Padło na Constantusa. To on miał być osobą, z którą mieli zamiar skontaktować się bohaterowie. A jako, że za bardzo nie wiedzieli gdzie owego kapłana Mitry szukać, padło na Mitraeum - główną świątynię kultu w mieście i prawdopodobnie w królestwie.
Potężna świątynia wznosiła się w środku miasta. Wybudowana z kamienia, ozdobiona wieloma płaskorzeźbami i złoceniami robiła kolosalne wrażenie. Drzwi, a raczej potężne dwuskrzydłowe wrota były cały czas otwarte, zapraszając wiernych do wejścia i odmówienia modlitwy do boga. Wierni korzystali z owej możliwości i strumień ludzi przesuwał się przez rzeźbiony portyk w obie strony. Przy wejściu, na szczycie szerokich, półokrągłych schodów stało dwóch brodatych kapłanów, kierując wiernych i udzielając wskazówek. To do nich skierowali się bohaterowie, szukający Constantusa.
Jeden z kapłanów widząc zbliżających się do niego awanturników, szeroko otworzył oczy ze zdumienia, a może przestrachu i błyskawicznie podszedł do swojego kompana, mówiąc mu kilka słów na ucho. Potem wrócił na swoje miejsce i gestem wskazał bohaterom, aby do niego podeszli. Gdy to zrobili, wskazał niewielką niszę tuż za drzwiami i tam poszedł. Jego podejrzane zachowanie, spowodowało, że awanurnicy mieli się na baczności.
- Wybaczcie moje zachowanie... - odezwał się kapłan z ciemności, w jakiej się ukrywał. - Nie znacie mnie, ale muszę koniecznie z wami pomówić. Najpierw jednak muszę wiedzieć, czy świątobliwy Urestes, nim odszedł na łono Mitry wspomniał coś o Bractwie Byka?