Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-05-2018, 11:00   #144
Prince_Iktorn
 
Prince_Iktorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Prince_Iktorn ma wyłączoną reputację



Bhatra powoli, starając się poruszać jak najciszej, ześlizgnęła się po ścianie aby znaleźć się w pomieszczeniu poniżej. Zasypane miasto rozświetlały rozmieszczone tu i ówdzie pochodnie i żarniki, jednak stosy skarbów dawały pewną osłonę przed spojrzeniami ogarniętych głodem potworków. O tym, co Garp może zaraz zrobić z alchemiczką, nikt nie chciał chyba myśleć.
Pierwsze kroki amazonki były bezgłośne, udało się jej zsunąć po ścianie i ukryła się za wielka górą złota i kosztowności. Kilka kroków później, omijając stos rozsypanych monet, omsknęła jej się noga. Z brzękiem struga złota osypała się, a echo słyszalne było w całej jaskini.
Garp poderwał się znad leżącej Aemelii, a jego oczy zwęziły się gdy spoczęły na podnoszącej się z przykucu Amazonce.
- A więc żyjesz! Brać ją! - krzyknął do swoich potwornych dzieci, które odpowiedziały mu zbiorowym wyciem.
W tym samym momencie z cichym sykiem powietrze przecięła strzała z Marcusowego łuku. Pocisk zmierzał prosto do celu, jednak w ostatniej chwili Garp pochylił głowę i stara strzała przeszyła jego drewnianą koronę, zrywając mu ją z głowy.
- Oż ty…! – Demoniczna istota spojrzała na Marcusa z szokiem w oczach przemieszanym z nienawiścią. W jednej chwili chwycił leżącą obok skrzynię ze złotem i niemal bez zamachu cisnął nią w widocznego na skalnej półce łucznika. Skrzynia przeleciała przez jaskinię gubiąc po drodze monety i złoty pył, po czym z hukiem uderzyła w ścianę tuż obok awanturników rozpadając się od siły uderzenia i zasypując towarzyszy odłamkami drewna, monetami i klejnotami.

Marcusa na chwilę zamroczyło gdy wielki szmaragd palnął go prosto między oczy a Samarytha zaklęła głośno, gdy fragment deski trzepnął o jej tarczę. Podobnie jak gladiatorka, także Manu zdołał się zasłonić.

Opuścili tarcze na czas, aby zobaczyć jak fala potworków rozdziela się i część rzuca się w stronę ich półki, najpewniej z zamiarem wspinaczki, zaś pozostali zawracają i kierują się do podejścia prowadzącego łagodnie do pozycji drużyny.
Garp natomiast ciężkim krokiem ruszył w stronę Amazonki. Po drodze jedną ręką odłamał wyrastający z podłogi kamienny stalagmit i teraz uzbrojony w dwie maczugi zbliżał się w jej stronę.
- Teraz się zabawimy... - mruknął złowróżbnie.

Bhatra nie czekając ruszyła w stronę pojmanych marynarzy. Chwyciwszy po drodze bogato zdobiony miecz z pozieleniałą głownia, w kilku susach znalazła się przy jeńcach. Szybko rzuciła miecz w stronę żołnierzy i ujrzała, jak natychmiast zaczęli pracować nad uwolnieniem się.
Samarytha postanowiła skoczyć prosto za amazonką. Nie wzięła jednak pod uwagę tego, że na arenach nie musiała się wspinać… Zgubek siedzący na jej ramieniu zaskrzeczał rozpaczliwie, gdy gladiatorka straciła oparcie na skale podczas schodzenia i zjechała w dół obijając się o kamienie i niemal do końca zdzierając z siebie resztki spódniczki. Lekko krzywiąc się z bólu poderwała się jednak i ruszyła w stronę olbrzyma. Gdy tylko dojrzała okazje do rzutu, cisnęła czakramem, jednak w biegu zadrżała jej ręka i wirujący pierścień z brązu z brzękiem upadł na podłogę jaskini niedaleko Bhatry.
Nad głową pędzącej naprzód Gladiatorki przemknęła kolejna strzała, zagłębiając się fałdach tłuszczu na ramieniu potwora. Ten tylko uśmiechnął się krzywo i krzyknął do łucznika.
- Kąsasz jak komar chłopczyku!
Amazonka idealnie wykorzystała moment gdy olbrzym odwrócił od niej wzrok. Szybko znalazła się tuż obok niego, a jej miecz zataczał łuki niczym błyskawica starając się dosięgnąć wielkiego cielska. Pewne siebie spojrzenie Garpa zniknęło natychmiast, gdy żelazne ostrze najpierw rozcięło jego ciało przy pachwinie, a drugi cios niemal zagłębił się po rękojeść w jego opasłym brzuchu. Stwór z okrzykiem bólu i strachu cofnął się jednak lekko i broń amazonki pozostawiła jedynie krwawą szramę na ciele demona.
- CO TO JEST?! Ja krawwwię?! COŚCIE TU PRZYNIEŚLI?! Gińcie ścierwa!!!
Jego oczy zabarwiły się czerwienią, gdy z pianą wściekłości na ustach zaatakował amazonkę. Nie dbał już o obronę. Dwie potężne maczugi uniosły się lekko niczym trzcinki i opadły po łuku w stronę dziewczyny z miażdżącą siłą. Obie dosięgnęły celu jednocześnie. Tarcza amazonki rozprysnęła się w drzazgi, gdy broń olbrzyma zmiotła ją niczym szmacianą lalkę odrzucaną na bok przez rozzłoszczone dziecko. Bhatra zdążyła jedynie poczuć rozdzierający ból w lewym ramieniu po czym ogarnęła ją ciemność, gdy ciężko upadła na skalistą podłogę jaskini.

Na ten widok Marcus jedynie zacisnął zęby, gdy wysiliwszy wszystkie siły zaczął posyłać w stronę potwora strzałę za strzałą. W ciągu trzech uderzeń serca trzy pierzaste pociski pomknęły stronę olbrzyma i choć jeden z nich chybił, to pozostałe dwa zagłębiły się w podgardlu potwora, tylko o cale omijając jego twarz.
Samarytha ze skrzeczącym Zgubkiem na ramieniu w mgnieniu oka znalazła się tuż przy przeciwniku i z całej siły wbiła miecz w obwisły brzuch. Głośny ryk bólu potwora niósł się po całej jaskini gdy Garp, uwięziony tutaj od wieków demon, został zraniony być może po raz pierwszy od stuleci.
Na ten odgłos stwory zawahały się, zadziwione i zszokowane tym co się stało. Niektóre z nich nadal biegły do awanturników, ale wolniej niż poprzednio, inne natomiast pozostały wyraźnie z tyłu.
Kapitan Gelon zdołał uwolnić się, akurat gdy Amazonka padła nieprzytomna na podłogę. Kapitan poderwał się i wiedząc, że każda chwila jest cenna, rzucił się na potwora, chwytając po drodze miecz Bhatry. Doskoczył do olbrzyma zadając szybkie cięcie, jednak, choć trafił to szalejący gigant nie zwrócił na to nawet uwagi. Wielka łapa z potężną siłą cisnęła ułamanym stalaktytem w kryjącego się za skalną półką łucznika. Kawał skały wirował w powietrzu, a Marcus w ostatniej chwili cofnął się załom, po czym rozległ się wstrząs i głuchy łoskot, gdy ciśnięta kamienna maczuga uderzyła w ścianę niedaleko Pogranicznika. Wydawać by się mogło, że Garp nie może się już bardziej wściec. Ignorując kompletnie wszystko dookoła zaczął wywijać maczugą na prawo i lewo, z wściekłym rykiem starając się trafić Samarythę. Potężne ciosy spadały na prawo i lewo od zwijającej się w unikach gladiatorki tak, że jaskinia wydawała się drżeć w posadach.
Na ten widok odważniejsze stwory runeły do przodu z wrzaskiem, starając się dopaść awanturników. Co od razu rzuciło się w oczy Marcusowi i Samarycie to fakt, że te potworki wyglądały… młodziej niż te spotkane wcześniej, nie atakowały z taką furią jak poprzednie ale było ich o wiele, wiele więcej.
Biegnąca horda rozdzieliła się na mniejsze grupki. Część ruszyła wspomóc swojego „ojca”, część próbowała dostać się na półkę wspinając się po poszarpanej skale jaskini, inne próbowały obiec łucznika od drugiej strony półki. Z bandy wspinającej się po ścianie, czterem udało się dostać na półkę, gdzie powitał ich Wyspiarz Manu. Z wyciem demoniczne pomioty rzuciły się na wojownika starając się dosięgnąć go pazurami. W tym szaleńczym wiru skaczących ciał wyspiarz robił co mógł, jednak na jego już poharatanym i pokrytym starymi ranami ciele, pojawiły się nowe krwawe ślady. Nie dawał jednak za wygraną. Potężnym zamachem posłał wszystkie otaczające go stwory z powrotem do piekieł. Inne rzuciły się na Samarythę i kapitana Gelona. Gladiatorka bez wysiłku uniknęła sięgających jej półnagiego ciała szponów, zaś kapitan po prostu odkopał od siebie atakującego go stwora.
Marcus nie traciwszy czasu nadal strzelał, tak szybko, jak tylko pozawalała mu zraniona wcześniej ręka. Jedna po drugiej, stare strzały trafiały w opasłe cielsko. Nagle wściekły ryk ustał, jak przecięty nożem. Ostatnia strzała zatrzymała się prosto w czole potwora. Ten przez chwilę niemal komicznie spoglądał zezem na lotki, po czym oczy zaszły mu mgłą i bez dźwięku padł na wznak.
Przez chwilę zapadła cisza. Najbardziej oddalone pomioty zaczęły powoli się cofać i w tej chwili jaskinię wypełnił straszliwy krzyk Samarythy. Wojowniczka rzuciła się na otaczające ją stwory i jednym ruchem miecza zdjęła najbliższemu głowę z ramion. Łoskot upadającego czerepu jakby złamał zaklęcie. Pozostałe stwory rzuciły się do ucieczki w stronę Rozpadliny. Wspinały się błyskawicznie i po dłuższej chwili zniknęły awanturnikom z oczu.


Uwolniony Diossos przypadł do Aemeli i przez chwilę przytulał roztrzęsioną kobietę. Alchemiczka jednak szybko doszła do siebie i ruszyła do leżącej na ziemi Bhatry. Grupka marynarzy i żołnierzy uwolniła się i szybko zaczęła się uzbrajać na wypadek powrotu potworków, część z nich ruszyła do kletek z więzionymi kobietami. Manu od razu zaczął je uwalniać, poczynając od zagrody w której znajdowała się Malala. Oni także przywarli do siebie, po czym Wyspiarka ruszyła aby pomóc alchemiczce z ranną Bhatrą.
Ból sprawił, że Amazonka otworzyła oczy. Nad sobą widziała spoglądających na nią towarzyszy, alchemiczkę, Wyspiarkę Malalę, Diossosa. Gdy zerknęła w dół, zobaczyła, że jej korpus owijają tkaniny pełniące rolę bandaży, zaś Diossos zmontował jej łupki na ramię z kawałków drewna, czegoś co wyglądało na wyklepany słoty świecznik i mocował to złotym drutem. Aemelia przykładała jej do ust fiolkę z miksturą leczącą, tą samą, którą dała Amazonce przez pierwszym wyjściem do dżungli.
- Pij, to ci pomoże. A na razie nie szalej z tą ręką i bez biegania. – powiedziała z troską w głosie.
Gdy wstała, przysunęła się do Marcusa. Obejmując go i opierając się o niego, wyszeptała:
- Dobrze, że jesteś cały.
Zgubek drżący z emocji mruczał cicho, gdy był głaskany przez Samarythę.

 
__________________
-To, że 99% ludzi jest innego zdania niż Ty, wcale nie znaczy, że to oni mają rację.
Prince_Iktorn jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem