Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-04-2018, 17:46   #231
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Neverwinter
5 Marpenoth, poranek, gospoda

Stimy wstał trochę szybciej, bo zawsze budził się szybko. W zasadzie tak jak słońce wstaje i nawet jeśli poprzedniej nocy nie spał wiele, to rano był wypoczęty. Potem mściło się to wszak wieczorem, ale to potem. Nie bolała też go głowa, ani jakoś bardzo pić mu się nie chciało, bo tak już niziołki miały, że łatwiej radziły sobie z toksynami, to i z alkoholem. Był rześki i całkiem wesół, wszak udało mu się wczoraj dość sporo zarobić, pozbyć się klątwy, miło spędzić wieczór, uwolnić Turmalinę… dużo z tego co zarobił już zaprzepaścił, ale wciąż dużo zostało!
- Karczmarzu… - Stimy zasiadł za szynkwasem, gdy tylko karczmarz pojawił się z rana. Zza lady wystawał tylko jego kapelusz. Miał jeszcze przyklejona brodę, ale wyglądała… nie wyglądała. - jest w Neverwinter jakiś dom tłumaczy, coby pisma w różnych językach przetłumaczył?

- Hę? Pisma? A bo ja wiem… Podać coś? - zadumał się karczmarz, po czym spytał o zamówienie; zawodowy odruch.

- Może sok z kapusty dla pewnej damy, jak macie? - zaproponował sam sobie kręcąc przy tym nosem

- Może i się coś znajdzie - karczmarz ze zrozumieniem pokiwał głową.

- Jak niedrogo, to poproszę. - ucieszył się w odpowiedzi. Właściciel Fallen Tower krzyknął do kuchni o dzban i z powrotem odwrócił się do niziołka.

- Jak jakieś ościenne języki, popularne znaczy, to kompanie handlowe swoich skrybów mają. A jak jakie dziwaczne...

- Dziwaczne - przytaknął niziołek.
- No to dziwa to raczej kapłani Oghmy, boć to oni wszystko wiedzą, wiadomo. Magowie pewnie też, ale ci to rzadko pomogą jak im złotem nie pomaścisz. Znaczy więcej sobie policzą niż kapłani na pewno - mężczyzna rozejrzał się lękliwie, jakby jakiś czarodziej miał go pokarać za taką bezczelność. O tej porze jednak sala jadalna była prawie pusta.

Stimy widząc odruch karczmarza, zapytał ot tak dla pogaduszki.
- Często witacie tutaj magów, kapłanów?

- E skąd - skrzywił się zapytany. - Kapłanów razi emanacja, a magowie… nie jestem pewien, ale chyba się boją - ściszył głos. - Że mogą tak skończyć…

- Przy ladzie i upici? - niziołek nie widział tego co inni, toteż nie wiedział o czym mówi karczmarz. - Trochę znam się na magicznych przedmiotach, ale nigdy nie lubiłem uczyć się języków... To ja ten sok poproszę.

Niziołek kręcąc się na siedzisku odczekał, aż karczmarz przyniesie zamówiony sok z kapusty. Gdy dorwał go w swoje dłonie, wrócił do Zenobii i Turmaliny. Chwilę tak stał obok, patrząc jak śpią.
- Wstawajcie. muszę iść do świątyni. - Nie wstawali, więc usiadł obok i zapominając o świątyni i o tym dla kogo był sok, zaczął siorbać zawartość kubka w zamyśleniu.

 
Rewik jest offline  
Stary 27-04-2018, 08:57   #232
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Małżeństwo

Torikha zeszła do sali wspólnej jako jedna z ostatnich. Jej łanie oczy były nieco podkrążone, a tradycyjnie zwichrzona fryzura, teraz przedstawiała sobą obraz jakby jakiś pierun w mietłe strzelił. Kapłanka nie zdawała się jednak przejmować wyglądem. W ustach miała sucho, w brzuchu ją ssało, a głowa pulsowała nieprzyjemnym ćmieniem… w dodatku dręczyła ją dziwna myśl o ślubie, który nie dość, że nie było jej… to jeszcze nie została na niego zaproszona.
Widząc zebranych przy stole towarzyszy, półelfka przyjrzała się zaspanym wzrokiem, pochylonym nad blatem głowom.
Zenobia, Stimy, Turmi, Sharvi, Przeborka…
Czy któreś z nich się wczoraj ochajtało… lub planowało ochajtać? Cholera jasna… przeklęty alkohol, nie starczy mu, że skacował ją niemożebnie to musiał jeszcze nabawić amnezji?!

Podchodząc do baru selunitka zamówiła „coś kwaśnego i słonego” na śniadanie oraz dzbanek wody, po czym podeszła, z tacą z talerzem z kanapkami ze smalcem i podwójną porcją kiszonych ogórków, do stołu.
-Dzień… - wcale nie taki -…dobry - przywitała się słabo z kompanią i usiadła na wolnym miejscu, stawiając przed sobą posiłek. Nalała do kubka wody i popatrzyła na krasnoludkę, która nie wyglądała. BOGOWIE! ONA NIE WYGLĄDAŁA!
Obraz smutku i napuchniętych od płaczu oczu uderzył w dziewczynę niczym druga fala kaca, która zaraz została przesłonięta trzecią… w postaci Trzewiczka i świadomości jego niecnych czynów. Melune zgarbiła się i wbiła tępe spojrzenie w śliską fakturę kwaszonego ogóra, którego zaczęła kontemplować. Nie wytrzymała jednak długo, bo temat nieodgadnionego małżeństwa, nawracał z każdym bólem w skroniach i ciemnoskórej nie pozostało nic innego jak spytać.
- Czy ktoś z was planuje się pobrać? - odezwawszy się z nagła, wgryzła się z wahaniem w pajdę chleba, brudząc sobie usta tłuszczem i skwarkami.
- Ja. Ale jeszcze myślę, czy mi ten akurat chłop zupełnie odpowiada... Ale skąd wiedziałaś?! - Przeborka drgnęła wyraźnie, zaskoczona pytaniem. Jej umysł błądził za znalezieniem odpowiedzi na pytanie, co dalej zrobić z Omarem, Trzewiczkiem i Mardukiem do kupy, więc pytanie kapłanki zupełnie wybiło ją z rytmu.
- Och!... To wspaniale, kto to taki? - spytała skołowana Rika, po czym potrząsnęła nagle głową nieco przytomniejąc. - Nie wiem skąd wiem… wczoraj usłyszałam… gdzieś, nie ważne, strasznie mnie to dręczyło, ale sprawa się rozwiązała, to ty! - Zaśmiała się krztusząc soczystym ogórkiem i sycząc jednocześnie z bólu. Na powrót się zgarbiła, a jej mimika zmatowiała na napoczętym jedzeniem.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 04-05-2018, 09:26   #233
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Po monologu Jorisa pierwsza odezwała się Przeborka.
- Nie zamiast, ino jeszcze. Tego całego Marduka poszukać. - Przeborka rzuciła Jorisowi uważne spojrzenie - Prosta baba jestem i zupełnie nie rozumiem, po co całe to kombinowactwo z Omarowymi rzeczami, ale tak długo, jak wrócą wszystkie do pryncypała w całości, tak długo to dla mnie nie ma znaczenia. A ciebie... - wycelowała palec w Trzewika - ...tylko ostrzegę. Ino jak łapy ci się do moich rzeczy kiedy przykleją, to bez tego głupiego łba skończysz, nim zdążysz pomyśleć, że to zły pomysł był. - warknęła dla porządku, ale zaraz wyszczerzyła zęby radośnie - Ale dzięki temu złodziejszkowi pewnie dodatkowe złocisze będą za żadną robotę, więc nie żywię urazy. Oby tylko rzeczy Kosta tak samo szybko i bez bólu się odnalazły...
- On wam przecież nawet nie płaci za znalezienie tych rzeczy! - wypalił naburmuszony niziołek. - O lustrze też im pewnie powiecie za darmo.
Joris tylko wzruszył ramionami i poczęstował się torikowym ogórkiem.
- Przeca to bzdura. W Cragmaw ino kamulce są. A chcę… - zamyślił się - włożyć kij w mrowisko.

Stimy choć bardzo chciał poznać zawartość ksiąg, był bardzo zły na Shavriego. Tak na Shavriego! ...że nalegał by zabrać Jorisa ze sobą i powiedzieć mu o książkach. Stimy i tak zamierzał je oddać, gdyby tylko nie znalazł w nich nic złego. … a teraz był oficjalnie złodziejem. ZŁODZIEJEM! Kto teraz kupi od niego cokolwiek? Niech sobie czytają i niech się zdziwią, a co!
- Książki macie, to sobie czytajcie, ja muszę iść do kapłana uprosić, by uleczył z opóźnioną opłatą.
- Zaprowadzę cię do świątyni, tylko powiedz kiedy chcesz iść… - wtrąciła zahukana rozmową Melune nie odrywając spojrzenia od blatu stołu. Widać było, że nie czuła się w tej chwili zbyt komfortowo i nie była to wina kaca.
- Nie, nie. - Joris pokręcił głową. Trochę go wytrąciły słowa kapłanki, ale starał się nie dać po sobie znać. - Tyś wpadł na pomysł je zabrać to ty je sprawdzisz. A kapłana przełożyłbym na później na wypadek dalszych klątw i uroków. Będzie taniej.
Ponownie siorbnął mleka.
Trzewiczek w odpowiedzi wypluł na swój talerz jakiś niesmaczny kawałek.
- Ble... Co mam robić mój Panie?
Joris zaśmiał się.
- Być dalej ciekawski i ledwie dla mnie zrozumiałym Trzewikiem - odparł bez urazy - Tylko bez dąsów już.
Westchnął głęboko i pochylił się na stole ku niziołkowi i kurtyzanie.
- Mamy tu wszyscy w okolicy różne sprawy, ale każdy już chyba rozumie że coś je łączy. I po wczorajszym dniu doszło do mnie że nikomu nie zależy aby nam się udało. Mamy przeciw sobie przeklętych magów, sekrety sprzed trzech tysięcy lat, zjawę, klątwę i jeszcze teraz jakichś gamoni z tego całego Przymierza. Także możemy się tu rozejść i liczyć na łut szczęścia, że sami coś wskóramy, albo sobie wzajem pomóc. A o co walczyć jest. Bo choćby to lusterko ponoć to panie dzieju jest towar z najwyższej półki.
Odstawił kubek, spojrzał na tę niecodzienną dwójkę i wyciągnął rękę w geście, który miał zapewne jakąś zgodę oznaczać. Przynajmniej na czas “phandalińskiego kryzysu”.

Stimy widząc to, podał mu w zamian swój kubek z sokiem z kapusty, którego jakoś nie był w stanie opróżnić do końca.
- Lustro trzeba znaleźć, a nie kupić, Jorisie i oddać zjawie i nie mówić o nim Omarowi - zaczął Shavri po bardzo długiej chwili namysłu. - Nie chcę myśleć, co może zrobić rozeźlona nieboszczka nie tylko Trzewikowi, gdybyśmy ją próbowali oszukać. A Omara poszczuć na Elizę to dobry plan, niech się sobą zajmą. Ma tylko jeden minus. On umie wyczytać prawdę prostu z głowy. Nie wiem, jak to obejść. Trzewik chyba kombinował kiedyś coś z garnkiem, ale nie wiem, na czym to miało polegać i jak działać. - Tropiciel zerknął na niziołka, a widząc, jakim spojrzeniem obdarzył go Stimy, westchnął zrezygnowany. - Stimy, mówiłeś, że jak byłeś ostatnio w Neverwinter to trafiłeś na uczonych. Może oni mogliby nam pomóc z tymi księgami? Gdzie to było?[/]
- W Neverwinter. Nie byłoby problemu z czytaniem w myślach, gdybyście nie mówili pozostałym, że to moja sprawka... - Shavri obruszył się na te liczbę mnogą, ale nic nie powiedział. Stimy spojrzał na Turmalinę - … a Tressendarów powinniście przepędzić. - dodał cicho.[/i]
- I podoba mi się pomysł Przebijki, żeby zamknąć jedną sprawę z Omarem, żeby zacząć drugą. To jest i tak na bakier z moralnością, ale niech będzie po twojemu - skłonił się jej lekko Shavri.
- Przepędzić z dala od kopalni - powtórzył znów cicho Trzewiczek, dłubiąc wyplute coś na swoim talerzu. Po chwili odsunął go oburącz z dala od siebie i oparł się o siedzisko. Z założonymi na piersi rękoma spojrzał na Shavriego. Ten odpowiedział mu spojrzeniem i kiwnął głową na znak, że i on tak myśli. Przy czym Traffo miał na myśli nie tylko kopalnię, ale i Phandalin.
- A co do księgi Bowgentla - dodał na końcu Shavri. - To jeżeli wszystko dobrze zrozumiałem, wiemy, gdzie i komu ją sprzedał. Może, jak już się uporamy z lustrem, Kostem i zarazą, to sprawdzimy i ten trop?

To było coś nowego i słysząc te słowa Shavriego Stimy rozplątał przedramiona i postarał się, żeby wyglądać przyjaźniej. Zanotował w pamięci, by później o to podpytać.
- Zajmijmy się tym co mamy pod ręką. Ksiąg nie przeczytamy, póki nie zdejmiemy z niej strażniczych glifów. Wiecie o tym, bo sami pokazywaliście mi listę zabezpieczeń Omara. Trzeba zdjąć te zabezpieczenia. Chciałbym raz jeszcze rzucić okiem na księgi. Może wymyślę, jak tego dokonać, ale tak czy inaczej muszę udać się najpierw do kapłana. Z magicznym interdyktem i trucizną we krwi niełatwo robi się takie rzeczy.
- W porządku, możemy pójść tam razem. To byli kapłani Oghmy… Tak się nazywali? Przy okazji możemy wypytać, czy mają jakiś pomysł co zrobić z zarazą, jak już znajdziemy jej źródło, co daj bogi. Chciałbym też odwiedzić jutro też te drugą światynię - Mardukową - dodał, zerkając na Torikę.
- A w czym niby Agatha od Elizy lepsza? Co upiorzyca niby z tym lustrem takiego słusznego zrobi? Słyszałeś Shavri co ono potrafi. Odpowiedz sobie.
- fuknął myśliwy.
- W tym, że Trzewiczek dał słowo, że je odnajdzie. Bez względu na to, ile nasz niziołek ma za uszami, jest nam potrzebny. Jeśli chcesz, możemy na Aghacie zastosować również moralność Przebijki - oddamy jej lusterko, a potem możemy ją zaatakować. Ale kto wie. Może z lusterkiem nie będzie już taka upiorna?
Starszy tropiciel soku z kapusty nie przyjął. Westchnął i ramiona mu opadły. Może to on był dziwny i niezrozumiały, a nie Trzewik? Swoją drogą to zastanawiające z niziołkami. Wystarczy, że taki jeden gdzieś nosa wyściubi i już wszyscy chcą mu pomoc nieść, bo taki mały i bezbronny... A zresztą kim Joris niby był? Pospolitym łowczykiem, a na sprawy magów się rszarpał.- Nie to nie. Trudno. Może to i lepiej. Po śniadaniu zatem ruszam do Thundertree znaleźć źródło zarazy. Wy róbcie co wam w duszach gra. Książka jest wasza. Ja z nią znikać nie wiadomo gdzie nie zamierzam.
Co rzekłszy wyrzucił omarową księgę z sakwy i rzucił ją na stół wywracając kubek z kapuścianym sokiem. Po czym wstał od stołu i ruszył wściekły do wyjścia z karczmy. Wściekły na siebie, że się zbłaźnił. Na Torikhę, że bożego świata poza bimbrem, Trzewikiem i Turmaliną nie widziała. I na całą tę czeredę z nimi. I Shavriego… orcy nadali... Tyle z nowego dnia i nowych planów.
- Jorisie, o co chodzi? Przecież twój plan jest dobry. Trzeba go tylko nieco zmodyfikować. Wybacz, jeśli źle się wyraziłem. Zwróciłem uwagę tylko na te jego częci, które trzeba poprawić. Cała reszta jest świetna. - zawołał za nim Shavri, wstając.
Stimy przekrzywił kącik ust na lewo.
- Poczekaj! - zawołał za Jorisem, widząc że ten zmierza do wyjścia. Sięgnął po księgę Jorisa, by schować do swojej torby i gestem poprosił o oddanie także tej, którą miał Shavri. Ten jednak uparcie trzymał na niej rękę. Co więcej, drugą wsparł na tej, którą porzucił Joris. To sprawiało, że stał nad stołem wsparty o dwie księgi, jak pomnik jakiegoś bibliotekarza. Dawał tym do zrozumienia, że choć zadeklarował, że pozwoli z nich korzystać Trzewikowi, ale nie odda mu ich pod opiekę.
- Poczekaj! - zawołał raz jeszcze i odszedł od stołu.
 
Sayane jest offline  
Stary 08-05-2018, 11:49   #234
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Myśliwy iście się zatrzymał i obejrzał na niziołka.
- O co chodzi?
- Podoba mi się twój pomysł, tylko… nie wiem kim jest Eliza i jest mały problem. - Stimy pociągnął Jorisa za rękaw, by oddalić się od wszelkich uszu. - Nie mam diademu.
- Dia… -
Joris przez chwilę mu się przyglądał zdziwiony, po czym wywrócił oczami, bo zdał sobie sprawę, że wcale go ta wieść nie dziwi. Sapnął, podrapał się po karku, w przypływie chwilowej złości, kopnął nogę od stołu, kątem oka zerknął na siedzących przy stole i znów spojrzał na niziołka - Co się stało? Da się go odzyskać?
- Co jest? - zapytał Shavri. Wciąż nie siadał. Najwidoczniej czekał z tym, aż usiądzie Joris. Zerknął też na niziołka, który zaczął coś szeptać do starszego myśliwego.
- Może… w Domu Aukcyjnym Portu Tarmalune?... Ale nawet jeśli to nie stać nas raczej na jego zakup. Może Tressendarom nie zależy tak bardzo na nim, a tylko na księgach? - zapytał z nadzieją cicho, tak by nikt prócz Jorisa go nie słyszał.

Myśliwy przetarł ręką czoło. W zasadzie to ten diadem Omara osobiście miał w nosie. I jeśli miał zgadywać to sam Omar również cenił go mniej niż księgi. O ile nie miał jakiej sercowej dlań wartości. Ale łysy mag mu na romantyka jakoś nie wyglądał… Gorzej rzecz się miała z Shavrim i Przeborką. Rika oczywiście by tę wieść znów zapiła i dalej matkowała niziołkowi… ale tropiciel i waligórzanka… Dobre serce tego pierwszego i cierpliwość drugiej były wystarczająco nadszarpnięte. Bogowie… o czym dumaliście zsyłając na świat niziołki???
- Ukradli ci go - powiedział równie cicho co dobitnie - Wybiegłeś wczoraj z karczmy, zdybali cię w zaułku i okradli.
Niziołek powoli kiwnął twierdząco głową na znak zrozumienia.
- To było w Ciasnej Uliczce - Joris po prostu nie mógł widzieć tych wielkich liter - Zdybali i okradli, ale pamiętam że na jednego mówili Bilgins! - ostatnie słowa powiedział nieco głośniej.

Niziołek trzymając się za kapelusz obiema rękoma powrócił do stołu, pozwolił by to Joris przekazał tę nowinę, albo zupełnie ją przemilczał. Ten jednak wolał nie zostawiać niespodzianki na ostatnią chwilę i modlił się w duchu do Tancerki co by Shavri i Przeborka nie grzeszyli jednak nadgorliwością.

Wrócili do stołu, a myśliwy przy tym miał minę mocno nietęgą. Znów miał zamiar ołgać druhów, choć tego nie lubił. Obiecywał sobie, że wyjaśni im to tak prędko jak to możliwe, ale… sam nie wiedział…
- Okradli go - westchnął ciężko i niemal czuł zbierającą się w przełyku żółć którą przyjdzie mu zaraz przełknąć - Jak wybiegł wczoraj z karczmy. Nie mamy diademu. Spróbujemy posłać znajomków Shavriego za tymi łotrami, ale gotowym trzeba być, że nie zdążymy przed dniem dziesiątem.

Może to i dobrze się złożyło, że Shavri zdążył się już przyzwyczaić do prędkości, z jaką ostatnio działy się dookoła niego rzeczy. Westchnął teraz ciężko.
- Trzewiku… Nic ci nie jest? Nic ci nie zrobili? - zapytał, starając się mówić spokojnie. Jakby dorwał w swoje kowalskie łapy piździelców, którzy atakują mniejszego od siebie, to by ich chyba wychędożył kilofem.
Nie zastanawiał się nawet, jak to się stało, że tak biegły w Sztukach niziołek dał się zaskoczyć. Wiadomość była fatalna, ale Shavri podejrzewał, że najcenniejsze dla właściciela są jednak księgi i tubus. Poza tym okazało się, że dla Shavriego bardziej priorytetowy okazał się dobrostan napadniętego kompana niż zaginione dobra materialne.
- Możemy poszukać u miejscowych paserów. Ale nie rozmieniałbym się na drobne z tym diademem. Najwyżej im kuśki uschną, na zdrowie. Dość mamy już problemów z innymi sprawami, żeby myśleć o następnym zmartwieniu - stwierdził młodszy tropiciel, zwracając się do Jorisa. - Na moją odpowiedzialność.
- Nie mam nic przeciwko byście z Przeborką poszukali jutro Marduka. Ale wszyscy się za nim włóczyć czasu nie mamy przecie. Po prostu najpierw razem pójdziemy do Oghmy, a potem się rozdzielimy i ruszycie do tej Corellona Laru… no bogaojca wszechmogącego złotych elfów. Co dzień o łaski go prosił i jak na mój gust bardzo bogobojny był to i znać go tam dobrze powinni. Rzeknij Shavri żeś druh mój i…
- wahał się chwilę Joris, ale ostatecznie machnął ręką - Wiesz już wszystko co o tym sądzę. Po prostu miej baczenie. Ja pójdę po papierzyska i lusterko. Nie bój nic. Nie chcę go wciskać Agacie. Ale pamiętasz co Eliza mówiła? Nikt nie wie jak ono wygląda i jak dokładnie działa. Poza Agathą pewnie. Zatem kto wie, czy jak nam Trzewik jakie zwykłe lusterko umagiczni to nie będziemy mieć wabika na Omara i Elizę. Zenobio? Pójdziesz ze mną jakieś wybrać? Ja to się znam na takich świecidełkach jak wół na muzyce a warto, żeby chociaż wyglądało przekonująco. Trzewik i Rika by w tym czasie te księgi rozgryźli… Na szukanie tych którzy księgę kupili na razie czasu nie ma. A po mojemu to łacniej ją będzie znaleźć w Thundertree niż u jakiegoś zbieracza. Bo na bogów po kiego grzyba oddzielać okładkę od książki… No. To wszyscy wiedzą co robić? To wio koniki.
- Żeby zawartość ukryć w innej okładce.
- Stimy zamiast ruszyć kłusem, patrzył się tylko na Jorisa, jak sroka w kość, czym mógł lekko krępować. Trwało to długo. Za długo, by nie stwierdzić, że spod czupryny Trzewiczka właśnie bucha para od rozgrzanych zwojów.Ruszył się dopiero, gdy mieli ruszyć do świątyni.

Selunitka trwała w milczeniu jak zaklęta, w pewnym sensie nie mijało to się z prawdą, choć zawziętość półelfki nie miała w sobie ani pasma magii. Po długim przeżuwaniu strawy, a później posiorbywnaniu napitku, siedziała ze spuszczonym wzrokiem wpatrując się w pusty talerz. Nie zareagowała nawet na tak dramatyczną zmianę akcji, jakim było obrażenie się jej kochanka, który postanowił odejść, by stwierdzić, że jednak tego nie robi, ale za to obwieści, że Stimi diademu już nie ma… bo go okradli… podobno.
Kapłanka zaczęła się zastanawiać, czy gdzieś w mieście owy diadem jest na sprzedanie i czy pieniądze, które przeznaczyła na budowę domu starczą, by pokryć… życie… jednego z jej kompanów. Cóż… z rachunkowości nigdy nie była dobra, za to modlenie się opanowała do perfekcji… niestety łaski wskrzeszenia jeszcze nie opanowała… może powinna już zacząć trenować?
Poprawiając się na twardym krześle, zamarła znowu ze zwieszoną głową, bawiąc się okruszkami pod opuszkiem palca, który jeździł po blacie stołu, zabierając ze sobą wszystko to co rozsypała podczas posiłku.
Zapowiadał się wspaniały dzień… a nawet dekadzień.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 09-05-2018, 15:07   #235
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Zanim ruszyli do świątyni jeden z nowoprzybyłych gości podszedł od kontuaru do stołu, przy którym siedzieli najemnicy, międląc czapkę w dłoniach.
- Joris, pan znaczy, to który to? Bo ja ten, z ogłoszenia. O elfie znaczy - rzekł zamiast powitania.
Shavri natychmiast nadstawił uszu, a że wciąż stał, miał dobry widok na nowoprzybyłego.
- Tuśmy są! - zawołał przyjaźnie i wskazał Jorisa czubkiem nosa. - Pan Joris z całą ferajną.
- Nie musicie krzyczeć, nie jestem głuchy
- mężczyzna cofnął się o krok przed wrzaskami Shavriego.
Myśliwy z kolei wyglądał na zdziwionego najściem. Dzień przeca raptem minął. Czegóż więc typek ów nijak niewyględny chciał?
- Ano - przyznał - Bywajcie tu.
- No przecie tu stoję…
- nowoprzybyły wyglądał na coraz bardziej zdezorientowanego; zaczął podejrzliwie spoglądać po najemnikach.

Trzewiczek na chwilę wyrwany ze swojego świata przemyśleń przez pokrzykujących towarzyszy uśmiechnął się serdecznie do nowo-przybyłego.
- Nie potrafią czytać - powiedział powstrzymując śmiech i tym zupełnie wyrwanym z kontekstu stwierdzeniem, chyba jeszcze bardziej skonsternował gościa. - Jak wyglądał ten elf? - zapytał poważniej.
- No, śpiczaste uszy. Blizna na gładkiej gębie. Wyglądał na bitnego cwaniaka - odparł zapytany.
-No to niezłe ciacho- orzekła pojawiając się niewiadomo skąd Zenobia.
-Witaj piękny, powiedz gdzie spotkam tego gładkiego elfa?- Na wszelki wypadek ustawiła się by odpowiednio wyeksponować swoje wdzięki. Powieki trzepotały jej jak dwa nietoperze.
- W karczmie przy bramie; za bramą znaczy, no, tej zaraz obok, gdzie się karawany zbierają nieraz przed wjazdem do miasta. Przymurze, wiecie - faktycznie, wjeżzając do Neverwinter najemnicy minęli spory plac, gdzie rozstawione były wozy i wózki z towarami, namioty i chałupy mniej okazałe niż te w mieście, dla mało zamożnych wędrowców. W końcu gdyby każdy kto chciał wjeżdzał do miasta ulice byłyby całkiem zablokowane.
-Oooo... - usta Zenobi ułożyły się w idealny okrąg. - No to chodźmy szybko, póki jeszcze tam jest. Wypłaćcie panu co mu się za fatygę należy- tu spojrzała znacząco na pozostałych -Albo nie, sprawdźmy wpierw, czy to ten i czy faktycznie jest tam, gdzie ten uroczy pan mówi. Pójdzie z nami, bo rozumiem, że idziemy natychmiast?
- Myślę, że faktycznie dobrze będzie pójść grupą. Obstawimy tę karczmę i zablokujemy mu drogi ucieczki - stwierdził Shavri, zbierając się do wyjścia i pakując obie księgi do plecaka.
- A… y… ten… zapłata? Nagroda znaczy? - nerwowo przestąpił z nogi na nogę mieszczanin, gdy Shavri zasłonił mu widok na wdzięki Zenobii. - Wy się tam prać po pyskach bedziecie, straż się zleci i co ze mną bedzie?
- Zapłata powiadacie
- mruknął Joris - Zapłata być miała za sprowadzenie łonego elfa. A wy tu nam prawicie tylko gdzie go se sami znaleźć możemy jeśli jeszcze tam jest w ogóle. Nie mówię, że wieść taka wartości nie ma, ale przyznacie, chyba, że nie za to zapłata być miała, co? Juże samą możebność tego, żeście z elfem onym w zmowie są i nas w potrzask wiedziecie, pomijam.
Przyjrzał się jegomościowi uważnie i jak to na siebie możliwe srodze. Po prawdzie to wierzył mu, ale gość tak niebywale nijak wyglądał, że miał ochotę sprawdzić, czym naprawdę jest podszyty.
- To ile za tę wieść byście chcieli dostać?
- W pergaminie stało, że sto złociszy za wieści
- parsknął mężczyzna.
- Nie. To nie stało w pergaminie. Ani to, że łgarzy nie lubię - ozwał się zimno myśliwy - Choć to akurat jest prawdą.
- Nie to nie, bez łaski
- burknął niby-donosiciel i wartko ruszył w stronę drzwi wyjściowych.
- Czekajcie - zawołał za nim Joris. Trochę go zaskoczył ten zwrot jegomościa, ale zdało się też myśliwemu, że może jednak nie samą pazernością ów człek żyje. No i iście dumą tu trochę powiało - Rzekłem przeca, że i wieść dla nas cenna. Choć nie tyle co sam elf. - Sięgnął do sakwy i dwadzieścia złotych monet z niej wyliczył - Wasze. Bez nijakiej łaski.
- Podziękować
- donosiciel szybko złapał i schował monety żeby tropiciel się nie rozmyślił. - Karczma się “Rozbrykany osioł” nazywa, przy południowej bramie to nie sposób nie trafić. Jeno o tej porze to już karawany ruszają, to co byście się nie minęli. - skinął głową w pożegnaniu i ruszył znów do wyjścia.

- W takim razie Stimy, może teraz my we dwoje udamy się do świątyni Selune, by w końcu zdjąć z ciebie skutki twoich niechlubnych czynów… Nie musimy iść całą grupą na jednego elfa, za mało mamy czasu, by uskuteczniać sobie wycieczki krajoznawcze w tę i we wtę. - Torikha uniosła spojrzenie orzechowych oczu na niziołka i zdobyła się na delikatny uśmiech, który jednak mocno trącił formalnością.

- Sam mogę iść… - Stimy wzruszył ramionami - ... ale jakby mi ktoś księgi zwrócił, to moglibyśmy od razu się czegoś o nich dowiedzieć.
Shavri przygryzł wargę i odnalazł spojrzeniem bystre oczy kapłanki. Zawarł w tym spojrzeniu jasne dla niej pytanie. Samemu Trzewikowi już tych ksiąg by nie powierzył. Ale jej i jej trzeźwemu rozsądkowi ufał. Pytaniem było, czy ona sobie życzy brać na barki jeszcze i taką powinność.*
- Iść sam? - Melune uniosła nieznacznie brwi w zdziwieniu, bo i nie podejrzewała, że mężczyzna odrzuci chęć jej pomocy, ale zaraz jej mimika wróciła do tradycyjnego nijakiego wyrazu. - Skoro tego chcesz to proszę bardzo - odparła grzecznie, przypatrując się młodszemu z myśliwych.
Oddawanie niziołkowi ksiąg, który ponownie samopas chciał biegać po mieście, było wielce nie rozważnym posunięciem. Tym bardziej, że rzekoma “kradzież” diademu, prawdopodobnie nie była prawdziwa. Kapłanka nie zamierzała ufać słowom ani Jorisa, ani Trzewiczka, chyba, że będzie mogła patrzeć im na ręce, co w tym wypadku było niewykonalne.
- Ja mogę wziąć te księgi Sharvi, im więcej załatwimy w tym samym czasie, tym szybciej się ze wszystkim uwiniemy i wrócimy do Phandalin - zaoferowała swoją pomoc, zastanawiając się, czy gdy pójdzie znowu do Przymierza, tym razem sama i bez listu, to czy przyjmą ją z powrotem. Księgi należały do kogoś kto posługuje się magią i magowie o wiele lepiej zrozumieliby co w nich jest napisane, niż tacy kapłani, choć nie zaszkodzi sprawdzić i u jednych i u drugich, problemem mogą być jednak pieniądze. Acz… może niezupełnie.
- Jorisie daj mi te złoto od Elizy, może spożytkuję je w jakiś pozytywny sposób.
- Wziąć? I co z nimi zrobisz? Myślałem, że będziesz pilnowała, żeby Trzewiczkowi w czasie ich stuydiowania znowu co złego nie spotkało.
- stwierdził zaskoczony Shavri.
Trzewiczek klasnął cicho w dłonie.
- To postanowione? Do zobaczenia wieczorem. - Stimy szybko zeskoczył z krzesła i sięgnąwszy po swoją torbę ruszył wykonywać obmyślony plan. ~ ...a od początku mówiłem, że idę do świątyni i księgami się nie zajmuję... ~ pomyślał sobie otwierając drzwi. Przed nim rozpościerał się widok na przeogromne, przeciekawe i lekko morsko-śmierdzące Neverwinter!
Półelfka odprowadziła wzrokiem niskiego towarzysza, po czym wróciła spojrzeniem do tropiciela.
- Jak to co… sprawdzę co w nich jest - wyjaśniła ową oczywistość.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 09-05-2018, 21:02   #236
 
Paszczakor's Avatar
 
Reputacja: 1 Paszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumny
Chwilę wcześniej, no i teraz.

Zaraz po przebudzeniu Zenobia udała się do studni by odświeżyć się po trudach wczorajszego dnia. Dziwnym trafem nie zastała tam nikogo, więc nie niepokojona dokonała niezbędnych ablucji. Zachęcona powodzeniem poświęciła jeszcze chwilę na gimnastykę. Bardzo zgrabnie schyliła się i z całej siły wypięła pupę w stronę wymyślonego obserwatora. Potem powtórzyła ćwiczenie kierując się w pozostałe strony świata. Zaraz potem zaczęła rytmicznie napinać mięśnie mniszki, to znaczy myszki. Postronny widz nie zobaczyłby nic szczególnego, ale w tym momencie działy się rzeczy niepojęte dla zwykłego, szarego zjadacza chleba. Siły, które tu się ścierały mogłyby zachwiać równowagą, może nie świata, ale małego miasteczka na pewno. Taki drobiazg, jak zgniatanie orzechów, zawsze rozśmieszał Zenobię. Ona potrafiła wycisnąć z nich olej… Lekko zasapana rozluźniła się, strzeliła sobie z karku i skierowała się w stronę sali wspólnej. Po drodze kilka razy zmarszczyła sutki, tak, że stawały się doskonale widoczne wypychając materiał koszuli niczym dwa maleńkie namioty. Potrafiła to robić, tak jak niektórzy potrafią marszczyć brwi. Tam, gdzie inne miały gruczoły i tłuszcz, Zenobia miała zalążki mięśni. Mogła napinać jeden, jak i drugi, albo oba na raz.
Zwykle robiło to na patrzącym piorunujące wrażenie.
Zawsze dbała o kondycję fizyczną i psychiczną. Ćwiczenia tej drugiej, były bardziej skomplikowane i postanowiła zająć się nimi później. Tymczasem weszła cichutko do sali zamówiła lekkie śniadanie i zaczęła się posilać. W trakcie konsumpcji jednym uchem słuchała szalonego planu Jorisa i gorliwie kiwała przy tym głową, bo nie wiedzieć czemu, ten na nią spoglądał. W gruncie rzeczy była prostą kobietą i tak skomplikowane intrygi oczywiście jeśli nie dotyczyły spraw damsko - męskich były poza jej zdolnością pojmowania. Ale łysego Omara nie lubiła i tą całą Elzę, choć nie wiedziała kto to, też nie - zawsze to jakaś inna kobieta przecie. Kiedy przyszedł człowiek, który twierdził, że widział elfa z blizną poderwała się, żeby jak najszybciej go dopaść i lustro odzyskać.
 

Ostatnio edytowane przez Paszczakor : 09-05-2018 o 21:06.
Paszczakor jest offline  
Stary 09-05-2018, 21:35   #237
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Neverwinter
5 Marpenoth, przedpołudnie

Joris zamotał drużynę swoją przemową tak bardzo, że wszyscy z wyjątkiem Tori i niziołka posłusznie podreptali za nim w stronę “Rozbrykanego osła”, nie zważając na siąpiący lekko deszcz. W zasadzie Turmalina, która wyglądała jakby uleciała z niej wszelka chęć życia w pierwszej chwili pozostała na ławie w gospodzie, ale właściciel stanowczo zażądał by zabrali ją ze sobą. Zenobia czule przytuliła geomantkę do piersi i wzięła na siebie niemały ciężar holowania krasnoludzicy ulicami Neverwinter.

Przeciskając się przez tłum mieszczan i przyjezdnych piątka najemników dotarła do miejskich murów, a kilka pytań wystarczyło by obrać azymut na rzeczoną gospodę. Nim to się stało Przeborka - jako najwyższa - dojrzała przy tartaku Dawda, który energicznie negocjował ze sprzedawcą. Ale Joris już bieżył w stronę gospody, toteż musiała pobiec za nim by nie zgubić jego i reszty kompanów. Po chwili jednak to Joris zatrzymał się tak gwałtownie, że barbarzynka prawie na niego wpadła, a oboje zarobili kilka niewybrednych komentarzy od przechodniów, którzy musieli wyminąć nagłą przeszkodę.

Ale Joris się tym nie przejął. Byli już przy “Rozbrykanym ośle”, który stoły miał również na zewnątrz. A tropiciel jak zaczarowany wpatrywał się w siedzących przy jednym ze stołów mężczyzn. Jednego Przeborka poznała i nie była zaskoczona. Wiedziała przecież, że Sildar Hallwinter wybiera się wraz z Dawdem do Neverwinter. Ubrany w skórznię, z mieczem przy boku, Slidar prezentował się całkiem przyzwoicie. Zresztą musiał być niezłym najemnikiem, skoro dożył wieku, w którym siwieją włosy.


Drugiego z mężczyzn, równie bojowo odzianego złotego elfa, nie znała. I blizny nie miał. Z reakcji Jorisa i braku reakcji Shavriego domyśliła się jednak któż to tak poufale konwersuje ze starym najemnikiem.

Marduk, kapłan Corellona Larethiana.



Tymczasem niezatrzymywany przez drużynę Stimy raźno pogalopował w stronę świątyni Illmatera by dostąpić zamówionej poprzedniego dnia łaski zdjęcia paskudnych zaklęć Omara. Tu nikt nie zadawał zbędnych pytań. Niziołek zapłacił, został okadzony, omodlony i od razu poczuł się lepiej. Przynajmniej psychicznie. Jeden problem z głowy, choć klątwy problemem były bardziej teoretycznym niż praktycznym. Póki co. Ostrożnie spytał starego kapłana czy to osławiona odporność niziołków wybawiła go od złego? Illmaryta podumał, podumał i stwierdził, że to możliwe, choć i bywa tak, że klątwy aktywują się z jakiegoś powodu. Może niziołek na ów powód się po prostu nie natknął? Trzewik pomyślał, poklepał się po torbie, w której jeden z powodów jego stanu się znajdował i pożegnał z uzdrowicielem.

Dzień był nadspodziewanie ciepły (zapewne dzięki gorącym źródłom podgrzewającym miasto) choć deszczowy, więc Stimy podśpiewując powędrował do kolejnej świątyni. Miał na prawdę wiele niecierpiących zwłoki pytań do kapłanów Boga Wiedzy.



Torikha Melune też miała sporo pytań, ale w jej krokach próżno było szukać energii i radości. Kapłanka smętnie człapała w stronę budynku Przymiesza, a magiczne księgi ciążyły jej równie mocno co kilogram złotych monet. Wcale a wcale nie miała ochoty konfrontować się z członkami magicznego zgromadzenia, lecz czuła, że to najlepsza droga do poznania zawartości ksiąg Omara. A przynajmniej ich ogólnego przeznaczenia. Z z głębokim westchnieniem pchnęła furtkę i weszła na teren Przymierza, zostawiając za sobą miejski gwar.

Przy kontuarze siedziała sympatyczna łysa Alehandra, co nieco podbudowało pewność siebie selunitki. Łasica wylegiwała się na jednej z półek. Starszy mężczyzna, mrucząc coś pod nosem, sortował sprzedane wczoraj przez Shavriego smocze łuski i nie zwrócił na gościa żadnej uwagi. Prócz tego w polu widzenia nie było nikogo, zwłaszcza Elizy Starhold, toteż Tori mogła bez przeszkód wyłożyć z czym przyszła.

 
Sayane jest offline  
Stary 13-05-2018, 20:38   #238
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post wspólny z Romulusem

Bramy Neverwinter
5 Marpenoth, przedpołudnie
Dopiero w śmierci kończy się obowiązek.
Jest to jedno z ulubionych powiedzeń władców i wygadanych przydupasów, którzy przemawiają w ich imieniu. Z wielu powodów sami uwierzyliśmy w to kłamstwo, przywykając do myśli, że śmierć jest końcem wszystkiego.
Myliliśmy się co do natury naszego obowiązku. Myliliśmy się co do miejsca śmierci w porządku rzeczy.
Dopiero na granicy szaleństwa, skąpany w krwi towarzyszy broni i wrogów, odkryłem błąd w pojmowaniu śmierci.
Bo tylko w śmierci obowiązek się zaczyna.
Nie ma znaczenia, na jaki kolor pomaluję zbroję lub który wzniosły symbol wyrzeźbię na tarczy. Moim celem pozostaje to, co zawsze miało nim być. Zabijać wrogów Ojca, a ostrzem i magią chronić Jego dzieci. Jestem zwiastunem śmierci, aniołem zemsty, rozdzieraczem ciał.


Zbliżało się już południe gdy Marduk Delimbiyra dotarł do bram miasta z jakąś przygodną karawaną. Życie w wielkim mieście liczyło się w złotych monetach, toteż nie gardził nawet paroma miedziakami zarobionymi okazyjnie na trakcie. Podczas podróży w stronę Luskan niewiele się dowiedział, a teraz marzył tylko o gorącej kąpieli by zmyć z siebie smród pociągowych wołów. Nim to jednak nastąpiło usłyszał znajomy głos, wołający gdzieś z tłumu. Chwilę zajęło nim odnalazł wołającego i przypasował twarz do imienia. Bo i Slidar Hallwinter wyglądał lepiej niż wtedy gdy widzieli się ostatnio. Osiadłe życie i brak goblińskiego miecza nad karkiem z pewnością mu posłużyły. Teraz stał nieopodal tartaku w towarzystwie smagłego starca i entuzjastycznie nawoływał złotego elfa. Marduk zauważył jeszcze dwóch ciemnoskórych młodzieńców wyglądających na ochroniarzy.- Heeej, panie Marduk, witajcie! Góra z górą się nie zejdzie, a człowiek z elfem; i to w takim miejscu! Coście porabiali przez ten czas, myślałem, żeście tylko na parę dni wyjechali, a nie ma was i nie ma!
- Pan Slidar, no proszę. Dzień dobry, miło was widzieć w dobrym zdrowiu - młody Delimbiyra skręcił ku byłemu najemnikowi i ukłonił się grzecznie. Imć Hallwinter mógł się przekonać, że kapłan szybko żegnał się z resztkami elfiego ekwipunku z jakim pojawił się w Phandalin. Płaszcz, miecz, zbroja, drobniejsze wyposażenie - wszystko to było dziełem ludzkich rąk a słoneczny elf zdawał się nie zwracać na to uwagi. I choć, co prawda, elfiej wyższości i arogancji mu nie brakowało, to starannie pilnował się by zwrócić się do znajomego przyjaźnie i z uśmiechem.

Wymienił uścisk dłoni z mężczyzną, skinął uprzejmie głową jego towarzyszowi.
- Karawany pilnuję, licząc na to, że zarobię tyle by móc dokupić sprzętu na wypadek… gdyby jakieś smoczysko jęło wypełzać z leśnych ostępów i nękać dobrych ludzi. Albo inne potwory. Wiadomo wam coś o takowych? - zagadnął z nadzieją, chcąc się upewnić że zielony gad z Thundertree czeka na niego, Marduka, bezpieczny do momentu śmierci z ręki kapłana Boga Elfów.
- Cóż wy wszyscy z tym smokiem. Ech, młodość… Smok był w lasach Neverwinter i usieczon. Sam bym nie uwierzył jakby imć Joris trofeów do osady nie przyniósł. Gadzina w szkodę nie wchodziła to i nikt o niej nie wiedział, ale pewnie niewiele by minęło nim by mu sarnina starczać przestała.

Zaszokowanie Marduka trudno było opisać. Zatkało go i dopiero po chwili wytrzeszczania oczu na najemnika był w stanie poskromić rodzącą się wściekłość.
Został oszukany! Pozbawiony szans na tak wspaniałą walkę i najwyższą nagrodę! To było jak... jak policzek! To burzyło jego plany!
- Co też mówicie - odezwał się wreszcie, gdy już panował nad głosem - głosem nieswoim, ale jednak - Musicie mi wszystko opowiedzieć. Wszystko. Zapraszam was do karczmy.

Slidar zamienił kilka słów ze starcem, dla którego najwyraźniej teraz pracował i wraz z Mardukiem ruszył do nieodległej tawerny “Pod Rozbrykanym Osłem”. Na zewnątrz stało wiele ław i stołów, toteż był to popularny punkt postoju dla wjeżdżających do miasta podróżnych, którzy mogli mieć oko na swój dobytek. Marduk szybko rozliczył się ze swoimi obecnymi pracodawcami i zamówił napitki dla siebie i Hallwintera.

- To tak było, że jak żeście wyjechali to się Joris chyba nudzić zaczął. Ja go rozumiem, jak człek raz zasmakuje awanturniczego rzemiosła, to potem nijak na tyłku usiedzieć nie może. W każdym razie jak kilka dekarni przeminęło i nowe karawany się zjechały, to skrzyknął paru najemników od nich, panienki Melune i Hammerstorm na dokładkę i na smoka ich wziął. Dziwna to była kompania, dziwaczna wręcz, ale ja wiem, że się człowieka po okładce nie sądzi. I wzięli poszli, a za parę dni wrócili z łbem, łuskami i pazurami. Choć wiele tego nie było, ale było. Z tego co panienka Hammerstorm po pijaku opowiadała to go w tym starym zamku goblińskim dopadli i sufitem przywalili. A wcześniej panienka Przeborka go mieczem z nieba zrzuciła, tak opowiadali - roześmiał się i upił zamówionego przez Marduka piwa. - I powiem ci, panie Marduk, że gotów jestem w to uwierzyć. Baba na schwał, widać, że na północy chowana i mieczem wielkim robić umie. Wiecie, panie Marduk, że Daranowi w oko wpadła? Nawet o żeniaczce coś bąkać zaczął. W sumie się nie dziwię, lata swoje ma, a bez baby dom to nie dom. Zresztą panna teges niczego sobie, choć z twarzy to mogłaby dzieci w nocy straszyć, zwłaszcza jak się ostatnio z ogrem starli i ją pohatarał. Ale w nocy wszystkie koty czarne - roześmiał się rubasznie.

Młody kapłan uśmiechał się automatycznie, a w głębi duszy kalkulował i zmieniał plany.
- Małżeństwo to jeden z najpiękniejszych sakramentów które zawdzięczamy naszym opiekuńczym Ojcom i Matkom. Pomysłowi założenia rodziny mogę jedynie przyklasnąć- skomentował słowa Slidara i dodał po namyśle - Jeśli oboje małżonkowie mają się ku sobie, to i lepiej - chętne cieszenie się rozkoszami łoża pieczętuje związki, dodaje wspólnemu, często trudnemu życiu powabu i ekscytacji, których czasami trudno uświadczyć w inny sposób - pokiwał głową, nieświadom tego jak chętnie Torikha Melune szuka takowych w gorzale.
- Żeby nie było - ja sam nie spotkałem niewiasty której byłbym gotów oddać swe serce - dodał, przemilczając fakt że jak na razie oglądał się za kobietami na jedną, góra dwie, noce. To że był aroganckim i często bezmyślnym fiutem tylko utwierdzało jego kawalerski stan. - No cóż, może kiedyś… Na razie niosę posługę potrzebującym i traktów pilnuję skoro są niespokojne. To niemal… uzależniające… - uśmiechnął się krzywo.

- Hahaha, jeszczeście dobrze do miasta nie wrócili a już ruszać chcecie? Ech, młodość - mężczyzna poklepał się po kolanie, niepomny faktu, że Marduk jako elf pełnej krwi musi być co najmniej dwukrotnie starszy od niego, jak nie więcej. Przynajmniej w ludzkich kategoriach, bo w elfich nadal był młodzikiem. - A wiecie, że by była? I to dobrze płatna, lepiej na pewno niż za szwędanie się po trakcie weźmiecie. Jakoś tyle co żeście wyjechali to do Phandalin zjechali potomkowie tych Tressendarów, co ich dwór na wzgórzu zrujnowany stoi, pamiętacie przecież, co się Czerwoni tam gnieździli. Papierami jakowymiś burmistrzowi zamachali przed nosem i ziemię zajęli. Joris powiada, że na pewno sfałszowane toto, ale niby jak sprawdzimy? Posłałem wici do znajomków tu i ówdzie, Daran też stare kontakty uruchomił, ale przecie ludzi na ziemi jak mrówków, a żaden z nas tak daleko na południe się w życiu nie zapuszczał. W każdym razie dlatego tu jestem, bo chcieli kogoś obeznanego w okolicy żebym imć Dawda, tego tam - machnął ręką w stronę tartaku - przypilnował jak zakupy będzie robił, co by go tutejsi nie oszwabili. Choć takie ma gadane, że umarłego by przegadał, nawet o piwo do śniadania się targuje, do niczego się nie przydaję, za nic złoto biorę. Ale narzekać nie będę, bo właśnie szczerym złotem płacą, nieważne czy małe czy duże zlecenie.
Wiem, że innych też najmowali, nawet imć Joris im za przewodnika służył, choć nosem na nich kręcił, że chamy bogate, że magusy podejrzane, że oszusty na pewno co kopalnię chcą zagarnąć, choć póki co to się wcale nią nie intereszą. Ja to wybrzydzać nie mogę, trza na starość trochę złota odłożyć, a w Phandalin na czym zarobię? Nawet młodzików po darmości do milicji szkolę. Ale wcale się nie dziwuję, że jemu i panience Torihce przeszkadza, że oni niewolnych za służbę mają i gorzej jak psy traktują. Po prawdzie i mnie to trochę razi, ale cóż zrobić? Północ za niewolę nie karze.
Zresztą jak psa traktują każdego, co im jest niższy stanem. Czyli i wieś całą. Wiecie, że jak ich w czasie Święta Plonów ktoś okradł to zagrozili, że jak się nie znajdą precjoza to wieś z dymem puszczą? Ledwie imć Shavri ich jakoś przegadał, od Toblena słyszałem. A oni jak to bogacze, zdaje im się że wszystko im wolno i wszystko do nich należy. Jak tak dalej pójdzie to może i faktycznie tak będzie, bo wydaje się, że gotówki mają całe skrzynie. Kazali drewna nakupić, robotników nająć, meble zamówić, dwór przed zimą do zamieszkania przygotować. Niemożliwością to jest jak na moje oko, ale kto bogatemu przetłumaczy, że nawet za diamenty pewnych cudów zrobić się nie da? To żem tu przyjechał, wszystkich spraw dopilnować, choć na ciesielce znam się tyle co na pasieniu owiec, czyli nic
- westchnął.

Marduk słuchał z uwagą, choć w duchu się krzywił. Wystarczająco nisko już upadł; z właścicielami niewolników nie zamierzał wchodzić w komitywę, czy to na Północy karzą za niewolę, czy też nie. A grożenie wsi odpowiedzialnością zbiorową w jego obecności było proszeniem się o nieszczęście. Zastanowił się przez chwilę.
- Czy Joris i panna Torikha miewali się dobrze, jak ich ostatnio widzieliście, panie Sildarze? - zagadnął. - I dużo tych Tressendarów zjechało? Jakiś wojenny to ród, czy raczej kupiecki, skoro tak gotowizną szastają? Bąknęli coś czym się zajmują?
- Ciężko rzec, bo w tych swoich strojach to dziwacznie wyglądają od rana do wieczora. Na pewno magią się parają, może z tego żyją? Tu nic nie sprzedawali, kupują jeno
- machnął ręką znów na tartak. - Wojów mają cały oddział, z dziesięciu naliczyłem, ale ciężko rzec czy ich więcej jest, czy mniej, bo wszyscy jednak dla mnie wyglądają. Część we wsi, a część dwora pilnuje, a tam nie chadzam. Ale to niewolni albo najemni; szlachciców trzech jest. Do tego ślepa służka-śpiewaczka, jedyna kobieta z nimi.
Panna Torikha domostwo chce wystawić, Joris jej pomaga, to chyba się ku sobie mają. Myśleli wszyscy, że na Święcie Plonów zrękowiny będą, ale nic z tego, ledwie na wieczorne tańce zdążyli, prosto z traktu zjeżdżając. Najemstwo żeniaczce nie służy.


Słoneczny elf pokiwał z uśmiechem głową.
- Prędzej czy później osiądą, na potomstwo się zdecydują, to nie będą mieli głowy do takiej roboty. I dobrze - pochwalił. - Niech im się wiedzie jak najlepiej. Byli w Phandalin gdy pan wyjeżdżał? Chętnie ich nawiedzę.
Obracał jednocześnie w głowie słowa byłego najemnika, mając jakieś dziwne, niesprecyzowane wrażenie że sprawa rzekomych Tressendarów jest bardziej... zagadkowa, tak, to chyba dobre określenie - zagadkowa - niż to by wynikało z suchej relacji. Tajemniczy magicy którzy nie sprowadzili ze sobą rodzin; żadnego interesu którym by się chwalili lub dla którego szukaliby kontaktów handlowych... w tej sytuacji fakt zajęcia dworu w którym - co za zbieg okoliczności! - Czerwoni dopiero co trzymali niewolników, budził w nim podejrzenia.
Wzruszył w duchu ramionami. Najpewniej nie będzie miał z nimi do czynienia, a jeśli będzie miał, to wtedy będzie się tym martwił.
- Co do tej roboty u Tressendarów to jednak podziękuję, mości Slidarze - dodał. - Trudno by mi było dla nich pracować, widząc jak innych traktują, z tego co pan opowiada. Jestem pewien że zrozumiecie.
- Tak, tak, nie musicie się tłumaczyć.
- Slidar upił piwa. - Jakbym mógł wybrzydzać to wiecie, ale w moim wieku… Gundren mnie przez wzgląd na starą znajomość najął i na niewiele mu się zdałem. To trza brać co jest i nie robić sobie wrogów z potężnych ludzi. Ale z drugiej strony - upił znów. - Tressendarowie złota mają, interes jakiś pewnie też, ściągną tu więcej ludzi… Takim Czerwonym to na pewno by się rządzić nie pozwolili. Minie rok-dwa i dzięki nim Phandalin może zyskać. Oczywista o ile go wcześniej nie spalą - roześmiał się, ale dość niepewnie. Nie do końca wierzył, że południowcy mogą spełnić swą groźbę, ale strzeżonego bogowie strzegą.

Marduk zatrzymał dłoń niosącą naczynie do ust, a potem ze zmarszczonym czołem zatopił spojrzenie w głębinach piwa. Miarą jego upadku było to że przywykł do smaku tego ohydnego napitku na tyle, by nie zwracać na niego uwagi. Zamiast tego obracał w głowie słowa Slidara. Starego najemnika było potrzeba, by przypomnieć mu że jest kapłanem Protektora, co nie poprawiło mu humoru. Skoro Hallwinter, doświadczony i zapewne znający się na ludziach, nie był pewien na co stać Tressendarów, budziło to dzwonki alarmowe coraz wyraźniej rozbrzmiewające w głowie elfa. A poza tym…
Poza tym czuł krew, metaliczny, bogaty jej zapach i cień uderzającej do głowy ekstazy towarzyszącej zabijaniu w imię Ojca Elfów. Czuł jak serce przyspiesza bicia a skóra pokrywa się lepkim potem. Siłą woli opanował ekscytację i zapanował nad reakcjami ciała.
- Wiecie co, panie Slidarze - odezwał się wreszcie, bawiąc się kuflem - wybiorę się do Phandalin z wami, jeśli to wam nie wadzi. Przedstawicie mnie imć Dawdowi, że będę wespół z wami pilnował wozów. A jak się nie zgodzi to i tak pojadę, choćby po to by sprawdzić czy Jorisowi, pannie Torikhce i dobrym ludziom z Phandalin co nie zagraża…
- Pewnie, dobrych ludzi nigdy za wiele - Slidar podniósł kufel w toaście i dopił resztkę piwa.

 
Sayane jest offline  
Stary 17-05-2018, 20:17   #239
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Joris poczuł jak szczęka mu się ściska i wziął głęboki oddech. Oto wielkie pojednanie się zbliża. Aż dziw, że się Gundren tu nie napatoczył. Trudno. Co ma być to będzie. Świat się zawsze kręcił jakoś bez jorisowej pomocy, to i dlaczegóż miałby nagle przestać? Poczuł zaraz jak napięcie z niego ustępuje, a na ustach pojawił się niewymuszony uśmiech.
- Marduk! - zawołał do kapłana i ruszył w stronę ich stolika - Góra z górą się ponoć w Neverwinter nie zejdzie, a tu proszę! I pan Hallwinter! Powitać! Jak tam knowania przeciw Tressendarom się mają panie Sildarze?
Zapytał uśmiechając się szczerze, po czym nie czekając na odpowiedź zwrócił się do elfa.
- Żeś zniknął bez słowa nijakiego, żem przez tycią króciutką chwilę czuł, że może się martwić powinienem, ale ta szczęśliwie szybko minęła. A tym czasem sprawa do cię wynikła.
Obejrzał się na Przeborkę i Shavriego dając znak by wyłuszczyli swoje pretensje przed złotym elfem, a sam zasiadł na jednym z wolnych miejsc.

Zaskoczony słoneczny elf poderwał głowę. Zaraz jednak uśmiechnął się i wstał, wyciągając prawicę.
- Witaj, Jorisie, druhu. To dzień niespodzianek, ale oby zawsze były tak przyjemne jak ta. A gdzie się podziewa nasza nadobna Torikha?
Skinął głową kompanom tropiciela, po czym znowu przeniósł uwagę na niego, zmrużył szare oczy.
- Pan Hallwinter zdradził mi, że smoka z Thundertree ubiliście - powiedział lekko, ale i chłodnym tonem, ignorując przytyk. - Musisz mi o tym opowiedzieć. Ze szczegółami. Ale to potem. Nie wiedziałem że mnie szukasz, powinieneś rozpytać o moje poczynania w świątyni Corellona Larethiana. Cóż to za sprawa o której wspominasz? - zerknął na towarzyszy tropiciela, zastanawiając się dlaczegóż ten woli przekazać rozmowę osobom, które elf pierwszy raz w życiu widział na oczy. I dlaczego już w pierwszych słowach wspomina o Tressendarach.
- Góra z górą, co? To samo żem mówił! - roześmiał się Sidar i klepnął Marduka przyjacielsko po plecach. - To ja wracam do roboty. Dam znać Dawdowi o waszej propozycji, choć nie wiem czy on władny ludzi brać. Dzięki za napitek, odwdzięczę się jak wrócimy do domu - Hallwinter skinął głową Przeborce i reszcie, po czym ruszył w stronę tartaku.
Joris jednym uchem słuchał co mówił Hallwinter, obrzucając w tym czasie wzrokiem pozostałych patronów gospody.
[i]- Zenobio… rozejrzycie się z Turmaliną za naszą zgubą?/
Zen skinęła głową i zaholowała geomantkę do wnętrza gospody by znaleźć półelfa Orlina.

Dopiero gdy Sildar poszedł, Joris wrócił wzrokiem do Marduka
- Torikha… - powtórzył nieco kwaśno za elfem i wzruszył ramionami. Ani wieczór, ani poranek nie przyniosły żadnego konsensusu w sprawie kapłanki. I nie wyglądało na to by miało się to zmienić w najbliższym czasie. Nie rozumiał czemu się tak dzieje. Robił wszystko jak trzeba, a spotykały go same dąsy - Jest gdzieś na mieście. Żeśmy się rozdzielili. Ona za swoimi sprawami, a ja za swoimi…
- machnął niedbale ręką - Iście by dłużej pogadać trzeba. Smoki, klątwy, czarodzieje, potwory… takie tam.
Westchnął trochę znów przez moment czując ciężar całych sprawunków na głowie, ale zaraz się rozpogodził.
- Tym razem jednak nie ja, a Shavri i Przeborka cię poszukiwali. - zerknął na dwójkę kompanionów - Poznaj ich. Oboje smoka owego zgładzić pomogli, a Przeborka rzekłbym nawet walnie. Najęli się pewnym ludziom, co się Tressendarami zowią, żeby znaleźć niejakiego Hamuna Kosta i jego rzeczy. I się okazało, że to był ten czerwony nekromanta z wieży obok Conyberry. No i tuptu tuptu, czaru czaru i trzask prask, jesteśmy w Neverwinter w “Rozbrykanym Ośle”. Nie masz przypadkiem pierścienia tego maga?

Marduk był zdziwiony - i tematem rozmowy, i tym, jak się ona toczyła. Zerknął raz jeszcze na flankujących Jorisa osiłków i skinął im powoli głową.
- Witam, jestem Marduk, sługa Ojca Elfów - przeniósł kalkulujące spojrzenie na tropiciela. - Tuptu tuptu, czaru czaru i trzask prask... - powtórzył nie spiesząc się zanadto. - Odpowiadając na twoje pytanie - nie - odchylił się nieco do tyłu i zapytał z nieskrywaną ciekawością - A co jest takiego szczególnego w owym pierścieniu, że imć Tressendarowie taką pałają za nim tęsknotą?
- A bo nadążysz za tymi magami… licho wie. Może pamiątka po znajomku? No ale to zdaje się zamyka temat. A słuchaj…
- Joris zastanowił się przez chwilę rozgląjąc się po kaczmie którą wybierali przybywający lub opuszczający Neverwinter - Ciebie co łączy z nimi?
Shavri, słysząc kolejne pytanie Jorisa uśmiechnął się przyjaźnie i spojrzał na elfa bezradnie rozkładając ręce i dając do zrozumienia, że choćby i chciał się wtrącić i przywitać, to stary druh Marduka zaczyna kolejne zdanie, ilekroć próbuje. W końcu jednak po kolejnym pytaniu Jorisa, po prostu wszedł mu w zdanie.
- Wybaczcie. Ja też radbym się tego dowiedzieć, a także tego, gdzie jest ów pierścień teraz i jak to się stało, żeście usiekli tego Kosta całego. Ale już mi głupio tak stać. Shavri Traffo jestem. Najemnik z Futenbergu, choć urodziłem się w Białej Grudzie - stwierdził, kłaniając się Mardukowi uprzejmie. Do Phandalin, gdzie poznałem Jorisa i pozostałych, trafiłem przypadkiem, ale bogowie. Jakież to szczęśliwe zrządzenie losu było!

- Miło mi - Marduk skinął z powagą najemnikowi. Spojrzał na Jorisa - Z Tressendarami nic mnie nie łączy, wręcz przeciwnie, słyszałem że odgrażali się w Phandalin że miasteczko spalą, i chcę sprawdzić jak daleko się posuną. Wam, mości Traffo, jeśli chcecie wiedzieć gdzie pierścień, radzę skorzystać z jakowejś magii, do której najwidoczniej macie dostęp, skoro specjalnie mnie szukaliście i odnaleźliście skutecznie. Wiele wam obiecano za tę błyskotkę?
- Solidnie, choć nie ukrywam, że twoje informacje mogą nam naświetlić, w co tak naprawdę się wpakowaliśmy. To skomplikowana historia. Zwłaszcza że pewnie wiesz, co skłoniło ich jednak do nie puszczania wioski z dymem choć na jakiś czas - stwierdził Traffo z westchnieniem. - W ogóle wybacz, że tak cię przyatakowałem pytaniami wprost z marszu - stwierdził, świadom, że Marduk z całej listy zagadnień odpowiedział póki co na jedno. - Po prostu od kilkunastu dni zdajesz się jedyną osoba, która może nam pomóc. Może siądziemy i porozmawiamy?
- Zapraszam - Marduk wskazał miejsca przed sobą. - Waszą uroczą, choć milkliwą towarzyszkę również - zerknął na Przeborkę i wzdrygnął się w duchu, czując nagły przypływ tęsknoty za Evermeet i tamtejszymi ślicznotkami. Gdy cała trójka już siedziała przed nim, przyjrzał się wszystkim po kolei. - Przyjmijcie, że nie wiem o owych Tressendarach, o których, nawiasem mówiąc, słyszę od kiedy dotarłem pod mury tego pięknego miasta. Przyjmijcie, że nic o nich nie wiem. Tak samo nie wiem, dlaczego chcą spalić Phandalin, nie wiem też nic o pierścieniu, i o tym co rzeczonego nekromantę łączy z Tressendarami. I opowiedzcie mi o tym wszystkim. Zobaczymy w czym będę mógł wam pomóc.
- W porządku - odparł Joris choć cały czas zezował w kierunku karczmy. Przez chwilę wyglądał jakby rzeczywiście miał usiąść, ale ostatecznie skinął tylko ręką na budynek bezgłośnie dając znać, że zaraz wróci i ruszył w kierunku karczemnych drzwi. Shavri chyba zresztą miał sytuację pod kontrolą. W środku zastał jedynie kręcące się nieco bezradnie najemniczki. Półelfa Krótkopiórego ani widu, ani słychu. Zapytany przez Zenobię oberżysta również takiego gościa dziś i w ostatnich dniach nie kojarzył, choć ruch tu miał duży, więc nie było to miarodajne.

- Dobrze - westchnął Traffo, siadając. - To długa historia i postaram się streścić, więc bardziej drobiazgowo ewentualnie później. Zaczeło się od tego, że w czasie, gdyśmy pomagali Jorisowi pozbyć się smoka z okolicy, do Phan zawitała grupa możnych, magicznych bubków z Południa, którzy twierdzili w ogóle, że są dziedzicami okolicy. Nie było tego jak sprawdzić, a niezbyt dobre wrażenie zrobili, zwłaszcza niewolnikami, których ze sobą przywiedli. Nic to jednak. Mieli zlecenie dla najemników, a że my właśnie skończyliśmy jedno, najeliśmy się do znalezienia rzeczy po panu Koście, ustalenia kto go usiekł i usieczeniu go również. Już pierwszego dnia trafiliśmy na miejsce, gdzie Kost życie postradał w walce, ale nic po nim nie zostało. Dzięki pewnej magicznej zabawce, która dostalismy od zleceniodawcy, udało się ustalić, jak wyglądał zabójca nekromanty i Joris w tym opisie rozpoznał Ciebie, Marduku. Przyznam szczerze, że wydawało mi się niemożliwe, aby na świecie istniały aż takie zbiegi okoliczności, ale Joris był bardzo pewny swego. Kiedy się okazało, że Kost był nekromantą, ubicia go przestawał być już takie ciężkie do wyjaśnienia. Istnieje duża szansa na to, że gdybym sam wiedział, o co chodzi, to pewnie bym i rękę do niego dołożył. A kiedy wróciliśmy do Phan, okazało się, że z Połodniowców całkiem wylazło, kim są. Za to, że zostali okradzeni, grozili spaleniem całej wioski, chociaż nikt z miejscowych nie mógł przecież tych ich magicznych zabezpieczeń złamać. Nie lubię takich ludzi, Marduku. Poszedłem z nimi jednak rozmawiać, żeby dla dobra wioski swój gniew powściągneli, bo dobro Phandalin i jego mieszkańców od niedawna stało się dla mnie ważne. Stanęło na tym, że za wstrzymanie się zażądali, byśmy znaleźli ich skarby w 10 dni. Jako gwarant zażądał sobie mojego życia. Trafiliśmy tu, bo wiodła nas tu nadzieje, że w Neverwinter znajdziemy złodzieja i jakieś informacje o Tobie.

Marduk słuchał z uwagą. Przez moment poczuł jak znajome żądze się w nim budzą, ale stłumił je - w niczym nie pomogłoby w realizacji jego celów, gdyby sprowokował walkę na oczach całego miasta. Gdy Traffo skończył, milczał przez chwilę, rozważając jego słowa.
- Wygląda na to że wiecie o mnie więcej niż się spodziewałem. Ale dzięki temu wiecie też na co mnie stać, i zakładam, że właśnie dlatego wolicie rozmawiać niż próbować mnie usiec. Nekromantę, Kosta, wyeliminowałem, nie przeczę; wierzę w proaktywne działanie, a nekromanci i ich twory nijak mi się nie wpisują w naturalny porządek rzeczy. Porozmawiajmy o tym, co zniknęło Kostowi, może uda mi się pomóc.
- Pierścienia szukają - stwierdził Shavri, zbywając wręcz machnięcię ręką słowa o “usieczeniu”. - Daj spokój, Marduku. Joris ręczy za ciebie, a i ja wcale nie jestem przekonany, że tym Południowcom należy pomagać. Choć tak, nająłem się im i zlecenia chce dokończyć… ale nigdzie nie jest powiedziane… jak. Za skóre zaleźli mi już mocno.
- Hmm… - zaskoczony elf przez chwilę nie wiedział co odpowiedzieć. - Joris za mnie ręczył? To bardzo miłe z jego strony…
- Powiedział, że nie da na Ciebie ręki podnieść. I nie był zbyt pomocy w szukaniu cię. Rozumiem, że los czasem śmiesznie styka ze sobą ludzi, ale ważne jest, co mają w sercu. - stwierdził Shavri. - Miałem nadzieję, że skoro znany Ci był Kost, to może i tego całego Omara znasz i mógłbyś nam coś powiedzieć.
- ‘Znany’ to za dużo powiedziane - Delimbiyra przez moment pochłonięty był wspomnieniem tego jak wpadł do namiotu nekromanty, zaskoczeniem na twarzy człowieka i szybkim spleceniem zaklęcia. Gdyby nie wrodzona odporność elfów… - A tego Omara i jego towarzyszy tym bardziej na oczy nie widziałem. A właśnie, co im z kolei skradziono, że tak się ciskali i Phandalin zamierzali podpalić?
- [i]Dwie księgi magiczne, tubus i diadem. W zasadzie większość udało się nam odzyskać. Próbujemy teraz przebadać te księgi, czy to jakaś ciemna magia. Towarzysząca nam wojowniczka, Przeborka, zwana przeze mnie Przebijką, bo zrzuciła z nieba smoka, proponuje dość radykalne rozwiązanie. Że jeśli już musimy podnosić na nich ręce, to najpierw potrzeba nam wywiązać się z umowy. Jeśli dobrze zrozumiałem, potem możemy oklepać im do spodu te opalone dupy. Sęk w tym, że nie można od tak zaszlachtować człowieka, tylko dlatego że jest zadufanym w sobie szantażystą. Znasz się może na księgach magicznych?
Marduk odchylił się do tyłu, pokiwał głową.
- Wydaje mi się, że będę w stanie osądzić czego dotyczą i czy są niebezpieczne, możliwe że nie od ręki, ale jutro, po przygotowaniu odpowiednich czarów wspomagających… kto wie? - stwierdził.
Shavri wyraźnie pokraśniał na te wieść.
- Wspaniale. Może miałbyś też ochotę pomóc w sprzątaniu Phandalin, gdyby zaszły okoliczności ku temu? - zapytał, szczerząc się.
Kapłan był pod wrażeniem entuzjazmu człowieka i postukał palcami o stół, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Nawiedzę najpierw swą świątynię. Jeśli nie będzie dla mnie bardziej pilnego zajęcia, wybiorę się z wami. A już imć Slidarowi to sam zaproponowałem, drżąc z lęku o mieszkańców tego pięknego miasta.
- Wszystkie drogi prowadzą do wioski Phandalin - Shavri uśmiechnął się. - To dobre miejsce do życia, nie dziwota, że nawet tacy ludzie jak Omar do niego ściągają. Cieszę się, czuję, że jesteś niezgorszym rembajłą, Marduku. Pozostaje tylko kwestia tego kostowego pierścienia. Może masz go jednak i bedziesz im mogł pokazać nim środkowy palec?

Młody Delimbiyra mógł sobie wyobrazić o wiele lepsze miejsce do życia niż trzy chałupy na krzyż, z których składało się szacowne miasteczko Phandalin, ale postanowił nie drążyć akurat tego tematu. Na wzmiankę o pierścieniu popatrzył przeciągle na Shavriego. Przywiązał się do pierścienia - również ze względu na to że ładna to była błyskotka, pomijając wszystko inne.
- Zobaczę co da się zrobić - stwierdził wreszcie.
- Niczego więcej nie oczekuję - przyznał młody tropiciel i wyciągnął do niego prawą rękę. - Nie wiem, co tam zastaniemy i nie chcę dzielić skóry na niedzwiedziu, ale jeśli tylko będę miał okazję, wynagrodzę ci twoją pomoc.
Kapłan rozkaszlał się nagle. Uważny obserwator dostrzegłby, że nastąpiło to w momencie gdy Traffo kończył swoją wypowiedź. Tym niemniej, uścisnął dłoń tropiciela.
- Nie dzielmy skóry na niedźwiedziu - zgodził się uprzejmie, gdy odzyskał oddech. - Ale pamiętając jak wraz z Jorisem raz po raz trafialiśmy w jakąś kabałę, bez wątpienia będzie okazja do bitki, pomagania sobie, kto wie, może i jakichś nagród, jeśli za takie uważać łupy.

Shavri pokiwał głową. Intuicja mowiła mu, że zadecydował właściwie. Jesli szło o pierwsze wrażenie, to polubił elfiego kapłana. Jednak z różnych, dotychczasowych reakcji Jorisa na wzmianki o Marduku, młody Traffo wnioskował, że Marduk może być trudnym i niebezpiecznym kompanem. Takim co to się nie cyndoli z niczym, a i powalczyć lubi. Shavri też lubił. Ale dużo bardziej cieszył się, kiedy bez bitki się obywało.

- Dobrze więc, mości Shavri, zdradź tylko gdzie się zatrzymaliście w Neverwinter i gdzie znajdują się księgi do zbadania, jeszcze dziś-jutro was odnajdę i spróbuję pomóc przy księgach - słoneczny elf podniósł się z uśmiechem i wbrew samemu sobie zaciekawiony całą sytuacją.
- W tej chwili ma je Torika, która chyba również jest ci znana. Ale wieczorem na pewno i my i księgi bedziemy w tej przeklętej tawernianej wieży - chłopak pokręcił głową na wspomnienie widziadła pośrodku sali. Tam nas szukaj.
- Ach, piękna Torikha Melune… - Marduk uśmiechnął się lekko. - Zadziwiająca osoba, naprawdę zadziwiająca. Przynosi dumę stanowi kapłańskiemu. Miło będzie znów ją ujrzeć. Mości Shavri, panno Przeborko - skłonił głowę - do zobaczenia wieczorem w takim razie.
Shavri Traffo skinął mu głową i odprowadził wzrokiem. Domyślał się, że nie przypadkiem Joris poniechał wspólnej rozmowy. Wszedł zatem do środka, żeby go odnaleźć i podzielić się informacjami.
 
Drahini jest offline  
Stary 17-05-2018, 20:25   #240
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Neverwinter
5 Marpenoth, przedpołudnie



Trzewiczek zupełnie zapomniał o wszelkich troskach. Nawet deszcz, który przepędził co mniej upartych, nie robił na nim żadnego wrażenia. Pozbył się klątwy! Czymkolwiek była, ale chyba właśnie tym, że nie mógł korzystać ze Splotu.

Stimy poszedł dumny z siebie ze świątyni Illmatera do świątyni Oghmy.
Raz jeszcze zapytał tam o spotkanie z klerykiem, z którym dane było mu rozmawiać przy poprzednim pobycie, ale niedane było porozmawiać wczoraj wieczorem.

- Ach to ty - kapłan Oghmy dmuchnięciem zgasił ostatnią świecę, bowiem nawet w półmroku tego pomieszczenia było już jasno. - Podobno szukałeś mnie wczoraj.

- Mam dużo do opowiedzenia i jeszcze więcej pytań! - Stimy klapnął na siedzisku, na którym dawniej ugościł go młody kapłan, a przed siebie położył swoją torbę, obok zaś kapelusz. - Nie uwierzysz, gdzie byłem. Albo nie! Pokolei. Ostatnio mówiliśmy o czarodzieju Bowgentle. Znalazłem przewodnik Volothampa Geddarm. Tam było napisane, że Bowgentle przebywał u czarodzieja Arthindola. Znaleźliśmy to miejsce i tam był ten tubus. - Stimy mówiąc radośnie wyciągnął piękną tutkę, aby po chwili posmutnieć - Myślę, że jest zapieczętowany zaklęciem ochronnym. Strażnikiem. Jakbyś pomógł mi z pozbyciem się go, to będziemy mogli przeczytać razem, a może kopię zechcesz zrobić?

- Czasem czar uaktywnia samo zaklęcie identyfikacji. Tak jest ze wszystkimi przeklętymi przedmiotami i niektórymi czarami. Wolałbym nie mieć z nim nic wspólnego. Może być ciężko znaleźć kogoś kto podejmie takie ryzyko. Zwłaszcza jeśli to faktycznie było znalezione w miejscu gdzie przebywał Bowgentle. Mówiłem ci, że był potężnym czarodziejem.

Niziołek westchnął zawiedziony, ale to nic!
- Znalazłem jeszcze dwie księgi. Wiem, że jedna jest napisana w piekielnym, a druga nawet nie wiem… Znasz kogoś kto byłby w stanie to przeczytać?

Kaplan zwlekał chwilę z odpowiedzią, jakby czekając aż Stimy pokaże księgi, jako że jednak ich nie wyjmował odparł po zastanowieniu.
- Są zaklęcia pozwalające przeczytać nieznane pismo, ale przeczytanie grubej księgi w ten sposób może zająć wiele tygodni. Znam też kilku kapłanów, co znają piekielny, Mogę sprawdzić też, czy nie mamy kopii w naszych zbiorach. Jeśli nie, z chęcią odkupimy, lub zapłacimy za możliwość ich przeczytania. Je też znalazłeś w miejscu, gdzie żył Bowgentle? W Studni Starej Sowy, tak? - Widząc, że Stimy zastanawia się, skąd kapłan zna tę nazwę, skoro chyba o niej nie wspominał, wyjaśnił - Też o tym czytałem. Zainteresowała mnie okładka, o której opowiadałeś i zgłębiłem trochę temat. Żywot tego czarodzieja nie był tajemnicą, ale w annałach bardziej zapisały się jego dokonania w obronie zwykłych ludzi niż kontakty z innymi czaromiotami. Niemniej jednak zanotowałem z jakich zaklęć był znany, gdzie i kiedy zmarł jeśli by cię to interesowało.

Niziołek pokiwał twierdząco głową. Chciał również przytaknąć odnośnie Studni, ale w zasadzie lubił tego kapłana, a on chętnie mu pomagał. W dodatku teraz mówili o interesach, to wymagało profesjonalizmu i rzetelności.
- O śmierci mi już opowiadałeś, ale o czarach z chęcią posłucham, ale najpierw księgi. Te o których mówię, akurat nie znalazłem w siedzibie Bowgentle. Pożyczyłem ze zbiorów pewnej osoby z Phandalin, mieściny niedaleko Studni Starej Sowy. Nie mam ich teraz ze sobą, ale towarzysz z Phandalin ma je przy sobie i też jest w Neverwinter. - Niziołek przeszedł teraz do meritum sprawy, czyli zapłaty. - Trudno oszacować wartość tych ksiąg nie wiedząc co zawierają, ale jestem zainteresowany ofertą zapłaty za ich przestudiowanie. Pierwsze dwadzieścia stronnic moglibyście przepisać bez opłat. Chciałbym tylko, żeby ktoś przygotował dla mnie tłumaczenie tych stronnic. Potem razem zdecydujemy ile to wszystko jest warte, za ile i czy w ogóle chcecie kontynuować, a może zdecyduję się na sprzedaż.

- Myślę, że to uczciwa propozycja - skinął głową kleryk. - Jeśli już mamy te ksiegi to może nawet będzie dostępne ich tłumaczenie, choć nie znam wielu osób studiujących niższe plany, więc jest to mało prawdopodobne.

- Jest jeszcze pewna sprawa magicznego lustra. Rozmawiałem z duchem - Stimy spróbował przypomnieć sobie jej imię - Agatką… Przebywa niedaleko Studni oraz Conyberry. Swoją drogą, słyszałeś coś o niej? Podobno to elfka.

- Niestety nie... - kapłan rozłożył przepraszająco ręce - … ale skoro to elfka to pytaj u elfów. Najlepiej w świątyni Corellona.

Niziołek kiwnął ochoczo głową.
- Racja! - chwilę zastanawiał się, po czym na nowo podjął wątek lustra. - Owa Agata poszukuje lustra z Netrilu…
- Netherilu.
- … Netherilu, tak…




Niziołek opisał wygląd artefaktu i wszystko co o nim wie i choć z pewnością było to zajmujące, niewiele z tego wynikło, bowiem kapłan nie był biegły w tym temacie. Polecił raczej udać się do Przymierza, Trzewiczek zaś zapamiętał kolejne warte odwiedzenia miejsce i zmienił temat rozmowy na samą kopalnię, chwaląc się przy tym, że być może zostanie specjalistą od magii u krasnoludzkich właścicieli. Kapłan faktycznie nieco dokształcił się w temacie Bowgentle i innych tematów, o których ostatnio rozmawiał z Trzewiczkiem. Powiedział mu o kopalni tyle samo, a i więcej nawet co wcześniej Gundren. Rozmawiali czas jakiś o prawdopodobnych teleportach w kopalni. Kapłan twierdził, że najprawdopodobniej to dzieło Bowgentla i być może Arithola. Wysunął też przypuszczenie, że mogły prowadzić do Nethrilskich pozostałości.
- To by się mogło zgadzać! - Trzewiczek nieomal nie wyściskał kapłana - Torikhę… taka znajoma mówiła, że malunek na ścianie w Studni Starej Sowy przypomina jej jakieś stworzenie, potem dowiedzIeliśmy się, że to najpewniej ma związek z Netrilem…
- Netherilem.
- Tak, tak! Właśnie! Sam Arithindol może pochodził z Netherilu. - niziołek ucieszył się jeszcze bardziej - W kopalni można wydobyć magiczny minerał, być może to na tym polegała wielkość Netherilu?
- Latające skały? Chyba nie, byłoby o tym głośno. Zresztą Netheril latal chyba dzięki zaklęciom. Z tego co wiem Kuźnia Czarów była najcenniejszym zasobem kopalni. Wzmocnienie zaklinania magicznych przedmiotów jest nie do przecenienia. A właśnie - słyszałem, że dwa wytworzone w Kopalni przedmioty pojawiły się w Neverwinter - zbroja i maca. Napierśnik Dragonguard wzbudził szczególne poruszenie- wykonano go dla jednego z neverwinterskich bohaterow.
- Ooooo! To ciekawe. Wiesz gdzie teraz się znajduje?
- Jeśli nikt go jeszcze nie kupił to w domu aukcyjnym Tamalurne.
- ...a macie w ogóle jakieś księgi o Netherilu lub kopalni? Mógłbym złożyć jakiś datek na świątynię i je przeczytać? Mówiłeś, że wiesz z jakich zaklęć słynął Bowgentle. Słyszałem, że dużo pomagał okolicznym mieszkańcom, to pewnie lecznicze?
- Wszystkie najlepsze opracowania o i z Netherilu są w posiadaniu magów z Przymierza. Bowgentle natomiast był magiem bojowym, ale w historii magii zapisał się dzięki stworzeniu zaklęcia teleportacyjnego. Stąd moje przypuszczenie, że znalezione przez ciebie runy mogły być jego autorstwa.

- Rozumiem - Niziołek sięgnął po swój kapelusz i chwilę obracał go w dłoniach. - Wybacz, że tak dużo pytań zadaję, ale to wszystko jest taaakie interesujące, a ty tak dużo wiesz! Może mógłbym się jakoś odwdzięczyć? Studiowałem w Lantan, też swoje wiem. Masz może jakieś pytania?
- Odwdzięczysz się dostarczając nam interesujace księgi i informacje. Widać, żę twoja ciekawość przekłada się na rezultaty - roześmiał się kapłan. - Wiesz… tak mi przyszło do głowy… Kiedyś pytałeś o wulkan i tak się teraz zastanawiam… - kleryk zaczął myśleć na głos. -Tam też była kopalnia, całe krasnoludzkie miasto. I smok, a Bowgentle walczył z jakimś smokiem… Ach, to tylko luźne skojarzenie, rozmawiamy o tylu rzeczach, że wszystko mi się zaczęło mieszać - stwierdził ze wstydem. Najwyraźniej udzieliła mu się trzewikowatość wypowiedzi. - Niemniej jednak połączenie portalami kopalni Phandelver i niezdobytego krasnoludzkiego miasta w Górze Hotentow to by było coś, prawda? Jak już tam dotrzesz to mi opowiesz - mrugnął do niziołka. - Zważywszy na fakt, że po wybuchu wulkanu niektórzy nazywają górę “Wrotami do Dziewięciu Piekieł” wiedza z tych piekielnych ksiąg może ci się przydać - dodał już poważnie.
Co do Lantanu zaś to jeden ze starszych uczonych świątyni zbiera informacje na temat tej wyspy, jeśli zechciałbyś kiedyś poświęcić mu czas.

Trzewiczek, jak to niziołek wziął się pod boki i z dumą stwierdził.
- Mógłbym z nim pomówić nawet teraz! … a jak teraz nie może to niech spisze pytania, bo później będę zajęty i nie bardzo będę mógł wychodzić z pracowni, a tak to moi znajomi zabiorą je ze sobą. Kopalnię w Górze Hotentow mamy na uwadze, ale masz rację z wulkanem kojarzy się czerwony smok, a według tego co mówiłeś przy naszym pierwszym spotkaniu i według podań Bowgentle walczył przynajmniej z jednym czarnym i czerwonym własnie smokiem.

- Jeszcze na koniec… - Stimy przystając w drzwiach odwrócił się po raz ostatni do kapłana - Wspomniałeś przy naszym poprzednim spotkaniu o niejakim Czarnokiju. Daleko stąd do niego? Myślisz, że byłby zainteresowany sprawą Bowgentle? Moglibyśmy liczyć na jego pomoc w odnalezieniu księgi?
- Widzę, że lubujesz się w słynnych czarodziejach. Czarnokij, czyli Khelbem Arunsun to arcymag mieszkajacy w Waterdeep. To chyba najbardziej znany mag w Faerunie, a równocześnie najbardziej tajemniczy. Ponoć żyje już niemal tysiąc lat; powiadają, że jest nieśmiertelnym Wybrańcem Mystry. Jego żoną jest również czarodziejka. Słyszałem, że ich wieża wpuszcza tylko zaproszonych gości; inaczej nie zobaczysz drzwi ani okien, tylko gładką jak obsydian ścianę. Nie sądzę, by bez polecenia kogoś znamienitego udało ci się z nim spotkać, a co do księgi… wcale się nie zdziwię jeśli posiada ją w swych zbiorach. To byłby cenny nabytek. Niestety magowie rzadko chwalą się zawartością swoich bibliotek - ze smutkiem rzekł oghmita. - Ja bym zaczął szukać księgi w Silverymoon, gdzie onegdaj została zdeponowana. Może mają jakiś trop?
- Też tak myślę! O jednym i drugim! Poza tym ktoś… chyba umyślnie pozbawił księgę okładki, więc pewnie ją ukrywa wśród innych ksiąg. Szkoda, że nie będę mógł z nimi pomówić... - Stimy rozmarzył się wyraźnie, a kleryk skrzywił się na takie swiętokradztwo jak rozczłonkowanie księgi. - … no… nic dziękuję za gościnę. Wrócę z przyjaciółmi i księgami.
- Podaj mi proszę gdzie się zatrzymałeś. Jeśli dowiem się czegoś jeszcze, przekażę ci wieści przez posłańca
-zawołał za nim kleryk.
Stimy przystanął w pół kroku i w lekkim obrocie na jednej nodze.
- Karczma “Fallen Towel”, ale pewnie przeniosę się do “Małgąski”, bo tam drogoooo!!!! - utraciwszy równowagę pognał dalej, by zdobywać kolejne dzielnice Neverwinter.

Odszedłszy od świątyni Oghmy, zaczął odliczać coś na palcach.
- Biblioteka Silverymoon, Góra Hotentów, Przymierze, Świątynia Corellona. O! Właśnie!

 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 29-05-2018 o 20:28.
Rewik jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172