Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2018, 23:20   #268
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Wyspa Eliasza, teraźniejszość

Wiele kwestii nabierało sensu w świetle faktów podanych przez Eliasza, a przynajmniej mogło go nabrać, gdyby ktoś chciał przeanalizować wydarzenia, jakie miały miejsce.

Kult spotkany przez Zarażonych na Serpens był starożytną, dawno zapomnianą wiarą. Na szczęście dla ludzi. To właśnie z tej świątyni pochodziła moneta - znak rozpoznawczy sojuszników Shagreena. Właśnie z nim związane były implanty Black Serpent. Walker Barnes zaślepiony chęcią zemsty bądź sprawiedliwości, wychodziło na jedno, sięgał do rzeczy, których nie pojmował. Rozpropagował coś, co miało zagrozić całemu światu. W imię drobnego, niemal nic nie znaczącego, ludzkiego konfliktu mogła zginąć cała cywilizacja.

Jako pierwszy efekty widział Jacob, zaś poczuła na własnej skórze Samantha, lecz ona była znacznie mniej zmieniona niż szeregi piratów. Kolejnym zetknięciem była bezimienna wyspa, na której wylądowali po upadku K'Tshi także spowodowanym przez popleczników Shagreena. Oszalały kultysta był nieuważnym, niedouczonym eksperymentatorem. Dlatego zginął zabity przez coś, co wymykało się ludzkiemu pojęciu. Świątynia odwiedzona przez Denisa związana była z tą samą istotą. To właśnie ona spowodowała podniesienie poziomu wody mniej lub bardziej pośrednio. Nowe osoby dowiedziały się o jej istnieniu, nowe osoby nakarmiły ją swoimi myślami skierowanymi w jej kierunku.

Kryształ przedstawiający lurkerowi wizję tonącego miasta był zapisem przeszłości. Czasów, w których rozpowszechniła się wiedza o tajemniczej, śmiercionośnej istocie. To wiedza zabiła ich świat. Skoncentrowane myśli milionów osób dały zagładzie moc, zaś ta z kolei utopiła większość życia.

Informacja może zabić świat.

Dlatego Jacob usilnie przekonywał załogę, że wszystko da się wytłumaczyć racjonalnie. Im mniej osób wiedziało, tym mniejsza była siła czerpana przez to stworzenie. Dlatego nie podzielił się z nikim swoją wiedzą. W tym przypadku niewiedza ratowała świat.


Pokład sterowca, kilka nocy wcześniej

Rozejrzał się i spokojnym krokiem podszedł do pokoju Malfloya. Nie było nic bardziej podejrzanego niż człowiek przyłapany na skradaniu się. Zdecydowanie korzystniejszy był ostrożny chód. Zapukał cicho do drzwi kajuty inżyniera i wszedł nie czekając na odpowiedź.

- Muszę się z kimś połączyć. Teraz - powiedział bez zbędnych wstępów.
Malfoy drzemał właśnie i teraz spoglądał na gościa przymrużonym okiem.

- Co… ah, to ty Jacobie - dopiero wracał do świata jawy. - Z kim się chcesz skontaktować?

Inżynier sięgnął do stojącej obok szafki i przywdział grube onuce. Szybko skojarzył fakty.
- Przychodzisz do mnie sam. Czy reszta o tym wie?

Historyk zaczął wolno, z rozmysłem.
- Sprawy, w które się mieszamy są dalece bardziej zaplątane niż wydaje się na pierwszy rzut oka. Tyle mogę ci powiedzieć. Odpowiadając na pytanie drugie, nikt o tym nie wie i dowiedzieć się nie może. Nie tylko wisząca w powietrzu wojna między Orionem a Corvus może zmienić oblicze świata na gorsze. Tylko ja mogę próbować to zmienić. I na tym właśnie polega cały dramatyzm sytuacji. Nie mogę powiedzieć ci też z kim chcę się kontaktować. Musisz zaufać mojej ocenie, bo jak nie, to może być nieciekawie.

Malfoy podrapał się po głowie. Było widać, że rozwiązanie nie jest mu na rękę.
- Wiesz. Ja wszystko rozumiem. Ale w tym momencie podważasz moją lojalność wobec Richarda…

Jacob czekał. Widział w zachowaniu inżyniera niepewność, a to już znaczyło że posiada jakąś szansę. Poza tym miał w swoich słowach coś takiego, że ludzie czasem działali pod ich wpływem wbrew swojej woli.
- Inaczej jednak patrząc, sytuację mamy nietypową i domyślam się, że posiadasz swoje powody. Eh. Niech ci będzie. Z kim konkretnie chcesz się porozumieć?

W odpowiedzi Jacob uśmiechnął się szeroko.
- Mam odpowiednie dane do połączenia i ja chciałbym to zrobić. Ty mnie instruuj. Wierz mi, niektórych rzeczy bezpieczniej jest nie wiedzieć. Istnieje wiedza, która sama w sobie jest śmiertelnie niebezpieczna. Jak sekrety mafii. Jeśli je posiądziesz, nie będziesz mógł się czuć bezpiecznie. Chodźmy. Tylko powoli - rzekł historyk i odwrócił się spoglądając na kartkę. Czas na ponowny kontakt z agentami Black Cross.

Malfoy nadal nie wyglądał na zachwyconego i to delikatnie rzecz biorąc. Był jednak człowiekiem, który gdy raz podejmie decyzję, trzymał się jej konsekwentnie. Już w drodze nałożył na siebie gruby swetr, a potem poprowadził Jacoba.

Kalibrowanie radiostacji zajęło mu tylko chwilę. Inżynier wskazał kilka przycisków oraz wytłumaczył ich działanie.
- Tą gałką zmieniasz częstotliwość. To zielone obok odpowiada za długość fali. Kiedy chcesz mówić, wciskasz czerwony guzik. Reszta jest już nastawiona, więc powinieneś sobie poradzić. W razie problemów, będę obok - zatrzymał się w pół słowa - I wiedz, że nastawiam tu za ciebie własną dupę. Obyś to docenił.

- Doceniam - potwierdził kiwając głową, po czym skrzywił się lekko.
- Ale ja nie mogę liczyć na to samo. Jeszcze jedno zanim zacznę. Czy wszystko jest tak ustawione, żeby nie można było nas namierzyć? Chciałbym, żeby nikt włącznie z kontaktem po drugiej stronie nie wiedział gdzie jesteśmy ani z jakiej radiostacji korzystamy.

Inżynier pokręcił głową.
- Według mojej najlepszej wiedzy, nie ma takiej możliwości. Pomyśl w ten sposób. To radiostacja żółtków. Jeśli na ich sprzęcie da się kogoś podsłuchać, to i tak nikt nie jest bezpieczny - zmusił się do uśmiechu.

- Ostatnia sprawa. Polecam ci nie słuchać tej rozmowy. Sprawy, o których będziemy rozmawiać są niebezpieczne. Jeśli się o nich dowiesz sam zdecydujesz, że nie możesz powiedzieć o tym nikomu. Szczególnie bliskim. To tajemnica z rodzaju tych, które potrafią złamać człowieka i zniszczyć cały twój świat.

- Nie musisz mi dwa razy powtarzać - mruknął Malfoy, kierując się do wyjścia - Mam nadto problemów. Nie potrzeba mi dodatkowego gówna.

Kiedy tylko za Malfloyem zamknęły się drzwi, Cooper nastawił wszystko zgodnie z instrukcjami inżyniera, a następnie podjął próbę kontaktu z agentem znalezionym w notesie kapitańskim. Ze skromnej listy wybrał tego z najniższym numerem, wydającego się być najwyżej postawionym ze wszystkich. Przynajmniej taką historyk miał nadzieję.

Po drugiej stronie usłyszał dziwną melodię, która przypominała muzykę graną przez pozytywki. Trwało to dłuższą chwilę, potem wszystko ucichło. Jacob jednak czekał. Nie dochodził go żaden szum, a to znaczyło że połączenie jest nawiązane, lecz rozmówca nie jest obecny lub milczy. Zrozumiał, że mógł być to swego rodzaju test. Ktoś nieupoważniony w końcu zechciałby się rozłączyć, sądząc że nadaje na złych falach. Tymczasem po kilku minutach…
- Tutaj agent operacyjny numer P965s - zapowiedział trzeszczący głos. - Zidentyfikuj się i podaj cel rozmowy. Odbiór.

- Identyfikacja nie jest istotna, możesz mnie nazywać Phantom’as, agencie, ale cel owszem. Na sto dziesięć procent - rzekł Jacob z ustami wypchanymi tkaninami oraz zaciśniętym nosem, dzięki czemu brzmiał inaczej niż w rzeczywistości.

- Niedługo będzie gorąco na pewnej wyspie, a ja mogę mieć znaczące informacje. Kultu… ralnie proszę o dane umożliwiające połączenie z dowództwem. Nie bez powodu każdy agent dostaje tylko cząstkę wiedzy. Nie mam zamiaru nieuważnym słowem burzyć ustalonej struktury. Proszę powtórzyć tej osobie wszystko. Słowo w słowo - dodał z uśmiechem.
Niemal każde zdanie ujawniało, iż miał wiedzę niedostępną dla większości ludzi zaczynając od operacji sto dziesięć przez spotkanie na wyspie, wtrącenie tematu kultu oraz wiedzę jak działają struktury Krzyżowców. Przy okazji ostatnie było całkiem niezłym powodem, dla którego mógł prosić o rozmowę z osobą bardziej poinformowaną.

Przy normalnych warunkach, nawet ze swoją gadką, nie miałby szans. Black Cross przewyższało wszystko, czego dotychczas doświadczył. Wystarczył przecież fakt, że o tej organizacji jeszcze niedawno nie miał pojęcia. Samo to mogło świadczyć o potędze krzyżowców, bowiem Cooper wiedział o każdej nacji, gildii oraz społeczności przynajmniej kilka faktów.
Lecz był sprawnym graczem, nawet w stosunku do nich. Użył wielu argumentów mogących świadczyć, że faktycznie jest wewnątrz grupy. Ba, może nawet znaczy w niej coś więcej. Agent, z którym rozmawiał znów milczał. Jacob czuł jednak, że nie wynika to ze sceptycyzmu rozmówcy konkretnie wobec niego, a wyuczonej ostrożności. [Trudny test Obycia]

- Rozumiem. Problem jest innej natury. Obecnie mamy duży przepływ informacji. Agenci wyższego szczebla radzą się wzajemnie. Oczywiście nie ON, wszyscy dobrze wiemy, że akurat nie potrzebuje opinii innych. Gdyby to ode mnie zależało, może i bym cię połączyć, ale... - zawsze było jakieś “ale” - nie sądzę, aby mieli w ogóle czas cię słuchać. Teraz każdy ma dla nich bardzo ważne informacje, sam wiesz co się przecież dzieje. Chyba że już na starcie dasz mi coś, czym mógłbym ich przekonać.

Jacob zdał sobie sprawę, że dobrze zrobił, biorąc kogoś z trochę niższego szczebla. Pewne rzeczy nie zmieniały się w wszystkich organizacjach. Ci z mniejszym stażem mieli czasem w zwyczaju spuścić z oficjalnego tonu. Nie myśleli jeszcze czysto w kategoriach szeregu procedur. W przeciwnym wypadku interlokutor już dawno by się zapewne rozłączył. Choć balansował na ostrzu noża, to wciąż była szansa.
- Istnieje zagrożenie włączenia się nowej siły w spotkanie na wyspie. Jeśli strategia nie zostanie dostosowana choćby do możliwości jej pojawienia się, może to oznaczać katastrofę - rzekł Jacob decydując się na zdradzenie troszeńkę więcej niż początkowo zakładał.

Znów nastąpiła pauza.
- W porządku. Alarm drugiego stopnia kwalifikuje się do rozmowy z wyższym szczeblem. Znasz procedury i nie nadużywaj linii. Za chwilę cię połączę.
Rozległ się dźwięk przypominający przesuwaną korbę. Był na tyle głośny, że lada moment mógł wpaść Malfoy, pytając się czy mechanizm nie poszedł z dymem. Na szczęście nic takiego się nie stało.

- Witam cię - powiedział kolejny głos, bardzo suchy i bezbarwny; poza nim do Jacoba dochodziły inne, przytłumione szepty. - Doniesiono mi, że posiadasz ważne informacje. Na początek podaj ich źródło oraz szacowany poziom zagrożenia.

Historyk postanowił na chwilę podłączyć się do gry informatora.
- Źródło to złożenie różnych przesłanek w całość, a poziom zagrożenia waha się od najniższego do najwyższego. Może sprowadzać się do naszej Sprawy. Jesteśmy strażnikami i najgorszymi wrogami odrodzonego kultu, a zagrożenie może tego dotyczyć.

Agent nawet nie miał pojęcia jak wiele zależało od jego reakcji i odpowiedzi, zaś Jacob przed przejściem do konkretów musiał wiedzieć na pewno czy jego wnioskowanie jest poprawne.
- Jesteś niekonkretny, agencie. Wiesz, że nie możemy sobie pozwalać na ogólniki - powiedział tamten, jednakże tonem pozbawionym przygany. Jedynie stwierdzał fakt. - Powiedz o co chodzi.

Zatem miał rację. Brak reakcji był najlepszą reakcją. Gdyby się pomylił, zdradziłby przykrywkę i właśnie w ten sposób jego “przełożony” przeszedłby na inną stopę. Niemniej musiał teraz usprawiedliwić swoje ostatnie zdania, a żeby to zrobić, musiał improwizować na bieżąco.
- Piraci zniknęli. Wszyscy lub prawie wszyscy. Podejrzewam, że za sprawą stoi James Kidd. Jakiś czas temu zlikwidowaliśmy problem Richarda la Croix. Pośród jego załogi była Samantha Kidd, oczko w głowie Jamesa. Najprawdopodobniej urządził poszukiwania i ruszył jej tropem na Antigui. Bezpiecznie jest założyć, że dotarł tam, gdzie ona. Najęli ją ludzie Shagreena i wyposażyli w implant Black Serpent. Mieli takich więcej. Podobno mogło to wystarczyć dla większości załogi “Doga” za cenę dołączenia do konfliktu na wyspie. Przeciwko nam. Nie wiem czy w tym czasie mogli wytworzyć więcej. Jeśli jednak James Kidd trafił do ludzi Shagreena albo choćby dowiedział się o naszym zaangażowaniu w sprawę, to dowie się o spotkaniu, znajdzie miejsce i stanie przeciw nam. Być może ze wsparciem.

Historyk zmarszczył brwi. Musiał przyznać, że wyszło to tak przekonująco, iż sam zaczął zastanawiać się czy nie ma w tym choć nici prawdy. Na miejscu Kidda, Jacob poruszyłby niebo i ziemię, by znaleźć swoją córkę. Być może kapitan “Doga” rzeczywiście tak zrobił. Największą ironią losu było to, że ziarno niepokoju zasiał sam Doktor, współpracownik Walkera Barnesa. Niemal przypadkowe stwierdzenie doprowadziło do lawiny pytań i domysłów potwierdzanych bądź obalanych za pomocą zebranych informacji oraz własnej przeszłości. Własnej i towarzyszy.

Kiedy agent podjął rozmowę, jego głos nie zmienił się ani na jotę. Wciąż brzmiał bardzo oficjalnie, zachowywał idealnie wyrachowany ton.
- Zniknięcie piratów nie uszło naszej uwadze. Kontakty mówiły, że mogli zwołać Lożę. Jeśli do rąk Jamesa rzeczywiście trafiło Black Serpent, jest bardzo źle. Shagreen nie wie co robi. Spodziewaliśmy się, że w jakiś sposób wykupi dodatkowych ludzi, ale wyciągając dłoń do piratów potwierdza swoją desperację. Niniejszym uruchamia narzędzie, które zapewne zniszczy Barnesów, lecz i jego samego. A to będzie dopiero początek. Tymczasem poczekaj chwilę, agencie.

Jacob usłyszał, że po drugiej stronie zebrało się parę osób. Pogłos sugerował jakąś naradę. Trwało to jakiś czas i wreszcie krzyżowiec wrócił do rozmowy.
- Twoje informacje są przydatne. Zwiększymy ochronę wokół ziem Eliasza, lecz obawiam się, że nawet to może być niewystarczające. Zazwyczaj udawało nam się likwidować użytkowników zakazanych implantów dość szybko, aby zapobiec kompletnemu spaczeniu ich ciał. Biorąc pod uwagę, iż piratów nie ma od dłuższego czasu, trudno ocenić do jakiego stopnia zaszła ich metamorfoza.

Znów kilka głosów. Jacob zdawał sobie sprawę, że tamci zastanawiali się jak wiele mogą mu powiedzieć.
- Na pewno zdajesz sobie sprawę z jakim ryzykiem mamy tu do czynienia. Musimy nieustannie uważać, aby ludzie nie zaczęli mówić o istotach, ani nawet o nich myśleć. Załóżmy, że ktoś przeczyta kilka wersów zakazanej księgi - trzeba wiedzieć, iż już wtedy rosną one w siłę. Gdyby więc tak wielu ludzi użyło splugawionych implantów, to możliwe że kulty nagle odżyją z nową siłą. To coś jak fluktuacje energii. Wiesz wszakże, w przeszłości dochodziło do takich sytuacji. Masy z dnia na dzień popadające w histerię. Całe miasta nawiedzane przez koszmary. Tysiące szaleńców. Już wtedy ledwo daliśmy sobie radę ze zlikwidowaniem problemu, co kosztowało rozlanie znacznej ilości krwi. Często niewinnej, acz wszyscy się zgodziliśmy, że była to konieczna cena. Tymczasem teraz mamy do czynienia z sytuacją bez precedensu. Musimy być czujni jak nigdy dotąd. Codziennie szlifować swój umysł. Mieć świadomość ich istnienia, lecz nie myśleć o nich per se. Obserwować każdy znak na niebie i ziemi. Może wydawać ci się, że jesteś dość silny. Ale wierz mi. Nie jesteś.

- Tego przypomnienia było mi trzeba. Szczególnie w obliczu informacji coraz mocniej obracających się wokół tematu. Wiem co należy robić, ale jestem czegoś blisko. Jestem na tropie silnego artefaktu. Potrzebuję przypomnienia o narzędziach i siły płynącej z wiary w ich skuteczność - poprosił pokornym głosem Jacob, lecz jego oblicze wywoływało uderzający wręcz dysonans. Jak bardzo cyniczny był Cooper? Czasem sam się nad tym zastanawiał.

- Agencie, prosisz o rzeczy, które nie przystają twojej pozycji. Nawet biorąc pod uwagę zasługi, obowiązują nas pewne zasady, które nie istnieją bez powodu. To samo credo obliguje jednak do działania poza schematami, kiedy występują dodatkowe okoliczności. Zastosuję ten wyjątek po ostatni. Nie licz na nic więcej. Musisz uszczegółowić swoją prośbę. Co konkretnie potrzebujesz wiedzieć?

- Jak ćwiczyć umysł i jak przeciwstawić się mocy artefaktów? - zapytał krótko korzystając z nadarzającej się okazji.

- Tego nie sposób nauczyć się na bieżąco. Szkolenie trwa całe lata, a i nawet wtedy daje ono bardzo prowizoryczne zabezpieczenie. Agenci wysyłani bezpośrednio do likwidacji zagrożeń mają przynajmniej kilkunastoletni staż. Czasem jednak trafiamy na wyjątkowo uzdolnione przypadki. Mowa tu o osobach, jakie z natury operują czystymi faktami oraz rachunkiem zysków i strat. Ludzie z natury kierują się bowiem emocjami i dotychczasowe badania wskazują, że to one są rodzajem pożywienia istot.

Cooper uśmiechnął się do siebie bardzo, ale to bardzo szeroko.
- Zatem gdy trafię na artefakt odsunę wszelkie emocje i nie będę o nich myślał, pozostając świadomym ich istnienia - podsumował historyk na wypadek, gdyby agent zechciał dorzucić jeszcze jakąś uwagę.

- Słusznie. Tylko nie przeceniaj swoich umiejętności. Jeśli wyczujesz, że twoje myśli są nieswoje, obce, wycofaj się i przekaż raport najbliżej jednostce w celu przydzielenia dodatkowych ludzi.

- Mam jednak jeszcze jedną sugestię w temacie najbliższego spotkania. Na podstawie informacji, które udało mi się uzyskać. Shagreen spodziewa się oporu z naszej strony, a w tej chwili ciężar naszych priorytetów został przeniesiony również na stronę piratów. A jeśli zadziałalibyśmy niestandardowo? Gdybyśmy nie przybyli, a przynajmniej sprawiali takie pozory? Jeśli nie ma z kim się bić, to ludzie biją się między sobą. Szczególnie piraci pod wpływem Black Serpent. Może niezaimplantowana część uciekłaby wtedy nie chcąc się do tego mieszać? Potem moglibyśmy sprawdzić ile wiedzą uciekinierzy. Ryzyko żadne, gdy trzymalibyśmy rękę na pulsie, a zyski mogłyby być wymierne. Nic do stracenia, wiele do wygrania. Wszyscy wiemy, że tego nie możemy przegrać. Gdyby nie doszło do walki, moglibyśmy wkroczyć z opóźnieniem i pozornie wystawić Kamienny Herb. Sprawa ponad wszystko. Następnie uderzyć z zaskoczenia, ze wszystkich stron, gdy Shagreen będzie już pewny swego - powiedział Jacob spodziewając się solidnej bury za ingerowanie w planowanie akcji, ale rozmawiał z bezemocjonalnymi sukinsynami kierującymi się rachunkiem zysków i strat. To był klucz nie tylko do walki z kultem, ale również do rozmów z Black Cross. Fakty, zyski i straty. A bilans planu Coopera wychodził wyjątkowo dodatnio.

Mężczyzna wysłuchał go uważnie, jednak zdawał się posiadać gotową odpowiedź, gdyż jego głos wybrzmiał, jak tylko Jacob przestał mówić.
- Nie sugerujesz chyba, że nasza dotychczasowa ocena sytuacji jest błędna. Nowe fakty są brane pod uwagę, jednak konstrukcja planu działania nie należy do twoich kompetencji. Jeśli to wszystko, radzę wrócić do obowiązków.

- Jedno pytanie. Gdzie mam strzelać, by unieszkodliwić Black Serpent?

- Wszędzie. I czym tylko możesz. Najlepiej jednak po prostu uciekaj. W naszym zawodzie nie ma miejsca na zgrywanie bohaterów w przyziemnym sensie. Moduł przeżera umysł, ale i całą powierzchnię ciała. Ktoś zainfekowany przez Black Serpent to maszyna do zabijania. Nie wiadomo nic o słabych punktach tego implantu.

- Wyłącznie powierzchnię czy też wnętrze? Może ogień byłby skuteczny? - pomyślał głośno historyk.

Jacob wyczuwał już w głosie rozmówcy cień irytacji.
- Nie ma rzeczy niemożliwych. Lecz tylko martwi wiedzą jak wygląda walka z kreaturami, którymi stali się piraci. Zakładając iż rzeczywiście pozostają oni dłuższy czas pod wpływem implantów.

- Dziękuję, sir. Wszystko dla sprawy - zakończył historyk, któremu skończyły się pytania. Przynajmniej na obecną chwilę. Czuł, że wykorzystał sytuację do granic możliwości i musiał tak zrobić, gdyż mógł już nie mieć więcej okazji na podobne rozmowy. Oparł się wygodnie i myślał jeszcze przez dłuższą chwilę nim zatarł ślady namiarów, jakie wykorzystał poprzez chaotycznie przekręcenia wcześniej ustawionych gałek. Po cichu wyszedł i poszedł do własnej kajuty.


Wyspa Eliasza, teraźniejszość

Najprawdopodobniej Cooper był jedyną osobą nie poruszającą się na polu bitwy. Stał prawie całkowicie nieruchomo. Wyjątkiem były gałki oczne śledzące wydarzenia zza w połowie przymkniętych powiek.

Nie miał żadnych danych pozwalających na efektywną walkę z nieprzyjacielem i to był największy ze wszystkich problemów. Oczywiście mógł rzucić się do walki z okrzykiem na ustach i zginąć chwalebnie jak wielu padłych już trupem. To jednak nie miał sensu. Pozbawione było celu. Dlatego stał i patrzył jak umierali, zaś każda śmierć wzbogacała jego wiedzę. Obserwował cięcia, wystrzały z broni białej oraz palnej. Obserwował jak działa na nieskoordynowanych napastników światło, ogień, woda i podmuchy powietrza. Z każdą chwilą wiedział coraz więcej.

Niewiara nie miała żadnej siły. To wiara zawsze popychała do niemożliwego. Z tego powodu przed zejściem Denisa pod wodę poradził mu, aby wierzył w nieistnienie. Jeśli coś mogło go ochronić, to tylko to.

Informacje zdobyte od Black Cross zgadzały się z jego wiedzą mitologiczno-historyczną.


Na frontach pracowni będących podejrzanymi o instalowanie zakazanych implantów malowano symbol "Posłańca śmierci". Właściciela czekał osąd osób odpowiedzialnych za to w odpowiedniej zonie, ale zwykle kończyło się na samosądach niezależnie od dowodów.

Anioł miał w tym zestawieniu oznaczać "zabawę w boga", natomiast czerń złowrogą magię. Okrąg był zakresem legalnych, dopuszczonych przez naukę implantów, a trójkąt chęć wyjścia poza nią. W mroczne zakamarki technologii.

Jak każdy uczony, Jacob słyszał nieco o zakazanych implantach. Większość badaczy uważała historie o nich za bajania marynarzy, pragnących zyskać wątpliwą sławę wśród karczemnej tłuszczy. Cooper wiedział jednak, że warto magazynować każdą wiedzę, także uchodzącą za mało wiarygodną.
Istnieje szereg niecertyfikowanych wszczepów, stworzonych bez odpowiednich procedur. Większość to jednak dzieła samouków, którzy miast oddawać patent właściwej gildii techników, wolą go odsprzedać na zewnątrz. Poza tym półformalnym obrotem istnieć ma jeszcze jedna, bardzo ścisła grupa urządzeń. Plany wykonania tych modułów pochodzą rzekomo z zatopionych ruin Starożytnych. Nie są jednak bezpośrednio ich dziełem, a tworem czegoś, co doprowadziło do zagłady dawnej cywilizacji.

Nie jest jasne, w jaki sposób odtwarza się przeklęte implanty. Niektórzy upatrują tu działania sztuk magicznych. Konwencjonalne ingerencje w ciało korzystają z mechanizmów, który już uprzednio działają w organizmie. Przykładem mogło być zwiększenie ciśnienia lub produkcji białych krwinek. W tym jednak przypadku dochodzi do wpływu "z zewnątrz". Użytkownicy tych nano-maszyn zmieniają się nie do poznania. Mowa o kompletnej zmianie charakteru oraz przeistoczeniu się w czasem w zupełnie inną osobę. Jednocześnie uzyskują oni szereg umiejętności kojarzonych raczej z podaniami: lewitacja, odporność na ogień, nadludzka siła.

Jacob doświadczył już, że można ograniczyć działanie implantu, uszkadzając użytkownikowi część ciała, w której mechanizm został zainstalowany. Jasne jest, że przy tak ogromnej ingerencji w ciało, implant zapewne znajduje się w jednym z najbardziej newralgicznych organów jak serce lub tętnica główna. Może to tłumaczyć dlaczego dopiero broń plazmowa zatrzymała część piratów na dłuższy czas.

Gdzieś z oddali dobiegł go krzyk Denisa. Ledwie zarejestrowany przez pracujący z pełną prędkością umysł Coopera. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Oczy historyka skakały od jednego punktu do drugiego zbierając dane.

Nagle wzniósł rękę mając nadzieję, że Zhou i Xanouańczycy widzą ten gest. Jeszcze nie czas na nich. Jednocześnie zwrócił na siebie uwagę lurkera.
- Niezniszczalne - odparł krótko.

Stwierdzenie było dalekie od prawdy, choć na obecną chwilę wystarczająco bliskie, by zrezygnować z pomysłu. Zagadkowy metal miał kolosalną temperaturę topnienia oraz nieziemską wręcz wytrzymałość. Były to dane, które wydobył z archiwum z Lucjuszem Feratem.

Nagle złapał przebiegającego obok człowieka za ramię.
- Biegnij do Eliasza. Niech jego wszystkie jego sokoły strzelają w pojedynczego pirata. Serce, głowa, tętnice. Powiedz, żeby wyciągali materiały wybuchowe. Leć - klepnął mężczyznę w plecy, a po chwili złapał jednego z agentów Black Cross. Druga ręka sięgnęła do kieszeni. Po niespodziankę, którą trzymał na specjalne okazje. Takie jak ta.

Wydobył nabój do pistoletu plazmowego.
- Na trzy rzucam. Jak doleci do piratów, zestrzel to. Chyba, że nie trafisz, to zamieniamy się rolami, ale wtedy daj pistolet. Zwykły.

Przyszedł czas na kilka wysokoenergetycznych eksplozji. Był niezmiernie ciekaw jak sobie z tym poradzą.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline