- Wszystko jest dobrze Patryś. - Powiedział spokojnie Zbysław. - Ciepło zawsze towarzyszy magii i zwiastuje dobrą energie. Wierze w nasze zwycięstwo i osobiście zarżnę czarnoksiężnika, jeżeli znajdę tam coś, co pomoże mi z Hektorem.
Zbysiu stanął wyprostowany przed elfem, nieświadomy tego, że płomienie zanim coraz bardziej przybierają na sile. Zresztą mag zapewne nie zauważyłby nawet, gdyby spłonęła cała ściana. Zamiast tego stał tylko i kontynuował swój budujący (w jego mniemaniu) wywód by utwierdzić towarzyszy w przekonaniu, że czarnoksiężnik nie da rady ich głupocie.
- Musimy dotrzeć do czarnkukarnika! Od tego zależy... eee... nasz honor! - Zrobił dramatyczną pauzę, nabrał powietrza i kontynuował. - Nikt nas nigdy nie pokona z moimi czaruszkami, wdziękami Patridge'a i jęzorem Wirupałka! Dotrzemy do wierzy i zarżniemy jej właściciela, by potem sprofanować zwłoki oraz okraść zarówno je, jak i resztę domostwa. A najlepsze jest to, że uznają nas za bohaterów!
Płomienie za magiem rosły z każdą chwilą, ale ten nadal stał jak debil przed elfem w prowizorycznym hełmie i kontynuował przemowę. Nie miał nawet ubrania, więc nie miało się co na nim zająć. W zamian za to zaszły inne reakcje w jego organizmie, których raczej nikt się nie spodziewa w następstwie pożaru.
- Dotrzemy do czarnoksiężnika i zgarniemy jego łupy, a wioskowi debile będą o nas śpiewać pieśni i wychwalać za kradzież, włamanie oraz gwałt. Sfajczymy, stratujemy, zagazujemy i naszczamy na ciało tego nikczemnego człeka i zostaniemy bogaci!
Po jądrach Zbysława zaczęło się rozchodzić relaksujące ciepło, które wywołało na jego twarzy obłąkany uśmiech. Związany był po części również z chwilowym uniesieniem jego epicką przemową. Minie jeszcze trochę czasu, nim zorientuje się, jakie skutki ma nie kontaktowanie się z lekarzem lub farmaceutą przed użyciem zaklęcia. |