Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-05-2018, 13:45   #69
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację



Pociąg jechał jednostajnie. Żenia miała za sobą długi dzień. Choć musiała to przyznać, że w porównaniu z poprzednimi dniami pogoń za kotkiem była prawdziwym relaksem. Wszystko wskazywało na to, że w pociągu do Blizny nie było trzeba mieć biletów. Szrama siedziała wpatrzona w okno. Czarny z Dalemirem rzucali sobie od czasu do czasu spojrzenia. Mieli jakieś sprawy między sobą. Jednak dziewczynę ukołysał do snu jednostajny stukot kół.

Nagle zaczęła kaszleć. Zerwała się rozglądając po pozostałej trójce. Wjechali do miasta, nad którym słońce było niemal całkowicie zasłonięte przez chmury dymu. To właśnie ten dym wgryzał się w płuca. Pociąg zaczynał hamować, a Żenia przez okno mogła oglądać zmęczonych życiem ludzi. Wyglądali jakby coś wyssało z nich jakąkolwiek chęć do życia.

W końcu wysiedli na stacji. Z pociągu poza nimi wypadło sporo innych pasażerów. Tylko nieliczni wiedzieli dokąd należy się udać. Czarny spojrzał na Szramę, a ta rozglądała się zdezorientowana.

Na końcu peronu pojawił się jakiś trzymetrowy gigant i szedł wzdłuż wagonów wyłapując zagubionych podróżnych.

- Nadzorca - powiedział Dalemir.

Czarny zaczął przemieniać się w formę bojową, jednak młodszy szaman położył mu dłoń na ramieniu.

- Nawet jeśli go zabijemy, to przyjdą kolejni, aż w końcu nas tutaj zamkną!

- Szybko! Miedzy wagony. - Żenia pociągnęła Dalemira i Czarnego odwracając się na pięcie. Szukała prześwitu pozwalającego na prześlizgnięcie się całej czwórki.
- Szrama, tędy!

Nie musiała powtarzać. Natychmiast ruszyli za nią. Szrama jedynie chwilę się zawahała, ale nie miała problemu z nadgonieniem. Przeskakiwali między kolejnymi torowiskami. Na całym dworcu zauważyli jeszcze dwóch Nadzorców. Jednak nikt z nich nie dążył do konfrontacji. Po kilkunastu minutach znaleźli się na ulicy.

Świat był jakiś dziwny. Szary. Przygaszony. Nie było wiadomo, czy to dzień, czy też noc. Niebo było zachmurzone, choć był to raczej dym, niż chmury. Kilka chwil pod gołym niebem i wszyscy czuli pył w swoim futrze. Szrama zatrzymała się na moment i zaczęła drapać. Na ulicach były nieliczne duchy. Wyglądały bardziej jak cienie niż jak duchy. Gdzieś Żenii mignął wielki ptak gubiący pióra. W niczym nie przypominał Ognistej Wrony.*

- Ugh - mruknęła Żenia - zapamiętam by nie rezerwować tutaj wakacji. Dokąd teraz?
Dziewczyna odczuwała niejasny niepokój z każdą spędzoną w tym miejscu chwilą. Rozglądała się i co chwilę sprawdzała widok za plecami.

Wydawało się jej, że ktoś ją ich śledzi. Czarna, chuda postać. Rozmywająca się. Podobna do stworzeń jakie miał na swoje usługu jąkający się szaman. Jednak gdy zerknęła tam jeszcze raz i postać zniknęła. Tymczasem Szrama wysunęła się przed resztę. Niczym pies tropiący biegnąc ciasnymi uliczkami. Dwaj szamani ruszyli za nią.

- Ktoś nas śledzi - Żańka mruknęła przez zęby do Czarnego doganiając go. - Czarne widziadło. Jak u spiral.

- Jesteś pewna? - Zapytał Czarny, ale zaraz się otrząsnął. Klepnął szeroką łapą w klatkę Dalemira. Wykonał kilka gestów, po czym coś szepnął do młodego szamana. Po chwili odwrócił się do Żenii.
- Idźcie dalej, my spróbujemy to zdjąć z ogona

- Jak nas znajdziecie? - Żenia kontynuowała marsz za Szramą. - nie wiadomo dokąd idziemy.

- Ma rację - rzucił od niechcenia Dalemir, który przyjął postać Glabro. Czarny warknął.
- To jak inaczej ich zdejmujemy? - Drążył człowiek Harada.
- Ja… sam… idźcie - Czarny odepchnął Dalemira i ruszył w boczną uliczkę.

Żeńka zazgrzytała zębami.
To nie był dobry pomysł.
A teraz było za późno.
- Szrama, szybciej! Nie dajmy im za wiele przewagi.

Ostatni raz spojrzała za Czarnym i przyspieszyła do biegu.

Duchy w bliźnie przyjmowały raczej humanoidalne postaci. Dlatego miasto kojarzyło się z miastami ludzi.


Środek komunikacji jakim były małe kolejki zdawał się nie tylko pomagać w przemieszczaniu. Był też jednym z głównych źródeł dymu. Szrama zatrzymała się nagle i zaczęła poszczekiwać w kierunku wysokiego budynku. Wieża zegarowa przypominała nieco Big Bena, lecz była bardziej mroczna. Poza tym cumowały przy nich sterowce.
- Naprawdę? Do najwyższej wieży w centrum miasta? - powiedział Dalemir.
- Jak nas tu złapią, to zostaniemy niewolnikami. Wiesz o tym? Czy może Czarny nie pochwalił się znajomością terenu?
- Nie pochwalił. Co to za miejsce? - Brunetka miała do wyboru rozmowę z wilkiem lub niechętnym szamanem Harada. - i czemu duch miałby się tu dokować?
Żenia skanowała niespokojnie otoczenie.
- Duchy się tu nie dokują. Duchy są tu sprowadzane na siłę i zmuszane do pracy. Niewolniczej pracy. Lokalne fabryki wyciągają z niewolników gnozę. Później wykorzystują ją do produkowania duchowych baterii i zasilania fetyszów sług Żmija. My też stąd nie wyjdziemy, jeżeli nasza wilczyca się zgubi.

Jakby w odpowiedzi Szrama puściła się biegiem.
W tłumie było więcej dziwnych postaci. Z drugiej strony Córka Ognistej Wrony nie była szamanem od duchów. Może to był tylko zbieg okoliczności? Może odesłała Czarnego zupełnie bezpodstawnie?

Odepchnięte w niepokoju myśli kłębiły się gdzieś z tyłu umysłu dziewczyny.
- Dzięki, że tu jesteś.

Żenia ruszyła za Szramą.

***


Dotarli do szerokiej ulicy. Przy ulicy znajdowała się podstawa wielkiej wieży zegarowej. Przed wejściem po chodnikach przechadzali się uzbrojeni we włócznie strażnicy. Żenia naliczyła dwunastua przy dziesiątym zaczęła wątpić czy to był w ogóle dobry pomysł.

- To wszystko duchy? - mruknęła do szamana. Odruchowo sprawdzała alternatywy i otoczenie dużego budynku.

- Prawdopodobnie. Czasem zdarza się im uczynić niewolników z ludzi czy wilkołaków. Ale raczej nie szkolą ich na żołnierzy. To pewnie Zmory. Złe duchy.

Szybko w oczy Żenii rzuciły się pobliskie niewysokie budynki. Z ich dachów można byłoby się przedostać na czwarte, albo piąte piętro wieży. Stąd nie widziała tam strażników. Budynki były dwa. Po jednym na każdą stronę wieży zegarowej.

Puknęła Dalemira łokciem:

- Może tamtędy? - wskazała na budynki przy wieży - Dacie rady tu we dwójkę się utrzymać? I ochraniać mi zad na wszelki wypadek?

Brunetka nie wyobrażała sobie wspinaczki we trójkę.

- I co niby zrobisz tam sama? - zapytał młody szaman.

Tymczasem Szrama zmieniła się w wielką bojową formę i odciągnęła Żenię w ciemną uliczkę.

Po chwili przyjęła postać Glabro i zaczęła mówić.
- Gdy zegar wybije godzinę musisz dotknąć jego tarczy. To Księżycowy Most. Nim przejdziesz do krainy snów. Nie możesz nawet na chwilę z niego zejść. Choćby nie wiadomo co się działo! Jeżeli zbłądzisz, to przepadniesz. W krainie snów znajdziesz świątynię z białego marmuru. Między strzaskanymi kolumnami świątyni znajdziesz Handlarza Wspomnień. Wrócić możesz pociągiem. Wtedy wyjdziemy stąd razem.

Dalemir machał głową przecząco.
- To pewna śmierć jeśli pójdzie sama!

- Znajdźcie Czarnego. Musicie wrócić i postawić caern. To jest najważniejsze. - Żenia pokiwała głową przyglądając się obojgu - dajcie mi dwie godziny. Potem wychodźcie.

- Sama nie wyjdziesz z Blizny - odpowiedziała Szrama. - Jeżeli nie wrócisz tu, to nie wyjdziesz.

- Może poczekajmy na Czarnego? - zasugerował Dalemir.

- Jak długo? - dziewczynie nie uśmiechała się samotna wyprawa. Zatesknila do Pasikonika. - Moze pojde na zwiad na tyły?

- Ok - skinął głową Dalemir. - Rozdzielmy się i spotkajmy w tamtym zaułku za kwadrans.

Żenia zrobiła sobie spokojny spacer w czasie którego słusznie zauważyła, że tył budynku miał mniejsza obstawę. Ledwie trzech strażników w dziwnych strojach z długimi hełmami i włóczniami. Kolejnych czterech spacerowało w parach wokół budynku. Pojawiali się za lewym rogiem budynku i maszerowali w prawo. Około czterdzieści, może pięćdziesiąt sekund. Po kolejnej minucie pojawiała się kolejna dwójka. Dawało im to w teorii około minuty na zdjęcie trzech strażników, jeśli chcieli wejść niepostrzeżenie. Nadal nie wiedziała co zastanie wewnątrz.

Zastanawiający dla Żenii był ekwipunek strażników. Włócznie. Czy były takie jak noże wilkołaków? Napakowane jak�-ś magią? Duchami?
Jak oni działali? Na baterie? Chichocik przepełnił na chwilę myśli dziewczyny.

Powoli wycofała i wróciła na miejsce spotkania.

Szrama dziwnie wyglądał w formie nagiej kobiety. Chyba chodziło o totalny brak zawstydzenia. Było w niej coś zwierzecego i nie potrzebowała ubrań. A jednak Żenia zauważyła u Dalemira lekkie zniesmaczenie.
- Studzienka kanalizacyjna zdaje się prowadzić pod budynkiem. Moglibyśmy spróbować tamtędy - powiedziała jednooka wilczyca w formie średnio ładnej dziewczyny.
Dalemir pokiwał głową.
- Opcja z dachem i przejściem między budynkami wydaje się być niegłupia. A ty co znalazłaś? - spojrzał pytająco na Żenię, która ostatnia dotarła na miejsce.

- Tyły mają mniejszą obstawę: dwie pary strażników wymieniają się co jakąś minutę. Nie wiem jak funkcjonują bo mają twarze całkowicie zasłonięte bez przerw na oczy. Na węch? Na jakieś dary? Wyposażeni w długie włócznie. Czarny się nie pojawił?

- Dajmy mu jeszcze chwilę. Na moje, to wejście górą wydaje się rozsądne. Wejście tyłem to szybka walka, uruchomienie alarmu, a po wszystkim szalona ucieczka do wieży zegarowej. I tam musimy być o pełnej godzinie, więc łatwo o błąd. A może się okazać, że nie dotrwamy do kolejnej godziny. Kanały zdają się najbezpieczniejszą opcją, ale może się okazać, że będziemy przez kilka godzin przebijać się z kanału do budynku. - Podsumowywał młody szaman.

- One czują. To zestawienie węchu i świadomości. To Zmory. Jesteśmy w ich świecie. Nam brakuje zmysłów. A to, że nie mają otworów na oczy w hełmach ma uśpić naszą czujność. W otwartej walce zabijemy dwóch może trzech każdy. Z zaskoczenia będzie łatwiej. Ale nie ryzykowałabym ran w walce. Później może być trudno. - Szereg mądrych słów wypłynął z ust nagiej kobiety w ciemnym zaułku po drugiej stronie lustra.*

- Myślisz, ze dachy nie mają żadnych zabezpieczeń? Dziwne by było zostawiać tę drogę niezabezpieczoną. - wilkołaczka rozważała na głos.

- Wątpię, żeby była niezabezpieczona. Ale sądzę, że jest ich tam mniej. A jeżeli na wysokości czwartego, czy piątego piętra natkniemy się na kogoś, to i tak będziemy mieć bliżej do tarczy Zegara
- wtrącił Dalemir. Zaś w cieniu zaułka pojawił się ogromny czarny kształt.

- Fałszywy alarm - powiedział Czarny.
- A jak u was? - to pytanie kierował ewidentnie do brunetki.

- Chyba dobrze - Dziewczyna z ulgą przyjęła powrót Alfy - Do wyboru jest wspinaczka dachami, walka na tyłach albo wyprawa kanałami. Dalemir głosuje za wspinaczką. Ja też myślę, ze to dobra opcja. - dodała na wszelki wypadek.

- A kanały? Bo walka nie wchodzi w grę. - Powiedział Alfa.
- Są czyste, ale nie wiemy jak w środku i ile czasu stracimy na przebicie się - powiedziała Szrama.
Czarny pokiwał ze zrozumieniem łbem.

***





Minęły około dwa kwadranse na pokonanie budynku po lewej stronie od wieży zegarowej. Nie chcieli wzbudzać podejrzeń, dlatego też omijali strażników. Jak się okazało przedzierali się przez coś, co przypominało szpital z horroru. W budynku strażnicy w czerwono-srebrnych płaszczach terroryzowali duchy. Te były podłączane do różnego rodzaju aparatury i zdawały się z tego powodu cierpieć.

Dalemir, który był teraz tylną strażą szturchnął Żenię, która na dłużej zatrzymała się obserwując sytuację.
- Wysysają z nich resztę gnozy. Te duchy są już niezdolne do pracy w innych fabrykach. Tutaj kończą niewolnicy. Wykorzystywani aż po grób.

Po chwili znów byli na zewnątrz. W nozdrza wdarł się piekąco-dławiący zapach dymu. Przed nimi znajdował się maszt, na którym na czerwonym tle powiewał srebrny symbol czegoś przypominającego ośmiornicę. Mogli spróbować skoku z dachu na niższy poziom sąsiedniego budynku, albo po maszcie odbić się na poziom równoległy.

Brunetka z każdym etapem traciłam przekonanie czy ta wyprawa to dobry pomysł. Widoki, niewolnictwo, tortury nawet po tej stronie i na tym etapie nieistnienia odbierały resztki pokładów nadziei. Westchnęła z wahaniem.
Oceniała odległości.
- Może ten maszt? - mruknęła bez przekonania.

Czarny kiwnął głową z aprobatą.
- Będziemy piętro wyżej. A to dla nas lepiej. Oszczędzimy czas. Żenia, skacz pierwsza.

- Ok. - dziewczyna ruszyła podejrzanie pewnym krokiem. Dla pewności rozłożyła nieco ręce by utrzymać równowagę. Niedawne doświadczenie z kotkiem i gałęzią było automatycznym skojarzeniem. Znaleźć najlepszy fragment masztu i skoczyć. Betka i bułka z masłem…
Żeńka spięła się do skoku i odbiła się.

Poszło jej z równą łatwością. Wylądowała na krawędzi budynku praktycznie na stopach bez większego wysiłku. Przez moment tylko balansowała, żeby utrzymać równowagę, po czym pochwyciła otwarte okno. Wewnątrz był pusty korytarz.

Następna do skoku szykowała się Szrama. Szara wilczyca z zaskakującą gracją przebiegła po wiszącym lekko ze skosa maszcie. Skoczyła jeszcze dalej niż Żenia uderzając rozpędzonym ciałem o murek pod parapetem.

Czarny nie miał tyle umiejętności. Doskoczył, ale ledwie co. Gzyms, na którym dziewczyny lądowały nogami Czarnemu trafił w klatkę piersiową. Jednak wyszkolenie wojskowe wyrobiło w nim pewne odruchy i zanim spadł kilka pięter w dół, to zacisnął mocno palce na elewacji budynku.*

Żenia pochyliła się nad krawędzią i złapała Szaman od Duchów za jedną ręką, kiwając na Szramę by uczyniła to samo z drugiej strony.
- No chodź, staruszku. - wyszczerzyła się szeroko - Uratujemy Cię z opresji.

Nieważne, że większość ratowania przypadła silniejszej od niej Szramie. Żeńka otrzepała i oglądnęła Czarnego w podobny sposób jak on ją po upadku z gałęzi. Nie mogła pozwolić by czarny płaszcz był zakurzony… to by uwłaczało godności Alfy Poznania. Otrzepywała i otrzepywała dusząc przyjacielski chichocik.

Czarny szepnął burknął pod nosem coś co brzmiało jak “Ragabash”. Miało to uzasadnić wszystko co miało miejsce przed chwilą.

Ostatni skakał Dalemir. Nic nie wskazywało na to, żeby poszło mu lepiej niż poznańskiemu szamanowi, ale tym razem byli na to gotowi. Czarny wciągnął młodego Słowaka na gzyms. Po chwili przez uchylone okno dostali się do wnętrza budynku.

Wnętrze było dziwnie sterylne. Szare matowe ściany i czerwony dywan. Sporo okien, ale wewnątrz bardzo mało drzwi. W korytarzu też było coś co nasuwało skojarzenia z windą. Czarny stwierdził, że muszą szukać dalej, bo ruch windy między piętrami kogoś zaalarmuje.

Nikt nie był pewny, czy w tym świecie będą schody. W końcu chyba nie obowiązywały tu normy budowlane…

Wtedy zobaczyli ich. Strażnicy. Kule w kolorze srebrnym, wielkości piłki do koszykówki. Po bokach miały coś co przypominało skrzydła, jednak szybkość pracy sugerowała, że są wyposażone w jakiś silnik. Były dwa. Chyba wszystkim skojarzyły się z dronami.

Z pewnością były szybkie, ale raczej nie nastawione na walkę. Czarny szepnął do Żenii i Szramy.
- Zdążycie je zneutralizować zanim kogoś zaalarmują? Obok nich są drzwi. Coś mi mówi, że tam są schody. Ewentualnie możemy się przekraść.

- Mogę spróbować sprowadzić ciemność i wyjdziemy pod jej osłoną. Brak tych kulek też powinien kogoś zaalarmować. - zaszeptała dziewczyna.

- Możemy spróbować - szepnął Dalemir.

- Trzymajcie się blisko - mruknęła Ragabash i skoncentrowała się. Na coś Pasikonik moze się przyda?

Efekt zaskoczył wszystkich. Korytarz zalała kompletna ciemność. Nie tylko ich. Nie tylko strażników. Ciemność zalała wszystko. Zdawała się niczym gęsty dym zasłonić okna. Wszystkie źródła światła zniknęły.
- Cholera, nie widzę własnego nosa - powiedział Czarny.
- ups - wyrwało się sprawczyni pomroczności jasnej. - Czarny chwyć Dalemira i mnie za ręce - mruknęła łapiąc za dłoń Szramy -Idziemy zanim coś się tu wymodzi.
W myślach posłała podziękowania do swojego łuskowatego i wrednego opiekuna. Pociągnęła gromadkę w kierunku drzwi.

Drony wydawały się skołowane. Kilkukrotnie odwróciły się wokół własnej osi, po czym ruszyły gwałtownie. Można było odnieść wrażenie, że w kompletnie losowych kierunkach. Pierwszy odbił się od ściany, następnie od sufitu. Po chwili zaczął kręcić się wokół własnej osi. Drugiemu zdawać się mogło poszło lepiej. Rozpędził się i wystrzelił w ich kierunku. Choć ewidentnie ich nie widział. Korytarz na szczęście był szeroki. Żenia widziała wyraźnie przeciwnika, więc przyciągnęła swoich ludzi do ściany. Dron z zawrotną prędkością minął ich i leciał dalej do końca korytarza. Po chwili ciszę przerwał dźwięk, który kojarzył się z uderzeniem wielkiego zegara z kukułką o ścianę. Pisk, zgrzyt, jakieś rozlatujące się sprężyny.
- Czyżbyś właśnie załatwiła jednego z nich? - zapytał Dalemir.
- Sam się załatwił - Zenia była nieco skruszona i skonfudowana. Miało być przecież po cichu. A ten hałas zaalarmuje połowę dzielni. Westchnęła. - Idziemy dalej…
Szybko dotarli do drzwi na klatkę schodową. Tu też rozlewała się ciemność. Schodziła na półpiętro. W górę zaś próbowała się wydrzeć wyżej. Dobre półtorej piętra.
- Hm. No tego tak nie planowałam - gdyby ktoś mógł zobaczyć teraz Bondar z pewnością w pierwszej chwili pomyliłby ją ze zdziwionym szczeniakiem, który bardzo próbuje udawać, ze nic nie przeskrobał. Odchrząknęła i pociągnęła gromadkę za sobą w górę.


Szybko wynurzyli się z ciemności.
- Dobra, biegniemy do końca - powiedziała Szrama, która od jakiegoś czasu podróżowała w formie Glabro, choć ewidentnie nie było jej z tym dobrze.
- Pozwól, że zapytam, jak przeszłaś tę drogę sama? - z niezwykłą ciekawością Dalemir zapytał wilczycę.
- Po cichu - ucięła gdy dotarli do drzwi na końcu schodów.
Czarny pociągnął klamkę. Nic się nie stało.
- No dobra, kto zajmie się wytrychami? - patrzył wymownie na Żenię przy tym jakże retorycznym pytaniu.
- Wszystko mam sama robić? - fochnęła się na to brunetka. Tak szczerze przed samą sobą przyznała, że nie ma pojęcia CO robić. Zrewidowała zawartość plecaka. Mogłaby ten zamek przestrzelić. Byłoby najłatwiej.
- W zasadzie, to dobrze ci idzie. My postaramy się nie przeszkadzać - spróbował podłapać dowcip Dalemir.
Żenia wywaliła język w odpowiedzi. Nagle mu się aktywował dowcip. Pffff…

Zaczęła dłubać kościanym nożem przy zamku czując się jak Alicja w Krainie Czarów. Bo laska tak właśnie musiała się czuć po pożarciu tych wszystkich grzybków halunów.
Z rękojeści wysunęło się czarnozielone ciało węża. Dziwnie mocno kojarzące się z Pasikonikiem. Połyskiwało w nikłym świetle. Łeb węża zdawał się zmniejszyć do wielkości paznokcia, gdy po ostrzu wsunął się do dziurki od klucza. Po chwili jego ciało przekręciło się, ocierając o dłoń Zenii. Był zimny i śliski. A jaki był Smok? Gdy ta myśl nawiedizła jej głowę coś w zamku zaklekotało, a drzwi się uchyliły.
- A ty jak przeszłaś? - dalemir spojrzał z uniesioną brwią na Szramę.
Kobieta o wyglądzie nagiej zapaśniczki wzruszyła potężnymi ramionami.
- Było otwarte.
- Czyli ktoś poznał drogę? Czy może nie powinno mnie tu być? - zażartowała Żenia.

“Jak cie nie wpuszcza głównym wejściem to wróć przez okno” myśl pojawiła się i zgasła, gdy Zenia z wolna zarzucała żurawia przez uchylone drzwi.
Pomieszczenie za nimi można było z grubsza określić “pomieszczeniem technicznym”. Nie było ścian jako takich, tylko rusztowania pokryte jakimiś płytami.

- Eternit. Cholera, mają dach pokryty azbestem - natychmiast rozpoznał Czarny.
- Azbestem - zapytała Szrama nie rozumiejąc.
- Wspaniała technologia sprzed lat, która wykorzystywała niebezpieczne materiały. Gdy te płyty się krusza to kurz z nich pełen jest maleńkich igiełek. Tak maleńkich, że wdychasz je z powietrzem, a one później wbijają się w płuca - czuł potrzebę wyjaśnienia szaman.
- Polacy są wysokiej klasy specjalistami w zakresie usuwania azbestu - zażartował Dalemir. Z każdą chwilą wydawał się coraz bardziej rozluźniony.
Powoli weszli do pomieszczenia. Byli sami. Tarcza zegara, a w zasadzie szereg mechanizmów pracujący za tarczą stał przed nimi. Miał jakieś pięć czy sześć metrów wysokości. Tak wysoko nad nimi znajdował się szczyt budynku i drewniane belki stropowe.

- Dziewięć minut. - Żenia dla odmiany stała się niespokojna. - lepiej się ukryjmy. - wskazała na sklepienie dachu. - Podejrzanie łatwo poszło. Nic nie czujecie? - spytała szamanów.

- To dopiero połowa drogi - wtrąciła się niepytana Szrama.
- Może po prostu dobrze to rozegraliśmy? Pewnie głównym wejściem wywołalibyśmy krwawą jatkę? - podsumował Czarny.
Dalemir patrzył na sklepienie.
- Eee, ja tam nie wejdę - powiedział, po czym zamknął drzwi otwarte przez węża.
Żenia z ciekawości spróbowała je na nowo otworzyć. Niecierpliwiła się powolnym upływem czasu.
Drzwi pozbawione klucza otwierały się i zamykały bez problemu.
Żenia doszła do wniosku, przeświadczenia, całkowitej pewności, że nie lubi zamkniętych pomieszczeń. I czekania. A tych dwóch rzeczy połączonych w jedno wprost nie trawi. Kręciła się niespokojnie, gdy dostrzegła drugie drzwi. Ukryte niemal tuż obok tarczy zegara. Najwyraźniej były tam po to by umożliwić prace konserwacyjne a Zenii widok na zewnątrz. Z niepokojem wyjrzała w dół spodziewając się dostrzec zastępy zmor czy coś równie uroczego. Ale mimo, że ulica była dość … żywa… nie widać było nadciągającego zagrożenia. Żenia sapnęła.

***


Pierwsze wybicie godziny niemal rozerwało jej głowę. Echo odbijało się w czaszce. Byli zdecydowanie zbyt blisko źródła dźwięku. Wewnątrz Szrama szła pewnym krokiem (bo w formie wilka była dużo pewniejsza) szła wprost na tarczę. I w nią wsiąknęła. Jakby tarcza była jakimś hologramem czy czymś. Zaraz za nią ruszył dalemir w formie Glabro. Czarny w swoim płaszczu machał nagląco ręką w stronę czarnej wilczycy..
Żenia miała dość huku. Skoczyła by złapać dłoń Szamana od Duchów i ruszyć śladem pozostałej dwójki. Niech ktoś wyłączy ten dźwięk!
Ciemność.
Szarpnięcie w bok.
Jak przy przejściu przez lustro.
Potem upadek. W jakiś grysik? Kawałki metalu? Drobnica? Przy upadku obtarła ramię. Podniosła się szybko. Czarny podniósł się obok. Byli na ścieżce usypanej z tych drobnych metalicznych kamyczków.
- Księżycowy Most - powiedział Dalemir i pierwszy raz od początku wieczoru sięgnął po przytroczony do pasa nóż.
Czarny uklęknął i zamknął oczy. Dłonie położył na kolanach. Żenia cieszyła się ciszą, która ich otaczała, ale nie spodziewała się, żeby był to dobry czas na medytację. Szrama kręciła się w miejscu.
- Hmmmm…. nie powinniśmy się stąd zabierać? - szeptem dopytywała młodszego z szamanów.
- Tak - odpowiedział bez wahania, - tyle, że to nie jest Księżycowy Most otwarty przez nas. Nie wiemy skąd dokąd prowadzi. Teoretycznie mamy pięćdziesiąt procent szans. Czarny próbuje wyczuć airty.
Szaman zmierzył wzrokiem Żenię i jakby wyjaśniając dodał: - znaczy kierunki.
Czarny wstał i wskazał ręką stronę przeciwną do tej po której kręciła się Szrama.

Najmłodsza z obecnych skinęła grzecznie głową. Ruszyła obok Alfy Poznania.

***


Czas w wieży przebiegł bardzo szybko. Marsz Księżycowym mostem zdawał się ciągnąć w nieskończoność. W końcu coś się pojawiło kilka metrów od połyskującej usypanej ścieżki. Gdy się zbliżyli Żenia zobaczyła swojego brata z wielkim mieczem.

- Witaj, Żabo.
- Nope - mruknęła Żenia tonem i gestem odganiając brata jak roznosiciela reklam. - W życiu. - dziewczyna zdecydowana była iść dalej. Jej brat nie był typem wojującym mieczem.

Szli dalej nie zwalniajac. SZrama zaczęła na coś warczeć, ale dalemir ją uspokoił. Później pojawiały się kolejne sylwetki. Ludzi. Zwierząt. Zdarzeń. Jakiś pożar. Wypadek samochodowy. Gruzowisko osiedla Czarnego, na którym Żenia rozkopywała ruiny. Tak, Żenia widziała samą siebie… Gdy tylko mijali obrazy, te rozwiewały się i zmieniały w srebrny pył.

W końcu most zaczął się przechylać. Kończył się zejściem. Zejściem we mgłę.
- Jesteśmy na miejscu - powiedział Czarny.
- Jeszcze tylko świątynia - powiedział dalemir chowając broń.
- No tak. Trzeba znaleźć handlarza między kolumnami. Tam na dole, we mgle już nic nie bèdzie? Ostatnia pułapka czy coś?
- Strażnicy - powiedziała Szrama.
- Ale oni nic nam nie zrobią, jeżeli nie będziemy rozrabiać.
Obydwaj szamani pokiwali głowami.

Po chwili wędrowali we mgle. Żenii przypominało to pierwsze spotkanie z przodkiem. Mgła zakrywała kolana i utrzymywała się przy gruncie. Pod stopami czuła idealnie równą powierzchnię. Jakby szła po wyszlifowanym metalu, albo tafli szkła.

Zmęczenie zaczęło dawać się im we znaki. Minęło kilka godzin, a przecież eskapadę zaczynali o dwudziestej pierwszej.

- A po co byłaś u Handlarza, Szrama? Jaki on jest? - Żenia pytała żeby odgonić zmęczenie - Dalemir masz jakieś wspomnienia, które byś przehandlował?

Szrama zdawała się speszyć. Szaman Harada przyszedł jej z pomocą.
- Chętnie zapomniałbym o pierwszej dziewczynie. Strasznie wredna była.

Wilczyca pokręciła głową.
- Nikt dla takiej błahostki tu nie przyszedł.

Brunetka poklepała młodszego z szamanów pocieszająco. Rzuciła tonem wiekowej staruszki:
- nie martw się, normalnie ciągnie swój do swego ale na pewno znajdziesz jakąś nową dziewczynę. Musisz być tylko cierpliwy.

- No domyślam się. - dziewczyna jednak nie cisnęła wilczycy.

W końcu ukazała im się świątynia. Przypominała jakąś grecką budowlę. Proste kolumny, trójkątna płaskorzeźba. Schody przed wejściem. Jednak nie tam wchodzili. Obok schodów znajdowała się alejka złożona z popękanych i połamanych kolumn. Alejka prowadząca… do nikąd?

- Nikogo tu nie ma…- Córka Ognistej Wrony rozglądala się niepewnie - Jakoś trzeba go przywoływać? - dopytała szeptem Czarnego.

Z jednej z kolumn wyłonił się mężczyzna w czarnym stroju, kojarzący się dziewczynie z rycerzem Jedi. Jego oczy wyglądały jakby były dwoma oszlifowanymi obsydianami. Dziewczynę przeszył dreszcz. Coś… jakieś wspomnienie chciało przyjść, ale nie mogło. Nie przedarło się w tym świecie.

- Wy do Handlarza? Wchodzicie pojedynczo - rzekł strażnik.

- Tylko ona. My jesteśmy tylko pomocą - odpowiedział Czarny.

Strażnik wskazał za sobą dalszą drogę we mgłę. Kolumny nie były popękane coraz niżej. To teren zdawał się opadać i zanurzać w gęstym oparze.

Dziewczyna spojrzała na Czarnego. Wciąż pomimo przebycia całej tej drogi nie była przekonana.

Puknęła słuchawkę w uchu dwa razy.

- No… to idę. - jakoś nogi nie chciały jej słuchać.
- Jesteś jedną z nas. Tego już nie zmienią stare wspomnienia - szepnął Czarny, po czym objął ją lekko. Choć w zasadzie delikatnie pchnął na drogę przeznaczenia. Żeńka niemal się potknęła na drewnianych nogach.
 
corax jest offline