Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-05-2018, 10:54   #91
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Kurt wraz z grupą wywiadu niebieskich został zamknięty w osobnym pokoju. Generał przyniósł im drewnianą skrzynkę, ale tym razem nie była to skrzynka alkoholu. Na rozkaz wyciągnęli materiały z zadaniem. Od razu pierwszy problem.

Zadanie opierało się na alfabecie Morse’a. Kurt wolałby nuty, bo znaki z pięciolinii czytał jak nikt z uczestników. Ale kropki i kreski tu musiał się cały czas wspierać tablicami podanymi w materiałach. Rozwiązywanie zadania postępowało zbyt wolno.




Całe szczęście, że Bethany i Dixie posuwały rozwiązanie zagadki. Dziewczyny widziały że Kurtowi nie idzie. Pewnie pierwsze na mnie zagłosują jak przegramy, przeszło mu przez myśl. No i czerwoni byli szybsi z roztrzaskiwaniem zadania. Piękna Alicia i rudzielec okazały się szybsze i bystrzejsze od niebieskich. To musiał być jakiś fart.

Podano punktację: trzynaście dla czerwonych i pięć dla niebieskich. Ja pierdolę. Ta wpadka z zadaniami może mnie sporo kosztować. Jeszcze jest szansa wyprzedzić czerwonych i zdobyć punkty w strzelaniu. Muszę przyłożyć się do tego albo sam będę łatwym celem.
 

Ostatnio edytowane przez Adr : 10-05-2018 o 10:58.
Adr jest offline  
Stary 10-05-2018, 22:19   #92
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Słysząc rozstrzygniecie konkursu dla wywiadu, Faith wybałuszyła oczy. Znaczy się… wygrali. Oni. Czerwoni. Te durne zagadki, pasjanse i logiczne bzdety. Po chwili wzruszyła ramionami, przyjmując pozę “a co mi tam”.

- Przydał się kurs korespondencyjny sudoku za całe piętnaście dolców. - mruknęła Markowi, szczerząc się od ucha do ucha. Tak, dobrze było się pozgrywać, powypinać pierś i udawać, że całość w ogóle człowieka nie rusza. Dokładnie tego oczekiwał, tego wymagał i na to się przygotował.

Prawda jednak była prozaiczna, prosta i skomplikowana jak konstrukcja cepa.
Pannie Allen dopisało szczęście, tyle. Nic więcej, nic mniej.
Podczas narady stała z boku, nie rajcowały ją metody wspólnego wyrzynania. Chciała najzwyczajniej dostać karabin, odbębnić swoje i móc w spokoju sumienia iść się urżnąć, coś przerżnąć, a potem lulu.
Tak, to brzmiało jak dobry plan.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...

Ostatnio edytowane przez Zuzu : 10-05-2018 o 22:36.
Zuzu jest offline  
Stary 10-05-2018, 23:22   #93
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Przeprawa była nielekka, gdyby Jack był trochę młodszy, wygrywałby wszystko w cuglach, a tak musiał się nieźle napocić. Za dużo było tego czołgania się w błocku, w pewnym momencie miał dość robienia z siebie debila, jak ten fiut z wąsikiem zwący się Generałem był taki kozak, to niech sam da przykład... nawet nie zauważył, kiedy mu się wymsknęło i przez punkty karne niebiescy objęli prowadzenie. Wkurwiony, rzucił się do kolejnych wyzwań ze zdwojonym wysiłkiem.

Co jak co, ale strzelania nie musiał się obawiać. Zastanawiał się, czy ktokolwiek tutaj celował kiedyś do żywego celu jak on... wygrali wyraźnie tę konkurencję, choć musiał przyznać, że Frankowi i Davidowi też nieźle szło... podstarzała gwiazda pewnie się swoje na planie filmowym nastrzelała. Poklepał go z uznaniem po plecach.

Kiedy ogłoszono wyniki, obrzucił bluzgającą Madueke szyderczym spojrzeniem -Uważaj dziewczyno, bo zaraz trafisz za drzwi jak tamten czarnuch. - Skomentował zadowolony - Za to nasze dziewczyny sobie poradziły.. - Następnie trzeba było się odświeżyć i odsapnąć, a potem czekała ich prawdziwa bitwa... Jack był gotów do boju i dalszego taplania się w błocie, pewnym krokiem wkroczył do pokoju narad, pozwalając by adrenalina w nim narastała.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 11-05-2018 o 20:59.
Lord Melkor jest offline  
Stary 11-05-2018, 10:08   #94
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


- Nasi też sobie poradzili Jack. - Kenneth odessał się od izotonika. - Ot tylko ciut wolniej - rzucił starając się skierować wymianę zdań w inną stronę niż "czarnuchy" zanim Madueke zacznie rzucać taboretami.

Choć był z siebie w miarę zadowolony, to czuł trochę goryczy. Strzelał słabo, ale lepiej niż myślał, byli i gorsi, nie przegrali tej konkurencji. Ba! Per saldo pozamiatali czerwonymi na poligonie!
A i tak w dupę...
Z 3 punktów przewagi na starcie, dla przeciwników zrobiło się 8, przez te cholerne zadanie wywiadu.

Mimo wszystko Griffin nie wyglądał jakby miał pretensje do 'jajogłowych' z ich teamu za tę porażkę . Klepnął nawet lekko w plecy Hottraina aby go podbudować.
- Nie poszło tak źle, uszy do góry! Szkoda, ale trudno. Ciekawe czy jakbyśmy wysłali Tonny'ego...

Czas wolny, przeznaczony na odpoczynek przed obiadem i bitwą w większości czasu spędził na strzelnicy, na której rywalizowali wcześniej.
- Use your force Kenneth - rzucił sam do siebie zamykając oczy przed pierwszym strzałem.
Na ślepo nie trafił nawet w tarczę.
- Kurwa, a na filmie wydawało się to takie proste.

Ze strzelnicy zszedł dopiero na obiad.

***


Po naradzie ubrał strój oohronny i założył maskę. Nie było w niej widać źle, choć zastanawiał się co zrobić jak zaparuje od wewnątrz gdy nie można jej ściągać w trakcie. Strzelił też kilka razy na próbę ze swojego karabinku sprawdzając czy działa jak należy.
- Goooood morning Vietnaaaam! - zakrzyknął oddając jeszcze kilka strzałów w powietrze.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 11-05-2018 o 12:04.
Leoncoeur jest offline  
Stary 11-05-2018, 14:39   #95
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Nędza, żółć i totalna klapa. Triple Kay nie przywykł do łykaniaich smaku. Na ringu nawet jak coś się nie udawało, to i tak w efekcie wychodziło na plus. Taki był screenplay. Triple Kay nie przegrywał. Mimo to sekret sukcesu w wrestlingu zawsze polegał na tym, aby jak najlepiej sprzedać się w scenariuszu. Toteż nawet gdy wyszło już, że dał ciała w wyczynówce, postawił wszystko na to by nie dać ciała w spektaklu. Dziarsko więc krocząc utytłany jak nieboskie stworzenie wrócił do reszty oczekujących na piątkę, taszcząc ze sobą tirową oponę.
- Panie generale! - zasalutował uśmiechnięty od ucha do ucha stawiając wielgachną goodyearkę przed "wojskowym" - Melduję uszkodzenie jednego z gumiastych sektorów toru ćwiczebnego! Draństwo nie działa i nie daje się przeskoczyć! Niewykluczony sabotaż Czerwonych!

***

Mimo to zabawa podobała mu się. Strzelanie może i również nie poszło najlepiej, ale można się było parę razy spektakularnie rzucić, naprężyć bary, czy błysnąć białymi zębami do kamery. A ta czuł, że go lubi. Na koniec pozostało wysłuchać werdyktu i wytycznych co do dalszej części dzisiejszych zmagań. Wtedy też poczuł się już zupełnie jak w domu. Przegrali. Ruda specjalistka <fakt potwierdzony - specjalistka zawołana> od operowania wajchą i blondie z okładki jakiegoś Vogue'a, rozwaliły doktorkę z PhD i bezbrodą gnomkę z księgowej jaskini. No kurwa taki zwrot, że się białko w odżywce samo ścina. Mistrz gry był naprawdę genialny!
- HUA! - zasalutował generałowi po czym poszedł się przebrać i ustalić jakiż to wspaniały plan będą realizować.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 11-05-2018, 22:24   #96
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Nie miał pojęcia jak znalazł się w drużynie z łamigłówkami. Czarna dziura. Jedno z tych pijackich zaburzeń świadomości. Z pewnym zaniepokojeniem skonstatował, że ten fakt nie wzbudza w nim większych emocji. Cos takiego działo się nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz.

Chociaż pierwszy raz na trzeźwo.

Może znów powinien przestać.

Dwa miesiące trzeźwości psu w dupę. Przed oczyma wyobraźni mignęło mu wspomnienie. Błysk fałszywej złotej monety znikającej w odmętach oceanu. Niewielki pomost na tyłach knajpy w której dwa dni temu odbywała się impreza integracyjna. Połyskujący żeton Anonimowych Alkoholików z napuszoną dwójką wpisaną w trójkąt przez chwilę unosi się na powierzchni by zniknąć na zawsze.

Unity, service, recovery my ass.

To by się nie sprzedało. Nikt nie chce oglądać przegranego, smutnego starzejącego się gościa, który sobie jest i zasadniczo nie robi nic ciekawego. Może gdyby to były dwa lata, nie dwa miesiące całą historię ktoś by nagrał, opakował i sprzedał. Jebać to. Da radę bez tych świętoszkowatych farmazonów.

***

O ile rozumiał wrzaski idioty w oficerskim mundurze przegrali. Mieli przed sobą jeszcze tą infantylną farsę z paintballem, zanim będzie mógł utopić swoje wewnętrzne demony w whisky, i kto wie, może w ramionach Myszatej.

Krótka narada nieco podniosła jego poziom entuzjazmu. Plan potężnego wrestlera, nawet jeśli nie był drogą do wygranej, z pewnością powinien urozmaicić ten przygnębiający dzień i zapewnić parę punktów u publiczności.

Zajął stanowisko stając pewnie na rozstawionych nogach z karabinem na ramieniu. Przez głowę po raz kolejny przeszło mu, że zajebiście wygląda w mundurze. Uśmiechnął się krzywo w oczekiwaniu na sygnał startowy.
 
__________________
Show must go on!
Gryf jest offline  
Stary 11-05-2018, 23:06   #97
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Nie zawsze się wygrywało - Dixie wiedziała o tym doskonale. Doskonale znała posmak rozczarowania i złości po przegranej walce. Przyzwyczaiła się i już dawno pojęła prostą zasadę głoszącą, że nie codziennie jest dzień dziecka.
Nie każdy egzamin zaliczało się w pierwszym terminie.
Nie każdego pacjenta dało się uratować.

Ludzie umierali, konkursy wygrywali lepsi - tym razem ci z drużyny przeciwnej. Banks pocieszał prozaiczny fakt - to była tylko zabawa. Dla jaj, oglądalności, kasy. Nic, co krzywdził drugiego człowieka... tak na stałe.
Urażona duma kiedyś w końcu się zabliźniała.

Tak samo broń do ostatniej konkurencji strzelała farbą, nie ostrą amunicją - zabawa, przecież często słyszała od znajomych opowieści o korpo wypadach integracyjnych. W tym na paintballa.

Sama radość, współzawodnictwo. Trochę kozaczenia i przechwałek.
Nikt nie umrze, nie będzie trzeba patrzeć jak krwawi z przestrzelonych kończyn... albo co gorsza korpusu. Dixie nie znosiła opatrywać ran postrzałowych. Zawsze się syfiły, poza tym jamy kawitacyjne często sprawiały więcej kłopotów niż sam pocisk.

Wolała nie skupiać się na tym, że kiepsko się prezentuje, a karabin jest ciężki. Ani na tym, że pewnie zaraz się potknie lub dostanie zadyszki, ale co poradzić? Ratowniczkę medyczną czekała jeszcze jedna kompromitacja tego dnia.
 
Driada jest offline  
Stary 12-05-2018, 00:20   #98
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
BHP - Alicia i Frank

Wybór wywiadu był najlepszą decyzją jaką panna Winter popełniła tego dnia i nie chodziło jedynie o wygraną w konkursie logicznym, bo akurat jej rola ograniczyła się do piłowania paznokci oraz paru nawet trafnych pomysłów… kto by przypuszczał, że się im uda. Chyba nawet one same w to nie wierzyły - ani Alicia, ani Faith. Dało się to dostrzec po zdziwionych minach na sam finał.

Istotniejsze jednak wydawał się aspekt higieniczny. Błoto, brud, pot, jeszcze więcej błota i na dokładkę te paskudne drelichy. Nie wszystkim to jak widać przeszkadzało.
Słysząc co tam ich zjadacz wiewiórek mamrocze pod nosem, blondynka aż się skrzywiła.
Brudny, ubłocony, śmierdzący...

- Taka która ma resztki zdrowego rozsądku? - uśmiechnęła się krzywo, mrużąc do kompletu oczy - I nie ociera się o desperację. Albo infekcję. Dezyderię. Czarną ospę. Albo trąd. Nie wiadomo co dolali do szlamu w zasiekach… czy gdzie tam się szlajałeś.

- Mhm. - brunet odwrócił się w kierunku blondynki i popatrzył na nią z zaciekawieniem. Właściwie to tak sobie zamamrotał do nikogo konkretnego i nie spodziewał się, że ktoś jakoś usłyszy a jeszcze do tego zareaguje. No tak. Pokiwał głową. Różnili się od siebie w tej chwili jak ogień i woda. On wracał z tego całego poligonu a ona z biura. I wyglądali bardzo stosownie do swoich ról. Ona czyściutka no jak laska z biura a on uwalany no właśnie jak po przeczołganiu przez poligon. Tak. Pokiwał znowu głową. Podniósł swoje brudną rękę jakby chciał ją dokładniej obejrzeć a potem zaczął się uśmiechać. Spojrzał jeszcze raz na blondynkę i w uśmiechu błysnęła biel zębów kontrastująca z syfem jakim była uwalana jego twarz.
- Oj tam będziesz zgadywać. Masz, sama zobacz co w tym jest. - Frank z uprzejmym uśmiechem wyciągnął swoją ubłoconą rękę w stronę blondynki i zaczął podchodzić do niej ciekaw co zrobi. Zwieje, zacznie wrzeszczeć czy jeszcze coś innego?

O dziwo blondyna stała dalej na swoim miejscu, a jedyne co się zmieniło to ułożenie jej ramion, które splotły się na piersi. Patrzyła na zbliżającą się wylęgarnie patogenów oraz plam wszelakich z rodzaju tych ciężkich do wywabienia. O ile już zawracałaby sobie głowę aby bawić się w pranie pseudo militarnego drelichu.
- Ubrudź mnie, a sam się będziesz czyścił - powiedziała spokojnym tonem, gdy znalazł się te dwa kroki od niej… z tą ufajdana łapą - W przeciwnym razie może wykaże się dobrym sercem i ci z tym pomogę - zakończyła z delikatnym uśmiechem, patrząc mu prosto w oczy.

Zaskoczyła go. Umazana błotem brew uniosła się a dłoń, też umazana błotem zatrzymała się tak ze dwie odległość dłoni od jej odkrytych ramion. I piersi tak przy okazji. W sumie właśnie chciał ją maznąć ale propozycja zabrzmiała bardzo niespodziewanie i bardzo interesująco. Dłoń więc zamiast dokończyć ruch powędrowała do też ubłoconej brody. Na razie zasychające błoto zaczynało swędzieć ale z doświadczenia właśnie wiedział, że dopiero zaczynało. Poza tym wiadomo było, że drapanie pomaga w koncentracji i myśleniu. Próbował wygłówkować czy blondi robi go w balona czy nie. Ale zastanawiał się krótko. Do tej pory kojarzyła mu się sympatycznie i pozytywnie. Zresztą przecież sprawę miały rozstrzygnąć najbliższe minuty.
- Dobra, namówiłaś mnie. To mamy deal? - powiedział wystawiając swoją łapę na zgodę. Chyba nie zamierzała mu “pomagać” jakoś bezdotykowo pod tym prysznicem? Jak tak to spokojnie mógł sobie to darować. A jak jednak na serio to nie szło sobie nie ubrudzić troszkę łapek czy czegoś tam innego.

Panna Winter spojrzała wymownie na kończynę pokrytą burą breją, by po chwili podnieść wzrok ku twarzy oponenta i westchnąć ciężko. Nikt potem nie powie, że nie poświęciła się dla dobra drużyny, oglądalności oraz rosnących słupków, nie tylko poparcia lecz również parcia.

- Tak mamy - kiwnęła głową na zgodę - Skoro zaś mamy tu wojsko… - zwiesiła głos, z całej siły powstrzymując się aby nie parsknąć śmiechem - W tył zwrot i za mną żołnierzu, kadecie… a wybierz coś sobie - wzruszyła lewym barkiem, wymijając go na bezpieczną dla ubrania odległość.

- Mhm. - Frank szybko dogonił odchodzącą blondynkę zrównując się z nią. - Tylko wiesz, jak dalej się chcesz wojskować to właściwie jesteśmy równi stopniem. - powiedział i nawet otworzył jej drzwi do domu pozwalając wejść pierwszej. Sam wszedł za nią i kontynuował dalej kierując się ku łazienkom. - Wiesz, właściwie to myślę, że mógłbym nawet wpasować się w kategorię weterana. No spójrz na mnie? - powiedział wskazując swoimi dłońmi na samego siebie. - No na pewno wyglądam teraz jak weteran. - pokiwał znowu głową zgadzając się sam ze swoimi wnioskami.

- Wyglądasz jak kot którego sierżant przegonił po poligonie na postrzyżynach… czy jak to się nazywa. - Alicia miała własną teorię na ten temat. Sprzedała ją bez cienia wahania, czy wątpliwości, za to z czarującym uśmiechem rzuconym przez ramię - Dobrze, nie będę okrutna. Wyglądasz jak szeregowy kapsel po rutynowym czyszczeniu latryny. Brakuje ci tylko berła na kiju. Atrybutu ciężko i solidnie wykonanej pracy - przeszła lekko przez próg, pokonując pierwsze metry korytarza do części dla czerwonych - I nie schlebiaj sobie. Wywiad jest wyżej w hierarchii niż taki zwykły poborowy - tym razem musiała odkaszlnąć aby ukryć śmiech - Spokojnie, nie musisz mi salutować… choć stanąć na baczność nie zaszkodzi - na ułamek sekundy spuściła wzrok gdzieś poniżej torsu rozmówcy.

- Taa… panna z wywiadu co? Taka ważna i cwana co? - Frank pokiwał głową po wysłuchaniu tych słodyczy od blondynki. Ściągnął uwalaną błotem podkoszulkę i zaczął rozpinać spodnie. - To powiedz specu od wywiadu co mówi twój łebski łebek na temat tego prysznica? - zapytał wskazując na najbliższą kabinę prysznicową. Sam usiadł na krawędzi ławki i zaczął rozwiązywać buty.

- Kwestia prezentacji, odpowiedniego ustawienia - kobieta rozłożyła bezradnie ręce, przechodząc tam gdzie cel podróży. Zmarszczyła czoło, przekrzywiła kark i finalnie złapała prysznicową słuchawkę, drugą dłonią balansując na kurku od temperatury. Oczywiście najpierw poleciał ukrop, a dopiero po przejściu na temperaturę Antarktydy, znalazła stan pośredni, zostawiający na skórze przyjemne uczucie orzeźwienia.
- Motywacji - dodała pod nosem, wracając na płynny mróz. Obróciła się na pięcie i uniosła słuchawkę, posyłając przez pół pomieszczenia stumień lodowatej wody. Dziwnym trafem tam, gdzie Frank. Przypadki wszak chodziły po ludziach.

- Hej! - krzyknął schylony Frank który właśnie był na etapie zdejmowania drugiego buta gdy zdzielił go niespodziewanie strumień zimnej wody. Niby żadna nowość. Ale jednak właśnie niespodziewana i wcale mało przyjemna. Cisnął więc właśnie zdjętego buta i zerwał się zasłaniając się dłonią przed strumieniem wody.
- Czekaj! Pożałujesz tak nikczemnych metod! - krzyknął groźnie no prawie no w sumie to sam pod koniec niezbyt wytrzymał i się roześmiał na to co się teraz stanie. A stało się to, że wpadł w blondi, złapał ją w pasie, przerzucił przez ramię a potem zdzielił ją łapą w prześlicznie wyeksponowany tyłeczek. - A to za ten niezgodny z konwencjami atak! - huknął na nią. A potem obrócił się do jednej z kabin, otworzył, zamknął i wciąż trzymając blondi mówił dalej. - Dobra widzę, że wymagasz szkolenia w braniu pryszniców. - powiedział odkręcając kurki z ustawieniem na pożądaną temperaturę i kompletnie nie zwracając uwagi na to, że strumień wody leci tak samo na jego głowę jak i na tyłek blondynki bo oba kawałki anatomii były na podobnej wysokości.

- Co tam Moore, odezwał się w tobie pierwotny instynkt? - Winter śmiała się w najlepsze, chwytając za pasek od rozpiętych spodni oponenta celem posłania ich w dół. Czynność przerwał strumień wody, wywołując u niej zaskoczony pisk, a następnie śmiech.
- Za włosy, do jaskini… stąd te wiewiórki, przyznawaj się - wydyszała, wracając do zapasów z materiałem. Mokry ciężko się zdejmował, lecz ona była uparta - Polowania, dzicz, błoto i przetrwanie… jak nikt nie widzi wojujesz dzidą? - wymruczała naraz niskim, nosowym głosem, uwalniając na widok publiczny pośladki survivalowca.
- Też tak umiem! - prychnęła, rewanżując się za klapsa, choć użyła obu rąk, wybijając szybki rytm na mokrej od wody, nagiej skórze.

Frank też się roześmiał. Zaczynało się robić całkiem fajnie. Tylko przecież nie będzie stał jak debil z przewieszoną blondyną pod prysznicem. Złapał ją oburącz i oparł pod ścianą. Przez moment wciąż trzymając ją za ramiona pod tym prysznicem i przechylił głowę na jedną, potem na drugą stronę w końcu znowu pokiwał głową zgadzając się z własnym konceptem.
- Tak, zdecydowanie tak. Po pierwsze jesteś kompletnie źle ubrana pod prysznic, wiesz? - powiedział poważnym tonem i patrząc uważnie w jej modre oczka. - Ale nie bój się. Ja ci wszystko wytłumaczę. A nawet pokażę. Zaufaj mi, ja mam dryg urodzonego szkoleniowca, od razu załapiesz. - powiedział z pewnością siebie płynącą z doświadczenia i może no trochę weselszym tonem z autoironiczną szczyptą w głosie i spojrzenie. Wcale nie przeszkodziło mu to zjechać dłońmi w dół ramion dziewczyny do jej już całkiem mokrej koszulki, podwinąć od dołu i zacząć ciągnąć do góry.

- Naprawdę? - panna Winter zrobiła wielkie oczy i niepewną minę, udając całkiem nieźle zagubienie wymieszaną z fascynacją. Pomogła zdjąć swoja koszulkę od niby-munduru, następnie zabrała się za dolne części garderoby - Kolejna lekcja? Jak z krępowaniem? Nie miałam pojęcia że masz tyle fetyszy… bondage zrobiło się ostatnio całkiem modne. Wiązanie na orła, embrion, żabę, do krzesła. Klasycznie, z łapami za plecami - mruczała nosowo, pozbywając się do końca spodni. Wpierw Moore’a, następnie podjęła walkę z własnymi.

Frank dość mocno był już zaabsorbowany tym co odkrywa zdejmowana koszulka i spodnie dziewczyny więc miał już ciutkę spowolnione reakcje. Ale coś jeszcze kontaktował.
- Wiązania? - powtórzył na chwilę mrużąc brwi gdy starał sobie coś przypomnieć. Ale, że akurat się nachylał pomagając Alice przewalić nogawki jej spodni z nóg i miał przed twarzą ta najbardziej fascynujące miejsce no to znowu nie pomogło mu w koncentracji pamięci. Ale w końcu coś wreszcie zaskoczyło gdy się wyprostował. - A nie przerabialiśmy tego w LA? - zapytał niepewnie bo coś mu utkwił w głowie ten obraz, tej taśmy na nadgarstku blondy właśnie. Ruda chyba takich nie miała… Chyba… Też już teraz nie był pewny. A przecież obowiązywałby nadgarstki taśmą tylko jak…

Ale jakoś tak w międzyczasie się wyprostował i zorientował się, że patrzy na te dwie rozedrgane półkule do ponoć oddychania a po prawdzie do obopólnej zabawy znaczy ten, no… do wyczyszczenia. A no bo przecież miał ją poinstruować, no tak.
- Eee… tak, no i w każdym razie no właśnie jak widzisz, teraz jesteś… hmm… no właściwie oboje jesteśmy w odpowiednim stroju do brania prysznica. - zgodził się znowu przestając się zajmować jakimiś głupotami by wreszcie móc swobodnie zająć się blondynką. Znaczy wyszkolić ją a w ogóle to świetnie zgrywała tą słodką blondyneczkę co też nawet było zabawne i aż szkoda było nie zgrywać tego super-szkoleniowca. - No jak już mamy te podstawy to zobacz, bierzemy mydło… - powiedział sięgając po ów kosmetyk.



***

Broń... jakże Alicia nienawidziła broni. Już sama konieczność trzymania w dłoniach czegoś, co mimo rekreacyjnej formy, pozostawało wzorowane na narzędziu masowego mordu, przyprawiało o gęsią skórkę. Wyboru niestety nie miała, gdyż poddanie się walkowerem odpadało nim naiwny ludzki umysł rozpocząłby proces zastanawiania się nad sensem akurat tego rozwiązania.
- Nigdy nie strzelałam - powiedziała wreszcie, odstawiając z obrzydzeniem karabinek na bok. Wiedziała, że zaraz trzeba będzie po niego sięgnąć... lecz póki jeszcze był czas...
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 12-05-2018, 02:41   #99
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Bethany Payne nie traciła stoickiego spokoju pomimo przewagi jaką mieli nad nimi Czerwoni. Na zebraniu ich drużyny zabrała głos jako pierwsza.
- Proponuję strategię defensywną. Obstawić altankę w parku. Każdego kto spróbuje podejść będzie widać jak na dłoni. Olejmy flagę. Po prostu wybijmy ich zespół, jednego po drugim. Z naszą punktacją nie stać nas na ryzykowne zagrania.
- Mi pasuje. - White wzruszył ramionami. - Plan dobry jak każdy inny.
- Sorry bejb, ale to - Triple Kay też wydawał się swobodny. Choć widać po nim było, że szczególnie trójbój mu dopiekł i pod maską luzackiego uśmiechu mrowiła się złość - żaden plan. Branie ciosów na klatę? Od tego nikt nie wygrał. Zróbmy tak jak mówisz, ale żeby Czerwoni tak myśleli. Że się tylko bronimy. Walną w nas całą parą… a w tym czasie dwie małe zwinne niezauważalne laski mogłyby podpierdzielić tę flagę…
Spojrzał wymownie na nią i Madueke i wzruszył ramionami niewinnie jakby chciał powiedzieć, że to nie jego wina, że widział już niejeden scenariusz walki.
- Niegłupie, nawet jeśli nie uda się podpierdzielić tej flagi, przyda się jakaś lotna brygada, choćby po to żeby w razie czego otworzyć ogień z tyłu. - Patrick spróbował udać choć trochę zaangażowanego. - Tylko może wyślijmy kogoś, bez obrazy dziewczyny, kto chociaż trochę zna się na.. no nie wiem, ukrywaniu się, skradaniu, czymkolwiek. Ktoś jako dzieciak był dobry w podchody?
- To raczej nie ja - wyznała okularnica nie bez żalu.
- Problem w tym, że mają sporą przewagę punktową - Kenneth westchnął siadając na krześle. - Taktykiem to ja nie jestem, ale na ich miejscu to zabunkrowałbym się przy fladze czekając aż uderzymy i wystawił gdzieś skitranych ludków by łapali punkty odstrzeliwując szturmujących.
- Dobrze by było podwinąć czerwonym flagę i pozbyć się u nich dobrych strzelców, a jeszcze lepiej, jakby dało się podwinąć paru z nim broń w jakiś sposób. Ja bym obstawiał babkę od surwiwalu do eliminacji, nie wiem kogo by jeszcze można obstawić. - Tony wtrącił swoje trzy grosze.

Triple Kay pokręcił głową nad zasłyszanymi uwagami i splótłszy ramiona, zaśmiał się.
- Wiecie co? Tak sobie patrzę na te wasze ponure buźki i coś mi mówi, że już wszyscy się pogodzili z tym, że skopali nam dziś tyłki. Zatem może zmieńmy strategię i po prostu zróbmy dobry show, co? Ustawmy flagę gdzie bądź, a potem walimy wszyscy do kręgielni strzelając do wszystkiego co się rusza.
- Mi pasuje - Griffin uśmiechnął się. - Będzie fun.
- Dobra - Bethany zaraziła się uśmiechem kolegów. - Bez pretensji, bez stresu. Zafundujmy sobie trochę śmiechu i zabawy.
- Captain, my captain! - White wyszczerzył się radośnie w stronę Tiple Kaya nie wypuszczjąc papierosa spomiędzy zębów. Zadowoliłaby go właściwie każda strategia, która doprowadzi do szybkiego konca tych cholernych manewrów i pozwoli im iść się napić, ale ten konkretnie pomysł był wręcz epicki w swej prostocie. Odbezpieczył karabinek, głównie dla widowiskowego “klik-klik” - Skopmy im dupy!
- Dobry plan. - Kurtowi też spodobał się pomysł. Nie ma się, co napinać.
- Chuj z tym. - Nwakego splunęła gdzieś pod nogi potrójnego testosterona, godząc się na plan olania białasowych zasad i zrobienia po prostu sieczki.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 13-05-2018, 10:47   #100
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Kolejna część rywalizacji i wyzwania wojennego.

Wszystko zostało powiedziane, sprzęt wydany, amunicja w odpowiednich kolorach załadowana, opaski przywiązane na hełmach – regulaminowo, lub na ramionach – mniej regulaminowo, ale też akceptowalnie. Zawyły syreny – raz, dając znak na rozpoczęcie przygotowań. A potem dwa razy – na rozpoczęcie walki.

I adrenalina zaczęła krążyć po żyłach. Tym bardziej, że tuż przed samym starciem z megafonów dobiegł ich głos Mistrza Gry. Tym razem jednak spowodował, że serca uczestników zabawy zatańczyły w dzikim rytmie.

- Wow! Nowina sprzed chwili! Właśnie program pozyskał nowego, tajemniczego sponsora, który zasilił budżet naszego show tak niesamowitą kwotą, że nie powiem, jaką. Powiem jednak, że zmienia ona reguły naszej zabawy! Zwycięzca bierze pięć milionów dolarów!!!! Pięć pieprzonych baniek!!! W najukochańszej walucie świata! Ale to nie wszystko, pacany! Bo dwie osoby: te z drugiego i z trzeciego miejsca – dostaną po milionie! Szczęściarze! Mam nadzieję, że to was zmotywuje do dania z siebie jeszcze więcej, chociaż już teraz mamy bardzo, bardzo dobrą oglądalność! Jesteśmy z was zadowoleni, jak cholera! Szkoda, że niewielu z was zobaczy tę kasę! A teraz – idźcie i rozmnażajcie…. sorryyyyyyy…. zabijajcie się!

I ruszyli. Chociaż zabijanie było, rzecz jasna na niby, za pomocą kulek wypełnionych farbą. Ruszyli, niektórzy oszołomieni informacją. Inni, lekko zaniepokojeni, bo w słowach „tajemniczy sponsor” wyczuwali coś… złowrogiego. Coś, co niczym cień rozpostarło nad nimi niewidzialne skrzydła.

Chociaż były to pierwsze prawdzie chmury. Zanosiło się na zmianę pogody.

Taktyka Czerwonych była czysto defensywna. Wynik 13:5, dawał im naprawdę ogromną przewagę. Wystarczyło, że gdzieś dobrze się „zabunkrują” i poczekają na wroga. I wybrali do tego celu kręgielnię, najlepiej nadające się do obrony miejsce.

Czy to jednak nie było zbyt łatwe do przewidzenia?

Niebiescy musieli atakować, lecz nie mogli zapomnieć o obronie. Musieli pilnować flag i wybrali do tego celu altankę nad jeziorem. Większość jednak ruszyła w teren, do ataku.

Niebiescy Doś szybko wypatrzyli miejsce gdzie prawdopodobnie krył się wróg i flaga. Kręgielnia. Jedno wejście. Dodatkowo częściowo zasłonięte. Kilka okien. Łatwe do obrony. Nie mieli jednak wyjścia. Musieli uderzyć i zdobyć sztandar lub zginąć w walce.

Więc zaatakowali.

I wpadli w zasadzkę. Bo, jak się okazało, część wrogów zaczaiła się na dachu skąd zaczęła strzelać.

Pierwsza otworzyła ogień April zdejmując celnym trafieniem Madueke. Murzynka oberwała w hełm z taką siłą, że żółta farba rozbryzgała się wokół. A potem poderwała się reszta z Czerwonych i zaczęła strzelać z różnym skutkiem w dół. Na zaskoczonych przeciwników.

Powietrze przeszyły charakterystyczne dźwięki wystrzeliwanych kulek z paintballa.

Jack Sulivan miał wyrobione oko. Zdjął więc kolejnych dwóch Niebieskich – Patrick White oberwał w pierś, w momencie kiedy jego rozgorączkowany umysł zastanawiał się czy strzelać, czy się kryć i odpadł z gry. Tony był drugi. Rudzielec oberwał w maskę, kiedy podnosił głowę do góry i jego świat stał się cały żółty. Triple Kay też oberwał, trafiony trzema pociskami jednocześnie wystrzelonymi przez Jacka, Phila i April.

Potem jednak Niebiescy odpowiedzieli ogniem. Zaskakująco celnie. Oberwała – w pierś - Alicja Winter, trafiona przez Tornada. Oberwał w czoło David Hasellhof, trafiony przez wyjadacza gitary – „Kurta” – bardziej przez przypadek. Oberwał Frank Moore – trafiony prosto w twarz przez Dixie Banks. Dostał też Mark Buffet – ale w prawe przedramię, co nie eliminowało go jeszcze z walki. Te trafienie poszło na konto Bethany, chociaż urzędniczka nawet nie zdawała sobie z tego faktu sprawy.

Niebiescy ruszyli do kręgielni gdzie napotkali na barykadę i kolejny opór.

Niebiescy sforsowali wejście. Tornado wdarł się do środka, godny swojego pseudonimu, nie zważając na strzały, które przez chwilę rozbryzgiwały się wokół niego na ścianach, podłodze, elementach barykady, którą Czerwoni ustawili z krzeseł, koców i co tylko znaleźli w środku kręgielni.

Wrzeszcząc jak dzikus Tornado zdjął broniącą flagi swojej drużyny Faith. Rudowłosa mechaniczka oberwała dwoma kulkami – jedną w głowę, drugą w pierś.

I wtedy oberwał Tornado. Zaliczając trafienie od Irminy. Tę szybko jednak załatwił kolejny z wdzierających się do środka dzięki poświęceniu kumpla „Kurt”, który faktycznie poczuł muzykę wojny.

W środku było mniej obrońców. Kelly strzelała piszcząc dziko i wyeliminowała w ten sposób Griffina z Niebieskich. Sama jednak, w chwilę później, oberwała od Dixie Banks.

Flaga Czerwonych znalazła się w rękach Niebieskich, ale było to okupione ogromnymi stratami. Tylko trzech Niebieskich przetrwało atak: Dixie, „Kurt” i Rhys.

- Wyłazimy, waląc do tych na górze! Niech gra muzyka, młodzieży! – „Kurt” czuł się naprawdę świetnie. Zabawa „w wojnę” była super! Czuł, jak adrenalina płynie po jego żyłach.

Nawet Irmina, z przeciwnej drużyny oraz Tornado uśmiechali się dziko. To było miłe uczucie. Na zewnątrz słyszeli też śmiechy trafionych koleżanek i kolegów, schodzących z pola walki.

- Hurrra!

Wybiegli z kręgielni. Dixie, jako jedyna kobieta, trzymała flagę w ręku.
Wybiegli prosto pod kule Czerwonych na dachu.

Farba rozbryzgała się na głowie i barkach Rhysa. Ale Dixie ostrym sprintem, popędziła przed siebie, w stronę altanki gdzie zostawili swój proporzec. Kurt, świadomie lub nie, przez chwilę osłaniał jej ucieczkę – oberwał w pierś, twarz, brzuch, ramiona – chyba od każdego na dachu, ale wcześniej udało mu się jeszcze trafić w rękę Marka Bufetta – drugie trafienie, zgodnie z regułami, kończyło jego udział w zabawie.

Dixie biegła. Pędziła przed siebie z wykradzioną flagą. A z dachu poleciały za nią kule. Oberwała dwoma, gdy już April zeskakiwała z dachu, chcąc gonić za uciekinierką. Nie pozwolić, aby dobiegła z proporcem do bazy wroga. Lecz Jack i Phil okazali się niezawodni.

Dixie oberwała w plecy, chociaż w dzikim pędzie nawet tego nie poczuła. Dopiero krzyk Generała pozwolił jej zorientować się w sytuacji. Zdjęła maskę, oddychając ciężko i ciesząc się jak dziecko.

- Dziesięć punktów za eliminację wszystkich wrogów dla drużyny Czerwonej! Oraz trzy dodatkowe za ustrzelenie trzech wrogów więcej. Razem trzynaście. Nie takie pechowe. Wynik końcowy 26:5 dla Czerwonych. Prawdziwy pogrom. Zapraszam wszystkich na podpisanie aktu kapitulacji. Zdajecie sprzęt i macie czas wolny do kolacji.

„Generał” uśmiechnął się.

- Żołnierze! To był prawdziwy zaszczyt bawić się tutaj z wami. Jesteście super! – dodał już mniej „regulaminowo”. – Powodzenia w dalszej grze i pamiętajcie o przyjaźniach. Pieniądze to nie wszystko. Znikam.

- Podziękujcie generałowi – odezwał się Mistrz Gry. – Czas wolny. Relaks. Chociaż nie dla wszystkich. Drużyna Niebieskich. Wiecie, co macie robić. Mimo, ze pokazaliście dzisiaj prawdziwego ducha walki, jedno z was zapłaci wysoką cenę i opuści dzisiaj DOM MARZEŃ i KOSZMARÓW. Czekam w wiadomym miejscu. I pędzę oglądać słupki poparcia publiczności. Powodzenia. Pamiętajcie. Pięć milionów dolarów! I po bańce za drugie i trzecie miejsce!

Na razie nie docierało do nich to, co powiedział Mistrz Gry. Dla większości, nieważne od drużyny i tego czy wygrali czy przegrali, czy „zginęli” w trakcie strzelanina na kulki z farba okazała się być naprawdę wesołym, pełnym „funu” przeżyciem. Było w niej coś odświeżającego. Coś, co pozwalało poczuć do siebie sympatię. Większość z uczestników czuła się właśnie w ten sposób. Poza kilkoma. Może dlatego, że zawsze byli zwykłymi dupkami.

Mniej radosny nastrój był w drużynie Niebieskiej. Oni musieli wybrać, kto wylatuje. A reszta graczy czekała na ten werdykt z zapartym tchem.
 
Armiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172