Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-05-2018, 15:06   #123
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Odpowiedni mężczyźni potrafią przyspieszyć bicie serca kobiety. Odpowiedni mężczyźni potrafią przywołać uśmiech na jej twarzy. I nie muszą być przystojni, dobrze zbudowani i bogaci.
Muszą za to być… odpowiedni. I ci byli.
Serce Carmen właśnie zabiło na ich widok. Na twarzy zaś pojawił się delikatny uśmieszek triumfu. Bowiem wychodząc z pojazdu zobaczyła ich.


Smith i Boulders… nie byli przystojni, dobrze zbudowani, ani pewnie szarmanccy. Ot, zwykłe zbiry do wynajęcia. Może nieco bardziej inteligentni niż przeciętne draby spod pubu. Ale byli tutaj, tak jak byli w Kairze. I czekali cierpliwie aż Margarite Hoersbeck zdecyduje się zainteresować ich obecnością.
Nie byli atrakcyjni, ale byli dowodem potwierdzającym to co instynkt podpowiadał Carmen. To właśnie Archibald był tajemniczym A.C.. Przez chwilę agentka obawiała się, że ci dwaj mogą ją rozpoznać, ale szybko porzuciła ten zamysł.
Widzieli wszak tylko raz i to przelotnie. Ona ich zapamiętała, bo do tego ją szkolono. Ich… z pewnością nie. Byli mięśniakami do brudnej roboty: zastraszyć kogoś, pobić w ciemnej alejce, zabić kogoś brutalnymi acz prostackimi metodami… to z pewnością umieli. Ale oczekiwać po nich czegoś więcej? Płonne nadzieje.
Dlatego też Carmen mogła odetchnąć z ulgą, choć oczywiście ich pojawienie tutaj było znaczące. Panów Smitha i Bouldersa wysłano z pewnością do odwalenia brudnej roboty. I cokolwiek mieli do zaraportowania, było z pewnością interesujące dla agentki.


Na razie jednak spojrzenie i uwagą panny Stone musiał przykuwać jej gospodarz i… jego okręt. Parostatek Carsteina nie był tym czego mogłaby się spodziewać rozpieszczona angielska arystokratka, ale niewątpliwie tego oczekiwała po Archibaldzie agenta.
Solidna duża konstrukcja kadłuba, kilka masztów, położone pośrodku koła łopatkowe. Szybki i dobrze opancerzony okręt, który dodatkowo był uzbrojony w lekkie działa okrętowe. To mogło dziwić. Po co jednostce cywilnej takie uzbrojenie? I co na to władze Szwajcarii?
Na to drugie pytanie Carmen znała odpowiedź. Archibald miał wystarczająco dużo wpływów w tym kraju, by otrzymać na nie pozwolenie.

Pomijając jednak ogólną “szorstkość” samego okrętu, to kajuty przeznaczone dla jego właściciela, były duże i wygodne i pełne luksusowych mebli, oraz przysmaków przyrządzanych przez najlepszego specjalistę od ryb. Parostatek ten o prostej nazwie “Fischadler” był oczywiście wyposażony w deus ex machinę o nazwie Nawigator. Jednakże z uwagi na to rozmiar tej pływającej jednostki, była to okrojona wersja hotelowej deus ex machiny. Jej główne zadania skupiały się na pomocy przy nawigacji i dbaniu o sam okręt. Nawigator nadzorował tylko witalne punkty statku jak mostek, maszynownia czy arsenał, będąc nieobecnym w innych. Toteż ten fakt ułatwiał eksplorację dość sporego rzecznego okrętu. Archibald, a konkretniej jego sekretarka Margarite, zdawał sobie jednak sprawę z tego faktu, zatrudniając obok obsługi i marynarzy, całkiem liczną ochronę pilnującą bezpieczeństwa pasażerów… jak i sekretów samego A.C.
Niemniej podróż zapowiadała się na dość długą, więc kto wie? Może nadarzy się okazja?


Na razie zwiedzała luksusową część statku przeznaczoną dla gospodarza i gości. Podziwiała meble i dzieła sztuki, głównie z okresu renesansu i baroku. Głównie dzieła francuskich malarzy i snycerzy. Carmen nudziła się przy tym strasznie, ale archeolożka za jaką się powinna się tym ekscytować. I “ekscytowała” jak Archibald popisywał się przed nią sporą wiedzą i dobrym gustem. Bankier udawał dobrze wychowanego i światowego dżentelmena. I takim rzeczywiście był, acz… z pewnością miał mroczną stronę, której niemal symbolem byli ci dwaj mięśniacy których Brytyjka widziała na nabrzeżu portu rzecznego. Teraz jednak i oni i sama Margarite Hoersbeck znikli z pola widzenia Carmen. A szkoda...
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline