Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2018, 20:50   #314
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Grupa RW: Black 2 i Black 8

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=cAnOt74e9_Q[/MEDIA]
Historia zatoczyła koło i tak oto parchata grupa niedobitków znów pukała do kurwiej dziury z nadzieją na lekarzy, ruchanie, towar i klina. Oraz Promyczka, ale ten był poza wszelkimi kategoriami, przynajmniej dla Diaz.

- Ech.. mierda - mruknęła ledwo dysze zaczęły opłukiwać zasyfione pancerze wodą - Szkoda że nie ma Wujaszka. Mógłby coś nadziać przy okazji, a tak taki niedojebany tam leży… que puta - domamrotała z żalem, a w oku stanęła jej łza, którą to uroniła nad chujowym losem olbrzyma w pw.
Brakowało jej jego obecności, ciężkiego działka za plecami i tego uroku dwumetrowego skurwiela, jakiego nie chciałoby się spotkać w ciemnym zaułku.
- Jak tu ostatnio byliśmy to lokal pierwsza klasa - odpowiedziała na pytanie laski z Grey, zaczynając się jej uważnie przypatrywać. - Kurwy jak marzenie, wódy i prochów pod sam sufit. Tylko te ruskie lamusy trochę psuły wystrój, ale poza tym całkiem w pałkę. No i mają jacuzzi - dodała jeden z istotniejszych detali.

Automaty na przywitanie zamiast gęby któregoś z ruskich ochroniarzy. Albo innego członka obsady klubu. Nash ciężko szło uwierzenie, że cała ekipa zawinęła się z Morvinoviczem. Widziała na własne oczy wykidajłów białego garniaka. Brakowało… dziewczynek, Kozlova, albo chociaż tego naukowca z Seres. Roya, o ile pamięć jej nie myliła.
Coś jej śmierdziało, wewnętrzna paranoja biła na alarm, pobudzona niedopowiedzeniami i niepewnością, gryzącą skórę na podobieństwo parady pcheł.
- Istnieje infekcja. Zarażenie pasożytem. Gnidą. - beznamiętny głos lektora przedarł się przez syk spryskiwaczy oraz dmuchaw, a złote oczy wodziły po szarych Parchach - Rośnie w klatce piersiowej i wyrywa się na zewnątrz. Zabija nosiciela. Dlatego nie zostawiają ciał. Są tylko potwory, nie martwi ludzie. Na pierwszy rzut oka nie do wykrycia. Mogło być spokojnie gdy stąd wychodziliśmy. Teraz nie wiemy - saper skrzeknęła pod hełmem, nie przerywając przekazu - Jest też terrorystka z Dzieci Gai plus para psów do ochrony. Była tu, teraz nie wiemy. Nie wiemy też czy Góra nie sprzątnęła świadków ze schronu. Skurwysyny są zdolne do wszystkiego - przymknęła coraz bardziej piekące oczy, z coraz większym trudem otwierając je po paru sekundach - Zmieniamy szyk. Diaz i ja na przód. Wy z tyłu. Jeżeli coś się stanie. Spierdalajcie. I Hassel. Kapitan z Eagle 1. Zadzwońcie do niego. Będzie wiedział co dalej robić. Ale - prychnęła, próbując uderzyć w weselszy ton - Najgorsza opcja. Lepiej jednak się przygotować. Na wszelki wypadek. Przeładujcie broń, podleczcie się. Dekontaminacja zaraz się skończy. - machnęła głową na wrota - Sami się przekonamy na czym stoimy.

- Dzieci Gaii? Przecież to banda świrusów i oszołomów.
- Grey 27 zmarszczyła brwi wypowiadając na głos swoje wątpliwości co do wspomnianej przez Black 8 organizacji. W końcu owa organizacja zaliczona co prawda do terrorystycznych jednak była malowana różnie w różnych środowiskach i planetach. Niekiedy wcale nie była nawet zdelegalizowana.

Grey 20 był bardziej lakoniczny. Zerknął z wyraźnym sceptycyzmem na złotooką saper ale chyba jemu najmniej przypadł do gustu kawałek o jakiś pasożytach rosnących w piersiach. Wzruszył swoimi potężnymi ramionami i podobnie korzystając z chwili spokoju wbijał sobie w udo stimpak po stimpaku.

Drzwi wewnętrzne prowadzące do czeluści schronu w końcu się otworzyły. Przed czwórką skazańców ukazał się ten długi i lekko skręcający korytarz. Poprzednim razem tutaj właśnie przywitała ich pierwsza para ochroniarzy klubu. Teraz ten skromny kącik w postaci zwykłego biurka które wyglądało jakby je po prostu przytargano z głębi schronu był pusty. Zupełnie jakby ochroniarze gdzieś odeszli. Nic jednak nie świadczyło by stoczono tu jakąś walkę czy o pośpiechu. Droga z początku była względnie nudna i prosta w swojej krzywiźnie. Długi, lekko zakręcający wciąż w jedną stronę korytarz. Pusty czyli nie dając większych szans na jakąś sensowną osłonę. Łamacz fal jak kojarzyła saper. Na wypadek gdyby jakaś siła wyrwała te jedne a potem drugie drzwi przez jakie właśnie przeszli. To po zlikwidowaniu tych przeszkód miała osłabić się właśnie o ten łagodny wycinek łuku nim zderzy się z kolejnymi drzwiami już wewnątrz bunkra. Właściwie zwykle takie konstrukcje projektowano z myślą tylko o jednym rodzaju uzbrojenia, tego z początku alfabetu. Inne działały inaczej i nie powinny mieć aż takiej siły niszczącej.

Po przejściu tego długiego i raczej nudnego kawałka drogi w którym większych zmian od ostatniego razu para Blacków jakoś nie dostrzegła znaleźli się przed kolejnymi drzwiami. Znowu trzeba było powtórzyć procedurę identyfikacji, przejść przez kolejny przedsionek i wreszcie znaleźli się wewnątrz właściwego bunkra. Teraz dla odmiany na ludzi natknęli się prawie od razu. W pierwszej zbiorczej sali widać było nadal liczne piętrowe łóżka i licznych ludzi jacy na nich siedzieli, leżeli lub rozmawiali przyciszonymi głosami. Wejście grupki uzbrojonych Parchów nie przeszło niezauważone ale coś nikt nie kwapił się by do nich zagadać.

Ochrona mogła pojechać z szefem, ich brak jeszcze nie był aż tak niebezpieczny. Ósemka odetchnęła dopiero widząc cywili: podłamanych i przygaszonych, lecz wciąż żywych. Inaczej zachowywaliby się, gdyby komuś z nich w bebechach urosła gnida, a potem wyrwała się na wolność. Przede wszystkim byliby martwi. Musieli dostać się do prywatnej części, tam rozeznać w sytuacji. Mieć jasny obraz na czym stoją i z czym przyjdzie się im mierzyć w pozornie bezpiecznym schronie. Z tego powodu pokonując niechęć, saper podeszła do najbliższego łóżka, zawczasu odpalając komunikator Obroży.
- Widzieliście wojsko? Gdzie Amanda? - wystukała naprędce dwa pytania, mierząc z góry siedzącego na pryczy faceta o rozbieganych oczach.

- Jaka Amanda? - zagadnięty facet wydawał się być całkowicie zdezorientowany tak pytaniem jak i tym, że skazaniec w Obroży w ogóle do niego podeszła i jeszcze pytała o coś. - Nie było tu żadnego wojska. Zapomnieli o nas. Wszyscy o nas zapomnieli. - facet w średnim wieku ulał swojej czary goryczy i westchnął zrezygnowany.

Ciężko się szło nie zgodzić ze stwierdzeniem, wszak bydło potrzebne było jedynie w chwili głosowania, bądź jako siła robocza. Przy większych awariach robiło się zbędne, zupełnie jak ludzie zamknięci pod ziemią klubu.

- Idziemy - lektor skrzypnął w eterze, dłoń saper machnęła na korytarz przed nimi. Mieli wszak znaleźć Amandę, a wraz z nią potrzebne odpowiedzi. Na cywilbandę nie było co tracić czasu.
Parch przeszła kilka kroków, tracąc zasięg słuchu bezobrożowej hałastry i dopiero połączyła się z gliniarzem. Tym, który lubił ludziom układać życie.
- Przeczyściliśmy wam drogę, ale za dużo ich. Nie da się zabezpieczyć terenu przed schronem. Weszliśmy do środka. Część cywilna czysta, idziemy do prywatnej Ruska. Wojsko jeszcze tu nie dotarło.

- Zrozumiałem.
- odpowiedział krótko kapitan Raptorów przyjmując raport z podziemi bunkra. - Niedługo zrobimy próbę silników. Red 1 jest pozytywnej myśli. Jeśli się uda ruszymy wkrótce tą dziecinkę. Wytrzymajcie do tego czasu w jednym kawałku. - kapitan pokrótce nakreślił jak to się sprawy mają kilka poziomów wyżej i kilkaset metrów dalej. Dwójka Greyów niespecjalnie wydawała się zainteresowana integracją z przygnębionymi i zdołowanymi cywilami którzy rozsiewali wokół siebie aurę przegranej sprawy i czekania na nieunikniony koniec. Więc w dalszą drogę pod przewodem dwójki Black ruszyli bez wahania i oporów.

Do prywatnej części schronu doszli znowu bez problemów. Problemy zaczęły się przy próbie dostania się do środka. Z początku znowu rozmawiali z automatami ale tym razem nie dostali zezwolenia na wstęp i drzwi pozostały zamknięte. Gdy w końcu udało im się uzyskać połączenie z jakimś żywym człowiekiem po wewnętrznej stronie to facet wcale nie był pewny czy może ich wpuścić. Szefa nie było. A owszem poprzednio Blacki i reszta mieli wejściówkę ale na wyraźne pozwolenie szefa. A potem wyszli. Szefa nie było a kolejnych wejściówek nie było. Sforsowanie siłowe pancernych drzwi zapowiadało się równie “lekko” jak sforsowanie uporu ochroniarza po drugiej stronie drzwi.

- To co? Świń nie będzie? Chlewik zamknięty? - Grey 20 wyglądał jakby z wolna docierało do niego o czym mowa przy drzwiach. I jakoś widocznie wcale nie przypadło mu to do gustu.

- Ani jacuzzi? - Grey 27 też wydawała się niezbyt zadowolona tym, że wspomniany przez Black 2 luksus mógłby ich a przynajmniej ją ominąć.

Kolejny problem objawił się o dziesiątki kilometrów dalej. Ale dzięki postawieniu na nogi łączności na lotnisku odzyskano też łączność na przykład z lokalnymi wiadomościami. W przejściu do jednej ze zbiorowych sal dał się słyszeć jakiś szmer jęków i zaniepokojenia jaki przetoczył się przez zebranych ludzi. Przez to jedni i drudzy uciszali się, ktoś syczał by zrobić głośniej i rzeczywiście. W jednym rogu stało spore holo na jakim nadal widać było to co się dzieje. Sądząc po nagłówkach było to jakiś przekaż na żywo. Całkiem niedaleko kosmoportu. Ostatniego większego ogniska oporu ludzi na Yellow 14.

- Te obrazy przekazywane są na żywo przez system kamer przemysłowych i drony. Sytuacja jest poważna ale władze proszą o zachowanie spokoju. - głos spikera widocznego w rogu został zagłuszony przez wzrastający głos przerażenia i jęk grozy. Na ekranie widać było liczne ciała xenos. Martwe, rozsiekane przez pociski, eksplozje, spalone napalmem. Zadeptywane przez kolejne xeos, tym razem jak najbardziej żywe i żwawe. Przebiegały przez ulice, domy, fabryki, pojazdy, wraki i barykady. Gdzieniegdzie wciąż było widać strzelające wieżyczki które masakrowały tą żywą falę. Jakieś oddziały i pojedynczą zbieraninę żołnierzy, marines, policjantów i cywili z bronią w ręku którzy na przemian albo strzelali, albo próbowali dobiec do ciężarówek, łazików i transporterów. Nikt nie mówił na głos słowo “klęska” jakby jedno słowo wypowiedziane na głos mogło stać się rzeczywistością. Ale ludzie zebrani przy monitorze chłonęli te przerażające obrazy najwidoczniej rozpoznając te domy, ulice i fabryki. Przez szmer zamarłych z grozy ludzi jak mantra przebijało się jedno słowo “przebiły się”. Obrazu tragedii dopełniały nagrania z samego kosmoportu gdzie zdesperowani ludzie szturmowali na dziko wąski kordon automatów ochrony i ludzkich strażników byle dostać się do wciąż stojących na płycie lotniska statków.

Zebrani w kurwiej dziurze właśnie dostali dobitny jak plaskach na ryj dowód, że wcale nie mają aż tak tragicznie. W przeciwieństwie do lambadziarzy z holoprzekazu gnietli dupska w komfortowej strefie bez gnid i mieli szansę przetrzymać szalejący po księżycu syf, lecz nie to spędzało parchatej piromance sen z powiek. Widok miasta o czymś jej przypomniał.
- Mierda… - mruknęła ponuro i dziwnie poważnie jak na niepoważny sposób egzystencji, prezentowany do tej pory. Splunęła na podłogę i domamrotała - Tam jest Majster… - kiwnęła głową przy ujęciu pokazującym zagnidzone ulice. - Pewnie już go rozjebały… szkoda - westchnęła z autentycznym smutkiem. Nie zdążyła dziada wyruchać, zanim nie zrobiły tego xenos. Lipa jak skurwysyn.

Otrząsnęła się dość szybko, wracając do głównej części planu pod tytułem “wracamy po Promyczka”. Podbiła do szczekaczki, raz jeszcze łącząc się z kutafonem po drugiej stronie.
- Por tu puta madre, skończcie tam odpierdalać manianę, tylko rozkluczajcie klapę. Nie wiesz czy możesz to zapytaj Promyczka, mówiła że wasz el jefe zostawił jej dowodzenia tym pierdolnikiem. Amandzie. - wyjaśniła aby nie zostawiać żadnych niedopowiedzeń.

- Amandzie? Czekaj. - dziad po drugiej stronie wydawał się równie przejęty i zatroskany problemami Parchów jak i przed chwilą gdy z nim gadali. Wspomniane przez Latynoskę imię jednak wydawało się przebijać przez pancerz niechęci i kłopotów z decyzyjnością. I ekran znowu zgasł gdy czekali na wynik tego co ta po drugiej stronie załatwiano czy sprawdzano.

- Chujowo. - Gomes z ponurą miną oglądała ekran w rogu by w końcu splunąć na futrynę. - Jaki majster? - odwróciła się do czekającej przed panelem Diaz chyba aby zmienić temat rozmowy. To co się działo na ekranie wiadomości przypominało przemiksowane obrazy wojny z obcymi i z jakiś zamieszek przeciwko rządowi gdzie demonstranci ścierali się z siłami rządowymi z równą zajadłością jak niedobitki wojska z żarłocznymi xenos.

- No Majster - Diaz czekała, chociaż nie lubiła. Bębniła paluchami o dyszę miotacza i nadawała do okolicy która akurat chciała jej słuchać - No majster od ładowania, co lubi duże działa. Nawinął się jak odstawialiśmy Harcereczkę na przystanek. Całkiem dobra dupa, ale nie zdążyliśmy dojść do tego czy on lubi ładować, czy jak jego ładują. Potem go wyjebało gdzieś tam, w mieście. Ech, mierda. Szkoda. Zdążyłam go tylko przelizać.

- Riley. Ed Riley
- syntetyczny głos wciął się w dyskusję. Nash za to nie odrywała wzroku od holo. Więc jednak nie będzie posiłków, nie w najbliższym czasie. W tej sytuacji nasuwało się jedno pytanie: Centrala już postawiła na nich krzyżyk, czy zrobi to za parę minut. W podobnym przypadku jedynie taksówka na Orbitę dawała szansę chłopakom na wykaraskanie się z matni… sęk w tym jak do podobnego manewru doprowadzić.
- Chce mi się wódki - saper dostukała z niewesołą miną, zaciskając do bólu szczęki. Nie dało się sprawdzić co z Patino, czy MP już go dorwali. Albo gnidy. Albo… przeciwności mnożyły się niczym przysłowiowe grzyby po ulewnym deszczu.
Pokonując nagłą sztywność mięśni Ósemka sięgnęła po paczkę fajek i odpaliła jednego, by następnie smętnym wzrokiem zmacać paczkę. Syknęła krótko przez zęby, na bladej gębie pojawił się rezygnacja, a prawie pusty kartonik wysunął się do pozostałych Parchów w poczęstunku.

Diaz nie krępowała się ani sekundy. Śmiało wymacała fajka, żeby odpalić go od płomyka na miotaczu.
- Si… jakoś tak się wabił - westchnęła boleśnie, zaciągając się z werwą i nagle wyszczerzyła klawiaturę - A ty co masz taką minę, jakby ci ojebali chałupę. Nie dygaj Latarenka, Casanova kutafon z dzielni, nic mu nie będzie. Pewnie siedzi na tej złodziejskiej dupie i wkurwia kto mu się pod ten szczekający ryj nawinie - zaciągnęła się po raz drugi i dodała konfidencjonalnie do szaraków, wskazując rudego kurwia - Leci na tego lambadziarza.

W pierwszym odruchu Ósemka zmrużyła ślepia, w drugim syknęła ostro, szczerząc zęby.
- Nie lecę na niego. Pierdoli głupoty - przekazała lektorem, pociągając własnego papierosa - Pilnuj swoich dup, a nie się wpierdalasz w - zamarła z ręka nad klawiaturą, prychnęła i dokończyła - Chuj ci w dupę.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 18-05-2018 o 20:52.
Zombianna jest offline