Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2018, 19:01   #503
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Nieoczekiwani wrogowie

Harper milczała przez krótką sekundę, by zaraz zacisnąć na moment mocniej dłoń na kiju, którym wcześniej sprawdzała ziemię w lesie. Westchnęła i tym razem spojrzała w stronę chatki już na tyle wyraźnie, że nie było to niezauważalne zerknięcie
- No to pięknie… W takim razie, zobaczę co z Jennifer, bo nieco zależy nam na czasie? - zapytała spoglądając na Ilmarinena uważnie. Tymczasem spięła mięśnie, gotowa do reakcji, wiedząc już, że jeśli ona usłyszała wyraźnie słowa wypowiedziane przez Jenny, to samo też doszło do Tuonetar.
- Czemu by nie - odpowiedział kowal. - Mi też zależy na pośpiechu - przyznał. - Sama wiesz dlaczego.
Wyglądało na to, że chciał pozwolić Alice odejść, samemu czekając w tym samym miejscu. Nic nie wskazywało na to, że miałby brutalnie powstrzymać ją czynem lub słowem.
Alice zerknęła po nim uważnie, po czym wstała.
- Jenny? - zawołała w stronę otwartych drzwi chatki, tonem który wskazywał na to, że oczekiwała by blondynka do nich przyszła. Alice tymczasem znów pozwoliła zmysłom na wyczulenie, nasłuchując teraz otoczenia bardzo uważnie.
W chatce rozległo się ciche poruszenie. Harper spostrzegła kątem oka, że Ilmarinen wstał i zwrócił się w stronę własnego domostwa, nie przybliżając się przy tym.
- Twoja przyjaciółka zasnęła - usłyszała głos Nurii. - Dałam jej ziółka lecznicze, dzięki którym będzie regenerować się - wyjaśniła pogodnie.
“A-alice”, jednocześnie rozległ się zduszony szept. Cichy niczym szelest opadającego, więdnącego liścia.
Harper uśmiechnęła się, zaciskając dłoń mocno na kiju
- Nurio… Moja droga… To bardzo miłe z twojej strony i gościnne. Chciałyśmy jednak tylko opatrunku na jej rękę. Zbudź ją, nie mogę jej pozostawić z wami. Nie pochodzi z tej wyspy jak i ja, zdecydowanie chcę z nią ruszyć dalej i wrócić - oznajmiła tonem jakby mówiła do bardzo nierozumnego dziecka, któremu musiała coś cierpliwie wyjaśniać.
Nuria wyjrzała na zewnątrz. Oszałamiająco piękna, urokliwa i naga… niczym wyjęta spod dłuta wielkiego artysty.
- “Chcę z nią ruszyć dalej”? - powtórzyła. - A nie z nami? My również wybieramy się do Horny i chcielibyśmy was eskortować.
Ilmarinen przybliżył się.
- To nie jest bezpieczne miejsce. Przypomnij sobie waszą ostatnią walkę z Łowcą i jak niewiele brakowało… - zawiesił głos.
- A zresztą my i tak zmierzamy w tamtą stronę - Nuria wzruszyła ramionami, jak gdyby to nie było nic wielkiego.
Rudowłosa kiwnęła głową, udając że nie dostała właśnie potwierdzenia na temat tego jak bardzo zła była ta sytuacja. Postanowiła sprawdzić jeszcze jedną rzecz
- Ależ nie trzeba. I tak chciałam się jedynie zapytać o drogę. Najpierw musimy wrócić po resztę naszych znajomych. Jeśli wam się spieszy na górę, w takim razie nie chciałabym zabierać wam za dużo czasu i po prostu powiedzcie mi jak tam dojść. Zabiorę Jenny i jak przedyskutuję to z resztą, to wtedy się tam wybierzemy - uśmiechnęła się i stanęła tak, by dobrze widzieć, jedno i drugie z dwojga mieszkańców tej chatki.
Nuria i Ilmarinen spojrzeli po sobie nieco dłużej. Obydwoje skinęli głową w tym samym momencie, jakby tocząc w myślach rozmowę, której Alice nie mogła dosłyszeć.
- Niestety nie tak to będzie wyglądać - kowal westchnął. - Jeżeli nie dostarczę cię na górę Hornę, to Tuonetar nie przekaże mi wszystkich trzech odłamków Sampa. Jak to sama powiedziałaś? - zastanowił się, próbując wywołać z pamięci słowa śpiewaczki. - “Mimo tego, że twoja opowieść miała tyle zwrotów, koniec końców wyszło na to, że czasem i wróg, stanie się pomocnym, gdy dążysz do jakiegoś celu, czyż nie?”
Ilmarinen westchnął i założył ręce o siebie.
- Tuonetar, podobnie jak Louhi, nie jest moją przyjaciółką. Już prędzej nazwałbym ją wrogiem z wielu powodów. Jednakże, jeśli jest pomocna w dążeniu do mojego celu… - zawiesił głos, wpatrując się smutno w Alice.
Śpiewaczka kiwnęła głową
- Ironicznie… Oh. Nawet zabolało - westchnęła
- A co jest na górze Hornie, że właśnie tam chce mnie jaśnie wredna jędza? - zapytała poważnym tonem Alice.
- Ktoś, kto odbierze cię - rzekł kowal. - A mi odda tych trzech młodzieńców.
Nuria zmarszczyła czoło i wydęła usta.
- Pragniesz wszystkich, prócz mnie - mruknęła niby zazdrośnie.
Ilmarinen spojrzał na nią z miłością i rozbawieniem.
- Jesteście niezwykle miłymi osobami. Szkoda tylko, że tak ładne jabłka, mają tak zepsute wnętrze… Dobra… To co zrobiłaś z Jenny? - zapytała. Nie była w nastroju do uprzejmości i cierpliwości. Alice przeszła na maksymalnie rzeczowy i poważny ton. Ktoś miał ją odebrać z góry i oddać trzech mężczyzn…
- Poza tym, co planujesz potem zrobić z tymi ludźmi? Dodatkowo, skąd wiesz, czy bogini cię po prostu nie wykorzystuje dla własnego celu. Czemu niby miałaby oddawać ci młot, który ponoć jest tak wspaniały jak niebo, które zrobiłeś. Miałam okazję poznać bardzo paskudną stronę bogów Tuoneli i zdecydowanie nie należą do przyjaznych osób, które dla swojej korzyści nie zabiją każdego, kto im się sprzeciwi - zmarszczyła brwi i przełożyła kij do drugiej dłoni. Był znów zakrwawiony świeżą cieczą. Alice skaleczyła się w ledwo zasklepioną ranę.
- Wypij to - Nuria podała jej flakonik wypełniony bezbarwną cieczą. Samo naczynie było śliczne i kształtem przypominało iść winogron.
- Odpowiem ci na te pytania i wszystkiego dowiesz się, jeżeli będziesz współpracować - obiecał mężczyzna. - Ładne jabłka wciąż mogą przydać się. Nawet jeśli w środku zgniły, to z zewnątrz wciąż potrafią być smaczne. O ile nie chcesz od nich zbyt wiele i nie zagłębisz się niebezpiecznie… - zawiesił głos w groźbie.
Harper zerknęła na flakon, ale nie przyjęła go, tylko cofnęła się o krok
- Co mi stoi na drodze, bym was po prostu nie skonsumowała. Dlaczego miałabym tego nie zrobić. Po prostu to zrobię, a potem choćby wyniosę Jennifer z waszej przeklętej chatki - warknęła. Nieważne jak zagadkowo mówił kowal, Alice była teraz mocno wstrząśnięta, a to była taka ludzka emocja, która zaślepiała gniewem.
- Nie możesz nas skonsumować - rzekł Ilmarinen. - Dawno temu spotkałem osobę, która posiadała taką umiejętność. Miało to miejsce przed czasami twoimi, twojej matki, babki, prababki… i tak dalej w dół drzewa genealogicznego. Jeżeli rządzicie się tymi samymi zasadami… - zawiesił głos - ...najpierw musisz nas pokonać. Zanim pożresz. A ja… - mężczyzna wyprostował się, prezentując olbrzymią masę zarówno tłuszczu, jak i mięśni - ...nie zamierzam pokonać się słabej kobiecie.
Harper wyostrzyła zmysły jeszcze bardziej
- Czyli jeśli odmówię współpracy, będę musiała się liczyć z tym, że za chwilę się na mnie rzucicie? Złota gościnność - mruknęła, robiąc teraz drugi krok do tyłu.
- Przykro mi - odparła Nuria. - Nie chcę, żebyś myślała o nas źle, jednak… Nie traktujemy cię jak wroga, lecz bardziej… jak kogoś, kto znalazł się w nieodpowiednim miejscu i czasie, będąc nieodpowiednią osobą, mającą nieodpowiednie znaczenie dla potężnych ludzi. I nie mam teraz na myśli nas.
Ilmarinen westchnął.
- Niestety jeżeli nie będziesz współpracować po dobroci, to zrobi się nieprzyjemnie. To nie jest groźba. To obietnica - skrzywił się.
Alice zacisnęła mocno dłonie i spojrzała na Nurię
- Nie odpowiedziałaś mi co zrobiłaś z Jennifer. Jest przytomna? Jeśli tak, to nie chcę, żeby była w to zamieszana - oznajmiła poważnym tonem. Kalkulowała, ale na razie wahała się pomiędzy odmową, a wykorzystaniem faktu, że nie będzie miała wyboru.
- Jest nieprzytomna - odpowiedziała Nuria. - I wolelibyśmy, abyś ty też utraciła świadomość.
- Tak byłoby łatwiej - szybko dodał Ilmarinen, unikając wzroku Harper.
Śpiewaczka zmarszczyła brwi
- Pod jednym warunkiem. Jennifer tu zostaje i rozwiążesz ją, czy cokolwiek, o ile ją unieruchomiłaś - oznajmiła Alice poważnym tonem. Zacisnęła dłoń na kiju, po czym puściła go na ziemię.
- Pod jednym? - powtórzył Ilmarinen. - Niech tak będzie. Nikt nic nie wspominał o blondynce i nie obchodzi nas, co się z nią stanie.
- Zostanie w chacie - Nuria wtrąciła się. - Nie jest związana, jednak w najbliższym czasie nie wybudzi się. Specyfik powinien przestać działać za godzinę lub dwie… - zmarszczyła czoło, próbując przywołać szczegóły wiedzy z zakamarków pamięci.
Alice zerknęła na buteleczkę
- Ile ja będę po tym spać? - zapytała trochę nieufnie. Jeśli miałaby spać dwie godziny… To naprawdę dużo czasu.
- Nie jestem przekonana - odpowiedziała Nuria. - Podobno… nie jesteś zwykłym człowiekiem, czyż nie? Tak przynajmniej usłyszałam, kiedy poproszono mnie o podanie takiej dawki, abyś zamknęła oczy, jednak otworzyła je po przybyciu na Hornę - wyjaśniła. - Dostaniesz nieco mniej od twojej przyjaciółki.
- Chyba, że masz ochotę na nieco mocniejszy sen. Wtedy moglibyśmy go zapewnić.
Nuria spojrzała pytająco na swojego kochanka.
- Nie miałem na myśli śmierci, na litość bogów wszelakich!
Harper zsunęła torbę z ramienia. Zrobiła dwa kroki do Nurii i podała jej ją
- Zostaw to proszę przy Jennifer - wzięła od niej buteleczkę i odkorkowała. Z czystej ciekawości, powąchała substancję. Chwilę później zerknęła na oboje mieszkających tu ludzi
- Jeśli z tego wyjdę… Zdecydowanie dopiszę co nieco o was do Wikipedii… - burknęła, po czym napiła się z buteleczki, niczym Alicja w Krainie Czarów. Tylko, że ona nie miała od tego urosnąć, a zapaść w sen…
Jednak… kiedy przełknęła ostatni łyk, wcale nie poczuła się śpiąca. Być może specyfik działał z opóźnieniem.
- A co jest w tej torbie? - zapytała kochanka kowala, nieufnie podnosząc ją z ziemi. Ilmarinen wykonał przy tym taki ruch, jakby chciał ją powstrzymać i pasek na ramię miał zaraz okazać się kobrą o trującym ugryzieniu.
Alice zakorkowała buteleczkę
- Nic nadzwyczajnego. Rzeczy do upiększania wyglądu, woda do picia. Woda morska. Lekarstwa. Zwykłe rzeczy, z których teraz korzystają śmiertelnicy. Po prostu wolę, by zostały z nią… - powiedziała spokojnym tonem. Nie chciała, by zdjęcie Mary trafiło w niepowołane ręce.
- Mam nadzieję, że nie będziemy tego żałować - Ilmarinen powiedział chyba do Nurii, jednak patrzył prosto w oczy Alice. Kobieta natomiast poczuła, że leci z nóg i to bynajmniej nie z powodu uroku osobistego kowala. Trwało to co najwyżej ułamek sekundy zanim odzyskała równowagę. Zamrugała dwa razy oczami, aby usunąć zakradającą się mgłę.
Śpiewaczka walczyła z dziwnym odczuciem. Potrząsnęła nawet głową, by pozostać dłużej przytomną
- To już wasza i Tuonetar sprawa, czy pożałujecie, czy też nie. Ja tu robię za towar przechodni najwyraźniej… - mruknęła zerkając na kowala z ponurą miną. Jak będzie wyglądać za godzinę?
- Ile czasu idzie się stąd do góry? - zapytała
- W jakim to jest dokładnie kierunku? - dodała jeszcze.
Ilmarinen obrócił się do niej bokiem i wskazał na wschód. Wyciągnął rękę.
- Tam - wyjaśnił. - Nie będziemy tam iść - jeszcze dodał.
Kiedy Alice nagle obróciła głowę, aby spojrzeć w kierunku, w którym znajdowała się Horna, poczuła znacznie mocniejsze zawroty głowy, niż jeszcze przed chwilą. Jej oczy same zamknęły się. Poczuła, że upada, jednak kowal w porę ją złapał i przetrzymał.
- Nie powinieneś jej w ten sposób dotykać - Nuria mruknęła urażona i zazdrosna, choć Ilmarinen dotykał jedynie ramion śpiewaczki.
Alice wciąż mogła odzywać się, jednak już niedługo miało to trwać. Czuła, że ogarniająca ją słabość wzmacnia się z każdą sekundą.
Rudowłosa znów spróbowała zwalczyć ciężkość powiek
- Nie idziemy do Horny, czy nie idziemy na pieszo? - zapytała bardzo powoli, ważąc każde słowo i wyduszając je z siebie.
- Nie idziemy pieszo, słodziutka - Nuria rzekła takim tonem, jak gdyby słowem, które chciała wypowiedzieć, było “głupiutka”. - Nie spostrzegłaś, że już wielokrotnie wspomnieliśmy o udaniu się na Hornę?
- Nuria, bądź uprzejma - kowal upomniał ją. - Przecież ją otrułaś. Jestem ciekawy, jak ty zachowywałabyś się po wypiciu tej butelki.
Alice w pierwszej chwili zmarszczyła brwi, po czym zaczęła się śmiać. A potem się rozpłakała, dalej śmiejąc
- Znowu otruta? Znowu? To już nie jest nawet zabawne. To cholerna kpina. Pieprzeni kłamcy - odezwała się do dwójki legendarnych postaci
- Przeklinam was… Na to niebo, któreś własnoręcznie stworzył - powiedziała, przestając się wreszcie śmiać. Czuła się bardzo słabo. Co więcej, świadomość tego, że wypiła truciznę dusiła ją teraz w gardle.
Rozległo się głośne westchnięcie Nurii.
- Nie otrułam cię, nie dosłownie. Ilmarinen tylko tak powiedział…
- Otrułaś ją, tylko nie na śmierć. W ogóle czym tak naprawdę jest otrucie? - kowal bronił się. - Sparaliżowanie kogoś nie zalicza się do niego?
Nuria zagryzła wargę i skrzywiła się nieco. Bez wątpienia nie miała ochoty na dysputy filozoficzne. Nachyliła się w stronę śpiewaczki i podniosła rękę. Opuściła jej dolną powiekę prawego oka i spojrzała na nie.
- Jesteś jeszcze z nami? - zapytała.
Alice bardzo słabo już kontaktowała słowa, które wypowiadali. Kiedy jednak poczuła dotyk na powiece i zrobiło się jasno, zmarszczyła lekko brwi
- Tak… - powiedziała, po czym… Już za sekundę nie była. Osunęła się w ciemność i brak świadomości otoczenia, w którym jeszcze chwilę temu była.
Ostatnim, co później zapamiętała, były słowa wypowiedziane przez Nurię.
- Nawet w tym się mylisz… - szepnęła cichutko, patrząc jej prosto w rozwarte oko.

Alice nic się nie śniło. Nikt do niej nie przyszedł. Żaden koszmar, żadne marzenie, żadna profetyczna wizja… Kirill też się nie pojawił. Harper znajdowała się sama pośród mroku i płynęła w nim, otumaniona eliksirem Nurii. Czy to jej matka, wiedźma Louhi, nauczyła jej takiej magii? A może w fiolce nie zaklęto żadnego czaru i sztuczka polegała na zwykłych ziołowych wywarach? Śpiewaczka mogłaby zastanawiać się nad takimi rzeczami, jednak nie mogła, bo była nieprzytomna. Śpiewaczka chciała się skupić by ściągnąć do siebie uwagę Kirilla. Niestety, tym razem nie do końca w spokoju zapadła w sen, więc stworzenie miejsca do spotkania nie było już takim łatwym do zrobienia. Mimo wszystko, cały czas próbowała skupić myśli i stworzyć w ciemności drzewo, które już kiedyś zrobiła. Niestety nie powstał nawet najmniejszy listek. Choć tak bardzo się starała, a kiedyś już przecież udało się...

Pierwszą rzeczą, jaką poczuła, był ból głowy. Następną rytm, w którym poruszało się jej ciało. Miarowy, jednostajny, pasujący tak dobrze do słyszanych dźwięków - tętentu końskich kopyt. Alice znajdowała się na czymś twardym, kanciastym, nieprzyjemnym dla ciała… które wciąż pozostawało bezwładne. Nie mogła ruszyć nawet najmniejszym palcem.
Harper nie czuła się najlepiej. Nadal nieco kręciło jej się w głowie, a że była osowiała, nie panowała nad odczuwaniem zmysłów jak należy. Próbowała za to spiąć mięśnie i poruszyć się. To było najgorsze odczucie na świecie, mieć świadomośc ciała, a nie móc drgnąć żadnym mięśniem. Jak paraliż senny, z tym że teraz nie była we własnym łóżku i zdecydowanie nie były to sprzyjające warunki do ukojenia, bo to było najlepszym środkiem na pozbycie się paraliżu. Próbowała też otworzyć oczy. Ile spała. Dalej jechali na Hornę, czy może już ktoś inny był w jej posiadaniu? Chciała się tego wszystkiego natychmiast dowiedzieć.
Alice miała wrażenie, że jest Atlasem, który próbuje podtrzymać niebo. Tak ciężkie były jej wysiłki podniesienia powiek. Skąd takie porównanie przyszło jej na myśl? Czy to z powodu Ilmarinena, który podobno wykuł sklepienie niebieskie, a także młot podtrzymujący je?
Ilmarinen… Harper chciała wiedzieć, czy kowal znajduje się przy niej. Bo to znaczyłoby, że jeszcze nie przekazał jej siłom Tuoneli. Dzięki temu wiedziałaby, jak wiele czasu jej pozostało na ucieczkę…
Wnet otworzyła oczy, co okazało się wielkim zwycięstwem. Ujrzała stertę polan, na których leżała. Chropowata kora nieprzyjemnie kłuła w policzek, podobnie jak ścięte kikuty gałęzi drażniące inne części jej ciała.
- Jak jeszcze daleko, mój kochany? - usłyszała głos Nurii.
- Do Gafreynów praprawnuków Arefa? - zapytał kowal. - Jesteśmy już blisko.
Alice przymknęła jeszcze ostrożnie powieki, nie chcąc od razu zdradzić się, że już zdołała wybudzić się ze snu. Choć jej umysł jeszcze był nieco ospały, skojarzyła nazwy, których użył Ilmarinen. Mówiły o nich bobry… Czy ten cały Aref to nie był ten brat przodka tamtych dwóch budowniczych? Czy zbliżali się do Horny? Czy byli po drodze? Rudowłosa ostrożnie spróbowała, czy może już poruszyć palcami i nadgarstkami, a także stopami. Czy powinna uciekać? Spróbowała się rozejrzeć po otoczeniu. Jechali poprzez leśną ścieżkę. Alice znajdowała się na wozie wypełnionym drewnem. Sama została ułożona na wierzchu, jakby była kolejną kłodą. Nuria i Ilmarinen natomiast siedzieli przy sobie przed nią. Mężczyzna trzymał lejce i sterował dwójką wspaniałych, umięśnionych koni.

Śpiewaczka spostrzegła, że jej ciało zaczęło drżeć za każdym razem, kiedy próbowała nim poruszyć. Było coraz lepiej! Wcześniej w ogóle jej nie słuchało. Zmiana być może nie zdawała się ogromnym polepszeniem, jednak w rzeczywistości stanowiła podwaliny dalszych sukcesów. Tylko… jak wiele czasu miała, aby je osiągnąć?
Nie mając nic innego do roboty, zaczęła starać się zmusić swoje mięśnie do współpracy. Rudowłosa zamierzała spróbować im umknąć, skoro oboje byli skoncentrowani na drodze przed nimi. Zeskakiwanie z jadącego wozu zdawało się nieprzyjemne, ale było dla niej jedyną opcją, by się wykręcić. Zamierzała więc to uczynić, gdy tylko zdoła zmusić swe ciało do pełnego posłuszeństwa na czas. Była bardzo uparta… Czuła się jak główna bohaterka KillBill w początkowych scenach pierwszego filmu.
Nagle wóz skręcił w prawo i zatrzymał się. Zdawałoby się w środku totalnej głuszy. Ilmarinen obejrzał się do tyłu, więc Alice zmuszona była chwilowo zaprzestać wysiłku i przymknąć mocniej oczy. Przecież nie chciała, aby widzieli, że wybudziła się ze snu. Wnet kowal zeskoczył i ruszył w stronę dość pokaźnego wybrzuszenia w glebie. Schylił się, po czym zastukał w prostokątną deseczkę.
- Kto tam? - rozległ się z drugiej strony głos przypominający bobry z północnej tamy. - Czyżby to ci przeklęci Onufowie?
Ilmarinen pokręcił głową, po czym kopnął deskę mocniej.
- Otwierać, to ja! - zagrzmiał tubalnym głosem.
Nuria poruszyła się, nie schodząc z wozu.
- Pospiesz się kochany, bo mikstura zaraz przestanie działać!
Słysząc słowa Nurii spięła wszelkie mięśnie i zmusiła to, co już zdołała opanować do ruchu, by teraz dokładnie, właśnie w tej chwili zaskoczyć ich i zacząć im wiać, póki oboje byli jeszcze zajęci. Śpiewaczka była niezwykle mocno zdeterminowana do tego aktu i miała nadzieję, że jej ciało zechce mimo wszystko współpracować. Wyostrzyła nawet zmysł poczucia równowagi.
Adrenalina sprawiła, że udało jej się zmobilizować mięśnie do ruchu. Z trudem, lecz mimo wszystko, przeczołgała się do końca ułożonego drewna. Spojrzała w dół. Mogła zeskoczyć, jednak był to dystans około półtora metra. Czy potrafiłaby uczynić to, nie robiąc sobie krzywdy? Choć jeszcze przed chwilą była całkowicie sparaliżowana.
- Przynoszę drewno na wymianę - usłyszała w oddali głos Ilmarinena. - Mały handel, jak zazwyczaj.
- A już - odpowiedział bóbr. - Azali pokaż mi najpierw, co przewiozłżeś - poprosił.
Mimo wysokości, Alice postanowiła zaryzykować i spróbować zsunąć się ze sterty na ziemię. Półtora metra to jeszcze nie było tak znowu przeraźliwie zbyt dużo. Najwyżej trochę się poobija o ziemię. Nie miała czasu, postanowiła uczynić jak postanowiła. Chciała im uciec. Jeszcze nie zauważono jej nieobecności, a Harper udało się wylądować sprawnie, na cztery kończyny. Bóbr i Ilmarinen sprzeczali się co do jakichś mniej istotnych szczegółow, a Nuria przyglądała im się. Patrzyła nie w tym kierunku, co powinna. Alice mogła swobodnie uciekać… tylko w którą stronę? Mniej więcej orientowała się w topografii wyspy i potrafiła określić, co znajdowało się na południu, wschodzie i zachodzie… tyle że nie znała swojego położenia względem tych wszystkich, znanych punktów. Wrócić na zachód szlakiem, którym jechali? A może podążać, w przeciwną stronę, na wschód? Północ była zajęta, jednak mogła również uciekać w stronę południa…
Śpiewaczka postanowiła czmychnąć między roślinność i udać się w stronę z której przybywali, czyli na zachód. W końcu dokądś musiała dojść, a jeśli dostanie się z powrotem do sadu, to tym lepiej. Pytanie brzmiało jednak ile czasu jej to zajmie? Spinała jednak jeszcze odrobinę ociężałe mięśnie i uciekała. Póki nie odnotowano jej nieobecności, była bezpieczna.
Czmychnęła między drzewa, natomiast Ilmarinen nadal kłócił się z bobrem co do ceny, jaka miała być zapłacona za przywiezione drewno. Wyglądało na to, że to drobne zboczenie z głównej trasy w celach biznesowych miało mieć dla kowala fatalne skutki… choć Alice wolała jeszcze nie zapeszać. Zniknęła między drzewami… lecz jak powinna poruszać się od tej pory? Powoli, ale w miarę bezszelestnie? A może szybko, lecz ryzykując hałas?
Harper zdecydowała postawić na ciszę. W duchu tymczasem modliła się, by nie stracić kontroli nad ciałem i by Tuonetar nie miała jakiegoś sposobu, by zawiadomić kowala o jego poważnej gafie. Skradała się, uważając na gałęzie. Na szczęście jej sukienka była z niezbyt szeleszczącego materiału, więc to było na jej korzyść. Co jakiś czas zerkała, czy już za nią nie ruszono. Niestety… zdawało się, że nieuwaga tej dwójki miała jednak swoje granice. Alice spostrzegła dwie sylwetki, które pojawiły się w lesie, rozglądając się wokoło. Śpiewaczka skryła się prędko za szerokim pniem jesionu, po części przysłaniała ją również dzika lipa. Raczej jej tutaj nie spostrzegą, choć ona widziała ich. Czy powinna zostać i liczyć na to, że ruszą w inną stronę? Czy też może nie czekać, tylko dalej uciekać, choć jej ruch mógł zwrócić na nią uwagę?
Kobieta postanowiła pozostać w swojej kryjówce, uważnie śledząc wzrokiem parę, która ją poszukiwała. Jej serce biło jak oszalałe. Była nieco zmęczona tym wysiłkiem zmuszania ledwo rozbudzonych mięśni. Czekała. Miała nadzieję, że nie zbliżą się w tę stronę. Dawała też sobie chwilę do odpoczynku. Wyostrzyła słuch, by wiedzieć o czym rozmawiają. Ilmarinen milczał, natomiast Nuria denerwowała się na cały świat, że Alice im uciekła. Była zła zarówno na siebie, na swojego kochanka, jak i na same bobry. Zdawało się, że jedynie nie przyszło jej do głowy winić śpiewaczki.
Wnet naga nimfa zrobiła zdecydowany krok w jej kierunku, a serce podeszło do gardła Harper. Podniosła rękę… była przekonana, że zaraz palec wskazujący kobiety wskaże jej kryjówkę. Tymczasem został zwrócony w zupełnie inną stronę. Nuria usłyszała hałas, który wydała młoda sarenka i wzięła ją za czmychającą śpiewaczkę. Obydwoje odeszli w tamtą stronę.
 
Ombrose jest offline