Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-05-2018, 23:23   #324
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=8ysBMZSzpp8[/MEDIA]
Wokoło panował chaos, ludzie krok po kroku zatracali człowieczeństwo: puszczały hamulce, wartości moralne ulegały dewaloryzacji. Śmierć, seks, narkotyki, alkohol. Wyrównywanie rachunków, próbowanie tego co zabronione i zanurzenie w hedonizmie póki ciało wciąż oddychało, a bestie o żyłach wypełnionych kwasem nie przedarły się przez śluzy bezpieczeństwa.
Czemu ktokolwiek miał się powstrzymywać przed zaspokojeniem najdzikszych, najmroczniejszych fantazji, skoro przyszłość wydawała się przesądzona? Zostawało tylko jedno - bawić się, póki czas i wciąż szansa. Potem mogło być już za późno… na cokolwiek.
Przechodząc korytarzami podziemnego schronu Black 8 ledwo powstrzymywała się przed puszczeniem syntetycznej wiązanki. Skóra jej cierpła, jeżąc każdy, najdrobniejszy nawet włosek zmaltretowanej skóry. Sunęła do celu z zagryzionymi do bólu szczękami, obserwując teatrum czystego odium, rozgrywającego się wszędzie gdzie się nie spojrzało. Dla uspokojenia liczyła uderzenia serca, walącego w piersi jakby miało ono zamiar zaraz wyskoczyć.
Za cholerę nie pomagało.

Krew, krzyki… intensyfikacja doznań, stłumienie zbyt bolesnej i przerażającej rzeczywistości.
Zejście do bunkra było dla saper niczym powrót do przeszłości. Upiorne wrażenie déja vu, widziane przed oczami każdorazowo, gdy zamknęło się powieki naraz nabrało barw, realności. Wróciło ze zdwojoną siłą, wywołując nieodpartą chęć aby rzucić się pędem przed siebie nie bacząc co nadejdzie za sekundę, albo trzy. Cokolwiek, byle nie stać w miejscu, nie czuć na karku widmowego dotyku kłębiących się za plecami potworów, utkanych z najgorszych koszmarów.
Wolałaby znów stanąć twarzą w twarz z gniazdem gnid, niż… patrzeć na śmierć nadziei i narodziny desperacji - młodej wciąż, nieopierzonej. Drobnej, dopiero kiełkującej w umysłach na podobieństwo nowotworowego guza… prostej idei, pchającej ludzi prosto w objęcia anarchii, masowych mordów oraz zezwierzęcenia najgorszego rodzaju. Po co wzbraniać się przed czymkolwiek, skoro śmierć czekała dosłownie za progiem, zaś jej pocałunek był jedynie kwestią czasu?
Z czarnych myśli pomógł się Nash wygrzebać wielkolud o aparycji neandertalczyka. Parch, Grey 20. Leeman. Agresor nabuzowany testosteronem, wyposzczony i na dokładkę mało karny… jeszcze.
Za krótko się znali, by móc powiedzieć coś więcej, wypracować porozumienie na poziomie tego z kanałowymi trepami, bądź pozostałą dwójką Blacków.
Detale, nieistotne.

Wypadało wpierw znaleźć wspólny język, wyciągnąć rękę i stworzyć pozory współpracy, dzięki czemu dało się łatwiej obserwować poczynania drugiej osoby. Poznać ją, zrozumieć. Łatwiej wystawić ocenę mając bliski wzgląd w schematy zachowania - tak było prościej, bezpieczniej.
Mniejsza szansa wystąpienia niechcianych komplikacji w przyszłości.
Okazja sama wpakowała się do rąk w postaci prostytutki, jakby lewitujący w powietrzu kamień stanowił zbyt słaby element wzbudzający zdziwienie. Do kompletu mieli też parę psów zamkniętą w izolatce, lecz to akurat Ósemka rozumiała. Ochrona klubu zapewne nie chciała szarogęszenia mundurowych i ich sprzeciwu wobec rozgrywających się pod ziemią.... scen.

- Nie teraz. Nie tutaj - wystukała Obrożą, stając między operatorem miotacza, a obcą kobietą. Uniosła rudy łeb, patrząc hardo tam gdzie płaskonosa gęba, a w złotych oczach zalśniła złość - Chcesz poruchać idź do Diaz i Gomes. Masz Obrożę, każdy z nich - machnęła dłonią, zataczając kółko po pomieszczeniu - Może cię zabić. Jedną komendą. Jeżeli poczuje się zagrożony. Albo dostaniesz wychowawczy. Zabezpieczenie cywili. Przed nami - skrzywiła się, spluwając pod nogi - Chcesz żyć, zachowaj rozsądek. Spuścisz parę. Ale nie tu i nie teraz. - odwróciła głowę do dziwki, mierząc ją od stóp do głowy - Chcesz się wydostać? - zmrużyła złote oczy, kotwicząc spojrzeniem na delikatnej twarzy - Mamy miejsce. I broń. Ochronę. Dla takich jak wy. Cywilbandy - znów się skrzywiła, a coś w jej twarzy drgnęło, zmieniając minę na skupioną - Zrobisz co chcę? Idź z moim człowiekiem - wskazała brodą na Leemana - Spiszesz się, będzie zadowolony. To idziesz z nami na górę. Nie uszkodź jej, ma być na chodzie - ostatnie zdanie posłała prosto do drugiego Parcha.

Z początku nie wyglądało to dobrze. Leeman któremu rudowłosa saper stanęła na drodze do “świnki” zatrzymał się wyraźnie wkurzony, tym razem na Black 8 i na pewno nie pomogło wspomnienie o trójce dziewczyn, ruchaniu i jacuzzi do jakiego poszły. Bo przynajmniej Diaz i jej Promyczek wyraźnie miały się ku sobie. Nash przez chwilę miała wrażenie, że olbrzym o płaskiej twarzy zaraz ją trzaśnie i kto wie czy nie tylko. W końcu była jedyną osobą w zasięgu wzroku wobec której Obroża by nie zareagowała gdyby właściciel innej Obroży ją jakoś zaatakował. Przypominanie o własnej wrażliwości na atak obrożowy też pewnie mu się nie spodobało. Dopiero gdy chyba w ostatniej chwili zajarzył końcówkę co mówiła Nash przez twarz przemknął mu wyraz zdziwienia i niedowierzania. Spojrzał badawczo na rudą w Obroży, potem na kryjącą się za nią brunetkę.

Brunetka zaś widocznie musiała solidnie się obawiać jak tak ten olbrzym w pancerzu, z plecakiem i miotaczem ognia w łapach szarżował na nie obydwie jakby miał wpaść w nie jak kula w kręgle. I podobnie rozsypać towarzystwo a przy jego impecie i rozmiarach mogło to być całkiem realne. Ale gdy Nash do niej mówiła miała wrażenie, że w spojrzeniu dziewczyny nastąpiła wyraźne zacięcie gdy powiedziała “mamy miejsce”. I od tej pory brunetka już jakby słuchała po łebkach. Kiwała gorąco i energicznie głową i nagle zupełnie jakby się bać Leemana przestała. Zwłaszcza, że do niego gdzieś właśnie w tej chwili chyba dotarło o czym mówiła Black więc przestał się pieklić i już nie wyglądał jakby zaraz miał zacząć siec tasakiem jak leci czy coś podobnego.

- No pewnie! Oczywiście! Obsłużę go ekstra! - brunetka żarliwie pokiwała głową i nawet sama podeszła do olbrzyma obejmując jego ramię.
Ten wreszcie wyszczerzył się zadowolony i dalej sam pociągnął o wiele drobniejszą dziewczynę za sobą kompletnie tracąc zainteresowanie zostawianą za plecami sceną.
- Dobra to teraz trzeba znaleźć miejsce do ruchania. O, tu będzie dobre. - Grey 20 wyraźnie nie miał czasu ani finezji na zbyt długie szukanie miejsca więc otworzył po prostu jakieś drzwi obok, rzucił okiem i kiwnął łysą głową. Dziewczyna w migającym świetle chyba nawet chciała coś powiedzieć ale Leeman nie dał jej okazji. Szarpnął ją ze sobą i razem zniknęli w bocznym pomieszczeniu.

Black 8 mogła teraz widzieć swobodniej co się dzieje w kanciapie miejscowego lekarza. Chociaż właściwie nic się specjalnie nie zmieniło. Poza tym, że po zniknięciu z widoku wielkoluda trójka mężczyzn co jakiś czas zerkała na skazańca ale ten dryfujący, burczący i świecący nad stołem kawałek skały nadal przykuwał ich uwagę. Poza Kozlovem który przesunął się z krzesłem do szafki i wyjął kolejną butelkę wódki.

Jeden problem z głowy, została… cała reszta. Ósemka powoli podeszła do stolika, ściskając dłonie w pięści i gapiąc się na lewitujący kamień. Nie, definitywnie nigdy wcześniej nie widziała niczego podobnie niepokojącego. Wszak mieli za mało zmartwień na głowach, nieprawdaż?
Naraz zamarła w pół kroku, wycofując się rakiem na korytarz. Tam oparła się plecami o ścianę, z ulgą przytykając potylicę do zimnych desek. Nabrała powietrza, wstrzymała je w płucach dobre dziesięć sekund i wypuściwszy je ze świstem, otworzyła kanał komunikacyjny z Hasselem.
- Miasto padło. Przedarły się. Panika w kosmoporcie. Widziałam w TV - przekazała gliniarzowi nie wiedząc samej po co i dlaczego. Chyba potrzebowała mu zepsuć dzień, podzielić… obawą i nie musieć gnieść tego w sobie i tylko dla siebie - Weszliśmy do schronu, prywatnej części. Burdel na kółkach. Przed wejściem macie gniazdo. W Hell. Uważajcie. Postaram - znieruchomiała z ręką na holoklawiaturze czując jak brakuje jej siły. - Tu jest kurwa lewitujący kamień. Nie wiem co to, ale się dowiem. Postaram się ogarnąć parę spraw zanim przybędziecie. Uważaj, coś nie gra. Mocno. Patrz na plecy.

- Przedarły się w kosmoporcie?
- kapitan od razu wyłapał to co wydało mu się chyba najważniejsze. Przez moment panowała w eterze słuchawki cisza. - Spokojnie, bez obaw, są odwody i wsparcie artylerii i z powietrza. Skontrujemy to i wrócimy na pozycje wyjściowe. Jeśli nie, skrócimy perymetr i wycofamy się na kolejną linię. A w telewizji wszystko zawsze wygląda gorzej, po to to robią by robiło wrażenie. Na pewno wcale nie jest tak źle. - Raptor dopowiedział szybko i jakimś takim pewnym siebie i uspokajającym tonem jakby przerabiał ten scenariusz już nie raz. Mimo wszystko wydawało się, że śpieszy się i trochę mówi w ciemno bo informacja chyba go zaskoczyła.

- Gniazdo przy wejściu do schronu. Dobra, zrozumiałem. Wy przeszliście to my też przejdziemy. Jesteśmy już w “The Haven”. Zaraz schodzimy do “The Hell”. Udało się naprawić “Eagle”. I jaki lewitujący kamień? Ktoś tam rzuca kamieniami? - kapitan zdał relację z tego co się u nich dzieje kilka poziomów wyżej. Ale tego o lewitującym kamieniu widocznie nie wiedział o co chodzi.

- Diaz wyłączyła napięcie w korytarzu, da się przejść bezpiecznie. - Nash miała wrażenie, że echo przełykanej śliny poniosło się po eterze, wywołując trzask bębenków w uszach. Tak samo jak płytki, nieregularny oddech i zgrzyt zębów - Część gniazda rozwaliliśmy, powinniście mieć lepiej. Szybciej się przebić. Dobrze. Dobrze że już jesteście. - westchnęła ciężko, przecierając zdrętwiałą twarz rękawicą. Drugi problem został odhaczony, pozytywna sprawa - Kamień. Lewituje. W powietrzu. Sam. To. Pojebane - prychnęła, parskając krótko - Ogarnę. Wy się przebijcie. Widzimy się niedługo. I Sven - spięła się, rzucając nerwowym spojrzeniem po suficie aż do momenty, gdy dopisała szybko - Uważaj na siebie. Nie daj się zabić. Powodzenia.

- Jasne, ty też. Nie bój się wszystko będzie dobrze. Ale weź z tymi kamieniami co? Musi być jakiś trik jak już. Dobra, wbijamy się do “The Hell”. Bez odbioru.
- Black 8 miała wrażenie, że Raptor już idzie mówiąc albo nawet i schodzi po schodach. Zakończył rozmowę szybko i znowu słyszała tylko szum eteru w słuchawce. Zakłócenia nasilały się to słabły przez co trzeba było mówić głośniej a czasem wręcz krzyczeć a i tak nie wszystko dało się zrozumieć. Saper miała wrażenie, że to te zakłócenia mają jakiś związek z tym co działo się na korytarzu, medlabie i całej okolicy. HUD też trzeszczał i mrugał, tak samo jak światła na korytarzu i reszta widocznego elektronicznego szpeja. Kapitan zaś póki próbował przebić się przez te zakłócenia wydawał się mówić szczerze i równie szczerze nie dowierzać w lewitujące kamienie. W przeciwieństwie do reszty tego co mu powiedziała co chyba przyjął bez zastrzeżeń.

- Hej, panienko! Nie wstydź się! Chodź do nas! Znalazłem czysty kieliszek, specjalnie dla ciebie! - ze środka kanciapy doszedł ją wesoły i niefrasobliwy głos miejscowego lekarza który albo usłyszał ją na korytarzu albo po prostu dopiero zorientował się, że jej nie ma z nimi.

- Obiekt wykazuje dziwne fluktuacje. Szkoda, że nie mam odpowiedniej aparatury pomiarowej. - mruknął znowu doktor archeoastrnomii widocznie nadal pochłonięty tym dziwnym, lewitującym kamieniem.

Problemy z komunikacją, zasilaniem i dziwna, unosząca się w powietrzu masa… niezidentyfikowanego dla saper materiału. Do tego zwrot “panienko” wypowiedziany co prawda przyjaźnie i w połączeniu z wódką, lecz i tak zjeżył parchowi włosy na rudym karku prawie na sztorc.
Pokonując gniotące w piersi, cholernie nieprzyjemne uczucie, Ósemka zamknęła holo i odbiwszy się od ściany, wróciła do gabinetu, zachodząc debatujących po łuku aż stanęła przed stołem.
- To coś z walizki? - spytała lektorem, wbijając podejrzliwe spojrzenie w cud na kiju i to bez linek do efektów specjalnych - Doktorze. Dlaczego to lata? Co to do cholery jest? Przerywa nam HUD - odpaliła wspomniane ustrojstwo, pokazując skaczące ikonki, syknęła krótko przez zęby - Terrorystka w izolatce? Gliniarzy też zamknęli? Co tu się odwaliło? Nic wam nie jest? - na koniec spojrzała kontrolnie po całej grupie, szukając wzrokiem wspomnianego kieliszka.

- Terrorystka i gliniarze są tam. - pierwszy odezwał się Roy jakby dla uspokojenia przeczesując włosy palcami. Odsunął się trochę od szafek o jakie dotąd się opierał chociaż unoszący się dziwny przedmiot nadal przykuwał jego uwagę i chyba niepokoił.

- Tak, tak, to jest ten bezcenny artefakt. Wiedziałem! Wiedziałem, że to nie przypadek i to nie są przypadkowe rysy! - zawołał triumfalnie dr. Jenkins wyrzucając ręce w górę.

- Dobra, dobra, ona ma rację dlaczego to cholerstwo lata? Zagaś tą swoją lampkę i zabierz się za poważną robotę. - Kozlov wydawał się z nich wszystkich najmniej przejęty i chyba najbardziej wstawiony. A jednak zgodnie z tradycją zatwardziałych alkoholików posiadał widać zdolność by pozostawiać pijanym nie upijając się jednak. Wskazał przy tym niedbałym machnięciem na lewitującą, burczącą i świecącą nad stołem rzecz. Zachęcająco postawił na skraju stołu od strony Nash napełniony kieliszek który widocznie napełnił dla niej.
Potem wrócił do nalewania dla siebie z nowo otwartej butelki. Zza pleców Nash doszły kobiece jęki i jakieś łomoty gdy parka w bocznym pomieszczeniu widocznie zajęła się sobą na dobre.

- To nie jest lampka!
- doktor astroarcheologii fuknął na lekarza z wyraźną urazą. - To jakieś zaawansowane urządzenie techniczne. Nie stworzone przez rasę ludzką. Musi. Powtarzam musi. Do czegoś służyć. Jak każde urządzenie. Ta dziewczyna. Ta sympatyczna. Ona miała rację. Jaka szkoda, że była tutaj tak krótko. Mówiła, że da się rozpoznać pewne regularności. Więc to musi posiadać jakąś informację. Zapisaną przez kogoś więc można ją jakoś przeczytać. - naukowiec był wyraźnie podniecony swoimi odkryciami i domysłami więc mówił szybko jedynie momentami zerkając na kogoś ze swoich rozmówców. Główną jego uwagę pochłaniał artefakt.

- Światło może być jakimś rodzajem reakcji chemicznej. Na przykład fluorescencja choćby. Chociaż no raczej mało typowa. Ale jeśli się zbada na pewno da się to racjonalnie wytłumaczyć. Ale ta lewitacja. No na pewno też, może jakaś siła elektromagnetyczna? Ciężko powiedzieć. - Roy chyba poczuł się zmobilizowany by się wypowiedzieć na rzeczony temat.

- Lata i świeci bo włączyliście to cholerstwo! Po cholerę wyjmowaliście to z walizki! To nie! Musieli się chłopcy pobawić i pochwalić zabawkami! Jakby nie mogli pić wódki jak prawdziwi, przegrani faceci z dołem jak sama mogiła i wyrzutami sumienia co wyć się chce! - niespodziewanie lekarz podniósł głos i zaczął krzyczeć uderzając do tego mocno dłonią w stół aż na chwilę skupił na sobie uwagę chyba wszystkich w pomieszczeniu.

Obroża zakomunikowała w tym momencie wiadomość u Black 8. Ekran trochę szarpał więc czytało się dłużej i trudniej niż zwykle. Ale jednak wiadomość od Brown 0 nadal była czytelna.

"Przepraszam że zawracam Ci głowę Zoe, ale wykryliśmy niezidentyfikowany sygnał z HH. To jak promień. Pionowy do powierzchni. Kapral Otten mówi że nigdy czegoś takiego nie widział. Centrala z orbity pyta się o co chodzi. Mogłabyś... może tam jest jakiś nadajnik? Bądź proszę ostrożna."

“To artefakt Jenkinsa. Ten z walizki. Lata. Lewituje. Kurwa świeci. Może zaraz jebnie, nie wiadomo”
- w pierwszej kolejności Parch odpisała Młodej, wolną ręką przechylając kieliszek wódki. Piekące procenty wlały się jej do żołądka, automatycznie wypełniając trzewia ciepłem. Westchnęła i zaraz podstawiła szkło po dolewkę. W końcu od dawna chciało się jej wódki.
- Da się to wyłączyć? - lektor szczeknął pytanie, gdy saper pochyliła się nad stolikiem - Nie dzieło człowieka? Inna rasa? Kurwa - przekleństwo zlało się w jedno z ostrym warkotem - To nie latarka. To latarnia, Flara. Raca sygnałowa. Wysyła sygnał. W przestrzeń. - wyprostowała plecy, gapiąc się niechętnie na Jenkinsa - Widać z orbity. Pytają się co jest grane. Obce… inne. Nie widzieli jeszcze czegoś takiego. Nadajnik. Może kogoś wzywać. Nie wiemy kogo. Ani po co. Wyłącz . Póki nie dowiemy się o co chodzi. I jaka miła dziewczyna? Mieliście tu innego archeologa? - powtórzyła i dodała kolejne pytania, zagryzając szczeki.

- No taka miła dziewczyna. Z czarnymi włosami. - naukowiec z białymi włosami machnął ze zniecierpliwieniem ręką jakby nie mógł sobie przypomnieć imienia osoby o jakiej mówił. Za to bardzo żywiołowo zareagował na informację o jakich mówiła złotooka saper. - No tak! Sygnał! To nadaje jakiś sygnał! W przestrzeń! Niesamowite! Co za moc! Co za technologie! Spójrzcie! Taki kamyczek! Żadnego widocznego zasilania zewnętrznego! A potrafi wysłać sygnał mimo, że był nieaktywny przez miliony, może miliardy lat! Niesamowite! - stary naukowiec wydawał się jakby na jego oczach realizował się sen jaki wyśnił sobie za młodu i przez całe życie do tego dążył.

- Nie wiemy jak to wyłączyć. Tak samo jak właściwie nie wiemy jak to się włączyło. Szukaliśmy jakiegoś przycisku ale nic takiego nie widać. - Roy podszedł bliżej do stojącej przy stole Nash omijając plecy rozanielonego naukowca i przechodząc nad resztkami rozbitej przez Leemana butelki. Stanął obok niej i też wpatrywał się w świecący kamień który w ogóle nie zachowywał się jak na zwykły kamień przystało. Chemik miał minę jakby z niechęcią ale był zmuszony przyznać się do porażki. Odwrócił głowę w stronę otwartych drzwi bo odgłosy dochodzące z korytarza świadczyły, że parka weszła na kolejny etap znajomości.

- Zamknijcie tą głupią lampkę z powrotem w walizce. I tam niech sobie świeci. - lekarz przechylił jednym haustem kieliszek a potem skrzywił się, otarł niedbale rękawem fartucha usta i zaczął rozlewać nową kolejkę. - Byście się zajęli piciem a nie głupotami to teraz by żaden latający kamień tu nie pajacował. - burknął wyraźnie niezadowolony na całą tą hecę. Ale jakoś wydawał się najmniej przejęty albo najbardziej wstawiony i lewitujący z pół metra na jego głową,świecąca bryła skalna wcale zdawała się go nie obchodzić.

- Nie da się dotknąć. Pole elektrostatyczne czy coś takiego. Parzy ręce i odrzuca. Da się zbliżyć gdzieś na kilkanaście centymetrów. Sprawdzaliśmy. - Roy odezwał się smętnie i wyciągnął dłoń na którym widać było blady ślad i pęcherze jak o oparzenia. Nie wyglądało to zbyt poważnie ale przyjemne doświadczenie pewnie to nie było.

Czarne włosy i miłe nastawienie do otoczenia z czymś się Ósemce kojarzyło. Przechyliła drugi kieliszek, odstawiając go z hukiem na stół.
- Ta dziewczyna miała Obrożę? - rzuciła pytanie, uśmiechając się pod nosem, choć gorzki był to grymas.
- Roy - obróciła twarz ku naukowcowi. Kojarzyła go z poprzedniej wizyty. Pomógł Młodej i reszcie Blacków z drużyny krajoznawczej - Macie tu kamery? W sali operacyjnej? Potrzebuję zgrać nagrania z zabiegu chłopaków. To ważne. I pilne. Bardzo - sapnęła przez nos, patrząc na rozmówce ze śmiertelną powagą - Resztki które im wycięto, te stwory. Macie je jeszcze? To też musimy spakować. Zabrać. Od tego zależy życie pięciu osób. Poza tym zapasy medyczne. Narzędzia i mieszanki do przeprowadzenia operacji. Uszkodzenie nerwu wzrokowego, połatanie zmiażdżonej nogi. Mieszanki regeneracyjne. Pakujemy. Jedziecie z nami na lotnisko. W Hell jest oddział wojska i Parchów, idą po nas. Razem z Morvinoviczem. Zrobił się syf, będziemy was ewakuować. Ale. Nie starczy miejsca dla tych za bramą - machnęła ręką w kierunku wyjścia ze strefy prywatnej - I potrzebujemy lekarza - dostukała, zabierając flaszkę - Na chodzie. Do punktu medycznego. Olsen i tamte dwa psy też jadą z nami. Dlaczego są zamknięci wspólnie?

- Nie, wiem, może chcieli z nią pogadać, zrobić jakieś przesłuchanie czy co tam ci gliniarze lubią robić.
- lekarz był wyraźnie nadal niezadowolony. Ale tym razem konkretnie na Nash i zabraną przez nią butelkę. To chyba ruszyło go bardziej niż cała reszta tej hecy z kamieniem.

- Tak, chodzi o Mayę. Bardzo sympatyczna dziewczyna. Ale odkąd poszliście siedzieliśmy tutaj. Nie wychodziliśmy właściwie to nie wiem co tam zostało. No a te medyczne rzeczy to chyba najlepiej Andriej by się orientował. - brodacz wyjaśnił co dał radę i wskazał brodą na siedzącego lekarza ktory obecnie wyglądał na tak wkurzonego, że mógł się nawet pokusić o próbę powstania na nogi by odzyskać prawie pełną butelkę. Tylko właśnie stan lekarza był dość chwiejny i jego wątpliwa reputacja wydawała się właśnie utwierdzać naocznie.

- Ja na pewno nie zostawię artefaktu. To trzeba zbadać jak należy. - do rozmowy wtrącił się spec od astroarcheologii i nie wyglądało by żartował. Wciąż interesował się głównie artefaktem zupełnie nie dostrzegając upiornego światła i spustoszenia jakie lewitujący obiekt czynił w oświetleniu i elektronice. Nawet lektor Black 8 zaczynał już szwankować. Chemik znowu odwrócił głowę w stronę korytarza. Z pomieszczenia obok doszły rozdzierające kobiece jęki.

- Zamknij się dziwko! - wrzasnął dziko Leeman pochłonięty widocznie na całego z zaznajomieniem się ze “świnią”. Odgłosy trochę ucichły ale niewiele.

- Co! Morvinovicz wraca?! Ale heca. - lekarz nagle znieruchomiał jakby dopiero z opóźnieniem dotarło do niego co powiedziała Black. Wybałuszył oczy a potem zaczął się śmiać. I to śmiać na całego bo w końcu oparł się o oparcie krzesła i zaniósł się rozbawionym rechotem. To do reszty skołowało chemika który chyba już nie wiedział czy patrzeć na korytarz, medlab widoczny po drugiej stronie, stojącą obok Nash czy rechoczącego się lekarza.

Życie było przewrotną dziwką, prawda starsza od świata ludzi. Lubiło wywracać egzystencję człowieka do góry nogami i zawracać w najmniej spodziewanym etapie, w najmniej spodziewany sposób. Ósemka przymknęła oczy, pozwalając powiekom opaść na dobre pięć sekund. W międzyczasie układała pod rudą kopułą plan na najbliższe minuty… dużo roboty, a rozdwoić się nie umiała. Zostawało wyznaczyć priorytety i mieć nadzieję na wsparcie właśnie przebijającej się przez klub grupy, z cholernym Raptorem na czele.
Dłoń w zakrwawionej rękawicy uniosła się do konsolety i tam zamarła. Artefakt psuł elektronikę, Nash nie mówiła sama. Strata lektora czyniła z niej całkowitą kalekę, bez możliwości psucia okolicy humoru podczas walki - niedopuszczalne. Nie chcąc kusić losu, saper sięgnęła ku stolikowi, zgarniając kawałek kartki i długopis. Szybko skreśliła parę zdań, dając je do przeczytania brodaczowi. Przekaz nie był długi.

“Kozlov. Pomożesz ze sprzętem medycznym to oddam ci flaszkę. I znajdę drugą. Na razie musisz ogarniać. Od tego zależy ludzkie życie. Bez ciebie zginą dobrzy ludzie. Roy. Pomóż mi z monitoringiem. Potrzebujemy tych nagrań. I zwłok gnid wyciętych z chłopaków. Doktorze. Maya jest na lotnisku, będzie szczęśliwa mogąc pana znowu zobaczyć. Skrzynia ekranująca? Jakaś siatka? Coś do przeniesienia artefaktu? On tu nie zostaje. Pan też. Spróbujcie znaleźć sposób aby to uśpić. Albo przenieść.”

Lekarz podniósł głowę znad kartki z wyraźnym dylematem wypisanym na twarzy. Wyglądało jakby ważył w głowie i błędniku wszelkie trudności związane z takim czy innym odzyskaniem butelki podstępnie zabranej ze stołu przez rudowłosego skazańca. Wobec dylematów moralnych miejscowego lekarza brodaty chemik pierwszy zareagował na to co napisała saper.

- To ci psuje lektora? Może się odsuniesz? Jeśli to działa jak jakiś efekt EMP no to zwiększenie odległości powinno pomóc. - zaproponował z troską w głosie i spojrzeniu widząc, że Parch przeszła na język pisany na kartce zamiast korzystać ze szwankującego lektora. - A z monitoringiem nie jestem pewny. To chyba trzeba by znaleźć jakiś strażników i sterówkę mi się wydaje. Bo tutaj to pewnie są tylko kamery. - po chwili wrócił wzrokiem do widocznych kamer gdy zastanawiał się nad tym co zaproponowała Nash. - Szczerze mówiąc pierwszy raz jestem w tym schronie więc nie jestem pewny co tu i jak działa. - przyznał po chwili trochę zmieszanym tonem. - A te resztki no my cały czas byliśmy tutaj to chyba nikt ich nie ruszał. To chyba powinny dalej tam leżeć. - chemik spojrzał w stronę również szeroko otwartych drzwi do medlaba i po chwili zastanowienia ruszył do tego ambulatorium.

- Przenieść artefakt? Siatka? Skrzynia? - doktor astroarcheologii ostatni z całej trójki doczytał co napisała na kartce Nash i wydawało się, że te pomysły przykuły jego uwagę jak do jakiegoś eksperymentu naukowego z jego ulubionym artefaktem w roli głównej.

- A po co chcesz to gdzieś zabierać? A jak wybuchnie? Albo dobra jak ma wysadzić to lepiej gdzie indziej. He, he, heh zrobi nam nowy krater do naszego starego, poczciwego Maxa. - Kozlov odzyskał głos i znów zaczął się śmiać ale jednocześnie wstawać. Szło mu słabo bo ledwo puścił się stołu i runął jak długi na podłogę przy pierwszym kroku. Ale znowu chichotał jak opętany, zupełnie jakby go to wszystko niesamowicie bawiło.

- No coś ty. To nie wybuchnie. Przecież musiałoby objawić się jakimś zjawiskiem kumulacji mocy krytycznej. - naukowiec pokręcił głową i podszedł do wstawionego lekarza by pomóc mu się podnieść. Słysząc jednak rumor za sobą chemik który szedł do medlabu zatrzymał się i odwrócił widząc przywalonego lekarza. Ten powstał wspomagany przez astroarcheologa ale obydwu szło to dość opornie te wstawanie. I nagle Kozlov dostał nowego ataku śmiechu. Patrzył na stół a naukowiec spojrzał za jego wzrokiem. W migającym oświetleniu kanciapy widać było jak pozostawione na stole kartka i rysik zaczynają leniwie unosić się nad blatem. Naukowiec wytrzeszczył oczy ze zdziwienia zupełnie jakby zapomniał, że właśnie miał pomóc lekarzowi powstać na nogi.

- Myślę, że ktoś, coś powinien z tym zrobić. - Roy Vasser, chemik z laboratoriów Seres chrząknął zakłopotany i patrzył tak na całą scenkę w kanciapie jak i odgłosy niewidocznej ale słyszalnej parki z pomieszczenia obok. Brzmiało jakby zabawy należały do bardzo intensywnych albo i brutalnych.

- No dalej dziwko! Błagaj o jeszcze! - wydarł się znowu Leeman najwidoczniej całkowicie pochłonięty tym co się działo w pomieszczeniu obok. Odgłosy wydawane przez hostessę jak i resztę pomieszczenia całkiem dobrze współgrały z epicentrum tej zabawy. Roy z zakłopotaną miną wszedł w końcu do medlaba i prawie od razu się zatrzymał.

- O rany, tu są zamknięci ci dwaj policjanci! - powiedział wyraźnie zaskoczony pewnie widząc podobną scenkę jaką niedawno z progu widziała Nash.

- Doktor Saul Jenkins proszony do telefonu. Powtarzam, doktor Saul Jenkins proszony natychmiast do telefonu. - o dziwo na korytarzu rozległ się głos z systemu nagłośnienia w schronie. Był rozumiany dzięki tym dalszym bo te w pobliżu laba szatkowały zakłóceniami głos podobnie jak lektor Nash swoje słowa więc były prawie nie do zrozumienia. Naukowiec wyraźnie był zaskoczony tym wezwaniem i wydawał się być w kompletnej rozterce nie chcąc zostawiać artefaktu który objawiał nowe zjawiska a tym pilnym wezwaniem do telefonu.

Kumulacja mocy krytycznej chyba właśnie powoli następowała… bądź felerny artefakt dopiero się rozkręcał. Ósemce nie uśmiechało się doświadczyć na własnej skórze pełni jego mocy, niepojętej dla przeciętnego rezydenta podziemnego bunkra, a także poza nim. Podniosła dłoń do twarzy, rozcierając pulsujące boleśnie skronie. Migrena wierciła jej dziurę w czaszce, potęgowana przez nawał kłopotów i dość sugestywne odgłosy ostrej kopulacji z pomieszczenia obok.

Część o sposobie komunikacji skwitowała sykiem aprobaty. Chętnie ewakuowałaby się jak najdalej od anomalii, najlepiej do sąsiedniego układu. Niestety nie mogło być aż tak prosto. Ledwo szczekaczka na korytarzu przestała nadawać, Parch chwyciła kartkę i długopis, kreśląc na wyścigi kolejne słowa, a gdy skończyła, podstawiła je Jenkinsowi pod nos.
“Hollyard. Mahler. Patino. Żołnierze którzy z nami tu byli. Nie widziałeś ich. Gdyby ktoś pytał. Nie znasz, nie spotkałeś. Idź, przypilnujemy twojego skarbu. Nie mów o chłopakach. To ważne. “

Jenkins z konsternacją spojrzał na kartkę, potem na kobietę która mu ją podstawiła pod nos, potem na szczekaczki jakie właśnie ogłosiły wezwanie do telefonu. Na koniec jeszcze raz spojrzał na lewitujący artefakt który w przeciwieństwie do świateł w kanciapie i na korytarzu wydawał się jarzyć nieco mocniej im bardziej one mrugały a przerwy ciemności były dłuższe. W końcu naukowiec z konsternacją skinął głową na zgodę.
- Nie dotykajcie artefaktu. Nie wiadomo jakie mogą być tego skutki uboczne. To na pewno nie jest żadna bomba. Nie buduje się takiej jakości nadajnika by sobie po prostu wybuchł. To niedorzeczna teoria. - doktor astroarcheologii pokręcił głową z irytacją i przekazał na barki Nash próby trzymanego dotąd lekarza do pionu w ręce skazańca. Sam wyprostował się, spojrzał jeszcze raz na swój lewitujący skarb i w końcu wyszedł z kanciapy po czym ruszył korytarzem jakim niedawno przyszła Black i olbrzym z Grey. Sam olbrzym nie był widzialny ale nadal był słyszalny. Brzmiało jakby tam zamierzali się nawzajem zarżnąć czy co. A przynajmniej on ją.

Chemik otrząsnął się w tym czasie z zaskoczenia i zniknął z pola widzenia Nash wchodząc w głąb sali. Sądząc po głosie chyba próbował otworzyć izolatkę ale nie znał kodu więc widocznie przez drzwi próbował dogadać się z zamkniętymi tam gliniarzami.

Dziwnym, kosmicznym wręcz zrządzeniem losu Ósemce nie spodobała się uwaga o skutkach ubocznych obcego ustrojstwa z całym wachlarzem niezbadanych właściwości. Draństwo mogło mieszać nie tylko w elektryce urządzeń, lecz również ludzkiego mózgu działającego wszak na zasadzie wytwarzania i przemieszczania się impulsów nerwowych… kurwa mać. Istniało ryzyko, że zostając w bezpośrednim sąsiedztwie skamieliny, banda humanoidów głupiała z sekundy na sekundę, równając do poziomu rżnącego panienkę Leemana.
Użalać się jednak nad własnym losem saper nie miała czasu. Przetargała więc narąbanego konowała na najbliższe krzesło, sadzając go mało delikatnie i uwolniwszy się od niechcianego ciężaru, przemaszerowała pod izolatkę żeby za pomocą notatnika i długopisu namazać jedno zdanie.
”Znajdziemy kod do drzwi i was wypuścimy”.
Popatrzyła na nie krytycznie, westchnęła przenosząc uwagę na brodacza, finalnie zaś przytknęła zapisaną stronę do szyby.

Znalezienie kodu do izolatki akurat okazało się całkiem proste. A dokładniej gdy dwaj zamknięci gliniarze przeczytali kartkę podstawioną przez Nash sami podali kod. Przez drzwi izolatki słabo ich było słychać więc wypisali kolejno cyfry na tym małym okienku w drzwiach. Po paru próbach drzwi szczęknęły i stanęły otworem. Po otwarciu widać było, że od wewnątrz nie ma zamkną jak to w tego typu pomieszczeniach było normą więc nawet znając kod nie dało się ich otworzyć. Ale już przy drobnej pomocy z zewnątrz zrobiło się to całkiem proste. Więc po chwili obydwaj gliniarze, i ten starszy, pulchniejszy i ten młodszy, szczuplejszy, wreszcie byli wolni.

Po otwarciu jednak nawet z drzwi, widać było, że te łóżko w izolatce które poprzednio zajmowała przypięta do niego i naszprycowana prochami przez Green 4 terrorystka z Dzieci Gai, było puste. W medlabie, mimo migających świateł raczej jej nie było widać.
- Dzięki. Jeden z tych cholernych sekciarzy się tu dostał i nas zamknął. I zabrał tą świruskę. - powiedział ten starszy “tatuśkowaty” policjant po wyjściu na wolność.

- A czemu światło tak nawala? - młodszy podniósł głowę na sufit gdzie widać było te migające światła. Chemik bez słowa wskazał na otwarte na korytarz drzwi.

- O rany. - mruknął Alle widząc po przeciwnej stronie korytarza lewitujący, świecący kamień.

- A to nie wybuchnie? - Hallur też wydawał się być pod wrażeniem ale widocznie niezbyt pozytywnym wrażeniem.

- Saul mówi, że nie. Nie powinien. - brodaty chemik wzruszył ramionami i ruszył w stronę sali operacyjnej. - Są tu jakieś latarki? Trochę słabo tu widać. - podszedł do niej ale zatrzymał się bo światło mrugało tak mocno, że drażniło oczy jak stroboskop w klubie.

W odpowiedzi Black 8 rzuciła zapasową latarkę brodaczowi, wcześniej na niego gwiżdżąc. Włączyła latarkę taktyczną, przytwierdzoną do karabinu. Migającą ciemność przeszyły dwa równie urywane snopy jasnego blasku. Przerywały i dusiły się, jednak w porównaniu do świateł ogólnych działały lepiej. Co prawda Parch patrzenie po lufie sobie darowała, lecz paluchy świerzbiły ją coraz mocniej. Odczepiła latarkę, odwieszając broń na plecy. Czemu do jasnej cholery brodacz nie zająknął się, że mieli wizytację? Nikt nic nie widział, nikt nic nie wiedział. Jedna, wielka, pierdolona strefa mroku… z kamieniem który nie zachowywał się jak na kawał skały przystało, nieprzyjemnie kojarząc się saper z bombą czasową, podłączoną pod zegarek. Gapiąc się na błyskający okruch nie dało się uciec od skojarzenia gapienia się na uciekające cyfry, odmierzające nieuchronny koniec, gdy bomba wreszcie jebnie z hukiem.

- R...y. - lektor trzeszczał i szumiał zakłóceniami, przerywając przekaz. Słysząc to Nash westchnęła wyjątkowo ciężko, próbując jeszcze raz, tym razem z progu. Wciąż efekt pozostawał podobny, jednak cokolwiek szło zrozumieć, a pisanie odpadało. Nie w tych warunkach. - Terrorystka. Kiedy. Zabrali? Kto? Roy, kamery. Gdzie truchła od chłopaków? Te wycięte?

- Nie wiem. My byliśmy tam, nie zagraliśmy tutaj.
- chemik oglądał chwilę latarkę sprawdzając jak świeci. Też przerywała i jej światło pozostawiało wiele do życzenia. Ale wyraźnie mniej niż te lokalne światło w ścianach i sufitach. Przy “tam” skinął głową na kanciapę gdzie niedawno znalazła całą, naukową trójcę Black 8. W końcu widząc, że latarka już lepiej świecić nie będzie a gorzej czy jej się zrobi nie było wiadomo, Roy poświecił przez częściowo zapaćkaną szybę sali operacyjnej gdzie kilka godzin temu Green 4 wykonywał operację na trójce mundurowych. - Te resztki chyba wciąż tu są. - powiedział oceniając sytuację wewnątrz pomieszczenia gdy poświecił tam latarką. - A kamery to ci mówiłem, trzeba pewnie jakąś sterówkę ochroniarzy znaleźć. Ja tu też pierwszy raz jestem. Może Andriej coś wie więcej. - chemik powiedział podchodząc do śluzy prowadzącej do sali operacyjnej i otwierając pierwsze drzwi. - Ale właściwie co chcesz z tymi resztkami? - zapytał zerkając na Black zanim wszedł do środka.

- Kto tam się tak drze? - Alle wychylił się na korytarz z zaniepokojeniem i zdziwieniem w głosie. Saper była prawie pewna, że chodzi o odgłosy parki za ścianą. Bo jakież by inne?

- Cholera nie jest dobrze. Oj, nie, nie jest dobrze. - Hallur przeczesał dość rzadkie włosy dłonią zaabsorbowany czym innym. Chodził po kilka kroków w jedną stronę, zatrzymywał się, zawracał i trzymał dłonie na swojej głowie albo ocierał spocone czoło. Wydawał się zaniepokojony i zdenerwowany.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 25-05-2018 o 23:36.
Zombianna jest offline