10-05-2018, 21:40 | #311 |
Reputacja: 1 | Grupa RW: Black 2 i Black 8 [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=duPkzPwUlX4[/MEDIA]
__________________ A God Damn Rat Pack Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy... |
12-05-2018, 02:38 | #312 |
Reputacja: 1 | Ręka rewolwerowca drżała, kiedy ten nieustannie mierzył z broni w podziurawiony dach ich pojazdu. Szalejąca w suvie krioburza już dawno zmroziła krew na rękawie mężczyzny i oszroniła jego rynsztunek, sprawiając, że z kapelusza zwisały małe sople. |
12-05-2018, 15:42 | #313 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 51 - Bramy i doły (37:25) “”Istoty międzywymiarowe” to oficjalna nazwa tych stworzeń. Te nieludzkie stworzenia z odrębnej rzeczywistości kwantowej żołnierze nazywają straszakami lub duchami. To bardzo trudna wojna ze śmiertelnie niebezpiecznym wrogiem ale skoro ci dzielni ochotnicy walczą po naszej stronie, nie ulega wątpliwości, że zwycięży słuszna sprawa cywilizacji europejskiej.“ - “Szczury Blasku” s.4 Miejsce: zach obrzeża krateru Max; zachodnie lotnisko; HQ; 270 m do CH Brown 4 Czas: dzień 1; g 37:25; 35 + 60 min do CH Brown 4 Sprawa z poszarpanym sygnałem z tej kamery jaką pokazywało na ekranie wcale nie była taka prosta i oczywista. Na standardowe zakłócenia jakie mogły powstać w systemie na skutek różnych fizycznych czynników w ciągu ostatnich kilku godzin od ostrzału z broni ręcznej, przez regularną nawałę artyleryjską aż po szpony stworów nakładały się warunki krioburzy. Czyli smaganego wichrem zimna o temperaturze pomiarowej na zewnątrz -118*C. Tak przynajmniej pokazywała aparatura w HQ. Do tego niewiadomą był wpływ Guardiana na wszelakie systemy elektroniczne no i sama warstwa ziemi, wzmocnionej płytą lotniska i całą infrastrukturą. W efekcie tego dość szybko informatyczka zorientowała się, że zakłócenia mogą być efektem wielu czynników. Jak choćby uszkodzeń samej kamery czy choćby jej nadajnika. Brown 0 pracowała skrupulatnie, angażując do tego swoje umiejętności i doświadczenie aby wyczyścić system komputerowy ze zbędnych zakłóceń. Ale po kilku minutach wytężonej pracy była już prawie pewna, że te zakłócenia w przekazywaniu obrazu raczej nie są winą systemu. Raczej coś blokowało sygnał więc mogło być coś nie tak z odbiornikami na wieży lub nadajnikami przy kamerze albo był już zbyt głęboko lub pod czymś szczególnie absorbującym sygnał który był u kresu swoich możliwości przesyłowych. Gdzieś w międzyczasie Delgado musiał podobnie widzieć sprawę bo zaproponował by do zespołu dołączył też kpr. Otten który w tej chwili był jedynym dostępnym specem od łączności. Kapral który ledwo powłóczył nogami i usiadł na krześle tak ciężko jakby za chwilę oficer MP miał mu przestrzelić potylicę jednak w końcu wziął się w garść i też zaczął przebierać dłońmi i palcami po klawiaturze konsolety. Wydawała się skupiać jego uwagę i pochłaniać całkowicie bo unikał rozglądania się na boki i spoglądania na kogokolwiek. Nawet na siedzących obok informatyków i tego z MP i tego z Obrożą. A już jak ognia zdawał się unikać choćby odwracaniu głowy w stronę oficera MP o ostrych rysach twarzy. Po paru minutach pracy Brown 0 dała znać, że zakłócenia prawdopodobnie nie są spowodowane błędami systemowymi. Źródło zakłóceń miało więc raczej inną przyczynę niż wady czy uszkodzenia systemu. Ale udało jej się oczyścić i obrobić te zniekształcone fragmenty obrazów przesłane do tej pory na tyle by udało się cokolwiek zobaczyć chociaż w formie kilku zdjęć. Niewiele było widać na tych zdjęciach. Ale wyglądało na jakieś korytarze techniczne, z widocznymi rurami. Na górze albo dole bo perspektywa bez żadnego punktu odniesienia była trudna do uchwycenia. Pomieszczenia musiały być ciemne bo widoczność była ograniczona do światła rzucanego przez reflektor kamery czy jakiś inny w pobliżu. A, że były to urywki z nagrania a nie stabilne zdjęcia nieruchomej kamery to były robione w ruchu czyli mniej lub bardziej rozmazane. A jednak nawet w tych mało komfortowych do robienia zdjęć i nagrań warunkach dało się rozpoznać na zdjęciach kształty xenos. Prawie na każdym zdjęciu było widać ich przynajmniej kilka. Zdjęcia wyraźnie zaniepokoiły całą obsadę konsolet i stojącego za trójką operatorów kapitana MP. Swoją cegiełkę do tego dorzucił też spec od łączności. Nie potrafił podać dokładnej lokalizacji ale podał najbliższe wzmacniacze sygnałów jakie najsilniej odebrały sygnał. Niepokojące było to, że były one rozmieszczone w pobliżu wschodnich krańców lotniska. Kapitan Yefimov otarł chusteczką pot z czoła i szybko połączył się z kimś. Chwilę chodził wzdłuż ściany najwyraźniej każąc sprawdzić ten podejrzany sektor. Miejsce: zach obrzeża krateru Max; okolice klubu “H&H”; Eagle 1; 3 770 m od CH Grey 301 Czas: dzień 1; g 37:25; 155 + 60 min do CH Grey 301 Eagle 1 - W taki uroczy dzień myślę, że ci wybaczę tą pośpieszną ewakuację. - na koniec wargi kpr. Mason nieco skrzywiły się w zmęczonym uśmiechu gdy skazaniec obdarował ją staroświeckim, szarmanckim gestem. Mimo, że uśmiech podoficer był dość lichy, zmęczony i mizerny w starciu z tym krionicznym chaosem jaki czekał za drzwiami ładowni był jak plaża na rajskiej wyspie. Na zewnątrz bowiem czekało na Grey 35 to samo zmrożone piekło w jakie niedawno opuścił po krótkiej rozmowie z kapralem FMC. Kapral nadal tutaj był i nadal z tym drugim mundurowym grzebał przy silniku. Chyba własnie też dochodzili do końca swoich możliwości odporności na mróz bo kapral klepnął tego drugiego i ten pokiwał głową kierując się w kierunku bocznych drzwi właśnie opuszczonych przez Grey 35. Ktoś na pace wozu strażackiego bez ostrzeżenia posłał krótką serię w dżunglę. Blondyn nie widział w bo właśnie sam wóz mu zasłaniał. Zaraz potem po pierwszej poszła druga, i trzecia urwana seria ciężkiej broni. Z drugiej strony wąskiego kordonu też robiło się “żwawiej”. Od strony pobocza eksplodował chyba granat. Przemówiła też różnorodna broń ręczna skazańców w szarych barwach. Na razie nadal nie przypominało niczego większego niż niedawno zmagali się mundurowi regularnych jednostek ale z perspektywy członka takiego kordonu smaganego przez lodowatą wichurę szarpiącą krzakami i drzewami, łamiącą pomniejsze gałęzie zapewne wyglądało to bardziej zajmująco. - Meedyyk! - w słuchawkach Greyów rozległo się alarmujące wezwanie. Akurat gdy Grey 35 wychodził zza kadłuba latadełka i w zamieci dostrzegł jakieś zamieszanie. Ktoś leżał na ziemi i dwie inne sylwetki coś z niego ściągały. Chyba jakąś gałąź właśnie. Czwarta sylwetka stała kilka kroków dalej wodząc po szarpanej zamgloną wichurą dżunglą lufą ciężkiej broni chyba ich osłaniając. Całą resztę kordonu tworzyło więc w tej chwili tylko pozostałych trzech Greyów. Zranienie Grey 87 nie było zbyt poważne. Przynajmniej nie po kilku stimpakach które pomogły postawić grenadiera na nogi. Odłamany konar przewalił go jak szmacianą lalkę i gdyby nie miał pancerza mógłby mu nawet połamać żebra a tak szczęście, w nieszczęściu tylko go powalił, przygniótł i przebił pomniejszą gałęzią udo na wylot. Towarzysze z Obrożami bez większych ceregieli po prostu zdjęli z niego konar co zaowocowało wyrwaniem gałęzi także z rany i obfitym strumieniem szybko zamarzającej krwi oraz wrzaskiem bólu i przekleństw z ust Fusha. Grey 35 kończył właśnie kończyć faszerować go stymulantami, dwójka innych Greyów stała kilka kroków od nich co jakiś czas strzelając w dżunglę. Chyba nawet chociaż część mogli trafiać w prawdziwe stwory a nie poruszane wichrem gałęzie i krzaki bo jednak słychać było i to całkiem z bliska jak w tej dżungli coś skrzeczy co jakiś czas. Jakiś xenos wypadł nawet na pobocze w ostatniej chwili rozstrzelany z karabinku przez któregoś z Greyów jak robił ostatni przysiad po skoku by wbić się w ludzki cel. A za chwilę gdzieś całkiem niedaleko wybuchła mina kierunkowa założona trochę od pobocza i szatkując może nie tylko dżunglę. Eksplozja w połączeniu z wichurą krioburzy zagłuszyły ewentualne skrzeki ofiar. - Mamy spóźnialskich. Powinniście ich już widzieć po wschodniej stronie. Uwaga, mogą przyjechać z gnidami na sobie. - w słuchawkach Grey’ów zgromadzonych przy “Eagle 1” rozległ się spokojny głos kapitana Policji. Gdy spojrzeli w bok rzeczywiście w mgielnej zadymce dostrzec się dało jakieś światła pojazdu. Po chwili zbliżył się na tyle, że dało się już dostrzec cień sylwetki. Jakiś większy niż standardowa osobówka, pewnie jakiś suv, pickup czy inna terenówka. I światła nagle zniknęły a po sylwetce która na moment pokazała się jakby od góry zaczęło wystawać tylko skrajne, czerwone, tylne światło. - Wjebali się do leja. - burknęła Douglas o kodowej nazwie Grey 86 z mieszaniną fascynacji i pogardy. Sama po oznaczeniach pod portretem mogła być zaintrygowana bo miała licencję i pilota i kierowcy. Na razie jednak trzymając w dłoniach pykający detektor, stanowiła główne ogniwo systemu ostrzegawczego przed atakami xenos z dżungli. Do “wjebanych do leja” nie było już tak daleko. Z pół setki metrów. Gdyby wydostali się z wozu i z leja mogli być już widoczni z kordonu. Chociaż na tych odległościach warunki widoczności były jeszcze zmienne i zależały od chwilowych kaprysów wichury. Czerwone światło wystające z leja było jeszcze względnie widoczne ale już fragment samochodu na przemian pojawiał się i znikał przysłaniany i odsłaniany kolejnymi falami wichury. Wedle wskazań HUD była tam znana Sandersowi szóstka skazańców ze schronu. Amplitudy wskaźników życiowych skakały mocno świadcząc, że się tam nie nudzą i nie jest dobrze. Jedynie u Grey 31 linie były niebezpiecznie płaskie i choć system nie oznaczył jej jeszcze KIA różnooka cekaemistka to musiała być tego niebezpiecznie blisko. Miejsce: zach obrzeża krateru Max; klub “H&H”; poziom Hell; 4 670 m do CH Black 3; 4 230 m od CH Grey 301 Czas: dzień 1; g 37:25; 35 + 60 min do CH Black 3 Black Jedna Black doskoczyła do drugiej Black a Grey do Grey’a toczącego swoje pojedynki. Diaz nie udało się trafić małego szarańczaka który obskakiwał Nash ale stwór chyba na moment zdezorientowany nowym przeciwnikiem odskoczył na moment jakby wahając się kogo atakować w tej chwili czy może lepiej czmychnąć w maskujące opary dymu. Ten moment wykorzystała Black 8 by trzasnąć go kolbą wojskowego karabinu i zmiażdżyć go na krwawą, żółtą miazgę. W tym czasie Grey’om udało się zastopować atak większej poczwary. Stwór, wciąż skoncentrowany na największym przeciwniku, czyli Lemmanie, przeorał mu bok pazurami tuż pod linią napierśnika. Szkarłatna struga łukiem zrosiła i podłogę i Grey 27 a Leeman stęknął ciężko przy kolejnym, przyjętym ciosie. Ale skoncentrowany na Leemanie paskud sam wystawił się na atak Gomes. Leticia kopnęła go butem wybijając go z dalszych ataków na operatora miotacza i zaraz zdzieliła go kolbą, ciężkiej broni wbijając ją mocno aż trzasnęła skorupa potwora i wytrysnęła z niej żółta posoka. Stwór zrewanżował jej się smagnięciem ogonem które chlasnęło ją przez napierśnik odrzucając od siebie ale wtedy do walki wrócił Leeman. Wrzeszcząc wpadł na stwora całym swoim cielskiem próbując go staranować. Zaabsorbowany Gomes xenos ledwo uniknął tego całosci tego ataku ale i tak syknął przy zderzeniu tej opancerzonej masy gdy znowu coś w nim trzasnęło, tym razem chyba jakaś kończyna. Stwór wydawał się być już ledwo stać na nogach ale jeszcze był na chodzie gdy w tym momencie opadły go jeszcze obydwie Blacki. Pod tak zmasowanym glanowaniem butami, pięściami i kolbami czwórki skazańców kreatura wreszcie padła na posadzkę pełną gotującego się syfu. Zostało ostatnie kilkanaście kroków od schodów. Ale w tym gotującym się ukropie który zastąpił w ciągu ostatnich sekund kotłujący się kriochaos mety i tak nie było widać. Czwórka skazańców biegła prawie na oślep do tego Leeman wyraźnie ciężko stąpał od właśnie pochlastanych szponami ran i coraz ciężej kaszlał od duszącego dymu. Czy próbował staranować biurka wieki temu ustawione przez Blacków i mundurowych jako symboliczna zapora czy liczył, że się przeciśnie między nimi albo zwyczajnie ich nie zauważył w tym gryzącym dymie nie było wiadomo. Efekt był za to wiadomy. Potężnie zbudowany mężczyzna wpadł w pełnym impecie na jedno z tlących się biurek i wraz z nim runął w duch schodów i na dno korytarza akurat gdy za plecami znowu usłyszeli znajome skrzeki xenos i chrobot szponów. Druga z Greyów była tylko o włos zwinniejsza. Co prawda też chyba biurko dostrzegła w ostatniej chwili i wpadła na nie ale po krótkim syknięciu z bólu przeskoczyła nad nim i zaczęła zbiegać po schodach w dół. Dwójka Blacków co prawda wiedziała gdzie są te cholerne biurka ale i tak gdy wyłoniły się z gęstego dymu można było się zdziwić, że “to już”. A może po prostu miały trochę szybszy refleks niż para operatorów ciężkiej broni z drugiej grupy skazańców. - Leeman blokuj! - wrzasnęła Gomes odwracając się gdzieś w połowie schodów i posyłając granat z podwieszanego granatnika. Pocisk momentalnie zginął w dymie i eksplodował chwilę potem zasypując podejście do schodów odłamkami. Leeman akurat wylądował na posadzce u podstawy schodów ale wciąż na niej leżał. Jęknął coś i nieco przekręcił się na plecy na ile pozwalała mu butla miotacza i reszta ekwipunku. - Jebany chlewik… Podjarany chlewik… - sapnął ciężko i puścił strugę ognia. Swoje dorzuciła Diaz i w ten sposób chociaż chwilowo ogień i granaty odgrodziły jedyne wejście jakie prowadziło z sali w głąb korytarza. Na Black 8 spadło otwarcie drzwi schronu. Panel nadal był tam gdzie ostatnio chociaz teraz musiała najpierw zdrapać warstwę pokrywającego go syfu. Mając za plecami trójkę skazańców podtrzymujących ogniową barierę na jedynym, potencjalnym kierunku ataku zostało jej się martwić czy schron ich wpuści. Próba identyfikacji zdawała się trwać wiecznie bo tym razem miał wrażenie, że gada z samym komputerem a nie obsługą po drugiej stronie. A jednak ich prośba o wejście została zaakceptowana i ciężkie, pancerne drzwi stanęły wreszcie otworem. Jeszcze ostatni wysiłek i we czwórkę mogli wbiec do przedsionka. Znowu zdawałoby się w ślimaczym tempie drzwi zaczęły się zamykać aż wreszcie się zamknęły. Pozostawiony przez piromanów płomień płonął na tyle długo, że żaden z xenos nie zdołał zakłócić i wtargnąć do środka. Gdy drzwi wreszcie zatrzasnęły się i wnętrze przedsionka wypełnione dymem i słaniającymi się na nogach Parchami pociemniało gdy przestała z zewnątrz bić łuna pożaru. Grey 20 opadł na kolana a potem na czworaka. Ciężko dyszał jak pies po ciężkiej i długiej pogoni. Gomes oparła się o ścianę przedsionka. Potem włączyły się wentylatory odsysając dym i szkodliwe substancje. Z góry spadł ze zraszaczy deszcz odkażających substancji. Leeman zrezygnował z prób utrzymania pozycji i opadł na posadzkę. Gomes stopniowo ześlizgnęła się plecami po mokrej teraz ścianie aż nie klapnęła tyłkiem o podłogę. Dezynfektanty pieniły się po ścianach, podłodze i pancerzach spływając do rynienek i otworów odpływowych. W końcu ustały a pomieszczenie zalała kolejna fala czystej wody. Leeman odkręcił się na plecy wystawiając twarz na ten kojący opad. Grey 27 też odpięła maskę hełmu i uniosła twarz ku górze pozwalając sobie na chwilowe uczucie ulgi. Oddechy przez ten czas zdążyły się znacznie uspokoić podobnie jak i myśli. Odkąd powypadali wiele metrów w pionie i w poziomie, całe sale i korytarze temu z “Eagle 1” pierwszy raz mogli przystanąć dla złapania oddechu. Po spłukującym czyszczące środki deszczu przyszła kolej na osuszający nawiew a potem znowu dmuchawy oczyściły przedsionek. - Tylko mi nie mówcie, że po drugiej stronie jest to samo. - westchnęła Gomes patrząc ponuro na jasne jarzeniówki nad wewnętrznymi drzwiami prowadzącymi do właściwego schronu. Zaczęły migać ostrzegawcze światła oznajmiające, że zaraz zacznie się procedura otwarcia tych wewnętrznych drzwi. Skazaniec znowu westchnęła, dopięła z powrotem maskę hełmu i zaczęła wracać do pionowej pozycji. Miejsce: zach obrzeża krateru Max; okolice klubu “H&H”; Eagle 1; 3 770 m od CH Grey 301 Czas: dzień 1; g 37:25; 155 + 60 min do CH Grey 301 Grey 300 Coraz bardziej pokiereszowany suv z coraz bardziej pokiereszowa od kłów, szponów a dotego przyduszoną krionicznym bezdechem obsadą sunęła przez zawalone gałęziami, kamieniami, truchłami xenos jezdnię pełną licznych wyrw, kraterów i lejów po eksplozji bomb, rakiet i pocisków artylerii i lotnictwa. Obsada i tak nie miała zbyt wiele okazji do podziwiania widoków bo ani szalejąca zamieć śnieżna ani ataki xenos nie dawały okazji do obserwacji czegokolwiek dalszego niż tu i teraz na wyciągnięcie ręki, noża albo kolby. Słabli. Każdy przejechany metr wystawiał na działania morderczego zimna które w błyskawicznym tempie wysączało siły i życie. Swoje robił też tlen a raczej jego brak. Cztery przewody z życiodajnym tlenem na szóstkę skazańców. Nie wyrabiali. Zmiany połączeń przewodów tlenowych tylko opóźniały to co nieuniknione. Ale z drugiej strony z każdą chwilą samochód nawet bez żadnego kierowcy zbliżał się ku przeznaczeniu. I jeszcze te cholerne xenos! Jednego zastrzelonego, zatłuczonego czy zakłutego stwora prawie z miejsca zastępował kolejny. Zajmujący miejsce kierowcy kowboj włączył się do walki próbując usiec tego małego, zwinnego stwora który wbił się do kabiny i zaatakował Grey 33. A raczej ją zaatakował w pierwszej kolejności. Trafienie nożem tak ruchliwego celu na ograniczonej, trzęsącej się przestrzeni gdy szybka gazmaski a może to już wzrok robił się coraz bardziej mętny wcale nie było łatwe. Podobnie strzelec wyborowej trudno było obronić się przed małą kreaturą. Bardziej oberwał kowboj którego stworowi udało się kilkukrotnie ukąsić zanim we dwójkę zdołał go jakoś wreszcie zabić. Pechowo przy ostatnim uderzeniu kowboja jego nóż wbił się tak głęboko w jakąś szczelinę pojazdu, że wyglądało na to, że utknął tam na dobre. Cały czas odczuwali zmagania Denta który był tuż obok tak samo jak w tak małej przestrzeni, przeznaczonej dla dwójki spokojnie siedzących pasażerów to trójka ludzi machająca na wszystkie strony kończynami, nożami i pistoletami, zagęszczona dodatkowo szponami albo całymi, pomniejszymi stworami przeszkadzała sobie nawzajem całkiem znakomicie. Warunki do walki wręcz były także i pod tym względem bardzo trudne. Przynajmniej dla ludzi. Kowboj i strzelec wyborowy zmagający się z małym stworem przeszkadzali drugiemu strzelcowi wyborowemu zmagającym się z tym czymś na dachu tak samo jak on im. Dentowi wreszcie udało się to coś trafić przy którymś kolejnym uderzeniu pistoletem, i wyłamaniem czegoś na tyle, że nawet jak to coś nie zabił to chyba przewaliło się na dach i po chwili spadło z niego. Dent ciężko oddychał po tych zmaganiach i też mu się w nich oberwało tak samo jak każdemu w tym suvie. Na tylnej kanapie Grey 25 też się nie nudził bo tym razem stwór wybrał za cel jego. Dla odmiany był większy niż ten który chwilę wcześniej zaatakował siedzącą obok Grey 32 która się z nim szarpała póki nożownik nie przyszedł jej w sukurs. Teraz sprawa wyglądała podobnie, Castillio wygiął się bokiem jak mógłby nie dać stworowi wskoczyć na kanapę. I tak się zmagali gdy biolog z nożem próbował dźgać stwora a stwór próbował rozszarpać i kanapę i siedzących na nim ludzi. Kurson obserwowała to kątem oka i z napięciem przewodu tlenowego bo widocznie nie był przystosowany do tak dalekich podróży z twarzą przy podłodze albo się zablokowało coś. A medpak dygotał i podskakiwał na tej podłodze która podskakiwała w rytm nadawany przez koła i zawieszenie auta. Cały czas na granicy zasięgu. Dorwała wreszcie ten bezcenny dla siebie medpak i zaaplikowała gdy Castillio wreszcie krzyknął coś niezrozumiałego wbijając nóż z impetem w stwora a ten zaskrzeczał i osunął się znikając Kurson z pola widzenia. Teraz biolog wygladał niewiele lepiej niż Grey 32. Dlatego gdy pojazdem nagle szarpnęło i zaczął on spadać w dół a zaraz potem nastąpiło uderzenie wszyscy byli jednakowo zaskoczeni. Upadek czwórki pasażerów zamortyzowały pasy i poduszki powietrzne. Dwie, nie przypięte pasażerki grzmotnęły o szybę i deskę rozdzielczą. Wszyscy wydawali się być już otępiali od tego zimna i braku tlenu. Ale gdy pojazd znieruchomiał okazało się, że są na dnie leja. Pojazd musiał wpaść do jednego z licznych lejów które dotąd udawało mu się omijać. Teraz wbijał się maską w dno leja a rufa jednym rogiem wystawała ponad górę leja. Silnik zgasł a wraz z nim wszystkie światełka na desce rozdzielczej oraz silniczki napędzające nawiew do aparatury tlenowej. Grey 33 wyrżnęła głową w deskę rozdzielczą ale dzięki temu na maskę wyleciała jej tylko głowa i ramiona ale kompletnie nie miała pojęcia gdzie jest jej pistolet. Grey 31 miała mniej szczęścia bo przeleciała nad nią, przeszurała się przez całą maskę samochodu i zatrzymała się dopiero gdy grzmotnęła w zmrozone dno leja. Ale wedle wskazań HUD jeszcze nie była KIA choć wskaźniki miała już niepokojąco poziome a podeszwy jej butów były tuż poza zasięgiem dłoni strzelec wyborowej. Grey 39 przywalił podczas upadku twarzą w poduszkę powietrzną więc efekt uderzenia był mniejszy niż u obydwu kobiet. Ale swoje zrobiło niedotlenienie. Kręciło mu się w głowie i miał kłopoty z koncentracją wzroku. Ze złapaniem oddechu też. Zdawał sobie sprawę, że lada chwila osłabnie i straci przytomność. Zdołał się jeszcze na wpół przytomnie odpiąć od fotela i otworzyć drzwi od kierowcy. Kończące się w płucach powietrze sprawiało, że oddech świszczał mu jak przy ataku astmy. Grey 32 przygrzmociła twarzą w poduszkę powietrzną z pełną mocą. Więc nic się jej właściwie nie stało. Ale bez silnika tlen w gazmasce podpiętej pod przewód musiał się zaraz skończyć. Na ziemi widziała swoją strzelbę która musiała tam spaść podczas walki albo wypadku. Nigdzie nie widziała medpaka jaki wcześniej rzucił jej kowboj. Sam kowboj wyglądał jakby miał zaraz opaść z sił i trzeba by było go nieść. Noyka leżała na desce rozdzielczej względnie przytomnie mrugając oczami ale jej gazmaska wciąż była podpięta pod tlen. Hawthorn leżała częściowo na masce a częściowo przed gdzie wyrzuciła ją siła zderzenia. Leżała całkiem bezwładnie. - Spierdalamy! - krzyknął Grey 28. Grey 25 miał chyba podobne zdanie bo obydwaj wypięli się z pasów, otworzyli drzwi i próbowali wyłuskać się z rozkraczonego auta zanim zlecą się następne xenos. Na razie żadnych nie było ale to pewnie nie był stan permanentny.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
18-05-2018, 20:50 | #314 |
Elitarystyczny Nowotwór Reputacja: 1 | Grupa RW: Black 2 i Black 8 [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=cAnOt74e9_Q[/MEDIA]
__________________ Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena Ostatnio edytowane przez Zombianna : 18-05-2018 o 20:52. |
18-05-2018, 21:22 | #315 |
Reputacja: 1 | Grupa RW: Black 2 i Black 8 [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Vppbdf-qtGU[/MEDIA]
__________________ A God Damn Rat Pack Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy... |
18-05-2018, 23:33 | #316 |
Reputacja: 1 |
__________________ Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu, Upał na ulicy i plamy na Słońcu. Hej, hej… |
19-05-2018, 00:50 | #317 |
Reputacja: 1 | - Żadna godzina życia... spędzona w siodle... nie zostanie zmarnowana... - wychrypiał Grey 39, nieporadnie próbując opuścić pojazd. Skończyło się to tym, że zwyczajnie wypadł z fotela kierowcy i przygrzmocił w twardą ziemię. Poprawiwszy kapelusz, złapał za otwarte drzwi suva i z trudem podniósł się do pionu. Chwiał się lekko na boki i wzrok miał mętny, jakby wypił parę głębszych. |
19-05-2018, 19:56 | #318 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral, To make sure that I stay dead. |
20-05-2018, 03:26 | #319 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 52 - Sygnał (37:35) 1/2 “Znowu uczysz nowych jak przeżyć, Keyana? Jak prawdziwy Samarytanin… Jeśli masz takie predyspozycje na dobrego pasterza, to pewnie zgłosisz się na ochotnika na małą misyjkę? Prosty rachunek wskazuje, że po drodze zgubiliśmy cztery, małe owieczki. Tannhauser kazał nam wrócić i ich poszukać więc rusz tyłek i idź.“ - “Szczury Blasku” s.23 Miejsce: zach obrzeża krateru Max; klub “H&H”; poziom Hell; 4 670 m do CH Black 3; 4 230 m od CH Grey 301 Czas: dzień 1; g 37:35; 35 + 60 min do CH Black 3 Black 8 Według słów Amandy sytuacja w schronie, przynajmniej w prywatnych kwaterach Morvinovicza nie była wcale taka tragiczna. Właściwie odkąd grupka skazańców opuściła lokal ostatnim razem to wewnątrz zmiany wydawały się niewielkie. Nadal było światło, woda, żywność i całościowo wszystko wbrew temu co się działo kilka poziomów wyżej, działało tak jak powinno. A jednak nie do końca było tak jak poprzednio. Widać i czuć było zmianę wśród ludzi. Amanda wydawała się wręcz desperacko lgnąć do Diaz jakby Latynoska była jakąś ostoją bezpieczeństwa i stabilności. Chociaż w rozmowie z ochroniarzami tak przy negocjacjach by wpuścili ich do środka jak i tego by nie wyprosili z powrotem na zewnątrz po “incydencie na korytarzu” z Leemanem w roli głównej blondynka okazała się całkiem zaangażowana, pomysłowa i przekonywująca. Ale też i ochroniarze klubu wydawali się niezbyt pewni co powinni robić i jak się zachować. Oni i blondynka byli co prawda zgodni do tego, że grupka Parchów była gośćmi “szefa” i Nash wyczuwała, że nawet pod jego nieobecność jego imię jest całkiem mocną marką wśród jego pracowników. Obydwie strony się na niego powoływały. Ochroniarze twierdzili, że gościna się skończyła gdy Parchy poprzednio opuściły lokal a teraz są jak wszyscy czyli właściwie tutaj nie powinno ich tu być. A już na pewno nie po “incydencie na korytarzu” gdy Leeman jakby uparł się dać żywy przykład słuszności wszelkich wątpliwości i podejrzeń pod adresem czwórki skazańców. Blondynka jednak z trudem przekonała ich, że czwórka skazańców są jej gośćmi i w końcu jak zaczną bruździć no to jak właśnie było widać są Obroże no i zawsze będzie można ich wyrzucić. Poza tym przed odejściem szef nic nie mówił, że cofa zakaz ich gościny. Ochroniarze przy tak niejasnej sytuacji, woleli się chyba nie narażać pomysłowej gwieździe estradowej i ulubienicy szefa więc w końcu dali spokój. Black 8 jednak widziała, że podczas wcześniejszej wizyty wszyscy ludzie Morvinovicza wydawali się wiedzieć co mają w danym momencie robić i działali jak sprawnie naoliwiony mechanizm. Teraz zaś wydawało się, że każdy czeka aż decyzję i odpowiedzialność podejmie ten drugi obok. Podobnie było ze spotykanymi ludźmi. Dziewczynki, ludzie w garniturach, kombinezonach, ochroniarze bez broni. Idąc przez kolejne korytarze i czasem mijając otwarte czy niedomknięte drzwi widać było kolejne objawy demoralizacji. Przez mijane drzwi do jakiejś toalety widziała plecy jakiejś klęczącej dziewczyny i charakterystyczne ruchy jej dłoni i głowy przed kroczem jakiegoś faceta. Nieco dalej w jakiejś chyba garderobie widziała hostessy. Jedna leżała nieruchomo z twarzą obsypaną białym pyłem i oczami tępo wbitymi w punkt na suficie. Druga siedziała na jakimś krześle, coś mówiła, śmiała i płakała jednocześnie. Nagle bez ostrzeżenia puściła pawia zarzygując sobie uda i kusą sukienkę. Otarła niedbale usta ręką i dalej wróciła do swojego bełkotu właściwie nawet nie było wiadomo do kogo tak nawija. Jakiś facet w samej koszuli i skarpetkach wybiegł na oślep jakby go stado xenos goniły. Zderzył się równie na oślep z operatorem miotacza ognia a ten niedbale odtrącił go. Facet stracił równowagę i wpadł na ścianę. Zaraz pozbierał się i ruszył dalej przed siebie a zaraz zza tego samego rogu wypadło dwóch kolejnych. Z rewolwerami i maczetami w rękach. Widząc gdzie pobiegł ten bez spodni skręcili w ten sam kierunek i po chwili doszły z tego zaułka krzyki, ludzkie przerażone skomlenie a potem tępe uderzenia maczet. Po chwili słychać było już tylko te uderzenia maczet. Amanda mimo wszystko miała jednak sporo racji. Kozlova nie widziała. Ale pewnie był przy medlabie w swojej kanciapie bo gdzie indziej mógł być? A jak tam jest to pewnie pije. Green 4. Ten doktorek z Obrożą. Nie była pewna ale chyba jeszcze żył. Nie była do końca pewna co się stało ale chyba namówił jedną z dziewczyn by pocięła drugą. Czy jakoś tak. Strasznie ją pocięli. Ochroniarze wkurzyli się na nich oboje. Nie chcieli o tym gadać ale chyba ich oboje skopali i zamknęli. Ale to już było jakiś czas temu więc blondynka nie była pewna jak jest teraz. Pewnie z chłopakami z ochrony trzeba by rozmawiać. O gliniarzach i ich więźniu też wiedziała tyle co o Kozlovie. No chyba byli w medlabie ale nie chodziła tam. Właściwie to prawie nigdzie nie chodziła. Z zapasami też to była sprawa ochrony. Ona była artystką estradową więc nie zajmowała się tym. I nie umiała strzelać ani nic takiego. Podobnie z monitoringiem. To znowu była sprawa ochrony. Albo samego Kozlova. I Amy też było miło widzieć Nash. Zobrazowała to ciepłym uściskiem, przyjacielskim całusem w policzek i promiennym uśmiechem. Może i od Amandy dałoby się dowiedzieć coś więcej gdyby pogadały jeszcze trochę bo wyglądało na to, że jak nie autorytet to gadane ma na tych ochroniarzy no i wie co i jak się dzieje w tym prywatnym schronie. Ale właśnie wtedy sieknął ją w tyłek swoją wielką łapą Leeman i nastąpił “incydent na korytarzu”. Blondi co prawda przekonała ich w końcu by ich nie wywalali do ogólnej części schronu ale wolała się ulotnić z korytarza razem z Diaz zanim Leeman dojdzie do siebie. A Grey 27 podreptała za nimi skuszona wizją prysznica i jacuzzi. Więc w końcu Black 8 została sama z najstraszniejszą istotą znanej ludziom części galaktyki: mężczyźnie z fochem. Bo w końcu strażnicy też wrócili o swojego posterunku przy wejściu, dziewczyn już nie było więc Nash została sama z wściekającym się na wszystko i wszystkich olbrzymem. Ale z braku chyba lepszego pomysłu na życie poszedł z nią. Ale nie była to przyjemna podróż. Facet lazł, złorzecząc na podstępne świnie, bandę tchórzliwych świniopasów, i tą jebaną, zasraną Obrożę, bez której już dawno by tu zaprowadził swój porządek. Do tego trzaskał drzwiami, czasem w mijane szafki, albo kopał śmietniki by dać upust swojej wściekłości. Tak na wypadek gdyby świat nie dostrzegł jak bardzo Grey 20 jest na niego zły i obrażony. W końcu jednak we dwójkę zawędrowali w rejon medlabu. I tutaj pierwszy raz dostrzec się dało jakieś usterki. Światło migało na korytarzu nieregularnym rytmem. Co więcej mrugał też HUD oraz trzeszczał zakłóceniami komunikator. Sytuacja była na tyle dziwna i niepokojąca, że nawet operator miotacza chyba na chwilę zapomniał, że miał się obrażać i w ogóle mieć focha. Zerknął w dół na stojącą obok i niższą od niego Black 8 jakby sprawdzał czy też uważa to za podejrzane. I złapał swój miotacz bardziej profesjonalnym uchwytem. Byli już na tyle blisko, medlaba, że widać było drzwi do niego. Otwarte. I tam też mrugało światło. Gdy doszli do tego korytarza znowu stało się kilka rzeczy na raz. Po pierwsze z progu medlaba widać było i salę operacyjną która chyba wciąż była zachlapana krwią xenos po tym jak wybudzony po operacji i wściekły Hollyard rozstrzelał stwory z rewolweru. Tam przynajmniej stojąc w progu i w tym zmiennym świetle rudowłosa saper miała wrażenie, że chyba nic się nie zmieniło. Chociaż musiałaby tam podejść bliżej by to sprawdzić. Z tego kierunku słychać było też podniecone albo zaniepokojone, męskie głosy. Za to drugie drzwi, te prowadzące do izolatki w której gdy odchodzili z tego miejsca była zamknięta terrorystka z Dzieci Gaii zmiana była od razu widoczna. Po pierwsze przed drzwiami nie było żadnego gliniarza ani w ogóle nikogo. Za to przez drzwi izolatki, widać było twarze które coś krzyczały i uderzały w szybę i drzwi pewnie by zwrócić na siebie uwagę. I widoczność nie była perfekcyjna ale nash była prawie pewna, że to właśnie ta para gliniarzy co powinna stać na straży. Z drugiej strony korytarza też był ciekawy obrazek. Jakoś w lot dało się wyczuć, że to jest właśnie “kanciapa Kozlova” o jakiej mówiła Amanda. No i rzeczywiście był i sam Kozlov, no i rzeczywiście pił. A przynajmniej butelka wódki i kieliszki stały na stole a miejscowy lekarz siedział na krześle obok. Siedział i trochę się śmiał a trochę kręcił głową już chyba nieźle wstawiony. A chyba bawiła go reakcja dwóch innych mężczyzn i akurat ich złotooka saper też rozpoznawała. - Nie, nie, to naukowo niemożliwe. - mówił nerwowym nawet trochę przestraszonym tonem brodacz z Seres. Opierał się tyłkiem o jakieś szafki i wpatrywał się w przedmiot nad stołem. Wyglądał jakby uciekł od stołu jak najdalej póki nie trafił tyłkiem na mur z szafek a jednocześnie zjawisko nad stołem jednak mamiło go i ciekawiło. - Po pijaku? Nie możliwe? No chyba, że z babą. A jak coś innego to widać za mało wypiłeś. - roześmiał się niefrasobliwie Kozlov oświetlany upiornym blaskiem znad stołu. - To musi być celowe działania. Na pewno. Musi mieć jakiś wpływ elektromagnetyczny. To tylko hipoteza ale myślę, że to jakiś nadajnik. Brakuje mi jednak instrumentów pomiarowych by to potwierdzić. - trzecim z mężczyzn, doktor astroarcheologii Saul Jenkins stał o krok od stołu i wpatrywał się w to coś nad stołem. Bo to coś było nad stołem. Unosiła się nad nim nieforemna bryła zupełnie jak jakiś kamień. Tylko taki podświetlany od środka. Promieniował na całą kanciapę żółto - zielonym, dość mocnym, choć nie oślepiającym światłem. Snop tego światła jak promień uderzał w sufit a chyba właśnie z tego przedmiotu dobiegało ciche trzeszczenie podobne trochę do zakłóceń w radio albo trzeszczenia klasycznego licznika Geigera. Chociaż kompletnie nie wyglądał jak jakikolwiek licznik. Właściwie wyglądał jak kawałek skały o nieco dziwnym kształcie. Tylko ta dziwna poświata i lewitacja z pół metra nad stołem nie pasowała do zwykłej ściany. - O, wóda! - Grey 20 też podążył wzrokiem za Black 8 i dostrzegł w niej coś interesującego. Bez wahania wszedł do kanciapy i sięgnął po stojącą na stole butelkę z przezroczystym płynem. - Ejj noo… - zaprotestował Kozlov widząc jak butelkę przejmuje obcy brutal. - No co kurwa? Wyjebać ci? - zapytał zaczepnie Leeman sapiąc wściekle na siedzącego lekarza w poplamionym fartuchu. Ten oszacował chwilę dysproporcję sił i niewielką ilość cieczy w butelce i w końcu wzruszył ramionami. Więc łysy olbrzym dossał się wreszcie do upragnionych promili nie kłopotając się sięganiem po kieliszki albo zważaniem na dryfujący okruch skalny który był gdzieś na wysokości jego głowy. - Bierz se. I tak mam jeszcze całą butelkę Wyborowej. Zaraz pójdę. - lekarz też machnął ręką i zaczął chwiać się próbując się podnieść jednocześnie od krzesła i stołu ale etap “zaraz pójdę” jednak w tej chwili był chyba ponad jego siły. - Hej. - Black 8 usłyszała za sobą niepewny, kobiecy głos. W migającym świetle okazało się, że sądząc po ubraniu to chyba jedna z hostess lokalu. Patrzyła się niepewnie na nią przygryzając nieco nerwowo wargi. - To ty jesteś kumpelą Amandy? - zapytała mrużąc oczy ale pytanie jakby pozwoliło jej przełamać tą niepewność. - Macie miejsce? By się stąd wydostać? Proszę, zabierzcie mnie! Zapłacę! Ma kredyty! Koks, i brylanty! Możecie to opchnąć albo zabrać! Zrobię wszystko co zechcesz! Lubisz z dziewczynami tak? No to będzie jak zechcesz! Zrobię co zechcesz! Ja zawsze byłam najlepszą kumpelą Amy! Zawsze jej pomagałam! Wam też mogę tylko mnie tu nie zostawajcie! Szef wyjechał i wszystkich ważniaków zabrał ze sobą! Wszystko się sypie! Zostawił nas na pewną śmierć a ja nie chcę tu umierać! - dziewczyna na zmianę balansowała na granicy, płaczu, prośby i histerii ale determinacja i wola przeżycia wciąż zwyciężały choć z wyraźnym trudem i jakoś jeszcze trzymała się w garści. Dopóki nie usłyszał czy nie dostrzegł jej Leeman. - O. Wreszcie jakaś świnia. Chodź tu świnko. - olbrzymowi chyba znudziło się szukanie albo czekanie na nową wódkę więc cisnął pustą butelkę w kąt a ta roztrzaskała się o ścianę obsypując odłamkami Roy’a i plecy Jenkinsa. A potem ruszył z powrotem na korytarz z takim impetem jakby obydwie albo chociaż jedną z rozmawiających kobiet zamierzał staranować od ręki. Dziewczyna wytrzeszczyła oczy w wyraźnym strachu zerkając szybko to na zbliżającego się olbrzyma to na Nash z którą właśnie rozmawiała. Black 2 Trzy nagie, mokre kobiety w jednym jacuzzi. Wreszcie można było odsapnąć. Zrzucić z siebie pancerz, oporządzenie, broń, przemoczone, przepocone i pokrwawione ubranie. Wziąć ożywczy prysznic i wreszcie wyłożyć się wygodnie w jacuzzi które balansowało rozmiarami do miana małego basenu więc trzy osoby mieściły się ze sporym zapasem. Można tak było leżeć, siedzieć, dać się unosić czystej, przyjemnie pachnącej wodzie, dać się omiatać wesołym, ożywczym bąbelkom no i po pańsku obsługiwać koleżankom Amandy. A koleżanki Amandy też widać jak nie sam Morvinovicz to jakiś manager od personelu wiedział co robi bo dziewczyny były chętne, giętkie, zalotnie uśmiechnięte zupełnie jakby pochodziły z epoki świetności klubu a nie z tym całym syfem jaki był ledwo kilka pięter nad nimi. Można było poczuć się po królewsku gdy się tak siedziało w tym luksusowym przybytku wyciętym żywcem z pięciogwiazkowych hoteli więc w tej cudownej wodzie, gdzie hostessy wydawały się tylko czekać by mogły spełnić kolejne życzenie gości łatwo było zapomnieć, że jest się w podziemnym schronie a nie w tym luksusowym hotelu. Leticia zażyczyła sobie niebieskie avocado z żółtą, soczystą brzoskwinią i czerwoną parasolką no i obowiązkowymi kostkami lodu. I po paru chwilach ku jej szczeremu zaskoczeniu któraś z dziewczyn z sympatycznym uśmiechem wręczyła jej tak ozdobioną, i oszronioną szklankę. Od tej pory Leticia przestała się właściwie udzielać towarzysko zadowalając się leniwym nicnierobieniem w jacuzzi i równie leniwym popijaniem kolejnych drinków. Wszelkie podejrzenia, niepewności ci węszenie podstępu chyba ta gorąca kąpiel i zimne drinki wybiły jej to z głowy. Ale niewiele brakowało by z powrotem wylądowali w publicznej, szarej i markotnej części bunkra. Wszystko przez “incydent na korytarzu”. Dlatego nie było z nimi Leemana. Blondynka szła wciąż chętnie i wdzięcznie przyklejona do swojej wybawicielki a przy przywitaniu też umiała odznaczyć swoją obecność, wdzięczność i radość ściskając ją za pośladki tak mocno jakby próbowała ją podnieść. Do hermetycznych pancerzy bowiem należało wiele zalet ale na pewno nie sprzyjały delikatnemu dotykowi i pieszczotom. Ale już takie mocniejsze, nieco chuligańskie zagranie uszczęśliwionej blondyneczki przez pancerz przeszło wystarczająco mocno by mieć z tego radochę i ubaw. I pewnie było też na co popatrzeć. Czy Leemana jakoś ten manewr natchnął czy nie trudno było orzec. Ale właśnie gdy Amanda już szła obok Diaz i odpowiadała na jej i Nash pytania koncentrując się przy tym a miała nad czym. Wydawała się w klasycznej rozterce. Bała się i zostać w tym miejscu i je opuścić. W jednym i drugim wypadku ryzyko było ogromne jedynie w perspektywie czasu i rodzaju zagrożenia trochę inaczej rozłożone. Gdy tak artystka estradowa w swojej małej, czarnej próbowała się skoncentrować i wyjaśnić obydwu Blackom co tylko mogła właśnie wtedy bez ostrzeżenia operator miotacza trzasnął ją w jej zgrabny i opięty sukieneczką tyłek. Tak nagle i mocno, że dziewczyna wyskoczyła do przodu i do góry jak poparzona tak pewnie ze strachu jak i z zaskoczenia. I wtedy stało się kilka rzeczy prawie jednocześnie. Najszybsza chyba była Obroża. Ledwo blondynka krzyknęła przestraszona z zaskoczenia podskakując do tego a osobisty strażnik skazańca zareagował parząc go wyładowaniem elektrycznym od którego z kolei on zaczął się wić i wrzeszczeć. - Spadaj chamie! - krzyknęła zbulwersowana blondynka odreagowując złością na ten podstepny atak i stając tak by przynajmniej Diaz znalazła się na osi ewentualnego natarcia olbrzyma. To zgrało się tak szybko i płynnie, że ciężko było rozróżnić czy Obroża zareagowała od razu na “atak” Grey 20 czy na skargę obywatelki Federacji. Zaraz potem do akcji włączyli się ochroniarze od których jeszcze porządnie nie zdążyli odejść więc jak nie całe zajście to prawie musieli widzieć na własne oczy. - Co jest Amanda? - zapytał któryś z nich ale już trójka z nich szła do sprawców całego zamieszania. - On mnie uderzył! Jak rozmawiałam! Nie czuję się przy nim bezpiecznie. - pod wpływem złości blondynka poskarżyła się ochroniarzom na natręta. Sprawy zaczęły się robić nieciekawie bowiem kara dyscyplinarna I stopnia właśnie przestała działać i olbrzym doszedł do siebie dość szybko ale ochroniarze już mieli widoczną chrapkę potraktować go jak zwykle pewnie traktowali nie umiejących się zachować gości w klubie. Było ich trzech a on jeden ale Grey 20 wpadł w jakąś furię. Może nawet rzuciłby się na nich z gołymi rękami albo oni na niego ale bo widać było, że obie strony nie pałają do siebie miłością. Ale Obroża znowu była szybsza. W sumie olbrzym pogrążony w amoku wydawał się niereformowalny aż wreszcie Obroża powaliła go na dłuższą chwilę karą dyscyplinarną II stopnia gdy trzy kolejne I-go nie przyniosły stałego rezultatu. Udało się jednak wystarczająco wkurzyć strażników a jednemu zdołał mimo wszystko rozwalić nos i nie wiadomo co jeszcze, że ci mieli chyba dość wszystkich “gości” i mieli zamiar z powrotem odstawić z tej elitarnej części klubu całą czwórkę. Na to zaczęła reagować nerwowo dotąd spokojnie się zachowująca Grey 27 która chyba już napaliła się na całego na te jacuzzi które miało być tuż, tuż. Sytuacja unormowała się dopiero przy kolejnej interwencji Promyczka. Trochę uprosiła a trochę przekonała ochroniarzy, żeby pozwolili zostać jej gościom. Ale dość sporo zgody było z tym, że Leeman jako karniaka do sekcji z jacuzzi i dziewczynkami wstępnie dostanie skoro nie umie docenić i się zachować jak należy. Dlatego w końću gdy już się nakurwił i naślinił gdy doszedł do siebie, widząc, że z konglomeratem Obroży i trójki ochroniarzy nie wygra w końcu poszedł z Black 8 która miała własne sprawy do załatwienia w innej części bunkra. A Chelsey, Leticia i Amanda mogły już w spokoju udać się do jacuzzi, drinków i przemiłych hostess. Potem był właśnie prysznic, skok do jacuzzi i Amanda która wydawała się w tej chwili najszczęśliwszą, długonogą blondynką na świecie. I całkiem nieźle zorganizowaną jak się okazało bo zanim Black i Grey wzięły prysznic blondi zorganizowała właśnie swoje koleżanki a te zaczęły kursować z kolejnymi dostawami do jacuzzi i gości je zajmujących. Opowieść Amandy o tym co się działo w schronie od odejścia była dość krótka i w porównaniu do tego co działo się na powierzchni wyglądało na ciszę, spokój, nudę nawet. Nie było żadnych gnid, z żadnego kąta nie czaiło się żadne cholerstwo by rzucić się znienacka na człowieka, nikt jej nie dokuczał ani nie robił problemów. Tylko martwiła się o Chelsey. No i jej kolegów oczywiście. Zapytała nawet o Ortegę choć Black 2 znowu wyczuła, że dziewczyna chyba nie przepada za wielkimi facetami. - Tu sobie nadwyrężyłaś? - zapytała Amanda troskliwym szeptem siedząc tuż za swoim Płomyczkiem. Dzięki czemu Latynoska miała za plecami jej jędrny przód zamiast twardej ścianki jacuzzi. Zaś swoimi udami obejmowała uda siedzącej przed nią kobiety. Gdy wreszcie obydwie mogły usiąść i się rozkoszować przyjemnościami ze wspólnego jacuzzi i przystąpić do zaleczenia dolegliwości jakie przy wejściu poskarżyła się Płomyczek Promyczkowi. Teraz jej palce przynosiły troskliwą ulgę na mokrej skórze barku, łopatki i mięśniom pod spodem. - Słyszałam kiedyś, że jak się pocałuje to mniej boli. - szepnęła blondynka jeszcze ciszej i powoli zbliżyła twarz do łopatki Chelsey aż ta poczuła najpierw jej oddech, potem usta, jeszcze raz usta a potem z wolna przesuwający się po mokrej skórze język Promyczka. Leticia siedziała zanurzona w bąblującej się wodzie gdzieś po swoje piersi. Siedziała naprzeciw ale trochę z boku, z leniwie położoną głową na krawędzi basenu, zamkniętymi oczami i szeroko rozłożonymi wzdłuż krawędzi ramionami wciąż trzymając w jednym ręku szklankę z kolorowym trunkiem. Miejsce: zach obrzeża krateru Max; klubu “H&H”; “The Haven”; 4 220 m od CH Grey 301 Czas: dzień 1; g 37:35; 145 + 60 min do CH Grey 301 Grey To koniec. Kończył się tlen, kończyło się czucie w wymrożonym ciele, wzrok słabł albo to gazmaska zamarzała coraz bardziej. Każdy krok był robiony jak w coraz gęstszą i mroczniejszą wodę. Grey 39 nie był nawet pewny kiedy upadł i powaliła go ta cholerna krioburza. Gdy otworzył oczy leżał na podłodze transportowca. Grey 33 za to była doskonale świadoma kiedy padł kowboj. Kilkanaście kroków przed sylwetkami otaczającymi, nieruchome latadełko. Była świadoma bo udało jej się jeszcze resztką sił podnieść bezwładnego Safforda ale tylko na kilka kolejnych kroków. Upadła zaledwie ze dwa czy trzy ostatnie kroki przed już ledwie majaczącymi sylwetkami. Potem była ciemność. I też obudziła się leżąc na zabłoconej podłodze transportera powietrznego pełnej tającego syfu jaki nadal szalał na zewnątrz. Grey 32 została sama w leju bez przytomnego wsparcia. Z trudem dała radę wyciągnąć bezwładną Grey 31 ponad skraj leja. Potem z jeszcze większym trudem robiła krok za kolejnym krokiem w stronę już tylko majaczących sylwetek i opętańczym wichru szarpiącym jej ciałem jakby nic nie ważyła. Nie pamiętała co było dalej. Obudziła się jak i pozostała dwójka, leżąc po sąsiedzku z Noyką i Staffordem. Niedaleko leżało jakieś ciało, też na podłodze. Przykryte jakąś płachtą. HUD pokazywał aktualny status Grey 31 jako KIA. Za to Grey 35 miał całkiem niezłą świadomość wydarzeń z ostatnich chwi. - Ta, właśnie widać jak jesteś obwieszony tymi samoznajującymi się dupami. - obywaj skazańcy z 800-ki roześmiali się ze swojego żartu. Nie śmiali się zbyt długo. I xenos i ten cały Mahler, dali im zajęcie. Ostatnie resztki z mieszanych grup 200 i 300 treptały w ich stronę. Truchtali, kalecząc ten sport niemiłosiernie ale nie dobiegli. Pierwsza para, Grey 33 targająca z trudem Grey 39 prawie dobiegła. Ale prawie nie oznaczało ratunku, życiodajnego tlenu w ładowni transportowca i ożywczego ciepła grzejników. Prawie oznaczało utratę przytomności i śmierć z zamarznięcia i/lub uduszenia w ciągu minuty czy dwóch. Pierwsza dwójka nie dobiegła więc nie mogła się uratować sama. Druga dwójka też nie. Grey 32 dźwigając Grey 31 nie dobiegła nawet tam gdzie upadła pierwsza dwójka też skazując się tym na śmierć w ciągu kilkudziesięciu nadchodzących sekund. I wtedy właśnie wtrącili się i xenos i kapral. Kordon Parchów wsparty wozem wsparcia w postaci przerobionego wozu strażackiego huknął ogniem i ołowiem dokładając trochę granatów by odeprzeć kolejny szturm xenos. Ledwo to się udało włączył się kapral marine który chyba miał już zamiar wracać do ładowni i chyba zorientował się w leżących bezwładnie, nadprogramowych czterech ciałach ludzi. A przez HUD pewnie wiedział z kim ma do czynienia. - Do cholery nie stójcie tak! Zanieście ich do środka! - zawołał wkurzonym tonem i sam też ruszył by pomóc zanieść cztery ciała do wnętrza “Eagle 1”. Umundurowanemu oficerowi żaden skazaniec otwarcie nie odważył się przeciwstawić więc po chwili cztery ciała zostały ułożone na podłodze ładowni. Dla Grey 31, Imogen Hawthorn było już jednak za późno i nie udało jej się uratować. Kapral Mason klęknęła przy poległej Grey i zebrała jej ekwipunek rozdając go następnie wedle uznania. Po Hawthorn blondasowi przypadło trochę stymulantów jednak na tyle osób w ładowni zasoby z jednej osoby nie oznaczały dla nikogo zbyt obfitych łupów. Potem nastąpiła wreszcie próba silników. Dla odmiany tym razem zakończona sukcesem. Silniki ożyły i uniosły maszynę w górę. Choć sama maszyna chwiała się szarpana albo wichrem na zewnątrz albo nie do końca sprawnymi silnikami. Maszyna wzniosła się i zatoczyła kilka kręgów a w komunikatorach doszły zaniepokojone krzyki 800-ki gdy widocznie bali się, że pojazd który dotąd tak skutecznie osłaniali, że żaden xenos nie przekroczył ich kordonu teraz ich zostawił. “Eagle 1” rzeczywiście ich zostawił. Ale po paru kontrolnych kręgach wrócił z powrotem na miejsce. Do ładowni wszedł kpt. Hassel a w kabinie pilotów, kompletnie zdehermetyzowanej, zastąpił go właściciel klubu. Oficer Raptorów ogrzewał ręce i zaciskał z zimna szczęki tak samo jak wszyscy co wrócili ze świata zewnętrznego. I jak zwykle zaczął ustawiać życie innym. Gdzieś w tym momencie oznaki życia zaczęli zdradzać trójka ostatnich ocalałych ze zrujnowanego suva więc chociaż ominął ich lot próbny załapali się na odprawę przeprowadzoną przez szczekającego z zimna zębami gliniarza. Może dlatego nie była ona długa. - Parchy bierzecie wóz BBR. Jedziecie do klubu. Tam spotykamy się przed zejściem do “The Hell”. My polecimy górą i wejdziemy od góry. Po koncentracji sił razem przebijamy się do schronu. Gnidy lubią podziemia. Więc na pewno nie będzie nudno. Przygotujcie się do walki na krótki dystans. - powiedział krótko oficer patrząc po tak samo zmarzniętych i poważnych twarzach jak jego. Do klubu pojazdem nie było tak daleko. Minuta czy dwie drogi. No i dopancerzony wóz strażacki to nie był jakiś suv. Tak samo jak mógł pomieścić na krótką trasę trochę ponad tuzin ocalałych Parchów. A potem towarzystwo zaczęło się rozchodzić. Znaczy mundurowa obsada wozu strażackiego przeszła do ładowni “Eagle 1” a Parchom zostawało obsadzić wóz albo zasuwać te ostatnie kilkaset metrów z buta. Maszyna powietrzna wzniosła się do nieba a naziemna ruszyła po zmrożonej drodze usłanej lejami. Wozem kierowała Grey 86 która okazała się być jedynym zawodowym kierowcą w bandzie skazańców i mogła sobie śmiało pozwolić na wyłączenie autopilota i bardziej dynamiczną jazdę. Plan okazał się być przynajmniej w początkowym etapie dość prosty. Dynamicznie jadąca ciężarówka gdy już nabrała prędkości albo miażdżyła te xenos które napotkała na drodze, albo zalewała je natychmiast zamarzającą mieszanką gaszącą z armatek jakie miała zamontowane z przodu i z tyłu, albo były szatkowane ogniem broni ręcznej, granatami i w razie potrzeby wręcz przez skazańców. Przez takie sito mało który stwór potrafił się przebić by uczynić komuś jakąś poważniejszą szkodę. Wóz zajechał w końcu do klubu. Dosłownie. Douglas wyhamowała celowo a może przez przypadek gdzieś w środku pustych parkietów. No prawie pustych. Bo widać było sporo spalonych i postrzelanych a obecnie już na kość zamrożonych ciał xenos. Ślady pożaru też było widać nawet w taką niepogodę. Wewnątrz pomieszczeń poza uprzykrzając wszystko i wszystkim krioburzą było jeszcze ciemniej niż na powierzchni. Obowiązkowo trzeba było włączyć latarki w broni by coś było widać. Znowu przydała się przewaga liczebna. Nawet po opuszczeniu wozu i jego uzbrojenia te xenos jakie rzucały się na ludzi z ponad tuzinem luf miały mizerne szanse kogoś dorwać na dobre chociaż zdarzało się, że zraniły jakiegoś pechowca. Przy zejściu na niższy poziom klubu rzeczywiście spotkali się z mundurowymi. A dokładniej najpierw dostrzegli światła ich latarek przebijający się przez mroczną zawieję, potem sylwetki ludzi a w końcu z paru kroków detale postaci. Wojskowi mieli co prawda szybszy transport niż naziemny ale lądując na dachu mieli widocznie dłuższą trasę do pokonania. Teraz razem było ich chyba ze dwa tuziny. - Kto do chuja zjarał mój klub?! - wydarł się nagle wściekły właściciel rzeczonego lokalu. - No i gdzie wtedy była Policja?! - odwrócił się w swojej gazmasce od razu znajdując winnego w postaci oficera dowodzącego całą ich zbieraniną a przy okazji oficera Policji. - Na dole będzie ciekawiej. Parchy przodem. Nie zatrzymywać się, cały czas naprzód. Idźcie po strzałkach prowadzących do schronu. Dopiero w schronie jest tlen. Naprzód! - rzeczony oficer policyjnej jednostki antyterrorystycznej zignorował te roszczenia i wrócił do grupki w Obrożach jaka właśnie przeprawiła się przez parter klubu. Mundurowi rozstawili się wokół wejścia osłaniając uzbrojonych skazańców i czekając aż ci zejdą po schodach na niższy poziom. Na wejściem dało się wciąż rozczytać na tablicy “The Hell”. I mundurowi i skazańcy musieli się śpieszyć z tego samego powodu co do tej pory. Większość z nich nie miała hermetyków i zestawów tlenowych więc od zimna chroniły same pancerze a od uduszenia resztki tlenu w gazmaskach. W sprzęcie trójka Parchów z suva zanotowała straty. Grey 32 straciła swoją tarczę która została gdzieś na dnie leja, w rozbitym suvie albo i wypadła gdzieś po drodze przy zderzeniu. Grey 33 podobnie straciła swój pistolet i teraz właściwie do walki na krótki dystans miała wybór albo nóż albo niewygodny karabin snajperski. Grey 39 jakby dla równowagi ocalił kapelusz i swoją broń ale zgubił nóż. Z małym plusem wyszedł tylko Grey 35 któremu w spadku po Grey 31 dostało się 3 stimpaki i 1 medpak. Ale bez straconego przy lądowaniu plecaka i tak miał ograniczoną ładowność w porównaniu do innych. Parchy miały iść przodem. Choć w CQB jaka się im szykowała to front, tył czy flanki były w gruncie rzeczy podobnie wystawione na atak zwłaszcza przy tak skocznym i mobilnym przeciwniku z jakim mieli do czynienia.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
20-05-2018, 03:27 | #320 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 52 - Sygnał (37:35) 2/2 Miejsce: zach obrzeża krateru Max; zachodnie lotnisko; HQ; 270 m do CH Brown 4 Czas: dzień 1; g 37:35; 25 + 60 min do CH Brown 4 Brown 0 Kapitan milczał chwilę pewnie analizując sytuację. Wykorzystał to Jim który już chyba trochę ochłonął i wznowił swoje opowieści. - No tak, głowna elektrociepłownia powinna to załatwić. No ale wiecie, te wszystkie walki, szczeliny i w ogóle… Nawet jak się dostaniecie do sterowania no to może gdzieś nie stykać. Wtedy trzeba by do rejonowych rozdzielni no albo ręcznie. - dodał szybko kończąc bo kapitan Yefimov obdarzył go takim uważnym spojrzeniem, że nieco zarośnięty technik szybko zamilkł i zaczął nerwowo bawić się mankietem swojego kombinezonu. - Dziękujemy ci za cenne uwagi Jim. - odpowiedział oschle oficer pacyfikując do reszty technika. A potem zaczął rozporządzać skromnymi zasobami. Zgodził się by Brown 0 spróbowała włamać się i przejąć elektrociepłownie i to by Delgado ją wspomógł. Pozostałym też znalazł zajęcie. Kapral Otten miał koordynować łączność ze światem zewnętrznym. Srg. Johnson przydzielił do obsługi wieżyczek by miała pod kontrolą chociaż naziemne podejścia do lotniska. Sam kapitan zajął się koordynacją działań z zespołem na zewnątrz. Jak zdążyła się zorientować Vinogradova to chyba byli głównie droniarze operujący swoimi dronami. Maszynom w końcu ta krioburza szkodziła znacznie mniej niż ludziom. - Sir, myślę, że ten…, że ktoś powinien zakręcić kurki u nas na miejscu. Żeby odciąć lotnisko od reszty kanalizacji. Do reszty rejonów mamy za daleko ale tutaj na miejscu mamy te kurki to można by spróbować. - Jim Sydney, zaproponował nieśmiało usilnie chyba unikając zgłaszania się jako wykonawca takiej misji. Wskazał palcem na ten sam budynek przy straży pożarnej co wcześniej. - Roboty nie mają manipulatorów do takiej roboty a moi ludzie nie mają odpowiednich skafandrów by wyjść na zewnątrz. Chyba, że masz co na to poradzić Jim. - kapitan odpowiadał machinalnie wpatrzony w swoją konsolę ale na koniec zerknął pytająco na pocącego się technika. Ten wytrzymał tylko chwilę pod tym spojrzeniem gdy w końcu wydukał swoją odpowiedź. - Ale tutaj są odpowiednie skafandry. Na dole w magazynie hydraulicznym. Cztery komplety, dla czwórki ludzi. Znaczy powinny być według stanu ale nie wiem jak to teraz wygląda. - Sydney wyjąkał w końcu swoją odpowiedź zerkając nerwowo na kapitana o ostrym spojrzeniu. - Ciekawe. - kapitan pokiwał głową w zamyśleniu po czym zaczął znowu się z kimś łączyć i coś rozkazywać. Wyglądało, że chyba połączył się z Herzog w schronie i próbował przekonać ją, że natychmiast potrzebują minimum czterech ludzi Montany na nogach do akcji na zewnątrz. Albo inna czwórkę. W tym czasie Vinogradova i Delgado wspólnie pracowali. Właściwie gdy się rzuciło tak okien nie obeznanym i nieuzbrojonym to wszyscy siedzieli pilnie przy konsoletach i pracowali nad swoim wycinkiem roboty jakby stanowili zgodny team i różnice między ludźmi z MP a nie z MP już nie były w tej chwili tak widoczne. Przy okazji Brown 0 stwierdziła, że informatyk MP może geniuszem w swoim zawodzie nie jest ale nadal był całkiem niezły w te klocki. Od razu wiedziała, że pracuje z drugim profesjonalistą. Na nią co prawda spadł główny ciężar podejmowanych decyzji i planowanej strategii ataku. Ale on sprawnie wykonywał te polecenia od razu rozumiejąc do czego ona zmierza i jaki powinien być efekt. Gdy go prosiła przygotował i posyłał spam do przeciążenia kluczowych bramek informacyjnych po to by ona mogła czekać w pogotowiu gdy system się zresetuje i na ten moment bramki się uchylał by gotowa do wśliźnięcia mogła się wślizgnąć. Delgado miał swoje gotowce i półgotowce w swoim naręcznym skarbie elektroniki tak samo jak ona swoje. Z nich szykował pomocnicze kody i prokurował te które właściwie u niego zamawiała na bieżąco by sama mogła skupić się na kolejnych etapach, analizie danych i podejmowaniu decyzji. - No widzę, że spotkałem prawdziwego mistrza w te klocki. - powiedział z uznaniem informatyk z MP na ramieniu uśmiechając się lekko i wyciągając na chwilę ręce przed siebie gdy na ekranie pojawił się komunikat, że udało im się zalogować więc system elektrociepłowni czytał ich teraz jak pełnoprawnych pracowników. Kolejnym krokiem było zorientowanie się w sytuacji. To jednak trochę zajęło czasu ale wynik był średni. Tak z pół na pół. Sądząc po kolorach i raportach mapy wyświetlanej na holomapie jaka łączami płynęła z centrum elektrociepłowni spora część sektorów mogła mieć problemy z jakąkolwiek reakcją na jakiekolwiek polecenia. Ale nadal podobnej wielkości obszar świecił się względnie niewielkimi uszkodzeniami więc powinien chyba zareagować jak należy. Zostawał trzeci krok czyli spróbować coś z tym zrobić. Musieli się śpieszyć bo gdy zaczną Maya nie była pewna ile potrwa zanim Guardian zorientuje się, że ktoś mu bruździ. Ani co wtedy zrobi. W optymistycznym wariancie może uzna, że skoro pełnoprawny pracownik manipuluje w elektrociepłowni no to wszystko jest w porządku. Ale mógł też zaatakować lub chociaż przyjść obwąchać operację jaką podległy mu podsystem nagle zaczął wykonywać bez uzgodnienia z innymi systemami. Zorientowała się już, że nawet jeśli pierwotnie Guardian mieścił się w jakimś konkretnym komputerze czy budynku to obecnie właściwie był siecią wszystkich komputerów do jakich uzyskał dostęp. Stąd zniszczenie nawet pierwotnego budynku mogło pewnie mu zaszkodzić i osłabić chociaż raczej mało prawdopodobne było całkowite wyeliminowanie go z akcji. Elektroniczna zaraza rozprzestrzeniła się jak rakowata narośl po całym organizmie lokalnej sieci. Mogły się ostać jedynie jakieś izolowane nośniki jak jej osobisty komputer na ramieniu czy jakiś odłączony o sieci czy uszkodzony komp czekający na naprawę. Ale obecnie było to mało realne gdyż prawie nikt nie naprawiał komputerów gdyż taniej było kupić nowy a ciężko było znaleźć jakiekolwiek urządzenie które dało się podłączyć do sieci aby było nie podłączone do sieci. Fizycznie zniszczenie Guardiana właściwie musiałoby oznaczać fizyczne zniszczenie wszystkich nośników i przekaźników sieci obecnych na tym księżycu co było prawie nierealne nawet bez warunków krioburzy czy walki z xenos. I de facto oznaczałoby zejście ludzkiej cywilizacji do ery przedkomputerowej czyli dla obecnego społeczeństwa porównywanie jak do epoki kamienia łupanego. Inną metodą pokonania tak rozpanoszonego i samodzielnego systemu jak Guardian było napisanie programu który by kasował “rakowate” oprogramowanie Guardiana. Niby proste w teorii i oczywiste a nawet wykonalne na zwykłych komputerach to przy tak zaawansowanych systemach z jakim mieli tutaj do czynienia prawie na pewno szybko zorientowałby się w czym rzecz i bez namysłu amputował zarażone komórki. Wtedy znałby już ten zabójczy dla siebie wirus więc by go nie wpuszczał do siebie. Informatyk więc musiał wówczas zmodyfikować wirusa by system znów go nie rozpoznawał i zaaplikować kolejny strzał. I takie to były zmagania między człowiekiem a maszyną w binarnym polu bitwy. Taka walka była żmudna a wynik niepewny, zwłaszcza jeśli system był tak złożony i miałby szansę odzyskiwać już wyczyszczone sektrory własnym zmodyfikowanym kodem. Obecnie prawdopodobnie nie było szans, czasu i zasobów by jakikolwiek haker próbował w pojedynkę podobnej taktyki z tak zaawansowanym systemem. Uniwersalnym systemem niszczącym wszelką elektronikę był impuls elektroniczny. Tyle, że musiałby być potężny by zadziałać na obszarzę conajmniej całego krateru a więc na około kilkadziesiąt kilometrów. Coś takiego można było w teorii zmajstrować ale musiałaby to być konstrukcja wielkości sporego budynku, może i wieżowca jakiegoś. Wtedy była szansa, że impuls będzie na tyle silny by przebić się przez skały, mury i klatki Faradaya chroniące trzewia komputerów w tym kraterze. No i impuls nie wybierał więc zadziałałby na cały sprzęt elektroniczny od zegarków poczynając, przez noktowizory, czujniki i detektorach skończywszy. Od ręki dało się atakować jakiś fragment całego systemu podszywając się pod odpowiedniego użytkownika tak jak zrobiła to wcześniej by włamać się do systemu monitoringu przy kościele albo teraz by włamać się do elektrociepłowni. - O, weszliście. - Jim nieco przysunął swoje krzesło by popatrzeć chwilę na ekrany zupełnie jakby się siedziało w głównej sterówce odległego o kilkadziesiąt kilometrów budynku. - Można by zrobić jeszcze coś. - powiedział po chwili namysłu. I po chwili wskazując na odpowiednie miejsca na mapie zaczął tłumaczyć. Oczywiście można było pozamykać co się da pozamykać w tych kanałach. Ale można było też zrobić spław. Wedle słów technika robili tak gdy trzeba było przepchać jakiś zator. Zwykle robili to na jakimś odcinku ale w teorii można było zrobić wielki spław. W końcu byli w kraterze czyli jakby wielkiej misie gdzie centralna część była najniżej położonym punktem terenu i tam mniej więcej promieniście szła większość i ulic na powierzchni i kanałów pod. W teorii więc dało się rozprowadzić wodę po zewnętrznych okręgach i zbiornikach a potem w jednym momencie spuścić je pod ciśnieniem. Dalej powinna zadziałać sama grawitacja która powinna utrzymać nadany pod ciśnieniem pęd i zmyć jak nie wszystkie to większość przeszkód aż do zbiornika centralnego na dnie krateru. A zbiornik był mocny, zbrojony. Jim uważał, że jedynie kompletnie zawalone tunele albo zamknięte włazy mogły mieć szansę wytrzymać taki spław. Takie rozwiązanie dawało sporą szansę na pozbycie się jak nie wszystkich to sporej części paskud z kanałów. Ale były też wady. Po pierwsze trzeba było trochę czasu by uzbierać odpowiednie ciśnienie w zbiornikach zewnętrznych. Po drugie wykluczało to raczej numer z zamykaniem wrót jaki planował do tej pory. Po trzecie widoczne na schemacie uszkodzenia mówiły, że w niektórych systemach uzbieranie pożądanego ciśnienia może potrwać dość długo a w niektórych chyba nie było w ogóle na to szans. Więc były realne szanse, że ten “spław” jednak może nie być kompletny. - O matko co to jest?! - w stadko pogrążonych w swojej pracy i rozmyślaniach ludzi wdarł się nagle zaskoczony głos speca od łączności. Był tak zaskoczony i alarmujący, że chyba przykuł uwagę wszystkich. Zresztą prawie w tym samym momencie ekrany jakoś dziwnie zafalowały i nawet światła zamigotały na moment. - Co takiego kapralu? - zapytał z odcieniem irytacji kapitan podnosząc głowę znad swojego stanowiska. Podobnie jak trójka od rozgryzania problemu elektrociepłowni tak on i blondynka w ciężkim pancerzu dotąd dość zgodnie pracowali kierując obroną i organizacją czego się dało na powierzchni lotniska. - Jakiś sygnał! Pierwszy raz widzę coś takiego! Ta sygnatura! Kompletnie nie wiem co to jest! - kapral Otten mówiąc to przełączył coś i jego ekran powiększył się by mogli go oglądać wszyscy. - To obraz z anten i radarów, gołym okiem tego chyba nie widać zwłaszcza w taką burzę. I ten dźwięk. - na ekranie widać było sygnaturę jakby na obrazie ktoś próbował zwizualizować falę dźwiękową. Tylko nie wiadomo dlaczego ta falująca kreska była pionowa zamiast jak zwykle pozioma. No i ten dźwięk. Terkotał jak jakieś zakłócenia w eterze albo klasyczny sygnał licznika Geigera. - A skąd dochodzi ten sygnał? - kapitan chyba też nie wiedział co o tym myśleć więc na razie zbierał informacje. Kapral wrócił do konsolety i chwilę popracował. Zaraz potem pojawił się mniejszy holoekran z mapą zachodniego fragmentu krateru i nawet lotnisko na jakim się znajdowali było widoczne. - Podejrzewam ten obszar ale to pośrednie dane nie mam pełni możliwości zrobienia odpowiednich pomiarów. Ale właściwie poza tym nic tam chyba nie ma. - wyjaśnił spec od łączności i na mapie pojawił się okrąg wokół zachodniego wyjazdu z krateru. A “to” było jedynym większym budynkiem w tej okolicy czyli klubem “H&H”. - I oni mogą tam mieć takie anteny? - zapytał oficer marszcząc brwi wpatrzony w powiększenie klubowego budynku na holomapie. - Z całym szacunkiem panie kapitanie. Ale ja jestem przeszkolonym radiowcem i skanerem ale nie znam żadnej anteny jaka kiedykolwiek została wyprodukowana która mogłaby dać taką sygnaturę. To coś kompletnie nowego. Nie mam pojęcia co to właściwie jest. - kapral nerwowo oblizał wargi i otarł rękawem spocone czoło. Potem zesztywniał i przyłożył rękę do ucha z komunikatorem. - Oh. Na orbicie też to wykryli. Pytają się nas czy to my to wysłaliśmy co to jest. - rozłożył ręce w geście bezradności patrząc na kapitana. Ten jednak też chyba miał trudności ze zidentyfikowaniem tego radiowego fenomenu.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |