Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2018, 15:42   #313
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 51 - Bramy i doły (37:25)

“”Istoty międzywymiarowe” to oficjalna nazwa tych stworzeń. Te nieludzkie stworzenia z odrębnej rzeczywistości kwantowej żołnierze nazywają straszakami lub duchami. To bardzo trudna wojna ze śmiertelnie niebezpiecznym wrogiem ale skoro ci dzielni ochotnicy walczą po naszej stronie, nie ulega wątpliwości, że zwycięży słuszna sprawa cywilizacji europejskiej.“ - “Szczury Blasku” s.4



Miejsce: zach obrzeża krateru Max; zachodnie lotnisko; HQ; 270 m do CH Brown 4
Czas: dzień 1; g 37:25; 35 + 60 min do CH Brown 4




Sprawa z poszarpanym sygnałem z tej kamery jaką pokazywało na ekranie wcale nie była taka prosta i oczywista. Na standardowe zakłócenia jakie mogły powstać w systemie na skutek różnych fizycznych czynników w ciągu ostatnich kilku godzin od ostrzału z broni ręcznej, przez regularną nawałę artyleryjską aż po szpony stworów nakładały się warunki krioburzy. Czyli smaganego wichrem zimna o temperaturze pomiarowej na zewnątrz -118*C. Tak przynajmniej pokazywała aparatura w HQ. Do tego niewiadomą był wpływ Guardiana na wszelakie systemy elektroniczne no i sama warstwa ziemi, wzmocnionej płytą lotniska i całą infrastrukturą. W efekcie tego dość szybko informatyczka zorientowała się, że zakłócenia mogą być efektem wielu czynników. Jak choćby uszkodzeń samej kamery czy choćby jej nadajnika.

Brown 0 pracowała skrupulatnie, angażując do tego swoje umiejętności i doświadczenie aby wyczyścić system komputerowy ze zbędnych zakłóceń. Ale po kilku minutach wytężonej pracy była już prawie pewna, że te zakłócenia w przekazywaniu obrazu raczej nie są winą systemu. Raczej coś blokowało sygnał więc mogło być coś nie tak z odbiornikami na wieży lub nadajnikami przy kamerze albo był już zbyt głęboko lub pod czymś szczególnie absorbującym sygnał który był u kresu swoich możliwości przesyłowych.

Gdzieś w międzyczasie Delgado musiał podobnie widzieć sprawę bo zaproponował by do zespołu dołączył też kpr. Otten który w tej chwili był jedynym dostępnym specem od łączności. Kapral który ledwo powłóczył nogami i usiadł na krześle tak ciężko jakby za chwilę oficer MP miał mu przestrzelić potylicę jednak w końcu wziął się w garść i też zaczął przebierać dłońmi i palcami po klawiaturze konsolety. Wydawała się skupiać jego uwagę i pochłaniać całkowicie bo unikał rozglądania się na boki i spoglądania na kogokolwiek. Nawet na siedzących obok informatyków i tego z MP i tego z Obrożą. A już jak ognia zdawał się unikać choćby odwracaniu głowy w stronę oficera MP o ostrych rysach twarzy.

Po paru minutach pracy Brown 0 dała znać, że zakłócenia prawdopodobnie nie są spowodowane błędami systemowymi. Źródło zakłóceń miało więc raczej inną przyczynę niż wady czy uszkodzenia systemu. Ale udało jej się oczyścić i obrobić te zniekształcone fragmenty obrazów przesłane do tej pory na tyle by udało się cokolwiek zobaczyć chociaż w formie kilku zdjęć.

Niewiele było widać na tych zdjęciach. Ale wyglądało na jakieś korytarze techniczne, z widocznymi rurami. Na górze albo dole bo perspektywa bez żadnego punktu odniesienia była trudna do uchwycenia. Pomieszczenia musiały być ciemne bo widoczność była ograniczona do światła rzucanego przez reflektor kamery czy jakiś inny w pobliżu. A, że były to urywki z nagrania a nie stabilne zdjęcia nieruchomej kamery to były robione w ruchu czyli mniej lub bardziej rozmazane. A jednak nawet w tych mało komfortowych do robienia zdjęć i nagrań warunkach dało się rozpoznać na zdjęciach kształty xenos. Prawie na każdym zdjęciu było widać ich przynajmniej kilka.

Zdjęcia wyraźnie zaniepokoiły całą obsadę konsolet i stojącego za trójką operatorów kapitana MP. Swoją cegiełkę do tego dorzucił też spec od łączności. Nie potrafił podać dokładnej lokalizacji ale podał najbliższe wzmacniacze sygnałów jakie najsilniej odebrały sygnał. Niepokojące było to, że były one rozmieszczone w pobliżu wschodnich krańców lotniska. Kapitan Yefimov otarł chusteczką pot z czoła i szybko połączył się z kimś. Chwilę chodził wzdłuż ściany najwyraźniej każąc sprawdzić ten podejrzany sektor.




Miejsce: zach obrzeża krateru Max; okolice klubu “H&H”; Eagle 1; 3 770 m od CH Grey 301
Czas: dzień 1; g 37:25; 155 + 60 min do CH Grey 301



Eagle 1



- W taki uroczy dzień myślę, że ci wybaczę tą pośpieszną ewakuację. - na koniec wargi kpr. Mason nieco skrzywiły się w zmęczonym uśmiechu gdy skazaniec obdarował ją staroświeckim, szarmanckim gestem. Mimo, że uśmiech podoficer był dość lichy, zmęczony i mizerny w starciu z tym krionicznym chaosem jaki czekał za drzwiami ładowni był jak plaża na rajskiej wyspie. Na zewnątrz bowiem czekało na Grey 35 to samo zmrożone piekło w jakie niedawno opuścił po krótkiej rozmowie z kapralem FMC. Kapral nadal tutaj był i nadal z tym drugim mundurowym grzebał przy silniku. Chyba własnie też dochodzili do końca swoich możliwości odporności na mróz bo kapral klepnął tego drugiego i ten pokiwał głową kierując się w kierunku bocznych drzwi właśnie opuszczonych przez Grey 35.

Ktoś na pace wozu strażackiego bez ostrzeżenia posłał krótką serię w dżunglę. Blondyn nie widział w bo właśnie sam wóz mu zasłaniał. Zaraz potem po pierwszej poszła druga, i trzecia urwana seria ciężkiej broni. Z drugiej strony wąskiego kordonu też robiło się “żwawiej”. Od strony pobocza eksplodował chyba granat. Przemówiła też różnorodna broń ręczna skazańców w szarych barwach. Na razie nadal nie przypominało niczego większego niż niedawno zmagali się mundurowi regularnych jednostek ale z perspektywy członka takiego kordonu smaganego przez lodowatą wichurę szarpiącą krzakami i drzewami, łamiącą pomniejsze gałęzie zapewne wyglądało to bardziej zajmująco.

- Meedyyk! - w słuchawkach Greyów rozległo się alarmujące wezwanie. Akurat gdy Grey 35 wychodził zza kadłuba latadełka i w zamieci dostrzegł jakieś zamieszanie. Ktoś leżał na ziemi i dwie inne sylwetki coś z niego ściągały. Chyba jakąś gałąź właśnie. Czwarta sylwetka stała kilka kroków dalej wodząc po szarpanej zamgloną wichurą dżunglą lufą ciężkiej broni chyba ich osłaniając. Całą resztę kordonu tworzyło więc w tej chwili tylko pozostałych trzech Greyów.

Zranienie Grey 87 nie było zbyt poważne. Przynajmniej nie po kilku stimpakach które pomogły postawić grenadiera na nogi. Odłamany konar przewalił go jak szmacianą lalkę i gdyby nie miał pancerza mógłby mu nawet połamać żebra a tak szczęście, w nieszczęściu tylko go powalił, przygniótł i przebił pomniejszą gałęzią udo na wylot. Towarzysze z Obrożami bez większych ceregieli po prostu zdjęli z niego konar co zaowocowało wyrwaniem gałęzi także z rany i obfitym strumieniem szybko zamarzającej krwi oraz wrzaskiem bólu i przekleństw z ust Fusha. Grey 35 kończył właśnie kończyć faszerować go stymulantami, dwójka innych Greyów stała kilka kroków od nich co jakiś czas strzelając w dżunglę. Chyba nawet chociaż część mogli trafiać w prawdziwe stwory a nie poruszane wichrem gałęzie i krzaki bo jednak słychać było i to całkiem z bliska jak w tej dżungli coś skrzeczy co jakiś czas. Jakiś xenos wypadł nawet na pobocze w ostatniej chwili rozstrzelany z karabinku przez któregoś z Greyów jak robił ostatni przysiad po skoku by wbić się w ludzki cel. A za chwilę gdzieś całkiem niedaleko wybuchła mina kierunkowa założona trochę od pobocza i szatkując może nie tylko dżunglę. Eksplozja w połączeniu z wichurą krioburzy zagłuszyły ewentualne skrzeki ofiar.

- Mamy spóźnialskich. Powinniście ich już widzieć po wschodniej stronie. Uwaga, mogą przyjechać z gnidami na sobie. - w słuchawkach Grey’ów zgromadzonych przy “Eagle 1” rozległ się spokojny głos kapitana Policji. Gdy spojrzeli w bok rzeczywiście w mgielnej zadymce dostrzec się dało jakieś światła pojazdu. Po chwili zbliżył się na tyle, że dało się już dostrzec cień sylwetki. Jakiś większy niż standardowa osobówka, pewnie jakiś suv, pickup czy inna terenówka. I światła nagle zniknęły a po sylwetce która na moment pokazała się jakby od góry zaczęło wystawać tylko skrajne, czerwone, tylne światło.

- Wjebali się do leja. - burknęła Douglas o kodowej nazwie Grey 86 z mieszaniną fascynacji i pogardy. Sama po oznaczeniach pod portretem mogła być zaintrygowana bo miała licencję i pilota i kierowcy. Na razie jednak trzymając w dłoniach pykający detektor, stanowiła główne ogniwo systemu ostrzegawczego przed atakami xenos z dżungli. Do “wjebanych do leja” nie było już tak daleko. Z pół setki metrów. Gdyby wydostali się z wozu i z leja mogli być już widoczni z kordonu. Chociaż na tych odległościach warunki widoczności były jeszcze zmienne i zależały od chwilowych kaprysów wichury. Czerwone światło wystające z leja było jeszcze względnie widoczne ale już fragment samochodu na przemian pojawiał się i znikał przysłaniany i odsłaniany kolejnymi falami wichury. Wedle wskazań HUD była tam znana Sandersowi szóstka skazańców ze schronu. Amplitudy wskaźników życiowych skakały mocno świadcząc, że się tam nie nudzą i nie jest dobrze. Jedynie u Grey 31 linie były niebezpiecznie płaskie i choć system nie oznaczył jej jeszcze KIA różnooka cekaemistka to musiała być tego niebezpiecznie blisko.




Miejsce: zach obrzeża krateru Max; klub “H&H”; poziom Hell; 4 670 m do CH Black 3; 4 230 m od CH Grey 301
Czas: dzień 1; g 37:25; 35 + 60 min do CH Black 3




Black



Jedna Black doskoczyła do drugiej Black a Grey do Grey’a toczącego swoje pojedynki. Diaz nie udało się trafić małego szarańczaka który obskakiwał Nash ale stwór chyba na moment zdezorientowany nowym przeciwnikiem odskoczył na moment jakby wahając się kogo atakować w tej chwili czy może lepiej czmychnąć w maskujące opary dymu. Ten moment wykorzystała Black 8 by trzasnąć go kolbą wojskowego karabinu i zmiażdżyć go na krwawą, żółtą miazgę.

W tym czasie Grey’om udało się zastopować atak większej poczwary. Stwór, wciąż skoncentrowany na największym przeciwniku, czyli Lemmanie, przeorał mu bok pazurami tuż pod linią napierśnika. Szkarłatna struga łukiem zrosiła i podłogę i Grey 27 a Leeman stęknął ciężko przy kolejnym, przyjętym ciosie. Ale skoncentrowany na Leemanie paskud sam wystawił się na atak Gomes. Leticia kopnęła go butem wybijając go z dalszych ataków na operatora miotacza i zaraz zdzieliła go kolbą, ciężkiej broni wbijając ją mocno aż trzasnęła skorupa potwora i wytrysnęła z niej żółta posoka. Stwór zrewanżował jej się smagnięciem ogonem które chlasnęło ją przez napierśnik odrzucając od siebie ale wtedy do walki wrócił Leeman. Wrzeszcząc wpadł na stwora całym swoim cielskiem próbując go staranować. Zaabsorbowany Gomes xenos ledwo uniknął tego całosci tego ataku ale i tak syknął przy zderzeniu tej opancerzonej masy gdy znowu coś w nim trzasnęło, tym razem chyba jakaś kończyna. Stwór wydawał się być już ledwo stać na nogach ale jeszcze był na chodzie gdy w tym momencie opadły go jeszcze obydwie Blacki. Pod tak zmasowanym glanowaniem butami, pięściami i kolbami czwórki skazańców kreatura wreszcie padła na posadzkę pełną gotującego się syfu.

Zostało ostatnie kilkanaście kroków od schodów. Ale w tym gotującym się ukropie który zastąpił w ciągu ostatnich sekund kotłujący się kriochaos mety i tak nie było widać. Czwórka skazańców biegła prawie na oślep do tego Leeman wyraźnie ciężko stąpał od właśnie pochlastanych szponami ran i coraz ciężej kaszlał od duszącego dymu. Czy próbował staranować biurka wieki temu ustawione przez Blacków i mundurowych jako symboliczna zapora czy liczył, że się przeciśnie między nimi albo zwyczajnie ich nie zauważył w tym gryzącym dymie nie było wiadomo. Efekt był za to wiadomy. Potężnie zbudowany mężczyzna wpadł w pełnym impecie na jedno z tlących się biurek i wraz z nim runął w duch schodów i na dno korytarza akurat gdy za plecami znowu usłyszeli znajome skrzeki xenos i chrobot szponów.

Druga z Greyów była tylko o włos zwinniejsza. Co prawda też chyba biurko dostrzegła w ostatniej chwili i wpadła na nie ale po krótkim syknięciu z bólu przeskoczyła nad nim i zaczęła zbiegać po schodach w dół. Dwójka Blacków co prawda wiedziała gdzie są te cholerne biurka ale i tak gdy wyłoniły się z gęstego dymu można było się zdziwić, że “to już”. A może po prostu miały trochę szybszy refleks niż para operatorów ciężkiej broni z drugiej grupy skazańców.

- Leeman blokuj! - wrzasnęła Gomes odwracając się gdzieś w połowie schodów i posyłając granat z podwieszanego granatnika. Pocisk momentalnie zginął w dymie i eksplodował chwilę potem zasypując podejście do schodów odłamkami. Leeman akurat wylądował na posadzce u podstawy schodów ale wciąż na niej leżał. Jęknął coś i nieco przekręcił się na plecy na ile pozwalała mu butla miotacza i reszta ekwipunku. - Jebany chlewik… Podjarany chlewik… - sapnął ciężko i puścił strugę ognia. Swoje dorzuciła Diaz i w ten sposób chociaż chwilowo ogień i granaty odgrodziły jedyne wejście jakie prowadziło z sali w głąb korytarza. Na Black 8 spadło otwarcie drzwi schronu.

Panel nadal był tam gdzie ostatnio chociaz teraz musiała najpierw zdrapać warstwę pokrywającego go syfu. Mając za plecami trójkę skazańców podtrzymujących ogniową barierę na jedynym, potencjalnym kierunku ataku zostało jej się martwić czy schron ich wpuści. Próba identyfikacji zdawała się trwać wiecznie bo tym razem miał wrażenie, że gada z samym komputerem a nie obsługą po drugiej stronie. A jednak ich prośba o wejście została zaakceptowana i ciężkie, pancerne drzwi stanęły wreszcie otworem. Jeszcze ostatni wysiłek i we czwórkę mogli wbiec do przedsionka. Znowu zdawałoby się w ślimaczym tempie drzwi zaczęły się zamykać aż wreszcie się zamknęły. Pozostawiony przez piromanów płomień płonął na tyle długo, że żaden z xenos nie zdołał zakłócić i wtargnąć do środka.

Gdy drzwi wreszcie zatrzasnęły się i wnętrze przedsionka wypełnione dymem i słaniającymi się na nogach Parchami pociemniało gdy przestała z zewnątrz bić łuna pożaru. Grey 20 opadł na kolana a potem na czworaka. Ciężko dyszał jak pies po ciężkiej i długiej pogoni. Gomes oparła się o ścianę przedsionka. Potem włączyły się wentylatory odsysając dym i szkodliwe substancje. Z góry spadł ze zraszaczy deszcz odkażających substancji. Leeman zrezygnował z prób utrzymania pozycji i opadł na posadzkę. Gomes stopniowo ześlizgnęła się plecami po mokrej teraz ścianie aż nie klapnęła tyłkiem o podłogę. Dezynfektanty pieniły się po ścianach, podłodze i pancerzach spływając do rynienek i otworów odpływowych. W końcu ustały a pomieszczenie zalała kolejna fala czystej wody. Leeman odkręcił się na plecy wystawiając twarz na ten kojący opad. Grey 27 też odpięła maskę hełmu i uniosła twarz ku górze pozwalając sobie na chwilowe uczucie ulgi. Oddechy przez ten czas zdążyły się znacznie uspokoić podobnie jak i myśli. Odkąd powypadali wiele metrów w pionie i w poziomie, całe sale i korytarze temu z “Eagle 1” pierwszy raz mogli przystanąć dla złapania oddechu. Po spłukującym czyszczące środki deszczu przyszła kolej na osuszający nawiew a potem znowu dmuchawy oczyściły przedsionek.

- Tylko mi nie mówcie, że po drugiej stronie jest to samo. - westchnęła Gomes patrząc ponuro na jasne jarzeniówki nad wewnętrznymi drzwiami prowadzącymi do właściwego schronu. Zaczęły migać ostrzegawcze światła oznajmiające, że zaraz zacznie się procedura otwarcia tych wewnętrznych drzwi. Skazaniec znowu westchnęła, dopięła z powrotem maskę hełmu i zaczęła wracać do pionowej pozycji.




Miejsce: zach obrzeża krateru Max; okolice klubu “H&H”; Eagle 1; 3 770 m od CH Grey 301
Czas: dzień 1; g 37:25; 155 + 60 min do CH Grey 301




Grey 300



Coraz bardziej pokiereszowany suv z coraz bardziej pokiereszowa od kłów, szponów a dotego przyduszoną krionicznym bezdechem obsadą sunęła przez zawalone gałęziami, kamieniami, truchłami xenos jezdnię pełną licznych wyrw, kraterów i lejów po eksplozji bomb, rakiet i pocisków artylerii i lotnictwa. Obsada i tak nie miała zbyt wiele okazji do podziwiania widoków bo ani szalejąca zamieć śnieżna ani ataki xenos nie dawały okazji do obserwacji czegokolwiek dalszego niż tu i teraz na wyciągnięcie ręki, noża albo kolby.

Słabli. Każdy przejechany metr wystawiał na działania morderczego zimna które w błyskawicznym tempie wysączało siły i życie. Swoje robił też tlen a raczej jego brak. Cztery przewody z życiodajnym tlenem na szóstkę skazańców. Nie wyrabiali. Zmiany połączeń przewodów tlenowych tylko opóźniały to co nieuniknione. Ale z drugiej strony z każdą chwilą samochód nawet bez żadnego kierowcy zbliżał się ku przeznaczeniu. I jeszcze te cholerne xenos! Jednego zastrzelonego, zatłuczonego czy zakłutego stwora prawie z miejsca zastępował kolejny.

Zajmujący miejsce kierowcy kowboj włączył się do walki próbując usiec tego małego, zwinnego stwora który wbił się do kabiny i zaatakował Grey 33. A raczej ją zaatakował w pierwszej kolejności. Trafienie nożem tak ruchliwego celu na ograniczonej, trzęsącej się przestrzeni gdy szybka gazmaski a może to już wzrok robił się coraz bardziej mętny wcale nie było łatwe. Podobnie strzelec wyborowej trudno było obronić się przed małą kreaturą. Bardziej oberwał kowboj którego stworowi udało się kilkukrotnie ukąsić zanim we dwójkę zdołał go jakoś wreszcie zabić. Pechowo przy ostatnim uderzeniu kowboja jego nóż wbił się tak głęboko w jakąś szczelinę pojazdu, że wyglądało na to, że utknął tam na dobre.

Cały czas odczuwali zmagania Denta który był tuż obok tak samo jak w tak małej przestrzeni, przeznaczonej dla dwójki spokojnie siedzących pasażerów to trójka ludzi machająca na wszystkie strony kończynami, nożami i pistoletami, zagęszczona dodatkowo szponami albo całymi, pomniejszymi stworami przeszkadzała sobie nawzajem całkiem znakomicie. Warunki do walki wręcz były także i pod tym względem bardzo trudne. Przynajmniej dla ludzi. Kowboj i strzelec wyborowy zmagający się z małym stworem przeszkadzali drugiemu strzelcowi wyborowemu zmagającym się z tym czymś na dachu tak samo jak on im. Dentowi wreszcie udało się to coś trafić przy którymś kolejnym uderzeniu pistoletem, i wyłamaniem czegoś na tyle, że nawet jak to coś nie zabił to chyba przewaliło się na dach i po chwili spadło z niego. Dent ciężko oddychał po tych zmaganiach i też mu się w nich oberwało tak samo jak każdemu w tym suvie.

Na tylnej kanapie Grey 25 też się nie nudził bo tym razem stwór wybrał za cel jego. Dla odmiany był większy niż ten który chwilę wcześniej zaatakował siedzącą obok Grey 32 która się z nim szarpała póki nożownik nie przyszedł jej w sukurs. Teraz sprawa wyglądała podobnie, Castillio wygiął się bokiem jak mógłby nie dać stworowi wskoczyć na kanapę. I tak się zmagali gdy biolog z nożem próbował dźgać stwora a stwór próbował rozszarpać i kanapę i siedzących na nim ludzi. Kurson obserwowała to kątem oka i z napięciem przewodu tlenowego bo widocznie nie był przystosowany do tak dalekich podróży z twarzą przy podłodze albo się zablokowało coś. A medpak dygotał i podskakiwał na tej podłodze która podskakiwała w rytm nadawany przez koła i zawieszenie auta. Cały czas na granicy zasięgu. Dorwała wreszcie ten bezcenny dla siebie medpak i zaaplikowała gdy Castillio wreszcie krzyknął coś niezrozumiałego wbijając nóż z impetem w stwora a ten zaskrzeczał i osunął się znikając Kurson z pola widzenia. Teraz biolog wygladał niewiele lepiej niż Grey 32.

Dlatego gdy pojazdem nagle szarpnęło i zaczął on spadać w dół a zaraz potem nastąpiło uderzenie wszyscy byli jednakowo zaskoczeni. Upadek czwórki pasażerów zamortyzowały pasy i poduszki powietrzne. Dwie, nie przypięte pasażerki grzmotnęły o szybę i deskę rozdzielczą. Wszyscy wydawali się być już otępiali od tego zimna i braku tlenu. Ale gdy pojazd znieruchomiał okazało się, że są na dnie leja. Pojazd musiał wpaść do jednego z licznych lejów które dotąd udawało mu się omijać. Teraz wbijał się maską w dno leja a rufa jednym rogiem wystawała ponad górę leja. Silnik zgasł a wraz z nim wszystkie światełka na desce rozdzielczej oraz silniczki napędzające nawiew do aparatury tlenowej.

Grey 33 wyrżnęła głową w deskę rozdzielczą ale dzięki temu na maskę wyleciała jej tylko głowa i ramiona ale kompletnie nie miała pojęcia gdzie jest jej pistolet. Grey 31 miała mniej szczęścia bo przeleciała nad nią, przeszurała się przez całą maskę samochodu i zatrzymała się dopiero gdy grzmotnęła w zmrozone dno leja. Ale wedle wskazań HUD jeszcze nie była KIA choć wskaźniki miała już niepokojąco poziome a podeszwy jej butów były tuż poza zasięgiem dłoni strzelec wyborowej.

Grey 39 przywalił podczas upadku twarzą w poduszkę powietrzną więc efekt uderzenia był mniejszy niż u obydwu kobiet. Ale swoje zrobiło niedotlenienie. Kręciło mu się w głowie i miał kłopoty z koncentracją wzroku. Ze złapaniem oddechu też. Zdawał sobie sprawę, że lada chwila osłabnie i straci przytomność. Zdołał się jeszcze na wpół przytomnie odpiąć od fotela i otworzyć drzwi od kierowcy. Kończące się w płucach powietrze sprawiało, że oddech świszczał mu jak przy ataku astmy.

Grey 32 przygrzmociła twarzą w poduszkę powietrzną z pełną mocą. Więc nic się jej właściwie nie stało. Ale bez silnika tlen w gazmasce podpiętej pod przewód musiał się zaraz skończyć. Na ziemi widziała swoją strzelbę która musiała tam spaść podczas walki albo wypadku. Nigdzie nie widziała medpaka jaki wcześniej rzucił jej kowboj. Sam kowboj wyglądał jakby miał zaraz opaść z sił i trzeba by było go nieść. Noyka leżała na desce rozdzielczej względnie przytomnie mrugając oczami ale jej gazmaska wciąż była podpięta pod tlen. Hawthorn leżała częściowo na masce a częściowo przed gdzie wyrzuciła ją siła zderzenia. Leżała całkiem bezwładnie.

- Spierdalamy! - krzyknął Grey 28. Grey 25 miał chyba podobne zdanie bo obydwaj wypięli się z pasów, otworzyli drzwi i próbowali wyłuskać się z rozkraczonego auta zanim zlecą się następne xenos. Na razie żadnych nie było ale to pewnie nie był stan permanentny.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline