Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2018, 19:36   #32
Zormar
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację

iziołcze jadło okazało się niezwykle smaczne i sycące, a biorąc pod uwagę to, iż przygotowano go dość sporo podróżnicy mogli się w spokoju nasycić przed trudami dnia następnego, kiedy to mieli o świcie wyruszyć w Wysoki las. Owa perspektywa skłoniła ich do wykorzystania czasu jaki im pozostał. Jedni udali się odprawić modły do swych bogów, kolejni zdobyć wiedzę, a jeszcze inni zbadać miejsce ostatniego ataku koboldów.

yjątkiem pod tym względem okazała się Helena, która postanowiła zostać. Widząc krzątających się przy sprzątaniu ze stołu gospodarzy uznała, iż im pomoże, zarówno ze zwykłej przyzwoitości i wdzięczności za okazaną gościnę, jak również po to, by Elely mogła jak najprędzej zabrać się za kreślenie mapy. Wspólnymi siłami udało się szybko doprowadzić jadalnię do porządku. Następnie niziołka zaprosiła kapłankę gestem do jego z pokojów.
Pomożesz nam z mapą? – rzuciła do męża, który stał zamyślony.
Proszę? – ocknął się Dunin. – Wybaczcie, ale nie mogę. Muszę się przygotować do…
Do Podniesienia, rozumiem – dokończyła Elely ze smutkiem, po czym zwróciła się do Heleny. – Poradzimy sobie same, czyż nie?

uściła do kobiety oczko, po czym zaczęła szperać po czymś, co można by było uznać, w pewnym sensie, za gabinet, lecz bliżej temu było do archiwum i być może właśnie nim było. Świadczyły o tym, przede wszystkim, liczne zwoje na półkach. Wszystkie skrupulatnie oznakowane i pozwijane. Przyglądając się przyczepionym doń titulusom starała się coś z nich wyczytać, lecz uświadomiła sobie, że nie zna niziołczego, który zapewne zostały zapisane.

ymczasem Elely z sukcesem zakończyła swoje poszukiwania i zasiadła przy pulpicie, na którym to leżała już przygotowana pergaminowa karta, pióro i atrament. W zamyśleniu przyłożyła palec do ust i trwała w tej pozie przez dłuższą chwilę, by wreszcie zabrać się za kreślenie. Ręka jej trzymała pióro pewnie i bez strachu poczęła zostawiać na karcie kolejne linie, które łączyły się tworząc schematyczne i symboliczne przedstawienia najważniejszych punktów składających się finalnie na prostą, aczkolwiek dość czytelną mapę. Nie było to nic, czym mógłby się poszczycić kartograf, lecz w ostateczności mogło stać się nieocenioną pomocą w trudnej sytuacji. Niziołka odczekała chwilę, aż atrament zaschnie, by zabrać się za podpisywanie punktów orientacyjnych. Następnie wstała i raz jeszcze przyjrzała się wynikowi swojej pracy.
Może być. Raczej nic lepszego nie narysuję. Zdecydowanie lepiej radzę sobie z łukiem, aniżeli z atramentem. Masz jeszcze jakieś pytania nim udamy się do świetlicy, bym mogła Wam wszystkim opowiedzieć o okolicy?


roga do kuźni była prosta, to też krasnolud bez problemu trafił do celu, co obwieściły mu charakterystyczne uderzenia młota o gorący metal. Dunin nie pomylił się co do komina, który wybudowany z kamienia prezentował sobą siłę i wytrzymałość mogącą równać się jedynie z wieżą Arvana. U jego podnóża znajdowało się otwarte na powietrze palenisko, kowadło, stoły i wszystko co tylko było potrzebne do kowalskiej roboty. W cieniu, wybudowanego nad warsztatem, daszku pracowała dwójka niziołków w brudnych od dymu i ciężkiej pracy fartuchach narzuconych na sztywne odzienie.

iespodziewanego gościa spostrzegli dopiero wówczas, kiedy to rzucił przyjacielską uwagę na temat kutej właśnie podkowy. Starszy niziołek, o twarzy poznaczonej zmarszczkami i sadzą, o mało co nie wyskoczyłby ze swoich butów, gdyby jakieś nosił. Najwyraźniej liczne lata spędzone przy kowadle odbiły się niekorzystnie na słuchu jegomościa, gdyż opanowawszy początkowe zaskoczenie poprosił o powtórzenie, co Torin mówił.
Khym… Yhym… mym… – odkaszlnął kowal, po czym rzekł głośno niskim, suchym głosem. – Amatorn jestem. Amatorn Noom, kowal z dziada mego dziada i dziada jego dziada. Potrzeba Wam czego?
Zapytawszy spojrzał krytycznym okiem na trzymaną w obcęgach stygnącą podkowę i zwrócił się do syna.
Kiom. Kiom!
Młodzieniec odwrócił wbity w krasnoluda zafascynowany wzrok i przestraszony skupił go na ojcu.
Widzisz przecie, że gościa mamy? Ognia bacz! I rozgrzej, że znowu to żelastwo! – zbeształ go Amatom wręczając obcęgi, a młodzian szybko zabrał się do roboty.
To co sprowadza? Chwila… – najwyraźniej dopiero teraz dostrzegł skrywający się pod brodą krasnoluda pancerz. – Wyście so z tych, co o nich cała wioska huczy!


pomocą jednego z mieszkańców Astine, Shee’ra oraz Ivor udali się ku wschodniemu krańcowi osady. Dowiedzieli się, że to właśnie w tamtym miejscu, prawie dekadzień temu, koboldy napadły na pasterzy zabijając jednego, ale pozostałym udało się uciec dzięki spłoszonemu stadu. Droga do tamtego miejsce nie była długa, lecz słońce nieubłaganie kierowało się ku zachodowi. Czasu na szczegółowe poszukiwania było niewiele, to też od razu wytężali wzrok, a w niektórych przypadkach i węch.

oszukiwania od samego początku nie wróżyły sukcesów, bowiem, położoną przy skraju lasu, polanę porastała młoda trawa, w której to niknęły wszelkie ślady. Do tego swoje trzy miedziaki dorzuciła pogoda ze swymi niedawnymi deszczami oraz pasące się zwierzęta. Niemniej awanturnicy nie dali za wygraną, co ostatecznie się opłaciło, gdyż Astine swoim, doświadczonym w takich sprawach, wzrokiem dostrzegła kilka nie zatartych do końca śladów. Rozrzucone były w niewielkim obszarze, w miejscu, gdzie łąka gładko przechodziła w las i miały postać trzech rowków zbiegających się do nieregularnego odcisku tak płytkiego, iż praktycznie całkowicie niewidocznego. Same rowki jednoznacznie wskazywały na pazury.

iestety było to zdecydowanie za mało, by wywnioskować na ich podstawie coś więcej, aniżeli fakt, że koboldy tutaj były. Wówczas Nazir, potężny wilk towarzyszący Shee’rze, pokazał co potrafi. Obwąchał dokładnie znalezione ślady i skierował się w las. Wydawało się, iż znalazł jakiś trop, lecz po niedługim czasie i kilkudziesięciu metrach w głąb lasu okazało się, że nie przyniesie to ze sobą widocznych rezultatów. Wilk zdecydowanie coś wyczuwał, lecz woń była zbyt stara oraz nazbyt rozproszona, by można było podjąć właściwe tropienie i ustalić jakąkolwiek konkretną trasę.

stine i Shee’ra postanowiły rozejrzeć się jeszcze chwilę po lesie. Ivor również próbował swoich sił, lecz patrząc po swych wcześniejszych, bezowocnych staraniach pewnym było, iż raczej niczego nie znajdzie. I tak też się w jego przypadku stało, lecz Shee’ra miała o wiele więcej szczęścia, aniżeli czarownik. Znalazła ślady na korze jednego z drzew, które świadczyły o tym, że coś przez dłuższy czas musiało skrobać korę. Długie, proste żłobienia i nie pasowały do żadnego zwierzęcia, oczywistym więc było, iż najpewniej stał za tym jakiś kobold. Żłobienia były zbyt równe, zbyt głębokie, by można było mówić o pazurach. Raczej o ostrzu.

stine z kolei dokonała być może najważniejszego odkrycia dzisiejszego dnia, mianowicie w zaroślach coś błyszczącego przyciągnęło jej uwagę. Sięgnęła po to i już po chwili miała w dłoni brudną i mokrą fiolkę z jasnego, błękitnego szkła.




owrót do osady nie trwał długo, lecz wystarczająco, by słońce zaczęło skrywać się za horyzontem. Niepokojące ślady koboldów, a zwłaszcza znaleziona fiolka napełniła umysły trójki zwiadowców pytaniami i niepokojem. Kiedy wchodzili pomiędzy pierwsze opłotki ciemność ogarniała już Ostoję, światło księżyca było praktycznie niedostrzegalne przez zachmurzone niebo. Mimowolnie, kątem oka wychwytywali ruch na skraju pola widzenia. Kot? Pies? Może demon sprowadzony przez Moama?

iespodziewanie do ich uszu dobiegło coś w rodzaju cichej pieśni. Dźwięk miał swoje źródło gdzieś nieopodal domostwa Dunina, tak przynajmniej im się wydawało, gdyż nie znali jeszcze rozkładu wioski wystarczająco dobrze. Jednocześnie zaciekawieni, jak i zaniepokojeni ruszyli w tamtym kierunku. Z innych krańców wioski dało się słyszeć ostatnie pobekiwania owiec, czy kóz, jak również ostatki krzątających się mieszkańców. Nim się spostrzegli wyszli na główną drogę przecinającą osadę, tą samą, którą szli wcześniej, by spotkać się z Duninem.

ch oczom ukazała się grupka niskich postaci chodząca wokół głazu niedaleko domostwa. Krok ich był równy, a śpiew cichy i smutny. Przewodziła mu postać ubrana w ciemną szatę i księgą w ręce. Po chwili rozpoznali w niej Dunina.
Podniesienie Ziemi.
Aż wzdrygnęli się słysząc głos Elely za sobą. Trzymała w rękach lampę, w której migotał niespokojnie żółty płomień.
Rytuał odprawiany w noc pełni księżyca za zmarłych z ostatniego miesiąca. Chodźcie, zaprowadzę Was do świetlicy.


wietlica, o której już kilkakrotnie wspominano, okazała się wyższym, patrząc po standardach Ostoi, długim budynkiem stojącym niedaleko głównej drogi. Wnętrze jej było proste, gdyż składały się nań dwa pomieszczenia, duża główna izba oraz mniejszy pokój pełniący rolę spiżarni, albo składzika w zależności od tego do czego był potrzebny. Strop był na tyle wysoko, iż nie musieli się martwić o swoje głowy, a miejsca wystarczało w zupełności, by wygodnie się rozłożyć na przygotowanych posłaniach i jeszcze zostawało miejsce na pakunki stolik z kilkoma krzesłami.

środku zastali Helenę, Xhapiona i Torina, którzy pozałatwiali swoje sprawy i powoli szykowali się do snu. Elely nie czekając podeszła do stołu i rozwiniętej nań mapy własnoręcznej roboty. Gestem wezwała wszystkich do siebie.


Tak oto mniej więcej prezentuje się okolica. Tutaj mamy Ostoję – wskazała na symbol domku w lewym dolnym rogu – A mniej więcej tutaj powinny być Koboldy – położyła palec na czerwonym okręgu. – Jak widzicie mało wiemy o terenie w pobliżu koboldów, gdyż w przeszłości nie zapuszczaliśmy się tam zbyt często, a po zawarciu układu tym bardziej. Przerywaną linią zaznaczyłam, w przybliżeniu, standardową trasę, którą kierowaliśmy się do menhiru. Ścieżka praktycznie się już zatarła, bądź zarosła, tak czy inaczej raczej nam się nie przyda. Ważniejsze są dwa punkty orientacyjne na tej trasie. Pierwszym z nich jest podwójna lipa, a drugim powalony, stary dąb. Jak widzicie na północ mamy miejsce, które nazywamy Linią Wielkich Dębów. Jest to odcinek lasu, w którym około setki potężnych dębów rośnie niemal w idealnej linii. Niezwykły widok. Z kolei bezpośrednio na wschód od osady mamy Kamienną Polanę, nazwaną tak od grupy wapiennych głazów rozrzuconych na polanie pośrodku lasu. Zupełnie jakby jakaś siła nie pozwalała drzewom zająć tego miejsca. Dunin z Moamem próbowali kiedyś zbadać to miejsce z pomocą magii, lecz niczego nie odkryli. Widocznie tak już musi być. Z kolei na północny wschód od rzeczonej polany mamy jezioro nazywane przez starszych Oazą Błota. Nazwa wzięła się z tego, że okalają je błotniste mokradła. A tutaj – wskazała na błękitną linię. – mamy rzekę, albo strumień. Z tego co wiem nie ma nazwy. To by było wszystko. Teraz wybaczcie mi proszę, ale muszę iść przygotować się na jutrzejszą wyprawę. Dobrej nocy.


 

Ostatnio edytowane przez Zormar : 13-06-2018 o 19:36.
Zormar jest offline