Oswald i Randulf
Oswald ruszył ostrożnym krokiem ruszył we wcześniej wskazanym kierunku. Randulf skradał się z drugiej strony tak aby odciągnąć w razie czego uwagę, zgodnie z tym co powiedział Oswald.
Jednak zaledwie po kilku krokach zarówno Oswald jak i Randulf usłyszeli, że tylnie drzwi się otwierają i ktoś wychodzi. Bohaterowie zatrzymali się i mając nadzieję pozostać niezauważonymi. Oswald stojąc na swojej pozycji był w stanie dostrzec dwóch wysokich łysych typów, którzy to zaczęli się rozglądać. Wyglądało, jak gdyby dosyć niedbale sprawdzali teren. Nagle jeden z oprychów jak gdyby coś usłyszał i zwrócił się do towarzysza:
- Ty, słyszałeś? - Co znowu? To pewnie Hans, nażarł się i teraz sra.
Wyglądało na to, że okrążenie domu będąc niezauważonym było niemożliwe. Teraz nawet wycofanie się było znacznie utrudnione, bohaterowie nie mieli pojęcia czy owi ludzie mają zamiar krążyć w około domu, czy może mają zamiar stać za nim. W tym momencie wyglądało, jak gdyby patrolowali tyły.
Otwin
Witold lekko się zawahał zrobił lekki krok do przodu, aby jak gdyby lepiej przyjrzeć się bohaterowi.
- Nie może być, - powiedział z grymasem na twarzy -
byłeś stary, teraz młody? - zaczął trzeć jedną dłonią w okolicy czoła, wyglądało, jak gdyby coś go swędziało, albo jak gdyby ścierał pot, którego tam nie było -
powiedziałeś, żebym pomógł - dodał, jednak brzmiało to jak gdyby mówił to bardziej do siebie niż do samego Otwina -
pomogłem, zrobiłem, wszyscy będą ocaleni - powiedział ciszej, jak gdyby było to wielką tajemnicą
Mężczyzna zaczął oglądać swoją prawą rękę, jak gdyby miał coś na niej namalowane, przybliżał ją do twarzy i oddalał. Bohater z oddali dostrzegł, że tak naprawdę nie ma na niej nic, a przynajmniej on nie widział.
- Co jeszcze mam zrobić, czy już mnie wynagrodzisz? Zabierzesz mnie ze sobą? - dodał wykrzywiając się i podchodząc jeszcze bliżej