałek utwardzany przy domu, reszta zwykła leśna droga. Kilkaset metrów?

- A te bomby? Artyleria? Czy bombardowanie samolotowe? - zapytał niczym specjalista doświadczonego wojskowego na polu walki.

- miejsce wokół nieruszone. Ale może jakaś wyrzutnia? Na moje oko pocisk zanim trafił w podłogę wbił się lekko po skosie przez dach. Jakieś 45 stopni nachylenia. Przebił się i wpadł do salonu, w którym nastąpiła eksplozja. Mało prawdopodobna bomba z samolotu… - Żenia umilkła sama zaskoczona swoją wypowiedzią.

- Dobra, odezwę się za chwilkę - powiedział Zaar, a słuchawka zamilkłą.

Żenia za to ruszyła w las.
Jeśli jest w domu, czy jako dziecko miewała swoje kryjówki? Z Markiem? Z Dimitrim?

Przy okazji puknęła w skorupę Pasikonika.

Las za domem był mroczny. Ale nie dla niej. Ona czuła się tu dobrze. Dotarła do małego strumyku. Czuła, że siadywała tam z bratem. A nawet z braćmi. Czuła ich obecność w tym miejscu. Pamiętała. Pamiętała jak tam uciekali. Całą trójką. Ojciec ich bił. Chłopców. Jej nie tykał. Nigdy. Ale ją poniżał. Ona nie była godna. Nie była jedną z nich. Nie była wilkołakiem. Nie wymagał od niej tyle, co od chłopaków. Ale nigdy nie miała też takich przywilejów.

Za to oni? Marek zawsze był opiekuńczy. Najstarszy. Dimitri był tym bystrym. Tylko on był w stanie powiedzieć Żenii coś, na co nie potrafiła odpyskować. Uwielbiała tego cwaniaka. A potem…. Potem ojciec zabił matkę. Stali we troje nad tym strumykiem. Nikt nie mógł wydusić z siebie słowa. Marek ich obejmował.

***


Ze wspomnienia wyrwał ją czarnozielony gad leżący na pochylonym nad wodą drzewie.
- Powrót do domu nie tak przyjemny jak chciałaś, co?
- No nie jest to Shangri La - wzruszyła ramionami i ukucnęła nad wodą - Czemu Marek dołączył do Pentexu? Czemu do Spiral powoli się domyślam.
- Może szukał wsparcia w czymś, czego nie mógł zrealizować samemu? - smok wzruszył ramionami i rozłożył skrzydła.

- Mhm. Pomożesz mi w czymś? - brunetka walnęła z grubej rury - Żebym ja mogła pomóc Tobie?
- Po to mnie wezwałaś, prawda? Potrzebujesz pomocy. - oznajmił Smok.
Żenia nadała mu w myślach nowy przydomek.
- PotrzebujeMY - wytknęła - Chciałeś swój caern w Toruniu.
- W Toruniu? Co ty kombinujesz, Wrono? - zapytał gad.

- Chciałeś jeszcze kilka dni temu - Żenia gibała się w przód i w tył wciąż kucając i obejmując kolana rękoma - więc ja doprowadzę do caernu w miejscu tej mocy dla Ciebie. W zamian Ty pomożesz ekipie postawić caern w Poznaniu. Tak, żeby żadnemu się nic złego nie podziało. Żeby doprowadzili rytuał udanie do końca. W końcu - Żenia spojrzała na opiekuna - żeby postawić caern dla Ciebie, będę potrzebować ludzi. Hmm? Co powiesz?

- Wiesz, że nie stanę do walki po żadnej ze stron, prawda? - łuk brwiowy gada uniósł się w zaciekawieniu, a może w zdziwieniu.
- Nie musisz stawać do walki. Możesz przekonać samą swoją obecnością, pokazem mocy, zionięciem tu czy tam. Rykiem, łopotem skrzydeł. Bluffem… - dodała sugestywnie.

- Oh, Żeniu, Żeniu, Żeniu… - smok pomachał przecząco łbem. - Nie. Nie zrobię tego dla ciebie. Ale mogę pomóc ci dostać się dziś do Poznania jeśli ci bardzo zależy.
- Mhm. A powiesz mi czemu nie? - spytała z ciekawością brunetka .
- Tak. Bo chcesz, żebym pomagał innym dla ciebie. Ilu z nich poprosiło by swój totem, żeby ratować odmieńca? Tę, która śmierdzi? Jesteś zaślepiona chęcią czynienia dobra, a oni czekają jak by tu wbić ci nóż w plecy.

- A nie pomyślałeś, że robię to dla siebie? Pytałeś mnie czemu miałbyś mnie przyjąć pod opiekę. Nic się nie zmieniło. Nadal chcę być zagadką. I nadal chcę doprowadzić do tego by nikt nie był pewien co mną kieruje, kierowało. Ale muszę do tego mieć ludzi. - Żenia wzruszyła ramionami - A czy czekają by mi wbić nóż w plecy? Powiedz, kiedy tak nie było?

- Pomyślę o tym Caernie. Wsiadasz? - Smok zeskoczył i zaczął rosnąć. Był już wielkości konia. Rozłożył skrzydła, które sięgały korony drzew.

- Pomyśl. Wsiadam. - Żenia wdrapała się ostrożnie na smoczy grzbiet - Dziękuję. Faktycznie jestem Tancerzem Skór? - spytala w smocze ucho obejmując szyję Pasikonika.

- Jesteś wilkołakiem. Reszta się nie liczy. Prawda? Co zmieniłoby się w twoim życiu gdybyś była Tancerzem Skór? Albo Tancerzem Czarnej Spirali? Jesteś sobą. Jesteś Zagadką.

Żenia już otwierała usta do odpowiedzi, że zmieniłby się jej kolor oczu, nabawiłaby się parchów i by zbrzydła. Ale kilka sekund później przyszła refleksja.
Może wyrocznia została uciszona po to by nie pamiętała, że jest tancerzem skór.
W zasadzie więc Pasikonik miał rację.
W tej chwili niczego to nie zmieniało.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 18-05-2018 o 13:27.
corax jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172