Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2018, 01:50   #5
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację

Zygfryd spojrzał przenikliwie na młodą i rzucającą się dziko kobietę. Nie wydawała mu się zagrożeniem. Starał się aby kobiety nie odgrywały w jego życiu zbyt wielkiej roli, w końcu uważał się za przeznaczonego do większych rzeczy, ale miewał z nimi do czynienia i wiedział, że im się podobał. Z tą tutaj może więcej zyska po dobroci…

- Witaj, jak masz na imię? Jestem Zygfryd von Rohrbach. Jestem tu, by ci pomóc - uśmiechnął się do kobiety. Jego ruski nie był bardzo dobry, lecz zrozumiały.

- Chce mi pomóc dziki niewierny? - parsknęła kobieta -Nie chcę rozmowy z kłamliwym bezbożnikiem, którego język pokryty jest jadem!

Zygfryd zmarszczył brwi, starając się nie okazywać irytacji, która ogarnęła go na bezczelne słowa poganki.
- Oceniasz mnie, którego wcale nie znasz. Jestem z rodu możnych rycerzy i nieustraszonych wojowników. Nie byłaś pewnie nigdy na naszych ziemiach, lecz wiedz, że tam kobiety otacza się szacunkiem i opieką, a nie pozostawia się na pastwę wroga.

- Jesteś z rodu morderców, to na pewno. - parsknęła poganka - A jeżeli waszych kobiet nie obchodzi ich los własnych dzieci, o który to walczą wraz z mężczyznami jako i ja... - skrzywiła się - ...to nie mają prawa otrzymywać żadnego szacunku, ty który niesiesz tylko ogień i krew, jakie okrywasz słodkim głosem.

Zygfryd zdał sobie sprawę, że ta poganka jest zatwardziała w swojej fałszywej wierze i bardzo ciężko będzie coś z niej wydobyć. Najchętniej wyszedłby, ale nie chciał zawieść Deotheriego.
- Boża prawda przyjdzie do każdego, Słowianie już ją przyjęli. Jak przyjmiecie ją dobrowolnie unikniecie ognia i krwi o której prawisz. Mogę cię rozkuć i kazać przynieść jadło i napitek jak nie będziesz próbować ucieczki.

- Mówicie o miłosierdziu, a dla tego miłosierdzia mordujecie innych? - spojrzała z jakimś zbolałym smutkiem - Rób co chcesz. Nie mam przecież jak uciekać.

Zygryd wymienił poważne spojrzenie z dziwną dziewczyną. Teraz zaczynał odczuwać wobec niej żal. Ale furia ją opuściła, więc chyba szło mu dobrze.
Rozkuł pogankę i kazał jej przynieść jakąś strawę i wodę.
- Rozumiem, że martwisz się o swoich bliskich, masz rodzinę, dzieci, rodzeństwo? Jak masz na imię? - Zapytał, przysiadając i opierając się o ścianę naprzeciwko niej. Nie sądził, żeby młoda matka była wysyłana na taki zwiad, lecz zwyczaje tych barbarzyńców już nieraz go zadziwiały.

- Nazywają mnie Svajone. - odparła kobieta rozmasowując sobie nadgarstki. Początkowo milczała, ale gdy to milczenie stawało się zbyt niezręczne, kobieta ucięła je szybko - A swoje dzieci jak nazwałeś?

Zygfryd odebrał od sługi porcję kaszy z mięsem i podał ją dziewczynie, miał nadzieję że była głodna. Założyła, że ma już dzieci... no tak, był chyba starszy od niej.
- Dzieci nie mam, nie taka jest droga rycerza zakonu - westchnął, wiadomo było, że niektórzy rycerze nie przestrzegali zakazu i brali kobiety, nie było to właściwe.
- Mój najstarszy brat, Karol, ma dwóch synów, jeden ma pięć wiosen a drugi 3, a żona Hermanna jest brzemienna - dodał poważnym głosem. Gilda zawsze mu się podobała, może gdyby nie obrał drogi rycerza zakonnego to on by ją poślubił, a nie Hermann…

- Nie mieć dzieci... to smuci bogów i duchy. - odparła kobieta wpatrzona w otrzymane jedzenie - Ale bezbożni jak wy... - nałożyła kaszy na drewnianą łyżkę, jaką z jedzeniem przyniesiono - ...nie słuchają duchów świata.

Zygryd zmarszczył brwi z irytacją. No cóż, nie można było wymagać od tej wychowanej w kłamstwie niewiasty, by znała Słowo Boże. Starał się więc być cierpliwym.
- Te “duchy świata” o których prawisz, my zwiemy diabłami i Szatanem. Jest tylko jeden Bóg. A ty masz dzieci? I zostawiłaś je same, idąc w bój? U nas matki strzegą swoich dziatek, a ich obrona należy do rycerzy, wojowników takich jak ja. - kontynuował.

Kobieta jadła niespiesznie patrząc Zygfrydowi w oczy, a dopiero gdy przełknęła odezwała się cichym, niesamowicie spokojnym acz lodowatym głosem.
- Miałam. Tacy jak ty - zmrużyła oczy - zabili moje dzieci.

Zygryd przełknął ślinę, zaskoczony słowami poganki. Wstał i przeszył Svajone spojrzeniem szeroko rozwartych oczu.

- Panie Broń, jak to możliwe!? Nie wierzę, aby moi bracia byli zdolni do zabijania małych dzieci, to musiał być wypadek...

Svajone przyglądała mu się dłuższą chwilę, po czym uśmiechnęła się krzywo.
- Prawda jest bolesna, czyż nie? - parsknęła - Nie jesteście tak czyści jak chcecie, ale nie słuchacie ni bogów, ni ludzi, więc trwaj w niezrozumieniu. Chyba, że przyszedłeś tu po naukę jaką mogą ci przekazać tacy jak ja? - pokręciła głową - Wątpię.

Zygryd oparł się o ścianę, zastanawiając się co teraz. Planował zaproponować tej kobiecie bezpieczeństwo rodziny w zamian za przekazanie informacji, ale w tej sytuacji? Zresztą niezależnie od misji, którą dostał od Deotheriego, był naprawdę wstrząśnięty informacjami Svajone.
- Nie wierzę ci! - Zawołał z pasją po chwili oszołomienia, zaciskając pięść.
- Powiedz kto to zrobił, mogę zbadać sprawę i doprowadzić do ukarania winnych!

- Czyżby? - odparła z brakiem przekonania - Czy masz władzę, aby to zrobić? Nie znam imion, nie pytałam jak napadli nasze domy, robiąc wszystko w imię wiary. Jeżeli jesteś przekonany, iż ci się uda... próbuj sam zasmakować prawdy, niewinny wojowniku.

- Nie jestem nikim w zakonie, mój stryj jest mistrzem... - odpowiedział Zygfryd, choć jego ton był bardziej zagubiony niż pełen przekonania.
- Jak dawno był ten atak i gdzie? - Postaram się to zbadać.

- Co za różnica? Działo się to nie dawniej jak kilka nowi temu, jak przeszli przez niedalekie tereny, gdzie Litwini żyją. O nazwy nie pytaj, wartości nie mają. - patrzyła uparcie na Zygfryda - ...ale jeżeli całą wiarę w swój stan pokładasz w innym... to wodzem co ma posłuch nie jesteś. I być nie będziesz. - odwróciła spojrzenie, jakby skończyła się jej chęć patrzenia na rycerza - Odejdź.

Zygfryd spuścił wzrok, poczuł się zawstydzony słowami kobiety. Głupio też mu było wracać do Deotheriego z niczym.

- Tak, chyba odejdę... chyba, że powiesz mi coś o tym co planują twoi krajanie. I tak wygramy tę wojnę, ale im szybciej to się stanie, tym mniej niewinnych zginie…

- Powiem ci tylko jedno. - parsknęła kobieta zerkając z ukosa - Nigdy nie pokonacie duchów, jak i ich władców, którzy chronią co ich - a ich są tereny jakie chcecie zagarnąć. Wynoście się lepiej, jak i ty niewinny wojowniku, nim cię duchy znajdą. - ponownie odwróciła wzrok i uniosła głos ostatni raz, nim zamilkła - Won!

Zygfryd wycofał się bez słowa, nie czuł się na siłach spierać się z tą poganką po tym co od niej usłyszał. Czuł się zagubiony i w pewnym sensie... pokonany przez tę kobietę. Czy mówiła prawdę o śmierci swoich dzieci? Powinien sprawdzić te informacje. Skierował się d Deotheriego w celu zdania raportu.

***

- Nie mam dobrych wieści, ta pogańska niewiasta jest zatwardziała w nienawiści i w swej fałszywej wierze. Wierzy w zabobony, że ich bożkowie i jakieś duchy nas powstrzymają. Planowałem zaoferować opiekę dla jej rodziny za pomoc, lecz ona twierdzi, że jej dzieci zostały zamordowane przez rycerzy naszego zakonu, kilka dni temu. - Spojrzał Deotheriemu w oczy. - Może moglibyśmy to sprawdzić, hańbą jest, aby w naszych szeregach służyli mordercy dzieci.
 
Zell jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem