Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2018, 03:27   #320
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 52 - Sygnał (37:35) 2/2

Miejsce: zach obrzeża krateru Max; zachodnie lotnisko; HQ; 270 m do CH Brown 4
Czas: dzień 1; g 37:35; 25 + 60 min do CH Brown 4




Brown 0



Kapitan milczał chwilę pewnie analizując sytuację. Wykorzystał to Jim który już chyba trochę ochłonął i wznowił swoje opowieści. - No tak, głowna elektrociepłownia powinna to załatwić. No ale wiecie, te wszystkie walki, szczeliny i w ogóle… Nawet jak się dostaniecie do sterowania no to może gdzieś nie stykać. Wtedy trzeba by do rejonowych rozdzielni no albo ręcznie. - dodał szybko kończąc bo kapitan Yefimov obdarzył go takim uważnym spojrzeniem, że nieco zarośnięty technik szybko zamilkł i zaczął nerwowo bawić się mankietem swojego kombinezonu.

- Dziękujemy ci za cenne uwagi Jim. - odpowiedział oschle oficer pacyfikując do reszty technika. A potem zaczął rozporządzać skromnymi zasobami. Zgodził się by Brown 0 spróbowała włamać się i przejąć elektrociepłownie i to by Delgado ją wspomógł. Pozostałym też znalazł zajęcie. Kapral Otten miał koordynować łączność ze światem zewnętrznym. Srg. Johnson przydzielił do obsługi wieżyczek by miała pod kontrolą chociaż naziemne podejścia do lotniska. Sam kapitan zajął się koordynacją działań z zespołem na zewnątrz. Jak zdążyła się zorientować Vinogradova to chyba byli głównie droniarze operujący swoimi dronami. Maszynom w końcu ta krioburza szkodziła znacznie mniej niż ludziom.

- Sir, myślę, że ten…, że ktoś powinien zakręcić kurki u nas na miejscu. Żeby odciąć lotnisko od reszty kanalizacji. Do reszty rejonów mamy za daleko ale tutaj na miejscu mamy te kurki to można by spróbować. - Jim Sydney, zaproponował nieśmiało usilnie chyba unikając zgłaszania się jako wykonawca takiej misji. Wskazał palcem na ten sam budynek przy straży pożarnej co wcześniej.

- Roboty nie mają manipulatorów do takiej roboty a moi ludzie nie mają odpowiednich skafandrów by wyjść na zewnątrz. Chyba, że masz co na to poradzić Jim. - kapitan odpowiadał machinalnie wpatrzony w swoją konsolę ale na koniec zerknął pytająco na pocącego się technika. Ten wytrzymał tylko chwilę pod tym spojrzeniem gdy w końcu wydukał swoją odpowiedź.

- Ale tutaj są odpowiednie skafandry. Na dole w magazynie hydraulicznym. Cztery komplety, dla czwórki ludzi. Znaczy powinny być według stanu ale nie wiem jak to teraz wygląda. - Sydney wyjąkał w końcu swoją odpowiedź zerkając nerwowo na kapitana o ostrym spojrzeniu.

- Ciekawe. - kapitan pokiwał głową w zamyśleniu po czym zaczął znowu się z kimś łączyć i coś rozkazywać. Wyglądało, że chyba połączył się z Herzog w schronie i próbował przekonać ją, że natychmiast potrzebują minimum czterech ludzi Montany na nogach do akcji na zewnątrz. Albo inna czwórkę.

W tym czasie Vinogradova i Delgado wspólnie pracowali. Właściwie gdy się rzuciło tak okien nie obeznanym i nieuzbrojonym to wszyscy siedzieli pilnie przy konsoletach i pracowali nad swoim wycinkiem roboty jakby stanowili zgodny team i różnice między ludźmi z MP a nie z MP już nie były w tej chwili tak widoczne. Przy okazji Brown 0 stwierdziła, że informatyk MP może geniuszem w swoim zawodzie nie jest ale nadal był całkiem niezły w te klocki. Od razu wiedziała, że pracuje z drugim profesjonalistą. Na nią co prawda spadł główny ciężar podejmowanych decyzji i planowanej strategii ataku. Ale on sprawnie wykonywał te polecenia od razu rozumiejąc do czego ona zmierza i jaki powinien być efekt. Gdy go prosiła przygotował i posyłał spam do przeciążenia kluczowych bramek informacyjnych po to by ona mogła czekać w pogotowiu gdy system się zresetuje i na ten moment bramki się uchylał by gotowa do wśliźnięcia mogła się wślizgnąć. Delgado miał swoje gotowce i półgotowce w swoim naręcznym skarbie elektroniki tak samo jak ona swoje. Z nich szykował pomocnicze kody i prokurował te które właściwie u niego zamawiała na bieżąco by sama mogła skupić się na kolejnych etapach, analizie danych i podejmowaniu decyzji.

- No widzę, że spotkałem prawdziwego mistrza w te klocki. - powiedział z uznaniem informatyk z MP na ramieniu uśmiechając się lekko i wyciągając na chwilę ręce przed siebie gdy na ekranie pojawił się komunikat, że udało im się zalogować więc system elektrociepłowni czytał ich teraz jak pełnoprawnych pracowników.

Kolejnym krokiem było zorientowanie się w sytuacji. To jednak trochę zajęło czasu ale wynik był średni. Tak z pół na pół. Sądząc po kolorach i raportach mapy wyświetlanej na holomapie jaka łączami płynęła z centrum elektrociepłowni spora część sektorów mogła mieć problemy z jakąkolwiek reakcją na jakiekolwiek polecenia. Ale nadal podobnej wielkości obszar świecił się względnie niewielkimi uszkodzeniami więc powinien chyba zareagować jak należy.

Zostawał trzeci krok czyli spróbować coś z tym zrobić. Musieli się śpieszyć bo gdy zaczną Maya nie była pewna ile potrwa zanim Guardian zorientuje się, że ktoś mu bruździ. Ani co wtedy zrobi. W optymistycznym wariancie może uzna, że skoro pełnoprawny pracownik manipuluje w elektrociepłowni no to wszystko jest w porządku. Ale mógł też zaatakować lub chociaż przyjść obwąchać operację jaką podległy mu podsystem nagle zaczął wykonywać bez uzgodnienia z innymi systemami. Zorientowała się już, że nawet jeśli pierwotnie Guardian mieścił się w jakimś konkretnym komputerze czy budynku to obecnie właściwie był siecią wszystkich komputerów do jakich uzyskał dostęp. Stąd zniszczenie nawet pierwotnego budynku mogło pewnie mu zaszkodzić i osłabić chociaż raczej mało prawdopodobne było całkowite wyeliminowanie go z akcji. Elektroniczna zaraza rozprzestrzeniła się jak rakowata narośl po całym organizmie lokalnej sieci. Mogły się ostać jedynie jakieś izolowane nośniki jak jej osobisty komputer na ramieniu czy jakiś odłączony o sieci czy uszkodzony komp czekający na naprawę. Ale obecnie było to mało realne gdyż prawie nikt nie naprawiał komputerów gdyż taniej było kupić nowy a ciężko było znaleźć jakiekolwiek urządzenie które dało się podłączyć do sieci aby było nie podłączone do sieci. Fizycznie zniszczenie Guardiana właściwie musiałoby oznaczać fizyczne zniszczenie wszystkich nośników i przekaźników sieci obecnych na tym księżycu co było prawie nierealne nawet bez warunków krioburzy czy walki z xenos. I de facto oznaczałoby zejście ludzkiej cywilizacji do ery przedkomputerowej czyli dla obecnego społeczeństwa porównywanie jak do epoki kamienia łupanego.

Inną metodą pokonania tak rozpanoszonego i samodzielnego systemu jak Guardian było napisanie programu który by kasował “rakowate” oprogramowanie Guardiana. Niby proste w teorii i oczywiste a nawet wykonalne na zwykłych komputerach to przy tak zaawansowanych systemach z jakim mieli tutaj do czynienia prawie na pewno szybko zorientowałby się w czym rzecz i bez namysłu amputował zarażone komórki. Wtedy znałby już ten zabójczy dla siebie wirus więc by go nie wpuszczał do siebie. Informatyk więc musiał wówczas zmodyfikować wirusa by system znów go nie rozpoznawał i zaaplikować kolejny strzał. I takie to były zmagania między człowiekiem a maszyną w binarnym polu bitwy. Taka walka była żmudna a wynik niepewny, zwłaszcza jeśli system był tak złożony i miałby szansę odzyskiwać już wyczyszczone sektrory własnym zmodyfikowanym kodem. Obecnie prawdopodobnie nie było szans, czasu i zasobów by jakikolwiek haker próbował w pojedynkę podobnej taktyki z tak zaawansowanym systemem.

Uniwersalnym systemem niszczącym wszelką elektronikę był impuls elektroniczny. Tyle, że musiałby być potężny by zadziałać na obszarzę conajmniej całego krateru a więc na około kilkadziesiąt kilometrów. Coś takiego można było w teorii zmajstrować ale musiałaby to być konstrukcja wielkości sporego budynku, może i wieżowca jakiegoś. Wtedy była szansa, że impuls będzie na tyle silny by przebić się przez skały, mury i klatki Faradaya chroniące trzewia komputerów w tym kraterze. No i impuls nie wybierał więc zadziałałby na cały sprzęt elektroniczny od zegarków poczynając, przez noktowizory, czujniki i detektorach skończywszy.

Od ręki dało się atakować jakiś fragment całego systemu podszywając się pod odpowiedniego użytkownika tak jak zrobiła to wcześniej by włamać się do systemu monitoringu przy kościele albo teraz by włamać się do elektrociepłowni.

- O, weszliście. - Jim nieco przysunął swoje krzesło by popatrzeć chwilę na ekrany zupełnie jakby się siedziało w głównej sterówce odległego o kilkadziesiąt kilometrów budynku. - Można by zrobić jeszcze coś. - powiedział po chwili namysłu. I po chwili wskazując na odpowiednie miejsca na mapie zaczął tłumaczyć. Oczywiście można było pozamykać co się da pozamykać w tych kanałach. Ale można było też zrobić spław. Wedle słów technika robili tak gdy trzeba było przepchać jakiś zator. Zwykle robili to na jakimś odcinku ale w teorii można było zrobić wielki spław. W końcu byli w kraterze czyli jakby wielkiej misie gdzie centralna część była najniżej położonym punktem terenu i tam mniej więcej promieniście szła większość i ulic na powierzchni i kanałów pod. W teorii więc dało się rozprowadzić wodę po zewnętrznych okręgach i zbiornikach a potem w jednym momencie spuścić je pod ciśnieniem. Dalej powinna zadziałać sama grawitacja która powinna utrzymać nadany pod ciśnieniem pęd i zmyć jak nie wszystkie to większość przeszkód aż do zbiornika centralnego na dnie krateru. A zbiornik był mocny, zbrojony. Jim uważał, że jedynie kompletnie zawalone tunele albo zamknięte włazy mogły mieć szansę wytrzymać taki spław.

Takie rozwiązanie dawało sporą szansę na pozbycie się jak nie wszystkich to sporej części paskud z kanałów. Ale były też wady. Po pierwsze trzeba było trochę czasu by uzbierać odpowiednie ciśnienie w zbiornikach zewnętrznych. Po drugie wykluczało to raczej numer z zamykaniem wrót jaki planował do tej pory. Po trzecie widoczne na schemacie uszkodzenia mówiły, że w niektórych systemach uzbieranie pożądanego ciśnienia może potrwać dość długo a w niektórych chyba nie było w ogóle na to szans. Więc były realne szanse, że ten “spław” jednak może nie być kompletny.

- O matko co to jest?! - w stadko pogrążonych w swojej pracy i rozmyślaniach ludzi wdarł się nagle zaskoczony głos speca od łączności. Był tak zaskoczony i alarmujący, że chyba przykuł uwagę wszystkich. Zresztą prawie w tym samym momencie ekrany jakoś dziwnie zafalowały i nawet światła zamigotały na moment.

- Co takiego kapralu? - zapytał z odcieniem irytacji kapitan podnosząc głowę znad swojego stanowiska. Podobnie jak trójka od rozgryzania problemu elektrociepłowni tak on i blondynka w ciężkim pancerzu dotąd dość zgodnie pracowali kierując obroną i organizacją czego się dało na powierzchni lotniska.

- Jakiś sygnał! Pierwszy raz widzę coś takiego! Ta sygnatura! Kompletnie nie wiem co to jest! - kapral Otten mówiąc to przełączył coś i jego ekran powiększył się by mogli go oglądać wszyscy. - To obraz z anten i radarów, gołym okiem tego chyba nie widać zwłaszcza w taką burzę. I ten dźwięk. - na ekranie widać było sygnaturę jakby na obrazie ktoś próbował zwizualizować falę dźwiękową. Tylko nie wiadomo dlaczego ta falująca kreska była pionowa zamiast jak zwykle pozioma. No i ten dźwięk. Terkotał jak jakieś zakłócenia w eterze albo klasyczny sygnał licznika Geigera.

- A skąd dochodzi ten sygnał? - kapitan chyba też nie wiedział co o tym myśleć więc na razie zbierał informacje. Kapral wrócił do konsolety i chwilę popracował. Zaraz potem pojawił się mniejszy holoekran z mapą zachodniego fragmentu krateru i nawet lotnisko na jakim się znajdowali było widoczne.

- Podejrzewam ten obszar ale to pośrednie dane nie mam pełni możliwości zrobienia odpowiednich pomiarów. Ale właściwie poza tym nic tam chyba nie ma. - wyjaśnił spec od łączności i na mapie pojawił się okrąg wokół zachodniego wyjazdu z krateru. A “to” było jedynym większym budynkiem w tej okolicy czyli klubem “H&H”.

- I oni mogą tam mieć takie anteny? - zapytał oficer marszcząc brwi wpatrzony w powiększenie klubowego budynku na holomapie.

- Z całym szacunkiem panie kapitanie. Ale ja jestem przeszkolonym radiowcem i skanerem ale nie znam żadnej anteny jaka kiedykolwiek została wyprodukowana która mogłaby dać taką sygnaturę. To coś kompletnie nowego. Nie mam pojęcia co to właściwie jest. - kapral nerwowo oblizał wargi i otarł rękawem spocone czoło. Potem zesztywniał i przyłożył rękę do ucha z komunikatorem. - Oh. Na orbicie też to wykryli. Pytają się nas czy to my to wysłaliśmy co to jest. - rozłożył ręce w geście bezradności patrząc na kapitana. Ten jednak też chyba miał trudności ze zidentyfikowaniem tego radiowego fenomenu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline