Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-05-2018, 23:34   #148
Prince_Iktorn
 
Prince_Iktorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Prince_Iktorn ma wyłączoną reputację


Zasypane Miasto - Po walce z Garpem
Towarzysze wraz z uwolnionymi natychmiast po walce musieli zabrać się do pracy. Przeszukali najbliższe obszary zasypanego miasta i znaleźli olbrzymie ilości skarbów, skrzyń niemal pękających od złota i klejnotów, antyczne amfory pełne złotego pyłu, góry klejnotów i nieznanych im monet. Ogrom bogactwa mógł przyprawić o zawrót głowy. Inne znaleziska nie były tak dobre. W jednym z pomieszczeń odkryto salę, w której bestie przygotowywały sobie posiłki. O ile wcześniej ktoś mógł mieć wątpliwości co do tego, czym odżywiały się te istoty, to odkrycie fragmentów zwłok mężczyzn i kobiet, zawieszanych na ścianach niczym półtusze w rzeźni pozbawiło złudzeń wszystkich. W odgłosach lamentów kobiet i klątw ciskanych przez ocalałych marynarzy, pod nadzorem setnika Hektora zdjęto wszystkie ciała a także pozbierano te kawałki, które udało się zidentyfikować jako ludzkie. Żołnierze i marynarze wydostali je na górę przez rozpadlinę, po czym ułożyli stos pogrzebowy na którym między innymi znalazły się fragmenty porąbanego tronu Garpa. Bhatra dochodząc do siebie obserwowała jak w nocnym niebie, we wtórze żałobnych śpiewów marynarzy i płaczu kobiet ocaleni z jaskiń Garpa żegnają się z tymi, którzy nie mieli tyle szczęścia.
Kobiety wyspiarzy trzymały się blisko swoich wybawicieli, ze strachem spoglądając na otaczającą je dżunglę. Nikt nie zapomniał o pomiotach samozwańczego władcy wyspy. W mroku nocy słychać było dalekie wycia i zawodzenia. Widać każdy na swój sposób obchodził żałobę...


Aemelia Lepida wzięła na siebie zadanie pozbycia się szkatułki czerwonego złota. Ułożywszy ją na ciele Garpa, wylała na zwłoki zawartość fiolki którą wcześniej dala Marcusowi. Świecący niczym lawa płyn syczał niczym rozgrzany olej, a gdy Diossos rzucił na truchło pochodnię, mikstura wybuchła płomieniem tak potężnym, że spowodowała zawalenie całego fragmentu jaskini. Z ciała Garpa nie pozostało nawet tyle popiołu, ile zmieściłoby się w garści...


Kapitan Gelon, w mroku nocy podszedł do Bhatry i położył przy niej wielką tarczę. Rozmiarem dorównywała tarczom używanym przez Żelazne Falangi, choć ku zdziwieniu wojowniczki była lżejsza od tej którą straciła. Wykonana była z materiału nie znanego Amazonce, podobnego zarówno do wyprawionej skóry ale i do metalu, której powierzchnię zdobiła ośmioramienna gwiazda.

- Nigdy nie widziałem czegoś takiego. Próbowałem ją zadrapać moim mieczem – tu uśmiechnął się krzywo – nie ma nawet rysy. Pomyślałem, że będzie dla ciebie dobra. Mam jeszcze coś. Pani Aemelia – Bhatra nie mogła nie zauważyć, jak wszyscy, marynarze i żołnierze zaczęli zwracać się z szacunkiem do alchemiczki – „zbadała” wino Garpa. Chyba jest w porządku. Ruchem wskazał głowy na przeciwległy kraniec polanki, gdzie wyraźnie podchmielona Aemelia rozmawiała z Marcusem. Gelon podał Bhatrze pełny bukłak.
-Popróbujemy?

Marcus słuchał rwanej przemowy Aemelii. Alchemiczka uczciwie przebadała całe wino z Garpowej piwnicy, ale gdy okazało się, że nie ma zagrożenia, jako pierwsza dokonywała degustacji. Licznych. Mierzonych do dna. I musiała się wygadać. Mówiła o wszystkim. O rodzinie na Pograniczu, o Lotosie i jego tysiącu odmianach, o morzu, jedzeniu ryb... o Garpie i nocy w której zaatakował ich obóz. O tym jak żołnierze i marynarze walczyli, jak Gelon, Hektor i Diossos stojąc plecami do siebie, byli ostatnimi, którzy padli pod nawałą potworów. O tym jak Garp mówił co z nią zrobi, jak chełpił się tym, co spotyka kobiety z nim współżyjące. Mówiła o tym, jak w to nie wierzyła, bo przecież Boska Para naucza, że demony nie istnieją... Marcus jako jedyny mógł zorientować się, że okaleczona dziewczyna przeżywa kryzys wiary.
Niezmordowany Diossos siedział obok i oprawiał strzały. Zdejmował spiżowe groty z kyrosjańskich drzewców, zakładał zaś znalezione przez łucznika groty żelazne. Na szczęście było ich sporo. Ruchy chłopaka były szybkie i precyzyjne, mogłoby się wydawać, że nie potrzebuje on snu, dopóki kuzynostwo po dłuższej chwili bezruchu nie zauważyło, że usnął nad narzędziami.
Samarytha szybko nawiązała kontakt z pojmanymi kobietami. Jak się okazało, zdecydowanie były one pod wrażeniem umiejętności i odwagi wojowniczki. Jedna z nich szczególnie uważnie zajmowała się wypaloną raną gladiatorki. Rozebrawszy wojowniczkę do naga, wysmarowała całe jej ciało maścią, którą zrobiła z tutejszych roślin. Rany i zadrapania przez kilka chwil piekły niemiłosiernie, ale potem nadeszła fala ulgi.
Dziewczyna, która przedstawiła się jako Emere, przyniosła własny dar dla Samarythy.
- Uratowaliście nas. Chciałabym ci się odwdzięczyć. - wzrok dziewczyny był bezpośredni. - to dla ciebie.

Z tymi słowy podała gladiatorce piękny, szeroki, złoty pas. Ku zdziwieniu wowjowniczki, był całkiem lekki, zupełnie jak nie złoty. Wykładane drogimi kamieniami sceny na dyskach z polerowanego metalu przedstawiały postacie, ludzkie i zwierzęce, w najróżniejszych sytuacjach. Emere zapięła pas na biodrach dziewczyny, obejmując ją od tyłu.

- Tutaj możesz zapiąć spódniczkę – powiedziała z uśmiechem, delikatnie wodząć ręką po małych złotych pierścieniach u dołu każdego dysku...



Zasypane Miasto - Po walce z Garpem – Sen
Bhatra i Samarytha obudziiły się równocześnie. Słońce świeciło bezlitośnie w ich twarze, gdy przecierały oczy. Wokół rozciągłą się widok na piękną okolicę. Miasto zbudowane pośrodku żyznej doliny rozciągało się wokół, swoimi białymi marmurami ulic i budynków. Obie wojowniczki ze zdziwieniem ujrzały siebie nawzajem, stojąc u progu olbrzymiej świątyni, o marmurowych kolumnach, zdobionych złotem i srebrem, połyskujących w świetle słońca. Samo wnętrze świątyni tonęło w ciemności. Nagle obie towarzyszki zorientowały się, że nie są same. Przed nimi stały dwie kobiety, nieznanej im rasy.



Obu z pewnością nieobca była wojaczka, gdyż jedna z nich była odziana w spiżowy pancerz, a na ramieniu niosła zawieszoną wielką tarczę, ozdobioną wizerunkiem ośmioramiennej gwiazdy. Druga, nie nosiła zbroi, jednakże w obu rękach pewnie trzymała zakrzywione miecze z brązu, zaś jej zwiewne szaty na biodrach spinał piękny, złoty pas. Obie kobiety spojrzały na siebie, po czym z ponurą determinacją skinęły głowami i pewnym krokiem weszły do świątyni.
Były tam oczekiwane.


Na końcu długiego, pogrążonego w półmroku korytarza, pod wielkim ołtarzem przedstawiającym kobietę o ciele węża, znajdowały się dwie osoby. Książę Xalotun, wyglądający identycznie jak wtedy, gdy śniące wojowniczki widziały go ostatnio, oraz olbrzym, Garp.
- To twój koniec, bestio! Nie będziesz więcej pił krwi naszego ludu!

Tarczowniczka gniewnie wskazała odzianego w kapłańskie szaty Xalotuna. Ten jedynie z pogardą wydął wargi, po czym lekko skinął ręką. Garp, z dzikim rykiem rzucił się naprzód. Olbrzymia pałka, z głowicą z brązu na potężnym dębowym drzewcu uniosła się w górę, po czym opadła wprost na kobietę. Ta jedynie się zasłoniła. Gdy maczuga zderzyła się z gwiazdą, rozległ się huk, dźwięczny i potężny niczym uderzenie olbrzymiego dzwonu! Garp aż cofnął się o krok, nim odzyskał równowagę. Zwinna towarzyszka tarczowniczki doskoczyła natomiast do Xalotuna. Ten zmrużył oczy i głosem pełnym siły i mocy rzekł:
- Nie chcesz ze mną walczyć... - tu musiał odskoczyć, gdyż dwa spiżowe miecze niemal dosięgnęły jego ciała. Wojowniczka oparła rękę na biodrze.
- Nie przybyłyśmy tu nieprzygotowane, potworze!

Xalotun odskoczył do tyłu, jednocześnie zrzucając powłóczyste kapłańskie szaty. Oczom Bhatry i Samarythy ukazała się spiżowa łuskowa zbroja, dwa miecze z brązu szybciej niż mgnienie oka znalazły się w jego rękach.
- Przekonajmy się zatem. - Wysyczał, a jego oczy w półmroku płonęły niczym dwa rozgrzane węgielki.


Poranek
- Wstawaj! Wstawaj! Szarpnięcia i okrzyki zbudziły wszystkich.
Obóz rozłożony dookoła rozpadliny był otoczony. Ponad setka wyspiarzy z ludu Kealani wychodziła z dżungli z bronią w ręku, wokół polany z obozującymi. W środku znajdowała się grupa około trzydziestu wojowników Srebrnych Masek i mag w Złotej Masce.
- Jesteśmy w dupie - elokwentnie stwierdził Hektor, zbierając i poganiając marynarzy do broni i tarcz.
- Może nie – odparła Aemelia, wskazując na grupę kobiet Kealani, która wraz z Manu i Malalą odłączyła się od innych uwolnionych i stanęła pomiędzy wyspiarzami a towarzyszami. Ich głosy niosły się ponad całą okolicą.

- Oni nas ocalili! Nie możecie z nimi walczyć! To oni, to Złota Maska oddał nas w ręce demona!

- Gdzie wasz honor? Oddajecie swoje kobiety na żer potworom? Co z was za mężczyźni?!
Przez chwilę okrzyki te wystarczyły aby zatrzymać wydawałoby się nieunikniony atak. Wojownicy z wysp niepewnie rozglądali się na boki. Po chwili Złota Maska przemówił.
- Wszyscy przysięgaliście wierność Nieśmiertelnemu Władcy. Nic co robicie w jego służbie nie jest złe! On daje wieczne życie! Wszyscy chcecie żyć wiecznie, nieprawdaż? Nic innego nie ma znaczenia! Przyjęliście jego złoto! Atakujcie! Zabijcie ich wszystkich!

Wyspiarze nadal się wahali. Widok ich kobiet i ich słowa poparte umniejszeniem ich męskości przez Manu, wywarły pewien efekt.
 
__________________
-To, że 99% ludzi jest innego zdania niż Ty, wcale nie znaczy, że to oni mają rację.

Ostatnio edytowane przez Prince_Iktorn : 19-05-2018 o 23:51.
Prince_Iktorn jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem