Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-05-2018, 20:17   #239
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Joris poczuł jak szczęka mu się ściska i wziął głęboki oddech. Oto wielkie pojednanie się zbliża. Aż dziw, że się Gundren tu nie napatoczył. Trudno. Co ma być to będzie. Świat się zawsze kręcił jakoś bez jorisowej pomocy, to i dlaczegóż miałby nagle przestać? Poczuł zaraz jak napięcie z niego ustępuje, a na ustach pojawił się niewymuszony uśmiech.
- Marduk! - zawołał do kapłana i ruszył w stronę ich stolika - Góra z górą się ponoć w Neverwinter nie zejdzie, a tu proszę! I pan Hallwinter! Powitać! Jak tam knowania przeciw Tressendarom się mają panie Sildarze?
Zapytał uśmiechając się szczerze, po czym nie czekając na odpowiedź zwrócił się do elfa.
- Żeś zniknął bez słowa nijakiego, żem przez tycią króciutką chwilę czuł, że może się martwić powinienem, ale ta szczęśliwie szybko minęła. A tym czasem sprawa do cię wynikła.
Obejrzał się na Przeborkę i Shavriego dając znak by wyłuszczyli swoje pretensje przed złotym elfem, a sam zasiadł na jednym z wolnych miejsc.

Zaskoczony słoneczny elf poderwał głowę. Zaraz jednak uśmiechnął się i wstał, wyciągając prawicę.
- Witaj, Jorisie, druhu. To dzień niespodzianek, ale oby zawsze były tak przyjemne jak ta. A gdzie się podziewa nasza nadobna Torikha?
Skinął głową kompanom tropiciela, po czym znowu przeniósł uwagę na niego, zmrużył szare oczy.
- Pan Hallwinter zdradził mi, że smoka z Thundertree ubiliście - powiedział lekko, ale i chłodnym tonem, ignorując przytyk. - Musisz mi o tym opowiedzieć. Ze szczegółami. Ale to potem. Nie wiedziałem że mnie szukasz, powinieneś rozpytać o moje poczynania w świątyni Corellona Larethiana. Cóż to za sprawa o której wspominasz? - zerknął na towarzyszy tropiciela, zastanawiając się dlaczegóż ten woli przekazać rozmowę osobom, które elf pierwszy raz w życiu widział na oczy. I dlaczego już w pierwszych słowach wspomina o Tressendarach.
- Góra z górą, co? To samo żem mówił! - roześmiał się Sidar i klepnął Marduka przyjacielsko po plecach. - To ja wracam do roboty. Dam znać Dawdowi o waszej propozycji, choć nie wiem czy on władny ludzi brać. Dzięki za napitek, odwdzięczę się jak wrócimy do domu - Hallwinter skinął głową Przeborce i reszcie, po czym ruszył w stronę tartaku.
Joris jednym uchem słuchał co mówił Hallwinter, obrzucając w tym czasie wzrokiem pozostałych patronów gospody.
[i]- Zenobio… rozejrzycie się z Turmaliną za naszą zgubą?/
Zen skinęła głową i zaholowała geomantkę do wnętrza gospody by znaleźć półelfa Orlina.

Dopiero gdy Sildar poszedł, Joris wrócił wzrokiem do Marduka
- Torikha… - powtórzył nieco kwaśno za elfem i wzruszył ramionami. Ani wieczór, ani poranek nie przyniosły żadnego konsensusu w sprawie kapłanki. I nie wyglądało na to by miało się to zmienić w najbliższym czasie. Nie rozumiał czemu się tak dzieje. Robił wszystko jak trzeba, a spotykały go same dąsy - Jest gdzieś na mieście. Żeśmy się rozdzielili. Ona za swoimi sprawami, a ja za swoimi…
- machnął niedbale ręką - Iście by dłużej pogadać trzeba. Smoki, klątwy, czarodzieje, potwory… takie tam.
Westchnął trochę znów przez moment czując ciężar całych sprawunków na głowie, ale zaraz się rozpogodził.
- Tym razem jednak nie ja, a Shavri i Przeborka cię poszukiwali. - zerknął na dwójkę kompanionów - Poznaj ich. Oboje smoka owego zgładzić pomogli, a Przeborka rzekłbym nawet walnie. Najęli się pewnym ludziom, co się Tressendarami zowią, żeby znaleźć niejakiego Hamuna Kosta i jego rzeczy. I się okazało, że to był ten czerwony nekromanta z wieży obok Conyberry. No i tuptu tuptu, czaru czaru i trzask prask, jesteśmy w Neverwinter w “Rozbrykanym Ośle”. Nie masz przypadkiem pierścienia tego maga?

Marduk był zdziwiony - i tematem rozmowy, i tym, jak się ona toczyła. Zerknął raz jeszcze na flankujących Jorisa osiłków i skinął im powoli głową.
- Witam, jestem Marduk, sługa Ojca Elfów - przeniósł kalkulujące spojrzenie na tropiciela. - Tuptu tuptu, czaru czaru i trzask prask... - powtórzył nie spiesząc się zanadto. - Odpowiadając na twoje pytanie - nie - odchylił się nieco do tyłu i zapytał z nieskrywaną ciekawością - A co jest takiego szczególnego w owym pierścieniu, że imć Tressendarowie taką pałają za nim tęsknotą?
- A bo nadążysz za tymi magami… licho wie. Może pamiątka po znajomku? No ale to zdaje się zamyka temat. A słuchaj…
- Joris zastanowił się przez chwilę rozgląjąc się po kaczmie którą wybierali przybywający lub opuszczający Neverwinter - Ciebie co łączy z nimi?
Shavri, słysząc kolejne pytanie Jorisa uśmiechnął się przyjaźnie i spojrzał na elfa bezradnie rozkładając ręce i dając do zrozumienia, że choćby i chciał się wtrącić i przywitać, to stary druh Marduka zaczyna kolejne zdanie, ilekroć próbuje. W końcu jednak po kolejnym pytaniu Jorisa, po prostu wszedł mu w zdanie.
- Wybaczcie. Ja też radbym się tego dowiedzieć, a także tego, gdzie jest ów pierścień teraz i jak to się stało, żeście usiekli tego Kosta całego. Ale już mi głupio tak stać. Shavri Traffo jestem. Najemnik z Futenbergu, choć urodziłem się w Białej Grudzie - stwierdził, kłaniając się Mardukowi uprzejmie. Do Phandalin, gdzie poznałem Jorisa i pozostałych, trafiłem przypadkiem, ale bogowie. Jakież to szczęśliwe zrządzenie losu było!

- Miło mi - Marduk skinął z powagą najemnikowi. Spojrzał na Jorisa - Z Tressendarami nic mnie nie łączy, wręcz przeciwnie, słyszałem że odgrażali się w Phandalin że miasteczko spalą, i chcę sprawdzić jak daleko się posuną. Wam, mości Traffo, jeśli chcecie wiedzieć gdzie pierścień, radzę skorzystać z jakowejś magii, do której najwidoczniej macie dostęp, skoro specjalnie mnie szukaliście i odnaleźliście skutecznie. Wiele wam obiecano za tę błyskotkę?
- Solidnie, choć nie ukrywam, że twoje informacje mogą nam naświetlić, w co tak naprawdę się wpakowaliśmy. To skomplikowana historia. Zwłaszcza że pewnie wiesz, co skłoniło ich jednak do nie puszczania wioski z dymem choć na jakiś czas - stwierdził Traffo z westchnieniem. - W ogóle wybacz, że tak cię przyatakowałem pytaniami wprost z marszu - stwierdził, świadom, że Marduk z całej listy zagadnień odpowiedział póki co na jedno. - Po prostu od kilkunastu dni zdajesz się jedyną osoba, która może nam pomóc. Może siądziemy i porozmawiamy?
- Zapraszam - Marduk wskazał miejsca przed sobą. - Waszą uroczą, choć milkliwą towarzyszkę również - zerknął na Przeborkę i wzdrygnął się w duchu, czując nagły przypływ tęsknoty za Evermeet i tamtejszymi ślicznotkami. Gdy cała trójka już siedziała przed nim, przyjrzał się wszystkim po kolei. - Przyjmijcie, że nie wiem o owych Tressendarach, o których, nawiasem mówiąc, słyszę od kiedy dotarłem pod mury tego pięknego miasta. Przyjmijcie, że nic o nich nie wiem. Tak samo nie wiem, dlaczego chcą spalić Phandalin, nie wiem też nic o pierścieniu, i o tym co rzeczonego nekromantę łączy z Tressendarami. I opowiedzcie mi o tym wszystkim. Zobaczymy w czym będę mógł wam pomóc.
- W porządku - odparł Joris choć cały czas zezował w kierunku karczmy. Przez chwilę wyglądał jakby rzeczywiście miał usiąść, ale ostatecznie skinął tylko ręką na budynek bezgłośnie dając znać, że zaraz wróci i ruszył w kierunku karczemnych drzwi. Shavri chyba zresztą miał sytuację pod kontrolą. W środku zastał jedynie kręcące się nieco bezradnie najemniczki. Półelfa Krótkopiórego ani widu, ani słychu. Zapytany przez Zenobię oberżysta również takiego gościa dziś i w ostatnich dniach nie kojarzył, choć ruch tu miał duży, więc nie było to miarodajne.

- Dobrze - westchnął Traffo, siadając. - To długa historia i postaram się streścić, więc bardziej drobiazgowo ewentualnie później. Zaczeło się od tego, że w czasie, gdyśmy pomagali Jorisowi pozbyć się smoka z okolicy, do Phan zawitała grupa możnych, magicznych bubków z Południa, którzy twierdzili w ogóle, że są dziedzicami okolicy. Nie było tego jak sprawdzić, a niezbyt dobre wrażenie zrobili, zwłaszcza niewolnikami, których ze sobą przywiedli. Nic to jednak. Mieli zlecenie dla najemników, a że my właśnie skończyliśmy jedno, najeliśmy się do znalezienia rzeczy po panu Koście, ustalenia kto go usiekł i usieczeniu go również. Już pierwszego dnia trafiliśmy na miejsce, gdzie Kost życie postradał w walce, ale nic po nim nie zostało. Dzięki pewnej magicznej zabawce, która dostalismy od zleceniodawcy, udało się ustalić, jak wyglądał zabójca nekromanty i Joris w tym opisie rozpoznał Ciebie, Marduku. Przyznam szczerze, że wydawało mi się niemożliwe, aby na świecie istniały aż takie zbiegi okoliczności, ale Joris był bardzo pewny swego. Kiedy się okazało, że Kost był nekromantą, ubicia go przestawał być już takie ciężkie do wyjaśnienia. Istnieje duża szansa na to, że gdybym sam wiedział, o co chodzi, to pewnie bym i rękę do niego dołożył. A kiedy wróciliśmy do Phan, okazało się, że z Połodniowców całkiem wylazło, kim są. Za to, że zostali okradzeni, grozili spaleniem całej wioski, chociaż nikt z miejscowych nie mógł przecież tych ich magicznych zabezpieczeń złamać. Nie lubię takich ludzi, Marduku. Poszedłem z nimi jednak rozmawiać, żeby dla dobra wioski swój gniew powściągneli, bo dobro Phandalin i jego mieszkańców od niedawna stało się dla mnie ważne. Stanęło na tym, że za wstrzymanie się zażądali, byśmy znaleźli ich skarby w 10 dni. Jako gwarant zażądał sobie mojego życia. Trafiliśmy tu, bo wiodła nas tu nadzieje, że w Neverwinter znajdziemy złodzieja i jakieś informacje o Tobie.

Marduk słuchał z uwagą. Przez moment poczuł jak znajome żądze się w nim budzą, ale stłumił je - w niczym nie pomogłoby w realizacji jego celów, gdyby sprowokował walkę na oczach całego miasta. Gdy Traffo skończył, milczał przez chwilę, rozważając jego słowa.
- Wygląda na to że wiecie o mnie więcej niż się spodziewałem. Ale dzięki temu wiecie też na co mnie stać, i zakładam, że właśnie dlatego wolicie rozmawiać niż próbować mnie usiec. Nekromantę, Kosta, wyeliminowałem, nie przeczę; wierzę w proaktywne działanie, a nekromanci i ich twory nijak mi się nie wpisują w naturalny porządek rzeczy. Porozmawiajmy o tym, co zniknęło Kostowi, może uda mi się pomóc.
- Pierścienia szukają - stwierdził Shavri, zbywając wręcz machnięcię ręką słowa o “usieczeniu”. - Daj spokój, Marduku. Joris ręczy za ciebie, a i ja wcale nie jestem przekonany, że tym Południowcom należy pomagać. Choć tak, nająłem się im i zlecenia chce dokończyć… ale nigdzie nie jest powiedziane… jak. Za skóre zaleźli mi już mocno.
- Hmm… - zaskoczony elf przez chwilę nie wiedział co odpowiedzieć. - Joris za mnie ręczył? To bardzo miłe z jego strony…
- Powiedział, że nie da na Ciebie ręki podnieść. I nie był zbyt pomocy w szukaniu cię. Rozumiem, że los czasem śmiesznie styka ze sobą ludzi, ale ważne jest, co mają w sercu. - stwierdził Shavri. - Miałem nadzieję, że skoro znany Ci był Kost, to może i tego całego Omara znasz i mógłbyś nam coś powiedzieć.
- ‘Znany’ to za dużo powiedziane - Delimbiyra przez moment pochłonięty był wspomnieniem tego jak wpadł do namiotu nekromanty, zaskoczeniem na twarzy człowieka i szybkim spleceniem zaklęcia. Gdyby nie wrodzona odporność elfów… - A tego Omara i jego towarzyszy tym bardziej na oczy nie widziałem. A właśnie, co im z kolei skradziono, że tak się ciskali i Phandalin zamierzali podpalić?
- [i]Dwie księgi magiczne, tubus i diadem. W zasadzie większość udało się nam odzyskać. Próbujemy teraz przebadać te księgi, czy to jakaś ciemna magia. Towarzysząca nam wojowniczka, Przeborka, zwana przeze mnie Przebijką, bo zrzuciła z nieba smoka, proponuje dość radykalne rozwiązanie. Że jeśli już musimy podnosić na nich ręce, to najpierw potrzeba nam wywiązać się z umowy. Jeśli dobrze zrozumiałem, potem możemy oklepać im do spodu te opalone dupy. Sęk w tym, że nie można od tak zaszlachtować człowieka, tylko dlatego że jest zadufanym w sobie szantażystą. Znasz się może na księgach magicznych?
Marduk odchylił się do tyłu, pokiwał głową.
- Wydaje mi się, że będę w stanie osądzić czego dotyczą i czy są niebezpieczne, możliwe że nie od ręki, ale jutro, po przygotowaniu odpowiednich czarów wspomagających… kto wie? - stwierdził.
Shavri wyraźnie pokraśniał na te wieść.
- Wspaniale. Może miałbyś też ochotę pomóc w sprzątaniu Phandalin, gdyby zaszły okoliczności ku temu? - zapytał, szczerząc się.
Kapłan był pod wrażeniem entuzjazmu człowieka i postukał palcami o stół, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Nawiedzę najpierw swą świątynię. Jeśli nie będzie dla mnie bardziej pilnego zajęcia, wybiorę się z wami. A już imć Slidarowi to sam zaproponowałem, drżąc z lęku o mieszkańców tego pięknego miasta.
- Wszystkie drogi prowadzą do wioski Phandalin - Shavri uśmiechnął się. - To dobre miejsce do życia, nie dziwota, że nawet tacy ludzie jak Omar do niego ściągają. Cieszę się, czuję, że jesteś niezgorszym rembajłą, Marduku. Pozostaje tylko kwestia tego kostowego pierścienia. Może masz go jednak i bedziesz im mogł pokazać nim środkowy palec?

Młody Delimbiyra mógł sobie wyobrazić o wiele lepsze miejsce do życia niż trzy chałupy na krzyż, z których składało się szacowne miasteczko Phandalin, ale postanowił nie drążyć akurat tego tematu. Na wzmiankę o pierścieniu popatrzył przeciągle na Shavriego. Przywiązał się do pierścienia - również ze względu na to że ładna to była błyskotka, pomijając wszystko inne.
- Zobaczę co da się zrobić - stwierdził wreszcie.
- Niczego więcej nie oczekuję - przyznał młody tropiciel i wyciągnął do niego prawą rękę. - Nie wiem, co tam zastaniemy i nie chcę dzielić skóry na niedzwiedziu, ale jeśli tylko będę miał okazję, wynagrodzę ci twoją pomoc.
Kapłan rozkaszlał się nagle. Uważny obserwator dostrzegłby, że nastąpiło to w momencie gdy Traffo kończył swoją wypowiedź. Tym niemniej, uścisnął dłoń tropiciela.
- Nie dzielmy skóry na niedźwiedziu - zgodził się uprzejmie, gdy odzyskał oddech. - Ale pamiętając jak wraz z Jorisem raz po raz trafialiśmy w jakąś kabałę, bez wątpienia będzie okazja do bitki, pomagania sobie, kto wie, może i jakichś nagród, jeśli za takie uważać łupy.

Shavri pokiwał głową. Intuicja mowiła mu, że zadecydował właściwie. Jesli szło o pierwsze wrażenie, to polubił elfiego kapłana. Jednak z różnych, dotychczasowych reakcji Jorisa na wzmianki o Marduku, młody Traffo wnioskował, że Marduk może być trudnym i niebezpiecznym kompanem. Takim co to się nie cyndoli z niczym, a i powalczyć lubi. Shavri też lubił. Ale dużo bardziej cieszył się, kiedy bez bitki się obywało.

- Dobrze więc, mości Shavri, zdradź tylko gdzie się zatrzymaliście w Neverwinter i gdzie znajdują się księgi do zbadania, jeszcze dziś-jutro was odnajdę i spróbuję pomóc przy księgach - słoneczny elf podniósł się z uśmiechem i wbrew samemu sobie zaciekawiony całą sytuacją.
- W tej chwili ma je Torika, która chyba również jest ci znana. Ale wieczorem na pewno i my i księgi bedziemy w tej przeklętej tawernianej wieży - chłopak pokręcił głową na wspomnienie widziadła pośrodku sali. Tam nas szukaj.
- Ach, piękna Torikha Melune… - Marduk uśmiechnął się lekko. - Zadziwiająca osoba, naprawdę zadziwiająca. Przynosi dumę stanowi kapłańskiemu. Miło będzie znów ją ujrzeć. Mości Shavri, panno Przeborko - skłonił głowę - do zobaczenia wieczorem w takim razie.
Shavri Traffo skinął mu głową i odprowadził wzrokiem. Domyślał się, że nie przypadkiem Joris poniechał wspólnej rozmowy. Wszedł zatem do środka, żeby go odnaleźć i podzielić się informacjami.
 
Drahini jest offline