Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2018, 18:50   #498
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Plan podróży

Alice wyjaśniła więc Emerensowi po duńsku o czym właśnie powiedziała im pszczoła.
- Ja wybrałam, by ruszyć w las, dlatego proponuję, byśmy teraz wspólnie zdecydowali w którą stronę się udamy - wyjaśniła
co miała na myśli.
- Myślę, że jezioro Alue brzmi najrozsądniej - Kirill mruknął po chwili wahania. - Wspomniałaś, że krzyż może znajdować się w dwóch przecinających się rzekach? A może druga również wpada do Alue i to Alue jest tym epicentrum, gdzie znajdziemy koronę boga?
- Ale myślicie, że ta korona będzie sobie leżeć na aksamitnej poduszce na środku jeziora? - Mary sceptycznie zmrużyła oczy. - Nawet jak zobaczycie te dwie rzeki… co dalej? Myślę, że gdybyśmy udali się na górę Hornę, to udałoby nam się zasięgnąć radę ogników. Podobno są mądre, a ty posiadasz błogosławieństwo Akki, Alice.
- Czy nie słyszałaś, jak wspomniała również o tym, że są złośliwe? - Fortuyn spojrzał na Colberg. - To brzmi na kolejne cholernie niebezpieczne miejsce. I rezultaty są niepewne. Ja bym udał się do Mariatty. Pomijając ten nonsens o borówce i synu… może jest prawdziwym człowiekiem i pomoże nam bardziej, niż misie z bajki Disneya. Bez zbędnych zagadek, domniemywań i niepewności. Jest przyjaciółką Otsa, więc powinna przywitać nas miło…

Rozległa się cisza, w trakcie której wszyscy spoglądali na Jenny. Czekali aż zajmie głos w tej sprawie. Blondynka wreszcie drgnęła.
- Ale że co? - zapytała niczym uczennica wyrwana z drzemki w środku lekcji.
Harper uśmiechnęła się rozbawiona miną Jennifer. Za moment wyjaśniła jej całą sprawę i powtórzyła propozycje pozostałych w jakim kierunku powinni się udać.
- Co ty myślisz Jenny? - zapytała przyglądając się blondynce. Sama wahała się. Każda z opcji zdawała jej się dobrą.
- Co ja bym zrobiła? - kobieta zastanowiła się. - Daj mi chwilę pomyśleć… Chciałabym zobaczyć to jezioro, skoro jest takie mistyczne. Musi być piękne. Ciekawi mnie o co chodzi z tym synem zrodzonym z borówki, więc wypytałabym o to Mariannę. Natomiast te ogniki… jeżeli są złośliwe, to mogłoby być nawet ciekawe - uśmiechnęła się tak, jak gdyby była gotowa do rozróby.
- Pamiętasz, po co znaleźliśmy się tutaj, prawda? - zapytała Mary, spoglądając na Jennifer. - Z twoich słów wcale nie wynika, że kierujesz się dobrem Alice i chęcią pokonania Valkoinen…
Blondynka spojrzała na nią z obrażoną miną.
Rudowłosa zerknęła najpierw na Mary, potem znów na Jennifer
- Dobra, to może inaczej… - śpiewaczka przeniosła spojrzenie na pszczółkę
- Droga Mehiläinen, a jak daleko do jeziora jest od domku Marianny? - zapytała, bo może mogli najpierw udać się do niej, a potem nad owe jezioro.
- To zależy od tego, skąd wieje wiatr i czy zależy ci na zebraniu pyłków kokorycza, przylaszczki i bodziszka, bo wtedy droga będzie zakręcona - Mehiläinen najwyraźniej pojmowała odległości w sposób bardzo funkcjonalny.
Alice aż zamrugała
- No… No dobrze, to zakładając, że wieje tak jak dzisiaj? - zapytała.
- I może niekoniecznie mamy zamiar zbierać pyłki? - dodała jeszcze, żeby pszczółce łatwiej było odpowiedzieć na jej pytanie.
Mehiläinen milczała, unosząc się w powietrzu. Kirill posłał Alice porozumiewawcze spojrzenie, a Mary cicho westchnęła.
- To będzie… - ich przewodniczka zastanowiła się. - Może… trzy plastry miodu? - zapytała chyba samą siebie. - A może cztery. To zależy jak szybko tężeje.
Śpiewaczka otworzyła usta biorąc wdech, po czym je zamknęła, a kąciki jej ust zadrżały, jakby powstrzymywała się od wybuchu śmiechu. Odchrząknęła cichutko
- No tak. Trzy plastry miodu… Może cztery… To, co powiecie na spacer najpierw do Marianny, a potem nad jezioro? Nie jestem pewna czy… Chociaż, kurczę. Ogniki też zdają się dobrym pomysłem - Alice milczała chwilę
- Mary… Wybierz liczbę od jednego do sześciu - powiedziała nagle.
- Mariatta - szepnęła cicho pszczoła. - Ona nazywa się Mariatta.
- Ty bawisz się w wyliczanki zamiast zadecydować - Colberg powiedziała ostro do Alice. - A zostały już tylko trzy godziny do północy.
Trzymała w ręku urządzenie GPS i rysik. Chyba rysowała mapę wyspy biorąc pod uwagę dystans, który przeszli.
- Chcesz swoją przyszłość zostawić przypadkowej liczbie wygenerowanej przeze mnie?
Alice zmarszczyła lekko brwi
- Uważam, że w każdym miejscu możemy się czegoś dowiedzieć, lub też nie dowiedzieć. Każda opcja jest równie dobra, dlatego proponuje zostawić to losowi. Jeśli jednak wolisz, byśmy pozostali tu dłużej… - powiedziała, po czym zmarszczyła lekko brwi
- Przypomnij mi, Mehiläinen jakie są te mistyczne właściwości jeziora? - zapytała, bo coś przyszło jej do głowy. Przecież żadne z nich nie wiedziało na czym polegają, bo nie byli stąd.
- To święta woda, w której powstało pierwsze życie - wyjaśniła pszczoła. - Ja tylko latam nad polami znajdującymi się wokoło jeziora, zbierając nektar. To bardzo przyjemne miejsce. Nie żeby żołądkom Otsa czegoś brakowało.
- O co zapytałaś? - zapytał Rens. - Co odpowiedziała?
Alice otworzyła oczy nieco szerzej
- Jeden z wersetów mówi o czymś takim… - przetłumaczyła Rensowi.
- Nad jezioro? - zapytała, spoglądając na Mary i Kirilla
- To może jakaś wskazówka… - zaproponowała co sama myśli na ten temat.
- Który werset masz na myśli? - zapytała Colberg, odkładając na moment urządzenie. - Możemy pójść nad jezioro - zgodziła się. Chyba również uważała, że wszystkie trzy opcje wydawały się ciekawe.
- Wskazówka? Możesz nie mówić zagadkami? - zapytał Emerens.
Harper wyjaśniła więc, że myśli o wersecie, który wspominał o życiu z głębin i choć wspomniano w nim o morzu, to jednak oto właśnie pszczoła wskazała im to jezioro, jako źródło życia. Alice chciała się przekonać jak podobne do wody w Suomenlinnie była woda w owym jeziorze.
- A, rzeczywiście - Kirill skinął głową. - Ale wydało mi się, że ten werset jest bardziej o sposobie na pokonaniu Surmę, a nie na znalezienie korony… chociaż nikt nie powiedział, że te dwie rzeczy nie są z sobą powiązane - uśmiechnął się lekko.
- Czy chcecie, abym zaprowadziła was nad Alue? - zapytała Mehiläinen. - To będzie dla mnie przyjemność - pisnęła wysoko.
Alice zerknęła zaraz na pszczółkę
- Tak, prosimy. Prowadź Mehiläinen… - odrzekła. Zawsze mogli wybrać inną drogę, jeśli się pomylili. Śpiewaczka czuła zbyt dojmująco, że zostały jej już tylko trzy godziny życia i chciała wreszcie coś osiągnąć. Albo chociaż zrozumieć gdzie dokładnie są…
- Najlepiej będzie, jak ustawicie się gęsiego, a ja będę lecieć tuż przed pierwszą osobą - zaproponowała pszczoła. - Tak, aby mógł mieć mnie cały czas na oku. Nie jestem zbyt pokaźna i nie chciałabym, abyśmy się zgubili.

Tak właściwie nie zdawało się, aby naprawdę potrzebowali pomocy Mehiläinen. Szli zgodnie z biegiem rzeki, cały czas do przodu. Niestety nie było tu udeptanych ścieżek, ani szlaków i z tego powodu niekiedy musieli przeprawiać się przez bardzo wysokie trawy, czy gęste krzaki. Alice słyszała śpiew ptaków i wydawało jej się, że gdzieś w oddali spostrzegła dzika, lecz ten prędko skrył się przed jej spojrzeniem. Napotkała również jabłoń pełną dzikich, czerwonych jabłek, które wyglądały niesamowicie smakowicie… Na szczęście nikt nie był głodny. Owoce, choć najprawdopodobniej nie były zatruty, mogły mieć szczególne magiczne właściwości… kto wie jakie?
- Cicho - Jennifer przystanęła w pół kroku, tym samym sprawiając, że Emerens i Mary, zamykający pochód, wpadli na nią. - Słyszę głosy…
Rzeczywiście, gdzieś przed nimi miały miejsce szmery.
Śpiewaczka przestała się na moment rozglądać, po czym sama również zaczęła uważniej nasłuchiwać. Jeśli wyłapywali czyjeś głosy ponad szumem strumyka, to jednak lepiej byłoby najpierw usłyszeć kto i o czym rozmawia. Zwolniła kroku niemal do bezruchu, by nie robić więcej hałasu i nasłuchiwała uważnie, czy wyłapie coś więcej, niż same szmery.
- Poczekaj… - Kirill złapał ją za rękę. - To może być niebezpieczne - szepnął. - Ja pójdę.
Rzeczywiście, musieli przybliżyć się, aby usłyszeć coś więcej. Teraz mogli dosłyszeć samo istnienie głosów, jednak ciężko było określić nawet język, jakim posługiwali się rozmówcy.
- Nie, ja pójdę - Jenny była najodważniejsza.
Obydwoje spojrzeli na Alice, czekając, aż ta zadecyduje, kto z nich spróbuje zakraść się niepostrzeżenie i zdobyć jakiekolwiek informacje.
Alice popatrzyła na nich oboje
- Jeśli mówią po fińsku, to nie za wiele załapiesz Jenny… - zauważyła cicho śpiewaczka. To jednak oznaczało, że iść miałby Kirill, ale nie chciała żeby się od niej oddalał, więc była zmartwiona. Nie powiedziała tego jednak na głos, jedynie o tym pomyślała.

Kirill zniknął między krzakami. Alice wzdrygnęła się, słysząc odgłos, jaki to wywołało. W jej uszach brzmiał bardzo głośno. Czy istoty… osoby? ...znajdujące się tam dalej również go zauważyły? Cała czwórka zastygła w bezruchu. Natomiast Mehiläinen, jakby nieco znudzona, zaczęła wywijać w powietrzu ósemki.
Po kilku bardzo długich minutach zza krzaków wynurzył się Kaverin. Jak oceniła Alice… cały i zdrowy! Jednak mocno zdezorientowany.
- To są ludzie - szepnął. - Ale… myślę, że nie Valkoinen.
Śpiewaczka zmarszczyła brwi
- Nie Valkoinen, a więc… Kto? O czym rozmawiali? - zapytała cicho. Czy przypłynęli w to miejsce, a może byli tu jacyś mieszkańcy? W sumie była tu owa Mariatta, tak więc może żył tu ktoś jeszcze?
- Myślę, że nie Valkoinen dlatego, bo nie mówili po fińsku. Nie korzystali również z angielskiego i rosyjskiego. Czterech mężczyzn ubranych w wojskowe mundury. Nie wiemy zbyt wiele o tej wyspie, ale nie sądzę, żeby znajdowała się tu baza wojskowa…
- Co znaczy… - Mary włączyła się.
Alice zmarszczyła brwi
- Że pewnie znaleźli tę wyspę i chcieli ją sprawdzić? Gdybym mogła posłuchać, może dowiedzielibyśmy się o czym mówią. Chociaż może lepiej poczekajmy. Szli w jakąś stronę? - zapytała Kirilla. Może mogli się z nimi po prostu ominąć.
- Siedzieli na zwalonym pniu drzewa i jedli - wyjaśnił Kirill. - Śmiali się i żartowali, choć wydawali się również nieco… zdenerwowani. Ale to akurat nic dziwnego. Wystarczy wejść do tego lasu, aby wyczuć, że nie jest zwyczajny.
- Ciekawe które państwo ich wysłało - Colberg mruknęła. - Mamy tutaj wojskowe siły najprawdopodobniej niezwiązane ani z IBPI, ani z Kościołem Konsumentów, ani z Valkoinen. Co to zmienia? Czy to w ogóle coś zmienia? Faktem jest, że ta zaczarowana wyspa widoczna jest również dla radarów. Zdaje się, że pojawienie się lądu znikąd nie może tak kompletnie umknąć uwadze w dwudziestym pierwszym wieku…
Harper zmarszczyła brwi
- To nadłóżmy odrobinę drogi i obejdźmy ich - zasugerowała. Nie miała ochoty natknąć się na wojsko. Zaczną zadawać za dużo niepotrzebnych pytań. Wymyślanie kłamstwa, co tu robili dziś nie leżało w jej naturze, zwłaszcza, że mieli zadanie do wykonania.
- Dużym, małym łukiem? - zapytał Emerens.
- Wystarczającym - odpowiedział Kirill.
- Ale co to znaczy? - Jenny wtrąciła się. - Jak przejdziemy zbyt blisko, to mogą nas spostrzec. Natomiast jak zbyt daleko… nadłożymy drogi… - zawahała się, spoglądając na Alice.
Śpiewaczka mruknęła i zerknęła na Kirilla
- Dasz radę oszacować odpowiedni moment, byśmy wrócili z powrotem na wcześniejszy tor? - zapytała go wprost.
- Chwilka, ja was poprowadzę - włączyła się Mehiläinen. - Przecież od tego jestem, czyż nie? Poczekajcie chwilę, zrobię rekonesans.
Następnie odleciała w stronę żołnierzy, tym samym znikając im z oczu.
- Nie mogła tego wcześniej zrobić? - zapytała Jenny, spoglądając na dwie gałązki jesionu, pomiędzy którymi przemknęła.
- Nie - Kirill mruknął ponuro. - Inaczej ja nie musiałbym się narażać.
Alice westchnęła
- No nie zapytaliśmy jej o to… Cóż. Poczekajmy chwileczkę i zaraz ruszymy dalej… - stwierdziła tylko i skrzyżowała ręce przed sobą, obserwując gałązki za którymi zniknęła Mehiläinen.
Wnet pszczółka wróciła.
- Za mną - rzuciła krótko.
- Za tobą - cicho przyznała Mary.
Droga, która wybrała dla nich Mehiläinen była odpowiednia dla insekta niewielkich rozmiarów, ale zdecydowanie gorsza dla pięciu dorosłych ludzi. Musieli przedzierać się przez gęstwiny, zgięci w pas. Pokrzywa paliła ich w kostki, choć nikt nie skarżył się. Jednak najgorszy okazał się przesmyk pomiędzy kępą dzikich róż, których ostre kolce wryły się w przedramiona i nogi Alice, uszkadzając naskórek. Śpiewaczka jedynie cicho posykiwała, przy każdym, kolejnym zadraśnięciu. Droga sukienka o dziwo nie zniszczyła się w trakcie, choć materiał został w jednym miejscu zadarty. Jednak można było z tym żyć. Oby dłużej, niż trzy godziny.

Alice usłyszała w pewnym momencie szmer rozmów żołnierzy. Musieli ich mijać. Przeszli obok, kierując się dalej za Mehiläinen. Ich przewodniczka leciała stosunkowo wolno. Albo dbała o to, aby jej nie zgubili, albo sama potrzebowała trochę czasu, żeby zorientować się w topografii.
- Jeszcze daleko? - Jennifer zapytała Alice, jak gdyby śpiewaczka wiedziała.
Harper zerknęła na nią. Wzruszyła ramionami, sama nie znając odpowiedzi. Musieli podążać za przewodnictwem pszczółki. Alice tymczasem wyciągnęła mały kolec z ramienia i otarła drobną strużkę krwi, która niemal zdążyła zaschnąć na jej skórze. Nawet jej wcześniej nie zauważyła. Sama nie zatrzymywała się idąc powolutku za Mehiläinen. Nasłuchiwała też, czy stracili całkiem z zasięgu tamtych żołnierzy. Alice miała zaplątany w pasma włosów liść i sama kompletnie o tym nie wiedziała. Była tak skupiona na otoczeniu, że swoim wyglądem w tej chwili przejmowała się najmniej.
Nikt jej nawet o tym liściu nie wspomniał. Nie było sensu tak długo, jak Mehiläinen nie wyprowadzi ich na nieco łagodniejsze tereny. Najrozsądniej będzie dopiero wtedy oczyścić się ze wszystkich leśnych skarbów, jakie zdążyły ich po drodze znaleźć.
Minęło jeszcze trochę czasu, zanim wreszcie trafili na rzekę. Roślinność wokół niej wydawała się znacznie spokojniejsza i bardziej cywilizowana.
- Dzięki bogu - szepnęła Jennifer.
Emerens natomiast przykucnął i spojrzał na swoją prawą kostkę, w którą wbił się maleńkich rozmiarów kleszcz. Duńczyk wydawał się niepewny, czy wydrzeć go palcami, czy też na moment zapomnieć o pasożycie.
Śpiewaczka odetchnęła, po czym zaczęła powolutku oceniać stan swoich nóg i ramion, a także spróbowała palcami zgarnąć z włosów liście i drobne gałązki, które się w nie wplątały. Kiedy po jej dłoni przebiegł mały pająk, po prostu ostrożnie strząsnęła go na pobliski krzak. Nie bała się owadów, w młodości w końcu często biegała po lesie. zerknęła natomiast na Emerensa
- Przydałaby się… - skwitowała, po czym przerwała wypowiedź w pół zdania. Zaczęła grzebać w torbie, bo pamiętała, że w kosmetyczce była pęseta… Zamierzała podać ją Duńczykowi.
- Dziękuję - Fortuyn uśmiechnął się do niej blado. Chwycił narzędzie kosmetyczne, po czym z miną chirurga przed trudną operacją przykucnął. Wnet ekstrakcja kleszcza zakończyła się pełnym powodzeniem, a Emerens oddał pęsetę kobiecie.
Kiedy ta chwyciła metalowe szczypczyki… zamarła. Usłyszała za swoimi plecami niepokojący odgłos. Wilcze warczenie dobiegało z odległości co najwyżej kilkunastu metrów.
Alice schowała pęsetę do torby. Kiedy usłyszała warczenie wilka, zamarła i spojrzała w stronę, z której nadchodziło
- Mehiläinen, proszę powiedz mi, że to jakiś wasz kolega… - poprosiła cicho, zwracając się ze słowami do pszczółki.
Pszczółka zawisła nad jej głową. Jednocześnie warczenie ucichło, a Alice nie spostrzegła nic niepokojącego, gdy spojrzała w odpowiednim kierunku.
- Jaki nasz kolega? - zapytała Mehiläinen. - Co masz na myśli?
Kirill i Rens spojrzeli na nią z zaciekawieniem, natomiast Jenny była zajęta podziwianiem rozczochranej fryzury Mary.
- Nie słyszeliście tego? - zapytała zdumionym tonem, spoglądając na resztę, jakby to nie ona oszalała, tylko oni. Alice zamrugała kilka razy, po czym zrobiła parę kroków w stronę, skąd usłyszała warczenie wilka. Czyżby jej się uroiło?
- Ale czego? - Mary warknęła zniecierpliwiona. Spojrzała na Alice, jak gdyby ta od początku eksploracji starała się zwrócić na siebie uwagę wszelkimi możliwymi sposobami. Czy to popisowym mdleniem w objęciach Kaverina, czy też słyszeniem głosów niedostępnych dla uszu zwykłych śmiertelników.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline