Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2018, 18:57   #502
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Nuria i Ilmarinen

Kiedy blondynka wspomniała o bogini śmierci, Alice poczuła ją w sobie. Ona również była sparaliżowana i zaskoczona przytłaczającym ogromem drażniących impulsów. Nic nie powiedziała, ale nie musiała, aby śpiewaczka była tego świadoma.
Harper bez dalszego zbędnego mówienia, znów chwyciła pudełko leków, po czym spróbowała się podnieść. Przyszło jej to z dziwna łatwością. Faktycznie równowaga i wyczucie jej własnego ciała stały się łatwiejsze… Jakby bardziej intuicyjne. Nie musiała się nad tym zastanawiać, jej ciało w lot łapało to, czego chciała, a nawet ruchy Alice stały się płynniejsze i bardziej zmysłowe. Przywodziła na myśl w tym elegancję zwierzęcia, które wychowało się od zawsze w leśnej głuszy i mogłoby upominać się o koronę jej władcy, gdyby tylko jej na tym zależało.
Podała Jennifer pudełko i wyciągnęła z torebki butelkę wody do picia. Odkręciła korek i podała Jenny
- Połknij, to niewiele, ale może pomoże - powiedziała spokojnym tonem. Tuonetar nie była tematem, którym teraz chciała zaprzątać sobie myśli.
- Chodźmy dalej… Potrzebujesz pomocy? - zapytała. Wyglądało na to, że nawet obcasy przestały być dla niej problemem w tej chwili.
- Nie, spokojnie - blondynka mruknęła. - Chodźmy.

Kontynuowały podróż na południe wyspy, choć ta wydawała się teraz kompletnie inna. Alice odniosła wrażenie, jak gdyby wcześniej oglądała świat poprzez niedostrojony, przestarzały odbiornik. Natomiast teraz rzeczywistość rysowała się kompletnie inaczej. Te same drzewa, skały, krzaki… a jednak kompletnie nowe. W pewnym sensie Harper czuła się, jak gdyby narodziła się ponownie. Lecz jak długo było jej dane poznawać świat nowymi zmysłami, zanim zostanie jej to odebrane?
- Mogę do ciebie mówić? - Jenny zapytała szeptem. - Czy uszy cię bolą od dźwięków?
Alice czuła przytłoczenie i łatwo traciła koncentrację, jednak nie odczuwała z tego powodu cierpienia. Co najwyżej dyskomfort. Zdała sobie również sprawę z tego, że choć jej zmysł równowagi uległ znacznemu polepszeniu, to ciało jednak nie do końca reagowało zgodnie z nim. Nie było przyzwyczajone. Choć posiadała lepsze wyczucie i było to widoczne, Harper odczuwała również pełną świadomość, że jej kończyny nie układają się do końca tak, jak nakazywał im umysł.
- Em? Hm? Ah… Możesz… Tylko nie podnoś głosu, bo może wysadzisz mi bębenek uszny - poprosiła ją również cicho. Alice czuła się dziwnie, z jednej strony swobodnie, a z drugiej niezgrabnie. Próbowała opanowywać i na nowo katalogować które dźwięki pochodzą od czego, a które zapachy od czego. Lekko bolała ją głowa od tego wszystkiego, ale uparcie kontynuowała ten protokół, bo tylko to pomagało jej jakoś skoncentrować się na marszu. Stukała w ziemię kijem jak wcześniej, robiła to jednak nieco lżej, bo wibracje kawałka drewna o gunt dostarczały jej dość informacji, a do tego jeszcze dziwnych doznań na poziomie łokcia i ramienia.
- W porządku - Jennifer odpowiedziała spokojnie. Dobrze panowała nad mimiką, lecz wciąż Alice była w stanie dostrzec, że pod tym pozornym rozluźnieniem blondynka odczuwała ból. - Nie wiem, czy będę w stanie nas obronić drugim razem. I choć nic nie wskazuje na to, żeby polował na nas ktoś jeszcze… bądź ostrożna. Wykorzystaj swoje zmysły, skoro są takie wyostrzone… - poprosiła. - Musimy w porę zacząć uciekać. A może i jeszcze wcześniej.
Śpiewaczka zerkała na Jennifer co kilka metrów. Dalej prowadziła je przez las dalej
- Dobrze. Będziemy bardziej ostrożne. Ewentualnie zadźgam kogoś kijem… To mało prawdopodobne, ale zawsze lepsze niż nic, albo się poddać. Mam nadzieję, że ten kowal będzie pomocny… - westchnęła cicho i wydychane powietrze załaskotało ją w wargi, więc oblizała je i przygryzła, chcąc pozbyć się natrętnego odczucia. Koncentrowała się na zmysłach wzroku i powonienia, zgadywała bowiem, że jeśli będą zbliżać się do sadu jabłoni, poczuje bardzo wyraźny, charakterystyczny zapach.

Przeszły może kilometr, kiedy Alice zaczęła go odczuwać. Wpierw niezbyt mocno, delikatny posmak owoców unoszący się wraz z wiatrem. Po stu metrach zobaczyła pierwszą jabłonkę, potem następną i jeszcze jedną. Nic nie odgradzało je od lasu. Rosły pośród niego, stanowiąc wysepkę drzew sadu wokół liściastych i iglastych stanowiących główną część terenu. To nie ulegało wątpliwości - Mehiläinen opowiadała właśnie o tym miejscu. Gdzieś w okolicy musiała znajdować się chatka, a w niej ich kolejny przewodnik.
Śpiewaczka dała znać Jenny o tym, że zbliżają się do sadu, gdy tylko pierwszy raz poczuła woń owoców. Szły więc dalej, nie przestając sprawdzać terenu przed sobą, czy grunt był bezpieczny. Alice nasłuchiwała, szukała wzrokiem i węchem czy rzeczywiście ktoś gdzieś tu w pobliżu mieszkał. Jej zmysły, choć rozpraszały jej uwagę od normalnej rozmowy, to teraz czyniły z niej swoistego rodzaju radar.
- Pełno jabłek - Jenny spojrzała na soczyste, czerwone owoce, które wisiały pośród liści. Wydawały się niezwykle kuszące. Jaka w dotyku byłaby ich skórka? Jaki smak miałby słodki sok, który krył się w środku? Jak bardzo chrupiący okazałby się miąższ, gdyby Alice wgryzła się w niego? Harper odczuła wielką ochotę może nie tyle na jabłko samo w sobie, co na wypróbowanie nowych zmysłów, którymi dysponowała.
- Słyszysz kogoś? Albo coś? Jak nazywał się ten mężczyzna, którego mamy znaleźć? Zawołamy go? - blondynka miała pełno pytań.
Rudowłosa drgnęła wytrącona z zamyślenia słowami Jenny
- Co? A… Ilmarinen… Jeszcze nie słyszę i nie czuję. Zobaczymy jak wejdziemy głębiej w sad i dostrzegę chatkę - powiedziała spokojnie, zerkając na Jennifer i powstrzymując się od chęci zjedzenia jabłek. Mimo, że wszystko byłoby teraz takie intensywne, powstrzymała się. W końcu to ona wyznaczyła zasadę, by nie jeść nic z tego lasu.

Nagle ktoś zaczął śpiewać. Alice ciężko było określić, jak daleko. Nie do końca potrafiła powiedzieć, czy odgłos rzeczywiście był głośny, czy może prawie niedosłyszalny, a tylko jej podkręcone zmysły wyolbrzymiły go do tego stopnia. W zasadzie było to jedynie nucenie. Przypadkowe nuty, które nie składały się na żadną konkretną melodię. Wydawała je z siebie kobieta skryta gdzieś pomiędzy drzewami, choć na razie Alice jej nie dostrzegała. Czy powinny jej poszukać? A może stanowiła ich kolejnego wroga, którego powinny uniknąć i nie zaprzestawać poszukiwań Ilmarinena?
- Słyszę jakąś kobietę - powiedziała Harper, od razu sprzedając informację Jenny
- Nuci - dodała jeszcze, by nie było wątpliwości co dokładnie słyszała. Nasłuchiwała jeszcze chwilę, po czym ręką określiła kierunek z którego do jej uszu docierały nuty melodii.
- W tamtą stronę - dodała i zerknęła na Jennifer
- Omijamy ją, czy idziemy zapytać o drogę? - zapytała.
Jennifer zastanowiła się.
- A nuci łagodnie, czy agresywnie? - zapytała, zadowolona ze swojego pytania. Zwróciła zaciekawione spojrzenie na piękne jabłonie, jakby starając się dostrzec obcą śpiewaczkę pośród roślinności. Kiedy nie była w stanie, przesunęła wzrok na tę znajomą, która stała obok niej.
Alice zmarszczyła brwi i zamknęła oczy by lepiej skoncentrować się na słuchu, czy była w stanie określić coś takiego z tej odległości, czy musiała odrobinę zbliżyć się w stronę, skąd docierał do niej głos tamtej kobiety. Nie musiała poruszać się. Nucenie brzmiało jak zwykłe… nucenie. Właścicielka głosu mogła być znudzona, lub zajmowała się jakąś nieszczególnie zajmującą i żmudną aktywnością.
- No? - blondynka ponagliła.
Harper otworzyła oczy i zerknęła na Jenny
- Brzmi jak zwyczajne nucenie, towarzyszące nudzie przy wykonywaniu monotonnej czynności - wyjaśniła jakie odniosła wrażenie
- Myślę, że może jednak zwrócenie się o wskazanie kierunku nie byłoby złym pomysłem - dodała.
- To chodźmy.

Kilkanaście metrów dalej pośród drzew znajdował się duży, solidny głaz. Siedziała na nim piękna kobieta. Miała niezbyt długie, brązowe włosy związane różową wstążką. Jej ciało nie przykrywało nic prócz promieni słonecznych oraz drobnej warstewki tiulu w kolorze flamingów. Było jędrne i kuszące. Zdawała się cudowną nimfą lub też wodzącym na pokuszenie sukubem. Kompletnie nie spostrzegła obecności Jenny i Alice. Relaksowała się, nucąc cicho. U jej stóp znajdował się kosz pełen czerwonych jabłek.

[media][/media]

Rudowłosa przez kilka chwil przyglądała się kobiecie bardzo uważnie, bowiem z nowymi zmysłami ta wydawała jej się bardzo urokliwą w swoim naturalnym pięknie. Zaraz jednak otrząsnęła się i pokręciła głową
- Ym… Przepraszam? - odezwała się odrobinę głośniej, co w jej własnej głowie brzmiało za głośno, ale musiała się do tego przyzwyczaić.
Kobieta przestała śpiewać, jednak w ogóle nie przelękła się. Nawet nie wzdrygnęła. Nie próbowała też zakryć swojego ciała przed obcymi oczami, jakby kompletnie nie przejmowała się tym. Spojrzała na Alice zupełnie tak, jakby spodziewała się jej.
- Słucham? - w ten sposób przywitała się nieznajoma. Miała przyjemny głos kojarzący się ze świeżo ściętymi kwiatami.
Alice nabrała więcej powietrza do płuc, razem z cudowną wonią jabłek i parującej po ciepłym słońcu zieleni sadu
- Przyszłyśmy znaleźć kowala Ilmarinena… Drogę tutaj wskazała nam pszczoła Mehiläinen, przyjaciółka niedźwiedzia Otso… Ja jestem Alice, a to Jennifer… Czy mogłabyś wskazać nam do niego drogę? - poprosiła śpiewaczka uprzejmie, próbując znieść brzęk własnego głosu w swojej czaszce. Był również bardzo ładny, ale słyszany z wewnątrz, nie z zewnątrz, sprawiał jej odrobinę bólu.
Kobieta uśmiechnęła się, ukazując rząd równych, śnieżnobiałych zębów.
- Mogłabym - odpowiedziała, co zabrzmiało jak obietnica. Patrzyła prosto w oczy Alice w ten sposób, że Harper zaczęła zastanawiać się, na co dokładnie zgadza się nieznajoma.
Harper uśmiechnęła się lekko
- Oh, w takim razie byłabym bardzo wdzięczna - zgodziła się Alice, teraz czekając aż niemal całkowicie naga kobieta wskaże im owy właściwy kierunek. Uprzejmie starała się nie wodzić po niej wzrokiem, więc jej spojrzenie również było skoncentrowane na oczach niewiasty.
Nieznajoma pochyliła się, aby podnieść koszyk jabłek. Kiedy wyprostowała się z powrotem, ciężko było odmówić jej piersiom sprężystości. Obróciła się tyłem do kobiet i ruszyła w wybranym kierunku pośród drzew. Poruszała kusząco biodrami i wydawała się zupełnie nie przejmować ciężarem owoców. Albo były bardzo lekkie, albo ona bardzo silna.
- Zapraszam was - rzekła, tym samym prosząc kobiety o dołączenie do niej.
Tak bardzo jak Alice starała się nie przykuwać uwagi to każdego najdrobniejszego ruchu ciała kobiety, tak bardzo jej to nie wychodziło. Świat stał się naprawde potężnie pełen wszystkiego dla panny Harper. Zerknęła na Jenny
- No to idziemy… Zaraz może uda nam się coś zrobić z twoją dłonią, żeby chociaż… No wiesz, ją unieruchomić - powiedziała cicho, ale ruszyła za odzianą w tiul kobietą.
- Też byś chciała ją unieruchomić? - blondynka mruknęła półprzytomnie, idąc za nimfą.

Szły jeszcze przez kilkanaście, może kilkadziesiąt metrów, kiedy ujrzały drobną chatkę. Alice skojarzyła się z domkiem Mielikki i Tapiego, tyle że ta nie była porośnięta i sprawiała wrażenie nieco nowszej. Nieznajoma przystanąła przy drzwiach, po czym obróciła się nieznacznie i spojrzała z uśmiechem na Harper i Jenny.
- Gotowe? - uśmiechnęła się.
Alice popatrzyła na kobietę, a potem na domek. Nasłuchiwała chwilę, czy słyszy kogoś wewnątrz. Wydawało jej się, że tak. Czy to było chrapanie? Mimo wszystko nie była pewna, czy nie należało na przykład do zwierzęcia.
- Hmm, no tak, dziękujemy… - Harper była trochę skołowana. Kobieta wskazała im chatkę, ale nie kowala, a przez to jak wyglądała i swoje nowe zdolności percepcji czuła, że zachowuje się conajmniej jak Kirill, kiedy myślami jest w innej galaktyce… No może tylko bardziej ekspresyjnie.
Nimfa otworzyła drzwi, zapraszając je do środka gestem.
- Ilmarinen jest w środku - zapowiedziała. - Dawno nie przyjmował gości. Jednak jeżeli zdołałyście przedostać się na teren sadu, to znaczy, że nie możecie mieć złych intencji - powiedziała tak, jak gdyby okoliczną ziemię otaczało zaklęcie blokujące dostęp nieprzyjaciołom. - Wejdźcie - ustawiła się bokiem robiąc kobietom miejsce.
Alice podeszła w takim razie przodem i pierwsze co zrobiła, to spojrzała na drzwi, podniosła wolną dłoń, bo w zranionej postanowiła trzymać swój kij i zapukała do drzwi, nie chcąc tak komuś wchodzić do domku bez ostrzeżenia. W końcu grzeczność jej to nakazywała. Uderzanie kostkami w drzwi sprawiło znowu sporo hałasu, na który postarała się nie skrzywić. Nasłuchiwała reakcji ze środka i starała się oddychać płytko, bo wolała się nie przekonać czy ta tajemnicza kobieta pachnie kwiatkami, jabłkami czy czymkolwiek innym mogła pachnieć, jeśli była równie magiczna co ten cały las.

Alice zauważyła, że powoli już zaczyna panować nad swoimi nowymi zmysłami. Potrafiła wytępić je do zwykłego stanu sprzed skonsumowania Łowcy. Kiedy zachodziła taka potrzeba, mogła je błyskawicznie wyostrzyć. Wciąż nie opanowała tej sztuki kompletnie, jednak zaczynała rozumieć, jak postępować, aby dostrzec więcej niż zwykły śmiertelnik i nie wyć z bólu chwilę później, gdy ktoś przejedzie jej po oczach światłem latarki.
- Czy to ty, Nurio? - z wnętrza rozległ się niski, tubalny głos. Wydawał się nieznacznie tylko zirytowany, jakby jego właściciel obudził się właśnie z długiej i smacznej drzemki.
Harper poczuła ulgę, że mogła już panować nad siłą doznań, jakie dostarczały jej nowe zdolności. kiedy ze środka chatki rozległ się głos mężczyzny, śpiewaczka najpierw zerknęła na odzianą we flamingowy róż kobietę, a potem znów spojrzała na drzwi
- Cóż, nie… Przepraszam, że przeszkadzam… Mamy do pana pytanie i prośbę, jeśli to nie będzie problem - odezwała się, trochę zmieszana, że jednak najwyraźniej mężczyzna spał.
- Najdroższy, dwie piękne kobiety przyszły do ciebie z wizytą - Nuria, bo nimfa najwyraźniej tak miała na imię, szepnęła czule do kołatki. Będącą zapewne najszczęśliwszą kołatką na świecie. - Pamiętam twoje słowa… kiedy szeptałeś mi, że tylko mojego towarzystwa pragniesz… - zawiesiła głos, uśmiechając się figlarnie. - Czyżby moja uroda przeminęła?
Nuria teatralnie westchnęła i oparła się o drzwi plecami. Wnet poleciała do tyłu, gdy te otworzyły się. Została złapana w locie przez mężczyznę, który odruchowo zacisnął dłonie na jej nagich ramionach. Ciężko był pozbyć się wrażenia, że Nuria wszystko zaplanowała. Jako jedna z nielicznych posiadała wystarczającą grację, by wyglądać przy tym tak dystyngowanie, kusząco i urokliwie.

Ilmarinen był mężczyzną średniego wzrostu. Odznaczał się dużą nadwagą. Wciąż nie mógł równać się z Otsem, jednak tak naprawdę to nic jeszcze nie znaczyło. Miał kędzierzawe, czarne włosy, które w dół przechodziły w gęstą, długą brodę. Wyglądał na pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat, mimo że tak naprawdę liczył sobie zapewne zupełnie inną ich ilość. Nie był przystojnym mężczyzną, choć wydawał się za to bardzo silny i pewny siebie.
- Jeden, dwa, trzy… - liczył na głos. - Widzę trzy piękne kobiety, nie dwie. Komu uczyniłaś taką krzywdę, moja miła?
- Obawiam się, że sobie, mój drogi - Nuria zamknęła oczy, wtulając się plecami w swojego kochanka. - Skoro spraszasz inne…

Alice poczuła się nieco nie na miejscu słuchając rozmowy, która zaistniała między Nurią, a Ilmarinenem. Czekała chwilę i uśmiechnęła się przepraszająco, kiedy mężczyzna wreszcie zwrócił na nią i na Jennifer uwagę
- Nie chcemy zajmować wam zbyt wiele czasu… Przysyła nas Mehiläinen, przyjaciółka Otsa. Poszukujemy góry Horny i ponoć ty mógłbyś nam coś o tym powiedzieć… Nazywam się Alice, a to Jennifer… Po drodze Jenny miała mały wypadek, czy jest jakaś opcja, byście zechcieli pomóc nam choć usztywnić jej rękę, by nie zrobiła sobie w nią więcej szkód? - wyjaśniła śpiewaczka, chcąc przejść od razu do sedna i nie musząc wykręcać się z tłumaczenia, czemu kowal je tu ‘sprosił’ jak zasugerowała niemal naga kobieta… Alice musiała przyznać, że razem tworzyli niezwykłą parę do oglądania.
Kochankowie spojrzeli po sobie.
- Słodziutka, czy zajęłabyś się tą biedną panią? - zapytał kowal, wpierw patrząc na Nurię, a potem na Jennifer.
Nimfa położyła dłoń na klatce piersiowej mężczyzny i zaczęła bawić się kręconymi włosami pokrywającymi go.
- A nie będziesz zazdrosny? Myślałam, że lubisz, kiedy zajmuję się tylko tobą… - zawiesiła głos, patrząc mu w oczy.
Ilmarinen kompletnie zapomniał o słowach Alice i spojrzał na swoją towarzyszkę w nagłym przypływie palącego pożądania. Zdawało się, że zaraz weźmie ją, położy na barku i przeniesie na łóżko w sypialni.
Śpiewaczka nie zamierzała im przerywać, obiecała sobie, że poczeka trzydzieści sekund, jeśli w tym czasie nie nastąpi żadna zmiana, dopiero zacznie myśleć o tym, by zwrócić uwagę na to, że czas nie jest dziś po ich stronie. Zerknęła w międzyczasie na Jennifer, oceniając to jak blondynka się miała, po pierwsze ze względu na rękę, a po drugie przez nastrój panujący między tą dwójką. Wolała, by Jenny nie pogrążyła się w przygnębieniu.
Blondynka wyglądała bardziej na zirytowaną, choć całkiem dobrze kontrolowała się pomimo niesprzyjających ku temu okoliczności.
- Jeżeli to byłoby możliwe - chwyciła zdrową ręką dłoń Nurii i położyła ją na swojej drugiej, chorej. - To chciałabym, abyś mi pomogła - powiedziała bardzo poważnym tonem, tym samym burząc nastrój pomiędzy kochankami. Nuria spłoszyła się i spojrzała na blondynkę niczym obrażona kotka, jednak jej mina zmieniła się, gdy Ilmarinen zwrócił na nią wzrok i pocałował w policzek.
- Zobaczę - szatynka obiecała niechętnie, po czym nagle zmieniła kompletnie nastawienie. Uśmiechnęła się do Jenny szeroko i jakby nawet… szczerze. - Potrzeby naszych gości powinny być zaspokojone. Inaczej… następni nie będą przychodzić.
Pociągnęła Konsumentkę do wnętrza chaty. Ilmarinen następnie wyszedł dalej na zewnątrz i skierował się w stronę ławeczki. Usiadł na niej, mówiąc do Alice.
- Czego szukałaś? - poprosił o przypomnienie. - I dlaczego tego szukasz? To pośrednie pytanie o to, kim jesteś. O to, kim obydwie jesteście - poprawił się.
Alice popatrzyła za wciągniętą do chatki Jennifer i wyostrzyła nieco zmysł słuchu, by wiedzieć o czym będzie rozmowa mająca miejsce w środku. Skoncentrowała jednak większość swej uwagi na kowalu
- Szukamy góry Horny. A dlaczego jej szukamy, ponieważ… Próbujemy znaleźć na tej wyspie coś ważnego dla uratowania świata jakim znamy i nie mamy pewności, gdzie tego czegoś szukać. A pszczółka powiedziała nam, że jest to interesujące miejsce. Choć osobiście uważam, że cała ta wyspa jest fascynująca… - rozgadała się odrobinę, zaraz jednak zamilkła i zerknęła uważnie na mężczyznę.
- Cała wyspa i wszyscy jej mieszkańcy? - mężczyzna uśmiechnął się do Alice. - Cóż, mała pszczółka dobrze szepnęła ci do uszka. Mogę ci pomóc dojść na górę Hornę. Ale najpierw chcę z tobą porozmawiać i przekonać się, czy jesteś człowiekiem, któremu warto pomóc. Nie jestem dobrotliwym, pomocnym duszkiem. Jestem kowalem - powiedział głosem przepełnionym dumą. - Czy wiesz, kim jestem? Z czego Ilmarinen zasłynął? O czym ułożono pieśni? - zawiesił głos. - I powiem ci, że ciesz się, że przynajmniej nie każę ci ich śpiewać - podniósł do góry palec wskazujący.
Harper uniosła brew i uśmiechnęła się na jego ostatnie słowa
- No z tym ostatnim, to tak się akurat składa… Że jestem śpiewaczką… Co do reszty, może nie być już tak kolorowo. Jestem tutaj, ponieważ przyrzekłam Acce i vaki mądrości i prawdy ubiec bóstwa Tuoneli… - spoważniała znowu, obserwując uważnie kowala
- Obcowanie z bóstwami, czy legendarnymi postaciami jak ty nie jest czymś dla mnie codziennym, sprecyzujmy to… W ciągu tego tygodnia dopiero zaczęłam poznawać fiński panteon - uśmiechnęła się przepraszająco.
Ilmarinen warknął coś pod nosem.
- Czyli mnie nie znasz? Nie powinnaś tak lekko opowiadać o swojej niewiedzy, jakby tłumaczyła cię. Wręcz przeciwnie. Należą mi się wyjaśnienia, dlaczego jesteś nieobeznana. Dzieci powinny wzrastać w tradycji. Słuchać opowieści o mężnych fińskich bohaterach i heroinach - wyprostował się, eksponując wielkie brzuszysko. W jego mniemaniu bez wątpienia zaliczał się do tego chwalebnego towarzystwa.
Śpiewaczka wzięła głęboki wdech
- Bardzo cię przepraszam, ależ oczywiście, gdybym tylko miała możliwość, słuchałabym z zafascynowaniem takich opowieści, ale… Nie jestem finką. Pochodzę z kraju zza oceanu. Poza tym… Świat w tych czasach wygląda zupełnie inaczej… Bogowie i herosi… To tylko opowieści i nie są przekazywane… Można o nich przeczytać, ale to niestety nie jest już wiedza, którą obowiązkowo każdy posiada. Uważam, że przez to te czasy są bardzo ubogie… Opowiadałam o tym Tapiowi, był przygnębiony - zamyśliła się, wspominając rozmowę o metalowych ptakach.
Kowal parsknął śmiechem.
- Niby nie znasz opowieści, ale imionami potrafisz rzucać niczym wymieszaną w samą towarzyską śmietankę.
Następnie zamilkł na moment.
- Czyli jesteś obca… to jak Nuria. Ona też nie należy do tego miejsca… i czasu… - szepnął cicho do siebie, zamyślając się.
Alice przechyliła głowę
- Bowiem szybko się uczę, więc gdy poznaję czyjeś imię, oczywiście że chcę poznać i tę osobę. A jak mówiłam, w tym tygodniu poznaję wiele znamienitych person fińskiej kultury - wyjaśniła płynnie. Gdy Ilmarinen wspomniał o tym, że Nuria nie jest stąd, rudowłosa mruknęła delikatnie
- Zdaje się jednak, że doskonale się wpasowała - zasugerowała, obserwując mężczyznę. W końcu byli w zażyłej relacji, trudno by temu teraz zaprzeczył.
- Z czego zasłynąłeś Ilmarinenie, jeśli rzecz jasna zechcesz mi opowiedzieć? - zapytała ze szczerym zaciekawieniem.
Kowal poklepał się po brzuszysku.
- Niczym wielkim - powiedział skromnie. - Stworzyłem sklepienie niebieskie. A także młot Sampo, które je podtrzymuje, ten jednak został zniszczony. Uległ rozproszeniu na trzy odłamki, które zamieszkały w świecie żywych - westchnął z pewnym smutkiem.
Alice uniosła brwi
- Uważam, że stworzenie sklepienia niebieskiego to już niesamowity, nie lada wyczyn… Co do młota Sampo, cóż… Może ktoś go kiedyś znajdzie i ci odda? - zaproponowała optymistyczną opcję. Zerknęła w stronę chatki, a potem znów na kowala.
- Muszę dla ciebie wyglądać, na straszną ignorantkę… Przykro mi, staram się dlatego zapamiętać wszystko najlepiej jak mogę - obiecała.
Jednocześnie słyszała głosy dochodzące z chatki. Nuria szukała bandaży w szafce i kazała czekać Jenny na krześle, na co blondynka zgodziła się. Zresztą nie miała wielu możliwości.
- Mam nadzieję. I, szczerze mówiąc, działam w tym kierunku - Ilmarinen mruknął po dłuższej chwili zastanowienia. - To moje największe dzieło, może nie licząc sklepienia niebieskiego - wzruszył ramionami. - Jednak myślę, że wkrótce znów je posiądę - uśmiechnął się do siebie.
Harper kiwnęła głową
- Mam nadzieję, że twój plan się powiedzie w takim razie - powiedziała spokojnym tonem. Następnie zamilkła, nie będąc pewną, co w tym momencie ma powiedzieć. Kowal nieco zbił ją z torów myślenia o celu podróży i śpiewaczka po prostu na chwilę zadumała się.
Alice usłyszała zamieszenie, które miało miejsce w chatce. Zdawało się, że kobiety o coś spierały się szeptem tak cichym, że śpiewaczka nie mogła go dosłyszeć. Co, mając pod uwagę jej wyczulone zmysły, o czymś świadczyło.
- Stworzyłem Sampo dla wiedźmy w Tuoneli w zamian za rękę jej córki. Kiedy ona zginęła, wykułem jej posąg ze złota i prosiłem Väinämöinena o to, żeby pomógł mi ożywić go. Jednak nie zgodził się, a mi zostało jedynie zwrócić z pomocą do wiedźmy Louhi. Mimo że wcześniej wykradliśmy jej Sampo. Ja i Väinämöinen. Koniec końców okazało się, że nie mogłem liczyć na mojego przyjaciela i brata, lecz na tę wstrętną czarownicę, z którą wojowaliśmy. Jednak zgodziła mi się pomóc, sama również tęskniła za swoim dzieckiem. I tylko dzięki temu Nuria wciąż jest ze mną… - zawiesił głos, rozpamiętując minione wydarzenia.
Alice uniosła lekko brwi
- Cóż… Mimo tego, że twoja opowieść miała tyle zwrotów, koniec końców wyszło na to, że czasem i wróg, stanie się pomocnym, gdy dążysz do jakiegoś celu, czyż nie? To ciekawe… - nie zdziwiło jej to, że kobieta była, jak wynikało z opowieści, ożywionym posągiem ze złota. Zadumała się nad faktem, że podobnie jak w tym przypadku, był moment kiedy i jej to sama Tuonetar musiała pomóc i to dokładnie dzisiejszego dnia… Śpiewaczka zerknęła znów w stronę drzwi chatki. Słysząc szeptany spór, nawet przy swoich czułych zmysłach, zdziwiła się odrobinę, ale postanowiła na razie na to nie reagować.
- Tak więc… Mówiłeś, że pomożesz nam dojść do tamtej góry… - rudowłosa wykonała płynny nawrót do tematu, który powinien ją interesować. Mogłaby zapewne spędzić na rozmowie z kowalem i wiele godzin, ale nie mieli aż tyle czasu…
- Tak, bo dzięki temu zdobędę to, czego tak bardzo pragnę. Pomogę wam dostać się na Hornę - obiecał. - A dzięki temu Sampo znowu będzie moje - uśmiechnął się lekko, patrząc w dal. Wydawał się rozmarzony i nie do końca skoncentrowany na rozmowie.
Wtem Alice usłyszała krzyk. Był przytłumiony, jakby przez rękę kneblującą usta, jestem dla nowych uszu śpiewaczki układał się w wyraźne słowa. “To pułapka! Uciekaj!” Zwykłe, trzy proste słowa, które znaczyły tak wiele.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...

Ostatnio edytowane przez Vesca : 18-05-2018 o 19:00.
Vesca jest offline