Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2018, 10:47   #100
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Kolejna część rywalizacji i wyzwania wojennego.

Wszystko zostało powiedziane, sprzęt wydany, amunicja w odpowiednich kolorach załadowana, opaski przywiązane na hełmach – regulaminowo, lub na ramionach – mniej regulaminowo, ale też akceptowalnie. Zawyły syreny – raz, dając znak na rozpoczęcie przygotowań. A potem dwa razy – na rozpoczęcie walki.

I adrenalina zaczęła krążyć po żyłach. Tym bardziej, że tuż przed samym starciem z megafonów dobiegł ich głos Mistrza Gry. Tym razem jednak spowodował, że serca uczestników zabawy zatańczyły w dzikim rytmie.

- Wow! Nowina sprzed chwili! Właśnie program pozyskał nowego, tajemniczego sponsora, który zasilił budżet naszego show tak niesamowitą kwotą, że nie powiem, jaką. Powiem jednak, że zmienia ona reguły naszej zabawy! Zwycięzca bierze pięć milionów dolarów!!!! Pięć pieprzonych baniek!!! W najukochańszej walucie świata! Ale to nie wszystko, pacany! Bo dwie osoby: te z drugiego i z trzeciego miejsca – dostaną po milionie! Szczęściarze! Mam nadzieję, że to was zmotywuje do dania z siebie jeszcze więcej, chociaż już teraz mamy bardzo, bardzo dobrą oglądalność! Jesteśmy z was zadowoleni, jak cholera! Szkoda, że niewielu z was zobaczy tę kasę! A teraz – idźcie i rozmnażajcie…. sorryyyyyyy…. zabijajcie się!

I ruszyli. Chociaż zabijanie było, rzecz jasna na niby, za pomocą kulek wypełnionych farbą. Ruszyli, niektórzy oszołomieni informacją. Inni, lekko zaniepokojeni, bo w słowach „tajemniczy sponsor” wyczuwali coś… złowrogiego. Coś, co niczym cień rozpostarło nad nimi niewidzialne skrzydła.

Chociaż były to pierwsze prawdzie chmury. Zanosiło się na zmianę pogody.

Taktyka Czerwonych była czysto defensywna. Wynik 13:5, dawał im naprawdę ogromną przewagę. Wystarczyło, że gdzieś dobrze się „zabunkrują” i poczekają na wroga. I wybrali do tego celu kręgielnię, najlepiej nadające się do obrony miejsce.

Czy to jednak nie było zbyt łatwe do przewidzenia?

Niebiescy musieli atakować, lecz nie mogli zapomnieć o obronie. Musieli pilnować flag i wybrali do tego celu altankę nad jeziorem. Większość jednak ruszyła w teren, do ataku.

Niebiescy Doś szybko wypatrzyli miejsce gdzie prawdopodobnie krył się wróg i flaga. Kręgielnia. Jedno wejście. Dodatkowo częściowo zasłonięte. Kilka okien. Łatwe do obrony. Nie mieli jednak wyjścia. Musieli uderzyć i zdobyć sztandar lub zginąć w walce.

Więc zaatakowali.

I wpadli w zasadzkę. Bo, jak się okazało, część wrogów zaczaiła się na dachu skąd zaczęła strzelać.

Pierwsza otworzyła ogień April zdejmując celnym trafieniem Madueke. Murzynka oberwała w hełm z taką siłą, że żółta farba rozbryzgała się wokół. A potem poderwała się reszta z Czerwonych i zaczęła strzelać z różnym skutkiem w dół. Na zaskoczonych przeciwników.

Powietrze przeszyły charakterystyczne dźwięki wystrzeliwanych kulek z paintballa.

Jack Sulivan miał wyrobione oko. Zdjął więc kolejnych dwóch Niebieskich – Patrick White oberwał w pierś, w momencie kiedy jego rozgorączkowany umysł zastanawiał się czy strzelać, czy się kryć i odpadł z gry. Tony był drugi. Rudzielec oberwał w maskę, kiedy podnosił głowę do góry i jego świat stał się cały żółty. Triple Kay też oberwał, trafiony trzema pociskami jednocześnie wystrzelonymi przez Jacka, Phila i April.

Potem jednak Niebiescy odpowiedzieli ogniem. Zaskakująco celnie. Oberwała – w pierś - Alicja Winter, trafiona przez Tornada. Oberwał w czoło David Hasellhof, trafiony przez wyjadacza gitary – „Kurta” – bardziej przez przypadek. Oberwał Frank Moore – trafiony prosto w twarz przez Dixie Banks. Dostał też Mark Buffet – ale w prawe przedramię, co nie eliminowało go jeszcze z walki. Te trafienie poszło na konto Bethany, chociaż urzędniczka nawet nie zdawała sobie z tego faktu sprawy.

Niebiescy ruszyli do kręgielni gdzie napotkali na barykadę i kolejny opór.

Niebiescy sforsowali wejście. Tornado wdarł się do środka, godny swojego pseudonimu, nie zważając na strzały, które przez chwilę rozbryzgiwały się wokół niego na ścianach, podłodze, elementach barykady, którą Czerwoni ustawili z krzeseł, koców i co tylko znaleźli w środku kręgielni.

Wrzeszcząc jak dzikus Tornado zdjął broniącą flagi swojej drużyny Faith. Rudowłosa mechaniczka oberwała dwoma kulkami – jedną w głowę, drugą w pierś.

I wtedy oberwał Tornado. Zaliczając trafienie od Irminy. Tę szybko jednak załatwił kolejny z wdzierających się do środka dzięki poświęceniu kumpla „Kurt”, który faktycznie poczuł muzykę wojny.

W środku było mniej obrońców. Kelly strzelała piszcząc dziko i wyeliminowała w ten sposób Griffina z Niebieskich. Sama jednak, w chwilę później, oberwała od Dixie Banks.

Flaga Czerwonych znalazła się w rękach Niebieskich, ale było to okupione ogromnymi stratami. Tylko trzech Niebieskich przetrwało atak: Dixie, „Kurt” i Rhys.

- Wyłazimy, waląc do tych na górze! Niech gra muzyka, młodzieży! – „Kurt” czuł się naprawdę świetnie. Zabawa „w wojnę” była super! Czuł, jak adrenalina płynie po jego żyłach.

Nawet Irmina, z przeciwnej drużyny oraz Tornado uśmiechali się dziko. To było miłe uczucie. Na zewnątrz słyszeli też śmiechy trafionych koleżanek i kolegów, schodzących z pola walki.

- Hurrra!

Wybiegli z kręgielni. Dixie, jako jedyna kobieta, trzymała flagę w ręku.
Wybiegli prosto pod kule Czerwonych na dachu.

Farba rozbryzgała się na głowie i barkach Rhysa. Ale Dixie ostrym sprintem, popędziła przed siebie, w stronę altanki gdzie zostawili swój proporzec. Kurt, świadomie lub nie, przez chwilę osłaniał jej ucieczkę – oberwał w pierś, twarz, brzuch, ramiona – chyba od każdego na dachu, ale wcześniej udało mu się jeszcze trafić w rękę Marka Bufetta – drugie trafienie, zgodnie z regułami, kończyło jego udział w zabawie.

Dixie biegła. Pędziła przed siebie z wykradzioną flagą. A z dachu poleciały za nią kule. Oberwała dwoma, gdy już April zeskakiwała z dachu, chcąc gonić za uciekinierką. Nie pozwolić, aby dobiegła z proporcem do bazy wroga. Lecz Jack i Phil okazali się niezawodni.

Dixie oberwała w plecy, chociaż w dzikim pędzie nawet tego nie poczuła. Dopiero krzyk Generała pozwolił jej zorientować się w sytuacji. Zdjęła maskę, oddychając ciężko i ciesząc się jak dziecko.

- Dziesięć punktów za eliminację wszystkich wrogów dla drużyny Czerwonej! Oraz trzy dodatkowe za ustrzelenie trzech wrogów więcej. Razem trzynaście. Nie takie pechowe. Wynik końcowy 26:5 dla Czerwonych. Prawdziwy pogrom. Zapraszam wszystkich na podpisanie aktu kapitulacji. Zdajecie sprzęt i macie czas wolny do kolacji.

„Generał” uśmiechnął się.

- Żołnierze! To był prawdziwy zaszczyt bawić się tutaj z wami. Jesteście super! – dodał już mniej „regulaminowo”. – Powodzenia w dalszej grze i pamiętajcie o przyjaźniach. Pieniądze to nie wszystko. Znikam.

- Podziękujcie generałowi – odezwał się Mistrz Gry. – Czas wolny. Relaks. Chociaż nie dla wszystkich. Drużyna Niebieskich. Wiecie, co macie robić. Mimo, ze pokazaliście dzisiaj prawdziwego ducha walki, jedno z was zapłaci wysoką cenę i opuści dzisiaj DOM MARZEŃ i KOSZMARÓW. Czekam w wiadomym miejscu. I pędzę oglądać słupki poparcia publiczności. Powodzenia. Pamiętajcie. Pięć milionów dolarów! I po bańce za drugie i trzecie miejsce!

Na razie nie docierało do nich to, co powiedział Mistrz Gry. Dla większości, nieważne od drużyny i tego czy wygrali czy przegrali, czy „zginęli” w trakcie strzelanina na kulki z farba okazała się być naprawdę wesołym, pełnym „funu” przeżyciem. Było w niej coś odświeżającego. Coś, co pozwalało poczuć do siebie sympatię. Większość z uczestników czuła się właśnie w ten sposób. Poza kilkoma. Może dlatego, że zawsze byli zwykłymi dupkami.

Mniej radosny nastrój był w drużynie Niebieskiej. Oni musieli wybrać, kto wylatuje. A reszta graczy czekała na ten werdykt z zapartym tchem.
 
Armiel jest offline