Kolce… o tak. Wdowie przydałyby się kolce na siedzeniach, albo przynajmniej zwój drutu kolczastego. Od biedy dwa… bądź zwykłe, poczciwe zaostrzone pale. Tak na wszelki wypadek i jako zabezpieczenie przed zbędną obecnością osób postronnych w bryce, gdyż samo toczydełko toczyło się wyjątkowo prawilnie, a i na przyspieszenie nie dało się narzekać.
Oczywiście gdyby od Ortego zależało, zmieniłaby nie tylko wystój wnętrza mustanga, lecz również kilka drobiazgów pod maską. Kto wie? Może nawet zamontowała dodatkowy zbiornik z olejem pod tylnym zderzakiem. I granatnik.
Granatnik zawsze był w cenie, zaś moda na rozwalanie upierdliwych elementów otoczenia za pomocą dobrze wymierzonej bombki nigdy nie przemijała.
W całym zami9eszaniu pakowania, jazdy i wypatrywania coraz to nowych zagrożeń dla spokoju ducha, monterka pozwoliła sobie wyrazić werbalne niezadowolenie za pomocą sprawdzonego, wielokrotnie stosowanego:
- Ehhhhh…
Do celu jeszcze kawałek został. Dobrze pójdzie zanim dojedzie chwasty same się wystrzelają, dzięki czemu Sam będzie mogła wzruszyć ramionami, splunąć w piach i wrócić do warsztatu.
Tylko coś, kurwa, za bardzo nie wierzyła już w cuda.