Przez Jonathana przeszła fala ekscytacji. Już samo przewodniczenie bankietowi sprawiało, że czuł się jak ryba w wodzie, a rozmowa z wysokim Japończykiem, zakończona uściskiem dłoni wyrażającym szacunek dla rozmówcy była jak wisienka na torcie. Zadowolony z siebie Garrett ruszył w stronę stołu by nalać sobie ponczu. Krótka przerwa na kilka łyków napoju i powrót do "swoich" obowiązków - tak właśnie wyobrażał to sobie Jonathan, gdy nagle ziemia pod nim dgrnęła.
Kiedy rodzina Garrettów przybyła do Japonii, przeszli szereg szkoleń o trzęsieniach ziemi i o tym, jak zachowywać się w ich trakcie. I nie były to wyłącznie szkolenia teoretyczne - byli oni także w symulatorze tego kataklizmu. Gdy jednak zagrożenie okazało się być realne, zimna krew jaką Jonathan miał w symulatorze nie pojawiła się na Placu Przyjaźni, a zamiast rozsądku i analizy sytuacji w jego głowie prym wiodła panika. Na szczęście dość szybko dostrzegł on swojego ojca, a postawa głowy rodziny dodała mu otuchy. Już miał ruszać w jego stronę, gdy nagle spostrzegł jak chłopak, z którym przed chwilą rozmawiał znika w rozpadlinie wraz ze swoją młodszą siostrą. W pierwszej chwili Jonathan poczuł, że musi szybko ewakuować się z zagrożonego obszaru, by nie spotkało go to samo co przed chwilą parę Japończyków. Gdy jednak zrobił pierwszy krok, w jego głowie pojawiły się bohaterskie czyny Amerykanów, o których dzisiaj tyle przecież opowiadał. To, w połączeniu z postawą ojca sprawiło, że Jonathan ruszył w stronę szczeliny, w której był wysoki Japończyk i jego dziewczyna. Garrett był wszakże dumnym Amerykaninem, a dumny Amerykanin nie mógłby postąpić inaczej.
Ostatnio edytowane przez Vilir : 13-05-2018 o 17:43.
|