Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-05-2018, 22:42   #321
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=2mn8vLYDAew[/MEDIA]
Wojna nie była taka zła i straszna jak mawiały media. Wystarczyło znaleźć odpowiednie miejsce na przykiszenie rowa, no i towarzystwo. Przede wszystkim towarzystwo. Dobra, koks i wóda też się nadawały.
Mocząc dupsko w jacuzzi, ze szklaną tequili w spracowanej dłoni i Promyczkiem na kolanach, Diaz gwizdała na gnidy, walki, trupy, kwasowe rzygi i durnych, kundlowatych mundurowych którym w nudnych jak przemówienie plebana żywotach ewidentnie się nudziło, więc brali się za układanie życia innym. Takiej Black 2 na przykład, co samo w sobie wzbudzało w jej wrażliwym, empatycznym sercu, gorący i jakże uzasadniony sprzeciw.

No ale teraz mogła mieć wyjebane po całości i pod każdym kątem. Liczyła się ciepła skóra pod opuszkami palców, zapach drugiego ciała i subtelne muśnięcia wargami tam, gdzie piromanka zrobiła sobie kuku, rżnąc kurwy od dobrych siedmiu godzin. Z krótkimi przerwami na złapanie oddechu, jebnięcie klina, tudzież wyruchanie czegoś co nie miało mordy paskudnej jak robalowate twory o paszczach pełnych ostrych zębów i oddechach tak cuchnących, jakby były z jednego miotu z Padre. Tyle że Tatusiek już nie żył, tracąc głowę dla Romeo i Latarenki. Chuj mu w kadłub, burdel na kółkach jechał dalej.

- Chyba nadwyrężyłam sobie coś jeszcze - westchnęła cierpiętniczo, odstawiając szklankę na krawędź wanny i nagle złapała Promyczka w pasie, unosząc go i sadzając sobie wygodnie na kolanach. Zaraz też spracowana legalną pracą dłoń spoczęła na tak ślicznie zaprezentowanej piersi, bujającej się kilkanaście centymetrów od latynoskiej twarzy. - A ty Kruszynko? Trzeba ci jebnąć masaż dla zdrowotności? - rzuciła pytaniem nim przyssała się ustami do brązowego sutka, skoro tak prowokował będąc na wyciągnięcie ryja.

Amanda pisnęła wdzięcznie, chętnie i radośnie, że aż warto było i chciało się tak ją łapać i odstawiać takie numery choćby po to by zobaczyć, usłyszeć i poczuć ten rozbrajający, wesoły, dziewczęcy chichot. Wyłożyła się też umnie na podstawionych, latynoskich udach zanurzonych w wesoło bomblującej wodzie by tak styrana akcjami Płomyczek miała swobodny dostęp do tego co jej akurat było potrzebne i na co miała ochotę. Zamruczała też z zadowolenia gdy usta i język Diaz zaczęły obrabiać jej pierś.Mruczeć też umiała tak kusząco, że aż chciało się kontynuować zabawę też tylko po to by znów usłyszeć, zobaczyć i poczuć zadowolenie mokrej w tej chwili blondynki.

“Kruszynka” podniosła powieki spoglądając na scenkę odległą od niej prawie dosłownie na wyciągnięcie jak nie ręki to nogi. Chwilę się nie odzywała obserwując to zjawisko. Trochę pomerdała szklanką, prawie już pustą i któraś z dziewczyn wyczuwając odpowiedni moment podeszła do skraju jacuzzi i znowu zabrała szklankę by parę kroków dalej przygotować kolejnego drinka.

- A masaż też robicie? - zapytała Leticia po chwili zastanowienia. Promyczek zaśmiała się cicho bo w międzyczasie próbowała zlokalizować palcami przyczynę boleści Płomyczka. Palce blondynki przesuwały się po barkach Latynoski, niespiesznym ruchami.

- No pewnie. A chcesz jakiś? Ja na razie próbuję rozmasować Płomyczka. Ale no mam kłopot by znaleźć te nadwyrężone miejsce to tak muszę błądzić po omacku.
- Amanda zrobiła zachęcającą minkę jakby mogła zaserwować masaż w dowolnej kompozycji. Nawet te “zmartwienie” tymi problemami z lokalizacją dolegliwości Diaz jakoś niezbyt wyszło jej jak zmartwienie a jej dłonie stopniowo przesuwały się niżej wzdłuż korpusu Latynoski.

Black 2 wykonała ten tytaniczny wysiłek aby oderwać się od promyczkowych krągłości, uwalniając otwór gębowy. Od razu robiło się jej źle, ponuro i melancholijnie, czemu dała wyraz wzdychając rozdzierająco.
- Coś mnie strzykło, jak żeśmy z Latarenką i Wujaszkiem kroili kurwy w piwnicy kościoła - powiedziała tonem skargi, łapiąc blondynę za nadgarstek i prowadząc jej dłoń między swoje uda do miejsca tak niecnie nadwyrężonego nieprzyjemnościami minionego dnia. Odstawiła szklankę, żeby drugą łapą móc macać swoją laskę w miejscu lustrzanie odbitym.
- Ech, mierda… Kruszynka - wymruczała niskim głosem, łypiąc na lambadziarę spod ramienia blondi. Poświęciła się też, odrywając rękę od chętnego ciała i wyciągając ją zapraszająco do drugiej skazanej. Najpewniej niesłusznym wyrokiem - My tu una familia. Soy… y tu, claró? Dawaj, we trójkę będzie weselej… i szybciej dojdziemy która gdzie i co naciągnęła - wymruczała Amandzie w piersi, przejeżdżając po nich językiem.

- Ahh tutaj? - Amy pokiwała głową ze zrozumieniem gdy Chelsey nakierowała ją na te centrum swoich dolegliwości. W oczach pojawiło się radosne zrozumienie i nikczemnie, bezczelny uśmieszek porozumienia. Chociaż tego Leticia raczej nie mogła widzieć skoro była do niej tyłem.
- No tak, to bardzo trudne do rozmasowania miejsce. - blondynka pokiwała mokrą głową i w głosie była mieszanina prowokacyjnej powagi. Trochę syknęła z zadowolenia gdy pod wodą dłoń Chelsey też natrafiła u niej na te trudne do rozmasowania miejsce.

- No ale myślę, że sobie z tym poradzimy. - Promyczek uśmiechnęła się filuternie i nieco uniosła się na kolanach. Jej dłoń i palce zaczęły uczciwą, solidną, profesjonalną robotę z pełną uwagą poświęconą temu trudnemu do rozmasowania miejscu w anatomii jej Płomyczka. Oddech jej znacznie przyśpieszył a w ruchy w końcu wdarła się pewna drapieżność. Wpiła się ustami w usta Diaz, wpiła się całkiem mocno i zachłannie.
- Oj, myślę, że musimy zmienić pozycję by zrobić to jak należy. - powiedziała szeptem i bez ceregieli uniosła Latynoskę tak, że wylądowała ona tyłkiem na krawędzi jacuzzi. Usta Amandy zjeżdżały niżej i niżej po drodze od ust Diaz przesuwając się po jej ociekającą wodą piersiach, brzuchu by wreszcie dojść do tego trudnego do rozmasowania miejsca.

- To co? Też tak chcesz? Czy jakoś inaczej? - Amanda na chwilę zmieniła technikę uwalniając swoje usta i znowu wracając do prac ręcznych. Uśmiechnęła się znad ud Diaz zerkając na Gomes. Leticia chłonęła widowisko które miała na żywo ledwie o krok czy dwa od swojej twarzy. Trochę nerwowym ruchem złapała pełną ponownie szklankę z kolorowym trunkiem i upiła też nieco nerwowym łykiem. - Oj no chodź, będzie fajnie. Nie stanie się nic na co nie pozwolisz. - Amanda zachęcała Leticię która wyraźnie się wahała. Zerknęła więc na Płomyczka i zapytała ją teatralnym szeptem. - Leticia chyba jest nieśmiała i sama nie przyjdzie. Może my pójdziemy do niej? - zaproponowała piromance z wesołym uśmieszkiem.

Diaz popatrzyła na blond główkę z rozrzewnieniem i dumą. Taka mądra, zdolna i jeszcze zaangażowana, a do tego z magicznymi łapkami, usteczkami i cyckami pierwsza klasa. I jak tu takiej nie lubić? No nie dało się, nada de nada.
- Balle… szkoda foczki. Spójrz na nią… - odpowiedziała teatralnym szeptem, prostując się powoli żeby wstać i przesunąć się do Kruszynki - Spięta jak Latarenka, to muy… no niezdrowe w chuj. - pociągnęła Promyczka za rękę, gestem wskazując drugą flankę brunetki z drinkiem. Mogły ją wziąć i na dwa baty, byle było wesoło!

- Nie, nie nie trzeba, no co wy… - Leticia zaprotestowała chociaż zabrzmiało to trochę mało przekonywająco gdy pozostałe dwie kobiety wylądowały rozbryzgując wodę po obu jej bokach. - I nic sobie nie nadwyrężyłam. - powiedziała zerkając w jeden to w drugi bok by popatrzeć na nie obydwie.

- Och, to cudownie. - Amy zgodziła się i, że się odezwała pierwsza to przykuła uwagę Gomes. - Więc nic cię nie boli. Nie tak jak Chelsey. Jak tak coś boli jak Chelsey teraz to wymaga dużej troski i wysiłku no i zaangażowania. - Amanda gładko przełknęła przyczynę, objawy i lokalizację obolałego miejsca Diaz wskazując mokrą dłonią na Latynoskę po drugiej stronie brunetki. Ta zerknęła na wskazaną kobietę z wahaniem.
- A jak ciebie nic nie boli no to wystarczy coś łagodniejszego. Tak dla samej przyjemności i relaksu. Dla rozluźnienia. - dziewczyna tłumaczyła jak na jakąś terapeutkę, trenera czy lekarza przystało. Leticia teraz zerknęła na nią i znowu upiła łyk. - Może zaczniemy standardowo? Od karku, głowy i barków? - zaproponowała wahającej się dziewczynie. Ta wciąż się wahała ale już nie sprzeciwiała się słowami przeciw takiej propozycji. Blondynka więc nieco pokierowała jej barkami tak, że znalazła się za plecami Leticii więc ta miała teraz przed sobą Chelsey. Dłonie blondynki zaś zaczęły łagodne ruchy i ugniatanie poczynając od karku i przesuwając się na mokrą głowę kobiety. Ta jeszcze wydawała się wciąż wahać ale gdy palce Amandy doszły do jej skroni wydała z siebie pierwszy przyjemny cichy jęk ulgi. Amanda uśmiechnęła się ponad jej ramieniem do Chelsey i puściła jej szelmowskie oczko. Wyglądało na to, że opory operatorki ckm zaczynały topnieć, kawałek po kawałku.

- Widzisz? Promyczek zna się na rzeczy… taka zdolna foczka - Black 2 uśmiechnęła się pod nosem, przysuwając się kawałek ku pozostałej dwójce. Wyciągnęła rękę, zaczynając wodzić powoli palcami po nadgarstku i przedramieniu Kruszynki, w międzyczasie blondynka zajmowała się jej tylnymi rejonami.
- Baw się chica, póki jest czas. Tu sami swoi… - wymruczała, przechodząc z masażem do łokcia i wyżej. Nachyliła się też do przodu, szepcząc tuż przed wytatuowaną twarzą. Całkiem niezła, ale nie tak jak tancerka z lassem.

Amanda skorzystała z bliskości twarzy Chelsey i nieco wysunęła swoją twarz do pocałunku. Tym razem całowała zmysłowo, subtelnie i powoli. Najpierw krótki pocałunek samymi wargami, potem kolejny, ostrożne skubnięcie dolnej wargi i wreszcie wymiana językowa. Zupełnie jakby się pierwszy raz poznawały i całowały. Ale twarz Leticii była tuż obok w takiej pozycji więc prawie ocierała się policzkiem jak nie o jedną to o drugą z twarzy nad jej ramieniem.

- Ale… - Leticia przełknęła nieco nerwowo ślinę i oddychała już dość gwałtownie zdradzając wszelkie oznaki rosnącego podniecenia. - Ale ja jeszcze tego nigdy nie robiłam z dziewczynami. - szepnęła speszona i zaczerwieniona. Amanda oderwała się od całowania Chelsey i popatrzyła ciekawie na twarz brunetki.

- Czego? Masażu? - zapytała świetnie parodiując ton głupiutkiej blondyneczki. Leticia nie wytrzymała i roześmiała się trochę nerwowym śmiechem.

- No weź… No w ogóle… No wiesz… - skinęła głową i trochę na basen trochę na Diaz przed sobą i znowu upiła nerwowy łyk ze szklanki.

- Ah to. A nie przejmuj się. To bardzo proste. O zobacz. - Amanda machnęła niefrasobliwie ręką jakby nie było o czym mówić. Lekko sięgnęła dłonią ku policzkowi cekaemistki tak, że dwoma palcami przesunęła jej twarz ku im obojgu. Tak, że teraz w każdej chwili mogły się zacząć całować w dowolnym zestawie.

W międzyczasie Latynoska zawędrowała dotykiem do barku i jej ręka buszowała dalej, przechodząc po linii obojczyka do środka tułowia żeby powoli zejść niżej. Patrzyła szarej parchówie głęboko w oczy, uśmiechając się zębato jak na pedofila w przedszkolu przystało. Poczekała aż Promyczek skończy urabianie i wciąż z tą samą miną wychyliła się jeszcze odrobinę, zamykając ustami usta Kruszynki. Zaraz do warg doszedł język, wybywając na szybki, dogłębny rekonesans. Dłoń z mostka przeszła na lewą pierś, ugniatając ją powoli i podszczypując delikatnie. Druga ręka gładziła Promyczka po policzku, żeby bidulka nie czuła się pominięta i zapomniana, bo to bez dwóch zdań złamałoby Black 2 serce.

Gomes wydawała się nieśmiała w tym pocałunku jak na dziewicę bez takich doświadczeń wypadało. Ale po chwilowej bierności gdy pozwalała ustom, językowi i dłoniom Latynoski na jej powolną, ostrożną aktywność w końcu się chyba przemogła bo zaczęła odpowiadać na pocałunek. Nawet objęła w końcu twarz Diaz zagłębiając palce w jej włosach a na pieszczoty piersi zareagowała tak jak zwykle już wstępnie urobione kobiety reagowały. Z jawną przyjemnością. Gdy się w końcu nieco odkleiły od siebie po tym pierwszym pocałunku i spotkaniu Leticia roześmiała się jakby z spory ciężar spadł jej z serca.

- No widzisz? Fajnie nie?
- Amanda trochę też potrafiła się odwdzięczyć Chelsey za jej pamięć i troskę. Najpierw nieco uniosła się na kolanach by jej dłoń miała swobodniejszy dostęp do jej krągłości a w końcu ją przytknęła sobie do ust i zaczęła regularnie ssać, pogryzać i całować. Ale przestała gdy obydwie partnerki na chwilę rozdzieliły się od siebie. Wtedy objęła dłońmi Leticię i zapytała z szelmowskim uśmieszkiem.

- No. - operatorka ckm znowu się roześmiała już rozluźniona, wesoła i nieźle podekscytowana. - Właściwie to już całowałam się z dziewczynami. - wyznała w końcu trochę się przy tym czerwieniąc. - Ale wiecie, tak po pijaku, na imprezach, takie obściskiwanie się by podjarać facetów. Ale nic więcej. - wyjaśniła brunetka tonem jakby zdradzała jakiś swój sekret. Teraz dla odmiany Amanda się roześmiała radośnie.

- A całowałaś się już do góry nogami, ty niegrzeczna dziewczynko? - zapytała w końcu blondynka która nadal stała trochę ponad poziomem obydwu siedzących dziewczyn. Leticia posłała jej zdziwione spojrzenie nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć. Ale wyczuć się dało, że Amy ma jakiś plan. Stopniowo zniżała twarz tak aż jej usta zetknęły się z ustami Leticii. Obydwie całowały się ale Amanda stopniowo nie przerywając pocałunku obniżała się wracając do siedzącej pozycji. To zaś w naturalny sposób wygięło Gomes w łuk na którego szczycie były jej dwie, ociekającą wodą półkule. I poza ramionami i twarzą cekaemsitki zaangażowanej obecnie całkiem intensywnie w te całowanie z Amandą było wystawione na ingerencję ze strony piromanki.

Szkoda, że Wujaszka nie było i jeszcze na dodatek jebło mu po gałach, uniemożliwiając streamowanie bajeczki na dobranoc w trybie live. Ogrom owej tragedii zasmucił Diaz na całe cztery sekundy, a potem wygrały stare, sprawdzone metody przyciągania uwagi, majtające się tak apetycznie tuż przed nosem, niby podane na srebrnej tacy. Brakowało tylko koksu, ale to raczej dało się zaraz załatwić. Na razie zostawał cieszący oczy widok, który starczył raptem na kilka chwil i już chciwe łapska nie wytrzymały, biorąc to co się im z racji sytuacji należało… bo kto to widział? Takie zgrabne cycki, chętne do tego i jeszcze bezpańskie. Grzechem byłoby gdyby poszły na zmarnowanie.

- Zawsze musi być… esta prima vez. A to dopiero początek. No tenga miedo - wymruczała, łapiąc szklanicę z resztą drinka, zawierającego mieszaninę tequili i tequili. Z dodatkiem tequili. Wylała miksturę na tak pięknie wystawioną Kruszynkę, a gęba wcale się jej nie cieszyła.
- Relajas - dodała nim wystawiła język, zaczynając zlizywanie alkoholu z gorącej, drżącej pod naporem ciała. Smakowała je powoli, jeżdżąc po piersiach, to je przygryzając, to ściskając witą. Drugą witą powoli gładziła poruszający się w rytm przyspieszonego oddechu brzuch brunetki, kierując badanie ku dołowi, aż pod wodę. Skoro zaraz mogło im odjebać dyńki, po kiego wała wzbraniać się przed czymkolwiek, co przyjemne, niosło radość i dawało pozytywnego kopa lepiej niż Wujaszek w tym swoim wspomaganym pajacyku.

Brunetka na manewry obydwu dziewczyn zareagowała bardzo żywiołowo. Z jednej strony z początku całkowicie zajęła ją całująca blondynka. Więc dłonie i usta cekaemistki powędrowały w jej stronę. Amanda też tam zgrabnie przeszła od samego całowania ust do nakierowania Kruszynki na resztę swojej anatomii. Zaś na manewry ciemnowłosej Latynoski Leticia najpierw się wzdrygnęła gdy schłodzony drink zetknął się z jej rozgrzaną skórę. Sapnęła cicho na chwilę przerywając całowania blondynki. A potem reagowała coraz bardziej intensywniej gdy usta, język i dłonie piromanki buszowały bo jej najwrażliwszych detalach anatomii. Gościnnie też Amy pomagała Płomyczkowi w tej mokrej robocie spotykając się dłońmi na piersiach cekaemistki albo ustami nad jej piersiami. W końcu musiało się stać to co się stało. Leticia nie wytrzymała zbyt długo w tej niewygodnej dla siebie pozycji atakowana z dwóch stron i wyrżnęła się w wodę. To jednak widocznie rozbawiło całą trójkę bo śmiechu było co niemiara.

- To jak już wiesz co i jak… - Amanda wciąż z wesołym uśmiechem pomogła powstać Kruszynie na czworaka. Teraz dziewczyna mogła być w mniej karkołomnej pozycji by zabawić się z wzajemnością z blondynką. Ręce i usta wędrowały już bez skrępowania po jednym i drugim ciele więc Gomes widocznie już pozbyła się swoich wcześniejszych obaw i wątpliwości co do takich zabaw.

Nie tylko brak Wujaszka doskwierał w tym momencie Black 2, ale jako chodząca empatia, zahaczyła wspomnieniem o kundla z antyterrorów, latającego teraz samopas gdzieś na wyższych piętrach. Przydałby się tutaj, w wodzie. Nie cały i pewnie by go musiała zakleić na gębie żeby nie sprzedawał tych swoich gównianych frazesów, no ale… dla jednego jego kawałka znalazłaby zastosowanie i rolę w małym, prywatnym oraz rodzinnym masażu ku pokrzepieniu serc.
Korzystając że nowa członkini familii zajęła się obracaniem Promyczka, piromanka wzięła się za obracanie jej, podkradając się perfidnie od tyłu i gryząc ją zaczepnie w pośladek.
Szybko przeszła wyżej, gdzie krzyż i łopatki, po drodze znacząc ustami i językiem ścieżkę po mokrej skórze.

Leticia krzyknęła krótkim, zaskoczonym krzykiem gdy zęby Latynoski zahaczyły ją o pośladek. Ale widocznie była już w pełni rozpalona bo przyjmowała i dawała pieszczoty zupełnie jakby się już odnalazła w tej grze na dobre. Sięgnęła nieco ręką w tył, wyginając się przy tym by objąć nachodzącą od jej pleców Płomyczka i odwdzięczyć się pocałunkiem. W przeciwieństwie od tego skromnego, nieśmiałego, pierwszego pocałunku sprzed paru chwil ten był już pełen wilgotnych emocji, mocny i ociekający zaangażowaniem.

Pocałunek przedłużał się więc, że pewnie brunetce było nie do końca wygodnie w tej pozycji więc w końcu nie przerywając pocałunku wyprostowała się stojąc na klęczkach. Amanda też przyjęła ten ruch za dobrą monetę podnosząc się nieśpiesznie i też dołączając się do tego całującego zestawu. Przez chwilę wzięta w środek Leticia musiała dzielić usta i uwagę między blondynką przed sobą a Latynoską za sobą. Na zmianę to próbowała obejmować pośladki Chelsey to zabawić się piersiami Amandy.

- O rany… Jest zajebiście… - wysapała w końcu w chwili przerwy zdyszana Kruszynka śmiejąc się trochę nerwowo.

- Tak? To co powiesz na to? - Amy przekierowała swoje zainteresowanie, dłonie i usta z twarzy Gomes i nieśpiesznie zahaczyła o usta Płomyczka. Potem wróciła leniwym tempem do barków, szyi i piersi drugiej kobiety by tam zabawić na dłuższą chwilę ale w końcu zaczęła schodzić jeszcze niżej a Leticia zaczęła oddychać jeszcze gwałtowniej.

- Mówiłam - Diaz wyślizgała się z mokrej konstelacji, zachodząc jakoś tak czystym przypadkiem Promyczka od tyłu. Morda się jej cieszyła, oczęta świeciły, zaś wzrok skupiał na tak pięknie wypiętym kuperku. Mierda, Promyczek od każdej strony była taka urocza...
- W familii zawsze, por tu puta madre, weselej - wymruczała, całując lewy, mokry od wody pośladek, a potem prawy. Zaraz też dołożyła język i palce, zabierając się za dogłębne zapoznanie ze znanym już blond tematem w tempie podobnym do tego, w którym on zajmował się Kruszynką.
Trzeba było korzystać, póki nikt sobie o nich nie przypomniał.
Taka Latarenka, albo Condor... albo inny pendejo co lubi innym układać życie.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline  
Stary 24-05-2018, 23:30   #322
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Praca z Delgado przypominała Rosjance stare, dobre czasy nim wokół jej szyi zamknięto żelazne okowy Obroży. Znów przez chwilę mogła się poczuć, jakby nigdy nie straciła pracy i cały czas monitorowała działania Sieci, dzień w dzień wykonując żmudną, ale satysfakcjonującą pracę ku chwale Federacji i na pohybel tym wszystkim złym ludziom chcącym zrobić bliźniemu krzywdę.
Dwóch informatyków, dwie konsolety i wspólny cel, realizowany krok po kroku z wprawą i bez konieczności tłumaczenia każdego ruchu. Rozumieli się bez słów, w lot łapiąc potrzebne zależności aż pierwszy etap został osiągnięty. Przysiadanie na laurach musiało jednak poczekać, wygonione morzem nowych komplikacji. Mimo ciężkiej, niepewnej sytuacji komplement drugiego informatyka wywołał blady uśmiech na twarzy skazańca.
- Dziękuję, to… to nic takiego. Dobry support, dlatego - powiedziała cicho, czerwieniejąc na policzkach. Radość szybko zgasła, zmieniając się na powrót w zaniepokojenie i zwykły, ludzki strach.

Obróciła głowę akurat aby zobaczyć wyświetlany na ekranie kaprala Ottena dziwny, obcy sygnał. Jego umiejscowienie dawało parę możliwości sprawdzenia o co chodzi. Korzystając że kapitan jest zajęty, Brown 0 włączyła komunikator, stukając zawzięcie w holoklawisze.

"Przepraszam że zawracam Ci głowę Zoe, ale wykryliśmy niezidentyfikowany sygnał z HH. To jak promień. Pionowy do powierzchni. Kapral Otten mówi że nigdy czegoś takiego nie widział. Centrala z orbity pyta się o co chodzi. Mogłabyś... może tam jest jakiś nadajnik? Bądź proszę ostrożna."

Zatwierdziła przekaz, posyłając go parę kilometrów dalej, tam gdzie odbiorca i zaciśniętymi pięściami czekała na odpowiedź, która nadeszła szybko, przynosząc następną garść pytań bez odpowiedzi.

“To artefakt Jenkinsa. Ten z walizki. Lata. Lewituje. Kurwa świeci. Może zaraz jebnie, nie wiadomo”

Vinogradova przełknęła ślinę, odetchnęła parę razy i zamknęła HUD, wracając do nieprzyjemnej rzeczywistości wieży HQ.
- Sir, ten sygnał... pochodzi z niezidentyfikowanego artefaktu, znalezionego tutaj przez doktora astroarcheologii Saula Jenkinsa - zwróciła się do kapitana MP - Aktualnie... znajduje się w schronie pod klubem Heaven&Hell, należącym do miejscowego biznesmena Anatolija Morvinovicza, choć sam Morvinovicz nie ma z nim nic wspólnego. Doktor... został ewakuowany… z-z powierzchni na chwilę przed drugim ostrzałem artyleryjskim. Artefakt… widzialam go. Przypominał kawałek skały… pokryty żłobieniami. - zacięła się, uciekając wzrokiem na podłogę - Jest stary… bardzo. Doktor sądzi, że został stworzony przez obcą cywilizację na długo przed pojawieniem się człowieka. S-sam… kamień… pokrywa sieć żłobień. Język… obcy, tak sądzę. Nie miałam czasu zbadać go dokładnie ale… ale znalazłam wzór. Sekwencję, potwierdzającą teorię, że powstanie znaków nie jest przypadkowe. N...na więcej… nie starczyło czasu, nadeszły te… bestie. - zmusiła się, aby spojrzeć do góry, na twarz żandarma - Teraz… coś… go uaktywniło. Ten kamień, artefakt. Lewituje, emituje falę elektromagnetyczną o długości zbliżonej do długości fal widzialnych… świeci - wzdrygnęła się, przechodząc na proste wyjaśnienie - On jest… przyczyną… wygląda że to nadajnik. Nieznanego pochodzenia i zastosowania.

W miarę jak informatyczka mówiła grymas twarzy oficera MP stawał się coraz bardziej sceptyczny. Widać było, że nie przywykł do spokojnego przyjmowania informacji tego rodzaju jakimi właśnie go obdarzyła czarnowłosa Rosjanka.
- Artefakt innej cywilizacji? Lewitujący nad ziemią? Kamień który jest nadajnikiem. Z jakimiś żłobieniami. - kapitan Yefimov rozłożył bezradnie ręce i powtórzył to co mówiła Vinogradova z niedowierzającą irytacją. Jakby czekał czy dorzuci jeszcze jakąś wisienkę na ten torcik utkany z dziwnie brzmiących rewelacji.

- Z całym szacunkiem panie oficerze ale jeśli chodzi o doktora Jenkinsa no to on tak ma. To jego konik. Wszędzie robi zebrania i sympozja, jeździ z tą skałą i pokazuje ją. Jest… no… bardzo zaangażowany w te teorie. - niespodziewanie do rozmowy włączył się tubylec w postaci Jima Sydney’a. Kapitan zwrócił się do niego i technik trochę się chyba speszył pod tym spojrzeniem więc ciągnął dalej. - No to system Relict. Z tą sławną anomalią w naszym systemie i gwiazdą która właściwie powinna przestać istnieć miliardy lat temu. Tu prawie każdy się tym interesuje i pewnie w co drugim domu jest teleskop i ktoś ma jakąś własną teorię na temat anomalii, Relict albo czegoś innego. Mamy tu jeden z najsławniejszych uniwersytetów astronomicznych w Federacji. A doktora Jenkinsa no chyba każdy tu zna. I jego teorie. - Sydney opowiedział nieco o miejskim folklorze mówiąc trochę mniej speszonym tonem a gdy mówił o roli lokalnej społeczności w naukowym kontekście całej Federacji nawet dało się wyczuć jakąś dumę z tego faktu.

- Doktor Saul Jenkins tak? Bardzo dobrze. Kapralu Otten, proszę mi namierzyć tego doktora i połączyć mnie z nim. - kapitan pokiwał w końcu głową i wyglądało, że podjął jakąś decyzję. Zagnał kaprala łączności do roboty a ten pochylił się nad swoją konsoletą na razie ignorując niecodzienny sygnał. Kapitan zaś wstał ze swojego miejsca i zaczął chodzić i mówić z kimś przez komunikator. Wyglądało, że konsultuje coś ze zwierzchnikami czy innymi takimi na orbicie, kosmoporcie czy gdzie tam teraz nadawał. Delgado popatrzył trochę niepewnie na chodzącym i rozmawiającym zwierzchnikiem a potem na Rosjankę siedzącą obok.

- Panie kapitanie mam go. Jest w klubie “H&H”. Pewnie w schronie. - okazało się, że łącznościowiec dość szybko znalazł i namierzył poszukiwanego przez kapitana naukowca. Kapitan przyjął wiadomość rzucając krótko by przygotował połączenie z naukowcem więc kapral wrócił do pracy a kapitan do rozmowy z kimś przez komunikator. Wydawał się być przy tym spięty, podejrzliwy i trochę zaskoczony ale nadal mars nie schodził mu z twarzy.

- Jeżeli Centrala potrzebuje dowodu… potwierdzenia - Brown 0 zwróciła się do oficera ostrożnie - Możemy im wysłać… zdjęcie. Albo krótkie nagranie. W klubie znajdują się dwa ostatnie, sprawne Parchy z grupy Black. Jedna z nich… właśnie z nią rozmawiałam. Przez… wiadomości tekstowe. Spytałam o sygnał. Zrobienie zdjęcia nie powinno… stanowić problemu, jest na miejscu.

- Grupa Black? A dobrze, dziękuję. -
kapitan przyjął do wiadomości to co mówiła skazaniec z brązowych barwach. Skinął głową i wrócił do swojej rozmowy. Stanął przy stanowisku kaprala od łączności i pewnie coś mu kazał szukać, łączyć gdy wciąż konsultował się z kimś po drugiej stronie. Wyraźnie z kimś rozmawiał bo upływały wyraźne przerwy gdy o coś pytał czy mówił i gdy druga strona w chwilach gdy milczał i słuchał robiła to samo. Na koniec wypadło dość wyraźnie głośniejsze “Dobrze, zajmiemy się tym.” i rozmowa została zakończona. Jedna. Zaraz kapitan wznowił z kimś konsultację ale tym razem był żwawszy i bardziej zdecydowany. Wyraźnie to on teraz wydawał polecenia i z tego co dochodziło do Vinogradovey chyba szykował się do jakiejś podróży.

- Delgado, przejmujesz dowodzenie. Działajcie wedle uznania z tymi xenos. Ja mam sprawę do załatwienia na mieście. - kapitan Yefimov wyraźnie już zbierał się do wyjścia. Ubierał rękawice i wyjął z pokrowca gazmaskę aby łatwiej było przetrwać szaleństwo krioburzy na zewnątrz.

- Proszę... proszę uważać sir - Brown 0 wypaliła, obracając głowę ku kapitanowi - Teren przy klubie nie jest w żaden sposób zabezpieczony, nie wiadomo co uciekło pod ziemię kryjąc się przed burzą. - zamknęła się, obserwując konsoletę przez całe wybywanie MP z pomieszczenia. Dopiero gdy nastała cisza, zdobyła się na głębszy oddech.
- SI Guardiana dziczeje, nie możemy ryzykować zbyt... oczywistych ataków - powiedziała cicho do Delgado, wystukując na panelu wiadomość do Zoe.

"MP lecą do HH. Po doktora Jenkinsa. Kudłaty, Romeo i Casanowa dostali nowe maski, ale jeszcze nie Condor. Zadbaj o niego, żeby go nie zadusiły. Przepraszam."

Na więcej się nie odważyła, mając nadzieję, że po ksywkach od Diaz ruda saper zorientuje się o kogo chodzi.
- Ustawimy wzrost ciśnienia, to zajmie około kwadransa nim korytarze się wypełnią. Zrobimy co się da... i zobaczymy co dalej - dokończyła wykładanie prostego planu drugiemu informatykowi. Zrobiła przerwę, odkaszlnęła i dodała cicho - Przepraszam a-ale... muszę skorzystać z toalety, jest tuż obok. Proszę... wybaczyć. To nerwy... brzuch mnie boli - uśmiechnęła się blado, uderzając w przepraszający ton. Liczyła, że zyska chociaż te pięć minut, aby za pomocą konsoli Ottena na szybko sprokurować kapitanowi Hasselowi nową tożsamość, bo nagle okazało się, że będzie jej bardzo, ale to bardzo potrzebował.
I to już za chwilę.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline  
Stary 25-05-2018, 00:27   #323
 
Perun's Avatar
 
Reputacja: 1 Perun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputację
Grey 200/300\800

- Schodami do piekła? Nie, to nie tak leciało. - Grey 39 jako pierwszy stanął przed zejściem na niższy poziom. Z pochyloną głową przeładowywał magazynki swoich rewolwerów, do każdego ładując standardową amunicję. Masywna stal jeszcze na początku misji błyszczała, dokładnie nasmarowana i wypolerowana. Teraz nosiła wyraźne ślady walki. Sam James nie wyglądał lepiej od swojej broni. Ubiór oraz maska na twarzy pokryta kurzem, błotem oraz plamkami krwi xenos. I tylko kapelusz, również pobrudzony a na dodatek lekko poszarpany, niezmiennie dumnie prezentował się na głowie Parcha.
- Ma ktoś szluga? - zapytał jeszcze Stafford, rzucając spojrzeniem za siebie.

- Nie - mruknęła wyraźnie nie rozmowna Nyoka. Bez jej własnego pistoletu będzie jej ciężko, ale ten, który pozostawiła po sobie Grey31 nie był najgorszy i spełniał zadanie. Mimo to, nie czuła się pewnie z nieznaną sobie bronią, szczególnie w oddawaniu strzałów na krótkie dystanse. Nie miała jednak innego wyboru, bo bronienie się karabinem snajperskim, który dodatkowo mógł przy tym zostać uszkodzony nie wchodziło w grę. Nóż trzymała w drugiej ręce, tak na wszelki wypadek, zatopienie ostrza w ciele xenos było jednak bardziej skuteczne niż bicie go lufą po łbie. Szła zaraz za Staffordem, licząc, że ogień jego rewolwerów choć trochę pomoże jej przetrwać.

Kurson przebiła shotgun na amunicję zapalającą. Dodatkowe światło i szok termiczny mogły pomóc przy krótkiej walce. Z umazaną od wszystkiego twarzą, w pancerzu po Grey 29 dorównała do Stafforda. - Gdzie się pchasz, kurwa... - burknęła pod nosem stopując zapała cowboya. Była najbardziej obita, słabo stała na nogach, lecz złość i zdeterminowanie trzymało wszystko w kupie. - Cała gromada ludzi, daj się innym wykazać pojebie - dodała włączając latarkę i przymierzając główną broń w dół schodów.

[i]- Właściwie to miałem nadzieję na szybkie opatrzenie ran, ale skoro nam się spieszy, to wolę mieć to już z głowy -[i] Stafford wsunął rewolwery do kabur i obstukał resztę oporządzenia, jakby upewniał się, że wszystko miał pod ręką. Niestety pokrowiec na nóż był pusty, więc w przypadku braku amunicji pozostawało mu obkładanie przeciwnika rękoma.
- Ty z pewnością powinnaś iść na tyłach - zagaił jeszcze Grey 39, przyglądając się Kurson.

- Oświetlamy zejście i puszczamy resztę - dodała pod nosem, by następnie unieść wzrok patrząc w tył. Po chwili sięgnęła po Detektor. - Bierz, nie pierdol - rzuciła do Noyaki podając jej urządzenie. W końcu była jedyną osobą z jednoręczną bronią. Po tym Kurson spojrzała głębiej w tłum. Pysk Sandersa wybijał się wystarczająco mocno... - [i]Albo nakurwiasz z tarczą pierwszy, albo dajesz ją na przód, pistoleciku.[i]

- Sklej pizdę i wypierdalaj, tarczę masz. Dobrze pójdzie znowu coś spierdolisz i nie będę sobie brudził rąk. Szkoda gówna tykać, zawsze śmierdzi - Sanders zrobił zapraszający ruch, pokazując 32 zejście do schronu. Widać, że niczego nie nauczył ją ani wypad z pionolotu, ani niedawne omdlenie. Lekarz minę i ton głosu miał lekceważące, z rodzaju tych mało przyjaznych. Nie wyglądało jakby miał zamiar ruszyć się, a tym bardziej dzielić z kimkolwiek sprzętem.
- Tu nie będzie bezpiecznych miejsc, do schowania za czyimiś plecami. 31 juz nie ma, teraz następny numer w kolejce - oparł nonszalancko lufę pompki o ramię.

Słowa blondyna w gazmasce okazały się wręcz prorocze. Nie mieli zbyt długo czasu by się naradzać, ustalać szyki czy obmyślać plany. Tlen kończył się wszystkim, znów wszyscy byli wystawieni na mordercze, trzycyfrowe zimno a za plecami mieli niecierpliwących się skazańców i mundurowych. Spojrzenie zwłaszcza dowodzącego grupą oficera jasno wskazywało, że są bliscy wyczerpania limitu cierpliwości i jego ingerencji. Więc zeszli. Grey 32 i Grey 39 na czele, za nimi reszta skazańców i kolejno, podobna liczebnie grupa mundurowych.

Z początku nie szło tak źle. Pierwsza sala przez jaką przechodzili była dość spora. Pełna ruletek, stołów o Blackjacka, bilarda i automatów do gry. Pełnoprawne kasyno by mogło się poszczycić takim urządzeniem wnętrz. Tylko ten bajzel w postaci porzuconych ubrań, zgubionych butów, połamane kije do bilarda, porozrzucanych bil, przewrócone szklanki i butelki albo kolorowe zawartości w szklankach obecnie zamarznięte na kolorowy lód. Wszystko to wskazywało na szybką i niespodziewaną ewakuację czy też po prostu ucieczkę. Kierunek dziwnym zbiegiem zgadzał się ze strzałkami jakie natykali się dość często zatytułowane “DO SCHRONU”. I jeszcze krew. I ta żółta i czerwona. Podobnie zamarznięta i oszroniona w tym nieludzkim zimnie. Jedyne co się poprawiło na tym poziomie to nie było wiatru a więc chodź było zimno jakby mogło zamrozić samo piekło to nie było tej cholernej zamieci. Widoczność jednak niezbyt się poprawiła bo z kolei zdecydowana większość świateł nie działała a wizjery gazmasek uwielbiały się jak nie oszronić od zewnątrz to zaparować od wewnątrz więc widać było zwykle mało, krótko, i w ostatnim momencie wąskiego snopu światła latarek taktycznych. Łatwo było się zgubić i stracić widoczność z innymi więc spora grupa szybko rozrzedziła się łamiąc szyk i dzieląc na mniejsze.

Atak nastąpił w jakiejś bezimiennej sali. Parchów od mundurowych zdążył już odzielić korytarz. Najpierw zabuczały alarmowo detektory. I ten trzymany przez Noykę otrzymany od Kurson i ten trzymany przez Douglas. - Kontakt! Za nami! I przed! Kurwa są wszędzie dookoła! - kobiecy głos zaalarmował pozostałych skazańców. Chwilę latarki omiatały ściany, sufity, wejścia. Teraz już było je słychać. Nie tylko te drażniące pikanie detektorów ale i chrobot pazurów i zgrzyt blach. Były tutaj. Blisko. Coraz bliżej. Ale dalej nie było ich widać. Słychać tak. Przez moment wydawało się, że przeszły i zaatakowały mundurowych. Wybuchła tam strzelanina i słychać było stłumione przez drzwi i gazmaski krzyki. Ale i o skazańcach xenos nie zapomniały ani nie przegapiły. Naraz wyskoczyło z kilka sztuk. Zbyt szybko by ludzie zdążyli namierzyć je wąskimi słupami światła z latarek zamontowanych przy broni, wziąć na cel, wystrzelić, trafić i zabić. Jedynie Grey 32 zdążyła wystrzelić ze swojej strzelby do jakiegoś dingo ale śrut przemknął ponad grzbietem stwora i rozwalił płytki posadzki co dzięki zapalającej amunicji było nieźle widoczne. Stwora zdążył ustrzelić ktoś z Greyów co miał zdublowane, ciężkie pistolety podobnie jak Grey 39. Xenos padł z wyprutymi przez ołów wnętrznościami zaraz przy butach Grey 32 i 39. Ale to nie był koniec. Z ciemności w środek grupy wyskoczyły kolejne stwory których już nikt nie zdążył usiec póki ludzie mieli przewagę zasięgu broni palnej. Te były większe i silniejsze. Pierwszy doskoczył do Grey 25 od razu zmuszając go do przejścia do obrony i zasłaniania się karabinkiem przed jego szponami. Kolejny zaatakował byłą major o czarnych włosach. Też okazał się wymagającym przeciwnikiem jak dla ciężko rannego speca o specjalizacji walki na daleki dystans.

Zaczęło się, ta gorsza część i to z odpalonym stoperem braku tlenu. Grey 35 zaklął szpetnie na wieść o dodatkowym towarzystwie. Gnidy zleciały się ze wszystkich stron, przypuszczając atak. Ale było coś pocieszającego. Idąc korytarzami widział ślady spalenizny, świeże ścierwa i morze łusek na podłodze… przynajmniej wydawało mi się, że są świeże. Przy takim mrozie każdy trup zamarzał prawie tak szybko jak oni dusili się bez masek.
- Dawajcie, Blacki z Gomes i 20 przebili się w czwórkę do tej pierdolonej piwnicy - warknął, doskakując do G25 z mieczem i tarczą w garści. Ta drugą zrobił zamach żeby odepchnął potwora od Parcha - Jak im się udało, nam też się uda!.
 
__________________
Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu,
Upał na ulicy i plamy na Słońcu.

Hej, hej…
Perun jest offline  
Stary 25-05-2018, 23:23   #324
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=8ysBMZSzpp8[/MEDIA]
Wokoło panował chaos, ludzie krok po kroku zatracali człowieczeństwo: puszczały hamulce, wartości moralne ulegały dewaloryzacji. Śmierć, seks, narkotyki, alkohol. Wyrównywanie rachunków, próbowanie tego co zabronione i zanurzenie w hedonizmie póki ciało wciąż oddychało, a bestie o żyłach wypełnionych kwasem nie przedarły się przez śluzy bezpieczeństwa.
Czemu ktokolwiek miał się powstrzymywać przed zaspokojeniem najdzikszych, najmroczniejszych fantazji, skoro przyszłość wydawała się przesądzona? Zostawało tylko jedno - bawić się, póki czas i wciąż szansa. Potem mogło być już za późno… na cokolwiek.
Przechodząc korytarzami podziemnego schronu Black 8 ledwo powstrzymywała się przed puszczeniem syntetycznej wiązanki. Skóra jej cierpła, jeżąc każdy, najdrobniejszy nawet włosek zmaltretowanej skóry. Sunęła do celu z zagryzionymi do bólu szczękami, obserwując teatrum czystego odium, rozgrywającego się wszędzie gdzie się nie spojrzało. Dla uspokojenia liczyła uderzenia serca, walącego w piersi jakby miało ono zamiar zaraz wyskoczyć.
Za cholerę nie pomagało.

Krew, krzyki… intensyfikacja doznań, stłumienie zbyt bolesnej i przerażającej rzeczywistości.
Zejście do bunkra było dla saper niczym powrót do przeszłości. Upiorne wrażenie déja vu, widziane przed oczami każdorazowo, gdy zamknęło się powieki naraz nabrało barw, realności. Wróciło ze zdwojoną siłą, wywołując nieodpartą chęć aby rzucić się pędem przed siebie nie bacząc co nadejdzie za sekundę, albo trzy. Cokolwiek, byle nie stać w miejscu, nie czuć na karku widmowego dotyku kłębiących się za plecami potworów, utkanych z najgorszych koszmarów.
Wolałaby znów stanąć twarzą w twarz z gniazdem gnid, niż… patrzeć na śmierć nadziei i narodziny desperacji - młodej wciąż, nieopierzonej. Drobnej, dopiero kiełkującej w umysłach na podobieństwo nowotworowego guza… prostej idei, pchającej ludzi prosto w objęcia anarchii, masowych mordów oraz zezwierzęcenia najgorszego rodzaju. Po co wzbraniać się przed czymkolwiek, skoro śmierć czekała dosłownie za progiem, zaś jej pocałunek był jedynie kwestią czasu?
Z czarnych myśli pomógł się Nash wygrzebać wielkolud o aparycji neandertalczyka. Parch, Grey 20. Leeman. Agresor nabuzowany testosteronem, wyposzczony i na dokładkę mało karny… jeszcze.
Za krótko się znali, by móc powiedzieć coś więcej, wypracować porozumienie na poziomie tego z kanałowymi trepami, bądź pozostałą dwójką Blacków.
Detale, nieistotne.

Wypadało wpierw znaleźć wspólny język, wyciągnąć rękę i stworzyć pozory współpracy, dzięki czemu dało się łatwiej obserwować poczynania drugiej osoby. Poznać ją, zrozumieć. Łatwiej wystawić ocenę mając bliski wzgląd w schematy zachowania - tak było prościej, bezpieczniej.
Mniejsza szansa wystąpienia niechcianych komplikacji w przyszłości.
Okazja sama wpakowała się do rąk w postaci prostytutki, jakby lewitujący w powietrzu kamień stanowił zbyt słaby element wzbudzający zdziwienie. Do kompletu mieli też parę psów zamkniętą w izolatce, lecz to akurat Ósemka rozumiała. Ochrona klubu zapewne nie chciała szarogęszenia mundurowych i ich sprzeciwu wobec rozgrywających się pod ziemią.... scen.

- Nie teraz. Nie tutaj - wystukała Obrożą, stając między operatorem miotacza, a obcą kobietą. Uniosła rudy łeb, patrząc hardo tam gdzie płaskonosa gęba, a w złotych oczach zalśniła złość - Chcesz poruchać idź do Diaz i Gomes. Masz Obrożę, każdy z nich - machnęła dłonią, zataczając kółko po pomieszczeniu - Może cię zabić. Jedną komendą. Jeżeli poczuje się zagrożony. Albo dostaniesz wychowawczy. Zabezpieczenie cywili. Przed nami - skrzywiła się, spluwając pod nogi - Chcesz żyć, zachowaj rozsądek. Spuścisz parę. Ale nie tu i nie teraz. - odwróciła głowę do dziwki, mierząc ją od stóp do głowy - Chcesz się wydostać? - zmrużyła złote oczy, kotwicząc spojrzeniem na delikatnej twarzy - Mamy miejsce. I broń. Ochronę. Dla takich jak wy. Cywilbandy - znów się skrzywiła, a coś w jej twarzy drgnęło, zmieniając minę na skupioną - Zrobisz co chcę? Idź z moim człowiekiem - wskazała brodą na Leemana - Spiszesz się, będzie zadowolony. To idziesz z nami na górę. Nie uszkodź jej, ma być na chodzie - ostatnie zdanie posłała prosto do drugiego Parcha.

Z początku nie wyglądało to dobrze. Leeman któremu rudowłosa saper stanęła na drodze do “świnki” zatrzymał się wyraźnie wkurzony, tym razem na Black 8 i na pewno nie pomogło wspomnienie o trójce dziewczyn, ruchaniu i jacuzzi do jakiego poszły. Bo przynajmniej Diaz i jej Promyczek wyraźnie miały się ku sobie. Nash przez chwilę miała wrażenie, że olbrzym o płaskiej twarzy zaraz ją trzaśnie i kto wie czy nie tylko. W końcu była jedyną osobą w zasięgu wzroku wobec której Obroża by nie zareagowała gdyby właściciel innej Obroży ją jakoś zaatakował. Przypominanie o własnej wrażliwości na atak obrożowy też pewnie mu się nie spodobało. Dopiero gdy chyba w ostatniej chwili zajarzył końcówkę co mówiła Nash przez twarz przemknął mu wyraz zdziwienia i niedowierzania. Spojrzał badawczo na rudą w Obroży, potem na kryjącą się za nią brunetkę.

Brunetka zaś widocznie musiała solidnie się obawiać jak tak ten olbrzym w pancerzu, z plecakiem i miotaczem ognia w łapach szarżował na nie obydwie jakby miał wpaść w nie jak kula w kręgle. I podobnie rozsypać towarzystwo a przy jego impecie i rozmiarach mogło to być całkiem realne. Ale gdy Nash do niej mówiła miała wrażenie, że w spojrzeniu dziewczyny nastąpiła wyraźne zacięcie gdy powiedziała “mamy miejsce”. I od tej pory brunetka już jakby słuchała po łebkach. Kiwała gorąco i energicznie głową i nagle zupełnie jakby się bać Leemana przestała. Zwłaszcza, że do niego gdzieś właśnie w tej chwili chyba dotarło o czym mówiła Black więc przestał się pieklić i już nie wyglądał jakby zaraz miał zacząć siec tasakiem jak leci czy coś podobnego.

- No pewnie! Oczywiście! Obsłużę go ekstra! - brunetka żarliwie pokiwała głową i nawet sama podeszła do olbrzyma obejmując jego ramię.
Ten wreszcie wyszczerzył się zadowolony i dalej sam pociągnął o wiele drobniejszą dziewczynę za sobą kompletnie tracąc zainteresowanie zostawianą za plecami sceną.
- Dobra to teraz trzeba znaleźć miejsce do ruchania. O, tu będzie dobre. - Grey 20 wyraźnie nie miał czasu ani finezji na zbyt długie szukanie miejsca więc otworzył po prostu jakieś drzwi obok, rzucił okiem i kiwnął łysą głową. Dziewczyna w migającym świetle chyba nawet chciała coś powiedzieć ale Leeman nie dał jej okazji. Szarpnął ją ze sobą i razem zniknęli w bocznym pomieszczeniu.

Black 8 mogła teraz widzieć swobodniej co się dzieje w kanciapie miejscowego lekarza. Chociaż właściwie nic się specjalnie nie zmieniło. Poza tym, że po zniknięciu z widoku wielkoluda trójka mężczyzn co jakiś czas zerkała na skazańca ale ten dryfujący, burczący i świecący nad stołem kawałek skały nadal przykuwał ich uwagę. Poza Kozlovem który przesunął się z krzesłem do szafki i wyjął kolejną butelkę wódki.

Jeden problem z głowy, została… cała reszta. Ósemka powoli podeszła do stolika, ściskając dłonie w pięści i gapiąc się na lewitujący kamień. Nie, definitywnie nigdy wcześniej nie widziała niczego podobnie niepokojącego. Wszak mieli za mało zmartwień na głowach, nieprawdaż?
Naraz zamarła w pół kroku, wycofując się rakiem na korytarz. Tam oparła się plecami o ścianę, z ulgą przytykając potylicę do zimnych desek. Nabrała powietrza, wstrzymała je w płucach dobre dziesięć sekund i wypuściwszy je ze świstem, otworzyła kanał komunikacyjny z Hasselem.
- Miasto padło. Przedarły się. Panika w kosmoporcie. Widziałam w TV - przekazała gliniarzowi nie wiedząc samej po co i dlaczego. Chyba potrzebowała mu zepsuć dzień, podzielić… obawą i nie musieć gnieść tego w sobie i tylko dla siebie - Weszliśmy do schronu, prywatnej części. Burdel na kółkach. Przed wejściem macie gniazdo. W Hell. Uważajcie. Postaram - znieruchomiała z ręką na holoklawiaturze czując jak brakuje jej siły. - Tu jest kurwa lewitujący kamień. Nie wiem co to, ale się dowiem. Postaram się ogarnąć parę spraw zanim przybędziecie. Uważaj, coś nie gra. Mocno. Patrz na plecy.

- Przedarły się w kosmoporcie?
- kapitan od razu wyłapał to co wydało mu się chyba najważniejsze. Przez moment panowała w eterze słuchawki cisza. - Spokojnie, bez obaw, są odwody i wsparcie artylerii i z powietrza. Skontrujemy to i wrócimy na pozycje wyjściowe. Jeśli nie, skrócimy perymetr i wycofamy się na kolejną linię. A w telewizji wszystko zawsze wygląda gorzej, po to to robią by robiło wrażenie. Na pewno wcale nie jest tak źle. - Raptor dopowiedział szybko i jakimś takim pewnym siebie i uspokajającym tonem jakby przerabiał ten scenariusz już nie raz. Mimo wszystko wydawało się, że śpieszy się i trochę mówi w ciemno bo informacja chyba go zaskoczyła.

- Gniazdo przy wejściu do schronu. Dobra, zrozumiałem. Wy przeszliście to my też przejdziemy. Jesteśmy już w “The Haven”. Zaraz schodzimy do “The Hell”. Udało się naprawić “Eagle”. I jaki lewitujący kamień? Ktoś tam rzuca kamieniami? - kapitan zdał relację z tego co się u nich dzieje kilka poziomów wyżej. Ale tego o lewitującym kamieniu widocznie nie wiedział o co chodzi.

- Diaz wyłączyła napięcie w korytarzu, da się przejść bezpiecznie. - Nash miała wrażenie, że echo przełykanej śliny poniosło się po eterze, wywołując trzask bębenków w uszach. Tak samo jak płytki, nieregularny oddech i zgrzyt zębów - Część gniazda rozwaliliśmy, powinniście mieć lepiej. Szybciej się przebić. Dobrze. Dobrze że już jesteście. - westchnęła ciężko, przecierając zdrętwiałą twarz rękawicą. Drugi problem został odhaczony, pozytywna sprawa - Kamień. Lewituje. W powietrzu. Sam. To. Pojebane - prychnęła, parskając krótko - Ogarnę. Wy się przebijcie. Widzimy się niedługo. I Sven - spięła się, rzucając nerwowym spojrzeniem po suficie aż do momenty, gdy dopisała szybko - Uważaj na siebie. Nie daj się zabić. Powodzenia.

- Jasne, ty też. Nie bój się wszystko będzie dobrze. Ale weź z tymi kamieniami co? Musi być jakiś trik jak już. Dobra, wbijamy się do “The Hell”. Bez odbioru.
- Black 8 miała wrażenie, że Raptor już idzie mówiąc albo nawet i schodzi po schodach. Zakończył rozmowę szybko i znowu słyszała tylko szum eteru w słuchawce. Zakłócenia nasilały się to słabły przez co trzeba było mówić głośniej a czasem wręcz krzyczeć a i tak nie wszystko dało się zrozumieć. Saper miała wrażenie, że to te zakłócenia mają jakiś związek z tym co działo się na korytarzu, medlabie i całej okolicy. HUD też trzeszczał i mrugał, tak samo jak światła na korytarzu i reszta widocznego elektronicznego szpeja. Kapitan zaś póki próbował przebić się przez te zakłócenia wydawał się mówić szczerze i równie szczerze nie dowierzać w lewitujące kamienie. W przeciwieństwie do reszty tego co mu powiedziała co chyba przyjął bez zastrzeżeń.

- Hej, panienko! Nie wstydź się! Chodź do nas! Znalazłem czysty kieliszek, specjalnie dla ciebie! - ze środka kanciapy doszedł ją wesoły i niefrasobliwy głos miejscowego lekarza który albo usłyszał ją na korytarzu albo po prostu dopiero zorientował się, że jej nie ma z nimi.

- Obiekt wykazuje dziwne fluktuacje. Szkoda, że nie mam odpowiedniej aparatury pomiarowej. - mruknął znowu doktor archeoastrnomii widocznie nadal pochłonięty tym dziwnym, lewitującym kamieniem.

Problemy z komunikacją, zasilaniem i dziwna, unosząca się w powietrzu masa… niezidentyfikowanego dla saper materiału. Do tego zwrot “panienko” wypowiedziany co prawda przyjaźnie i w połączeniu z wódką, lecz i tak zjeżył parchowi włosy na rudym karku prawie na sztorc.
Pokonując gniotące w piersi, cholernie nieprzyjemne uczucie, Ósemka zamknęła holo i odbiwszy się od ściany, wróciła do gabinetu, zachodząc debatujących po łuku aż stanęła przed stołem.
- To coś z walizki? - spytała lektorem, wbijając podejrzliwe spojrzenie w cud na kiju i to bez linek do efektów specjalnych - Doktorze. Dlaczego to lata? Co to do cholery jest? Przerywa nam HUD - odpaliła wspomniane ustrojstwo, pokazując skaczące ikonki, syknęła krótko przez zęby - Terrorystka w izolatce? Gliniarzy też zamknęli? Co tu się odwaliło? Nic wam nie jest? - na koniec spojrzała kontrolnie po całej grupie, szukając wzrokiem wspomnianego kieliszka.

- Terrorystka i gliniarze są tam. - pierwszy odezwał się Roy jakby dla uspokojenia przeczesując włosy palcami. Odsunął się trochę od szafek o jakie dotąd się opierał chociaż unoszący się dziwny przedmiot nadal przykuwał jego uwagę i chyba niepokoił.

- Tak, tak, to jest ten bezcenny artefakt. Wiedziałem! Wiedziałem, że to nie przypadek i to nie są przypadkowe rysy! - zawołał triumfalnie dr. Jenkins wyrzucając ręce w górę.

- Dobra, dobra, ona ma rację dlaczego to cholerstwo lata? Zagaś tą swoją lampkę i zabierz się za poważną robotę. - Kozlov wydawał się z nich wszystkich najmniej przejęty i chyba najbardziej wstawiony. A jednak zgodnie z tradycją zatwardziałych alkoholików posiadał widać zdolność by pozostawiać pijanym nie upijając się jednak. Wskazał przy tym niedbałym machnięciem na lewitującą, burczącą i świecącą nad stołem rzecz. Zachęcająco postawił na skraju stołu od strony Nash napełniony kieliszek który widocznie napełnił dla niej.
Potem wrócił do nalewania dla siebie z nowo otwartej butelki. Zza pleców Nash doszły kobiece jęki i jakieś łomoty gdy parka w bocznym pomieszczeniu widocznie zajęła się sobą na dobre.

- To nie jest lampka!
- doktor astroarcheologii fuknął na lekarza z wyraźną urazą. - To jakieś zaawansowane urządzenie techniczne. Nie stworzone przez rasę ludzką. Musi. Powtarzam musi. Do czegoś służyć. Jak każde urządzenie. Ta dziewczyna. Ta sympatyczna. Ona miała rację. Jaka szkoda, że była tutaj tak krótko. Mówiła, że da się rozpoznać pewne regularności. Więc to musi posiadać jakąś informację. Zapisaną przez kogoś więc można ją jakoś przeczytać. - naukowiec był wyraźnie podniecony swoimi odkryciami i domysłami więc mówił szybko jedynie momentami zerkając na kogoś ze swoich rozmówców. Główną jego uwagę pochłaniał artefakt.

- Światło może być jakimś rodzajem reakcji chemicznej. Na przykład fluorescencja choćby. Chociaż no raczej mało typowa. Ale jeśli się zbada na pewno da się to racjonalnie wytłumaczyć. Ale ta lewitacja. No na pewno też, może jakaś siła elektromagnetyczna? Ciężko powiedzieć. - Roy chyba poczuł się zmobilizowany by się wypowiedzieć na rzeczony temat.

- Lata i świeci bo włączyliście to cholerstwo! Po cholerę wyjmowaliście to z walizki! To nie! Musieli się chłopcy pobawić i pochwalić zabawkami! Jakby nie mogli pić wódki jak prawdziwi, przegrani faceci z dołem jak sama mogiła i wyrzutami sumienia co wyć się chce! - niespodziewanie lekarz podniósł głos i zaczął krzyczeć uderzając do tego mocno dłonią w stół aż na chwilę skupił na sobie uwagę chyba wszystkich w pomieszczeniu.

Obroża zakomunikowała w tym momencie wiadomość u Black 8. Ekran trochę szarpał więc czytało się dłużej i trudniej niż zwykle. Ale jednak wiadomość od Brown 0 nadal była czytelna.

"Przepraszam że zawracam Ci głowę Zoe, ale wykryliśmy niezidentyfikowany sygnał z HH. To jak promień. Pionowy do powierzchni. Kapral Otten mówi że nigdy czegoś takiego nie widział. Centrala z orbity pyta się o co chodzi. Mogłabyś... może tam jest jakiś nadajnik? Bądź proszę ostrożna."

“To artefakt Jenkinsa. Ten z walizki. Lata. Lewituje. Kurwa świeci. Może zaraz jebnie, nie wiadomo”
- w pierwszej kolejności Parch odpisała Młodej, wolną ręką przechylając kieliszek wódki. Piekące procenty wlały się jej do żołądka, automatycznie wypełniając trzewia ciepłem. Westchnęła i zaraz podstawiła szkło po dolewkę. W końcu od dawna chciało się jej wódki.
- Da się to wyłączyć? - lektor szczeknął pytanie, gdy saper pochyliła się nad stolikiem - Nie dzieło człowieka? Inna rasa? Kurwa - przekleństwo zlało się w jedno z ostrym warkotem - To nie latarka. To latarnia, Flara. Raca sygnałowa. Wysyła sygnał. W przestrzeń. - wyprostowała plecy, gapiąc się niechętnie na Jenkinsa - Widać z orbity. Pytają się co jest grane. Obce… inne. Nie widzieli jeszcze czegoś takiego. Nadajnik. Może kogoś wzywać. Nie wiemy kogo. Ani po co. Wyłącz . Póki nie dowiemy się o co chodzi. I jaka miła dziewczyna? Mieliście tu innego archeologa? - powtórzyła i dodała kolejne pytania, zagryzając szczeki.

- No taka miła dziewczyna. Z czarnymi włosami. - naukowiec z białymi włosami machnął ze zniecierpliwieniem ręką jakby nie mógł sobie przypomnieć imienia osoby o jakiej mówił. Za to bardzo żywiołowo zareagował na informację o jakich mówiła złotooka saper. - No tak! Sygnał! To nadaje jakiś sygnał! W przestrzeń! Niesamowite! Co za moc! Co za technologie! Spójrzcie! Taki kamyczek! Żadnego widocznego zasilania zewnętrznego! A potrafi wysłać sygnał mimo, że był nieaktywny przez miliony, może miliardy lat! Niesamowite! - stary naukowiec wydawał się jakby na jego oczach realizował się sen jaki wyśnił sobie za młodu i przez całe życie do tego dążył.

- Nie wiemy jak to wyłączyć. Tak samo jak właściwie nie wiemy jak to się włączyło. Szukaliśmy jakiegoś przycisku ale nic takiego nie widać. - Roy podszedł bliżej do stojącej przy stole Nash omijając plecy rozanielonego naukowca i przechodząc nad resztkami rozbitej przez Leemana butelki. Stanął obok niej i też wpatrywał się w świecący kamień który w ogóle nie zachowywał się jak na zwykły kamień przystało. Chemik miał minę jakby z niechęcią ale był zmuszony przyznać się do porażki. Odwrócił głowę w stronę otwartych drzwi bo odgłosy dochodzące z korytarza świadczyły, że parka weszła na kolejny etap znajomości.

- Zamknijcie tą głupią lampkę z powrotem w walizce. I tam niech sobie świeci. - lekarz przechylił jednym haustem kieliszek a potem skrzywił się, otarł niedbale rękawem fartucha usta i zaczął rozlewać nową kolejkę. - Byście się zajęli piciem a nie głupotami to teraz by żaden latający kamień tu nie pajacował. - burknął wyraźnie niezadowolony na całą tą hecę. Ale jakoś wydawał się najmniej przejęty albo najbardziej wstawiony i lewitujący z pół metra na jego głową,świecąca bryła skalna wcale zdawała się go nie obchodzić.

- Nie da się dotknąć. Pole elektrostatyczne czy coś takiego. Parzy ręce i odrzuca. Da się zbliżyć gdzieś na kilkanaście centymetrów. Sprawdzaliśmy. - Roy odezwał się smętnie i wyciągnął dłoń na którym widać było blady ślad i pęcherze jak o oparzenia. Nie wyglądało to zbyt poważnie ale przyjemne doświadczenie pewnie to nie było.

Czarne włosy i miłe nastawienie do otoczenia z czymś się Ósemce kojarzyło. Przechyliła drugi kieliszek, odstawiając go z hukiem na stół.
- Ta dziewczyna miała Obrożę? - rzuciła pytanie, uśmiechając się pod nosem, choć gorzki był to grymas.
- Roy - obróciła twarz ku naukowcowi. Kojarzyła go z poprzedniej wizyty. Pomógł Młodej i reszcie Blacków z drużyny krajoznawczej - Macie tu kamery? W sali operacyjnej? Potrzebuję zgrać nagrania z zabiegu chłopaków. To ważne. I pilne. Bardzo - sapnęła przez nos, patrząc na rozmówce ze śmiertelną powagą - Resztki które im wycięto, te stwory. Macie je jeszcze? To też musimy spakować. Zabrać. Od tego zależy życie pięciu osób. Poza tym zapasy medyczne. Narzędzia i mieszanki do przeprowadzenia operacji. Uszkodzenie nerwu wzrokowego, połatanie zmiażdżonej nogi. Mieszanki regeneracyjne. Pakujemy. Jedziecie z nami na lotnisko. W Hell jest oddział wojska i Parchów, idą po nas. Razem z Morvinoviczem. Zrobił się syf, będziemy was ewakuować. Ale. Nie starczy miejsca dla tych za bramą - machnęła ręką w kierunku wyjścia ze strefy prywatnej - I potrzebujemy lekarza - dostukała, zabierając flaszkę - Na chodzie. Do punktu medycznego. Olsen i tamte dwa psy też jadą z nami. Dlaczego są zamknięci wspólnie?

- Nie, wiem, może chcieli z nią pogadać, zrobić jakieś przesłuchanie czy co tam ci gliniarze lubią robić.
- lekarz był wyraźnie nadal niezadowolony. Ale tym razem konkretnie na Nash i zabraną przez nią butelkę. To chyba ruszyło go bardziej niż cała reszta tej hecy z kamieniem.

- Tak, chodzi o Mayę. Bardzo sympatyczna dziewczyna. Ale odkąd poszliście siedzieliśmy tutaj. Nie wychodziliśmy właściwie to nie wiem co tam zostało. No a te medyczne rzeczy to chyba najlepiej Andriej by się orientował. - brodacz wyjaśnił co dał radę i wskazał brodą na siedzącego lekarza ktory obecnie wyglądał na tak wkurzonego, że mógł się nawet pokusić o próbę powstania na nogi by odzyskać prawie pełną butelkę. Tylko właśnie stan lekarza był dość chwiejny i jego wątpliwa reputacja wydawała się właśnie utwierdzać naocznie.

- Ja na pewno nie zostawię artefaktu. To trzeba zbadać jak należy. - do rozmowy wtrącił się spec od astroarcheologii i nie wyglądało by żartował. Wciąż interesował się głównie artefaktem zupełnie nie dostrzegając upiornego światła i spustoszenia jakie lewitujący obiekt czynił w oświetleniu i elektronice. Nawet lektor Black 8 zaczynał już szwankować. Chemik znowu odwrócił głowę w stronę korytarza. Z pomieszczenia obok doszły rozdzierające kobiece jęki.

- Zamknij się dziwko! - wrzasnął dziko Leeman pochłonięty widocznie na całego z zaznajomieniem się ze “świnią”. Odgłosy trochę ucichły ale niewiele.

- Co! Morvinovicz wraca?! Ale heca. - lekarz nagle znieruchomiał jakby dopiero z opóźnieniem dotarło do niego co powiedziała Black. Wybałuszył oczy a potem zaczął się śmiać. I to śmiać na całego bo w końcu oparł się o oparcie krzesła i zaniósł się rozbawionym rechotem. To do reszty skołowało chemika który chyba już nie wiedział czy patrzeć na korytarz, medlab widoczny po drugiej stronie, stojącą obok Nash czy rechoczącego się lekarza.

Życie było przewrotną dziwką, prawda starsza od świata ludzi. Lubiło wywracać egzystencję człowieka do góry nogami i zawracać w najmniej spodziewanym etapie, w najmniej spodziewany sposób. Ósemka przymknęła oczy, pozwalając powiekom opaść na dobre pięć sekund. W międzyczasie układała pod rudą kopułą plan na najbliższe minuty… dużo roboty, a rozdwoić się nie umiała. Zostawało wyznaczyć priorytety i mieć nadzieję na wsparcie właśnie przebijającej się przez klub grupy, z cholernym Raptorem na czele.
Dłoń w zakrwawionej rękawicy uniosła się do konsolety i tam zamarła. Artefakt psuł elektronikę, Nash nie mówiła sama. Strata lektora czyniła z niej całkowitą kalekę, bez możliwości psucia okolicy humoru podczas walki - niedopuszczalne. Nie chcąc kusić losu, saper sięgnęła ku stolikowi, zgarniając kawałek kartki i długopis. Szybko skreśliła parę zdań, dając je do przeczytania brodaczowi. Przekaz nie był długi.

“Kozlov. Pomożesz ze sprzętem medycznym to oddam ci flaszkę. I znajdę drugą. Na razie musisz ogarniać. Od tego zależy ludzkie życie. Bez ciebie zginą dobrzy ludzie. Roy. Pomóż mi z monitoringiem. Potrzebujemy tych nagrań. I zwłok gnid wyciętych z chłopaków. Doktorze. Maya jest na lotnisku, będzie szczęśliwa mogąc pana znowu zobaczyć. Skrzynia ekranująca? Jakaś siatka? Coś do przeniesienia artefaktu? On tu nie zostaje. Pan też. Spróbujcie znaleźć sposób aby to uśpić. Albo przenieść.”

Lekarz podniósł głowę znad kartki z wyraźnym dylematem wypisanym na twarzy. Wyglądało jakby ważył w głowie i błędniku wszelkie trudności związane z takim czy innym odzyskaniem butelki podstępnie zabranej ze stołu przez rudowłosego skazańca. Wobec dylematów moralnych miejscowego lekarza brodaty chemik pierwszy zareagował na to co napisała saper.

- To ci psuje lektora? Może się odsuniesz? Jeśli to działa jak jakiś efekt EMP no to zwiększenie odległości powinno pomóc. - zaproponował z troską w głosie i spojrzeniu widząc, że Parch przeszła na język pisany na kartce zamiast korzystać ze szwankującego lektora. - A z monitoringiem nie jestem pewny. To chyba trzeba by znaleźć jakiś strażników i sterówkę mi się wydaje. Bo tutaj to pewnie są tylko kamery. - po chwili wrócił wzrokiem do widocznych kamer gdy zastanawiał się nad tym co zaproponowała Nash. - Szczerze mówiąc pierwszy raz jestem w tym schronie więc nie jestem pewny co tu i jak działa. - przyznał po chwili trochę zmieszanym tonem. - A te resztki no my cały czas byliśmy tutaj to chyba nikt ich nie ruszał. To chyba powinny dalej tam leżeć. - chemik spojrzał w stronę również szeroko otwartych drzwi do medlaba i po chwili zastanowienia ruszył do tego ambulatorium.

- Przenieść artefakt? Siatka? Skrzynia? - doktor astroarcheologii ostatni z całej trójki doczytał co napisała na kartce Nash i wydawało się, że te pomysły przykuły jego uwagę jak do jakiegoś eksperymentu naukowego z jego ulubionym artefaktem w roli głównej.

- A po co chcesz to gdzieś zabierać? A jak wybuchnie? Albo dobra jak ma wysadzić to lepiej gdzie indziej. He, he, heh zrobi nam nowy krater do naszego starego, poczciwego Maxa. - Kozlov odzyskał głos i znów zaczął się śmiać ale jednocześnie wstawać. Szło mu słabo bo ledwo puścił się stołu i runął jak długi na podłogę przy pierwszym kroku. Ale znowu chichotał jak opętany, zupełnie jakby go to wszystko niesamowicie bawiło.

- No coś ty. To nie wybuchnie. Przecież musiałoby objawić się jakimś zjawiskiem kumulacji mocy krytycznej. - naukowiec pokręcił głową i podszedł do wstawionego lekarza by pomóc mu się podnieść. Słysząc jednak rumor za sobą chemik który szedł do medlabu zatrzymał się i odwrócił widząc przywalonego lekarza. Ten powstał wspomagany przez astroarcheologa ale obydwu szło to dość opornie te wstawanie. I nagle Kozlov dostał nowego ataku śmiechu. Patrzył na stół a naukowiec spojrzał za jego wzrokiem. W migającym oświetleniu kanciapy widać było jak pozostawione na stole kartka i rysik zaczynają leniwie unosić się nad blatem. Naukowiec wytrzeszczył oczy ze zdziwienia zupełnie jakby zapomniał, że właśnie miał pomóc lekarzowi powstać na nogi.

- Myślę, że ktoś, coś powinien z tym zrobić. - Roy Vasser, chemik z laboratoriów Seres chrząknął zakłopotany i patrzył tak na całą scenkę w kanciapie jak i odgłosy niewidocznej ale słyszalnej parki z pomieszczenia obok. Brzmiało jakby zabawy należały do bardzo intensywnych albo i brutalnych.

- No dalej dziwko! Błagaj o jeszcze! - wydarł się znowu Leeman najwidoczniej całkowicie pochłonięty tym co się działo w pomieszczeniu obok. Odgłosy wydawane przez hostessę jak i resztę pomieszczenia całkiem dobrze współgrały z epicentrum tej zabawy. Roy z zakłopotaną miną wszedł w końcu do medlaba i prawie od razu się zatrzymał.

- O rany, tu są zamknięci ci dwaj policjanci! - powiedział wyraźnie zaskoczony pewnie widząc podobną scenkę jaką niedawno z progu widziała Nash.

- Doktor Saul Jenkins proszony do telefonu. Powtarzam, doktor Saul Jenkins proszony natychmiast do telefonu. - o dziwo na korytarzu rozległ się głos z systemu nagłośnienia w schronie. Był rozumiany dzięki tym dalszym bo te w pobliżu laba szatkowały zakłóceniami głos podobnie jak lektor Nash swoje słowa więc były prawie nie do zrozumienia. Naukowiec wyraźnie był zaskoczony tym wezwaniem i wydawał się być w kompletnej rozterce nie chcąc zostawiać artefaktu który objawiał nowe zjawiska a tym pilnym wezwaniem do telefonu.

Kumulacja mocy krytycznej chyba właśnie powoli następowała… bądź felerny artefakt dopiero się rozkręcał. Ósemce nie uśmiechało się doświadczyć na własnej skórze pełni jego mocy, niepojętej dla przeciętnego rezydenta podziemnego bunkra, a także poza nim. Podniosła dłoń do twarzy, rozcierając pulsujące boleśnie skronie. Migrena wierciła jej dziurę w czaszce, potęgowana przez nawał kłopotów i dość sugestywne odgłosy ostrej kopulacji z pomieszczenia obok.

Część o sposobie komunikacji skwitowała sykiem aprobaty. Chętnie ewakuowałaby się jak najdalej od anomalii, najlepiej do sąsiedniego układu. Niestety nie mogło być aż tak prosto. Ledwo szczekaczka na korytarzu przestała nadawać, Parch chwyciła kartkę i długopis, kreśląc na wyścigi kolejne słowa, a gdy skończyła, podstawiła je Jenkinsowi pod nos.
“Hollyard. Mahler. Patino. Żołnierze którzy z nami tu byli. Nie widziałeś ich. Gdyby ktoś pytał. Nie znasz, nie spotkałeś. Idź, przypilnujemy twojego skarbu. Nie mów o chłopakach. To ważne. “

Jenkins z konsternacją spojrzał na kartkę, potem na kobietę która mu ją podstawiła pod nos, potem na szczekaczki jakie właśnie ogłosiły wezwanie do telefonu. Na koniec jeszcze raz spojrzał na lewitujący artefakt który w przeciwieństwie do świateł w kanciapie i na korytarzu wydawał się jarzyć nieco mocniej im bardziej one mrugały a przerwy ciemności były dłuższe. W końcu naukowiec z konsternacją skinął głową na zgodę.
- Nie dotykajcie artefaktu. Nie wiadomo jakie mogą być tego skutki uboczne. To na pewno nie jest żadna bomba. Nie buduje się takiej jakości nadajnika by sobie po prostu wybuchł. To niedorzeczna teoria. - doktor astroarcheologii pokręcił głową z irytacją i przekazał na barki Nash próby trzymanego dotąd lekarza do pionu w ręce skazańca. Sam wyprostował się, spojrzał jeszcze raz na swój lewitujący skarb i w końcu wyszedł z kanciapy po czym ruszył korytarzem jakim niedawno przyszła Black i olbrzym z Grey. Sam olbrzym nie był widzialny ale nadal był słyszalny. Brzmiało jakby tam zamierzali się nawzajem zarżnąć czy co. A przynajmniej on ją.

Chemik otrząsnął się w tym czasie z zaskoczenia i zniknął z pola widzenia Nash wchodząc w głąb sali. Sądząc po głosie chyba próbował otworzyć izolatkę ale nie znał kodu więc widocznie przez drzwi próbował dogadać się z zamkniętymi tam gliniarzami.

Dziwnym, kosmicznym wręcz zrządzeniem losu Ósemce nie spodobała się uwaga o skutkach ubocznych obcego ustrojstwa z całym wachlarzem niezbadanych właściwości. Draństwo mogło mieszać nie tylko w elektryce urządzeń, lecz również ludzkiego mózgu działającego wszak na zasadzie wytwarzania i przemieszczania się impulsów nerwowych… kurwa mać. Istniało ryzyko, że zostając w bezpośrednim sąsiedztwie skamieliny, banda humanoidów głupiała z sekundy na sekundę, równając do poziomu rżnącego panienkę Leemana.
Użalać się jednak nad własnym losem saper nie miała czasu. Przetargała więc narąbanego konowała na najbliższe krzesło, sadzając go mało delikatnie i uwolniwszy się od niechcianego ciężaru, przemaszerowała pod izolatkę żeby za pomocą notatnika i długopisu namazać jedno zdanie.
”Znajdziemy kod do drzwi i was wypuścimy”.
Popatrzyła na nie krytycznie, westchnęła przenosząc uwagę na brodacza, finalnie zaś przytknęła zapisaną stronę do szyby.

Znalezienie kodu do izolatki akurat okazało się całkiem proste. A dokładniej gdy dwaj zamknięci gliniarze przeczytali kartkę podstawioną przez Nash sami podali kod. Przez drzwi izolatki słabo ich było słychać więc wypisali kolejno cyfry na tym małym okienku w drzwiach. Po paru próbach drzwi szczęknęły i stanęły otworem. Po otwarciu widać było, że od wewnątrz nie ma zamkną jak to w tego typu pomieszczeniach było normą więc nawet znając kod nie dało się ich otworzyć. Ale już przy drobnej pomocy z zewnątrz zrobiło się to całkiem proste. Więc po chwili obydwaj gliniarze, i ten starszy, pulchniejszy i ten młodszy, szczuplejszy, wreszcie byli wolni.

Po otwarciu jednak nawet z drzwi, widać było, że te łóżko w izolatce które poprzednio zajmowała przypięta do niego i naszprycowana prochami przez Green 4 terrorystka z Dzieci Gai, było puste. W medlabie, mimo migających świateł raczej jej nie było widać.
- Dzięki. Jeden z tych cholernych sekciarzy się tu dostał i nas zamknął. I zabrał tą świruskę. - powiedział ten starszy “tatuśkowaty” policjant po wyjściu na wolność.

- A czemu światło tak nawala? - młodszy podniósł głowę na sufit gdzie widać było te migające światła. Chemik bez słowa wskazał na otwarte na korytarz drzwi.

- O rany. - mruknął Alle widząc po przeciwnej stronie korytarza lewitujący, świecący kamień.

- A to nie wybuchnie? - Hallur też wydawał się być pod wrażeniem ale widocznie niezbyt pozytywnym wrażeniem.

- Saul mówi, że nie. Nie powinien. - brodaty chemik wzruszył ramionami i ruszył w stronę sali operacyjnej. - Są tu jakieś latarki? Trochę słabo tu widać. - podszedł do niej ale zatrzymał się bo światło mrugało tak mocno, że drażniło oczy jak stroboskop w klubie.

W odpowiedzi Black 8 rzuciła zapasową latarkę brodaczowi, wcześniej na niego gwiżdżąc. Włączyła latarkę taktyczną, przytwierdzoną do karabinu. Migającą ciemność przeszyły dwa równie urywane snopy jasnego blasku. Przerywały i dusiły się, jednak w porównaniu do świateł ogólnych działały lepiej. Co prawda Parch patrzenie po lufie sobie darowała, lecz paluchy świerzbiły ją coraz mocniej. Odczepiła latarkę, odwieszając broń na plecy. Czemu do jasnej cholery brodacz nie zająknął się, że mieli wizytację? Nikt nic nie widział, nikt nic nie wiedział. Jedna, wielka, pierdolona strefa mroku… z kamieniem który nie zachowywał się jak na kawał skały przystało, nieprzyjemnie kojarząc się saper z bombą czasową, podłączoną pod zegarek. Gapiąc się na błyskający okruch nie dało się uciec od skojarzenia gapienia się na uciekające cyfry, odmierzające nieuchronny koniec, gdy bomba wreszcie jebnie z hukiem.

- R...y. - lektor trzeszczał i szumiał zakłóceniami, przerywając przekaz. Słysząc to Nash westchnęła wyjątkowo ciężko, próbując jeszcze raz, tym razem z progu. Wciąż efekt pozostawał podobny, jednak cokolwiek szło zrozumieć, a pisanie odpadało. Nie w tych warunkach. - Terrorystka. Kiedy. Zabrali? Kto? Roy, kamery. Gdzie truchła od chłopaków? Te wycięte?

- Nie wiem. My byliśmy tam, nie zagraliśmy tutaj.
- chemik oglądał chwilę latarkę sprawdzając jak świeci. Też przerywała i jej światło pozostawiało wiele do życzenia. Ale wyraźnie mniej niż te lokalne światło w ścianach i sufitach. Przy “tam” skinął głową na kanciapę gdzie niedawno znalazła całą, naukową trójcę Black 8. W końcu widząc, że latarka już lepiej świecić nie będzie a gorzej czy jej się zrobi nie było wiadomo, Roy poświecił przez częściowo zapaćkaną szybę sali operacyjnej gdzie kilka godzin temu Green 4 wykonywał operację na trójce mundurowych. - Te resztki chyba wciąż tu są. - powiedział oceniając sytuację wewnątrz pomieszczenia gdy poświecił tam latarką. - A kamery to ci mówiłem, trzeba pewnie jakąś sterówkę ochroniarzy znaleźć. Ja tu też pierwszy raz jestem. Może Andriej coś wie więcej. - chemik powiedział podchodząc do śluzy prowadzącej do sali operacyjnej i otwierając pierwsze drzwi. - Ale właściwie co chcesz z tymi resztkami? - zapytał zerkając na Black zanim wszedł do środka.

- Kto tam się tak drze? - Alle wychylił się na korytarz z zaniepokojeniem i zdziwieniem w głosie. Saper była prawie pewna, że chodzi o odgłosy parki za ścianą. Bo jakież by inne?

- Cholera nie jest dobrze. Oj, nie, nie jest dobrze. - Hallur przeczesał dość rzadkie włosy dłonią zaabsorbowany czym innym. Chodził po kilka kroków w jedną stronę, zatrzymywał się, zawracał i trzymał dłonie na swojej głowie albo ocierał spocone czoło. Wydawał się zaniepokojony i zdenerwowany.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 25-05-2018 o 23:36.
Zombianna jest offline  
Stary 25-05-2018, 23:24   #325
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Co Black 8 zamierzała zrobić z resztkami gnid? - to było całkiem niezłe pytanie, choć na razie bez odpowiedzi innej niż rozłożenie ramion w uniwersalnym geście bezradności. Nash improwizowała na bieżąco, mając nadzieję iż z nerwowej szamotaniny wykluje się sensowny element. Niestety na razie wciąż pozostawał etap pierwszy, ten z chwytaniem się każdej możliwej szansy… na zrobienie z siebie jeszcze większego kretyna, o ile w ogóle było to jeszcze możliwe.
- Resztki. Słoik. Formalina. Do przeniesienia. - wystukała, wchodząc do zasyfionej salki operacyjnej, lecz nim to nastąpiło zatrzymała się w progu, aby łypnąć na gliniarzy - Nie drze. Pieprzy. Niektórzy nie lubią po cichu - parsknęła do kompletu i splunęła na podłogę - Kiedy wam zabrali Olsen? Kto? Kozlov, co z tymi kamerami? I lekami? - syknęła na koniec, zaczynając mieć przemożną ochotę aby zgarnąć butelkę i walnąć nią konowała po łbie.

- Uważaj, żeby nie wdepnąć. Trochę tu syf. - chemik ostrzegł Black z ręką na drzwiach wewnętrznych. Póki stała w drzwiach zewnętrznych nie można było uszczelnić śluzy i otworzyć kolejnych drzwi. - Chociaż… Jak zakonserwować to trzeba by coś wziąć… - po namyśle jednak Roy zawrócił z powrotem do medlaba i przyświecając sobie latarką podszedł do jakiś szafek zaglądając i pewnie szukając potrzebnego sprzętu i narzędzi. - Andriej! Gdzie masz coś do pobierania próbek? - krzyknął do siedzącego na krześle lekarza. Ten chwilę nakierowywał go machnięciami ręki i burkliwymi odgłosami ale był na tyle przytomny, że Vesser zaczął stopniowo kompletować sprzęt.

- Zabrali, to zabrali, za długo. Kurwa mać. Alle, chodź, musimy pogadać z obsługą! Może jeszcze tu są. - starszy gliniarz po chwilowym paraliżu decyzyjnym chyba wreszcie podjął jakąś decyzję. Huknął na młodszego który i tak wyszedł na korytarz zwabiony jak nie przez słowa Nash o pieprzeniu to przez odgłosy tego pieprzenia.

- Co się kurwa gapisz?! Przecwelować ci otwór glino?! - Leeman najwyraźniej musiał go dostrzec chociaż ani jego ani Alle nie było już widać z medlaba. Hallur też wyszedł i chyba zgarnął młodszego kolegę bo na słuch to awantura nie wybuchła. Za to ta hostessa wczuwała się chyba w rolę swojego życia tak sądząc po jękach i odgłosach.

- Kamery tu, kamery tam, co ty ode mnie chcesz kobieto? Tu wszędzie są jakieś kamery. - lekarz odzyskał mowę chociaż wydawał się naburmuszony i niechętny do współpracy.

- Chodzi o nagrania z tych kamer tutaj. Gdzie można je obejrzeć? - chemik coś nalewał, przelewał do i z różnych pojemników ale przypomniał starszemu koledze w poplamionym fartuchu po co te pytania o kamery.

- No to w sterówce ochrony. Oni tam wszystko mają. Tutaj są tylko kamery. Wszędzie są jakieś kamery. - odpowiedział zmęczonym tonem Kozlov.

Morvinovicz miał prawdopodobnie manię prześladowania, albo po prostu lubił wiedzieć o każdej drobnostce odstawianej w jego lokalu. Zwłaszcza tej zamkniętej, prywatnej części bunkra, choć Ósemka miała niejasne przeczucia na temat naszpikowania elektroniką całej powierzchni schronu, a pewnie i klubu na górze. Już miała zabrać się za lektorowe sianie defetyzmu, gdy jej Obroża zawibrowała. Zdziwiona odpaliła holo, wpatrując się w przekaz prosto z lotniska.

"MP lecą do HH. Po doktora Jenkinsa. Kudłaty, Romeo i Casanowa dostali nowe maski, ale jeszcze nie Condor. Zadbaj o niego, żeby go nie zadusiły. Przepraszam."

W pierwszej chwili saper zamrugała, nie wierząc w to, co czyta. Przeleciała tekst jeszcze raz, czując jak w żołądku zagnieździła się jej lodowata kula. Żandarmeria robiła nalot na burdel, akurat jak cholerny Hassel był w środku. Jakby tego było mało zostawał Mahler… na zewnątrz szalała krioburza, poziom zagnidzenia na metr kwadratowy zakrytej od lodowatej wichury powierzchni przewyższał wszelkie dopuszczalne normy. Zostali uziemieni, zamknięci w piekle. Zabrano im też czas. Jak niby do kurwy nędzy Nash miała dać radę MP?! Może kiedyś, wykończyłaby ich w korytarzach po kolei materiałami wybuchowymi… niestety Obroża pacyfikowała wszelkie podobne pomysły.
Parę liter skreślonej przez młodą na holoklawiaturze wystarczyło, by Black 8 zrobiło się słabo. Przystanęła pod ścianą, opierając się o nią ciężko przedramieniem i zwiesiła rudy łeb, sycząc kanciasto w nagłym napadzie wściekłości. Nie mieli wystarczająco zmartwień i bez pogoni za pieprzonymi durniami w mundurach?!
Ich durniami…

Jedynym pozytywem w całej matni wydawało się chwilowe bezpieczeństwo Patino… taką saper żywiła nadzieję. Skoro nie dostała informacji że go złapali, musiał mieć się dobrze i wciąż hasać po wolności. Młoda by jej raczej nie oszukała, nie pod tym kątem… ani żadnym innym.
Odruchowo sięgnęła do kieszeni na udzie, wyjmując drobną, złotą monetę. Obkręciła ją w palcach, przyglądając się grawerowanej powierzchni w świetle migającej latarki. Zgłupiała, jak amen w pacierzu rzeczywiście jej odwaliło na stare lata. Rozminęła się ze zdrowym rozsądkiem, żegnając go pozdrowieniem środkowego palca, a co gorsza, pogrążała się z minuty na minutę i to na własne życzenie.

Zgrzyt zębów zlał się w jedno z trzaskiem zamykanej konsolety. Parch obróciła się na pięcie, żwawo pokonując odległość dzielącą ją od pijanego konowała. Stanęła nad nim, przyglądając mu się zmrużonymi oczami. Czas na wygłupy się skończył, potrzebowała zagęścić ruchy. Z tego też powodu trzasnęła zabraną wcześniej flaszką, stawiając ją na stół.
- Druga butla na lotnisku. Spakuj leki i narzędzia. Lecisz z nami. - przekazała szwankującym lektorem, zmieniając obiekt zainteresowania na brodacza - Roy. Lab. Resztki. Zajmij się tym. Kamień, blokada sygnału. Muszę coś sprawdzić. Wrócę. Zaraz.

Podstarzały lekarz nieco zatrząsł się gdy butelka huknęła o stół ale gdy chyba dostrzegł co spowodowało ten huk i hałas to wręcz jakby w magiczny sposób przyciągały jego wzrok i uwagę.
- Jakie narzędzia? Weźcie co wam trzeba i dajcie mi spokój. - powiedział i Black 8 wcale nie była taka pewna czy może na serio nie pamięta już co mówiła w kanciapie czy też chodzi o coś innego.

Chemik z Seres dla odmiany chyba jako jedyny z ich dwóch jacy zostali po wyjściu obydwu gliniarzy dostrzegł zmianę w zachowaniu skazańca.
- Jakieś złe wieści? - zapytał kończąc przygotowania do pobierania tych próbek i ruszył ku usyfionej tymi resztkami sali operacyjnej. Dla odmiany do migotajacego światłem pomieszczenia wszedł dr. Jenkins.

- Dobra wiadomość! - zawołał z progu. - Rozmawiałem z oficerem z MP, i przyleci tutaj zabrać artefakt! - obwieścił triumfalnie wkraczając do medlabu a jego sylwetka nomen - omen była widoczna w dziwnej poświacie emitowanej przez tajemniczy artefakt który wciąż unosił się w kanciapie po przeciwnej stronie korytarza.

- Narzędzia - obroża saper powtórzyła, dłoń w rękawicy wciąż ściskała szyjkę butelki przytwierdzając ją do blatu - Do operacji. Odłamek wbity w nerw wzrokowy. Mieszanki regenerujące na poszarpane kończyny. Leki. Które tylko możesz dać. Dasz radę to ogarnąć czy rozwalić butelkę o ścianę? - syknęła krótko i zaraz dziobała dalej klawisze, gapiąc się na brodacza, aż wreszcie wyszukała kawałek kartki i na niej nabazgrała “MP. Szukają naszych. Tych którzy tu byli. Operowanych. Nie mogą ich dostać. Ani resztek.”. Zwinęła kartkę w rulon i wyciągnęła ponaglającym gestem do chemika.

- Matko święta i po co te nerwy? Ja nie wiem, przychodzą ludzie o lekarza, nie powiedzą w ogóle o co im chodzi, co im dolega i się domyśl człowieku co ich boli. A spróbuj się pomylić, zaraz pretensje… - Kozlov wyglądał jak ucieleśnienie, urażonej, lekarskiej godności. Podniósł się z trudem z krzesła i trochę podszedł i kto wie, może by i upadł. ale na szczęście na jego drodze stanęła szafka która go zatrzymała. Nieśpiesznie podpierając się i nawigując dzięki tym szafkom otwierał je i coś wyjmował, coś przekładał, coś szukał cały czas skarżąc się i marudząc pod nosem na tą niesprawiedliwość jaka go spotkała.

Vasser zaś nie złapał kartki bo miał już dość zajęte ręce narzędziami do pobierania próbek a i stroboskopowo działające światło niezbyt sprzyjało percepcji otoczenia a zwłaszcza detali. Chemik więc schylił się, podniósł kulkę papieru i rozprostował ją opierając pakunki między piersią a ścianą sali operacyjnej. Przyświecał sobie latarką, też migającą ale mniej niż światła w sali. Zmarszczył brwi jakby nie był pewny czy dobrze czyta a potem posłał zdumione spojrzenie na jedynego skazańca w medlabie. Zaś doktor Saul Jenkins wrócił z powrotem do kanciapy i swojego artefaktu i coś tam zaczął szykować.

Ósemka w tym czasie wybiegła na korytarz, oddalając się od anomalii z nadzieją, że odpowiednia odległość od niej pozwoli nawiązać połączenie bez zakłóceń, trzasków i zrywania sygnału.
- Skończyłaś - wpierw połączyła się z Diaz, zaglądając za mijane drzwi aż znalazła niewielki, pusty pokój techniczny, pełen mioteł, mopów i innego badziewia - Dupa w troki. MP tu lecą. Kamery. Stróżówka ochrony. Bierz Amy i wyciągnijcie nagrania z operacji chłopaków. Teraz. - syknęła ponaglająco dla podkreślenia nerwowej sytuacji i nie czekając na odpowiedź, zmieniła adresata na gliniarza u góry. Przy okazji zerknęła na HUD przez co momentalnie zrobiło się jej zimno. Z zaciętym wyrazem twarzy podziwiała parametry życiowe szarych Parchów, skaczące jak oszalałe. Przebijanie się do schronu widać nie szło aż tak łatwo, jak w pierwotnym planie zakładano.
- Sven. Ten kamień. Artefakt Jenkinsa. Jakoś się. Włączył. Dlatego lewituje. Świeci. Wysyła sygnał poza księżyc. Centrala to widzi. Z Orbity. Wydała rozkaz MP. Tym z lotniska. Niedługo tu będą. Lecą po Jenkinsa. Do HH. Widzę was. HUD. Tu wszędzie kamery. Nie ściągaj gasmaski. Maski. Młoda pisała że Patino, Mahler i Hollyard. Zrobiła im maski, teraz próbuje z tobą. - zrobiła przerwę, próbując zebrać w krótkie szoty najważniejsze informacje. Wreszcie westchnęła, z rozmachem otwierając drzwi na korytarz i rzucając się biegiem pod wrota zewnętrzne - MP. Obroża. Nie ochronię cię. Trzeba was schować. Będę przy śluzie. Czekać. Na - nastąpiła krótka przerwa i lektor dokończył - Rusz się.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 26-05-2018, 01:44   #326
 
Perun's Avatar
 
Reputacja: 1 Perun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputację
Grey 200/300\800

- Choćbym szedł ciemną doliną... - zaintonował ochoczo Grey 39, dobywając swoich rewolwerów. Oświetlając przestrzeń przed sobą za pomocą zamontowanej na kamizelce latarce, Parch w kapeluszu zaczął namierzać najbliższe xenos i strzelać z obu pistoletów bębenkowych na zmianę. Niestety skrajne wyziębienie, niedotlenienie oraz poharatane ciało działało na jego niekorzyść, dlatego ruchy kowboja nie były tak finezyjne, jak na początku. - … Zła się nie ulęknę.

Kurson za to wróciła do swojego milczenia i skupienia się na zadaniach. Korzystając, że była wolna zajęła się tym, do czego sama stawiała się od początku. Niezależny wentyl bezpieczeństwa dla tych, którzy są w dupie i potrzebują wsparcia. Padło na Nyokę, do której xenosa poleciały serie płonącej amunicji.

Grey 33 znalazła się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Stwór wyskoczył zdawałoby się znikąd i roztrącając ludzi jak kręgle wylądował tuż przed nią. Od razu przeszedł do ataku siekając swoimi pazurzastymi łapami i to siekając celnie. Raz, za razem szpony trafiały z metalicznym brzdękiem napierśnik Nyoki i zmuszając ją do ciągłego cofania się. Jednak tym razem przewaga liczebna i ogniowa zrobiła swoje i stwór został rozstrzelany przez resztę grupki zanim zdążył na poważnie wziąć się za poszatkowanie exmajor służb specjalnych. Parch w kapeluszu dostrzegł jak ciężkie, powolne ołowiane pociski rozbijają się na powłoce stwora wyrywając w niej potężne, żółte dziury. Większość strzałów z obydwu rewolwerów musiała być trafna. Stwór był większy i silniejszy niż te mniejsze ale gdy już był choć na chwilę widoczny nie był tak trudny do trafienia jak te mniejsze. Kurson też dostrzegła jak tym razem wiązka zapalającego śrutu trafia stwora w bok głowy odłupując spory jej fragment i rozbryzgując się swoją zawartością dookoła. Reszty losu stwora dopełniły kolejne trafienia reszty bandy które spadły na niego prawie w tym samym momencie.

Inaczej sprawa miała się z drugim stworem który obrał sobie na cel Grey 25. Xenos dorównywał człowiekowi masą i wielkością ale był zauważalnie sprawniejszy od niego w ręcznej robocie. Castillio wyraźnie się cofał pod naporem jego ciosów i nie miał tyle sprawności albo szczęścia co strzelec wyborowy tuż obok. Pazurzasta łapa trzepnęła go przebijając się przez pancerz i facet wrzasnął boleśnie od tego uderzenia ale zdołał ustać na nogach. Wtedy w sukurs przyszedł rozdzierający dźwięk i cios piłomiecza. Blondas w gazmasce skorzystał z tego, że xenos był głównie zaabsorbowany Castillio i zdołał wbić stwora swój oręż. Piłujące ostrze wżarło się chciwie głęboko w trzewia maszkary rozbryzgując jego wnętrze dookoła. Ale tak potężny cios nie zdołał go jednak powalić. Maszkara zwróciła się ku obydwu przeciwnikom i odskoczyła kawałek. Nie zrezygnowała jednak z walki i ponownie zaatakowała Castillio. Ten jednak albo już nie był tak zaskoczony jak przy pierwszym ataku albo stwór już odczuwał efekty pierwszego zranienia piłomieczem i nie był już tak sprawny. W efekcie tego tym razem Grey 25 odbił łapy stwora i zdołał trzasnąć go w pysk kolbą swojego automatu. Grey 35 zaś dokończył sprawę przebijając stwora na wylot i definitywnie kończąc jego żywot krwawą masakrą jego trzewi. O dziwo walka trwała tylko z parę chwil i skończyła się równie nagle jak się zaczęła. Przynajmniej chwilowo z ciemności nie wypadały inne stwory za to gdzieś za plecami, korytarz dalej słychać było odgłosy nieustającej walki. Do schronu było jednak w przeciwną.

- Naprzód, naprzód! - rzucił Grey 39, upewniając się, że ma przeładowane magazynki. Zerknął po swoich kamratach, jednak widząc, że wszyscy byli jeszcze na nogach, kiwnął głową i poprawiwszy kapelusz, ruszył dalej korytarzem, a zaraz za nim Grey 32 wraz z Grey 33, która dyszała ciężko po niedawnej walce o życie.

Krew, bebechy i swąd jatki przypominały Sandersowi pracę. Tam też babrał się we wnętrznościach… tylko narzędzia miał mniejszego kalibru. Musiał się też przejmować znieczuleniem, parametrami pacjenta, a tutaj podobne głupoty przestawały się liczyć.
- Operacja się udała, pacjent nie przeżył. Wdowa sie ucieszy… miał wysokie ubezpieczenie - rzucił wesoło, zerkając na G25 - Trzymasz się, czy potrzebujesz strzała? Jak tak daj stimpaka, nie będzie bolało.


- A jakbyś mógł to chętnie. - Castillio uśmiechnął się ale było to raczej słychać w komunikatorze niż widać przez gazmaskę. Szybko wyjął i podał Sandersowi automatyczną strzykawkę ze stymulantem i ten mógł wstrzyknąć jej zawartość. - I dzięki za pomoc, stary. - powiedział klepiąc Grey 35 po przyjacielsku w ramię. Grey 39 w tym czasie zdążył przeładować opróżnione do połowy bębenki w obydwu rewolwerach. Grupa skazańców ruszyła dalej, kierując się strzałkami kierującymi do schronu i zostawiając za sobą odgłosy starcia. Te przy stopniowym zwiększaniu się odległości i pokonywaniu kolejnych drzwi cichły.

- Czekajcie, coś tam jest! - Douglas czyli po kodowej nazwie Grey 86 zaalarmowana przez swój detektor zaalarmowała resztę grupki. W uszy wdarło się denerwujące pulsowanie trzymanego przez nią detektora. Nawet bez specjalistycznego przeszkolenia słychać było, że coś wykrył. I to coś się zbliża. Szybko. - O matko ale zasuwa! Prosto przed nami! - brunetka wskazała na jedne z dwóch widocznych przed nimi drzwi. Część skazańców wycelowała w nie broń, część uklękła za jakimiś biurkami, część rozsypała się wachlarzem od podejrzanych drzwi a potem poszło już błyskawicznie. Jeszcze zdążyli usłyszeć dudnienie, jakby zbliżało się jakieś wielkie cielsko. A potem podejrzane drzwi poszły w drzazgi gdy coś wielkiego się przez nie przedarło jak przez papier. Ponad tuzin ludzi otworzyło ogień do tego czegoś ale prędkość stworzenia i krótka odległość nie dały im zbyt wiele pola do manewru. Rozległ się kobiecy wrzask agonii gdy stwór dopadł Grey 89 gdy wciąż strzelała z dwóch rewolwerów.
Tak samo jak niedawno gdy udało jej się rozstrzelać dingo zanim dopadł kogoś z pozostałych skazańców. Tym razem jednak nie miała żadnych szans i stwór nadział ją na jakiś róg. Podrzucił przebijając ją na wylot i uniósł do góry. Roztrzaskując przy tym meble, krzesła, sprzęty i ludzi. Całość wyglądała jakby kula od kręgli wpadła w sam środek kręgli. Zwłaszcza, że zaraz po tym wielkim do środka wpadły kolejne, mniejsze ale niekoniecznie w ludzkiej skali małe stwory. Ludzie rozbiegli się każdy próbując ratować się jak mógł by uniknąć zagłady jakiej właśnie dokonywała się na skazańcu June Sunrose czyli Grey 89. Stwór opuścił łeb, złapał jednym z odnóży jej nogi przygniatając do ziemi i szarpnął. Ludzkie ciało rozdarło się na dwie części w fontannie wnętrzności i krwistej posoki. Nogi zostały na podłodze a góra, wciąż wrzeszcząca w agonii góra, poszybowała na drugi koniec pomieszczenia. Zaraz tam doskoczyły mniejsze xenos wreszcie kończąc definitywnie żywot i męczarnie Sunrose. Kto jeszcze z ludzi miał resztki samokontroli właśnie miał okazję dać sobie spokój. Wielki potwór w końcu skończył masakrować pierwszego dwónoga i łypał ślepiami za następnym warcząc przy tym złowrogo.


Blondas oberwał. Nie do końca był pewny jak i czym ale chyba te duże coś sieknęło go ogonem. Może nawet nie celowo. Ale poleciał dobry kawałek pomieszczenia lądując na ziemi przy drzwiach. Razem z nim też wylądował jakiś Parch. Gdy się odwrócił gdzieś w tą samą stronę pomieszczenia poszybowała oderwana góra Grey 89. Zderzyła się ze ścianą z krwawym chlaśnięciem zostawiając obfitego, krwawego kleksa nim upadła na podłogę. Zaraz za nią rzuciły się kolejne xenos, zbyt wiele by dwójka ludzi miała realną szansę stawić im opór.
Fush, facet któremu niedawno, na zamrożonej nodze, wydłubywał z nogi kawałek wbitej gałęzi ocenił szansę całkiem realistycznie. I nie poświęcając czasu nawet na wstanie szczupakiem rzucił się przez drzwi na jakiś korytarz.

Jaka istniała szansa, że gnidy zajmą się kadłubkiem i nie zwrócą uwagi na dwa ciągle żywe cele, podane im prawie na srebrnej tacy? Marne, no nie? Wypadało się zbierać, tylko dlaczego głupie cielsko nie chciało reagować, wpatrzone w pół laski rzuconej jakby nie ważyła więcej od piórka?
Wcześniej równie łatwo bydlak wielkości małego garbusa rozerwał ją na pół i na tym skończyła się rola Grey 89.

Ale mieli przejebane! Jak w ruskim cyrku! A jeszcze przed chwilą wszystko grało żeby zjebać się koncertowo w przeciągu dziesięciu sekund! Sanders powtórzył skok węgorzem za typem od drzazgi w nodze. Drzwi dawały szansę, że da się je zamknąć, albo chociaż skupią przeciwnika na węższym odcinku framugi.
- Napalmem ich! Odetnij nas napalmem! - wydarł się gdzieś w połowie skoku i ruchu za próg.

Grenadierowi chyba spodobał się pomysł bo nie wstając sięgnął do swoich przywieszek.
- Trzymaj drzwi! - wrzasnął do blondasa w gazmasce grenadier w gazmasce. Gdy Grey 35 przytrzymał nogami drzwi Grey 87 cisnął precyzyjnie granat który odbił się od uchylonych drzwi i poleciał gdzieś w bok. Ale na zewnątrz korytarza i eksplodował akurat gdy obydwaj zdołali się podnieść na równe nogi i zrobić pierwsze kroki. Na szczęście drzwi wytrzymały i przez siatkowane okna widać było tylko szalejące płomienie. I agonalne jęki płonących xenos jakie stały zbyt blisko eksplozji. Fush nie czekał tylko rzucił się biegiem przez korytarz do kolejnych drzwi. Odbiegli kawałek docierając do chyba jakiejś pralni. Przynajmniej było tam sporo automatów piorących. Gdy zza ich plecami coś ryknęło potężnie i brzmiało jakby zaczął się nowy etap demolki i pościgu. A im oddechy zaczynały już ciążyć gdy powietrze w gazmasce zaczynało się robić wilgotne, gorące i zatęchłe bez świeżego dopływu nowych dawek tlenu.

Nie szło nie myśleć o tym, że jeszcze trochę i zaraz obaj się uduszą, padając trupem na zlodowaciałą posadzkę i nie będzie potrzebna do tego żadna gnida.
- Dawaj do schronu! To... kurwa jakoś na dół! - krzyknął do Parcha z przodu, lecąc za nim na złamanie karku. Jeżeli nie chcieli skończyć jak rozpołowiona 89 należało się ruszyć. Zanim zaczną się dusić i rzygać, bo wtedy będzie już za późno.

- Kurwa myślałem, że jesteśmy na jakimś cholernym dole! - wysapał zza swojej gazmaski Fush. Odgłosy jakie dochodziły skądeś zza ścian i mijanych drzwi nie napawały optymizmem. Wyglądało jakby lada chwila, zza każdego kolejnego rogu czy mijanych drzwi mogło na nich wyskoczyć coś pazurzastego. Ale jakoś przy kolejnych krzyżówkach odnaleźli drogowskaz z oznaczeniami kierującymi też i do schronu. Przebyli kolejne korytarze, drzwi i salę gdy natrafili na nieco dłuższy korytarz. Jedno skrzydło drzwi było rozwalone na oścież a drugie zamknięte. Nad drzwiami znowu widać było strzałki kierujące do schronu. Tym razem wskazywały prawą stronę. Przez te częściowo rozwalone drzwi widać było jakąś większą salę z jakimś filarem nieco naprzeciw drzwi. Sala była jednak jakaś dziwna, upstrzona jakimś dziwnym syfem. Ale na to można było tylko rzucić okiem bo w przejściu, parę kroków za drzwiami zjawił się jakiś xenos. Skrzeknął gdy dostrzegł dwóch dwunogów i ruszył pędem w ich stronę. Sądząc po odzewie z sali nie był to jednak pojedynczy osobnik.

- Chuja wiemy gdzie jestesmy! Nie dali nam przewodnika turystycznego po tym syfie, tak to jest korzystać z ofert last minute! - Blondas burczał z pretensją do całego najbliższego świata, rozglądając się coraz bardziej nerwowo za kolejnymi strzałkami. Mieli drogę, ale jak daleko było do schronu nie dało się ogarnąć - A mówiłem brać all inclusive w Hiltonie gdzieś w układzie centralnym! No ale nie! Lećmy na peryferie, będzie przygoda, kurwa! I jeszcze jebani imigranci! - pokazał mieczem na potwora, zaczynając szarżę.

Gdzieś nad głową biegnącego blondasa w gazmasce przeleciała pod sufitem smuga. Zaraz po charakterystycznym pyknięciu granatnika za jego plecami. Stwór przyjął szarżę mężnie i dzielnie. A właściwie to wymanewrował człowieka i jego miecz łańcuchowy odbijając się od ściany i atakując niespodziewanie z odsłoniętego boku dwunoga. Nie wszystkie jego ataki szponami i kłami trafiały ale zmusił Grey 35 do odwrotu i uników. Gdzieś tam przy okazji zarejestrował eksplozję granatu. Pancerz częściowo uchronił Sandersa od ataków szponami ale nie przed wszystkimi. Małemu “dingo” udało się przebić i przez jego osłony i poszarpać jego łydkę. W tym czasie gdzieś w sali eksplodował kolejny granat Fusha.
- Przestań się z nim bawić! Nie wiadomo ile ich tam jest i kiedy się zlecą następne! - grenadier ponaglił szermierza rozglądając się nerwowo po korytarzu i ładując kolejny magazynek do granatnika. Mały xenos jednak był dość oporny do współpracy. Dopiero po dłuższej chwili Grey 35 udało się opanować sytuację i po kilku kolejnych ciosach trafić i przebić stwora wirującym ostrzem na wylot. W ostatnim momencie. Ostrze wyczerpało energię i zgasło zanim jeszcze zdążył wyszarpać je z ciała dogorywajacego stwora.

- Nie moja wina że się przyjebał i nie dał spławić! - Grey 35 prychnął, burknął i udawał, że nie dyszy ze zmęczenia. Braki tlenu zaczynały dokuczać mu coraz bardziej. Wyjął ostatnie baterie, majstrując przy gnieździe miecza - Tam, na prawo. Gdzie ten syf! Idziemy po strzałkach, gdzieś w końcu dojdziemy!

Sanders zmienił mag w piłomieczu. Perspektywy nie były zbyt zachęcające. Zostało mu jeszcze 4 pełne magi do głównej broni do zwarcia a potem zostawał na takie okazje standard. Czyli nóż, kolba, pięści i buty. Ale to na “później” które wydawało się obecnie dość mętną i niepewną przyszłością z przegrzanymi resztkami zatęchłego powietrza po gazmaską. Obydwaj skazańcy wznowili bieg do częściowo otwartych drzwi. Obecnie mocno poszatkowanych odłamkami i szrapnelami z granatów Grey 87. Widoki z tego miejsca były dwojakie. Z jednej strony kusił na prawo, zaledwie kilkanaście metrów od drzwi wielki napis “SCHRON” i obiecująca strzałka w dół Chyba w dół jakichś schodów. Nie wiadomo jak głębokich czy długich i co było po nich. Ale wyglądało obiecująco.

Mniej obiecujący był syf jaki panował w sali. Wszystko wydawało się być porośnięte nie wiadomo czym. Oryginalnych ścian i filarów prawie nie było widać, choć dalej widać było zniekształcone tymi dziwnymi naroślami zarysy. Sama sala była dość spora. Z dobre, 2 - 3 tuziny na długość i nieco tylko węższa. Co dawało sporą przestrzeń kiepską do obrony z zasadzki. A w panującym dymie od granatów, zamieci, pożarów czy właściwie czegokolwiek widoczność była ograniczona. Przy szybkości stworów na tej otwartej przestrzeni atak mógł spaść momentalnie z dowolnego kierunku. A było ich tylko dwóch. No i xenos. Nie mogło oczywiście zabraknąć xenos. Chwilowo przemykały ich cienie i kształty w tym dymie, po podłodze, ścianach, suficie czy filarach i jeszcze nie skakały na dwójkę intruzów. Ale ta przerwa pewnie długo nie mogła trwać. Zostanie w przejściu dawało lepsze możliwości do obrony ale przy coraz bardziej tężejącym w gazmasce powietrzu dłuższa zwłoka była tak samo zabójcza jak szpony gnid.

Wyglądało źle… albo i bardzo źle. Chujowo tak z deka. Beznadziejnie. Dwóch ludzi przeciwko armii potworów, obie frakcje walczące na śmierć i życie - brzmiało jak film akcji. Dla Sandersa za bardzo filmowo.
- Zeżrą nas - ściszył głos, przyklejając się plecami do ściany - Za dużo ich, czekamy na kogoś jeszcze. Na razie, póki jesteśmy tutaj da się je odciąć ogniem. Wleziemy tam to przedymają nas bez mydła. Rzuć się granatem, nie przyda się to ci go oddam w bunkrze. Przyda… no kurwa lepiej żeby się nie przydał.

Kliknął coś przy uchu, uruchamiając komunikator z ich pryncypałkiem, rakarzem i pieszczoszkiem w gliniarskim mundurze. Takie 3 w jednym.
- Jesteśmy gdzieś przed schronem. Ja i 87. Duża sala, zasyfiona. W kurwę ich tu. Długo wam zejdzie jeszcze?

- Jak ma trzy kolumny to gniazdo przed schronem. Zaraz za schodami jest wejście do schronu. Działajcie wedle uznania, jesteśmy zajęci. Bez odbioru.
- gliniarz odpowiedział po chwili i mówił spiętym, szybkim głosem i z tego co było na słuch słychać pewnie byli w podobnej sytuacji tylko gdzieś indziej w tym klubowym poziomie. Facet w mundurze rozłączył się ledwo skończył mówić.

- Działajcie według uznania. Dobre sobie. - burknął Fush zerkając nerwowo tak na salę która rzeczywiście miała trzy kolumny i schody w dół jak i za sobą na korytarz jakim tu właśnie przybiegli. W końcu tym korytarzem też poza ich dwójką mogło coś lub ktoś nadbiec. Na wszelki wypadek Grey 87 otworzył granatnik i włożył do bębna w miejsce wystrzelonych granatów dwa granaty zapalające.

- Jak zwykle… policja daje dupy. Akurat jak jest potrzebna, to jej nie ma. Bo zajęta, mhm. Pewnie wlepia Anatolijowi mandat za brak aktualnej koncesji na browar. Banda darmozjadów… za nasze podatki. To kurwa śmieszne - blondas też nie wyglądał i nie brzmiał na zachwyconego. Pokręcił głową, zaklął pod nosem i westchnął cierpiętniczo, gapiąc się na typa obok - Dajmy im dwie minuty. Ktoś jeszcze musi tu dobiec. Dobiegnie i jedziemy z imprezą. Gnidy nie mogły rozjebać wszystkich - włączył HUD, potem komunikator, nadając do wszystkich Greyów w okolicy - Tu 35 i 87. Czekamy przed schronem. Ostatni przystanek przed metą to gniazdo. Ruszcie się, kto jeszcze żyje i może łazić.
 
__________________
Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu,
Upał na ulicy i plamy na Słońcu.

Hej, hej…
Perun jest offline  
Stary 26-05-2018, 09:17   #327
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację



Tarczowniczka bez tarczy, upadła na plecy gdy trafiło ją jakieś biurko odrzucone przez szarżującego stwora. Zanim się wygrzebała wszyscy już biegli i znikali zostawiając za sobą salę opanowaną przez potwory i resztki zmasakrowanej Grey 89. Pobiegła w jakiś boczny korytarz i wraz z nią biegł ktoś z 800-ki z numerem 83.

Szybki bieg bardzo nie sprzyjał krytycznie ograniczonej ilości dostępnego tlenu. Co prawda ruch w pewien sposób mógł sprawić, że ciało się rozgrzewało... Choć w obecnej sytuacji to tlen był bardziej problematyczny i był w stanie zabić szybciej. ...chyba, że ktoś miałby niefarta i spotkał się z wielkim mutantem panoszącym się w większej sali... Współczynnik "przesranej sytuacji" wyszedł poza skalę w sposób całkowicie naturalny i bezpadronowy. Decydowanie na szybko nie było wskazane, przynajmniej z perspektywy Grey 32.

W korytarzu biegła dalej, by móc wpaść na coś, za czym można było się skitrać i co zasłoniłoby ją przed zajrzeniem od strony większego pomieszczenia. Zmieniła amunicję w shotgunie na dostosowaną do penetrowania dużego zwierza safari, który wymknął się ze smyczy. Dało to też chwilę na zastanowienie się. Kurson nie pasowała ta sytuacja. Śmierdziało, choć była to późniejsza kwestia. Obok Grey 83... była jebanym dzieciakiem! Jakim cudem się tutaj znalazła? Jak miała nasrana w bani, by tak odjebać i znaleźć się tutaj...

- Młoda, dawaj apteczkę - odezwała się technik do blond dzieciaka.- Jak wpadnie na mnie, to wyjebie całe podziemia i chuj będzie ze wszystkim.

- Spadaj! - syknęła blondynka z karabinem i pobiegła dalej, ignorując i zostawiając Grey 32 samą. Kurson była w jakiejś sali. Na razie nie było tu żadnych kreatur. Ale sądząc po odgłosach dochodzących zza drzwi i ścian to się mogło lada chwila zmienić. Wytłumione odgłosy walki i skrzeki xenos i wystrzały broni nadal były słyszalne. Ale wydźwięk się zmienił. Coś tam skąd właśnie przybiegła ryknęło i trzasnęło rozwalanym czymś. Instynkt podpowiadał, że to coś ruszyło w pogoń. Tylko nie wiedziała jeszcze za kim. Ale wiedziała, że powietrze w gazmasce zaczyna się kończyć i oddycha się coraz trudniej.

- Tu 35 i 87. Czekamy przed schronem. Ostatni przystanek przed metą to gniazdo. Ruszcie się, kto jeszcze żyje i może łazić - rozległo się w komunikatorach Grey’ów.

"Pierdole taką robotę" - Grey 32 rzuciła w myślach w kwestii podejścia do zadań całego Parchatego robactwa. Obroże powinny jebać za odmowę współpracy. Najlepiej zaczynając od poziomu drugiego. Tu nie było żadnych warunków do wykonania zadania. Tu była jebana egoistyczna samowolka, gdzie przez krytycznie spadającą liczebność po prostu udawało się cokolwiek osiągnąć. Nie były to planety stoczniowe... Nie było nastawione na efektywność i sprawność pracy. Tutaj każdy chuj miał w głowie "wszyscy, byle nie ja". Tak nie dało się pracować. To nie była praca. Jebańce nawet nie dali zakończyć z godnością swojego ostatniego epizodu w życiu. Wkurwiona odbiła się łagodnie od zasłony i pobiegła za znakami prowadzącymi do schronu.
 

Ostatnio edytowane przez Proxy : 26-05-2018 o 10:23.
Proxy jest offline  
Stary 26-05-2018, 10:40   #328
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację


Kowboj został wyrzucony z siodła. Poleciał prosto na twarz, dokładnie jakby znarowiony rumak wyrzucił go podczas rodeo. Przygrzmocił w posadzkę ale przy okazji uniknął największego oka cyklonu zniszczenia jakim olbrzymi stwór masakrował pomieszczenie i drugiego rewolwerowca w ich składzie. Jakby tego mało przez rozbite drzwi do pomieszczenia wlały się kolejne stwory co do reszty przesądzało wynik ewentualnego tarcia. Zdążył podnieść się na nogi gdy wpadł w niego uciekający Dent i niejako razem wypadli na jakiś korytarz. Drzwi zatrzasnęły się nieco tylko wytłumiając odgłosu rzezi i masakry jaką wyczyniały tam xenos.

- Człowiek musi znać swoje limity - wydyszał Stafford, zbierając się z ziemi. Poprawił swój kapelusz oraz maskę, a następnie uniósł rewolwery wzdłuż głowy. Spojrzał jeszcze raz w stronę drzwi, przez które dostali się do korytarza, zastanawiając się nad czymś. Być może kapelusznik planował powrót i stawienie czoła ogromnemu xenos.

- Chyba najwyższy czas przemieścić się na z góry upatrzone pozycje… to jest, wycofać się, póki jeszcze możemy - odezwał się ponownie Grey 39, zerkając w stronę Denta. - Przeżyliśmy razem na przednich fotelach suva, przeżyjemy i tutaj. Jazda! - zawołał z werwą, przemieszczając się w głąb korytarza. Jednocześnie rozglądał się za jakimiś wskazówkami, szukając drogi okrężnej do schronu.

Dent nie okazał się ani tak wylewny jak Stafford ani nie miał ochoty na takie kozaczenie pod drzwiami oddzielającymi ich od sali wypełnionej xenos i chyba odrywającymi skazańcami. Bo coś jeszcze wybuchł jakiś granat, jeszcze ktoś strzelał, ale ludzkie odgłosy wtraźnie słabły z każdym oddechem. Czarnoskóry strzelec wyborowy więc bezzwłocznie po powstaniu na nogi rzucił się pędem w głąb korytarza nie zważając na ociągającego się kowboja.

- Można i tak - mruknął James, obserwując pędzącego towarzysza. Sam zaraz przyspieszył tempa, dołączając do niego.

Dwóch skazańców biegło razem. Najpierw ten w gazmasce i z karabinem wyborowym na plecach, kilka kroków za nim ten w kapeluszu i też w gazmasce. Dent trzasnął jakieś drzwi i wybiegł przez nie. Drzwi zaczęły się zamykać ale zanim się zamknęły dopadł ich Stafford. Wybiegli na jakiś korytarz. Porozrzucane kosmetyki, porzucone buty na mniejszych czy większych obcasach, niektóre otwarte czy przymknięte drzwi wskazywały, że chyba dotarli do strefy garderoby albo podobnej. Korytarz był prosty i na końcu były drzwi, prowadzące nie wiadomo gdzie. Chociaż nad nimi była jak zwykle tabliczka z kierunkowskazami ale w biegu nie szło jej odczytać. Za to za plecami kowboja coś ryknęło przebijając się przez słabnące odgłosy walki które zanikały z każdym przebytym krokiem i zamkniętymi drzwiami. A potem kowboj trochę poczuł, a trochę usłyszał jak jakieś drzwi poszły w drzazgi. Chwila potem kolejne i wtedy usłyszał już jak coś ciężkiego i taranującego przebija się przez kolejne drzwi i metry sal i korytarzy podejrzanie się zbliżając do dwójki uciekających. A oddech w gazmasce już tak ciążył!

- Tu 35 i 87. Czekamy przed schronem. Ostatni przystanek przed metą to gniazdo. Ruszcie się, kto jeszcze żyje i może łazić. - rozległo się w komunikatorach Grey’ów.

- Coś dużego siedzi nam na ogonie. Dent! Jak masz granat, rzuć za nami, kiedy się pojawią! - zawołał do swojego towarzysza James. Następnie pokonując słabość, przyśpieszył, próbując dopaść kolejnych drzwi. Eh, gdyby tylko nie palił tytoniu w młodości.
- 35, tu 39 i 28. Słyszymy cię. Robimy co możemy, żeby odnaleźć do was drogę.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 27-05-2018, 06:00   #329
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Post wstawiony za Lunę.




Noykę siła uderzenia cisnęła prosto w jakieś drzwi. Wypadła przez nie i straciła całą scenę z oczu. Zdołała się pozbierać na nogi gdy drzwi z trzaskiem rozdarły się z powrotem i wpadł przez nie ktoś z 800-ki. Facet widocznie nie spodziewając się przeszkody tuż za drzwiami wpadł na nią i oboje przewalili się na posadzkę. Odruchowo zauważyła, że też ma karabin wyborowy. Na plecach. I pistolet w łapach. Nie miał widocznie zamiaru zostawać w tej pozycji więc zerwał się szybko i nie zamierzał wracać do sali opanowanej przez olbrzymie monstrum i liczne stado xenos.

Była pani major, nie pozostawała daleko w tyle, wybiła się silnie z pleców i wstała na równe nogi. Szybko zerknęła na swojego towarzysza w niedoli, oceniając ich szanse razem. Karabin wyborowy na plecach 800 sprawił, że nawet na chwilę poczuła się pewniej, bo mając obok siebie kogoś, kto wybiera taki sprzęt, mogło się okazać, że będzie nawet potrafił strzelać.

- Co tam się kurwa dzieje? - syknęła, odsuwając się jak najdalej od drzwi. Na razie taktyka by pozostać niezauważonymi była dla niej najrozsądniejsza. Zwracała uwagę na to jak i gdzie stawia kroki, tak by wywołać najmniej hałasu. Jednocześnie spoglądała w detektor, który wciąż trzymała w rękach by zorientować się w sytuacji.

- Leć i sprawdź! - odkrzyknął odbiegający korytarzem facet. On zdecydowanie bardziej stawiał na prędkość niż ostrożność. Przebiegł przez korytarz i trzasnął kolejnymi drzwiami znikając Noyce z pola widzenia. Za to z sali z jakiej oboje właśnie wybiegli lub ich wyrzucono, wzmagały się odgłosy stworów za to słabły ludzkie. Coś wybuchło jak jakiś granat, ktoś jeszcze strzelał ale odgłosy ludzi słabły z każdą chwilą.

- Cholera - zaklęła pod nosem i po szybkim rozważeniu za i przeciw ruszyła za uciekającym Parchem, jednak nie tak szybko, jak robił to on. To nie było bezpieczne, nawet z detektorem w ręku. Musiała znaleźć inne dojście do schronu, może przejść przez jakieś pokoje, albo innym korytarzem? Nie miała jeszcze planu, ale wiedziała jaki ma być finał tej historii.

Z powodu obrania odmiennej taktyki poruszania się dwójka Grey’ów rozdzieliła się. Grey 33 szybko została sama gdy Grey 88 pruł przed siebie ile sił w nogach a ona preferowała ostrożniejsze tempo poruszania się. Zostawała w tyle z każdym krokiem. Aż w końcu straciła z oczu drugiego strzelca wyborowego gdy przedostała się do jakiegoś chyba magazynu do którego widziała, że wbiegł uciekający skazaniec ale gdy sama dotarła do tego pomieszczenia już go nie widziała. Chociaż drzwi przez jakie mógł wybiec były tylko jedne. Oddech jej ciążył gdy powietrze zgromadzone w gazmasce kończyło się. Tyle dobrego, że celowo czy nie to Grey 88 biegł w kierunku strzałek prowadzących do schronu. Za to za plecami Noyki walka trwała dalej. Słychać było jeszcze jakieś wystrzały, wybuchy, skrzeki xenos ale to wszystko było już dość mocno wytłumione. W końcu usłyszała jakiś głośniejszy wrzask któregoś ze stworów wywołujący gęsią skórkę. Jakoś w instynktowny sposób przywodziło to na myśl rozpoczęcie polowania.

- Tu 35 i 87. Czekamy przed schronem. Ostatni przystanek przed metą to gniazdo. Ruszcie się, kto jeszcze żyje i może łazić. - rozległo się w komunikatorach Grey’ów.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 27-05-2018, 06:26   #330
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 53 - Rozbici i podzieleni (37:40)

“Wyruszyliśmy znowu skoro świt. Schulman zniknął w nocy bez śladu. Już wiedziałem, że należy obawiać się nie tylko ducha, czy czegokolwiek innego co mogło się tam czaić..“ - “Szczury Blasku” s.26




Miejsce: zach obrzeża krateru Max; klub “H&H”; poziom Hell; 4 670 m do CH Black 3; 4 230 m od CH Grey 301
Czas: dzień 1; g 37:40; 20 + 60 min do CH Black 3




Black 2



Promyczek sapnęła i jęknęła rozkosznie na manewry Płomyczka. Przez chwilę wypięta jak mokre blond marzenie dziewczyna pozwoliła sobie się nasycić umiejętnościami praktycznymi Latynoski w obrabianiu swojego mokrego kuperka. Kruszynka zaś nie protestowała bo chyba nawet od samego patrzenia wydawała się podjarana w podobnym stopniu. A jeszcze chwilę potem Amanda wróciła do przerwanej pracy i wznowiła zabawy gdzieś w okolicy szybko oddychającego brzucha Leticii, jej podbrzusza i jeszcze niższych partii.

Gdy nastąpił finał tej tury i wszystkie trzy dziewczyny musiały na chwilę złapać oddech Amanda popatrzyła chytrze na Leticię. - A ty chcesz spróbować z tej strony? - zapytała brunetki zapraszająco rozchylając własne uda i przesuwając własną dłoń na brzuch i niżej. Gomes nie odpowiedziała o razu i wprost gdy widocznie te nowości jeszcze nie przychodziły jej tak łatwo mówić i działać otwarcie jak pozostałym dwóm kobietom ale widać było, że ma ochotę. - Płomyczku pomożesz? - zaproponowała blondynka kierując dalszym kierunkiem akcji. Poklepała zapraszająco brzeg jacuzzi by Black 2 wyszła i usiadła na nim. - Chodź Kruszynko, pokażemy ci z Chelsey co i jak. I wiesz, trzeba też zadbać o naszą Chelsey bo ona o nas zobacz jak dba, z każdej strony i pozycji a o nią no nie ma kto zadbać. Nie możemy jej tak zostawić. - Amanda rzekła do z przesadną troską jakby dotąd Latynoska musiała tutaj przepracować darmowe nadgodziny przy pracach społecznych. Grey roześmiała się cicho z tej parodii powagi ale posłusznie usiadła z przeciwnej strony Diaz. Obie się więc znalazły po obydwu stronach dziewczyny z Blacków a Amanda pełniła rolę szkoleniowca dla świeżej ale zaangażowaną w te szkolenie praktykantki Gomes.

- Dość łatwo jest z tej strony. Bo podobnie jakbyś sama się obsługiwała. No a poza tym masz mnóstwo ciekawych rzeczy pod ręką. I nie tylko pod ręką. - Amy zaczęła szkolenie patrząc ponad piersiami Diaz na będącą po jej drugiej stronie Gomes. Dłoń blondynki sięgnęła do obydwu półkul Latynoski a po chwili dołączyły tam jej język i usta. W międzyczasie jej dłoń powędrowała w dół brzucha Chelsey kierując się ku temu trudnemu do rozmasowania miejscu gdzie skarżyła się na początku na takie dolegliwości. Po chwili odstąpiła piersi Płomyczka Kruszynce a sama liżąc i całując mokrą skórę Diaz powędrowała wzdłuż jej obojczyków, szyi z powrotem do jej ust i twarzy. W tym czasie cekaemistka korzystała z przednich walorów piromanki. A jej dłoń też zeszła niżej tam gdzie już gościła dłoń Amandy.

Potem gdy u całej trójki atmosfera znowu zaczęła wykazywać skokowy wzrost wilgotności i temperatury Amanda zeszła do bardziej zaawansowanego szkolenia. Przewędrowała z dłońmi i ustami przez cały korpus Płomyczka by wreszcie wylądować między jej udami. Wraz z nią wylądowała tam wyraźnie zaciekawiona i podekscytowana Gomes. Chwilę obserwowała co i jak robi blondynka ale widać było, że sama też ma ochotę spróbować zdobyć osobistą praktykę w tej materii. Blondynka więc zostawiła ją w pełni zaangażowaną w te praktyki szkoleniowe a sama wróciła do Płomyczka. - A teraz Kruszynko poćwicz debla. - powiedziała bez ceregieli ładując się na Diaz i przewalając opierającą się dotąd na rękach Latynoskę na materac. A potem przylgnęła do niej piersią w pierś i twarzą w twarz. - O rany, ale czad… - gdzieś tam z tyłu czy z dołu doszło ich zachwycone zdumienie Leticii która dostała w prezencie podwójny zestaw do ćwiczeń i ręcznych i ustnych i poświęciła się temu z pełnym zaangażowaniem.


---



Dało się zapomnieć, że jest wojna. Że są jakieś xenos czy inne kreatury. Że jacyś uchodźcy, rozbitkowie, potrzebujący, żal, desperacja, beznadzieja. To wszystko było gdzieś tam. Niedaleko, niewidoczne ale wyczuwalne. Ale tu i teraz naprawdę łatwo było o tym zapomnieć. W tym jasnym eleganckim, pomysłowo urządzonym i na pewno drogim pomieszczeniu. Wśród uśmiechniętego, życzliwego i długonogiego personelu który zdawał się istnieć tylko po to by spełniać życzenia klientów. I naprawdę dało się poczuć jak klient. Jak trójka, bogatych turystek na wycieczce do luksusowego hotelu do rajskiej krainy. Tylko do kompletu brakowało klasycznego błękitu nieba nad głową, błękitu w morzu czy basenie i złocistej, słonecznej kuli między tymi błękitami.

Trójka, młodych, nagich i schnących kobiet wylegiwała się leniwie przy krawędzi wciąż chlupoczącego bąbelkami jacuzzi. No gdyby były w rajskiej krainie jak ulał zamiast jacuzzi pasowałby basen albo brzeg ciepłego morza. I bezkresne niebo do opalania się. Ale samo opalanie się nadal było możliwe. Krótkowłosa Gina z tatuażami nie do przegapienia na jednym ramieniu, jedna z towarzyszących im koleżanek Amandy razem z samą Amandą tłumaczyła co i jak. Dziewczyny okazały się mieć bardzo uniwersalny i szeroki wachlarz usług i umiejętności. Manicure, pedicure, dowolny makijaż, modelowanie włosów, kolorowanie włosów, opalenizna w tubce, masaż a do tego sama Gina przyniosła jeszcze małą walizeczkę która jak się okazało była zestawem do piercingu i robienia tatuaży.

Można było więc się zrelaksować i odpocząć po tych wodnych sportach i zabawach w jacuzzi po prostu na poczuciu, że po tym całym więzieniu, szkoleniu na Parcha, wciąż jeszcze można się poczuć po prostu kobietą. Malować paznokcie, czy raczej dać sobie pomalować, zastanawiać się nad doborem odcieni i kolorów i paznokci i mniej, bardziej lub w ogóle opalonej skóry, zrobić sobie czasowy tatuaż bo na prawdziwy niestety nie było czasu czy przekłuć sobie ciało jakimś kolczykiem. Leticia uległa temu urokowi, że jest się wreszcie w centrum zainteresowania i można się pozwolić obsłużyć profesjonalistom nie kłopocząc się o nic więcej. Wybrała sobie za barwy jaskrawą żółć. I teraz Gina właśnie po kończyła robić jej ten kanarkowy pedicure a ona sama zastanawiała się jaką opaleniznę sobie wybrać. Przecież na statku więziennym ciężko z tą opalenizną więc póki była okazja… Amanda była ogniwem pośrednim bo na zmianę a to wybrzydzała i marudziła jak na obrzydliwie bogatą i zblazowaną turystkę pasowało by zaraz wejść w rolę asystenki czy partnerki Giny w tłumaczeniu co i jak i właściwie też była właściwie równie chętna by obsługiwać, zwłaszcza Płomyczka jak i być obsługiwaną.

- Jeja ale wyszłam tu grubo. - blondynka z mokrymi włosami zerkała krzywiąc się na holo. Na nieco przezroczystym holo wyświetlanym z jej telefonu, widać było część niedawnych harców. W tym momencie akurat najbliżej kamery była właśnie Amanda i to ustawione trochę tyłem bo właśnie klęczała z twarzą zanurzoną gdzieś między udami Diaz. Na pierwszym planie były więc nieco podrygujące stopy blondynki, potem jej elegancko wypięty kuperek, w końcu trochę jej pleców no i te jej blond włosy.

- A mi wyszły obwisłe cycki. - Leticia podniosła głowę przekrzywiając głowę i obserwując scenę na holo krytycznym spojrzeniem. Ona na nagraniu rzeczywiście akurat była owinięta wokół boku Diaz i trochę się pochylała do przodu czyli właściwie na dół gdy akurat w tej sztafecie obrabiania tak trudnego do rozmasowania miejsca jakie tak dokuczało Chelsey akurat pałeczkę przejęła blondynka. Sama Gomes więc chwilo zabawiała się brzuchem Latynoski na chwilę przerywając blondynce zabawy by się z nią mokro i bezwstydnie pocałować. Ale, że przy okazji musiała się do tego nachylić to piersi ściągane siłą grawitacji merdały się wesoło pod jej korpusem.

- Najlepiej to tu wyszła Chelsey. Jak samica alfa na tronie. - Gina też zerknęła na te nagranie i wyraziła swoją opinię. No coś było na rzeczy bo Chelsey z szeroko rozsuniętymi nogami i jako jedyna we względnie siedzącej pozycji górowała nad dwójką zabawiających ją i siebie przy okazji dziewczyn. Do tego takie ujęcie z dołu ku górze sprawiało wrażenie, że jest jeszcze wyższa i pewnie przypadkiem ale jednak stawiało ją w głównym miejscu kadru więc skojarzenie z główną postacią sceny nasuwało się właściwie samo. Mimo to chyba jakoś żadna z dziewczyn nie miała żalu ani do Chelsey, ani do kamery, ani nagrania ani tych całych figlów w jacuzzi i obok.

Zanim jednak zdążyły wymienić się uwagami na temat ról, obsady i nagrania odezwał się prawie zapomniany podczas zabawy komunikator Black 2 w którym nadawała Black 8. Strasznie trzeszczało jakimiś zakłóceniami. Ale Diaz zrozumiała tyle, że coś o MP i chyba, że ma się zawijać z dziewczynami i spotkać z Nash przy sterówce ochrony. Chyba tak. Ale nie była pewna bo strasznie trzeszczało zakłóceniami. Dziewczyny słysząc i widząc na co się zanosi trochę widocznie się im smutno zrobiło, że to koniec tej mokrej imprezy. Więc zaczęły się zbierać do ubierania się i marszu na tą sterówkę. Obydwie skazane na Obroże kobiety co prawda nie miały pojęcia gdzie może być ta sterówka no ale na szczęście Amanda mgła robić za świetną przewodniczkę.



Black 8



Tym razem od gliniarza nie doczekała się żadnej odpowiedzi. Komunikator szumiał trzaskami eteru i saper nie była pewna czy w ogóle się połączyła. Chwilę czekała stojąc w małym magazynku sprzątaczy ale nie doczekała się żadnej odpowiedzi. HUD skazańca też nie pokazywał lokalizacji kapitana ani nikogo z mundurowych. Chociaż Raptora odkąd pozbył się identyfikatora i tak by nie pokazywał tam gdzie rzeczywiście był. Nie była pewna czy to kwestia lewitującego kamienia Jenkinsa czy może zbyt długa ekspozycja elektroniki na szkodliwe dla niej czynniki jakoś ją uszkodziła.

Zostawało liczyć, że wszystko jest w porządku i spróbować zrobić swoje. Na przykład dotrzeć do pokoju kontrolnego strażników. A jak się nie wiedziało gdzie on jest to trzeba było się dowiedzieć albo poszukać. Na szczęście był skazaniec o posturze niedźwiedzia i ta laska z którą z takim zaangażowaniem się integrował.

- Dobra świnia. - powiedział wytaczając się na korytarz w podobnym czasie jak Black która stanęła przed dylematem co i którędy dalej. Grey z miotaczem ognia szczerzył się i trochę nie bardzo było wiadomo czy chwali się Nash, czy ją za najaranie mu “świni”, czy może to miał być komplement dla owej “świni”.

O ile sam Grey 20 raczej nie odbiegał mimiką twarzy poza swój niezbyt bystry standard może poza odcieniem błogiego spełnienia to mina hostessy wyrażała całą gamę szybko zmieniających się emocji. Zaśmiała się z tego ulicznego “komplementu” chociaż trochę sztucznie i wymuszenie. Jednak zadowolony Leeman chyba tego nie dostrzegł. Ruchy miała trochę sztywne i czasem zaciskała szczęki, powieki i marszczyła nosek. Jakby próbowała ukryć, że coś ją boli. Gdy jednak zerkała na dwójkę Parchów spojrzenie miała bystre, czujne i niepewne. Podsycone niepokojem albo i obawą.

- Starałam się jak tylko mogłam. Było bosko. - ciemnowłosa hostessa uśmiechnęła się uroczo jakby właśnie skończony stosunek był spełnieniem jej marzeń.

- No kurwa… - mruknął zadowolony Parch. - I na co się kurwa gapisz? Zrobiłem ci kurwa dobrze jakbyś tanią, brudną kurwą nie była i co? Nic mi się do chuja za to nie należy!? - huknął na nią tak nagle i ostro, że zaskoczył i przestraszył dziewczynę całkowicie. Zerknęła szybko na rudowłosą saper jakby u niej szukając ratunku albo chociaż porady ale Leeman naparł na nią zmuszając ją do cofnięcia się więc to odwróciło jej uwagę.

- A, a c-co byś chciał? - dziewczyna usilnie starała się zabrzmieć jeśli nie kusząco to chociaż profesjonalnie. Jej strach psuł jednak ten efekt. Pytanie o dziwo przykuło uwagę łysego Parcha bo zaczął się nad nim zastanawiać i dziewczyna zyskała moment na odzyskanie panowania nad sobą.

- Ej, ty, chcesz ją ruchać? Dobrze bierze w dupę. Do dzioba też może być. - skazaniec zapytał wspaniałomyślnym tonem patrząc na towarzyszkę obrożowej niedoli niefrasobliwie wskazując na brunetkę obok.

- A jak będziesz mnie posuwać w tyłek to mogłybyśmy z jakimś nawilżeniem? Ale macie to miejsce? Jak macie to właściwie a chcesz, no to na sucho też może być. Nawet lepiej na sucho. - dziewczyna podeszła do Asbiel trochę z obawą ale znów gdy wyszedł temat wolnego miejsca jej determinacja właściwie czyniła ją ślepą na bardzo wiele. Nawet zdołała się filuternie uśmiechnąć pod koniec machnięciem ręki zbywając wszelkie niedogodności.

- Co kurwa!? Jak w dupę to tylko na sucho! Na mokro jest dla mięczaków. - głos operatora miotacza ognia ociekał profesjonalną wyższością i pogardą.

- Tak właśnie mówiłam! Na sucho jest najlepiej! To moja ulubiona technika! - hostessa zapewniła od razu z zaangażowaniem i żarem w głosie i spojrzeniu patrząc to na jednego to na drugiego skazańca.

- No kurwa… I jak na sucho to świnia się zastanowi zanim po takim zapięciu da znowu dupy jakiemuś leszczowi… Zresztą co pizgasz? Byś obciągnęła jak należy to by ci nic nie było. Więc kurwa sama zjebałas a ja cię jeszcze mimo to wyjebałem. - Leeman popatrzył z wyższością i pretensją na dziewczynę zdradzając kto tu czemu jest winien i powinien okazywać wdzięczność.

- No tak, oczywiście, przepraszam, to moja wina ale to już się więcej nie powtórzy. Następnym razem będę już wiedzieć i zrobię jak trzeba. - brunetka przyjęła pokorny, przepraszający ton zapewniając o swojej dobrej woli i chęci współpracy i to wreszcie chyba wyczerpało limit rozmowności Grey 20 bo wrócił do swojej monosylabowej normy komunikacji ze światem.

Od tej skorej do współpracy brunetki dowiedzieli się o lokalizacji kabiny strażników. Nawet ich tam zaprowadziła. Tam zaś natrafili na trochę znanych i trochę obcych twarzy. Do znanych należała para gliniarzy uwolnionych niedawno z izolatki. Do obcych należały twarze trzech ochroniarzy. Wyglądało na to, że cała piątka prowadzi intensywną dyskusję merytoryczną na temat sporu kompetencyjnego. Jedni chcieli się szarogęsić w sterowce drudzy już się szarogesili i nie chcieli oddawać miejsca. Jedni i drudzy powoływali się na swoje uprawnienia, priorytety i rozkazy ale widocznie sytuacja była patowa i nikt nie mógł póki co uzyskać przewagi. W piątkę jednak skutecznie blokowali możliwość skorzystania z urządzeń sterówki. Trójkę nowoprzybylych zauważyli ale dwójkę skazańców w Obrożach i jedną “dziewczynkę” chyba nikt z nich nie uznał za trzecią stronę w dyskusji. Póki co wyglądalo na to, że gliniarze chcą skorzystać z systemów bezpieczeństwa schronu by namierzyć swoją zgubę i porywacza zaś ochroniarze nie mieli zamiaru dopuszczać obcych do swoich zabwaek. Ile w tym bylo z obowiązku a ile z przekory i nabuzowanego testosteronu by uowdonić swoje racje i dopiąć swego robiąc przy okazji tym drugim na złosć trudno było to rozdzielić w tak napiętej sytuacji.

Gdzieś w tym momencie nadeszło parchowo - dziewczyńskie wsparcie. Z przeciwnej strony przyszła Black 2 wraz ze swoją świtą. Wszystkie zdawaly się być odświeżone, radosne, pogone i zrelaksowane. - O, Amy! - zawołała wyraźnie ucieszona dziewczyna jaką nieawno zrypał w schroniarskim zaułku Grey 20. Amanda w odpowiedzi uśmiechnęła się i pomachała dziewczynie swoją zgrabną rączką na przywitanie. - Cześć Tam. - przywitała się z brunetką blondynka.

- Oh, Amy, szukałam cię! Weź im powiedz, że… - Tam ucieszyła się i podeszła do gwiazdy estrady wskazując kciukiem za siebie na saper i operatora miotacza ognia gdy nagle jakby ją zamurowało gdy przejechała spojrzeniem po kobiecie wokół której stała przyklejona i uszczęśliwiona Amanda. - A ty… A to jest.... - czarnulka zająknęła się wyraźnie wodząc trochę zaskoczonym wzrokiem po uzbrojonej Latynosce w czarnych barwach na pancerzu.

- To jest właśnie mój Płomyczek. Ta o której ci mówiłam. Widzisz? Mówiłam ci, że wróci. - Amanda wydawała się promieniować z dumy i satysfakcji wskazując wolną dłonią na trzymającą ją z wzajemnością Diaz. A gdyby ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości to złożyła na jej ustach namiętny pocałunek. Po czym znowu popatrzyła triumfalnie na koleżankę z pracy. Ta jednak zareagowała trochę dziwnie. Przeskakiwała wzrokiem od blondynki do brunetki by co chwila odwracać się za siebie w tył i patrzeć to na Nash to na Leemana. I wydawała się jakaś zaskoczona, sfrustrowana a może i wkurzona.

- Noo… no tak, tak pewnie… - Tam wydukała w końcu mocno zaciskając powieki i usta. Pokiwała głową jakby musiała przełknąć coś w myślach. - Amy ale macie jeszcze miejsce? Tylko jedno. Zapłacę! Mam kredyty, koks i diamenty! Zrobię co zechcesz! Tylko mnie zabierzcie ze sobą! Amy kurwa nie daj mi tutaj zdechnąć! - czarnowłosa dziewczyna otworzyła oczy i prosząco złapała blondynkę za wolną rękę błagając ją i chyba Chelsey też bo zerkała szybko to na jedną to na drugą jakby nie do końca wiedząc do której powinna mówić bardziej.




Miejsce: zach obrzeża krateru Max; zachodnie lotnisko; HQ; 270 m do CH Brown 4
Czas: dzień 1; g 37:40; 20 + 60 min do CH Brown 4




Brown 0



Brown 0 widziała jak dłoń w rękawicy uniosła się i na moment zamarła. A potem rozmazała się w smugę. Następnie przekazała to rozmazane wrażenie gdy świat zamigotał jej przed oczami i eksplodował bólem w rozbitej twarzy. Zatrzymał się dopiero na chłodnej, umywalce. Tej samej co ta dziewczyna mówiła, że jest bez wody bo zamarzła. - Widzisz? To Parch. Z nimi można zrobić wszystko. Absolutnie wszystko. I nikt, nic z tym nie zrobi. - mężczyzna zarechotał się szyderczo z wyraźną satysfakcją. Drugi pokiwał głową z fascynacją obserwując tą scenę. Vinogradova zdążyła otrzeć rozbity nos i wargę by spojrzeć na nich obydwu. Została z nimi sama. Z obydwoma. Z obydwoma żandarmami MP.

- A ten kapitan? Wygląda na ostrego. - ten drugi, nieco z tyłu nadal miał chyba jakieś wątpliwości.

- Ale odleciał. Został ten pizdek od komputerów. Chuja nam zrobi. Chodź, zabawimy się z tą “informatyczką”. - powiedział ten co ją uderzył. Podszedł do niej i szarpnięciem postawił ją na nogi, odwrócił od siebie tyłem a potem rzucił na ścianę.

- A jak mu powie? - ten drugi dalej zdawał się kalkulować sytuację nie podejmując jeszcze ostatecznej decyzji.

- Ty, zobacz jaka szpryca. No nic tylko brać. - powiedział ten bardziej zdecydowany i agresywny oglądając sylwetkę kobiety stojącej pod ścianą z wyraźną przyjemnością. - A kto jej uwierzy? Parchowi? Poza tym ten pizdek? Umie wciskać klawisze jak małpa to wciska. I nic więcej. - facet wcale nie wydawał się przejęty taką perspektywą. Ten drugi podszedł do niego zrównując się jakby też chciał z bliższej odległości ocenić walory kobiety w Obroży. - Co tak stoisz jak słup soli?! Nogi szeroko, łapy wysoko a dupa do tyłu! Nie mów, że nie znasz tego z pierdla! Rewizja! - huknął na informatyczkę ten większy.

- A ta blondyna? Nie wyglądała na miękka faję. - ten młodszy stopniem i mniej zdecydowany przypomniał o blondynce która tu niedawno była.

- Dlatego teraz popierdala sprawdzić gdzie jej nie ma. - roześmiał się zadowolony z własnego manewru st.srg Montana. Dzięki niemu i grupce żandarmów sytuacja w kobiecej toalecie zmieniła się gwałtownie w ciągu paru ostatnich chwil.


---



- Do toalety? - informatyk z MP zdziwił się chyba samym pomysłem, że ktoś, nagle może chcieć iść do toalety. Skrzywił się gdy wyraźnie nie w smak mu było podjęcie decyzji. Zerknął na drzwi za którymi dopiero co wyszedł dowódca, zerknął na ostatniego żandarma bo z dwóch jacy tu byli jeden poszedł z kpt. Yefimovem więc został tylko jeden. Obecnie dwójka ostatnich MP była w zdecydowanej mniejszości w porównaniu do trójki pierwotnej obsady HQ i pół tuzina zmarzniętych cywilów na kanapie.

- Ale sama? To niebezpieczne. A jak coś ci się stanie? Nie wytrzymasz jeszcze trochę? Zaraz tu będzie Montana ze swoimi ludźmi. - informatyk chyba czuł się dość niezręcznie na stanowisku dowódcy. Nawet jeśli był ze wszystkich osób najstarszy stopniem dość wyraźnie było widać, że raczej jest specjalistą w swojej dziedzinie niż pełnokrwistym oficerem liniowym. Póki chodziło o hakowanie i sprawy informatyczne wyglądało na to, że wie co robić ale teraz, gdy chodziło o pojęcie zaskakującej i nieplanowanej decyzji chyba wolał się jakoś z tego wykręcić. Zmieszanie widoczne na jego twarzy zdradzało konflikt sprzeczności gdy z jednej strony pewnie puściłby informatyczkę do toalety ale z drugiej “jeśli coś się stanie” to przecież będzie na niego. Niewiadomą była kwestia zaufania jakie żywił do czarnowłosej informatyk. Póki mówiła jaki ma plan działań na nadchodzący kwadrans kiwał głową i przygotowywał co trzeba do przeprowadzenia operacji. Z opresji wybawiła ich blondynka w ciężkim pancerzu.

- Panie poruczniku, ja mogę z nią pójść. Toalety są niedaleko, zaraz za drzwiami. - powiedziała srg. Johnson zgłaszając się na ochotnika do tej misji. Delgado zareagował jakby kamień spadł mu z serca.

- Tak? No dobrze, to idźcie. Ale uważajcie na siebie i zaraz wracajcie. A ja tu wszystko przygotuje. I nie wyłączajcie komunikatorów. - Delgado zareagował prawie wesoło ledwo skrywając ulgę i zadowolenie. Blondynka więc wstała ze swojego stanowiska i podeszła do stojaka z bronią gdzie zaczęła nakładać hełm, maskę i karabin maszynowy. Maya też miała wolne by naszykować się do wyjścia ale wówczas okazało się, że jej prośba i zgoda drugiego informatyka wywołały efekt uboczny. Z grupki cywili też podniosły się dwie osoby, mężczyzna i kobieta, chcąc skorzystać z toalety. Informatyk dowodzący w tym lokalu znowu wyglądał jakby mu się zważył humor i spojrzał pytająco na sierżant z ciężką bronią.

- Zajmę się nimi. - obiecała blondynka więc Delgado wykonał przyzwalający ruch ręką dwójka cywili też zaczęła ubierać się do wyjścia.

Na zewnątrz było zdecydowanie chłodniej. Ale nie panowało te mordercze zimno jak na zewnątrz. Część ogrzewania i wentylacji albo jeszcze w wieży działała albo jeszcze krioburza nie zdążyła wymrozić i wydusić tutaj wszystkiego. Toalety rzeczywiście były na tym samym poziomie co terminal sterujący wieży tylko trzeba było wyjść z niego na przedsionek i zamiast na schody prowadzące w dół i do windy skierować się do toalet. Trochę było nawet zabawnie jak ten facet chciał pójść do męskiej więc sierżant kazała mu czekać aż sprawdzi żeński przybytek by wpuścić tam dziewczyn potem dopiero poszła razem z nim do męskiej. Facet też musiał uwinąć się pierwszy bo blondynka dość szybko wróciła o żeńskiej ubikacji.

Brown 0 akurat w zaciszu przerywanym tylko odgłosami wytłumionej przez ściany wichury pracowała na swoim podręcznym komputerku szykując kolejną legendę. Tym razem dla kpt. Hassela. Niespodziewanie zapikał znacznik wiadomości na holo. Gdy wyjęła je z kieszeni zobaczyła, że od Herzog.

Cytat:
“KSiP u mnie. Musiałam wypuścić MP. Dwóch zostało. R.”


Usłyszała pukanie w ścianę przegrody obok i głos swojej sąsiadki. - U ciebie też woda zamarzła? Nie można spłukać… - wyjaśniła z zażenowaniem dziewczyna. Chyba mówiła by się podzielić tą kłopotliwą sytuacją bo właściwie niezbyt coś można było na to poradzić. Słychać było ruchy spłuczki ale widocznie zamarznięta woda nie chciała lecieć. W końcu więc dziewczyna poddała się i wyszła z kabiny. - W kranie też nie ma… I mydło w płynie nie jest już w płynie… - dorzuciła jeszcze gdzieś zza drzwi kabiny. Potem jęknęła z zadowolenia odkrywając, że suszarka do dłoni jednak nadal działa. Przez dłuższą chwilę stała sycąc się przyjemnym, suchym i ciepłym powiewem powietrza. Jeszcze informatyczka słyszała jak tamta używa ręczników papierowych a potem jak sierżant z ciężką bronią wychodzi by ją wypuścić na zewnątrz i zaraz wraca.

- Cholera naprawdę nie działa. - mruknęła blondynka też manipulując przy kranie z którego też nadal nie uleciała ani kropla wody. - Ej, wszystko w porządku? Już tylko ty zostałaś. - sierżant zapukała w drzwi czarnowłosego skazańca. - Ktoś idzie. - powiedziała nagle trochę zaskoczona. Vinogradova usłyszała odchodzące kroki blondynki kierującej się do drzwi i stukoty wydawane przez pancerz, broń i oporządzenie. Otwieranie drzwi na korytarz. Czekanie. Czekanie. I wreszcie ludzkie głosy. I srg. Johnson i jakieś męskie.

A już kończyła! Miała już przygotowaną legendę, nowe dane, nowe zdjęcia, historię służby i wysłała je ostatnim przyciskiem w elektroniczny świat. Tam nastąpiło uaktualnienie. Identyfikator kpt. Hassela przyjął nowe dane i odtąd wyświetlał coś co było odpowiednikiem projekcji holo w sieci zakrywającej prawdziwe dane. Więcej nie zdążyła bo w drzwi swojej kabiny usłyszała dobijające się brutalne walenie w drzwi a w szczelinie pod drzwiami czubki wojskowych butów. - Otwieraj! - zażądał rozkazująco męski głos.

- Sierżancie! Jak pan się zachowuje?! Tam jest nasza informatyczka i źle się czuje! - blondwłosa sierżant wydawała się być oburzona zachowaniem drugiego mundurowego. Brown 0 miała tylko chwilę by poskładać swoje zabawki bo natarczywość obcego skłaniała do opcji, że mógłby nawet wyważyć te dość wątłe drzwi. Gdy otworzyła ujrzała przed sobą postawnego faceta z bronią, pancerzu i oznaczeniami MP.

- O. Ładna mi informatyczka. Przecież to cholerny Parch! Co wy tu we dwie ukrywacie co?! - facet z naszywką MONTANA na piersi najpierw wyszczerzył się ironicznie jakby złapał blondynkę na bajdurzeniu a potem huknął na cały głos.

- Nic nie ukrywamy! Przyszłyśmy skorzystać z toalety! To wszystko! Mamy zgodę porucznika Delgado! Jest w centrali obok, może go pan sam zapytać. - sierżant wydawała się wkurzona do żywego słowami podoficera MP i zacisnęła mocniej dłonie na swoim ckm.

- Nie bój się złotko, już ja sobie z nim porozmawiam. A na razie bądź łaskawa zawijać się stąd. Muszę przesłuchać podejrzaną. - facet uśmiechnął się z wyższością patrząc pogardliwie na sierżant Armii. Ale zanim skończył przejechał z powrotem po sylwetce Brown 0. Takim spojrzeniem jakiej żadnej kobiecie nie wróżyło nic dobrego ze strony większego, uzbrojonego i silniejszego faceta.

- Świetnie ale Maya idzie ze mną. - srg. Johnson wyciągnęła rękę w stronę czarnowłosej kobiety jakby chciała wyjść jej na spotkanie.

- Głucha jesteś? Ona tu zostaje. A ty się stąd zawijasz. Chyba, że też chcesz zostać dokładnie przesłuchana. - facet zaprotestował stając naprzeciw sierżant. Chwilę mierzyli się wzrokiem. W ubikację byli we czwórkę. Dwie kobiety i dwóch mężczyzn. Reszta, z kilku chyba, czekało przed ubikacją.

- Ty chujku! - syknęła z pogardą blondynka i uniosła dłoń by coś zrobić. Nie było wiadomo co bo Montana dłużej nie czekał.

- Brać ją! - rozkazał krótko i żandarm który stał przy blondynce złapał ją za tą wolną dłoń. Operator ciężkiej broni w ciężkim pancerzu i o blond włosach może i dałaby radę mu stawić czoła ale zaraz do ataku dołączył Montana. A potem ci czekający dotąd na korytarzu żandarmi. Z taką przewagą Johnson nie miała żadnych szans i szybko została obezwładniona, skuta i potraktowana paralizatorem. - Zabrać ją na dół. - powiedział nieco zdyszany srg. MP ponaglając swoich ludzi którzy zabrali obezwładnioną i skutą blondynkę z ubikacji. A on sam, z jednym ze swoich ludzi zostali z osamotnioną Brown 0.




Miejsce: zach obrzeża krateru Max; klubu “H&H”; “The Haven”; 4 220 m od CH Grey 301
Czas: dzień 1; g 37:40; 140 + 60 min do CH Grey 301




Grey



Grey 35 czekał razem z grenadierem z 800-ki. Czekali czując jak każdy kolejny oddech jest bardziej chrypiący, gorętszy i coraz słabiej spełnia limity zapotrzebowania na tlen. Dobrze, że chociaż stali w miejscu a nie biegli czy uprawiali podobną aktywność. Dostali odpowiedź od Grey 39 co mówił, że jego i Denta coś goni i od Grey 83 co prosiła by poczekać na nią bo już biegnie. O reszty nie doczekali się jakiejś odpowiedzi. Za to mieli koleną stratę. Nie wiedzieli gdzie i jak ale profil Grey 81, Oliviera Johsena, sapera i speca od pułapek, przyozdobił znany skrótowiec KIA.



Wreszcie się doczekali kolejnych zawodników na mecie. Chociaż może nie do końca tak jakby sobie tego życzyli. Jedne z drzwi po ich lewej stronie huknęły bez ostrzeżenia gdy wypadła przez nie jakaś sylwetka z karabinem w łapach. Wypadła chyba po prostu biegnąc czy i najwidoczniej była zaskoczona tą sporej wielkości salą i jej dziwnym, obcym wystrojem. Z rozpędu postać dobiegła gdzieś do pierwszego filaru. Tam dało się rozpoznać oznaczenia na pancerzu. Grey 83, blondwłosa droniara i robotyk. Gdzieś tam chyba też zaskoczone jej przybyciem xenos ją dostrzegły i wkroczyły na interwencję.

Po przeciwnej stronie sali też był ruch. Tam facet z pistoletem w garści był jednak ostrożniejszy albo miał więcej farta. Chyba był Grey 88, kolejny strzelec wyborowy ci z powodu charakterystyki terenu i panującej pogody częściej używał noża i pistoletu niż swojej głównej broni. No to była ich czwórka. Chociaż byli rozproszeni po trzech ścianach. Najdalej do schodów miała droniara. I ona też już teraz miała zajęcie strzelając do wyskakujących z gęstej mgły albo dymu schodów. Azjata po przeciwnej stronie miał niewiele dalej do schodów niż właściciel piłomiecza i granatnika. Bo schody nie były położone po osi sali tylko właśnie trochę w ich stronę. Więc z całej czwórki mieli najbliżej.Moment później jak zwykle zdarzyło się kilka rzeczy naraz

Grey 83 udało się w ostatniej chwili rozstrzelać z karabinu atakującą ją maszkarę i rzuciła się biegiem. Udało jej się dobiec do środkowej kolumny. Dziewczyna musiała być już u kresy sił bo oparła się ciężko ramieniem o zniekształcony dziwnymi naroślami filar i odychała ciężko. Wyglądało jakby się chwiała i miała za chwilę osunąć się po tym filarze na ziemię.

Do drzwi przez jakie niedawno minęła blondyna dobiegła teraz Kurson. Miała przed sobą mętni, przesłaniany dymem albo mgłą widok jakiejś większej sali z filarem i chyba następnym. Przy tym następnym ktoś był, możliwe, że blondwłosa Grey z 800-ki co nie chciała jej oddać swojej ostatniej apteczki i wyprzedziła ją w tym biegu. Co było dalej niezbyt się orientowała przez ten cholerny dym. Oddech już jej ciążył i mroczki bujały się przed oczami. A gdzieś tu jeszcze słychać było z tej mgły kolejne skrzeki. Xenos tu były. I za nią też! Słyszała jak pościg się zbliża z każdą chwilą a przecież żaden dwunóg nie mógł się równać pod względem prędkości z tymi xenosami.

Trzecim nowym eleme tem był potężny ryk. I dudnienie ciężkich kroków. To było coś dużego. Całkiem możliwe, że to ci ileś tam sal i korytarzy wcześniej rozerwało Grey 89 na strzępy. Grey 32 słyszała jak ten ryk dochodzi gdzieś z prawej. Gdzieś tam gdzie migał znacznik Grey 39 i Grey 28 chociaż nie widziała ich tak samo jak końca sali.Sanders i Fush też słyszeli. Gdzieś za nimi. Tym korytarzem jakim niedawno przybiegli. To coś chyba tamtędy biegło! I pewnie dopadło Denta. Bo słychać było jakiś rozdzierający ludzki wrzask a zaraz potem Dent czyli Grey 28 dostał status KIA. - Myślę, że dwie minuty na pewno minęły! - Fush wrzasnął strzelił w głąb korytarza granatem a potem wybiegł w kierunku schodów. Granat zapłonął blokując korytarz ścianą płomieni. Z przeciwnej strony Grey 88 też postawił na prędkość i ruszył biegiem w kierunku schodów.

Grey 39 biegł wytrwale za 28-ką. Biegł chrypiąc już niemożliwie i nie wiedząc ile jeszcze wytrzyma. To była jedna z takich chwil gdy zbawieniem okazuje się coś co pozornie było dla kogoś zgubą. Taka zguba trzasnęła w plecy kowboja. Dokładniej to drzwi które te coś wyrwało z posad, te które właśnie dopiero co minął i trzasnęły zamknięte i nagle stwór wyrwał je a drzwi poleciały przed siebie aż natrafiły na przeszkodę. Czyli plecy Grey 39. Stafford jęknął upadając na podłogę gdy drzwi przewaliły osłabionego skazańca a potem przywaliły. Nie miał szans wstać i wygrzebać się spod tej przeszkody tak samo jak żaden dwunóg nie miał szans ścigać się z wielonogami.

A jednak chyba właśnie ten niefart odsunął nieco w czasie niefortunny koniec skazańca. Stwór nie zatrzymując się pogalopował dalej ku jedynemu obecnie poruszającemu się celowi. Ku Dentowi. Murzyn wrzasnął spanikowany co dało się słyszeć i przez jego gazmaskę i próbował chyba dobiec do jakiejś windy. Ale nie zdążył. Stwór dopadł go tuż przy ścianie. Potężna łapa zamiotła uzbrojonym i opancerzonym człowiekiem bez trudu powalając go na podłogę. Dent wrzasnął rozpaczliwym gestem wyciągnął w atawistycznym, ludzkim odruchu rękę przed siebie. Stwór przygniótł człowieka swoją wielką łapą i Dent zdusił swój krzyk przechodząc w jakieś rzężenie. Złapał łapę stwora ale miał takie szanse ją zrzucić z siebie jak podnieść kotwicę liniowca. Stwór zaryczał jeszcze i Grey 28 znowu zasłonił się ręką. Stwór capnął paszczą wyrwał człowiekowi ramię jednym szarpnięciem. Dent zawył jak opętany gdy podłogę z wyrwanego ramienia zaczęła zalewać strumieniami krwawa ludzka posoka. Wszystko umilkło przy kolejnym ruchu paszczy potwora. szczęki złapały górę człowieka w pół i zaczęły szarpać bezlitośnie na boki. Po dwóch czy trzech ruchach ludzki korpus przestał stawiać opór pękła na dwie części. Masywny stwór cisnął tym trofeum przez pół sali zaryczał triumfalnie swoje zwycięstwo.

Stafford wciąż leżał pod drzwiami jakie go przewaliły i był nie dalej niż kilkanaście kroków od potwora. Sądząc z masy i siły potwora miał stanowczo za mało metrów, sekund i magazynków by mieć nadzieję na rozstrzelanie stwora z rewolwerów. Stwór jeszcze go nie usłyszał, wywęszył albo nie wyczuł. Ale nie był pewny ile to jeszcze może potrwać ten fart. Wiedział, że zbyt długo zwlekać nie może bo się udusi. Po swojej lewej widział drzwi. Niedaleko. Ze dwa czy trzy kroki. Były standardowych rozmiarów więc była szansa, że stwór przez nie nie przejdzie. No chyba, że był na tyle mocny by rozwalać ściany tak samo jak drzwi. Gorzej jeśli by okazało się, że są zamknięte. Wówczas stanąłby przed zamkniętymi drzwiami i stworem o kilkanaście kroków od jego pleców. Drugą opcją był odwrót przez te właśnie wyrwane drzwi. Tam chyba był jakiś korytarz, szeroki na tyle by on i bestia mogli się w niego zmieścić. Ale odpadał dylemat zamkniętych drzwi. Cokolwiek by planował nie zrobić to musiał to zrobić szybko bo albo stwór go wykończy albo niedotlenienie osłabi go zbyt bardzo by miał szansę coś zrobić.

Grey 33 czuła, się zagubiona i osamotniona. Była sama. Reszta skazańców była widoczna tylko jako wyświetlacze na mapce HUD i ikonki z twarzami i personaliami. Przemieszczali się podobnie chaotycznie jak ona. Ale HUD nie mial wgranych planów budynku więc pokazywał tylko same plamki Parchów a nie zarys wnętrz po jakich się poruszali.

Tylko symbole Grey 35 i Grey 87 pulsowały stabilnie w jednym miejscu. A mimo to ten ruch zdawał się stopniowo ukierunkowywać mniej więcej w stronę dwóch, stabilnych kropek skazańców. Kolejne kropki ginęły z mapy HUD i odpowiednio przy portretach pojawiały się skróty KIA. Dopiero co było tak z Grey 89. Teraz ten los podzielili Grey 81 którego prawie w ogóle nie kojarzyła i Grey 28 z którym na przednim siedzeniu zdewastowanego suva odpierali ataki xenos. Już trzech w ciągu paru minut. A xenos wciąż szalały. Słyszała chrobot szponów po ścianach i posadzkach, ich skrzeki i wycie zapowiadających pojawienie się. Grey 88 straciła z oczu. Zostawił ją tak samo jak ona zostawiła Grey 32 w głębi leja mozolącą się z bezwładną Grey 31. Musiała przecież donieść słaniajacego się z każdym krokiem kowboja. Nie miała pojęcia kto ich wszystkich nie zostawił tam na zmrożonej drodze przy nieruchomym “Eagle 1”. Wiedziała tylko, że sami nie dotarli do zbawczej kabiny ładowni transportowca.

Teraz też ktoś o niej nie zapomniał i nie chciał zostawić. Pościg złożony z wielu szczęk i pazurów. Szybszy niż jakikolwiek człowiek. Gdzieś echem korytarzy przyszło triumfalne wycie jakiegoś potężnego stwora. Co robić? Spróbować dobiec do reszty skazańców? Zdąży? Nie zdąży? Zaczekają na nią? Poprosić by zaczekali? Ukryć się? Nie miała jednak już sił w płucach. Oddech dogorywał. Jeszcze dawała radę utrzymać pistolet i detektor w dłoniach, robić krok i kolejny. Ale to już długo nie mogło potrwać.Szum w uszach i mroczki przed oczami nasilały się. W oczy wpadł jej napis prowadzący ambulatorium. Byłaby tam maska tlenowa? Może. Dałaby radę dobiec? Może. Ale wtedy szanse na dotarcie do reszty skazańców byłyby bliskie zeru. Chyba, żeby poczekali. Jak nie? No to nawet jak znajdzie tlen i się nie udusi za parę chwil to pewnie zostanie tutaj sama z tymi wszystkimi potworami.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 27-05-2018 o 14:02.
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172