Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2018, 20:29   #101
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
(OPIEKUNA DZIAŁU HORROR PRZEPRASZAM ZA POST POD POSTEM - JEŻELI UZNA, ŻE MUSZĘ GO SCALIĆ NIECH TO ZROBI, ALBO DA MI ZNAĆ ALBO ZROBI TO SAM. CHCIAŁEM, ŻEBY POST ZOSTAŁ ZAUWAŻONY)

Mniej radosny nastrój był w drużynie Niebieskiej. Oni musieli wybrać, kto wylatuje. A reszta graczy czekała na ten werdykt z zapartym tchem.
Piwko, jedzenie, luzik.

Tym zajmowały się ekipy. Ktoś grał na konsoli. Ktoś oglądał, jakiś film. Ktoś oddawał się rozpuście. Każdy zajmował się tym, co lubił i na co miał w tej chwili ochotę.

Za oknami zrobiło się ciemno. Gęste chmury zwiastowały burzę i ulewę. Taką, jak się wydawało, tropikalną.

Zbliżała się pora kolacji. Tym razem, jak poinformował ich Mistrz Gry, musieli zrobić ją sobie sami z tego, co było w lodówce: jajek, mleka, serów, wędliny, salami, masła, piwa, mocniejszych alkoholi, gazowanych napojów w różnym typie, serków do smarowania i szafkach: płatków śniadaniowych, dżemów, masła orzechowego, nutelli, chleba ciemnego, pszennego, owocach w puszkach, budyniach błyskawicznych i mieszanek orzechowych.

W końcu przyszła pora na podsumowanie głosowania. Tym razem Mistrz Gry nie bawił się w dramatyzowanie.

- Po dzisiejszym dniu Dom Marzeń i Koszmarów opuści Tony Brandon. Tony. Za pół godziny zamelduj się pod Wrotami Porażki i Wstydu.

Rudzielec zebrał swoje rzeczy i zniknął za drzwiami, które zamknęły się za nim z łoskotem.

- Jednego baranka mniej – zaśmiał się Mistrz Gry. – Radzę się wszystkim dzisiaj położyć bardzo wcześnie. Bo jutro czeka na was naprawdę trudne wyzwanie. Muszę przyznać, że nasza publiczność to nieźli sadyści. Pobudkę zafundujemy wam przed piątą.

Przed piątą!

Masakra. Tym bardziej, że dzisiejszy dzień i wczorajsze pijaństwo nałożyły się bagażem zmęczenia na większość uczestników.

Po zachodzie słońca na Dom zwaliła się dzika nawałnica. Burza z piorunami, które uderzały jeden za drugim, z dzikim szaleństwem. Wyładowania były tak potężne, że grzmoty brzmiały niczym huk działa a rozbłyski, niczym wybuchy bomb fosforowych. Przerażająca choreografia, jak w apokaliptycznej wizji zagłady świata. Jakby ktoś próbował podpalić nieboskłon. Gęste, skłębione chmury, wyglądały tak, jakby ktoś toczył w nich zaciekłą bitwę.

Szaleństwo natury powodowało, że co chwila zanikał prąd, spadki napięcia
Nawałnica przycichła dopiero koło północy. Nie oznaczało to jednak końca burzy. Niebo nadal przesłaniały te czarne, ciężkie chmury, a wiatr tak, jakby chciał zdmuchnąć Dom z powierzchni ziemi.

Dla niektórych była to najgorsza burza, jaką przeżyli w nocy.

Druga czterdzieści siedem w nocy obudził wszystkich potworny huk. Ziemia zatrzęsła się gwałtownie, a szyby w oknach omal nie wypadły.

Znów padało. Na domiar złego nie działała elektryczność. Jednak wyraźnie, z okien sypialni, widzieli basen.

Woda w nim kotłowała się, dymiła i świeciła, jakby pod jej powierzchnią ktoś rozpalił wielki reflektor. Mieli wrażeni, chociaż było to przecież niemożliwe, że coś doprowadziło wodę do wrzenia.

Na niebie czarne, burzowe chmury podświetlały dziwne, przerażające, zielone światła. Gdzieś, z daleka, dobiegał do nich dziwny, trudny do zidentyfikowania, przeciągły, jękliwy dźwięk. Nie kojarzył się z niczym co znali – ani z dźwiękami syreny, ani z lądującego czy startującego samolotu, był niczym zawodzenie jakiegoś zwierzęcia, tylko dużo, dużo głośniejsze. Nawet odległy powodował, że włosy stawały im dęba.

Po chwili zobaczyli, że przy basenie ktoś jest. To była Irmina. Cała mokra, wyglądała tak, jakby nie położyła się jeszcze spać i spacerowała w ubraniu na zewnątrz pomimo ulewy. Jej zachowanie było dość dziwne. Chwiała się i gibała, jakby była nawalona jak szpadel. Dziewczyna nie zwracała uwagi na przyklejonych do szyb, ledwie przebudzonych współzawodników. Podeszła do krawędzi basenu i pochyliła się nad nim. Ledwie widzieli ją przez unoszące się nad basenem opary.

Nagle mgła zafalowała gwałtownie i Irmina zniknęła im z oczu.

- Cholera! – wrzasnął „Tornado” i tak, jak się obudził – w samych bokserkach – ruszył pędem na zewnętrz, by udzielić pomocy Irminie. – Ruszcie dupy! – krzyknął jeszcze do nocujących w pokoju mężczyzn z drużyny Niebieskich i już go nie było.

Po chwili, jako pierwszy, znalazł się przed domem.

Niebo płonęło zieloną, fosforyczną łuną. Raz za razem przecinały je wyładowania błyskawic w podobnym kolorze, jakby niebo postanowiło rozszarpać ziemię. Lał deszcz, a nad bulgoczącą, rozświetloną wodą w basenie unosiły się niesamowite, fascynujące i przerażające zarazem kłęby dymu. A na dodatek gdzieś z bardzo daleka dobiegał ten niepokojący, jękliwy dźwięk, który budził w nich coraz bardziej atawistyczne lęki.

Tylko idiota w takich warunkach wybiegłby na zewnętrz ratować Irminę. Albo prawdziwy bohater.

Pytanie, do której kategorii należał Tornado?
 
Armiel jest offline