Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2018, 21:36   #158
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Nim Santiago zdołał zawiadomić swoich trzech kompanów o niezwykłym zachowaniu Marii Luisy minęło trochę czasu. Gdy już we czwórkę wrócili w okolice dziewiątego wozu, zauważyli że Boyko także zniknął. Nie trzeba było być Herculesem Poirot, słynnym bretońskim detektywem, by domyślić się, gdzie udał się niemowa. Widać go było na skraju lasu, jak znikał między drzewami niosąc w ręce niezapaloną pochodnię, a w drugiej ręce trzymając wiązkę chrustu...

Zapowiadało się na to, że dwójka Stirgan ma zamiar spędzić w lesie noc. A żeby nie tracić ich śladu, należało bezwłocznie udać się za nimi. Las nie wyglądał przyjaźnie... Drzewa nie były wysokie, pnące się prosto w górę, a raczej skarłowaciałe i powykręcane. Poszycie było gęste co z jednej strony utrudniało poruszanie się, a z drugiej powodowało, że idący przodem Stirganie pozostawiali mnóstwo śladów i nie było problemu z poruszaniem się po ich tropie. Im głębiej w las, tym stawało się wilgotniej. Pomiędzy frzewami pojawiły się pasma mgły, a wwilgoć wolno osadzała się na skórze i ubraniach. Podłoże miejscami poruszało się i zapadało pod stopami awanturników, którzy coraz częściej musieli obchodzić kałuże i bajora zastałej, brudnej, pokrytej kożuchem bagiennej roślinności wody. Ponad głowami i po bokach coś skrzypiało i piszczało, ale nie było widać żadnej zwierzyny. Czasem tylko na granicy wzroku zamajaczył jakiś niewyraźny cień...

W pewnym momencie pod nogami brodzących przez bajoro bohaterów coś poruszyło się. Dwa podłużne, długie na niemal metr kształty z piskiem wyprysnęły do przodu, przecinając powierzchnię pokrytego rzęsą zbiornika. Okazało się, że są to szczury niebotycznej wielkości... Chwilę potem, już na suchej ścieżce prowadzący pochód Berwin potknął się i upadł. Okazało się, że nie zahaczył o korzeń, jak myślał, ale trafił nogą na dziwną, lepką substancję rozciągniętą niczym lina między pniami. Przez chwilę musiał szamotać się, aby uwolnić nogę. Pozostali zauważyli, że takich potykaczy i przeszkód z ciemnoszarej, kleistej mazi jest więcej - rozciągały się między gałęziami, konarami i pniami w różnych kierunkach i na różnej wysokości...
 
xeper jest offline