Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-05-2018, 01:56   #110
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Frank - Hoff - Mark - Kurt - Jack

No to mieli już to za sobą. Frank był w świetnym humorze bo nie dość, że jego drużyna wygrała to jeszcze do tego kupa radochy z tego była. Fajnie było to powtórzyć chociaż bez tej cholernej presji jaka naciskała na nich mniej lub bardziej świadomie z elektronicznych oczu kamer. Ale ej! Wygrali! I kupa zabawy do tego było! Poza tym zdawał sobie sprawę, że co prawda czerwoni wygrali ale niewiele brakowało. Okazało się, że ostatnią z tych niebieskich co tak śmignęła z ich flagą była Dixie. Tego się nie spodziewał. Chociaż w końcu mógł to przecież być ktokolwiek. W każdym razie “teraz” czyli przy kolacji, stał w kuchni i przygotowywał sobie szamę. Właściwie nie tylko sobie. Nie był pewny czy gdzieś tu widział jakiś alk ale jakiś browar czy nawet szampan by się przydał.

- Hej, hej! - krzyknął stając w drzwiach kuchni by przyciągnąć uwagę kogo się dało. - Poza tym co zawsze powtarzam, że ten program jest źle zarządzany to olać niebieskich, olać czerwonych i co jak co ale dzisiaj daliśmy czadu! No i za to zdrówko! - powiedział wznosząc do góry szklankę z sokiem.


Siedzący w fotelu Hoff, raczył się obecnie colą z puszki. Dla niego cała ta przeprawa wojskowa była deczko męcząca. I na alkohol nie miał jeszcze ochoty. Może później. Na razie rozkoszował się zwycięstwem i faktem, że nie musieli nominować. Tym razem… w ich “bunkrze” nie poszło mu tak dobrze. Cieszył się, więc że był bezpieczny.
- Na zdrowie wszystkim zwycięzcom. Na pohybel durnym pomysłom na zadania.- wtrącił od siebie unosząc trunek w górę.


- Zdrowie wszystkich, co walczyli i padli w boju. - Mark, podobnie jak Hoff, trzymał puszkę z colą. - I tych, co do końca wytrwali. - Uniósł puszkę i wypił spory łyk.

Kurt był niezadowolony po części wywiadowczej, gdzie wyraźnie zawalił sprawę. Ale podczas strzelania szło mu znacznie lepiej. Nie sądził, że to bieganie z karabinem i strzelanie farbą może być takie ekscytujące. W zasadzie to w młodości nie cierpiał żołnierzyków i militariów. Był pacyfistycznie nastawionym młodym muzykiem, uczestniczył w manifestacjach i koncertach antywojennych w czasie Wojen Bałkańskich. Ale te ideały młodości nie przetrwały próby czasu. Teraz Hottrain nie był już radykałem, mało tego godził się na znacznie więcej niż mógłby przypuszczać.

Nie poszło mu może tak dobrze jak Dixie, za którą Kurt rozglądał się po Domu. A mówią, że to nie jest zabawa dla dziewczynek. Chyba niesłusznie, przeszło mu przez myśl. W strzelaniu farbą załatwił słynnego Davida H. teraz mając to na uwadze przysiadł się do niego. W ręku trzymał tykwę z yerba mate i pociągał wywar małymi łyczkami. Obok postawił litrowy czajniczek z gorącą wodą na dolewkę.



- David nie masz żalu, że Cię zdjąłem na poligonie? - Kurt rozwarł palce wskazujący i kciuk imitując pistolet. - Jak Ci się wiedzie w interesach? Zobaczymy Cię w jakichś nowych produkcjach filmowych. Pracujesz nad czymś poza naszym show?

- Nie mam żalu. Taka jest wojna. Raz ty trafisz, raz trafią ciebie.- odparł Hasselhoff uśmiechając się pobłażliwie. I dodał. - Interesy idą ok.
Mimo że ostatnio szły fatalnie. Hoff podrapał się po podbródku.
- Na razie nie mam konkretnych planów, ale mój agent szuka dla mnie nowych ról. Nowych okazji. - Jak dotąd bezskutecznie. Dla aktorów z takim bagażem ról jak David, czas był wyjątkowo bezlitosnym wrogiem.

- Dla takich dinozaurów jak my jeszcze jest miejsce w show biznesie. - powiedział Kurt uśmiechając się do Davida. - Jak myślę nad ambitnym projektem koncertu - spektaklu, tobie też pewnie się powiedzie. - Kurt chciał brzmieć jak optymista z uwagi na to, że oglądały ich tysiące telewidzów.
- Widziałeś może Birdmana?

- Tak. Widziałem. Liczyłem że kinowy Patrol będzie takim Birdmanem dla mnie - stwierdził po namyśle Hoff. Upił coli dodając niechętnie. - Nie był.

- Zdarza się najlepszym. - skomentował Kurt. - A słuchaj lubisz śpiewać, czy to tylko media puścili plotkę, że pasjonujesz się śpiewaniem?


Schyłek kariery? Mark dołączyłby się do tej rozmowy, jednak miał o tym wiedzę na poziomie zera. Czy ta wymiana zdań pomoże tym dwóm weteranom filmu i estrady w powrocie w blasku sławy? Nie był pewien. Miał wrażenie, że tłumy wolały gwiazdy u szczytu sławy, a nie obchodził ich los tych, którym podwinęła się noga. No ale on się nie znał na show biznesie. Podobnie jak na wielu innych sprawach.
- W takim razie za sławę! - powiedział. - Jesteście wielcy.


- Sława. To tak bezosobowe pojęcie. Nie lubię pić za idee nawet jeśli to tylko yerba. - wtrącił się Kurt.

- Ideologie prowadzą do wojen. Wolę pić za zdrowie ludzi. Za artystów. Widzisz Mark opowiem Ci coś o artystach. Artysta jest jak to - wskazał tykwę do yerba mate - naczynie, w które wlewa się sztukę. A same naczynia bywają różne. Plastik, porcelana, błyszczące nowością, ale cóż jeden ruch ręką i rozbijają się o podłogę. Bywają i szlachetniejsze odmiany naczyń. Palo Santo, święte drewno. Trzeba je dobrze konserwować, poświęcić mu sporo uwagi, ale potem czuć prawdziwy smak. A kwestia smaku jest fundamentalna. Bywa, że drewno z czasem zaczyna przeciekać. Wtedy obciąża się je metalem, nowym kostiumem i można zaczynać pić od nowa.

- W nas - wskazał Davida. - pływały już niejedne fusy. Wiesz o czym mówię? - Zwrócił się do Davida.


- Próbowałem kariery muzycznej, ale jako wokalista. Nie jestem ani kompozytorem, ani tekściarzem. - Hoff potwierdził przypuszczenia Kurta. - A i kariera muzyczna poszła… nie za dobrze. Aktorstwo to mój żywioł, nie muzyka.
Mark poczuł, że od wywodów Kurta zaczyna boleć go głowa. To zdecydowanie nie były jego klimaty, ale nie wypadło powiedzieć, że tamten bredzi trzy po trzy. A nuż Kurt miał rację? Mark ograniczył więc swój udział w dyskusji do milczącej obecności.

Wyglądający na bardzo zadowolonego z siebie Jack przysiadł się piwkiem w ręku do Marka i przebrzmiałych sław.
-No, nie ma co narzekać. Ja też myślałem, że czasy kiedy byłem kimś minęły a tu proszę--- myślę, że jeszcze trochę posiedzimy w tym programie a znajdziesz jakaś niezłą rolę Hoff, a tobie Kurt przybędzie słuchaczy, co nie?

- Miejmy nadzieję, że tak będzie. A Ty Jack co zrobisz jak zgarniesz główną nagrodę. Masz jakieś plany?

-Ha, pieniądze będzie na co wydać...myślę, że wezmę dzieciaki na jakieś wakacje życia, przez tę jędzę która była moją żoną ostatnio rzadko je widuje. - Zadumał się były glina.

- Nie ty jeden masz problem z kobietami. - Kurt przyznał rację Jack’owi. - Ja mam kilka dzieci, ale zaniedbałem sprawy za młodu. Głupi byłem, co koncert to inna dziewczyna. Teraz utrzymuje kontakt tylko z jednym synem z Salt Lake City. Reszta nie chce mnie widzieć na oczy. Kto wie, czy któreś z tych młodych nie jest moje. - wskazał ręką młodszych uczestników show.
 
Adr jest offline