- Demon nie demon... - Marcus przytulił Aemelię, mając nadzieję, że dziewczyna zdoła się uspokoić. -
Nikt nie powiedział, że to demon. Wierzysz Xalotunowi? Wszak każde jego słowo to dwa kłamstwa. A papier jest cierpliwy, każde kłamstwo zniesie. Xalotun ma przecież tę latającą bestię, a to żaden demon.
W końcu Aemelia zasnęła, Ale Marcus nie był pewien, czy jego słowa zdołały przekonać dziewczynę.
* * *
Ranek był zdecydowanie mniej przyjemny.
Albo tubylcy jakoś dowiedzieli się o śmierci władcy wyspy, albo też Złota Maska miał taki dar przekonywania...
-
Nieśmiertelność? No to rzuć się na miecz i udowodnij, że to prawda. - Marcus z pogardą spojrzał na przywódcę Masek. -
Ale ty się boisz. I sam nie wierzysz w tę nieśmiertelność, bo gdybyś wierzył, to byś się nie chował za tłumem swych podwładnych.
- A wy? - Przeniósł wzrok na wyspiarzy. -
Sprzedaliście swoje dobre imię za garść złota? Przehandlowaliście żony i siostry za obietnicę, której nikt nie ma zamiaru spełnić? I wy się zwiecie mężczyznami? Wasze kobiety mają więcej honoru i odwagi niż wy. Myśleliśmy, że na wyspach znajdziemy prawdziwych mężczyzn, ale wolę zabrać do załogi dzielne dziewczyny, niż kogoś bez honoru.