Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2018, 20:07   #119
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Wszystkie pomieszczenia były urządzone skromnie, ale wysprzątane. W wazonach umieszczono świeże kwiaty. W saloniku była nawet komódka na której stało teraz wino, jakieś owoce i karafka z gęstym czerwonym płynem. Na piętrze były dwie sypialnie i łazienka. Drzwi wszystkich pomieszczeń wychodziły na niewielki korytarzyk, prowadzący do schodów na parter. Teraz stały tu dwa małżeńskie łoża, ale pewnie gdyby umieścić tu mniejsze łóżka, spać tu mogło nawet 6 stajennych.
- Całkiem ładnie - przyznał wampir - oraz czysto. Boyle miał rację, wszystko jest przygotowane. Jessie, weź tą sypialnię i spokojnie poczytaj sobie, przemyśl wszystko. Jak wspomniałem, przy wszystkim obiecuję ci, że nigdy nie użyję na tobie jakiejś rzeczy niegodnej. Jestem rycerzem,rycerze zaś takich rzeczy nie robią. Krew jest chyba na dole. Najważniejsza sprawa. Gdybyś otrzymała wezwanie, natychmiast poinformuj. Nie staraj się temu jakoś sprzeciwiać, po prostu, podejdź oraz poinformuj mnie.
Wampirzyca przytaknęła ruchem głowy.
- Postaram się. - Zacisnęła dłonie mocniej na wypożyczonej książce.
Charlie w tym czasie podeszła do barku i nalała sobie nieco wina. Nadal była wyraźnie zaniepokojona obecnością ventrue, ale z całych sił nie dawała po sobie tego poznać.
- Nalej także mi, proszę - zwrócił się do niej wampir.
Ghulica wypełniła kielich vitae i podała go wampirowi.
Gaheris najchętniej wziąłby Charlottę na spacer. Wiadomo wszak jednak, iż musieli przebywać przy niej, żeby odebrać w razie czego sygnał wezwania. Oczywiście przynajmniej plusem były prywatne pokoje. Wypił przeto kielich, umył go, później zaproponował.
- Cóż, lady Jessie czyta, my zaś chodźmy do nas – zaproponował pięknej Charlotcie.
Ghulica chwyciła wampira pod ramię i dała się zaprowadzić do sypialni.
- Boję się. - Odezwała się szeptem by tylko wampir mógł ją usłyszeć. - Jeśli nawet da nam znać, jeśli go znajdziemy… to jak go pokonamy?
- Pojęcia nie mam. Właściwie liczę na to, że to nie tylko my ruszymy, ale także parę innych silnych członków rodziny. Na spółę może się uda. Inaczej nie wiem, wszak może być tam czarodziej oraz spora grupa pomocników tamtego. Ponadto zakładam zaskoczenie, raczej nie będzie się spodziewał tego, że nadchodzimy. Jakby bowiem nie było, problemem stanowczo była jego pewność siebie.

Charlie usiadła na łóżku. Wyglądało jakby ktoś przeniósł je tu z rezydencji, bo jego bogactwo nie do końca odpowiadało warunkom panującym w domku.
- Mam nadzieję, że wezwie ją póki jesteśmy tutaj. - Podniosła strapiony wzrok na wampira. - Bo może być problem by ktoś pojechał z nami gdy już przeniesiemy się z powrotem do Londynu.
- Owszem jednak zakładam, że książę oraz inni to nie idioci, ale rozsądne wampiry. Florence może sobie gadać, co chce, ale liczę, iż doszło do niej, że Tarquin to nie jest banda łowców, tylko ktoś dysponujący wielką siłą. Inni pewnie również. Dlatego przypuszczam, że po pierwsze dostaniemy asystę, po wtóre otrzymamy jakąś możność zawiadomienia, po trzecie zaś, pewnie inni także liczą na to, że przyjdzie ono podczas naszego pobytu tutaj. Przy okazji, chciałbym z innej beczki. Myślałem o sześciu drużbach oraz sześciu druhnach, masz pojęcia, kto to mógłby być? Nie znam tutaj zbyt wiele osób. Ponadto kto poprowadziłby ciebie do ołtarza?
- powiedział pytająco. Widać przejmował się tym nie mniej niźli kwestią poruszaną przed momentem przez piękną Charlottę.
Ghulica wydawała się być przez chwilę zbita z tropu, w końcu jednak uśmiechnęła się. Teraz już szczerze i ciepło.
- Obawiam się, że nie ma osoby, która mogłaby by mnie zaprowadzić do ołtarza. - Poklepała miejsce obok siebie, zachęcając wampira by usiadł. - Sześć druhen i drużbów? Myślałeś już o kimś konkretnym?
- Właśnie niespecjalnie znam kogokolwiek, oprócz oczywiście wampirów. Wyobraziłem sobie pannę Dosett jako druhnę. Poza tym Rebecca i Florence? Anna pewnie byłaby szczęśliwa trzymając treny. Nie wiem, czy książę miałby ochotę poprowadzić cię. Oczywiście to zaszczytna funkcja, ale pojęcia nie mam, czy nie miałby jakichś obiekcji. Ponadto jako drużby dwóch Robertów: Boyle oraz syn naszej malkawiańskiej przyjaciółki. Ale trochę dziwne byłoby wyłącznie towarzystwo wampirze. Tylko kto jeszcze? Baring, żeby go bardziej przekonać do pracy nad bankiem oraz żeby przekonać, jakich elitarnych znajomych posiadasz? Tutaj właśnie mam kłopot. Aha, pomyślałem, że można zaprosić na bal weselny panią Sinett, tą która była taka niemiła. Niechaj także pogrzeje się w blasku sławnych osób.
- Myślałam o Meggie ale pewnie się nie zgodzi gdy wokół będzie tyle arystokracji, podobnie Dosett.
- Pokręciła głową. - Pewnie mogłabym poprosić znajome guwernantki, one uwielbiają towarzystwo lordów. Ale wiesz… interesy interesami, ale niech tam będą chociaż osoby nam życzliwe, szczególnie wśród świadków… ja… pewnie będę się czuła wtedy pewniej.
- Wobec tego, właściwie co począć, skoro się nie zgodzą one?
- Poproszę kogoś innego. Czemu chcesz mieć aż 6 świadków?
- Bowiem moja narzeczona zasługuje na iście królewski ślub.

Charlie rzuciła mu się na szyję i objęła go mocno.
- Coś wymyślę, z tymi druhnami. - Ucałowała go. Oczywiście oddał pocałunek mocno przytulając.
- Wobec tego postarajmy się pomyśleć, ewentualnie może ktoś mógłby wesprzeć nas radą, bowiem chciałbym mieć swoją ukochaną na ślubnym kobiercu iście prawdziwie pięknym.
- Może to dziwne, ale może Florence mogłaby pomóc. Podobno oprócz burdeli prowadzi też szkołę dla dam i wydała już kilka za mąż.
- Spojrzała niepewnie na swego narzeczonego. WIdać było że obawia się rozmów o starszej po ostrej wymianie zdań między wampirami.
- Polubiłem Florence, choć ma język niekiedy niczym wyostrzony scyzoryk. Ponadto … nieważne, każdy ma swoje lepsze oraz gorsze kawałki. Kiedy Florence rozmawiała z Rebeccą wcale nie wydała mi się jakąś gorszą damą od tej pięknej przedstawicielki arystokracji Zjednoczonego Królestwa. Przydałoby się ją spytać, ale to chyba dopiero po całym zamieszaniu, choć obawiam się, iż wszyscy będą zajęci odbudową swoich siedzib. Chyba, żeby przekonać, iż będzie to dobry pokaz zjednoczenia sił oraz zwycięstwa. Wampiry uwielbiają pławić się w swojej chwale niczym każda inna osoba.
- Cóż, my też przez chwilę będziemy zajęciu urządzaniem się w nowym miejscu. Już przeraża mnie wizja zapewnienia im wszystkim posiłku…
- Charlie zamyśliła się, jednak nadal mocno przytulała wampira.
- Czy moglibyśmy Rebeccę poprosić o pomoc w organizowaniu? - zaproponował dziewczynie. - Pamiętasz ów bal na występie operowym. Wtedy właśnie, kiedy tak cienko piszczeli na scenie opery. Wydaje się, iż Rebecca to organizowała, bowiem był to chyba taki książęcy poczęstunek. Ona chyba to lubi oraz świetnie się w tym czuje, ucieszyłaby się chyba. Wiesz, my zaś nawet obecnie nie mamy domu. Trzebaby było wszystko zorganizować, zapewnić posiłki etc. Ona wie, jak to robić. Kolejną osobą, która mogłaby pomóc jest syn naszej malkaviańskiej przyjaciółki, Robert oraz jego ukochana Elisabeth. Wprawdzie imię jej pojawiało się wśród tamtych wizji, jednak pewnie do tego czasu zostanie wszystko sprawdzone. Pewnie właściwie już było, tylko natłok wydarzeń sprawiał, iż pamięć Gaherisa sprawiała psikusy.
- Czasem niepokoi mnie to jak bardzo lubisz rozmawiać o wszystkim z Rebeccą.
- Jej rozbawiony głos odrobinę nie pasował do sformułowania. - Czy powinnam być zazdrosna? W sumie to piękna kobieta.
Gaheris jednak potraktował bardzo wnikliwie wypowiedź ukochanej. Usiadł zamyślony. Owszem lubił Rebeccę oraz podobała mu się, miała taką posągową urodę niczym greckie, antyczne rzeźby. Jednak stanowczo było to co innego niżeli przy Charlotcie. Dodatkowo oczywiście dochodził fakt, iż chyba tylko szaleniec spróbowałby poderwać kochankę księcia wampirów Londynu.
- Niestety muszę wyznać, że nie miałem od dawna przyjemności rozmawiać z Rebeccą, ani razem, ani osobno, ani nawet listownie. Ale masz rację, że jest piękna, nie aż tak, jak ty, ale ma swoją urodę. - Charlie zarumieniła się na ten komplement. - Pewnie dlatego między innymi książę Peel pokochał ją. Ale kiedy słyszałem, że jest arystokratką oraz przyjaciółką Jej Królewskiej Mości, to wydaje mi się, że jest osobą odpowiednią do spraw organizacyjnych, do spraw spotkań, sfer wyższych oraz innych tego typu. Czyżbyś uważała inaczej? - wyciągnął dłoń przesuwając delikatnie palce po jej urodziwym obliczu.
- Nie.. - Charlie wydawała się być lekko zmieszana. Oparła jednak twarz na jego dłoni. - Po prostu mam wrażenie, że Rebecca zbyt wiele na siebie bierze. Chce sprostać wymaganiom stawianym jej przez monarchinię, księcia, societę… Nie chciałabym jej dawać dodatkowych obciążeń.
Właściwie chyba nie był przekonany, jednak jeśli tak uważała.
- Dobrze, ewentualnie można poprosić Roberta, wtedy choćby przyjęcie byłoby na terenie Carltona.

Charlie zaśmiała się cicho.
- Chyba nikt nie wpuści kobiet do męskiego klubu. - Charlie usiadła okrakiem na jego kolanach.
- Akurat jeśli pamiętam, Carlton jest dosyć swobodny. Otwarcie odnowionego Carltona wydawało mi się dobrym pomysłem. Jednak jeśli moje propozycje są nieodpowiednie, cóż, niestety nic więcej nie wymyślę, przynajmniej obecnie - cóż, zaproponował dziewczynie pomocników, odrzuciła, zaproponował miejsce, odrzuciła, zaproponował drużbów, odrzuciła. Może słusznie, jednak jeśli tak, niestety nie mógł pomóc, choćby chciał. - Głupek ze mnie - nagle żachnął się - sam mogłem wziąć sobie coś opisującego dzieje panowania króla Artura. Bowiem byłoby miło sprawdzić, co myślą współcześni.
- Twoje propozycje nie są nieodpowiednie!
- Charlie wyraźnie się zmartwiła takim podejściem wampira. - Po prostu chciałam z tobą podyskutować, a ty od razu rezygnujesz ze swoich pomysłów. - Przeczesała jego włosy wyraźnie zmartwiona i wstała z jego kolan. Pomału zaczęła przygotowywać się do snu. - Wyraziłam tylko swoje obawy.
- Przepraszam Charlie, kocham cię, ale jednak rezygnuję, ponieważ jeśli do każdej propozycji wnosi się obiekcje, to jest bardzo wyraźne wskazanie, iż moje wybory nie są trafne. Przyznaję, że mogę się z tym zgodzić, ponieważ ani nie mam znajomości obecnej rzeczywistości, ani pewnie nie potrafię dostrzegać pewnych subtelności. Jestem prostym rycerzem, usiłowałem wnieść coś, jednak widocznie nietrafnie. Dlatego faktycznie, lepiej się skupię nad swoją robotą
- uznał konkretnym głosem. Może trochę rycerska duma zagrała przy takim podejściu, no ale nikt nie lubi, kiedy natychmiast przy zgłaszaniu czegokolwiek partner uważa, że jest coś złego. Późniejsze wycofywanie się oraz gadanie typu “tylko wyrażałam obawy” przepraszam, ale niewiele pomaga. Jeśli propozycje danej osoby są złe, trudno, niechaj wymyśla ta druga. Na pewno nie będzie dostawała tylu opozycyjnych uwag. Ułożył się na łóżku ubrany. Nie planował niczego ściągać, gdyby musiał się szybko zerwać.
Charlie także nie rozebrała się do końca. Pozwoliła sobie jedynie na zdjęcie ciężkiej i raczej niewygodnej sukni, po czym ułożyła się obok niego.
- Wydawało mi się, że chcesz mieć żoną, z którą można porozmawiać, a nie taką która na wszystko się zgodzi. - Przymknęła oczy, jednak czuł że jest spięta i że szybko nie zaśnie, nawet mimo zmęczenia.
Przytkało chyba chwilę leżącego wampira. Widać było, iż stara się nad sobą zapanować.
- Przepraszam cię – udało mu się wreszcie powiedzieć, jednak później poszło łatwiej. - Kocham cię oraz bardzo cenię twoje zdanie. Jakby nie było, właśnie ono zdecydowało choćby, że poręczyłem za wiesz kogo. Oraz nie chcę się kłócić, choć może średnio wychodzi – starał się opanować, choć po takiej uwadze kobiety miał ochotę bardzo się odgryźć. Gryzł wargi, żeby nie odpowiedzieć podobnie wredną uwagą. Bowiem oczywistą rzeczą było, iż analizowali wiele rzeczy wspólnie, dyskutowali, ale na polu ślubu nie przyjęła dokładnie żadnych jego propozycji. Przeciąganie tego ogólnie, że “nie chce dyskutować” było zwyczajnie nieprawdziwe. Jednak przy kłótniach nieczęsto używa się argumentów prawdziwych, tylko takich, które uderzą inną osobę. Żadna propozycja jego dotycząca ślubu nie była wszak skomentowana typu: „hm, dobrze, ale może dodajmy coś do tego, albo zmieńmy tutaj” … Ciągle było po prostu „nie”. Więc w tej sprawie stwierdził, iż zaiste trudno niewiele mógł zrobić. Charlotta zaś postanowiła zagrać wyżej oraz podnieść konflikt na wyższy poziom uderzając w ich związek bardzo mocno. - Potrzebujemy chyba chwili na uspokojenie. Będę na dole – podniósł się z łóżka ruszając. Chyba najważniejszą cechą każdej pary jest nie to, jak jest fajnie, kiedy jest fajnie, tylko to, czy potrafią przezwyciężać spory. Wtedy warto zaś sobie dać moment, żeby zwyczajnie się uspokoić nieco.
- Tylko nie siedź tam za długo, świt się zbliża. - Otworzyła oczy i pojawiła się w nich szczera troska. Szybko jednak zamknęła je z powrotem. Zagarnęła poduszkę i wtuliła się w nią.
- Tak dziękuję zaraz wrócę, na pewno przed świtem - chciał dodać jeszcze coś typu: “prześpij się spokojnie”, ale chyba nie byłoby to akurat dobre. Podobnie jak pocałunki. Tak czy siak dziwne trochę, ale kiedy odezwała się czulej, natychmiast odechciało mu się wszelkich sporów. Ogólnie jednak chwili spokoju potrzebował tak czy siak. Dlatego wyszedł na dół oraz zaczął przez okno oglądać gwiazdy.

Miał piękny widok. Światła rezydencji nie docierały tutaj i gwiazdy lśniły w pełnej krasie. W cieniach drzew dostrzegł ludzi Boyla i Peela, uważnie obserwujących dom. Gdy przechodził obok pokoju Jessie panowała tam zupełna cisza, ale istniała spora szansa, że wampirzyca już zapadła w dzienny sen. Jednak lepiej było sprawdzić, dlatego właśnie ruszył potem, stanął przed drzwiami wampirzycy. Posłuchał chwilę. Kiedy nie było jakiegokolwiek szmeru, choćby przesuwanych kartek, cichutko zapukał, po czym lekko uchylił drzwi sprawdzając, czy tamta spokojnie leży. Później planował powrócić oraz też się położyć, jeśli tylko chciało mu się spać.
Wampirzyca leżała przykryta kołdrą, widać było że zapadła już w sen. Gaheris nie czuł jeszcze zmęczenia, ale prawdą było że od jakiegoś czasu kładł się później niż większość wampirów, a wstawał wcześniej. Jednak tak czy siak lepiej było się ułożyć, żeby nie upaść gdzieś tam, gdzie mogło pojawi się słoneczko. Przymknął drzwi tamtej oraz ruszył do siebie, znaczy siebie … właściwie do miejsca wyznaczonego przez gospodarza posiadłości. Otworzył pokój oraz ruszył położyć się. Planował zdjąć tylko buty. Spojrzał jednak, czy dziewczyna spała. Straszliwie głupia właściwie sytuacja wyszła. Charlie leżała z zamkniętymi oczami ale po pierwsze był pewny, że nie śpi, po drugie na pewno płakała.

- Przepraszam - powiedział kładąc się. Bez względu na przekonanie o własnych najwspanialszych racjach czasami po prostu lepiej ustąpić. Bowiem niekiedy własne racje okazują się potem już nie takie najwspanialsze, ponadto takie sytuacje są najgłupsze, kiedy właściwie sytuacja wyrywa się spod kontroli jakiej. Pocałował czubek jej głosy oraz ułożył się ażeby mieć swoją dzienną drzemkę.
- Ja też przepraszam. - Odezwała się bardzo cicho i wtuliła w wampira.
- Przyjęte - potwierdził. Warto sobie dać chwilę odetchnięcia, aby nerwy nie powodowały, że zapomina się tego, co jest najważniejsze absolutnie. - Miłego dnia, moja kochana damo - ułożył się spokojnie także obejmując dziewczynę dłonią.
 
Aiko jest offline