Idąc przez wioskę Torin czół na sobie liczne spojrzenia, nie przejmował się tym jednak zbytnio. W tak małej społeczności byli wydarzeniem nie miary. Tak jakby trupa cyrkowa przyjechała. Miał tylko nadzieję, że żaden z obserwatorów, zwłaszcza z dzieci , nie wyrwie się z wioski za nimi.
W kuźni kapłan Moradina przez dłuższa chwilę przyglądał się pracy kowala. Nieporządki w kuźni, a może niziołcze porządki zaskoczyły go.
- Słabą tu macie stal a może to wina dostaw. Wiele lepszej podkowy już nie uzyskacie z tego materiału.
Czekając na odpowiedź kowala obserwował ułożenie narzędzi i ich uporządkowanie. Wysokość umieszczenia był logiczna, lecz kolejność. Spojrzał na kowala i jego syna. Spostrzegł, że syn przyjął kleszcz też lewą dłonią, również z lewej dłoni ojca. Zrozumiał nieporządek tej kuźni, obaj byli mańkutami zatem i narzędzi układali na odwrót niż to zwykle czynili kowale.
- Zapewne tak. Niech Kowal Dusz – Moradin czuwa nad Waszą pracą i kuźnią. Jestem Torin Hameraxe. Moradinie czuwaj nad kuźnią i tymi którzy w pocie czoła w niej pracują. - wypowiedział krótką modlitwę do Moradina tym razem w krasnoludzkim.
- Przybyłem wraz z towarzyszami by rozwiązać problem z koboldami. Jak zapewne wiecie Moradin jest patronem ziemi i wszystkich rzemieślników zwłaszcza tych pracujących w kamieniach i metalach. Amatornie me modlitwy odbywają się zwykle w kuźniach, lecz nie jest to konieczne. W drodze zwykle wystarczą ogniska i moje narzędzia z niewielkim kowadłem podróżnym. Jednak zawsze, gdy ma okazję wolę modlić się w kuźni. Mam do was prośbę o użyczanie na czas mojego pobytu, waszej kuźni, na te modły. Był by to jeden dzwon zawsze rankiem.
Potem uśmiechną się przez brodę.
***
Kapłan uważnie przyjrzał się mapie.
- Nie powinno być problemów z drogą przynajmniej do menhiru.
Potem rozejrzał się po towarzyszach.
- Posłaniec od Moama jeszcze nie przybył?