Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2018, 12:46   #496
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Komnata tajemnic - część druga

Światło latarki z trudem przedzierało się przez obłoki kurzu, prochu i pyłu, które wzniecił Domenico. Lotte zmrużyła oczy, wchodząc do środka. Najbardziej przydatne byłyby gogle płetwonurka. I rzeczywiście, otoczenie przypominało gęstą zupę lub głębiny oceanu. Visser płynęła do przodu pomiędzy falami sadzy, piasku i pozostałości zaprawy.
- Nie da się oddychać - mruknął Dora. - Ani mówić - szepnął nieco ciszej.
Kiedy kurz nieco opadł. Lotte spostrzegła dość duży pokój, który chyba pełnił funkcję magazynu. Znajdowały się w nim półki i otwarte szafy. Spostrzegła w nich szaty, które niegdyś były zapewne piękne i błękitne, lecz czas sprawił, że zszarzały i utraciły blask. Oprócz nich znajdowały się pojemniki z ziołami, kadzidłem, drewnem - wszystko opisane, jednak Lotte nie znała fińskiego. W rogu spostrzegła duży kocioł wypełniony ziemią. Na ścianie wisiały pochodnie - rzecz jasna niezapalone, a pod nimi zapałki oraz piękne, choć brudne dzbany z oliwą. Poza tym Visser spostrzegła półkę, na której leżały księgi - ułożone jedna na drugą. Były grube i wydawały się bardziej pisane ręką niż drukiem.
- To magazyn - szepnął Dora.
- Tak na komponenty i rekwizyty kultu Boga Ukko… chyba. – Odparła oszczędzając dech, podchodząc do ksiąg. – Rzucisz okiem?

Mężczyzna skinął głową.
Wziął jeden z tomów i wytarł jego okładkę rękawem.
- Kalevala - przeczytał.
Następnie spojrzał na drugi.
- To rejestr wydatków.
Popatrzył na trzeci tom
- Księga rytuałów - mruknął. Kiedy przepatrzył dwie kolejne księgi, okazało się, że to były następne tomy prawiące o obrządkach.
- Czemu ratunek nie może być na wyciągnięcie ręki? Nie mamy czasu na studiowanie tego. – Wskazała ręką na księgi i rozejrzała się dokoła czy jeszcze jest coś przydatnego, może nie do czytania, co mogłoby pomóc im teraz, albo raczej Ismo.
- Dlaczego chciał, żebyśmy znaleźli to pomieszczenie? - zapytał Dora, rozglądając się dookoła. Krążył wokoło, patrząc uważnie na wszystkie zebrane obiekty. Lotte zrobiła tak samo. Uklękła przy jednej szafce i wyciągnęła szufladę. W środku znalazła drewniany, strunowy instrument muzyczny.
- To kantele - mruknął Dora. - A tam widziałem perkusyjne i flety - rzekł, wskazując inną półkę.
Lotte spojrzała na zawartość innej szafy. Znalazła w nim okrągłą, drewnianą obręcz, w której znajdowała się cienka linka, biegnąca dookoła i tworząca geometryczne kształty. Skojarzyło jej się to z łapaczem snów.
- Nie wymyślimy, co z tego jest nam potrzebne - rzekł Dora. - Nie mamy wiedzy.
- Od Isma raczej nie dowiemy się – odparła. Mimo że ton jej głosu i zachowanie zdawało się być beztroskie, to w środku była kłębkiem nerwów. Spojrzała przez łapacz snów w zamyśleniu, po czym zapytała – myślisz, że to jest poświęcone, w sensie ma jakąś duchową moc?
Domenico spojrzał na obiekt. Następnie zaśmiał się nerwowo.
- Ekspertem od tego nie jestem - mruknął. - Ale skoro tu jest… to możemy liczyć na to, że… tak? - brzmiał bardzo niepewnie. - Mamy trzy możliwości. Albo zaczniemy przeszukiwać te księgi, albo jednak spróbujemy z Ismem… co oznacza powrót do tamtego pomieszczenia - mruknął tak, jakby wcale nie miał na to ochoty. Choć wcale nie znajdowali się daleko od zagrożenia, to jednak co z oczu, to z serca. To przynajmniej wydawał się czuć Włoch. - Lub też bierzemy to wszystko i próbujemy jedno po drugim. Rzucamy w potwora łapaczem snów, zapalamy kadzidła, gramy na kantele - znowu się zaśmiał. Chyba nie potrafił tak dobrze ukrywać zdenerwowania, jak Lotte. Przynajmniej w jego przypadku objawiało się ono wesołością, a nie płaczem i bezsilnością.
- Łapacz snów to raczej nie jest przydatny, te piszczałki może. Kadzidła, świece… Boje się, że jak ściągniemy chłopca, to on zemdleje i nie będziemy mieli szybko możliwości powtórzyć tego co właśnie robi. – Kichnęła cicho, robiąc zabawne „ciu”. – Co tu jeszcze jest? A może coś niedawno było ruszane?
Rozejrzeli się dookoła. Jeżeli na podłodze w kurzu znajdowały się jakieś ślady, to już dawno temu zdołali je zatrzeć.
- Nie sądzę - odpowiedział mężczyzna. - Ostatecznie zamurowano to pomieszczenie. Myślisz, że Valkoinen to zrobiło, żebyśmy go nie znaleźli? Bo z jakiegoś powodu założyłem, że ten mur został postawiony dawno temu i od tego czasu nikogo w środku nie było.
- Nie wiem już sama. Może i masz racje… - Rozejrzała się bezradnie, w ręce bezwiednie trzymając łapacz snów. – Chyba musimy zapytać Ismo co mu potrzebne, może nawet go wziąć… Zostań tu, pójdę.
- Ja w tym czasie przejrzę księgi - rzekł mężczyzna. - Liczę na to, że w środku będzie dużo ilustracji - mruknął wesoło. - Jeżeli boisz się wracać, to nie mu…
Przerwał mu krzyk. Marika wydała z siebie najbardziej mrożący krew w żyłach odgłos, jaki tylko można sobie wyobrazić.
- To bestia chyba się nakarmiła… - rzuciła przytłumionym głosem, mimo to pewnym krokiem ruszyła z powrotem do pomieszczenia z obeliskiem.

Spostrzegła, że wiele zmieniło się od czasu, kiedy była tu po raz ostatni.
Po pierwsze, Ismo już nie lewitował nad obeliskiem. Jedynie siedział oparty o niego i oddychał ciężko. Wyglądał tak, jak gdyby właśnie ukończył niezwykle długi maraton, albo okropnie chorował. Jego głowa była zwieszona i opierała się czołem o kolano, jakby była zbyt ciężka, aby chłopiec mógł ją utrzymać w odpowiedniej pozycji.
Po drugie… Marika leżała w kałuży krwi. Jej kończyny były rozłożone jak u człowieka witruwiańskiego z ryciny Leonarda da Vinci. Pochylała się nad nią olbrzymia postać. Mrok zamazywał jej kształty. Od kiedy oczy chłopca przestały świecić, jedynym źródłem światła była komórka w ręce Lotte oraz zapalona przez Dorę pochodnia, tyle że on znajdował się w pomieszczeniu obok i czytał manuskrypty. Visser spostrzegła cztery potężne łapy, które łączyły się w korpusie i ciągnęły dalej w górę, kończąc łbem. Sowim. Ptak powoli chłeptał krew Mariki, jak gdyby była to dla niego największa przyjemność. Nie spieszył się. Pewnie nie sądził, że musiał.
Podeszła do chłopca, najpierw powoli, ale po chwili stwierdziła, że ma dosyć tego zakradania i na dwa ostatnie kroki zrobiła normalne. Złapała chłopca za ramię i lekko nim potrząsnęła, sprawdzając czy jest przytomny.
Był, choć ledwo co. Spojrzał na Lotte tak, jakby dopiero co go obudziła i tak właściwie nawet jej nie znał.
- Co się… dzieje? - zapytał. Światło latarki kobiety było w tej chwili tak skoncentrowane, że nie mógł zobaczyć Mariki i potwora, co nie znaczyło, że nie słyszał dźwięków, jakie wydawało monstrum.
- Chodź – rzuciła tylko i nie pytając chłopca o zgodę wzięła go na ręce i cofnęła się do Domenico, stawiając kroki ostrożnie żeby nie wywrócić się.

Ciężko było go przenieść, bo chłopiec nie był wcale aż taki młody. Za to wydawał się bardzo szczupły, wręcz wychudzony, dzięki czemu Lotte udało się.
- Czy ona…? - zapytał Domenico, patrząc na Visser, kiedy weszła do środka. Spojrzał również na Isma i wydawało się, że jego kolejne pytania będą dotyczyć młodego szamana.
- Pomożesz mi, jak go niosłam na plecach było łatwiej… - rzuciła do kolegi zbywając jego pytanie.
- Tak, oczywiście - Dora podszedł i przejął chłopca od kobiety. - Jak się czujesz? - zapytał go spokojnym, cichym i łagodnym tonem.
Ismo spojrzał na niego półprzytomnie. Poruszył wargami, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wydał z siebie ani słowa.
- Jesteś w stanie usiąść? Pewnie, że jesteś. Taki duży, silny mężczyzna - mówił, kładąc go na jednej szafce, która akurat w tej chwili pełniła rolę krzesła. Chłopiec, choć z trudem, utrzymał się na niej.
- Przytrzymasz go? - Włoch zapytał, patrząc na otwarty manuskrypt i zapaloną przy nim pochodnię.
 
Ombrose jest offline