- Tylko jeden? - Diaz zrobiła wielce zawiedzioną i obrażoną minę, aż serce się krajało od samego patrzenia - No tengo… ty chyba kurwa naprawdę mnie nie lubisz - przyłożyła rękę do urażonej do żywego piersi, wzdychając rozdzierająco aż wreszcie splunęła, gapiąc się na panel - Co ci cabrones tam wyprawiają? Rżną sie bez nas? Kutasy… kutasy wszędzie.
Gomes przysłuchiwała się zmiennemu tokowi rozmowy z rosnącym zainteresowaniem. Po twarzy Leemana jak zwykle nie dało się wyczytać jakiś głębszych emocji dopiero jak temat przeszedł do rżnięcia, kutasów i podobnych tematów wydawał się okazywać jakieś zainteresowanie w spojrzeniu.
- Masz jakąś dupę? Świnię? Tutaj? Ruchacie się? - zapytał Grey 20 patrząc ciekawie w dół na niższą i drobniejszą piromankę.
Gomes przewaliła oczami i pokręciła głową z niedowierzaniem słysząc co olbrzym wyłapał z całej rozmowy dwójki Blacków. Cekaemistka przyjęła papierosa i chwilę międliła go w dłoniach.
- Miałam rzucić… - powiedziała wpatrzona w smukłą pałeczkę między swoimi palcami. - Ale przypuszczam, że na raka płuc już nie zdążę zejść. - wzruszyła ramionami i odpaliła papierosa.
- Świnię? Jaką por tu puta madre świnię? - Black 2 nagle podniosła głos, jazgocząc z werwą i uczuciem. Tylko lufa miotacza coś się zwróciła na wielkoluda z podobną bronią. Wielki, z mordy brakujące ogniwo ewolucji między czarnuchami a ludźmi.
- Nie świnię, Promyczka! - dowarczała ostro, mrużąc kaprawe ślepia - Mojego Promyczka, polla, claró? I oczywiście że się ruchamy - pierś jej urosła o jeden rozmiar i wypięła do przodu - To najprawilniejsza dupa na tym skurwiałym rewirze... i moja. Ja ją pierwsza zobaczyłam - przypomniała towarzystwu tak na wszelki wypadek - Będziesz grzecznym chico to może nawet ci jebniemy masaż i wskoczymy na kolana - wyszczerzyła się o wiele weselej - Pewnie pod celą jechałeś na ręcznym z pamięciówy… poza tym, co ty kurwa… - wyciągnęła szyję, przyglądając się lambadziarzowi uważnie - … Magister, książkę piszesz czy tytułu szukasz? Zresztą - machnęła łapą wielkopańskim gestem, odpalając holo Obroży. Chwilę tam grzebała aż wygrzebała bajeczkę na dobranoc ze sobą i Promyczkiem w jakiejś wannie, a nawet była na tyle uprzejma żeby podstawić ja Magistrowi pod nos.
Tym razem Ósemka przewróciła oczami, sycąc płuca tytoniową mieszanką. Wyglądało, że kolejna osoba w ich kameralnym otoczeniu dorobiła się przezwiska… prawie tak finezyjnego jak Kudłaty dla kogoś ogolonego na praktyczne i moralne zero.
- Kto wie? - wystukała do kobiety z ckmem, wyginając usta w coś, co przy dużej dozie dobrej woli dało się wziąć za uśmiech - Jeszcze nam nie walnęli KIA. Różnie może się ułożyć. Chyba że zejdziemy od słuchania tego pierdolenia… gdy znowu nam ktoś będzie chciał życie układać - parsknęła krótko, uśmiechając się tym razem szczerze w eter.
- Jak wam poszło przy lądowaniu? - dodała pytanie, biorąc porządny haust dymu.
- Nieźle. Żadnych strat. Ale potem weszliśmy w dżunglę… - Gomes westchnęła i chwilę wpatrywała się gdzieś przed siebie aż w końcu zaciągnęła się mocno papierosem.
Grey 20 zaś wydawał się kompletnie stracić zainteresowanie tym co było a w zamian z widocznym zaangażowaniem oglądał podsunięte holo z blondwłosą Amandą w roli głównej.
- Niezła świnia. - powiedział z uznaniem mlaskając do tego językiem i drapiąc się po kroczu. - I ruchacie się? Zajebiście. - olbrzymi facet wydawał się nakręcony coraz bardziej z każdą chwilą i kawałkiem oglądanej roznegliżowanej Amandy w wannie i Diaz na żywo tuż przed sobą.
- Weź się zwieś palancie. - westchnęła Gomes jakby miała dość Leemana i jego tekstów. Ten spojrzał na nią z jawną złością i pretensją ale pierwszy odezwał się komunikator wmontowany w ścianę.
- Płomyczku? Jesteś tam? To ty? - na ekranie pojawiła się ta sama twarz co na holo trzymanym przez Diaz. Tylko na ścianie nie była mokra a na twarzy dominował wyraz zniecierpliwienia, niepewności i troski przetykanej gdzieś upchnięta tuż pod skórą nadzieją. Sądząc z tego jak twarz rozglądała się dookoła pewnie nie widziała nikogo przed sobą poza pustym korytarzem skoro całą czwórką stali blisko panelu ale obok a nie przed.
W jednej sekundzie Diaz straciła zainteresowanie otoczeniem, skupiając uwagę na pyszczku wyświetlane tuż obok. Odtrąciła Magistra i doskoczyła do interkomu, zawisając twarzą tuż przed półprzezroczystym widmem, a w bebechach się jej zagotowało. Coś paskudnego spadło z serca, zmieniając się w radość tak wielką, że miała ochotę sprać kogoś po ryju.
- Promyczek! - wydarła się, a zaraz dorzuciła już spokojniej, niuniając po łączu - Hola nińa, que tal? Jestem… powiedziałam że się po ciebie kopnę, to jestem. I Latarenka też tu jest. Wpadłyśmy bo co tak będziesz sama w tym pierdolniku siedzieć. Ogarniemy parę pierdół i zwijamy się z rewiru… nic ci nie jest? Nikt ci się nie narzucał? Powiedz kto, załatwimy sprawę od ręki i jebać wychowawcze od Obroży… zajebiście wyglądasz - na zakończenie aż mlasnęła z zachwytu.
- Och Płomyczku! Wróciłaś! Wiedziałam, że wrócisz! - kobieta po drugiej stronie łącza gdy rozpoznała brunetkę po przeciwnej stronie ekranu też wydawała się w pierwszej chwili tonąc w erupcji szczęścia. Dopiero po chwili się opanowała na tyle, że chyba skojarzyła resztę co mówiła Płomyczek. - Nie, nie wszystko w porządku nic mi nie jest. - zapewniła szybko ale zaraz zmarszczyła brwi z zastanowieniem. - A dlaczego nie wejdziesz? Coś się stało? - zapytała gdy chyba skojarzyła, że gadają przez ścianę a nie na żywo.
- Ten kutafon nie chciał nam otworzyć, poszedł po ciebie bo sam nie ogarnia jak to jest rozkluczać klapę. Pewnie nigdy żadnej dziury nie widział, pendejo - Black 2 nadawała radośnie, w myślach już macając blondynę po wszystkim co jej wpadnie pod łapy- Jebnij z klucza i robimy wjazd na chatę. Masz tam jeszcze coś żeby ryj zamoczyć? Suszy nas jak skurwysyn.
- Och. Ojej. Aha. No ja nie mogę, nie znam kodu… Ale poczekaj chwilę. - blondynka wydawała się, że domyśliła się jak to jest z tym sępieniem pod bramą i najpierw na twarz zagościł jej wyraz zrozumienia, potem szybko przeszedł w zastanowienie aż w końcu dziewczyna na chwile uniosła do góry palec, odwróciła się gdzieś i zaczęła coś mówić pewnie do strażników. W końcu odeszła i od ekranu znikając z pola widzenia.
- I co? Załatwi nam wejściówkę? - Leeman stanął przy Diaz i wpatrywał się w już pusty ekran na jakim przed chwilą gościła twarz blondynki.
- Fajnie jakby załatwiła. Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam w jacuzzi. - Gomes oparła się o ścianę obok panelu więc nie mogła być z niego widoczna w przeciwieństwie do góry mięśni z numerem “20” jaka wyrosła obok Diaz. Grey 27 stała oparta o ścianę i paliła w zamyśleniu papierosa wpatrzona gdzieś w głąb korytarza z jakiego właśnie przyszli.
- Saunę też mają… i koks! - piromanka zlampiła na szarą z ckmem. Wysoka, opancerzona i z wielkim działem - Zobaczysz Kruszynko, jebniesz jednego szczura i przeczesze cię jak policia chatę osiedlowego dealera - pokiwała głową w ogóle nie widząc problemu - Wejdziemy tam, balle? Promyczek ogarnie. A jak się okaże że spierdolili i zapomnieli zostawić kluczy mamy Kacapa na linii. Zawiaduje tym burdelem, maricón.
- O. Sauna też jest? - Gomes pokiwała w zadumie głową na chwilę zerkając na Latynoskę. - No, no… - nieco skrzywiła wargi by dać znać, że jest pod wrażeniem.
- I koks? - Leeman zainteresował się czymś jeszcze niż ruchaniem i świniami. Na twarzy zaczęło mu kiełkować zrozumienie.
- A kto tym zawiaduje? - Gomes spojrzała na Diaz nieco przytomniej gdy sprawa właściciela widocznie ją zainteresowała.
- Taki ruski gajer. Robił nam za drugiego pilota z Condorem. Pendejo bianco - Latynoska wyjaśniła mniej więcej o co się rozchodzi - Jebany ma tu penthouse’a bez okien… i kurwa klamek - prychnęła i splunęła na ścianę - To tutejszy… Condor i Romeo się na niego zasadzali. Chłopak z dzielni, kręci biznesy i nie boi ubrudzić. Podciera się kredytami… koks, si. Wciągaliśmy z brzuchów tutejszych kociaków. Jak nam wódę donosiły. Ja, Wujaszek, Promyczek i jeszcze jakieś cztery niunie. Się działo - aż uroniła łzę z tego rozmarzenia.
Para Greyów słuchała z zaciekawieniem rewelacji Black 2 o ich wcześniejszej wizycie w tym miejscu. I choć oboje się wydawali zaciekawieni nieco innymi aspektami tej relacji to jednak obydwoje wydawali się być zwabieni takimi barwnymi opowiadaniami.
- Och, Płomyczku już! Zaraz będzie otwarte! - na panelu znowu pojawiła się rozjaśniona twarz roześmianej blondynki. I rzeczywiście zaraz potem zamknięte na głucho drzwi ożyły mechanizmami i zaczęły się powoli otwierać.
Jako komitet powitalny ilościowo był dość skromny bo jednoosobowy. Za to okazał się bardzo zaangażowany w te powitanie bo stojąca po drugiej stronie drzwi blondyna nie czekała nawet aż drzwi się do końca otworzą tylko przecisnęła się zwinnie i wpadła w ramiona Diaz oplatając się do niej, na niej i wokół niej tak ramionami jak i ustami.
- Płomyczku! Wróciłaś! - powiedziała przepełnionym emocjami głosem gdy choć na chwile oderwała się od ściskanej Latynoski.
- Przecież obiecałam, si? - Diaz z wyraźną przyjemnością przykleiła do pancerza długonogą blondynę w krótkiej, czarnej sukience, oplatając ją opiekuńczo skrzydłem. Wreszcie było jak należy! Cieszyła ręce znajomymi, miękkimi kształtami, przypominając sobie jak dobrze się je ściska i te z przodu i te z tyłu.
- Spakowałaś manele? Czekamy aż Condor i pozostałe rozklapciochy zagęszczą ruchy i wpadną do nas… a do tego czasu jest szansa żeby jebnąć w jacuzzi i coś zeżreć? - wyniuniała blondynie do ucha, wciągając chciwie zapach jej włosów - Od palenia kurew naciągnęłam bark. Potrzebuję ciepłej wody i czegoś do wymasowania…
- Kozlov. Green 4. Para psów i ich więzień. Typ z Seres, ten Roy. Co z nimi? - Black 8 odkleiła plecy od ściany, uznając że całe trzy minuty wystarczą w zupełności na powitanie. Wykrzywiła kąciki ust ku górze… musiało wystarczyć za gest dobrej woli i przyjaźni. - Ilu was tu zostało? Jaką macie broń i zapasy? Leki? Granaty? Pancerze. Potrzebujesz pancerz jeżeli masz z nami iść. Na górze jest Sajgon, zabezpieczeń nigdy za mało - maltretowała klawiaturę, spoglądając na Amandę uważnie - Nic wam nie jest? Nie mieliście problemów z nagłym pojawieniem się gnid? Ktoś tu zginął jak nas nie było? - zrobiła krótką przerwę i westchnęła, przymykając oczy na całe trzy długie oddechy. - Muszę iść do Kozlova. Jego gabinetu. Tam gdzie Green kroił chłopaków. Chyba że. Monitoring. Masz dostęp i hasła recorderów? Nagranie z sali operacyjnej. Trzeba je zabezpieczyć. Szybko. Dobrze cię widzieć - dostukała na sam koniec. Potrzebowali tancerki po swojej stronie. Poza tym dobroć ponoć nie bolała…
Ponoć.