Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2018, 12:17   #19
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby... A darowanej pannicy w co nie należy zaglądać?
Ramas był pewien, że panienki były odpowiednio 'wykształcone' i że zaglądanie w różne miejsca im nie przeszkadzało. Z tym jednak, że nie miał zamiaru w praktyce tego sprawdzać. Jego koledzy mogli się rzucać na 'niespodzianki', jednak on miał swoje plany na wieczór. I chociaż tematycznie były one podobne, to jednak nie były związane z panienkami, które sprowadziła Hena. Nie każdy musiał korzystać z takiej pomocy.

* * *

Hena nigdzie się nie spieszyła, albo też załatwiała coś przed wyjściem, tak że gdy Ramas opuścił gościnne podwoje 'Trzech Pereł' miał ją w zasięgu wzroku. No i wieczorno-nocne plany maga uległy pewnemu odsunięciu w czasie. Ciekaw był, jakież to interesy kazały opuścić Henie i zabawę, i towarzystwo, nie to jednak nim kierowało. A przynajmniej nie tylko to.
Niektóre rejony Waterdeep nie były zbyt bezpieczne, szczególnie dla kobiet, więc Ramas postanowił zadbać o to, by w tych niebezpiecznych czasach zleceniodawczyni była cała i zdrowa.
Zaczepiać jej nie miał zamiaru. Nikt nie wiedział, co siedzi w duszy kobiety. A nuż ta poczuje się dotknięta (na przykład z powodu odrzucenia prezentu) i zrezygnuje z jego udziału w wyprawie. I co wtedy?
Hena nie rozglądała się na boki, ani też do tyłu. Maszerowała wieczorową porą przez dzielnicę doków jakby to była okolica, którą panienka mogłaby przemierzać bez obawy o swoją cnotę. A może o nią nie dbała?
Wnet okazało się, że w dokach przebywały osoby, dla których samotna kobieta była łakomym kąskiem. Zaczepiło Henę dwóch mężczyzn, z ruchów sądząc nieźle podchmielonych. I z gestów sądząc, mieli dość jednoznaczną propozycję.
Z pewnością niewiele kobiet byłoby taką propozycją zaszczyconych czy zainteresowanych, więc Ramas nie zdziwił się, że Hena odmówiła, jednak sposób owej odmowy był zaskakujący. Ramas nie zdążył zareagować, gdy Hena podjęła odpowiednie kroki. Wykonała gest, do niego dorzuciła parę słów, których mag ze względu na odległość nie usłyszał. Obaj zainteresowani upojnymi chwilami zgięli się w pół i zaczęli w gwałtownym tempie pozbywać się kolacji, a może nawet i obiadu... Po chwili odzyskali nieco siły i zaczęli się oddalać - zygzakiem, bo jakimś trafem plątały im się nogi.
"Samodzielna dziewczyna. Brawo!", pomyślał Ramas, zadowolony z tego, że jego pracodawczyni dała sobie radę w tej sytuacji.

Dzielnica handlowa, do której kilka chwil później wkroczyła Hena (a w ślad za nią i Ramas) nie była tak pusta, jak doki. Nawet nocą panował tu spory ruch. Na szczęście Hena nie usiłowała się schować czy zniknąć z oczu śledzącego ją Ramasa, chociaż ten i tak parę razy był blisko jej zgubienia.
Tym razem nikt dziewczynie nie przeszkadzał w wędrówce i wkrótce doszli do murów, oddzielających dzielnicę handlową od dzielnicy północnej, zamieszkałej przez nieco bogatszych mieszkańców miasta.
Ramas zaklął, widząc, dokąd zmierza Hena. A ta ze spokojem podeszła do stojących w bramie strażników, machnęła czymś przed ich oczami i poszła dalej. No a Ramas został, za (a raczej przed) wysokim na cztery i pół metra murem - bez przepustki, bez drabiny, bez liny z hakiem.
Pająkiem też nie był.
Linę co prawda miał, ale nie było o co jej zahaczyć, wyczarowany wierzchowiec byłby za niski, by z jego grzbietu dosięgnąć do szczytu muru, czaru niewidzialności nie posiadał... Złota w sakiewce też nie. Przynajmniej nie tyle, by przekupić tamtych.
Ale gdyby tak zdołał odwrócić ich uwagę...

Najbardziej znanym sposobem na odwrócenie czyjejś uwagi było podpalenie czegoś. Płonący dom z pewnością przyciągnąłby spojrzenia... ale nie tylko strażników. Jednak celem Ramasa nie było postawienie na nogi całego miasta, a jedynie sprawienie, by strażnicy nie zauważyli intruza.
Gest, parę słów... i jedna z pochodni zamieniła się kłębowisko wybuchających, rozbłyskujących, oślepiających świateł.
Strażnicy nie wyglądali na zachwyconych z niespodziewanych fajerwerków. Istna feeria przekleństw spłynęła z ich ust, świadcząc o tym, że ich wzrok jakby ucierpiał - w przeciwieństwie do ośrodków mowy.
Ramas nie omieszkał skorzystać z okazji i wślizgnął się do Dzielnicy Północnej.

Heny nigdzie nie było (przynajmniej w zasięgu wzroku), a wyczarowanie psa tropiącego było poza zasięgiem możliwości Ramasa. Pozostawała do sprawdzenia najbardziej znana metoda, czyli próba udowodnienia, iż powiedzenie 'koniec języka za przewodnika' ma jakiś sens.

Tawerna "Zamglona Broda", do jakiej trafił Ramas, obsługiwana była przez egzotyczne potwory. Gnoll, minotaur, tudzież milsze dla oka istoty - sukkub i fioletowoskóra niewiasta , której rasy Ramas nie potrafił określić.
Baryłkowaty człowieczek, stojący za barem, przyjął zamówienie na piwo, lecz informacjami na temat o Udovena Trannytha nie potrafił się podzielić. A powiadano, że barmani i fryzjerzy wiedzą wszystko...
Pozostawało wypić piwo i ruszyć szukać szczęścia gdzie indziej.


Trzeci zaczepiony przechodzień, staruszek liczący na oko setkę lat, skinął głową, gdy padło nazwisko Trannytha.
- A, ten stary zgred... - Rozmówca Ramasa pokiwał głową. - Mieszka w starej wieży, której w zasadzie nie opuszcza. To nawet niedaleko stąd. Pójdziesz prosto, a trzy ulice dalej skręcisz w prawo. Kawałek dalej będzie stała wieża. Pięć pięter, jak obszył.
Ramas podziękował i ruszył kierując się podanymi wskazówkami.

Wieża była. Dość gruba w podstawie i licząca sześć kondygnacji. Na drzwiach co prawda nie było tabliczki z nazwiskiem, ale Ramas był pewien, że mogła być siedzibą maga. Dość wiekowego maga, bo młodzika z pewnością nie byłoby stać na taką budowlę.
W wieży ktoś się kręcił i zapalał światło, jednak Ramas nie sądził, by pomysł zastukania do drzwi i zapytania 'czy przygarniesz mnie na noc?' nie należał do najlepszych.
Przez moment jszcze spoglądał na wieżę, a potem obrócł się i ruszył do domu, do Kerri.
Na szczęście wychodząc nie trzeba było pokazywać przepustki.

* * *

Hej, panno, powiedz po co łzy?
Nic nie zatrzyma mnie,
Bo prędzej w lodach kwiat zakwitnie,
Niż wycofam się.
No, nie płacz mała, wrócę tu,
Nasz los nie taki zły...*


- Zabrałbym cię ze sobą - powiedział Ramas - ale to nie zależało ode mnie...
Kerri zrobiła minę daleką od zadowolonej.
- Widać po tobie, że nawet nie spróbowałeś. Powiedz mi chociaż, dokąd się wybierasz... No dobra, dobra... Wiem, że nie możesz. Ale drogo mi zapłacisz za to, że mnie zostawiasz...

* * *


Tej nocy zdecydowanie się nie wyspał. Ale trudno było żałować, zarówno biorąc pod uwagę umiejętności dziewczyny, jak i to, iż podczas tej podróży szansa na skorzystanie z tego typu przyjemności była niewielka.
Miał nadzieję, że (wraz z pewnym drobiazgiem) Kerri zostaną po nim miłe wspomnienia.

* * *


Rozstali się na tyle wcześnie, że Ramas ze spokojem zdążył kupić kilka brakujących rzeczy. I pojawił się na miejscu zbiórki parę minut przed czasem.
Nie jako pierwszy, ale również nie i ostatni.

* * *


Koń, jaki jest, każdy widzi.
Wierzchowce, które dostarczyła Hena, były... przeciętne. W wyścigach z pewnością by nie wystartowały (a nawet gdyby, to taki występ nie zostałby uwieńczony sukcesem), ale też nie wyglądało na to, by miały paść po drodze lub rozkraczyć się pod ciężarem jeźdźca i jego bagażu.
Mag przywitał się z karym koniem o nazwie Nigra, poczęstował go połówką jabłka, po czym umocował juki i dosiadł wierzchowca.
Nawet jeśli Nigra nie był zachwycony, to w żaden sposób tego nie objawił.



_____________________
* "Śmiały harpunnik"
 
Kerm jest offline