|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
06-05-2018, 09:33 | #151 |
Reputacja: 1 | Estalijczyk nie podzielał zapału niektórych co do sprzymierzania się z zakonnikami. Wciąż byli poszukiwani przez sigmarytów, a tutaj wchodzić układy z morrytami? Z tego nie mogło wyniknąć nic dobrego. Jak dotąd wiedzieli, że stara Stirganka rozmawia z duchami - nie była to rzecz zwyczajna, ale nie zagrażała im w żaden sposób. Co prawda był jeszcze sen Berwina, jednak czy był on prawdziwy? Skazywać kobietę na męki z powodu samych podejrzeń? Santiago postanowił trzymać się od tego z daleka chyba, że pojawią się nowe okoliczności. Co nie przeszkadzało mu wystrzegać się wszelkich niebezpieczeństw - zdobyczna broń poprawiała nieco samopoczucie i wiarę we własne możliwości.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
06-05-2018, 21:39 | #152 |
Reputacja: 1 | Elmer podobnie jak Santiago, nie chciał się mieszać w napuszczanie morrytów na strigan, niestety nie wszystko wyszło tak jak zamierzał. Szczęściem spotkanie z czarnymi krukami zakończyło się szybko i widowiskowo, co dawało nadzieję że wszystko będzie dobrze i striganie nie domyślą się o ich udziale w "spisku". Później jednak czarne myśli naszły czarodzieja, wszak słyszał co mówił duch z wiedźmą i jeszcze ten las o mrocznej reputacji. Nie mówiąc już o spokojnym Boyko, którego beztroskie zachowanie wywoływało u Elmera gęsią skórkę. Tak czy siak Lutefiks postanowił być czujnym i gotowym do opuszczenia strigan w trybie natychmiastowym. |
08-05-2018, 10:00 | #153 |
Reputacja: 1 | W czasie gdy Stirganie i pomagający im awanturnicy zajęci byli rozstawianiem namiotów, drogą nieopodal obozowiska przejechali spokojnie trzej zakonnicy Morra. Jechali wolno, rozglądając się na boki, tak jak poprzednio w Dessau. Von Mackensen zlustrował obozowisko, nie zatrzymując jednak wzroku dłużej na niczym szczególnym, ani nie dając znać bohaterom, że ich zobaczył. Potem Morryci skierowali konie ku gospodzie. * Bohaterowie, zajęci rozbijaniem obozowiska co jakiś czas rzucali spojrzenia ku wozowi Marii Luisy, który wyjątkowo znajdował się w kręgu pozostałych wozów. Stał nie dalej niż dwadzieścia metrów od mrocznej ściany lasu. Czwórka bohaterów starała się tak ułożyć sobie pracę, aby co najmniej jeden z nich znajdował się w pobliżu wozu i miał na niego baczenie. Akurat gdy Santiago krzątał się nieopodal wozu, na koźle którego wciąż siedział Boyko, zupełnie ignorując panujący wkoło rozgardiasz i nie przyłączając się do innych pracujących, coś przykuło uwagę Estalijczyka. Pod pojazdem coś się poruszyło. Santiago, wciąż udając, że szamocze się ze splątaną liną namiotu, zaczął wpatrywać się między koła wozu. Zobaczył tam czołgającą się starą Stirgankę, która zmierzała w kierunku lasu… |
10-05-2018, 10:14 | #154 |
Reputacja: 1 | Czasami człowiek ma jakieś dziwne przeczucia. No po prostu coś natrętnie przychodzi mu do głowy i nie daje mu spokoju. Zupełnie nie wiedzieć czemu Berwin nabrał przekonania, że stara wywoływaczka duchów będzie chciała następny seans odbyć w jakimś grobowcu. Hraban nie parał się nigdy wzbudzającym moralne wątpliwości zajęciem hieny cmentarnej, ale postanowił przygotować się na wypadek, gdyby sprawa wiedźmy zawiodła go do jakowyś podziemi. Zdobycie w obozie Strigan liny, łopaty, czy nawet latarni nie stanowiło większego problemu. Gorzej było z łomem, którego nijak nie mógł znaleźć i musiał całe swe nadzieje pokłaść w toporku, który od biedy mógł się nadać do podważenia czegoś ciężkiego. Tak wyekwipowany Berwin czekał na rozwój wypadków, bo że demoniczna starowinka nie będzie li tylko robiła sweterków na drutach tego był pewien. Zamierzał w razie czego śledzić babsko, ale nie lecieć bez potrzeby do Morrytów. Potrzebowali jakiegoś solidnego dowodu na jej niecną działalność. Berwin czasami polował i wiedział, że sukces zależy często od cierpliwości. |
11-05-2018, 12:30 | #155 |
Administrator Reputacja: 1 | Widać było, że morryci pamiętają o zawartej umowie. I że wiedzą, że osoby postronne nie powinny mieć o niej pojęcia. A wilhelm nie miał zamiaru w jakikolwiek sposób zdradzać, że jakieś porozumienie zostało zawarte. I z tego też powodu odsumął się od jadących, podobnie jak to zrobili wszyscy, którzy znaleźli się na drodze tamtych. * * * Od czasu do czasu obserwował dziewiaty wóz i nie zauważył nic interesujacego. Dlatego też zdziwił się co niemiara, gdy Santiago dał znać, iż lokatorka wozu kieruje się w stronę lasu. Kobieta musiała być bardzo sprytna, skoro zdołała się wymknąć niezauważona. A przecież jej wyjście z wozu, rzecz można by powiedzieć niecodzienna, powinna zostać dostrzeżona przez pół obozu... Ale zastanawianie się lepiej było odłożyć na później. Teraz warto było się przekonać, co takiego dziarska staruszka wymyśliła, więc Wilhelm poczekał, aż Boyko będzie patrzeć w inną stronę, po czym ruszył do lasu, idąc w pewnej odległości od Marii Luisy - w taki sposób, by ta go nie dostrzegła. |
11-05-2018, 12:39 | #156 |
Reputacja: 1 | Santiago robił to, co już wiele razy wcześniej - rozbijanie namiotów stało się jego codziennością od czasu opuszczenia Pfeildorfu. Tym razem ukradkiem przypatrywał się ostatniemu w taborze wozowi zamieszkiwanemu przez tajemniczą starowinę i pilnowanemu przez jej przygłupawego pomocnika. Jak się okazało miał szczęście (lub pecha, o czym zapewne przekona się później), gdyż dostrzegł czołgającą się w trawie Stirgankę zmierzającą skrycie w kierunku linii drzew. Jak na staruszkę musiała być całkiem sprawna, a sam wóz najwidoczniej posiadał ukryte wyjście pod podłogą. Zapamiętując kierunek, w jakim poruszała się kobieta, pod pretekstem poszukiwań brakującego elementu wyposażenia niezbędnego do rozbicia namiotu (uwiarygodnionego kilkoma estalijskimi przekleństwami) udał się z wieściami do kompanów. Mimo, że starowina poruszała się dużo wolniej od idącego lub biegnącego człowieka, to musieli się pośpieszyć, zanim zniknie im wśród drzew.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
11-05-2018, 21:17 | #157 |
Reputacja: 1 | Elmerowi nie podobały się te podchody ze starą wiedźmą, pamiętał dobrze co było przedostatnio, jednak mimo wewnętrznego sprzeciwu ruszył z kompanami. Oby Ranald był dla nich łaskawy, wszak nikt nie chciał by i striganie przyłączyli się do łowów na ich głowy. |
14-05-2018, 21:36 | #158 |
Reputacja: 1 | Nim Santiago zdołał zawiadomić swoich trzech kompanów o niezwykłym zachowaniu Marii Luisy minęło trochę czasu. Gdy już we czwórkę wrócili w okolice dziewiątego wozu, zauważyli że Boyko także zniknął. Nie trzeba było być Herculesem Poirot, słynnym bretońskim detektywem, by domyślić się, gdzie udał się niemowa. Widać go było na skraju lasu, jak znikał między drzewami niosąc w ręce niezapaloną pochodnię, a w drugiej ręce trzymając wiązkę chrustu... Zapowiadało się na to, że dwójka Stirgan ma zamiar spędzić w lesie noc. A żeby nie tracić ich śladu, należało bezwłocznie udać się za nimi. Las nie wyglądał przyjaźnie... Drzewa nie były wysokie, pnące się prosto w górę, a raczej skarłowaciałe i powykręcane. Poszycie było gęste co z jednej strony utrudniało poruszanie się, a z drugiej powodowało, że idący przodem Stirganie pozostawiali mnóstwo śladów i nie było problemu z poruszaniem się po ich tropie. Im głębiej w las, tym stawało się wilgotniej. Pomiędzy frzewami pojawiły się pasma mgły, a wwilgoć wolno osadzała się na skórze i ubraniach. Podłoże miejscami poruszało się i zapadało pod stopami awanturników, którzy coraz częściej musieli obchodzić kałuże i bajora zastałej, brudnej, pokrytej kożuchem bagiennej roślinności wody. Ponad głowami i po bokach coś skrzypiało i piszczało, ale nie było widać żadnej zwierzyny. Czasem tylko na granicy wzroku zamajaczył jakiś niewyraźny cień... W pewnym momencie pod nogami brodzących przez bajoro bohaterów coś poruszyło się. Dwa podłużne, długie na niemal metr kształty z piskiem wyprysnęły do przodu, przecinając powierzchnię pokrytego rzęsą zbiornika. Okazało się, że są to szczury niebotycznej wielkości... Chwilę potem, już na suchej ścieżce prowadzący pochód Berwin potknął się i upadł. Okazało się, że nie zahaczył o korzeń, jak myślał, ale trafił nogą na dziwną, lepką substancję rozciągniętą niczym lina między pniami. Przez chwilę musiał szamotać się, aby uwolnić nogę. Pozostali zauważyli, że takich potykaczy i przeszkód z ciemnoszarej, kleistej mazi jest więcej - rozciągały się między gałęziami, konarami i pniami w różnych kierunkach i na różnej wysokości... |
15-05-2018, 10:40 | #159 |
Administrator Reputacja: 1 | Już po paru minutach Wilhelm zaczął żałować, że nie został w obozie. Opiekowanie się końmi czy sprzątanie zdało mu się zajęciem zdecydowanie przyjemniejszym, niż taplanie w błocie czy przedzieranie się przez hordy szczurów i plątaninę korzeni, gałęzi i jakiegoś kleistego paskudztwa. - Może to jakoś obejdziemy? - zaproponował cicho. - Co prawda ta stara wiedźma i jej sługa przez to przeszli, ale nam to jakoś potrafi utrudnić życie. |
16-05-2018, 18:44 | #160 |
Reputacja: 1 | Elmerowi nie podobały się kleiste liny. Wyglądały jakby zrobione przez olbrzymie pająki. Tylko czy mogły istnieć tak wielkie pajęczaki? Niby słyszał jakieś opowieści o takich stworzeniach, ale były to bardziej bajdurzenia wioskowych gawędziarzy. Wątpliwości w jego głowie było sporo, dlatego też chętnie zgodził się na propozycję obejścia tego miejsca. |